Monthly Archives: Lipiec 2018

PiS to jawna Targowica

4 razy Waldemar Mystkowski.

Dzisiaj obydwaj zachowują się jak Targowica.

Wywiad z Kornelem Morawieckim opublikowany w prawicowym tygodniku „Do Rzeczy” wyjawia, o czym tatuś Morawiecki z synem Mateuszem rozmawiają przy stole rodzinnym. Dowiadujemy się więc, jak jest wykuwana polityka polska – oprócz rzecz jasna łoża boleści prezesa Kaczyńskiego, który zrywa się na silnych antybiotykach i bieży pod opieką ochroniarzy do mediów, aby popluć na tego i owego.

Morawieccy to zaiste ciekawy przypadek psychologiczny. Przypadek nietypowy, bo wielce zdeformowany. Narracyjnie rzecz ujmując, Kornel Morawiecki w PRL byłby typowym produktem tamtego czasu, a jego „Solidarność Walcząca” nie tyle walczyła z komuchami, co z „Solidarnością”. Takich ludzi w historii i w narracji nazywamy zakałami.

Odprowadzałem na dworzec swoich kolegów z opozycji, którzy w stanie wojennym nie wytrzymywali presji, jeden był poetą, drugi plastykiem, a trzeci zwykłem cwaniaczkiem.  I taka też jest cała kombatanckość starszego Morawieckiego – wziąć nogi za pas, nie odpowiadać za innych. Wyobraźmy sobie, że z Polski wybywają w taki właśnie sposób Lech Wałęsa, Adam Michnik, Jacek Kuroń, Tadeusz Morawiecki, Waldemar Kuczyński i inni.

To gdzie byśmy dzisiaj w historii tkwili? Albo przed Mongolią, albo za Mongolią. I takie są historycznie zasługi Kornela Morawieckiego – za albo przed Mongolią. Lecz Morawiecki to cwaniaczek, jakich w Polsce mało. Potrafił tak wypromować się na opozycyjności, jak mało kto. Ba, uważam, że do niego należy rekord gołosłowia walki z komuną. Wszak swego syna Mateusza, który ma średnie zdolności intelektualne, umieścił w jednej z korporacji bankowych jako twarz Polski suwerennej.

Zastanawiałem się, na czym polega fenomen Mateusza Morawieckiego. Wszak słyszę, jak się wypowiada, co ma do powiedzenia – i niestety stwierdzam, że to przeciętniak, a gdy zostaje dociśnięty, to wychodzą mu braki niegodne zajmowanego stanowiska, które sprawuje. Jak to się dzieje, że taki przeciętniak został największym beneficjentem III RP?

Nikt – a w każdym razie nie znajduję podobnej kariery – niezasłużenie nie zrobił jej w III RP i tak się wysoko wywindował na legendzie innych. Mateusz Morawiecki zarobił dziesiątki milionów w III RP i omamił prezesa Kaczyńskiego, a ten z braku laku zrobił z niego premiera. Powiedzieć o premierze Morawieckim Nikodem Dyzma, to nic nie powiedzieć, bo popularny pisarz z międzywojnia swego nuworysza na końcu powieści fabularnie kompromituje, nie daje mu szansy zatopienia II Rzeczpospolitej.

A co dzieje się dzisiaj? Dyzma Morawiecki robi krok dalej, jako premier kompromituje Polskę. Jego tatuś Kornel Dyzma w wywiadzie dla prawicowego tygodnika wyjawia, o czym rozmawiają przy stole rodzinnym i jaka czeka nas przyszłość, gdy będzie dalej rządzić formacja polityczna, której lider w stanie wojennym zaspał na jego rozpoczęcie, zaś ojciec obecnego premiera spłoszył się, gdy Jaruzelski tupnął.

O Kornelu Morawieckim nie raz pisałem, jest wielce cwany i zwyczajnie nie za bardzo rozumiejący uwarunkowania polityki. Jeden szczegół z wywiadu zdradza, dokąd jesteśmy prowadzeni, a jesteśmy prowadzeni na rzeź geopolityczną. Wg tatusia premiera, Rosja nie prowadzi agresywnej polityki, wojna hybrydowa na Krymie i w Donbasie to wojna domowa w Rosji, a sankcje Unii Europejskiej nałożone na Rosję są niesprawiedliwe dla Putina. Taki człowiek jak Kornel Morawiecki jednak zaistniał w przestrzeni publicznej. Niewiele zrozumiał z I Rzeczpospolitej, a przede wszystkim z myśli politycznej dotyczącej Wschodu, z którą zmagali się tacy giganci, jak Józef Piłsudski i Jerzy Giedroyc.

Niespecjalnie interesuje mnie niedyspozycja intelektualna starszego Morawieckiego, a także to ,co przekazał synowi Mateuszowi, ale interesuje mnie Polska, lecz nie taka, jaką realizuje premier, bo on co rusz przewraca się niemal w każdej sferze, w której wypowiada się. Rozmowa z Kornelem Morawieckim daje wgląd w rozmowy rodzinne z synem Mateuszem.

Z grubsza tak rozmawiali o Rosji targowiczanie Szczęsny Potocki z Franciszkiem Branickim i taki jest sens i wymiar rozmów starszego i młodszego Morawieckich. Jeden wzrósł na opozycyjności innych w PRL – Wałęsy, Michnika i podobnych. Drugi jest największym beneficjentem prosperity III RP. Dzisiaj obydwaj zachowują się jak Targowica. Jeżeli ten idiom historyczny miałby jeszcze raz zwyciężyć, to Morawieccy zastąpią niesławne postacie I Rzeczpospolitej.

Ujawnione przez OKO.press operacyjne działania policji i tajniaków wobec protestów w obronie niezależności sądów w lipcu ubiegłego roku powinny przerażać. Ale nie przerażają.

Dlaczego? Bo tego się spodziewaliśmy. Do inwigilowania protestujących rzuconych zostało tylko w Warszawie przeszło 2 tys. zwykłych policjantów i „niezwykłych” z wydziałów kryminalnych, do walki z przestępczością narkotykową, gospodarczą, itd.

Dotyczy to tylko Warszawy, podobnie z pewnością było w innych miastach, np. w Poznaniu protesty miały większe rozmiary, zresztą jak i w roku bieżącym. Dowiadujemy się o tym po roku i dowiadujemy się szczegółów, w jaki sposób inwigilowani byli liderzy opozycji parlamentarnej i pozaparlamentarnej. Nie dziwią też groteskowe raporty, policja przypomina milicję z czasów PRL.

Obecna władza jest żywcem przeniesiona z PRL, mam na myśli choćby ministrów spraw wewnętrznych – z ubiegłego roku Mariusza Błaszczaka i ministra z rządu Mateusza Morawieckiego, Joachima Brudzińskiego. Obydwaj aparatczycy rodem z „Ucha prezesa”, albo z archiwalnych skeczów kabaretu Tey.

Ujawnione dane są wierzchołkiem góry lodowej inwigilacji ubiegłorocznych protestów. To w istocie wierzchołek państwa policyjnego, które ze swej natury jest państwem bezprawia łamiącym Konstytucję.

Jak po upadku PRL utworzony został Instytut Pamięci Narodowej (IPN), tak po upadku PiS powinien powstać Instytut Badania Bezprawia Władzy PiS (IBBWPiS), bo muszą „spisane być czyny i rozmowy”.

Tymczasem musimy sobie radzić. Musimy uczyć się nowych form oporu pokojowego, aby nie doszło do sytuacji, jak mówi jeden z liderów społeczeństwa obywatelskiego Paweł Kasprzak, gdy „wystarczy, żeby ktoś podstawiony pierdyknął workiem z czerwona farbą w twarz policjanta i zacznie się jatka”.

Musimy wyzbyć się podejrzliwości wobec siebie, bo po takich enuncjacjach o tajniakach umieszczonych pośród nas łatwo o chorą nieufność, a ta może szybko przerodzić się w agresję. Protesty więc winny być podstawą wspólnot, w których ze sobą się rozmawia i bliżej poznaje.

Ogromne znaczenie mają osobowości liderów opozycji. W dalszym ciągu wśród protestujących widzę dużo nadziei, żaru i siły. Po przeszło dwóch latach protestów wobec rządów PiS są to twarze uśmiechnięte, nie naznaczone resentymentem, albowiem tylko wtedy bezprawie i zamordyzm upadną, gdyż boją się otwartości i ludzi gotowych do dialogu.

Będą na nas słać swoich agentów, ale nie lękajmy się ich, zło jest zawsze słabe, bo zło jest tchórzliwe, otacza się kordonami i zamyka w twierdzach, w których jedyną przyszłością jest odejście, śmierć.

Jarosław Kaczyński obudził się z medialnej śpiączki, od razu pojawiły się rozliczne znaki zapytania. Jak głęboko był uśpiony i jak głęboko sięgają jego macki? A że sięgają, nie trzeba nikogo przekonywać, bo IV RP lat 2005-2007 to był kraj, gdy zbliżyliśmy się do standardów republiki bananowej. Teraz dłużej trwa ten niezachodni standard, więc można mniemać, że tamte rekordy padły, mamy do czynienia z nowymi.

Podczas wywiadu w TVP prezes był puścić farbę o pośle Platformy Obywatelskiej, Stanisławie Gawłowskim, informując publikę, iż dostanie nowe zarzuty, a nawet podał termin jego przesłuchania przez prokuraturę.

Patrząc na sylwetkę Kaczyńskiego, nie tylko fizyczną, ale psychiczną i biograficzną, oceniamy go jako marność. Jak ktoś taki mógł dojść do takiej władzy? Ale tak się zdarza, inne narody też przechodziły przez podobną tandetę swoich przywódców. A prezes PiS pochodzi z magla. Ma taka przypadłość, iż sam z siebie puszcza farbę, gada namiętnie i niekoniecznie od rzeczy, gadulstwo takie nazywane jest logoreą. Gada i gada, dostaje słowotoku, słowolejstwa.

Tacy ludzie muszą się chwalić tym, czego nie potrafią. W ten sposób dowartościowują się. Kaczyński niczego dobrego w życiu z punktu widzenia wartości każdego z nas nie osiągnął, więc chwali się, że innych przydybał na podobnej sobie bezwartości.

Jest to psychiczne przeniesienie. Ja nie jestem wart, więc powiem, że inny nie jest warty, poprzez to zyskam, bo inny okaże się mniej wartościowy. Kaczyński tylko psuł, czego się dotknął, zniszczył. Więc tę swoja destrukcyjność przenosi na innych, bo tylko takie w nim tkwią wartości – i takimi postaciami destrukcyjnymi się otacza.

A w Polsce po 1989 roku jest co zepsuć, nasz kraj nie miał się nigdy tak dobrze w historii, jak to było do roku 2015, gdy destruktorzy dorwali się do władzy. Nie tylko my to widzimy w kraju, Polska w Unii Europejskiej i na świecie jest postrzegana jako kraj rządzony przez destruktorów.

Uogólniam, choć chcę tylko uświadomić jeden szczegół. Destruktor Kaczyński dostał bezprawnie informację od służb prokuratorskich, iż te postawią zarzuty i będą przesłuchiwać Gawłowskiego. I dzisiaj dowiedzieliśmy się, dlaczego Kaczyński destruktor z logoreą akurat na ten temat puścił farbę w telewizyjnym wywiadzie. Kaczyński niejako uprzedził wieść o bezprawiu, jakiego dopuszczono się w stosunku do Gawłowskiego.

Jak na dłoni ukazane jest nie tylko bezprawie państwa rządzonego przez PiS, ale jego gnicie Polski. A że Kaczyński nieformalnie zarządza gnijącą Polską, możemy tę metaforę przenieść na niego – jest to gnicie od głowy Kaczyńskiego, bo ryba gnije od głowy. Adwokat Gawłowskiego Roman Giertych był poinformować, iż oficerowie CBA 19 czerwca w celi aresztu śledczego w Szczecinie przesłuchiwali Gawłowskiego. Przecież każdy z nas – niekoniecznie znający prawo – wie, że przesłuchiwać podejrzanego na tym etapie może tylko prokurator i to w obecności adwokata. Otóż oficerowie CBA przedstawili Gawłowskiemu propozycję, aby obciążył swoich kolegów partyjnych: „liderów obecnych i byłych jakimikolwiek zarzutami w zamian za odstąpienie od przedłużania aresztu”.

Przez 3 lata PiS destruuje państwo, przez 3 lata szukają cokolwiek na poprzedni rząd PO-PSL. I niczego nie znaleźli. Nic i nic znajdują.

PiS jest zepsute od głowy Kaczyńskiego. Postaci samej w sobie nikczemnej, możemy się zastanawiać – a dobrzy pisarze pokusić napisania dzieła – jak to się stało, że daliśmy się zainfekować tak zepsutej głowie Kaczyńskiego, która niczego dobrego nie wyprodukowała.

Jarosław Kaczyński wrócił na krótki wywiad w TVP. Czy to będzie dłuższa jego obecność wśród zdrowych – trudno orzec. Niektórzy uważają, że zobaczyli nie tylko chorego człowieka, ale i przegranego (Paweł Wroński), inni odnosząc się do tego spostrzeżenia uważają, że to pobożne życzenie – „wishful thinking” (Tomasz Lis).

Nie oglądałem tego wywiadu, bo protestowałem. Bardziej interesujące wydaje się być pytanie: dlaczego Kaczyński akurat w tej chwili dał głos? Raz – by pokazać nam teatrzyk, w którym prezes godzi sprzeczności w PiS? Dwa – bo przegrał Andrzej Duda ze swoją koncepcją referendum konstytucyjnego i trzeba było jakoś ugłaskać swojego prezydenta i elektorat? Trzy – bo prezes chciał niedowiarkom udowodnić, że żyje i ma się lepiej niż Breżniew w ostatnim roku życia, gdy podtrzymywano mu rękę, aby pomachał do swoich wiernych sowietów?

Poprzestanę na tych trzech powodach autokraty Kaczyńskiego, bo tak należy go nazywać. Kaczyński wlał ducha w swoich sowietów, a nas utwierdził w najgorszych przypuszczeniach, że po odebraniu niezależności sądom nie cofnie się przed naszymi protestami ani żadną Brukselą. Następne dzieło zniszczenia będzie dotyczyło mediów prywatnych, sprowadzenia opozycji parlamentarnej do fasady. Na koniec zostawi sobie nasze wolności osobiste społeczeństwa obywatelskiego.

I prezes Sądu Najwyższego Małgorzatę Gersdorf prezes Kaczyński potraktował w swój niewybredny sposób, interpretując art. 180 Konstytucji („Pierwszego Prezesa SN powołuje Prezydent RP na sześcioletnią kadencję”): – „Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego, który też się może rozchorować, nie daj Panie Boże, niczego złego nie życzę, ale może też umrzeć i wtedy według tych twierdzeń, które na poważnie prezentowane są w mediach niechętnych rządowi, w dalszym ciągu pełniłby tę funkcję co dotychczas”.

A jeżeli może I prezes umrzeć, to można ją odwołać wbrew Konstytucji zwykłą ustawą, bo w niej nie ma niczego o zejściu z tego świata. Życzenie śmierci Kaczyński podkreślił: „Che, che, che”.
Onomatopeję „che, che, che” nie wydało chore kolano, ale głowa. I tu przychylam się do opinii Wrońskiego – „chory i przegrany”.

Kaczyński nie życzył śmierci byłemu sekretarzowi generalnemu Platformy Obywatelskiej Stanisławowi Gawłowskiemu, lecz wie, że będzie w stosunku do niego rozszerzony katalog zarzutów prokuratorskich, a nawet pochwalił się wiedzą, kiedy poseł PO będzie przesłuchiwany, choć o tym, nie wie jego adwokat Roman Giertych, a możliwe, że i prokurator prowadzący śledztwo. Na tym aktualnie etapie znajduje się autokracja, Kaczyński steruje śledztwami dotyczącymi opozycyjnych polityków.

Podsumujmy prezesa: w polu jego zainteresowań znajduje się – che, che, che – śmierć Gersdorf, represjonowanie Gawłowskiego. O mediach też był łaskaw się wyrazić, z jednej z telewizji jest szczególnie niezadowolony: – „… szczególnie jedna, bardzo – można powiedzieć – zmienia ten obraz i też buduje coś, co jest całkowicie kontrfaktyczne”. Kontrfaktycznie, czyli nie po myśli prezesa, realizowana jest publicystyka polityczna oczywiście w TVN.

Amerykańscy psychiatrzy apelowali o przebadanie swojego prezydenta Donalda Trumpa. Ciekawi mnie, co sądzą polscy lekarze od głowy o tej niedługiej wypowiedzi prezesa partii rządzącej. Jeżeli prezes choruje nie tylko na kolano, czy z tego powodu cały kraj ma odczuwać zapaść, która prędzej niż później objawi się Polexitem i samotnością Polski w Europie, jak w latach 30-tych ubiegłego wieku?

PiS stacza Polskę na dno

3 felietony Waldemara Mystkowskiego.

W świecie PiS wszystko jest na odwrót, np. porażka jest sukcesem.

Stanisław Bareja ma się dobrze, nie umarł całkiem wraz z PRL-em. Trzy lata temu odwalił kamień ze swojego grobu – wiem, wiem, został skremowany – i hula w bieżących czasach pisowskich. W PRL-u mieliśmy do czynienia z farsą, a dzisiaj powróciły tamte czasy.

Stanisław Karczewski, marszałek Senatu, orzekł, że winę za odrzucenie wniosku o referendum konstytucyjnym Andrzeja Dudy ponoszą senatorowie Platformy Obywatelskiej, choć zdecydowaną większość w tej izbie ma PiS. Ale taka jest logika w alternatywnym świecie PiS. Karczewski liczył, że politycy PO „wzniosą się ponad walkę polityczną” i poprą Andrzeja Dudę.

Dlaczego zatem 50 senatorów PiS wstrzymało się od głosu, a tylko 9 poparło Dudę? Tego Karczewski nie wytłumaczył. Wicemarszałek Senatu Adam Bielan zachrzęścił w rytm pisowskiego bezsensu i w stylu PiS zrzucił winę na mniejszość w Senacie: – „Totalna część opozycji dzisiaj jest w stanie zakwestionować wszystko”. Taka obowiązuje w ich świecie logika: mniejszość jest większością, a nawet totalną większością.

Zbigniew Ziobro okazuje się jeszcze bardziej totalny niż senatorowie Karczewski i Bielan. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) wydał wyrok przychylający się do wątpliwości wyrażonych przez irlandzki sąd, iż Polak oczekujący na ekstradycję w Irlandii może w Polsce być sądzony w warunkach naruszających praworządność. A minister Ziobro interpretuje postanowienie TSUE: – „Sentencja wyroku Trybunału jest bliska stanowisku rządu polskiego”. Sądzony nie może liczyć na praworządność w Polsce, bo taką wątpliwość zgłosił sąd w Irlandii, ale Ziobro w logice pisowskiej twierdzi coś przeciwnego – bezprawie jest dla niego prawem. Taki jest wszak świat PiS – czarne jest białe.

Kolejny przykład – według PiS 6 tys. zł jest większe niż 15 tysięcy. Jak to możliwe? W maju 2015 roku w szczycie kampanii wyborczej, gdy wypłynęły na wierzch taśmy z podsłuchu w restauracji „Sowa & Przyjaciele” ówczesna wicepremier Elżbieta Bieńkowska w rozmowie z byłym szefem CBA opowiadała, że 6 tys. zł to nie są duże pieniądze u władzy.

Politycy PiS byli strasznie oburzeni. Jeszcze niedawno mówili o nadzwyczajnej kaście, gdy I Prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf przyznała w wywiadzie, że za 10 tys. zł można wyżyć tylko na prowincji. A teraz partia Kaczyńskiego ustaliła, iż 15 tys. zł brutto jest progiem wyznaczającym wysoką pensję.

W świecie PiS wszystko jest na odwrót. Tak powraca z zaświatów Bareja, którego satyra za sprawą PiS przepoczwarzyła się w horror. Nie bądźmy jednak zdziwieni, bo rządzą w kraju politycy, którym z logiką nie jest po drodze. Prezes działa za kulisami, nawet nie pokazuje się rodakom na oczy.

W świecie PiS wszystko jest pozbawione logiki, prawdy. Nie rządzi żaden rozum, ale chore kolano. Nie ma zastosowanie pytanie: „dokąd idziemy?”, ale „dokąd kulejemy, dokąd staczamy się?”

Premier polskiego rządu zajmuje się propagowaniem fake newsów.

Mateusz Morawiecki chwalił się w Brukseli, że w telefonie ma unikatowe zdjęcie prof. Małgorzaty Gersdorf z samym Edwardem Gierkiem. A mógł trochę poczekać, to internauci podrzuciliby mu zdjęcie ze słynnego plakatu z lat 50-tych, na której Soso Dżugaszwili „Stalin” całuje dziecko (być może jego małoletniego wtedy ojca Kornela). W każdym razie tak internauci podpisują socrealistyczny plakat.

Gdy Morawiecki będzie w Watykanie – podrzucam mu pomysł ze zdjęciami z Janem Pawłem II. Może przekonywać papieża Franciszka, aby strącił z piedestału świętych do piekieł polskiego papieża, bo są rozliczne zdjęcia jego z samym Wojciechem Jaruzelskim.

Tym się zajmuje premier polskiego rządu – propaguje fake newsy. Największym takim fejkiem była jego Biała Księga. Pewnie w Brukseli była czytana jak Mrożek w PRL. I znowu Morawiecki się pospieszył, bo mógł poczekać i argumentować, że po to przejmują Sąd Najwyższy, aby… nie fałszować wyborów.

Polska jest postrzegana jako państwo operetkowe, republika bananowa z fasadową demokracją, jak w Rosji i Burkina Faso. Gdyby Morawiecki się edukował, miał ciut większy ciąg na wiedzę, to podrzuciłbym mu krótką lekturę genialnego Gombrowicza „Operetkę”. Boję się jednak, że ten czytelnik „Winnetou” orzekłby, że to za trudne dla niego, bo on i jego ojciec Inczuczuna są z innej gliny.

Morawiecki to swoisty fenomen. Naczelny bajarz kraju, jak nazywają go w nowym numerze „Polityki”, a dla mnie bajerant, bajer to on ma wdrukowany w charakter, bo tak naprawdę jego tatuś Kornel – którego być może ucałował Stalin – walczył z „Solidarnością”, a gdy Jaruzelski tupnął, to wybył z kraju, dał nogę.

Mateusz Morawiecki w zakłamywaniu rzeczywistości dawno przebił swego sponsora politycznego, Jarosława Kaczyńskiego. Jego fake są szyte tak grubą nicią, iż nazywanie tego post-prawdą jest eufemizmem, bliższym klasyfikacji ks. Józefa Tischnera – g…wno prawda. Tak wygląda polityka uprawiana przez Morawieckiego.

Niestety, wieści dla Polski są fatalne, a będą jeszcze gorsze. Naszemu krajowi oficjalnie przypięto łatkę państwa niepraworządnego, bo tak należy odczytywać wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE), który orzekł, że irlandzki sąd miał podstawy, by odmówić Polsce ekstradycji mężczyzny poszukiwanego przez nasz kraj Europejskim Nakazem Aresztowania (ENA) za przemyt narkotyków. Powodem takiej decyzji irlandzkiego wymiaru sprawiedliwości były obawy o zagrożenie praworządności w Polsce.

Jest to precedens, który emanuje na postrzeganie praworządności w Polsce i skutkować będzie tym, że taką kwalifikacją obarczone będą wszystkie wyroki w sądach na terenie naszego kraju: „obawy o zagrożenie praworządności”.

Gdy dojdzie do wyroku TSUE ws. praworządności w Polsce, który to proces wytoczy Komisja Europejska, to jest pewne, że po orzeczeniu będziemy mogli twierdzić, iż praworządność w Polsce jest towarem deficytowym. Zauważmy, że wyrok TSUE ws. procedury ENA nie ma charakteru politycznego, tylko srtricte prawny.

Rządy PiS winny uświadamiać nam wszystkim, że mozolne wydobywanie Polski z marginesu na światło krajów cywilizowanych może zostać zaprzepaszczone przez dwa – trzy lata rządów ciemniaków. Po rządach PiS wcale nie będzie tak łatwo odzyskiwać pozycji Polski. To istni Hunowie i Wandale naszych narodowych aspiracji.

O protestujących powiedział „świry”, a teraz tłumaczy, że to był… „skrót myślowy”.

Marszałek Senatu Stanisław Karczewski jest sam w sobie skrótem i niekoniecznie myślowym. Jak wiadomo, o protestujących powiedział „świry”, a teraz tłumaczy, że to był „skrót myślowy”. Boję się, co by mu wyszło, gdy ten skrót rozwinął. Onegdaj Karczewski w skrócie myślowym nazwał Łukaszenkę „ciepłym człowiekiem”, tak jak Janukowycz Władimira Putina i musiał skrótem uciekać do Rosji.

Jeszcze trochę PiS tak porządzi, to Karczewski wraz ze swoim prezesem na skróty przez Terespol będą wybywać do „ciepłego człowieka”, jak sanacyjne władze przez Zaleszczyki. Rządzą nami tchórze, którzy obwarowują się na Wiejskiej, na Nowogrodzkiej i gdziekolwiek przebywają.

Szkoda na Karczewskiego słów, lecz jest on pewnym wzorcem pisowskim z Sevres właściwym dla partii Kaczyńskiego. Facet bez własnego zdania, do pełnienia służby politycznej nieprzygotowany.

Oto jak te pisowskie „skróty” pracują w Senacie. Decyzje o referendum konstytucyjnym Andrzeja Dudy podejmuje Senat. Na komisji senackiej referendum Dudy nie dostało rekomendacji i wydawało się, iż formalnością w głosowaniu będzie „nie” dla organizowania referendum, bo PiS ma senacką większość. I co? Prawdopodobnie nie ma decyzji Kaczyńskiego, który rządzi swą partią nawet z rekonwalescencyjnego łóżka. Albo z prezesem nie ma łączności, bo może być, iż fizyczny stan Kaczyńskiego jest tak fatalny, że niezdolny jest podjąć jakiejkolwiek decyzji intelektualnej. Przecież nie wiemy, co mu tak naprawdę jest, jak w tej chwili wygląda. A może już nie wygląda.

Możliwe też, że Duda postawił ultimatum: wy mi pozwolicie na referendum, ja wam podpiszę nowelę ustaw o Sądzie Najwyższym. Walkę o stołek prezesa PiS widać, jak na dłoni. Zagryzają się nawzajem, cierpi na tym Polska.

Zmieniono porządek obrad Senatu, najpierw miała być decyzja o referendum, ale przegłosowano, iż najpierw Senat będzie dyskutował nad nowelizacją ustaw sądowych, które między innymi zmieniają tryb wyboru nowego prezesa Sądu Najwyższego. W tym zapale przestępowania z nogi na nogę, gdy w Senacie dyskutuje się o ustawach sądowniczych, ławy senatorów PiS są puste. Polską rządzi choroba prezesa i bynajmniej nie dotyczy ona kolana, ale tej części najważniejszej, najwyżej usytuowanej.

Cokolwiek będzie z referendum i tak jest przegrane. Ta kwestia pokazuje, iż PiS nie kieruje się interesem Polski, ale własnym. Działania polityczne są obliczone na efekt i kalkulowane bynajmniej nie dla dobra Polski. Politycy PiS nie są niepełnowartościowymi politykami, to ledwie skróty, zarówno Duda jest skrótem, jak i Karczewski. Takie mają skrócone rozumy i charaktery. I w takim skrócie pojmują Konstytucję. Skrócili ją do potrzeb PiS, czyli unieważnili dla całego narodu.

PiS przywrócił do łask milicję. Policji już nie mamy

5 razy Waldemar Mystkowski.

Brudzińskiemu nie udało się jeszcze całej policji przerobić na milicję, jeszcze niektórzy z policjantów się bronią.

Policja za czasów PiS najpierw przeistoczyła się w firma ochroniarską miesięcznic Jarosława Kaczyńskiego tudzież innych imprez pisowskich, a ostatnio dokonała zdecydowanej przemiany – w milicję.

Joachim Brudziński lepiej sobie poczyna jako minister spraw wewnętrznych. Mariusz Błaszczak miał spektakularne wyniki policji, która sypała konfetti na cześć zastępcy Zielińskiego oraz mord na komendzie we Wrocławiu na Igorze Stachowiaku.

Brudziński idzie szerszą ławą, policja używa przemocy jak milicja peerelowska, która chroniła PZPR. Policja zastrasza obywateli, wykręca i łamie ręce. Nie nosi identyfikatorów i możliwe, że mamy do czynienia nie tylko z milicją udającą policję, ale także zamiennikiem dawnego ZOMO, czyli WOT (Wojsk Obrony Terytorialnej). Ta ostatnia formacja od początku była przeznaczona do walki ze społeczeństwem obywatelskim, bo nie z zagrożeniem ze strony wrogów zewnętrznych. Na wojnie byłaby tylko mięsem armatnim.

Milicja Brudzińskiego postawiła zarzut propagowania totalitarnego systemu 49-letniej kobiecie, która na biurze PiS napisała „PZPR” i „Czas na sąd ostateczny”. A co miała napisać? PiS? Partia Kaczyńskiego jeszcze nie jest totalitarna, ale autorytarna – zmierza do totalitaryzmu.

Kobieta zaledwie porównała, a za metafory trzeba byłoby sadzać poetów, bo to oni tworzą porównania. Napis „PZPR” jest metaforą. Ale Brudziński może nie wiedzieć, z czym to się je, zaś milicja jego jest jak w starym dowcipie o milicjancie: „milicjant myśli”.

Chyba, że milicja uważa, że szerzeniem totalitaryzmu jest „czas na sąd ostateczny”. Ale to metafizyka, nauka o niebycie, którą praktykuje Kościół chrześcijański od 2 tysięcy lat. Totalitaryzm metafizyczny, który straszy piekłem i niebytem w niebycie.

Gdy w tym miejscu napiszę: Joachim Brudziński z PiS albo Joachim Brudziński z PZPR, nikt przy zdrowych zmysłach nie powie, że szerzę totalitaryzm, a wręcz przeciwnie przestrzegam przed nim. A więc owej 49-letniej kobiecie należy się laur za trafną metaforę, laur Zbigniewa Herberta.

Joachim Brudziński z PZPR postraszył posła PO Michała Szczerbę, który wymienił dwa nazwiska policjantów. Policjanci pełnią służbę publiczną i to pod nazwiskiem, tak jak poseł PO Michał Szczerba. Tak jak ja tutaj piszę pod nazwiskiem i pod nazwiskiem wydaję książki. Z wpisu posła opozycji wynika, że Brudzińskiemu nie udało się jeszcze całej policji przerobić na milicję, jeszcze niektórzy z policjantów się bronią.

Jak w jednej z największych metafor literackich Franza Kafki nie wszyscy przeistoczyli się w mroki nocy władzy PiS w Gregorów Samsów, w Karaluchów. Nie wszyscy policjanci są milicjantami i to jest sukces tej formacji od porządku publicznego.

Zgadzam się, że należy karać za propagowanie totalitaryzmu, ale nie za metafory. Mam nadzieję, że w przyszłości za napis „PiS” będzie kara, a ta partia już dzisiaj w prostych narzędziach literackich języka polskiego da się zdefiniować jako partia autorytarna, zmierzająca do totalitaryzmu.

Jeden z dziennikarzy „Rzeczpospolitej” pyta rezolutnie, dlaczego aktorzy, pisarze, piosenkarze mieszają się do polityki? Wachlarz zawodów rozszerzyłbym o piekarzy, szewców, informatyków, piłkarzy (spisałbym w tym miejscu wszystkie wykonywane zawody i zadałbym pytanie: dlaczego…).

W duchu paryskiego Maja ’68 zadałbym najwłaściwsze pytanie z punktu wolności obywatelskich: dlaczego politycy mieszają się do polityki? Wówczas młodzież zrzucała z siebie skamieniałą skórę świata, bo uważała, że „zabrania się zabraniać”.

W tej chwili mamy problem niedotyczący bezpośrednio ani pisarzy, ani aktorów, ani piosenkarzy, mianowicie zawierający się w pytaniu: dlaczego ci, którzy uważają się za polityków, knocą politykę, knocą przestrzeń publiczną, knocą wartości demokratyczne i wolność? I w tej odpowiedzi „dlaczego knocą” jest odpowiedź na pytanie dziennikarza: dlaczego wszystkie zawody – bo taki jest wachlarz protestujących w Polsce – mieszają się do polityki? Polityka dotyczy sfery wspólnej, w której zabrania się zabraniać do momentu, gdy naruszona jest wolność drugiej osoby. To jest bodaj główny ogranicznik polityki, reszta jest konsensusem wypracowanym w ramach wolności.

Obecna władza PiS używa samych ograniczników w stosunku do społeczeństwa, czyli do tych, którzy mieszają się do polityki: aktorów, pisarzy, piosenkarzy. Znam przedstawicieli powyższych artystycznych sfer i zapewniam, że zdecydowana większość jest inteligentniejsza, mająca większe pojęcie o polityce od pierwszych z brzegu polityków rządzącej partii: Kaczyńskiego, Morawieckiego, Dudy, Brudzińskiego, że wymienię na razie tych czterech.

Zatem dlaczego aktorzy, pisarze, piosenkarze nie są politykami? Zdaje się, że mamy bardzo prostą odpowiedź przy tym pytaniu z tezą. Tworzymy antytezę i retorycznie pytamy: dlaczego politycy nie mieszają się do aktorstwa, pisania, śpiewania? Dlatego. Bo im bozia nie narobiła na głowę, czyli nie dała talentu. Zatem: czy polityka przyciąga ludzi bez talentu? Odpowiedź znów jest bardzo prosta. Bo odpowiedzi szukamy na przykładach: jaki talent ma Brudziński? Jaki talent ma Kaczyński? Jaki talent ma Kuchciński?

Dlatego wykonujący inne zawody mieszają się do polityki, bo ludzie o wyżej wymienionych nazwiskach nawet do polityki nie mają talentów, a zawłaszczają nam wspólną sferę publiczną. Ba, zniszczyli mechanizmy funkcjonowania tej przestrzeni, która funkcjonuje poprawnie tylko w warunkach demokracji, w mechanizmie trójpodziału władzy.

Aktorzy, pisarze i piosenkarze zawsze będą mieszać się do polityki, bo więcej jest w nich z rasowego polityka niż w politykach, jakich mamy w Polsce. To aktor w swoich rolach na scenie bądź ekranie odgrywa często polityka – i niestety często zaprzańca. To pisarz opisuje pokraków politycznych, a piosenkarz śpiewa o ich marnych talentach.

Dlatego aktorzy, pisarze, piosenkarze i obywatele wykonujący inne zawody wychodzą na ulicę, aby mieszać się do polityki knoconej przez Kaczyńskich, Morawieckich, Brudzińskich, Dudów. Bozia nawet w tej wąskiej powinności wymienionym narobiła na głowę, acz mają nadymane ego do nieprzyzwoitości.

Dlatego Klementyna Suchanow napisała na murze Sejmu: „Czas na sąd ostateczny”. Klementyna mimo młodego wieku jest wybitną pisarką. To ona będzie w podręcznikach jako polska chwała i bohater, a Kaczyński, Morawiecki, Duda, Brudziński przypisami do niej i to tylko w działce o niszczeniu Polski, o zaprzańcach, kłamcach.

Nie wiem, kim z zawodu jest pobity Dawid Winiarski, ale ma większe pojęcie o polityce od Brudzińskiego, bo broni wolności w przestrzeni wspólnej. Winiarski przez policję został potraktowany jak Grzegorz Przemyk, pobity na zapleczu, poza oczyma protestujących. Przemyk został zabity, Winiarski przeżył. To jednak wróży na przyszłość, że ta władza ucieknie się do najbardziej nikczemnych metod.

Aktorzy, pisarze, piosenkarze i wykonujący inne zawody będą mieszać się do polityki, bo mają o niej zdrowsze pojęcie od Kuchcińskich, Brudzińskich, Kaczyńskich, Morawieckich, Dudów.

Sekretarz generalny PO Stanisław Gawłowski po trzech miesiącach aresztu, który zaliczył w powodu bardzo a to bardzo wątpliwych zarzutów, poinformował polityków PiS o oczekiwaniach więźniów i strażników, którzy pozostali i pracują za kratami: – „Byłem w miejscu, w którym już bardzo na was czekają„.

Jarosław Kaczyński może wywinąć się od pryczy chorobą – ona zaś zdaje się być groźniejsza niż na pozór to wygląda. W wakacje miało dojść do wszczepienia endoprotezy w chore kolano, ale operacja została przesunięta na dalszy termin – po wyborach. Prezes PiS zalicza serie antybiotyków przeciw gronkowcowi, co w jego wieku bardzo osłabia organizm.

Przesunięcie operacji może być podyktowane dwoma powodami. Kaczyński się boi, bo operacja może się nie udać. Lekarze mogą unikać ostatecznej decyzji, gdyż powikłania przy wszczepieniu grożą gangreną, a następny ratunek to amputacja kończyny. A przy tego rodzaju schorzeniu istnieje ponadto duże zagrożenie, iż organizm pacjenta nie wytrzyma i zatrzyma pracę.

Nie wiem, jak wy, ale ja najgorszemu wrogowi nie życzę źle w kwestii zdrowia. Niech bestia żyje! Jakkolwiek będzie, polityka polska kuśtyka na nodze Kaczyńskiego. Morawiecki czy też Duda niczego samodzielnie nie mogą zrobić, muszą konsultować się z pacjentem Kaczyńskim.

Z pewnością wielu z nas zastanawia się, czy polscy psychiatrzy nie powinni wzorem amerykańskich kolegów bić w tarabany na trwogę. W USA fachowcy od kuku na muniu twierdzą, że Trump jest paranoikiem. A przecież nie raz dostaliśmy sygnały od Kaczyńskiego, iż buksuje mu pod sufitem. Prezes PiS może mieć problem nie tylko z kolanem, acz wiem, że jeszcze nie wszczepia się czipu przeciw paranoidalnego, ale podobno do łask wraca lobotomia.

Andrzej Duda nie kuśtyka na nogę, ale fatalnie zachowuje się jego charakter i rozum. Prezydent zaprezentował 10 pytań referendalnych, na które według jego życzenia mielibyśmy odpowiedzieć w dniu święta stulecia odzyskania niepodległości. Poziom pytań jest żenujący, dotyczy kwestii, które społeczeństwa nie obchodzą. Bo co to za pytanie dotyczące rolnictwa i bezpieczeństwa żywnościowego Polski albo chrześcijańskich źródeł. To są pytanie przedpotopowe, przednowoczesne.

Duda najpierw musi odpowiedzieć za złamanie obowiązującej Konstytucji, a nie proponować pytania referendalne, które są wsteczne nawet do Konstytucji 3 Maja. A poza tym reguł gry nie zmienia się w trakcie jej trwania. Gra w szachy to nie warcaby, a nawet dupniak, bo ta ostatnia gra jest najbliższa nieskomplikowanemu braku charakteru prezydenta Dudy.

Nie wiem, jak skończy się Trybunał Stanu, który czeka Dudę. Ale może ziścić się informacja Gawłowskiego o więźniach i strażnikach, którzy „już bardzo czekają”. Wówczas Duda niech gra sobie do woli w swoją ulubiona grę: dupniaka.

Gdyby stosować porównania historyczne, moglibyśmy stwierdzić, że obecnie znajdujemy się w roku 1791, albo 1792. Zostałoby nam 3-4 lata do utraty niepodległości.

Czy trzeba przypominać, co w Polsce znaczy Targowica? Jeżeli tak – to proszę: spisek magnaterii zawiązany „w obronie zagrożonej wolności” i przeciw największej reformie Sejmu Czteroletniego – Konstytucji 3 Maja.

Historia jest nieporównywalna, ale jak dzisiaj – wówczas klasie rządzącej zagrażała konstytucja. I tak wrogiem dzisiejszej władzy PiS jest konstytucja. Zapisy artykułów Konstytucji obchodzone są nowelizowanymi ustawami i to w sposób wybitnie groteskowy, bo mamy nowelę noweli, a do tej noweli jeszcze jedną nowelę. Prawo jest przykrawane do partyjnych potrzeb.

Gdyby tak krawiec przykrawał nam strój wierzchni, to nałożylibyśmy na siebie jakieś skrawki, może na listek figowy by starczyło, ale z tyłu cztery litery świeciłyby bezwstydem.

Mateusz Morawiecki oświadczył, że „każde poważne państwo” (raczej Polska pod władzą PiS jest ośmieszona, w Unii Europejska zaś traktowana niepoważnie, jako państwo specjalnej troski) „musi sobie z tym w jakiś sposób poradzić, musi sobie poradzić w sposób legislacyjny”. Czyli legislacyjnie przegłosować nowelę noweli i jeszcze do tego nowelę – wbrew Konstytucji.

Morawiecki mówi o I prezes Sądu Najwyższego Małgorzacie Gersdorf, iż „nie jest już dzisiaj I prezes SN, zgodnie z ustawą”. Ale prof. Gersdorf jest I prezes SN zgodnie z Konstytucją. Prawo niezgodne z Konstytucją jest bezprawiem, choć zostało przegłosowane przez większość sejmową.

I jak to u tego nieszczęsnego Morawieckiego zwykle bywa, wychodzi mu z ust pokractwo językowe i logiczne, premier stan niekonstytucyjnego prawa ustanowionego przez PiS z przestrzegającą konstytucję prof. Gersdorf nazwał klinczem.

Każdy klincz kiedyś się kończy, sędzia go przerywa, stara się to zrobić Komisja Europejska. Klincz zastosował PiS niekonstytucyjnym prawem. Więc trzymając się języka boksu, po wyjściu z klinczu PiS zaliczy dechy. Sam Morawiecki może nie dostanie ciosu w nos, ale jego partia – owszem. Kiedy to się stanie? Raczej szybciej niż delikwent się spodziewa. Zostanie wyniesiony z ringu.

To musi spotkać PiS, które ustanawia prawo niekonstytucyjne, czyli jest dzisiaj Targowicą. Jeżeli targowiczan Morawiecki miałby wygrać, to obawiam się, że może nas spotkać to, co Polskę spotkało w 1795 roku.

Gdyby stosować porównania historyczne, moglibyśmy stwierdzić, że obecnie znajdujemy się w roku 1791, albo 1792. Zostałoby nam 3-4 lata do utraty niepodległości. W Europie dzisiaj – jak wówczas – nie mamy sojuszników, bo także Niemcy, jak wtedy Prusy, stracą do nas cierpliwość i przehandlują nas Rosji.

Małgorzata Gersdorf była napisać do innego targowiczanina Andrzeja Dudy: „Biorąc zatem pod uwagę przedstawioną argumentację związaną z powołaniem mnie do pełnienia funkcji Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego stwierdzam, że moja kadencja trwa nadal aż do dnia 30 kwietnia 2020 i jestem zobowiązana do sprawowania tego urzędu z mocy najwyższego prawa Rzeczypospolitej Polskiej – Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej”.

Jakże te wszystkie frazy brzmią znajomo, przerabialiśmy je w historii i znowu się powtarzają. Wróg zawsze się rodzi wewnątrz, to ten robak bezprawia niszczy naszą reputację, osłabia nasze sojusze. Dzisiaj Targowica ma zbiorcze imię PiS, a jej Branickim, Szczęsnym Potockim są Morawiecki i Duda, a za sznurkami tych marionetek pociąga prezes K., ich caryca.

A według Antoniego Macierewicza, Trump dokonał wielkiego zadania!

Czujecie to drżenie ziemi? Wcale nie trzeba przystawiać ucha sposobem indiańskim, aby „słyszeć”, iż w naszym kraju może nastąpić zmiana sojuszy. Polska polityka zagraniczna zmienia po cichu – ale z drżeniem – bieguny przyszłych sojuszy, jak w „Bohiniu” Tadeusza Konwickiego, mistrza alegorii i metafor.

Znowu z Zachodu przechodzimy na Wschód. Jeszcze sentyment Polaków do Unii Europejskiej jest wielki, ale to może się zmienić. Spotkanie w Helsinkach Donalda Trumpa z Władimirem Putinem pokazało, w jakim znaleźliśmy się miejscu geopolitycznym.

Zachód po spotkaniu w Helsinkach ocenił Trumpa bardzo źle, który zaliczył nie tyle wpadki, co zrealizował zamiary i powiedział, co chciał. Nawet takie jest słynne jego stwierdzenie, iż Rosja ingerowała w wybory USA. Potem Trump nazwał to przejęzyczeniem, jakoby wypadło mu w wypowiedzi słówko „nie”. Ale to w dalszym ciągu jest lapsus, bo „nie” jeszcze bardziej wskazuje na zamierzoną pokraczność wypowiedzi Trumpa.

A jak w Polsce oceniany jest występ Trumpa, zwłaszcza przez PiS? Cała partia Kaczyńskiego tego jeszcze nie przetrawiła (prezes na Nowogrodzkiej nie wydał stosownych komunikatów dla podwładnych), ale Antoni Macierewicz – owszem. Oto w TV Republika rzekł, iż „polskie elity polityczne nie rozumieją polityki amerykańskiego prezydenta. Trump dokonał wielkiego zadania – rekonstrukcji całego kształtu układu międzynarodowego, światowego”.

Równocześnie w USA została aresztowana pod zarzutem szpiegostwa Maria Butina, która była łączniczką z kongresmenem Daną Rohrabacherem, a ten jest „ulubieńcem” Antoniego Macierewicza. Gdy wiceprezes PiS jeździ do USA, zwykle z nim spotyka się.

W swojej książce Tomasz Piątek – „Macierewicz i jego tajemnice” – wpada i na ten trop. Pod koniec publikacji stawia pytanie nr 6, które brzmi: Dlaczego Rohrabacher? Może amerykańskie służby na nie odpowiedzą. I niejako cząstkową odpowiedź dostaje Piątek. Bo Rohbacher blisko współpracuje z Putinem. I dalej trzymajmy się Trumpa, który z tej oto wypowiedzi się nie wycofał: – „Bardziej wierzę Putinowi niż FBI i CIA”.

Nie tylko Macierewicz uważa, że Trumpa polskie elity nie rozumieją. Na portalu gazeta.pl publikuje ekspert prawicowej fundacji Po.Int i Nowej Konfederacji Witold Sokała. On też uważa, że Trumpa nie rozumiemy, a przynajmniej nie wszyscy, bo Macierewicz rozumie. Ba, Sokała pisze, że Trump wciąga Rosję w strefę amerykańskich wpływów przeciw Chinom, a Polska – nie modernizująca się i mało atrakcyjny partner – może być oddana i wrócić do strefy wpływów Kremla.

Sokała w kilku miejscach intelektualnie wyrżnął głową w posadzkę swego publicystycznego krętactwa w imię uwielbienia dla Trumpa, niemniej wskazuje, w jakim kierunku obraca się sympatia prawicy i częściowo PiS. No i przypomnijmy sobie słowa sprzed kilku dni tatusia premiera Kornela Morawieckiego: – „Wielu naszych przyjaciół i partnerów rozumie znaczenie Rosji na świecie i potrzebę nawiązania z nią stosunków”.

Powyższe konteksty wskazują, dlaczego PiS gra na wykluczenie nas z Unii Europejskiej. I nie ugnie się przed Komisją Europejską w sprawie sądownictwa, Sądu Najwyższego i ogólnie standardów demokratycznych.

Polska pod obecną władzą rozmagnesowuje biegun polityki prozachodniej na wschodni. Nie będziemy więc wybierać sobie władzy, bo jeszcze nie wybralibyśmy PiS, więc władzę nam będzie wybierać Kreml.

Na koniec uwaga: pominąłem wiele subtelności, które nadają się tylko do dłuższego materiału, aby pokazać w ostrym konturze, w co gra PiS, bo to jest przed publiką skrywane, ale coraz bardziej widoczne. Orientowani jesteśmy na Wschód.

Kartofle i buraki. Czy o PiS można napisać dosadniej?

5 ostatnich tekstów Waldemara Mystkowskiego.

Prezydent ma prerogatywę prawa łaski, ale nie ma prerogatywy zastępowania sędziów i wydawania za nich wyroków.

Można rzec, iż definicja układu się domknęła w układ zamknięty. Prokurator generalny z PiS wystąpił do Trybunału Konstytucyjnego opanowanego przez PiS o uznanie, że prezydent z PiS miał prawo ułaskawić ministrów PiS. A więc wyrok Sądu Najwyższego został unieważniony, kto by się taką drobnostką przejmował. Jak powiedział prezes PiS, bój o Sąd Najwyższy też wygrają.

W międzyczasie ze stron prezydenckich z zakładki „Prawo łaski” zniknęła wykładnia, iż prawo łaski przysługuje „od prawomocnego wyroku sądu”. A Mariusz Kamiński miał wyrok nieprawomocny 3 lat do odsiadki. Zresztą sam utrzymywał, że nie interesuje go łaska, ale uniewinnienie.

Prezydent ma prerogatywę prawa łaski, ale nie ma prerogatywy zastępowania sedziów i wydawania za nich wyroków, bo gdyby takie prawa posiadał, to faktycznie mógłby ułaskawić Kamińskiego przed skazaniem go. Ale i to zastosowane bezprawie przez Dudę wskazuje na logikę, iż uznał Kamińskiego za przestępcę. Prezydent się pogodził z tym, ze w rządzie PiS jest przestępca.

Prof. Marcin Matczak także próbuje rozgryźć logikę układu zamkniętego PiS i stwierdza, że według rozumowania PiS można dać rozwód narzeczonemu, gdyż istnieje domniemanie, że on albo niedoszła żona zdradzą się nawzajem. I taka też jest moralność PiS, bo ta jest pochodną każdego bezprawia.

Zdefiniowana została też przez Trybunał Konstytucyjny inna prerogatywa prezydenta PiS. Ma prawo chronienia każdego przed wymiarem sprawiedliwości, co jest czymś zupełnie innym niż ochrona przed karą, której dotyczy prawo łaski.Ta logika PiS jest zupełnie pokrętna i taka też będzie w stosunku do Sądu Najwyższego. Zasadność propagandy PiS celnie ujął prawnik Piotr Schramm: – „Jeżeli z powodu rzekomej kradzieży kiełbasy przez jednego sędziego należy rozwalić cały Sąd Najwyższy – to z powodu rzeczywistej pedofilii w Kościele PiS powinien natychmiast zamknąć i zdelegalizować wszystkie kościoły”.

Raport NIK udowadnia, iż nagrody „nam się należą” były większe. Ba, można w ciemno iść o zakład, że to tylko wierzchołek góry lodowej, pod spodem dojenie kasy państwa idzie pełną parą. A Mateusz Morawiecki twierdzi, że nagrody zostały przekazane na cele charytatywne.

Cały czas mamy do czynienia z krętactwem spod logo PiS. Na cele charytatywne można oddać własne pieniądze albo oddać honorową rekompensatę. A PiS zostało złapane na gorącym uczynku, a gdy już politycy tej partii nie mieli wyjścia, to półgębkiem się przyznali, ale nie do całej kwoty, którą podprowadzili z publicznego Sezamu. Przyznali się tylko do zawartości worka, który opozycja im przeszukała.

Dla mnie PiS definiuje się jeszcze inaczej, co podsunął mi nieszczęsny Morawiecki, mianowicie zapowiedział, że „w tym tygodniu zaprezentujemy z ministrem Ardanowskim nowe rozwiązania dla rolników”. Trzymając się estetyki partii Kaczyńskiego można ukuć taką oto metaforę: Morawiecki zaprezentuje „nowe rozwiązania”, zamieniając kartofle na buraki – a może odwrotnie.

Pomniki Lecha Kaczyńskiego są stawiane dzięki prezesowi PiS – i dla niego.

Ile wzniesiono w całym kraju pomników Lecha Kaczyńskiego? Podobno brat prezesa PiS dogania Kim Ir Sena. W Korei Północnej tamtejsze „słoneczko” ma ich 400, u nas pisowskie – 350. O co chodzi? Wszak Lech K. był dysponentem lotu i to on odpowiadał za lot Tupolewa 10 kwietnia 2010 roku. Gdybyśmy byli odpowiedzialnym państwem, po zakończeniu badania katastrofy i postawieniu zarzutów prokuratorskich, powinno odbyć się coś w rodzaju sądu historycznego nad Lechem Kaczyńskim – bez sankcji prawnych. Wątpię, czy ta postać ocalałaby z pogromu rozumu.

Oczywiście, mogę sobie marzyć o moralności rodem z „Lorda Jima” Josepha Conrada. Państwo pisowskie może tylko zaserwować grafomanię Marcina Wolskiego jako obowiązującą narrację. Ale pomniki „winnego” katastrofy powstają, a artykuły o Lechu Kaczyńskim dotyczą trzeciorzędnej kwestii. Czy odwzorowana postać jest podobna do zmarłego. Lech Kaczyński nie ma proporcji klasycznych – greckich bądź człowieka witruwiańskiego Leonardo da Vinci – ale bardzo zniekształcone.

O co więc chodzi? Pomniki to trwałe ślady. Nie można ich posprzątać jak śmieci. Aby je burzyć, potrzebne są siły państwa albo czasy rewolucyjne, gdy przychodzi zapotrzebowanie na zawód burzyciela pomników, opisany przez Ryszarda Kapuścińskiego.

Lecha Kaczyńskiego mamy poza tym na Wawelu, gdzie nikomu nie przeszkadzałby, gdyby nie powstająca po jego śmierci polityka PiS ufundowana na zamachu i niemiłosiernie sfałszowana. Przecież takie toksyny rozsadziły wspólnotę Polaków od wewnątrz.

To nam zafundował Jarosław Kaczyński. Tak naprawdę te pomniki są postawione dzięki niemu – i dla niego. Z bratem różnił się tylko pieprzykiem i przy niepodobieństwie pomników do Kaczyńskiego, staje się oczywiste bez żadnego trybu, że prezes PiS za życia postawił sobie tyle pomników, ile Kim Ir Senowi po śmierci.

Dlaczego w „Uchu prezesa” nie zaśpiewano trawestacji „Ten wąsik, ach, ten wąsik” jako oczywistej oczywistości: „Ten pieprzyk, ach, ten pieprzyk”? Nie jest wytłumaczeniem, że nie ma wśród twórców kabaretu Ludwika Sempolińskiego i Mariana Hemara.

Prodziekan ASP dr Rafał Rychter twierdzi, że twarz Kaczyńskiego (świadomie nie wymieniam imienia) nie jest łatwa do rzeźbienia. Przy 350 pomnikach mówi o twarzy, czyli nie za bardzo wie, czym jest materia artystyczna. Przy takiej hurtowej produkcji możemy mówić tylko o gębie i czy ma przybrać minę Miętusa czy Syfona.

Trzymając się poetyki Gombrowicza, należy bezustannie zadawać pytanie Pylaszczkiewicza: – „A zatem dlaczego Kaczyński wzbudza w PiS zachwyt i miłość?”. Czy z powodu skłonności do blefu, że Kaczyński był bohaterem, czy skłonności do Tanatosa, boga śmierci, iż oddał życie dla ojczyzny bez żadnego powodu?

W Kraśniku Mateusz Morawiecki był przy odsłonięciu pomnika Kaczyńskiego. Czy premier jest od obecności przy tego rodzaju hucpach? Czy musimy być dla Morawieckiego wyrozumiali tylko dlatego, że nieobecność mogłaby dla niego znaczyć utratę stanowiska premiera? Morawiecki musiał wysłuchać listu, w którym ten bez pieprzyka napisał o tym z pieprzykiem, że jednak „poległ” pod Smoleńskiem. Czy Morawiecki słysząc owe słowa, zarumienił się?

Taką hucpę nam fundują, a Morawiecki jak świętoszkowaty Syfon puszcza nosem bąbelki serwilizmu swego, bąbelki strachu. Taki człowiek bez charakteru ma reprezentować dumny naród? Z jemu podobnymi zawsze źle wychodziliśmy, jak Zabłocki na mydle, traciliśmy dumę i honor.

Niniejszym powołuje się do życia nowy termin politologiczny, a nawet ideologiczny – hm, hm – Freud mając do czynienia z ludźmi o pewnym efekcie psychicznym powołałby nawet termin psychoanalityczny – snoPiSm.

W dawnych heroicznych czasach naszej suwerenności bodaj Jadwiga Staniszkis apelowała do swoich znamienitych kolegów po nauce, iżby przenieśli na polski grunt nową subdyscyplinę – antropologię polityczną. Myślę, iż posiłkowanie się wyżej wymienionymi naukami pozwoliłoby zidentyfikować, czy ktoś urodził się z zespołem snoPiSmu, czy też nabył go drogą upośledzenia charakteru.

Termin snoPiSm powołał do życia Tomasz Lis, naczelny Newsweeka, który na przykładzie antyinteligenckości PiS, antysnobistyczności, skonstruował słówko godne Mirona Białoszewskiego – snoPiSm.

Snob PiS, czyli wysnuty onomatopeicznie snopek, jest zjawiskiem integrystycznym w partii Jarosława Kaczyńskiego. Gdy Rafał Trzaskowski przypomniał o Bronisławie Geremku, bo przypadała dwa dni temu rocznica jego śmierci, a przy okazji wspomniał wybitnego (jeszcze żyjącego) francuskiego filozofa Edgara Morina (wiele jego książek jest przetłumaczonych na polski) spowodował, iż snopek (snoPiSta) Patryk Jaki na swoim przykładzie orzekł, iż normalnością polską jest nie znać języków i nie czytać.

Streszczam tego pisowskiego snopka, bo wstydem jest cytować kogoś o tak miernych cechach osobowych. Acz właściwych dla PiS.

Inny snoPiSta Marek Suski w rozmowie z Robertem Mazurkiem był o sobie skromnie powiedzieć, że „szybko byłbym jednym z najlepszych w Hollywood”. Na podstawie jakich cech tak sądzi ten snopek z Sevres? Bo maluje, pisze wiersze, płacze na filmach. Co do piszących wiersze, to takich grafomanów swego czasu wysadzałem z redakcji na kopach.

Ale inny snoPiSta od kultury Piotr Gliński mógłby na przykładzie Suskiego zrealizować marzenia prezesa Kaczyńskiego o filmie hollywoodzkim, wysłać snopka Suskiego do Hollywood, bo zwolniło się miejsce po Leslie Nielsenie. Acz obawiałbym się o kopy, bo w Hollywood nie patyczkują się z takimi snopkami.

Teraz zrozumiałe jest wyznanie miłosne Mateusza Morawieckiego do furmanek: „Ja bardzo kocham furmanki”. Wszak premier powozi furmanką snopki PiS. Otóż termin politologiczny, psychoanalityczny, antropologiczny, ideologiczny ściśle przylega do tej partii.

Polski parlamentaryzm na swoje 550-lecie został złożony do grobu. Odbyło się to w asyście jednej partii (plus przystawki) i herolda funeralnego – prezydenta Andrzeja Dudy. Na tę godzinną uroczystość wynajęto namiot za milion złotych i to nie wiadomo z jakich powodów, bo budynek Sejmu przy Wiejskiej ocalał po demolce demokracji przez PiS.

Obliczono nawet, ile kosztowała minuta wystąpienia Dudy – 25 tysięcy złotych. A zatem gdyby Duda był tyle warty jako zawodnik, to na Mundialu wyszlibyśmy z grupy i w niedzielę gralibyśmy w finale przeciwko Francji bądź Chorwacji. Ale Duda to zawodnik od faulów, który łamie Konstytucję, gdy prezes mu nakaże. Dawno dostał czerwoną kartkę, dzisiaj jest tylko kibolem.
Można było mieć wrażenie, że Duda nie przemawia do narodu, bo większość mu nie wierzy. Słowa adresował do swego zwierzchnika, sponsora politycznego, prezesa Kaczyńskiego, dlatego, aby wystawił go na drugą kadencję.

Parlamentaryzm mamy, jak ów namiot na godzinę, który powoduje kojarzenia z wynajmem pokojów na godziny, aby załatwić swoje potrzeby. Tak rządząca partia obsługuje swój interes partyjny z funduszu wszystkich Polaków.

Czy opozycja mogła wziąć udział w tym bieda-spektaklu? Raczej nie, a w zasadzie na pewno, gdyż prolongowałaby agonię parlamentaryzmu. Wszak odjęto jej głos i jedynie za zgodą marszałka Sejmu można jej na Wiejskiej popiskiwać, a nie debatować.

Formy niezgody są różne. W tym wypadku obstrukcja była takim sobie wyjściem. W obecnej sytuacji, gdy Duda zabił ćwieka w wieko parlamentaryzmu, opozycja musi odzyskać inicjatywę – i to w wielu aspektach politycznych – a więc parlamentaryzmu, demokracji, praworządności.

W jaki sposób? Oczywiście nie jest to takie proste. Dawny „trzeci bliźniak” Kaczyńskich Ludwik Dorn uważa, że trzeba sięgnąć po metody Kaczyńskiego, czyli niezgodne z Konstytucją. W chwili, gdy dojdzie do fałszerstw wyborczych, formy sprzeciwu mogą stać się bezprawne.

Już teraz należy sięgać po niestandardowe formy sprzeciwu i protestu, póki nie jest za późno. Społeczeństwo obywatelskie winno się zorganizować, wyrażać swoje cząstkowe niezgody, a nie całej opozycji obywatelskiej.

Dzisiaj zobaczyliśmy fasadę republiki bananowej, w której rządzący w wigwamie za milion złotych przez niecałą godzinę dawali sygnały dymne w postaci kadzenia Dudy dla prezesa chorego na kolano, aby go „niebożę” wystawił.

Tak „skromnie” siebie samego określa Donald Trump.

Dwudniowy szczyt NATO w Brukseli zakończył się, choć będzie miał „dogrywkę” w Helsinkach, gdzie za cztery dni prezydent USA Donald Trump spotka się z prezydentem Rosji Władimirem Putinem.

Jakie są wyniki tego szczytu? Właściwą oceną wydaje się być stwierdzenie, iż kraje Unii Europejskiej nie poniosły porażki, na którą zapowiadało się przed szczytem. Trump to specyficzny polityk, który uprawia politykę twitterową. Coś tam opublikuje na portalu społecznościowym, wszyscy zastanawiają się, co też miał na myśli. A myśli chodzą mu po karkołomnych ścieżkach, aby po pewnym czasie usunąć je wraz z tweetem.

Przekonałem się o tym, gdy Trumpa sobie zretweeetowałem, chciałem do wpisu powrócić, ale prezydent USA go usunął, a najpewniej administracja waszyngtońska. Właśnie ze względu na osobowość Trumpa musimy brać poprawkę, iż jest on przedstawicielem konserwatywnego Waszyngtonu i w istocie nie on rządzi, ale ta formacja. Coraz bardziej można się przekonać, iż Trump jest ubezwłasnowolniony. I dobrze, bo to typ osobowości groźny nie tylko dla USA, ale i dla świata.

Po szczycie Trump powiedział o sobie, że jest „bardzo stabilnym geniuszem”. Nie wiadomo, na co zwrócić uwagę, czy na „bardzo stabilnego”, czy „bardzo geniusza”, acz stosując proste narzędzie psychoanalityczne należy stwierdzić, że Trump czuje, iż z jego stabilnością jest coś na bakier.

Inny wątek wypowiedzi Trumpa świadczy, że wcale nie przyjechał do Brukseli ze zbożnymi zamiarami w stosunku do UE. Na pytanie, czy groził państwom NATO opuszczeniem sojuszu odpowiedział, że jest „bardzo niezadowolony” z tego, że nie wywiązują się ze zobowiązań dotyczących wydatków na obronność, ale… szczyt zakończył się sukcesem. – „Udało się osiągnąć niezwykły postęp” – zakończył Trump. Stabilność wahadłowa – bim-bam.

Trump prowadzi swoją grę medialną w roli „stabilnego geniusza”. A jak wypadł nasz gracz Andrzej Duda? Otóż przeniósł się z przaśnej poczekalni na Nowogrodzkiej na korytarze siedziby NATO w Brukseli. Na Nowogrodzkiej dopada czasami poły Jarosława Kaczyńskiego i odbywa z nim „bardzo ważne rozmowy”. Do takich bardzo, ale do bardzo ważnych dwóch spotkań doszło z Trumpem, w tym jedno odbył na korytarzu tylko po to, aby dać się sfotografować, bo „bardzo ważnie rozmawiał”, tj. uśmiechał się.

Prezydenci Polski przed Dudą spotykali się z głowami innych państw w konkretnych celach i podpisywali umowy. Duda ze swoimi służbami medialnymi poluje na spotkania, aby ktoś zechciał z nim porozmawiać i zrobił zdjęcie. To jest gros działalności politycznej naszego Adriana – antyszambrować, czyli wyczekiwać w przedpokojach, poczekalniach, korytarzach usiłując dotrzeć do wpływowych osób.

Wreszcie, uff… udało się – podobno dopinane jest spotkanie Dudy w Waszyngtonie z „bardzo stabilnym geniuszem”, zaś na miejscu w Warszawie „stabilny geniusz” ma chore kolano i nie wiadomo, czy zechce spotkać się z Adrianem, chyba że ten dotrze na Nowogrodzką, Żoliborz bądź na Szaserów.

Morawiecki puszcza nas z torbami

Dwa ostatnie teksty Waldemara Mystkowskiego.

Premier nie potrafi rozwiązywać żadnych politycznych problemów, tylko snuć grubo ciosane wizje z PowerPointa.

W jakiej rzeczywistości żyje Mateusz Morawiecki? Wiele wskazuje, że jest nie z naszego świata, z jakiejś alternatywy, fałszu, konfabulacji. Czy ta cecha jest dobra dla premiera rządu? A może właściwa dla bankiera, którym Morawiecki powinien pozostać?

Podczas dyskusji w Europarlamencie nad przyszłością Unii Europejskiej hiszpańska europosłanka Tania González Penas recenzowała wystąpienie Morawieckiego: – „Panie Morawiecki, pana wystąpienie wskazuje, że żyje Pan w pewnej rzeczywistości, a pana kraj żyje w zupełnie innej”. Czyli zauważyła, że Morawiecki żyje w alternatywie, a ta w naszej kulturze popularnej zyskała wykładnię w „Alternatywy 4” Stanisława Barei.

Z tego samego wystąpienia Morawieckiego w PE dziennikarz Piotr Kraśko wyłuskał inne nadużycie premiera, który się bronił, iż „„Jesteśmy dumnym państwem, proszę nas nie pouczać”. Kraśko zwrócił uwagę na brak podstawowej wiedzy logicznej u Morawieckiego: – „Panie premierze, pan nie jest państwem, pan nie jest Polską! Polski tam nikt nie pouczał. To pan odpowiada za rząd i te wszystkie uwagi były do Pana, nie do Polski”.

No, właśnie! Co szwankuje u Morawieckiego? Zwracają się do niego ad personam, a on zasłania się państwem. Tym samym sprowadza nas do swojego poziomu zakłamania, intelektualnej małości. Możliwe, że Morawiecki nie potrafi rozwiązywać żadnych politycznych problemów, tylko snuć grubo ciosane wizje z PowerPointa.

Nieumiejętność, lewizna polityczna wyszła z Morawieckiego podczas obchodów rocznicy rzezi wołyńskiej, na których potępił nacjonalizm, ale pod warunkiem, że to nacjonalizm ukraiński. Polski nacjonalizm jest przez niego hołubiony, a wręcz adorowany, bo tak należy traktować złożenie kwiatów na pomniku Brygady Świętokrzyskiej, notabene kolaborującej z III Rzeszą. Rzeź wołyńska 1943 roku dzisiaj wymaga od polityków ogromnej subtelności, a nie takiej tromtadracji, jaką zaprezentował Morawiecki. Literatura faktu i piękna o Wołyniu jest ogromna, sięgnąć do niej, a nie do swoich fatalnych emocji i braku wiedzy.

Morawiecki intelektualnie nie wygląda na takiego, który potrafiłby rozwiązać trudniejsze polskie problemy, jest źle psychicznie i mentalnie spozycjonowany. Nie tylko żyje w rzeczywistości alternatywnej, ale twarde dane ulegają w jego głowie konfabulacji.

W wywiadzie dla „Sieci” był łaskaw pochwalić się, że w 2017 roku „2/ 3 miejsc pracy, które powstały w europejskim przemyśle w 2017, powstały w Polsce”. Żadne statystyki tego nie potwierdzają, ani polskie, ani europejskie, które są dostępne. Portal oko.press zwrócił się o pomoc do Eurostatu, bo może istnieją gdzieś tajemne dane, które dostępne są tylko Morawieckiemu.

Wszak dwie trzecie europejskiego wzrostu zatrudnienia z grobu podniosłoby jakiegoś lokalnego Łazarza, który z miejsca wziąłby się do lepienia garnców na wino mszalne. Portalowi dostarczono dane, które nie potwierdzają chciejstwa Morawieckiego.

W Polsce wzrost miejsc pracy w przemyśle wytwórczym wyniósł 3,3 proc, co na tle innych krajów UE pozycjonowało nas na 9. miejscu. W liczbach bezwzględnych wynosi to 111 tys. miejsc pracy na europejski wzrost zatrudnienia – 591 tys. Jakby to nie dzielił i liczył, nie jest to 2/3.

Może takie rachunki są dobre w bankach. Acz gdyby Morawiecki zastosował podobne przeliczenia w instytucjach finansowych, to szybko by upadły, jako piramida finansowa, jak to miało miejsce z Amber Gold czy też GetBack.

Morawiecki zapowiada więc taki sukces swojej piramidalnej polityki, w wyniku której Polskę puści z torbami. Rodzi się tylko pytanie: kiedy to będzie?

Sianie nienawiści do obcych, innych jest orężem politycznym obecnie rządzącej partii PiS.

Wraca geopolityka, czyli narzekanie polskich polityków na to, że los rzucił nasze plemię w to, a nie inne miejsce na Ziemi, między Niemców i pobratymców słowiańskich Rosjan. Geopolityka to przekleństwo naszych elit politycznych. Nie radzili sobie z nią w historii, a gdy ta się do nas uśmiechnęła w postaci Unii Europejskiej i adwokata naszych aspiracji, Niemców, spowodowała, iż niektórzy zaczęli majsterkować, co by tu zmienić, jakby tu powstać z kolan, bo nic innego nie przychodziło im do mało kreatywnej głowy.

Największe kłopoty z kreacją ma „geniusz” prezesa. Potyka się nie tylko o własne kolano, które mu z tego wszystkiego zachorowało, ale potyka się przede wszystkim o powałę. Jarosław Kaczyński wstał z kolan, ale że z Polski zrobił kurnik, więc wali – a za nim jego niepojętni akolici – w sufit, w powałę.

Polski nikt nie chce, polskich polityków wytykają jako usadzonych w oślej ławce. Morawiecki nawet tak się zachowuje, gdy jest wpuszczony na europejskie salony. Patrzy „spod byka”, nie mając wiele na obronę – uszy kładzie po sobie.

W środę zaczyna się w Brukseli szczyt NATO i może być on dla nas Europejczyków bardzo nieprzyjemny. Donaldowi Trumpowi nie podoba się Europa i kuso patrzy na Rosję Putina, której najprawdopodobniej zawdzięcza prezydenturę. Prezydent USA lubi reżimy, czemu nie potrafi zaprzeczyć.

Jeżeli Trump podejmie decyzje niekorzystne dla naszej części Europy – wycofywanie wojsk bądź zmianę doktryny wojskowej – to znajdziemy się w sytuacji podobnej, jak w latach 30-tych ubiegłego stulecia, gdy Polska sanacyjna nie miała żadnych przyjaciół i szukała na gwałt sojuszników. Niestety, nie chcieli oni „umierać za Gdańsk”.

Dzisiaj sytuacja wydawałoby się jest inna. Niemcy są do szpiku demokratyczne, a Rosja jak zwykle agresywna do naszego części Europy z nowo wynalezioną doktryną teatru pola walki – wojną hybrydową. W sytuacji, gdy klocki sojuszu północno-atlantyckiego mogą się rozsypać, kanclerz Angela Merkel zadeklarowała, iż „Niemcy mogą bronić Polski”.

Wojsko Polskie jest na skraju upadku po bezrządach Antoniego Macierewicza i niewiele robiącego Mariusza Błaszczaka. Ale nawet gdyby nie zatrzymano modernizacji armii, jakiej podjął się poprzedni minister obrony Tomasz Siemoniak, to nasza zdolność obronna jest niewielka. Wystarczy porównanie bezwzględnych liczb. Niemcy dążą do progu 2 proc. wydatków budżetowych na obronę, a więc byłaby to suma wielkości 80 mld euro, czyli osiem razy więcej niż łoży Polska.

I taka jest dysproporcja siły militarnej Niemiec i Polski – jak 1:8. Niemcy są w stanie pomóc nam i nie pozwolić, aby ktoś „przyszedł i podpalił nasz dom, Polskę”. Ale stoimy przed wyzwaniem mentalnym, które rozbudował „geniusz” Kaczyńskiego, a zwie się ono z grubsza „opcja niemiecka”. Sianie nienawiści do obcych, innych jest orężem politycznym obecnie rządzącej partii PiS.

Jak wytłumaczyć temu ogłupionemu elektoratowi, iż Niemiec jest przyjacielem? Dopadła nas geopolityka – co samo w sobie nie jest straszne – ale dopadli władzy tacy geniusze, którzy z Polski zrobili kurnik i walą czołem o powałę, choć nie są żadnymi Atlasami.

Kaczyński jest wart tylko butelki octu i to po nim zostanie

6 ostatnich tekstów Waldemara Mystkowskiego.

Przeciw podkopującemu Polskę PiS-owi stanął Wałęsa i wsparł go Jagger.

Lech Wałęsa, postać za życia historyczna, w podręcznikach historii wyląduje obok Mieszka I, Władysława Jagiełły, Tadeusza Kościuszki i Józefa Piłsudskiego. Jakoś innych naszych bohaterów nie widzę obok, aby mogli emanować światłem jak pierwszy szef „Solidarności”.

Jak w każdym przypadku, bohater jest silny dzięki innym. Bohaterstwo narodowe to dyscyplina zespołowa. Wałęsa jest emanacją nas wszystkich, nas Polaków, którzy mieliśmy aspiracje wyzwolić się ze zniewolenia („zniewolenia umysłów”, jak to trafnie zawarł w metaforze Czesław Miłosz).

Bohaterstwo Wałęsy jest naszym udziałem, zdobyliśmy się na nie, bo mieliśmy takiego, a nie innego lidera. Śmiem go nazwać niemal nieskazitelnym, choć miał jakiś tam grzeszek w młodości i ma w sobie dawkę narcyzmu, aby nie bał się poniesienia odpowiedzialności. Więc wśród innych bohaterów Wałęsa jest niemal krystaliczny i jak to zawsze bywa w podobnych sytuacjach – ma śmiertelnych wrogów.

Mówiąc o Lechu Wałęsie, można ocenić wartość siebie, nas Polaków, a też jego samego. Nie będą to liczby bezwględne, lecz przybliżone, które trzeba mnożyć – jak to bywa w takich wypadkach.

Wałęsa napisał list do Rolling Stonesów i do Micka Jaggera, aby wsparli nas w obronie niezależności sądów. I w tym momencie wartość Wałęsy eksplodowała. Jagger na koncercie powiedział tylko: – „Polska, co za piękny kraj, jestem za stary, by być sędzią, ale jestem dość młody, by śpiewać”.

Tyle. Eksplozja. To może być nawet Big Bang naszego wyzwolenia się spod PiS, wewnętrznego najeźdźcy. Słowa Jaggera cytują największe dzienniki globu i portale, publikują artykuły, które relacjonują, na jakim wrednym zakręcie historii się znaleźliśmy.

Jaką wartość przedstawia owa promocja naszej walki o demokrację w Polsce? Ogromną. Czy Polska Fundacja Narodowa (której nazwa ma zapaszek brunatności) byłaby w stanie za wszystkie setki milionów złotych przebić się z komunikatem o podobnej sile rażenia na globalnym rynku informacji? Oczywiście, że nie.

Albo inny przykład. Rząd PiS wpadł na genialny pomysł, aby opublikować w mediach światowych treść umowy dotyczącej noweli ustawy o IPN, którą tajemnie zawarły pisowska Polska i Izrael. Nie dość, że się ośmieszyli, nie dość, iż Izrael jako strona gwałtownie zaprotestował, to miliony z naszych kieszeni zostały wydatkowane na naszą hańbę.

Lech Wałęsa jest darem, na który zasłużyliśmy, bo jest emanacją tego najlepszego, co Polska posiada i co ceni w nas świat, a obecna władza PiS – czego by się nie dotknęła – zamienia wszystko w zawartość szamba i niestety – strawestuję słowa Mateusza Morawieckiego – tym rynsztokiem podkopuje Polskę. Przeciw temu podkopującemu Polskę rynsztokowi stanął Wałęsa i wsparł go Jagger.

Mam złe wiadomości dla płynącego Morawieckiego w głównym nurcie rynsztoku podkopującym Polskę. W sierpniu na dwa koncerty przyjedzie do Polski Roger Waters, były lider Pink Floyd. On nie chrzani się w komunikatach politycznych – tak mają Brytole. Więc najlepiej dla PiS byłoby odwołać jego koncerty – np. przy wspomożeniu wszelkich stowarzyszeń Matki Boskiej, w opiekę której oddał premier naszą ojczyznę – bo… wartość Wałęsy znowu wzrośnie i to wielokrotnie.

Jarosław Kaczyński jest w takim stanie fizycznym, jakim jest. Po wyjściu ze szpitalu stać go było tylko na najkrótsze w karierze wystąpienie i to po ciężkiej pracy wizażystki (te ostatnie i kierowcy limuzyn zdają się być najbliższymi osobami wielu polityków PiS).

Kaczyński na swój koniec kariery politycznej jest zdeterminowany, aby Polskę pogrążyć, bo cóż innego mu pozostaje. Nie potrafił niczego zbudować, jedynie przez całą polityczną karierę destruował, burzył, niszczył. Takie ma negatywne talenty i w tym może być nazwany geniuszem – geniuszem zniszczenia.

Czasami uciekam się do porównania go z Breżniewem, bądź Gierkiem, ale to błąd. Breżniew był podtrzymywany przy życiu, ale coś po nim zostało, tak samo jak Gierek, który zapożyczył kraj, zrujnował kasę państwa, ale pozostały po nim socjalistyczne budowy, oprócz octu.

Co pozostanie po Kaczyńskim? W ciągu trzech lat budżet – mimo koniunktury na świecie i odziedziczenia po poprzednikach dobrze (a może nawet świetnie) prosperującej gospodarki – ma największe zadłużenie w historii, które – dane na koniec marca – wynosi bilion zł, dokładnie 989 miliardów 179,3 miliona zł.

Po Kaczyńskim zostanie więc jedynie ocet. O tym mówi w wywiadzie dla „Sieci”. Prezes PiS zdecydował się na zderzenie z Komisją Europejską, żadnego kompromisu z KE nie będzie: „Komisja Europejska nie złamie polskiej woli dokończenia reformy, bo to jest albo-albo. Jeśli nie zreformuje się sądownictwa, inne reformy mają mały sens, gdyż prędzej czy później zostaną przez takie sądy, jakie mamy, zanegowane, cofnięte”.

Taka postawa musi skończyć się Polexitem, bo Unii Europejskiej nie stać na to, aby jej członkiem było państwo autorytarne – czyli kraj o obcej dla Zachodu kulturze politycznej. W reformie sądów wszak chodzi o to, aby je upartyjnić, a tym samym pod fasadą demokracji nie pozwolić PiS-owi na przegranie wyborów.

Już jesteśmy na marginesie Unii Europejskiej, grozi nam nowa Jałta, gdy Trump dogada się z Putinem, co do strefy wpływów. A gdy zostaniemy wykluczeni z UE, Polskę spotka taka sama geopolityczna samotność, jak sanację w latach 30-tych ubiegłego stulecia.

Na taki autorytaryzm liczy Kaczyński i podobną grę prowadzi jego prawdopodobny następca – Morawiecki. Polska anachroniczna, bez przyjaciół, wracająca do tradycji kołtunów.

W głowie XXI-wiecznego Polaka nie mieści się, że premier i jego niemal cały gabinet jedzie na Jasną Górę, aby złożyć hołd Rydzykowi i klerowi. Akt hołdowniczy w formie listu od prezesa został odczytany przez ministra obrony Błaszczaka: „Jestem święcie przekonany, że jesteście jednym z filarów, na których wznosi się gmach wiary, polskości i patriotyzmu”.

Kaczyński ponadto wyraził nadzieję, iż „by jak najwięcej polskich serc kochało Pana Boga i Polskę, aby ta miłość rosła i tężała z pokolenia na pokolenie”. Mało mu octu, który po sobie pozostawia i jedynie go tworzy, to jeszcze chce octu stężałego. O, w mordę!

Mogę tylko mniemać, że syn wysłał tatusia, aby wyprosił u Władimira Putina gest życzliwości. Kornel Morawiecki, poseł i ojciec premiera, w wywiadzie dla rosyjskiej agencji RIA Nowosti: „Chciałbym prosić prezydenta Putina, że jeśli dzieją się u nas jakieś zmiany, wybory, by zrobił gest otwartości w stosunku do Polaków”.

Jaka była geneza Targowicy? Bardzo podobna jak dzisiaj, jeżeli uwzględni się uwarunkowania historyczne: rozejście z Zachodem, sobiepaństwo władzy, łamanie umów społecznych, opozycja dokonała ostatniego rzutu na taśmę, jaką była Konstytucja 3 Maja, ale to już było za późno.

Wówczas armię na ostatnią chwilę musiał powoływać Tadeusz Kościuszko, dzisiaj armia jest rozbrajana. Antoni Macierewicz na początku urzędowania zdemolował plan zakupów nowoczesnego uzbrojenia, powołując do życia anachroniczne Wojska Obrony Terytorialnej, które w istocie winny zwać się Mięso Armatnie do Wojny Hybrydowej.

Następca Macierewicza Błaszczak tak robi w portki, że poprzednikowi ustąpił gabinet ministra. Mało tego, unowocześnianie armii wg niego polega na tym, że restaurowane są zabytkowe czołgi, samoloty, a z kałasznikowów wycierana jest rdza. MiG-29 właśnie spadł z nieba, bo procedury po katastrofie smoleńskiej zostały zaniechane.

Bylejakość znamienna dla PiS. Partia Kaczyńskiego szykuje nam Polskę z kartonu, zaprzepaszczają – twierdze, że świadomie – trud poprzednich lat, jesteśmy degradowani, wyprowadzani z cywilizowanego świata, do którego z takimi wyrzeczeniami udało się nam awansować.

Premier Morawiecki jedzie do Brukseli z ogromną świtą – największą w historii – doradców i wszelkiego zbędnego urzędniczego balastu, aby polityków unijnych rżnąć w oczy. W tej świcie nie ma tak naprawdę żadnych fachowców, nawet od pijaru – lewusy, które nas ośmieszają.

Ta szarańcza zżera osiągnięcia poprzedników. Morawiecki bez żadnej żenady o klęsce mówi sukces. O obecnym premierze niczego sensownego nie można napisać, to postać z operetki, z groteski szytej grubymi nićmi. Zero subtelności.

Tej władzy wszystko gnije, psuje się od głowy, zalatuje smrodem kłamstw. I to dosłownie. Projekt Mieszkanie+ wymagał większego polotu i zaangażowania niż rozdawnictwo 500+ na drugie i następne dzieci, które wszak polegało, iż czerpało się z wypracowanych środków przez poprzedników.

Kilka tygodni temu oddano do użytku pierwsze osiedle programu Mieszkanie+ w Siedleminie w Wielkopolsce. A już na obecny stan mieszkańcy tego pisowskiego plusa narzekają, że mieszkania są zalane od strony kukurydzy, trawa w postaci darni na pokaz zniknęła, ściany mieszkań przeszły grzybem: „Nikt nas nie ostrzegł, że zamieszkamy w szczerym polu, w zawilgoconych norach, metr pod ziemią”.

Taki ma PiS program dla Polski – Domek z Kart+, Polska z kartonu zamieszkana przez posłusznych wyborców tej partii – kołtunów, którzy edukowani są w reformowanej szkole m.in. z przedmiotem nauki o niebycie na świadectwie, czyli religią.

„Ucho prezesa” zostało przechwycone przez Jana Pietrzaka. I nie dziwota, twórca „Kabaretu pod Egidą” w klocki, jak układać się z władzą jest mistrzem. W PRL-u miał glejt koncesjonowanej opozycji kabaretowej, pod władzą PiS został pupilkiem. Wyżej w tej materii się nie podskoczy. Jego „Towarzystwo Patriotyczne” dostało od Fundacji PZU 600 tys. zł (plus 400 tys. wcześniej) na realizację „Stu żartów na stulecie”.

Producent oryginalnego „Ucha prezesa” Showmax od nikogo szmalu nie dostał, a musiał przecież płacić honorarium Robertowi Górskiemu i Kabaretowi Moralnego Niepokoju. Przyglądając się Górskiemu, można wątpić co do jego wizerunkowych możliwości. Marny z niego prezes PiS en face i z profilu, a Pietrzak w tej chwili bez charakteryzacji może jeszcze długo odgrywać Kaczyńskiego po chorobie kolana, a nawet po cięższych przypadłościach.

W „Uchu prezesa” produkcji Pietrzaka widzę rolę dla ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, który jest autorem złotej myśli, której nie powstydziłby się twórca „Zielonego Balonika” Tadeusz Boy-Żeleński. Ba, Szumowski to Stańczyk PiS, Szumowski stwierdził, że in vitro i antykoncepcja to pogwałcenie Dekalogu.

Szumowski był łaskaw podpisać swego czasu deklarację wiary, której symbolem jest właśnie Dekalog. I teraz ten minister od boskich boleści ma problem do rozwiązania – jego ministerstwo i rząd PiS zerwali porozumienie z lekarzami rezydentami. Chodzi o „Ustawę 6%”, która nie uwzględnia poprawek lekarzy, a które były clou porozumienia kończącego protest. Lekarze rezydenci nie mają innego wyjścia, jak wznowić presję protestacyjną, piszą: – „Czeka nas w najbliższym czasie fala protestów i strajków w ochronie zdrowia. Przepraszamy pacjentów za to, co nastąpi. Wszystkie inne sposoby zawiodły. Nie możemy już inaczej walczyć o normalność w systemie opieki zdrowia w Polsce”.

Lekarzy rezydentów rząd PiS wydymał, jak i niepełnosprawnych – i z tego gwałtu, jak zwykle w tej partii – owocem są zwyrodnienia. Takie zwyrodnienie mamy szansę dojrzeć w owocu „światłej” myśli tatusia premiera Kornela Morawieckiego, który chciałby „prosić prezydenta Putina, że jeśli dzieją się u nas jakieś zmiany, wybory, by zrobił gest otwartości w stosunku do Polaków”.

Ta prośba do Putina to owoc zwyrodniałej przyjaźni z Viktorem Orbanem, który jest bliskim przyjacielem Putina. PiS jest więc na drodze, iż prędzej czy później musi dojść do otwartej zależności od Kremla, jeżeli jest się na wojnie z Zachodem, z Unią Europejską. Jasne, iż tatuś Mateusza Morawieckiego to czystej wody targowiczanin, w grobie przewracają się Józef Piłsudski i Jerzy Giedroyc. Na naszych oczach rodzą się targowiczanie – odpowiednicy Szczęsnego Potockiego i Ksawerego Branickiego.

A swoją drogą ciekawy byłby odcinek „Ucha prezesa”, w którym odgrywający Kaczyńskiego Pietrzak leży na łóżku szpitalnym, chore kolano ma podwieszone na wyciągu i śpiewa czastuszkę na nutę „Żeby Polska”.
„Odrodzenie państwa w drodze!
Już nie grozi nam agonia!
(…)
Oj ra! Oj ra! Rodina Sowieckaja!
Oj ra! Oj ra! Rodina Sowieckaja!”
(tekst Jacka Kaczmarskiego)

Kabaret Pietrzaka będzie wszak transmitował Jacek Kurski na falach TVP. Braki publiczności – jak w Opolu – wypełnią z naboru pisowscy pacjenci. A czy to będzie przy Szaserów, czy w Tworkach, jest drugorzędne. Za milion złotych można podrzucić nie takie kukułcze jaja.

W tej chwili Polska przechodzi test, czyli wszyscy zdajemy egzamin z historii.

Doradca premiera Izraela o niedawno wynegocjowanej noweli do ustawy o IPN Yaakov Nagel w „The Times of Israel” mówi: – „Polski rząd wycofał się z zapisów ustawy IPN z podkulonym ogonem. Zmieliliśmy prawo, nie dając im (polskiemu rządowi) nic w zamian”.

W tym samym czasie w 15 najważniejszych dziennikach świata, w tym trzech izraelskich, publikowana jest płatnie na stronach reklamowych deklaracja premierów Polski i Izraela za pieniądze fundacji PKO BP. Te szpalty mogą być w redakcjach zsyłane do księgowości i podpisane mazakami: „podkulony ogon Morawieckiego”.

Polski rząd nie wstydzi się tego, jak został ograny i chwali się przed światem. Mało tego, dowiadujemy się, iż negocjacje nad podkulonym ogonem Morawieckiego prowadzone były w siedzibie Mosadu – jakby ktoś nie wiedział, izraelski wywiad jest jednym z najlepszych na świecie – w Wiedniu przez dwóch europosłów PiS Ryszarda Legutkę i Tomasza Porębę. Powstaje pytanie, jakie mieli uprawnienia do prowadzenia rozmów, wszak to leży w gestii Ministerstwa Spraw Zagranicznych odpowiedzialnego za politykę zagraniczną.

Więc nie jesteśmy zdziwieni, że tak zostali ograni, a Morawiecki ośmieszony. Zdaje się, że premier w te klocki jest lepszy od Beaty Szydło. Tyle kłamstw, ile zaserwował w Parlamencie Europejskim jest godne odnotowania w Księdze Guinnessa. Mateusz do tego dostaje wsparcie od tatusia Kornela, który równolegle z wystąpieniem syna wychwalał putinowską Rosję. Tak niedaleko pada jabłko od jabłoni. Jakiś czas temu rodzic premiera dał krótki wykład o wyznawanym nacjonalizmie – a w zasadzie faszyzmie – czyli o wyższości narodu nad prawem.

Inny absztyfikant PiS prezydent Duda chyba zaczął się bać, trząść portkami. Wysłał zawiadomienie do 11 sędziów Sądu Najwyższego, informując, że przeszli w stan spoczynku z dniem 4 lipca. Wśród tych osób jest profesor Małgorzata Gersdorf. Listy, panie Duda, możesz sobie słać do prezesa Kaczyńskiego, albowiem zgodnie z art. 142 ust. 2 Konstytucji prezydent wydaje postanowienia.

Duda przygotowuje się na czas po zdaniu urzędu i nie chce produkować dokumentów konstytucyjnych, które go pogrążą. Ale i tak Trybunał Stanu go czeka, jak amen w pacierzu. Boję się, że po przejściu na emeryturę – były wówczas prezydent – nie będzie miał spokoju i zazna przyjemności pociągnięcia do odpowiedzialności za łamanie Konstytucji. Ale może zaczął ją czytać, skoro nie wydaje sprzecznych z Konstytucją postanowień, tylko listy pisze.

Prof. Marcin Matczak uważa, że w tej chwili Polska przechodzi test, czyli wszyscy zdajemy egzamin z historii. Jak pisze wybitna poetka Ewa Lipska w wierszu (śpiewanym przez Marka Grechutę): „Był już taki egzamin z historii / kiedy naraz wszyscy uczniowie oblali. / I został po nich uroczysty cmentarz”.

Obyśmy tych „uroczystości” jako naród kolejny raz nie zaznali. Aby nie dać się PiS-owi, który dąży do tego cmentarza, musimy reagować, nauczyć się nazywać to, co oni robią. Nie możemy godzić się na tę codzienną dawkę… arszeniku.

Tak oni nas przyzwyczajają codziennie do swoich toksyn, trucizn. Jeden z portali wiadomość o dosłownej chęci zatrucia narodu opatrzył zdjęciem z „twarzami PiS” Krzysztofa Jurgiela i Jacka Sasina, których oglądanie jest trujące estetycznie. Zawsze mam na podorędziu czarny humor, delektuję się braćmi Coen i Woody Allenem, ale to nie znaczy, że dam sobie dawkować pisowski arszenik.

Ten, jak wiemy, codziennie dawkowany w minimalnej ilości powoduje, że organizm się uodparnia. I na to liczy PiS, iż podając nam truciznę, nie będziemy na nią reagowali. Dosłownie chciano praktykować to na całym narodzie, aby został po nas „uroczysty cmentarz”. Minister rolnictwa Jurgiel nie poradził sobie z Afrykańskim Pomorem Świń (ASF), więc zlecił skup zarażonych świń i zawarł umowy z 16 największymi zakładami przetwórstwa mięsa, aby po pewnych procedurach produkować z nich konserwy.

Wszak nie każdy jest wegetarianinem, Jurgiel zamierzał – także ze mnie – zrobić „uroczysty cmentarz”. Ale zakłady się kapnęły i odmówiły Jurgielowi wspólnoty w mordzie na narodzie. Wówczas ten osiłek mentalny wydał rozporządzenie „w sprawie określenia sposobu postępowania z surowcami, które nie mogą być wykorzystywane do produkcji produktów mięsnych”. Czyli wziął na klatę, że to on zlecił dawkowanie tego „arszeniku” poprzez konserwy. Utajniono, które zakłady podjęły współpracę z Jurgielem, ale na tajne/poufne nie nabrały się supermarkety, które odmówiły zakupu pisowskiego arszeniku. Lecz resort rolnictwa nie poddał się i konserwy są w tej chwili składowane w wojskowej Agencji Rezerw Materiałowych.

Arszenik pisowski czeka na lepsze czasy. Gdy wybuchnie wojna – wcale nie jest to tylko mój czarny humor – nie będzie ważne, czy żołnierz poległ w hybrydowej wojnie na froncie z Rosjanami, czy od pisowskiej konserwy.

„Uroczysty cmentarz”? Tak! To nam szykuje PiS. Ja na to nie idę, niech oni – Morawiecki, Duda, Macierewicz, Błaszczak, prezes Kaczyński wybiorą się na ten cmentarz, bo przegrywają na każdym froncie, który utworzyli na wojnie ze światem, Europą i nami, społeczeństwem obywatelskim.

A wydawało się, że 1:27 Beaty Szydło nikt nie prześcignie.

Miarą sukcesu wystąpienia Mateusza Morawieckiego w Parlamencie Europejskim o przyszłości Unii Europejskiej może być entuzjazm brytyjskiego europosła Gerarda Battena, który wsparł premiera rządu pisowskiego i wezwał go, aby Polska wzorem swoim z II wojny światowej teraz pomogła w Brexicie.

Morawiecki nie jest wszak lotnikiem Dywizjonu 303, a bardziej kamikaze Jarosława Kaczyńskiego. Wygląda na to, że „dzielnie” walczy o Polexit. Przecież patriotyzmy mają swoje granice, niech Batten walczy o jak najlepszy Brexit, bo Morawiecki zaangażował się w Polexit.

Morawiecki w Parlamencie Europejskim odniósł niejaki sukces. Liczba wygłoszonych przez niego bredni jest godna odnotowania w Księdze Guinnessa, pogłębił „sukces” Beaty Szydło 1:27, co wydawało się niemożliwe. Tylko dlatego, że Jarosław Kaczyński zachorzał na kolano, nie był witany entuzjastycznie na Okęciu.

Gdybym był złośliwy, zaproponowałbym Morawieckiemu, aby trochę poczekał na powrót do zdrowia prezesa – byłby witany na lotnisku w samym Baranowie, gdzie rząd PiS zamierza wybudować lądowisko godne ich wizji. Moja względna niezłośliwość wszak zasadza się na tym, że napisałem Baranów, a powinien – Pacanów.

Polska w wydaniu Morawieckiego zaprezentowała się jako Pacanów, a on sam jako ta koza, która jest kuta na cztery łapy. Premier poszerza zasób porównań, do tej pory powszechnym było nazywać go Matołusz, teraz przechyliło się na stronę nomenklatury Pinokiusz.

Problem z Morawieckim jest jeszcze inny, nie dość że nie jest samodzielny i do imentu krętacz, to przede wszystkim posiada średnią wiedzę o naszej tradycji. Był łaskaw stwierdzić, iż należał do „Solidarności”, co mija się z prawdą, bo „Solidarność Walcząca” jego tatusia Kornela walczyła ze związkiem zawodowym, którego pierwszym przewodniczącym był Lech Wałęsa. To jest podszywanie się pod krętactwa tamtych czasów. Aby zwodzić Polaków, komuchy wszystkie inne związki zawodowe nazwali, jak Solidarność – NSZZ, czyli Niezależnymi Samorządnymi Związkami Zawodowymi.

I tego nie powiedział Matołusz vel Pinokiusz, iż podszył się pod Solidarność. Chciał się przedstawić bardziej papieski niż sam papież (bardziej solidarnościowy niż ikona Lecha Wałęsy), czym przypomina komucha też tamtych czasów Mieczysława Moczara. Kimś takim jest Morawiecki – vel Moczar naszej demokracji. Czy Matołusz vel Pionokiusz zarumieni się z powodu, iż kompromituje Polskę, w której jak w Pacanowie podstawia cynicznie swoje ambicje do podkucia (a przecież brak mu intelektualnych kompetencji)?

Chciałem naszemu Pinokiuszowi przypomnieć, jak wyglądał schemat naczelnych organów państwowych w konstytucji PRL z 1952 roku, w której „odrzuca się powszechną dla demokracji burżuazyjnej zasadę podziału władz na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą”.

Morawiecki zatem nie wywodzi się z „Ducha praw” Monteskiusza, ale z „Krótkiego kursu WKP(b)”. I tę jego różnicę odnotowano w Parlamencie Europejskim. To jest pogłębiony sukces 1:27. I proszę, wydawało się, że Beaty Szydło nikt nie prześcignie. Matołuszowi vel Pinokiuszowi się udało.

Morawiecki zawierzył Polskę Czarnej Madonnie, a Kaczyński padł na kolana przed Rydzykiem

Posted on

Upadli na twarz przed klerem.
Polska skołtuniona.

Hairwald

>>>

Kaczyński, Morawiecki, Duda to nie wybór polityczny. To wstyd.

Skromność redemptorysty, o którą dbają ministerstwa. Lista za Super Expressem

Jak to się może skończyć? Proponuję spojrzeć na Węgry lub na inne państwa, gdzie demokracja została bardzo silnie ograniczana. Warto pamiętać, jak powstają autorytaryzmy, co się wtedy dzieje i jaka jest sekwencja zdarzeń. Nie trzeba sięgać pamięcią daleko, wystarczy popatrzeć na dzisiejszą Turcję, gdzie dochodzi do aresztowań sędziów, przedstawicieli mediów czy środowiska akademickiego – mówi nam dr Anna Materska-Sosnowska z Uniwersytetu Warszawskiego. Pytamy też o Unię Europejską i ciągle wysokie sondaże PiS. – Sekwencja działań PiS-u jest bardzo przemyślana. Najpierw program 500 Plus, potem przejęcie TK i wielka kampania oszczerstw…

View original post 3 150 słów więcej

Kopane głowy zwolenników Kaczyńskiego

Posted on

Upadli na głowę – politycy PiS.

Hairwald

Jeden z najbardziej lubianych w Polsce komentatorów sportowych został zaatakowany przez pracowników TVP. Dariusz Szpakowski, bo o nim mowa, znany jest ze swoich pełnych emocji sprawozdań sportowych i niebanalnych, „gorących” sformułowań, które na trwałe wpisały się w polski język sportowy.

Niestety, ten wytrawny sprawozdawca sportowy komentując w swoim stylu mundialowy mecz Rosja – Chorwacja, naraził się prawicowym publicystom. Ze sposobu komentowania Szpakowskiego wywnioskowali oni, że sprawozdawca jest stronniczy, a jego sympatia skłania się wyraźnie ku drużynie rosyjskiej. „Szpakowski naprawdę szczerze jest za Rosjanami. Grunt to wierność kibica!” – stwierdza prowadzący program TVP „W tyle wizji”. Każdy prezes, jeśli jest normalnym menadżerem, powinien natychmiast zwolnić sz. p. Szpakowskiego. Jak nie, to won do brata!” – zaapelował do prezesa telewizji dziennikarz „Gazety Polskiej”.

Z kolei szef Komitetu Wykonawczego PiS, Krzysztof Sobolewski napisał na Twitterze: „Po dzisiejszym meczu Rosja-Chorwacja proponuję opcję przejścia w stan spoczynku pana redaktora Szpakowskiego”. Wśród wpisów…

View original post 407 słów więcej

Chore kolano Kaczyńskiego, chora pisowska Polska

Posted on

2 teksty Waldemara Mystkowskiego.

Narodowi należy się resekcja PiS, aby możliwa była poprawa i powrót do normalności.

Pytanie tytułowe jest prymarne dla sytuacji Polski. Prof. Jadwiga Staniszkis dla portalu wp.pl powiedziała, że „Kaczyński jest wewnętrznie zdruzgotany, stąd takie działania niszczenia wszystkiego wokół siebie”.

Wiemy, że prezes PiS Jarosław Kaczyński jest chory na kolano. Nie wiemy, jak sobie radzi z tą chorobą, bo publicznie się nie pokazuje. Nawet nie wystąpił w telewizji – a lubi ją – tylko dał wywiad w radiu i to z tzw. puszki, czyli wcześniej został nagrany.

Mamy prawo przypuszczać, że stan Kaczyńskiego jest podobny do stanu Leonida Breżniewa, który na Placu Czerwonym z trybuny machał do ludzi, a to w ten sposób, że jakiś ludzik zakryty przed publicznością uruchamiał mu tę rękę machającą. W teatrze lalek nazywa się to animowanie marionetki, pacynki. Martwy udaje żyjącego. Oj, Kaczyński żyje, ale w jakim jest stanie żywotności? Nie pytam bez przyczyny, bo ta choroba ma przerzuty na Polskę.

Nasz kraj może być nieuleczalnie chory, skazany na zejście. Powyższy cytat z prof. Staniszkis dotyczy wnętrza Kaczyńskiego, czyli tego kolana wewnętrznego, który jest przegubem między rozumem a moralnością. To kolano jest zdruzgotane. I podejrzewam, że o tę chorobę chodzi, bo takie kolano prezesa PiS obchodzi jego i bliskich. Możemy mu współczuć, że odczuwa dolegliwości, mimo dawkowania znieczulenia morfiny, lecz to w gruncie sprawa prywatna.

Kolano Kaczyńskiego ma jednak przerzuty na Polskę poprzez jego podwładnych, którzy rządzą naszym krajem. To oni są nośnikami choroby prezesa, nośnikami złośliwych przerzutów, które objawiają się w „zdruzgotaniu”, jak przybliża nam diagnozę prof. Staniszkis.

Odchodzący wszak może mieć głęboko gdzieś pozostałych i wyznawać uniwersalną zasadę „po mnie choćby potop”. I w takiej sytuacji się znaleźliśmy. Po PiS choćby potop, bo uznali za zdruzgotanym prezesem, że oni mają rację.

Przerzuty zdruzgotania chce nam pomóc usunąć Komisja Europejska, która rozpoczęła chirurgiczną procedurę naruszeniową wobec Polski ws. Sądu Najwyższego. Wiem, że zwroty medyczne i prawne brzmią niezrozumiale. Wyjaśniam, Polska pisowska została oskarżona o to, że narusza polskie prawo i Konstytucję, a to nie mieści się przyzwoitemu obywatelowi w głowie. Polska jako jedyny kraj w historii Unii Europejskiej została oskarżona o to, że tworzy bezprawie konstytucyjne.

Co na to przedstawiciele „zdruzgotanego wewnętrznie” Kaczyńskiego? Minister dyplomacji Jacek Czaputowicz powiedział dla PAP: – „Na razie stoimy na stanowisku, że to my mamy rację”. Czyli przyznaje się do choroby, ale uznaje, że nie jest to stan z przerzutami, śmiertelny dla organizmu. Wierzy w diagnozę, że to tylko kolano.

Wszyscy widzą, że zapaść dla naszego polskiego organizmu zbiorowego może być agonalna , że „wszystko jest niszczone wokół”, że po Kaczyńskim nastąpi potop, a ten niezguła od dyplomacji – majtek w stosunku do takiego Radosława Sikorskiego – czeka.

Litości! Polska zdycha na tym stole. Na razie to stół na sali operacyjnej, który niepostrzeżenie może się zmienić na stół prosekcyjny. Narodowi należy się resekcja, należy PiS wyciąć, aby możliwa była poprawa i powrót do normalności.

Kaczyński – odpowiadając sobie na tytułowe pytanie – jest chory na kolano prawe i lewe, biologiczne i wewnętrzne, zawsze miał je „zdruzgotane” czyli zdegenerowane, ale teraz nastąpiła tej choroby faza ostateczna.

Mamy do czynienia z sądnym dniem – i to w znaczeniu dosłownym.

PiS o północy przejmuje Sąd Najwyższy, a tym samym padnie ostatnia reduta niezależności sądów. A zatem partia Kaczyńskiego przejmuje kontrolę nad życiem publicznym i politycznym, gdyż wynik wyborów pozostanie w rękach nominatów partyjnych. Jeżeli przy urnie wyborczej Jarosławowi Kaczyńskiemu nie zgodzi się wynik głosowania z jego oczekiwaniami, jaki to będzie problem, aby go podważyć.

Od jutra zatem można ogłosić, iż mamy do czynienia z autokracją jaśnie panującego prezesa. Jeszcze pozostaną enklawy i przyczółki wolności czy obywatelskiego nieposłuszeństwa, ale zostaną one szybko poddane koncesjonowaniu i to za określone opłaty posłuszeństwa. Ale to tylko pozory.
Jak to się stało, że dopuściliśmy do zdemontowania w Polsce demokracji i ograniczenia swobód? Otóż wolności i demokratyczne standardy były kawałek po kawałku odkrawane metodą salami, a gdy sprawujący władzę byli oskarżani o niepraworządność, uciekali się do manipulacji i powoli nasz polski światek toczył się ku przepaści – i oto nad nią stanęliśmy.

Równo rok temu doszło do klasyki, jak rozbraja się protest społeczeństwa obywatelskiego. Pisowscy politycy zabawili się w dobrego i złego policjanta. Jedni uchwali 3 niekonstytucyjne ustawy sądownicze, dwie z nich Andrzej Duda zawetował i ogromne protesty – Łańcuchy Światła i inne – rozpierzchły się do domów, bo z emocji niezgody zostało spuszczone powietrze. A gdy takie same ustawy zostały powtórnie poddane głosowaniu w Sejmie, nie miał kto mobilizować do protestów.

Tak niszczono społeczeństwo obywatelskie, które stało na straży praworządności, bo to społeczeństwo jest bardziej kruche, niż nam się wydaje, bo takie społeczeństwo łańcuchów światła nie wchodzi dwa razy do tej samej rzeki protestu – że strawestuję Heraklita, od którego zaczęła się myśl o demokracji.

Gdy się zastanawiam, gdzie popełniono błędy, łatwo mogę je wskazać, ale też łatwo mogę określić słabe punkty obywatelskiego nieposłuszeństwa, w które partia autokratyczna (mafijna – jak jeszcze dosadniej nazywa PiS wybitny historyk Norman Davies) uderzyła i zwyciężyła – lecz tylko pozornie.
Masowe protesty mają sens, ale gdy one zawodzą i są niszczone przez partię mającą w swoich rękach wszystkie narzędzia władzy, wcale nie zanikają. Wszystkie rewolucje, wszystkie autokracje, reżimy były niszczone przez garstkę tych, którzy ocaleli po manipulacjach.

„Solidarność” nie zwyciężyła w 1980 roku i nie tylko dlatego, że ZSRR był silny, ‚Solidarność” wygrała, gdy była wspomnieniem samej siebie, wspomnieniem związku 10 milionów Polaków. „Solidarność” miała w sobie przetrwalnik – garstkę wiernych, którzy nie stchórzyli, nie sprzedali się, pozostali przy tych samych ideach. A dlaczego PiS uderza w Lecha Wałęsę? Dlatego, że jest zwycięzcą nad autokratyzmem i to samo czeka dzisiejsze społeczeństwo obywatelskie spod znaków KOD, Obywateli RP, Czarnego Protestu.

I gdy staram się objąć wspólnym mianownikiem dzisiejsze społeczeństwo obywatelskie, to przychodzi mi na myśl jeden wspólny znak, którego dotknąłem i za pomocą którego „walczyłem” na Placu Zamkowym, gdy trzymałem w rękach białą różę.

Tak! Łączy nas wszystkich ten symbol Białej Róży, jak kiedyś „Solidarność” pisana solidarycą. Mam wielką nadzieję, że I Prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf przetrwa manipulacje PiS i Dudy – i dotrwa do 2020 roku, w którym kończy się jej kadencja wg zapisu Konstytucji RP.

Od przeszło dwóch lat toczymy walkę z zawłaszczaniem życia publicznego przez PiS, toczymy Rewolucję Białej Róży, która obali – tak czy siak – PiS, bo Polska może być tylko demokratyczna, obywatelska, a wszelkie jaśnie pany od mord zdradzieckich, kanalii i handlu na bazarze (najnowsza inwektywa chorego na kolano i nie tylko), skończą tak jak zawsze marzący o despotii (na wygnaniu albo na czymś zdecydowanie gorszym). Biała Róża zniszczy każdy reżim, każdą autokrację, bo ma kolce wolności.

Upadek Polski pod władzą PiS coraz bliższy. Jeżeli im na to pozwolimy

Posted on

11 tekstów Waldemara Mystkowskiego.

PiS do perfekcji opanował polityczną zasadę nieoznaczoności (w fizyce kwantowej Heisenberga). W publicystyce przyjęło to nazwę niewysublimowanego przykładu alegorii: wyprowadzenia kozy. Wprowadzasz kozę – śmierdzi, wyprowadzasz – wszyscy z ulgą przyjmują, że można oddychać. A guzik, koza zrobiła swoje, jej nie ma, ale smród pozostał na zawsze – smród zniewolenia.

Tak rozegrano w ubiegłym roku trzy ustawy sądownicze, gdy Andrzej Duda po wielkich protestach i łańcuchach światła dwie z nich zawetował, wyprowadził kozę, aby następnie wprowadzić kozę jeszcze bardziej waniającą, ale wszyscy byli już zmęczeni pisowskim smrodem.

PiS nawet we wprowadzniu kozy wyrobił się jeszcze bardziej jak babcine reformy. Sejm w wakacje miał nie pracować, obserwatorzy polityczni utyskiwali, że posłowie to lenie, a tu proszę parlamentarzyści pracują w pocie czoła, jak nie przymierzając w czasie żniw. Może za bardzo się nie napracują, ale jakie efekty, godne stachanowców.

Nowela ustawy o IPN to znamienity przykład śmierdzącej kozy pisowskiej. Ustawa o IPN rozeszła się na cały świat, PiS osiągnął zatem efekt globalny, świat potraktował jako chlew. Ale nie zgodziły się z takim traktowaniem dwa potężne państwa Izrael i USA. Chlewu w związku z pisaniem o Holocauście nie będzie! Premier Izraela dopilnował, aby Mateusz Morawiecki wyprowadził tę globalną kozę, upokorzenie polskiego premiera widziała publika całego świata. Morawiecki jednak uznał to za sukces, bo tym razem to na niego – w teorii nieoznaczoności Heisenberga – przeniosła się koza, którą w tym wypadku można byłoby nazwać: kozą upokorzenia.

Zauważmy, iż w przypadku PiS działa fizyka kwantowa – smród po ustawie o IPN pozostaje na zawsze, a za kozę tymczasem robi sam Morawiecki.

Tę zasadę – moje odkrycie: kozy kwantowej – wykorzystuje się przy upartyjnieniu Sądu Najwyższego. Od razu wyczułem kozę, gdy na agendę wrzucono sprawę całkowitej aborcji, która miała być odesłana ad Kalendas Graecas, czyli nigdy niezałatwiona, ale służąca do postrachu.

I oto wraca aborcja, bo trzeba na siłę rozpirzyć Sąd Najwyższy, który sam o sobie zadecydował – takie uprawnienie daje Konstytucja – iż nie da się rozpędzić, a Komisja Europejska rozważa skierowanie tej sprawy do Trybunału Sprawiedliwości UE. Frans Timmermans nie do końca ma świadomość, ilu kóz i jakie z nich wprowadzi PiS, aby którąś wyprowadzić i by poczuto ulgę.

Bardziej jednak niż o Timmermansa właściciele kóz martwią się o polską publikę. Wszak do wyroków Trybunału w Luksemburgu mogą się nie odnieść, ale do Polaków niekoniecznie, gdyż to zależy, ilu z nas będzie protestować. O tym subtelniej niż ja pisze Wojciech Maziarski w materiale „O co chodzi w „operacji aborcja”.

Szefowa Ogólnopolskiego Strajku Kobiet Marta Lempart twierdzi, że kobiety będą protestować przeciw zakazowi aborcji, a wieczorem przyjdą pod Sąd Najwyższy. Ale w tym wypadku nie chodzi o zwartość protestujących, lecz o manipulowanie kozami i do tego PiS niewątpliwie się ucieknie.

PiS w dawkowaniu smrodów i mieszaniu nimi jak w alchemicznej retorcie jest mistrzem. Sam Goebbels mógłby się od nich uczyć, a w szczególności od Morawieckiego.

Takich kóz pisowskich jest bez liku. Jak wyprowadzono kozę: „nagrody nam się należą” (wprowadziła ją do obory B. Szydło)? Prezes powiedział, że mają je zwrócić na Caritas. Czy ktoś sprawdził, ile nagród odesłano do Caritasu, który wszak ich nie wypłacał? Ale to betka z nagrodami, które doją pisowscy działacze w spółkach skarbu państwa. Największy dystrybutor energii w Polsce, Energa ma już szóstego prezesa za czasów rządów PiS. Nie dość, że na tym stanowisku zarabia się krocie, to odprawy są wielokrotnie większe. Tak jest na stanowisku prezesa, lecz są pośledniejsze stanowiska w tej spółce i w innych spółkach skarbu państwa. Doją Energę i spółki państwowe rotacyjnie, bo „im się należy”. To nawet nie są dziesiątki milionów, ani setki, to więcej. Zresztą wystarczy porównać schemat i metody działania mafii, aby przekonać się, skąd PiS bierze wzorce dojenia, pobierania haraczów.

Tak do tej pory nikt nie postępował, bo poprzednie ekipy rządzące nie umywają się do PiS. Chrzanieniem w bambus jest używanie zwrotów, że poprzednie rządy, że PO-PSL, itd.

Spointuję nieco innym akcentem, mniej smrodliwym niż koza, lecz wielce nadającym się do „Ucha prezesa”, które nawet nie wiem, czy jest jeszcze realizowane, bo za kozami pisowskimi nie można nadążyć. Tomasz Siemoniak na swoim blogu pyta Morawieckiego i Joachima Brudzińskiego o słynną stępkę pod prom: „Dlaczego PiS nie poleruje stępki papierem ściernym?”

Niedługi tekst Siemoniaka jest przezabawny i uświadamia, że PiS nie tylko wprowadza i wyprowadza kozy, ale też ośmiesza na świecie imię Polski. Te dwie postaci pisowskie Morawiecki i Brudziński są jak Friko i Koko z cyrkowych skeczów, gdy jedna postać krzyczy do drugiej: „Wiesz Friko, że jesteś większym krętaczem ode mnie” i słyszy odpowiedź: „Ale ty Koko jesteś większym kłamcą”.

Pisowskie kozy pozostawią na zawsze smród na naszym wizerunku, ale moglibyśmy zadbać o to, aby już żadnych kóz nie wprowadzali. Jest na to jeden sposób, ich wyprowadzić.

Rządowi PiS szybko poszła degradacja Polski. W Unii Europejskiej jesteśmy pariasem, a na świecie jest jeszcze gorzej, bo to parias podniesiony do potęgi globalnej. Koniunktura polityczna dobiega kresu, a gospodarcza jeszcze trwa, ale ciemne chmury zbierają się na horyzoncie i niewątpliwie z nich uderzą gromy w nasz kruchy kapitalizm.

Na kogo możemy liczyć w kontekście przewartościowań, które zachodzą w Europie i na świecie, gdy sytuacja dla nas przedstawia się ze wszech miar niekorzystnie? Donald Trump – ten naciągany sojusznik PiS – nie ukrywa swego niezadowolenia z NATO, które chciałby nawet rozwiązać, w najbliższym czasie po szczycie Paktu Transatlantyckiego dojdzie do jego spotkania w Władimirem Putinem, a ten wreszcie zechce skonsumować swoją pomoc w amerykańskich wyborach.

Niechętny Unii Europejskiej Trump może chcieć Polskę przytulić, gdy ta zaakceptuje wielkomocarstwowy dogmat, iż znajdzie się w strefie wpływów Rosji. A zatem nowa Jałta staje się coraz bardziej realna. Przeklęta geopolityka na jakiś czas odeszła do lamusa, a to dlatego, że Polska przystąpiła do dwóch zachodnich projektów NATO i Unii Europejskiej i na nowo zaczęła definiować swoje aspiracje poprzez otwarcie na standardy zachodniej demokracji i kapitalizmu. W tych ostatnich wartościach PiS nas wycofuje na pozycje znane z PRL, demokracją jest coraz bardziej fasadowa, a kapitalizm akceptowany, gdy ma postać narodową. Mateusz Morawiecki zdaje się być pojętnym spadkobiercą znanego hasła „Socjalizm – tak, wypaczenia – nie.

Najbardziej przychylny nam kraj na Zachodzie – wręcz nasz adwokat aspiracji – Niemcy, mogą się odwrócić od nas. Tak jak Angela Merkel chciała nam uchylić nieba, może się już nie powtórzyć, a ona po kilkunastu latach kanclerzowania w każdej chwili może być zmieniona. Inni niemieccy politycy są bliżsi wzorcowi socjaldemokraty Gerharda Schrödera, który z równolegle rządzącym w Polsce Leszkiem Millerem, tego ostatniego sytuował w głębokim poważaniu.

Z kolei Francja Emmanuela Macrona Polskę wyklucza z myślenia o przyszłości Unii Europejskiej. Jesteśmy więc nie tylko zdegradowani, zmarginalizowani, ale pomijani. Nasz głos nie jest brany pod uwagę. Jedyny sojusz jaki PiS stworzył – a w zasadzie go podtrzymał – to z nieliczącymi się Węgrami, które jeżeli nie będą w Unii Europejskiej, z automatu znajdą się w ramionach Kremla.

Jeszcze kilka polskich fochów, Unia Europejska zniecierpliwi się i władzom PiS – oby się nie utrzymali przy korycie – pozostanie honorowe nawoływanie do Polexitu.

Wcale nie jest to takie nierealne, jakby się wydawało, jakby wynikało z polskiego euroentuzjazmu. Zbyt słabo jest podkreślana przez opozycję nasza niezdolność militarna. Jakoś tam budowaliśmy swoją obronność, plany na przyszłość z NATO wyglądały nader optymistycznie. Ale to co z nich zostało po ministrach Macierewiczu i Błaszczaku woła o pomstę. Z planów modernizacyjnych armii zrealizowano tylko zakup samolotów dla VIP-ów. Oprócz Rosji komuś na tym zależało.

Polska jest osłabiana na każdym możliwym kroku. Oceniając z szerszej perspektywy historycznej, jesteśmy tak samo osamotnieni jak pod koniec lat trzydziestych XX wieku i w XVIII, gdy nasz kraj chylił się ku upadkowi. PiS-owi szybko to idzie. Przyczyny upadku są ciche, skryte, zakłamywane, ale on przyjdzie z hukiem. Gdy nadstawimy uszu, słychać trzeszczenie nieprzyjemnej przyszłości.

W tej chwili w Polsce dzieją się rzeczy historyczne – ważą się losy, czy pozostaniemy krajem demokratycznym.

Waży się, czy w jakiejś perspektywie – względnie niewielkiej – zostaniemy wydaleni, zmarginalizowani, czy też pozostaniemy w Unii Europejskiej, tym najbardziej nowoczesnym projekcie Zachodu. W kraju sukcesywnie rozmontowywana jest demokracja, a obecnie rządzący wykluczają nas z UE. Niezależność sądownictwa upada, a jego ostatnią jego redutą – kolejne słowo zachwaszczone przez ludzi PiS – jest Sąd Najwyższy.

Istotna uwaga: to my, Polacy, jesteśmy odpowiedzialni za to, co się dzieje w kraju. Nikt nam nie załatwi niepodległości i demokracji, to my musimy tego pilnować, a gdy są one zawłaszczane – wydrzeć. Moi przodkowie walczyli o niepodległość i ginęli, a gdy stawali się emisariuszami na Zachodzie, otrzymywali owszem dobre słowo, ale tylko to.

Dzisiaj sytuacja jest o wiele lepsza, ale tak zawsze nie będzie. Pomogą nam – lecz w pierwszym rzędzie sami sobie musimy pomóc. Oto Zgromadzenie Ogólne Sądu Najwyższego podjęło uchwałę w obronie Konstytucji, iż Małgorzata Gersdorf pozostanie pierwszym prezesem Sądu Najwyższego do 30 kwietnia 2020 roku. Uchwała głosi: – „My sędziowie Sądu Najwyższego uczestniczący w Zgromadzeniu Ogólnym SN w dniu 28 czerwca 2018 r., pamiętając o złożonym ślubowaniu sędziowskim i wierni Konstytucji RP, która jest najwyższym prawem RP, stwierdzamy, że sędzia SN prof. Małgorzata Gersdorf zgodnie z bezpośrednio stosowanym art. 183 ust 3 Konstytucji pozostaje do dnia 30 kwietnia 2020 r. pierwszym prezesem SN, kierującym instytucją, w której pełnimy naszą służbę społeczeństwu”.

Jakim Ordonem okaże się Małgorzata Gersdorf, to wyjdzie w praniu. W sukurs niezależności polskiego sądownictwa idzie Komisja Europejska, która nawet dała przyjacielowi Polski wiceprzewodniczącemu Fransowi Timmermansowi wolną rękę w decyzjach dotyczących Polski o naruszenie unijnego prawa.

Jakie podejmie decyzje Timmermans? Czy zwróci się z pozwem do Trybunału Sprawiedliwości UE o wstrzymanie niekonstytucyjnej ustawy o Sądzie Najwyższym?

A jeżeli do tego doszłoby i Trybunał by podjął decyzję zgodną z polską Konstytucją, czy PiS podporządkuje się wyrokowi? Jasnym jest dla świadomych Polaków, iż Jarosław Kaczyński i jego najnowszy namiestnik Mateusz Morawiecki, stojąc przed dylematem, czy ważniejsza jest obecność Polski w UE, czy władza w Polsce, wybiorą to ostatnie.

Tej władzy nie wierzy nikt na świecie, o czym można było przekonać się przy ustawie o IPN. Izrael i USA zmusiły PiS bez żadnych negocjacji do zmiany ustawy o IPN. Odbyło się to w najszybszej na świecie procedurze – 10 godzin: 3 czytania w Sejmie, brak debaty, głosowanie, procedura w Senacie i podpis Andrzeja Dudy (rekord do Księgi Guinnessa), zaś premier Izraela Netanjahu dopilnował osobiście Morawieckiego i pochwalił, jak Stalin Bieruta, a Breżniew Jaruzelskiego.

Tak! Władze PiS mogą się nie podporządkować wyrokowi Trybunału Sprawiedliwości UE, który tej władzy nie wierzy. Wystarczy spojrzeć na świeży wyrok tego Trybunału, który rozpatrywał wątpliwość sądu w Dublinie, a dotyczyła tego, czy deportować do Polski Artura C., podejrzanego o produkcję, handel i przemyt narkotyków. Trybunał Sprawiedliwości uznał, że o tym ma decydować sąd dubliński. Sędzia tegoż sądu obawia się, że w Polsce łamana jest praworządność.

Ten casus pokazuje, jak postrzegana jest Polska i działające u nas prawo. I to my musimy obronić niezależność sądownictwa, wspomóc Małgorzatę Gersdorf w tej obronie. PiS roluje nam sprawiedliwość, roluje demokrację, a w dłuższej perspektywie niepodległość. Nie wiem, jak Kaczyński skończy ze swoim chorym kolanem, ale w razie czego nie chciałbym, aby nasze imponderabilia spożywał jak dropsy.

Nie musi dojść do formalnego Polexitu – on już dokonuje się na naszych oczach.

Polska rządzona przez PiS jest wypychana z kolejnych instytucji unijnych. Co Mateusz Morawiecki usłyszał we wtorek w Berlinie od Angeli Merkel? Na pewno o możliwości powstania osobnego budżetu dla strefy euro. Mówi o tym także prezydent Francji Emmanuel Macron. Budżet ten już może obowiązywać od 2021 roku, czyli od nowej perspektywy podziału unijnych pieniędzy.

Morawiecki jeszcze więcej usłyszał od kanclerz Niemiec. I dlatego doszło do pisowskiego spotkania na szczycie przy Nowogrodzkiej. Ponadto zostało odwołane spotkanie prezydiów Bundestagu i Sejmu. Z tego powodu się uśmiałem. Cóż takiego mógł powiedzieć na takim spotkaniu Marek Kuchciński? „Ja nie gawarit po giermańsku?” I tylko wtedy, gdyby mu Ryszard Terlecki napisał na kartce.

Przy Nowogrodzkiej opracowano nową strategię wstawania z kolan (w tym chorego kolana prezesa) w Unii, która konsoliduje się wokół strefy euro. Inna konsolidacja dotyczy obronności. Polska Macierewiczów i Błaszczaków nie zostanie doproszona do tworzenia obronności europejskiej, bo istnieje obawa, że będą V kolumną w Europie, jaką są zresztą w Polsce.

Polska będzie wypychana z kolejnych instytucji europejskich, aż dojdzie do ostatniej, gdy na nowo sformują strefę Schengen i Polska pozostanie poza nią. Czyli dojdzie do nieformalnego Polexitu, gdy pozwolimy rządzić PiS w Polsce. W niecałe trzy lata rozwalili nam kraj i wizerunek na świecie, jesteśmy liderami wszelakich najgorszości.

W tej chwili można spodziewać czegoś na kształt szturmu modlitewnego, a w wydaniu PiS – szturmu nienawiści w stosunku do Donalda Tuska i opozycji. Na nich zwalana będzie wina za budżet unijny.

W „Rzeczpospolitej” wyczytałem, iż opozycja francuska czy włoska nie atakowała swojego rządu w Brukseli. Pominę łaskawie nazwisko dziennikarza, ale powstaje pytanie: Czy we Francji i Włoszech łamano konstytucje, czy sądownictwo przestało być niezależne, czy media publiczne stały się gadzinówkami? I tak dalej. To nie jest nawet symetryzm – jak określa się dziennikarzy raczej mających kłopoty z profesją żurnalistyczną – ale stronniczość i nieukrywanie sympatii do PiS.

Tak wygląda dziś stan polskiego piekiełka. Piekiełka podobnego do czasów przed rozbiorami I Rzeczpospolitej i przed 1939 rokiem. Wypadamy z Unii, aż spadniemy w niebyt państwowy.

Jak nazwać tego króla? Był wszak już Łokietek – rozmiarów łokcia – wychodzi, że prezes PiS to król Kolanek.

Pierwszy stary garnitur rządu PiS, namaszczony przez „króla” Jarosława Kaczyńskiego, zużył się. Był tyle warty, co słynny „sukces” 1:27 odniesiony przez Beatę Szydło w Brukseli. Zużyci ocierają pot z czoła i idą po swoje do Brukseli, bo im „się należy”. Szydło w radiowej Trójce stwierdziła: – „Rozważam taką możliwość i nie robię też z tego tajemnicy”.

W ciągu kadencji można zarobić ok. 2 mln zł, do tego nikt nie będzie zmuszał, aby te frukta i nagrody oddawać na Caritas. Zresztą niewiele wiemy o tym oddawaniu, acz powinny nagrody wrócić do budżetu, a nie do innej kasy, skąd nie wyszły.

Szydło w Brukseli może więcej wydać na wizażystkę, bo taką zatrudni jako asystentkę. Chyba ją „król” wyśle do tej Brukseli, który podobno jest jeden („Król jest jeden”).

Zastanawiam się, jak nazwać tego króla. Był wszak już Łokietek – rozmiarów łokcia – wypada, że prezes to król Kolanek (chory na kolano, z którego wstaje). Szydło nie jest sprawna językowo, warto jednak wsłuchiwać się w jej mowę, bo to jest jej wartość dodana, nieuświadomiona, mówi to, co rozumie. A rozumie działanie państwo feudalnego, królewskiego.

Tak też rozumiane jest prawo, które wprost zostało zdefiniowane przez niekonstytucyjną Krajową Radę Sądownictwa. Uwagi pisowskich sędziów zgłoszone do projektu ustawy o związkach partnerskich brzmią następująco: – „RP to nie jest demokratyczne państwo prawne liberalne. To jest państwo osadzone w kulturze chrześcijańskiej”.

To jest nawet feudalizm sprzed Odrodzenia, lecz ze Średniowiecza. I nie bądźmy zdziwieni, że była premier głosi takie androny, nie mając pojęcia o temacie. Kazali, więc buzię otworzyła i recytuje.
Wraz z Szydło pewnie na „zasłużoną” synekurę do Brukseli udadzą się inni, jak Jurgiel, Waszczykowski, Szyszko, Kempa, Kuchciński, może i taki Błaszczak, który jest przerzucany z resortu do resortu, jak gorący kartofel, bo nic nie potrafi. Pożytku z nich nie będzie tam żadnego, lecz nie pożytku po nich się spodziewamy.

Zaś nowy garnitur rządu PiS już się zużywa. Mateusz Morawiecki jest pozornie tylko lepszy od Szydło, używa języka komuchów, zero konkretów, mowa-trawa jak towarzyszy z głębokiego PRL-u gomułkowskiego. Właśnie ogłosił w Budapeszcie sukces Grupy Wyszehradzkiej w polityce antyuchodźczej: – „W obszarze związanym z uchodźcami mówiliśmy jednym głosem. My do klubu przyjaciół relokacji uchodźców nie należymy i nie zamierzamy w tym procesie brać udziału”.

Unia Europejska na PiS nie może liczyć. Na jakąś rechrystianizację, krucjatę owszem. O feudalnych głowach zwykło się mówić, że to zakute łby. I tak jest na dworze króla Kolanka.

Zanadto Antoniemu Macierewiczowi się nie dziwię. 8 lat tyrania, urabiania członków swoich zespołów, podkomisji smoleńskich, elektoratu, robienie z siebie wała, nurzania się w szambie, a tu prokuratura chce, aby dostarczył dowody na wybuchy w Smoleńsku w prezydenckim Tupolewie 10 kwietnia 2010 roku.

Czy prokuratorzy powariowali, czy zwariował prowadzący śledztwo w Zespole Śledczym nr 1 Marek Pasionek? Naprawdę sądzi, że były minister obrony narodowej odpali limuzynę i w kartonach dostarczy wyniki badań i ekspertyz, na podstawie których napisano raport techniczny, że to wybuchy zniszczyły samolot, a Lech Kaczyński w oczywisty sposób poległ bohatersko?

Ludziska! Trzymajcie z dala Pasionka od Macierewicza. Gołym okiem było widać, że Tupolew został rozerwany na strzępy i wykopyrtnął w nienawistną „ruską” glebę. Czyż dowodem nie są rozliczne pomniki smoleńskie, pomniki brata samego prezesa PiS, a ten ostatni, ileż zdarł obuwia w łażeniu za prawdą po Krakowskim Przedmieściu?

To są dowody chwały, dowody emocji patriotycznych. Macierewicz urobił się przez 8 lat, a prokurator chciałby przywłaszczyć jego robotę i bez trudu przepisać dowody na dojście do prawdy i swoją chwałę.

Co z tego, że podkomisja smoleńska nie była na miejscu katastrofy? Przecież mogła narazić swoje życie i pchnąć Władimira Putina do drugiego zamachu. Polski nie stać na drugą katastrofę smoleńską, a Macierewicza na utratę życia.

Macierewicz więc nie dostarczy wyników badań i ekspertyz, które odbiegają nie tylko od badań i ekspertyz fachowców polskich i rosyjskich, ale też odbiegają od rozumu. Nie może być tak, że przez 8 lat Macierewicz robił z siebie idiotę, stawał w tym czasie przed kamerami i zarzekał się, że wybuchy i zamach były – i basta.

Macierewicz zasługuje nie tyle na Nobla, co na Oskara amerykańskiej Akademii Filmowej. Niech Pasionek spróbuje tej roli, niech się wcieli w Roberta De Niro, Toma Hanksa, Leonardo di Caprio – wówczas poczuje, jak się napracował nad rolą, jakiej zaznał żenady.

I najważniejsze: Macierewicz robił to dla Lecha Kaczyńskiego, który w innym wypadku – gdyby wybuchów i zamachu nie było – byłby odpowiedzialny za śmierć 95 ludzi, bo to on był dysponentem lotu.

Czy tego chce Pasionek? Czy chce uznać, że brat Jarosława – ciągle aktualnego prezesa PiS – nie był bohaterem? Chce dowodów na małostkowość? O! Nie – Macierewicz nie ujawni takich dowodów, które są wbrew interesom PiS.

Lech Wałęsa reaktywował Komitet Obywatelski (KO). Po niemal 30 latach demokracji doszło do takiej potrzeby, aby przypomnieć o tym ustroju, iż jest poważnie zagrożony, wolności jest coraz mniej, a ponadto wybory mogą być sfałszowane.

Nie chodzi wszak tylko o wyniki wyborów, ale o powstrzymania procesu niszczenia osiągnięć w kraju i za granicą. Dramatycznej erozji ulega znaczenie Polski, władze PiS degradują nas w Unii Europejskiej, stają się partnerami politycznymi jawnych przyjaciół władców Kremla.

Przecież w imię jakoby zagrożenia uchodźcami – co brzmi niemal, jak: kosmitami – Mateusz Morawiecki ściska się w Budapeszcie ze swoim przyjacielem Orbanem, zaś ten ostatni jest przyjacielem Putina.

To niewielki łańcuszek: Morawiecki – Orban – Putin, w którym występują dwa ogniwa antyunijne będące w UE. Czy społeczeństwo obywatelskie da radę, aby powstrzymać popadanie kraju w zależność od Moskwy? Podobna droga antyzachodnia w XVIII wieku wiodła do Targowicy, a potem do utraty niepodległości.

KO tworzą liderzy dwóch opozycyjnych partii – Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej – oraz inne autorytety środowisk twórczych, prawnych, politycznych.

Tak to na razie wygląda. KO może i powinien być płaszczyzną porozumienie także stowarzyszeń społeczeństwa obywatelskiego, oporu przeciw coraz bardziej autorytarnej władzy. Były szef „Solidarności” nie może w tej chwili powołać się na założone przez siebie związki zawodowe, bo one znalazły się w tym samym w miejscu, w którym wówczas stało ZOMO, aby powołać się na klasyka.

Czy PiS jest partią komuchów? Wiele cech zbliża partię Kaczyńskiego do PZPR, nie tylko mentalność samego wodza i jego przybocznych towarzyszy, wszak profil intelektualno-charakterologiczny Błaszczaka, Brudzińskiego, Kuchcińskiego jest tak samo guzik warty jak Czyrka, Kanii, Milewskiego, Olszowskiego. Są równie wybrakowani, lecz wierni woli wodza.

Jest naprawdę czego się bać. Sądownictwo zostało praktycznie załatwione, władze unijne próbują przeciwstawić się dążeniom niszczenia niezależności władzy sądowniczej, ale co one mogą. Na tej drodze sprzeciwu muszą stanąć sami Polacy, świadomi tego, jakie zagrożenie niesie sądownictwo partyjne. Nie mamy już mediów publicznych, zostały przez PiS zawłaszczone.

PiS szykuje w czas kanikuły niespodzianki – oni tak mają. Na środę zapowiedziano nadzwyczajne posiedzenie Sejmu. A cóż takiego stało się nadzwyczajnego, aby w nagłym trybie zwoływać izbę ustawodawczą. Może chodzić o majstrowanie przy ordynacji wyborczej albo o dekoncentrację mediów.

Lech Wałęsa jest na świecie ikoną wolności. Jest tym, co mamy najcenniejszego. W obronie wolności i demokracji winniśmy stanąć obok niego. Tę perłę – ikonę – nie rzucajmy przeciw wrogom, Ewangelia Mateusza przestrzega: „Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami, i obróciwszy się, nie poszarpały was samych”.

PiS jest do wszystkiego zdolne, wszak ich wódz może nas nazwać kanaliami, mordami zdradzieckimi, gorszym sortem. A jego towarzysze sięgnąć po najgorsze metody.

Dlaczego PiS w trybie nagłym – za prezesem: bez żadnego trybu – zwołuje posiedzenie Sejmu, wszak nie ma szczególnie pilnej ani nagłej potrzeby. To styl tej partii: robić przekręty w nocy, gdy nikt się nie spodziewa, a najlepiej w Sali Kolumnowej bez opozycji i poza okiem mediów.

O co może chodzić w tym „bez żadnego trybu”? Na razie wieści są takie, że chodzi o ordynację wyborczą, tę dotyczącą kodeksu wyborczego do Parlamentu Europejskiego. Czyżby? Skąd ten pośpiech, wszak wybory do PE dopiero za rok. Można spokojnie za kilka miesięcy manipulować.

Obawiam się, że ordynacja może być tylko pretekstem, a zupełnie inna kwestia dla PiS paląca. Przyjrzyjmy się, jak PiS chce manipulować – zaznaczam, iż wieści są niepełne i mogą być nieistotne, bo po partii Kaczyńskiego należy spodziewać się najgorszych przewałów.

Jeden z polityków tej partii był powiedzieć o potrzebie nowej ordynacji (talent, który powinien zasilić zespół „Ucho prezesa”): „Uważam, że w Polsce powinniśmy zastanowić się nad całą ordynacją, nie tylko do PE”.

A zatem nie chodzi tylko o ordynację do PE. Śmiesznie też brzmi „w Polsce powinniśmy”. Ten polityk – świadomie nie wymieniam jego nazwiska, bo w takich narracjach nie przepadam za obślizgłymi postaciami (patrz: „Potęga smaku” Herberta) – zawłaszcza przestrzeń wspólną: w Polsce. Niestety w Polsce mieliśmy najeźdźców zewnętrznych – Niemców i Sowietów – w tej chwili mamy najeźdźców wewnętrznych – PiS. Szkody są niepowetowane – szkody plagi i zarazy; PiZ właściwiej brzmi niż PiS. I nie wiadomo, jak skończy się ten bardak.

Z ordynacją zatem będzie jak z ustawami o Trybunale Konstytucyjnym i sądowniczymi. Tak długo będą przy nich manipulować, aż głosowanie okaże się bez sensu, a w wypadku niekorzystnego rezultatu PiS zaskarży wyniki do zawłaszczonych przez siebie sądów.

Ten sam polityk był przyznać się do swego słabego umysłu, bo dla niego „ordynacja do PE jest bardzo skomplikowana. Ja znam niewielu polityków, którzy potrafią wyjaśnić o co tam chodzi”. Głupi zawsze myśli, że inni dorównują jego stanowi umysłu, jak Forrest Gump o IQ 72.

PiS chce ustawić w kraju politykę zerojedynkowo: my kontra oni. PiS kontra antyPiS. To bardzo wygodny podział, gdyż eliminuje mniejsze podmioty polityczne i może zlikwidować lewicę. Nowa ordynacja do PE ma podnieść próg na wysokość 15-20 proc. Praktycznie byłyby to JOW-y (Jednomandatowe Okręgi Wyborcze).

Istnieje jeszcze jedna możliwość manipulacji, która nijak się może mieć z wynikiem w skali krajowej, bo ilość mandatów może być większa w regionach wschodnich, w których PiS ma większe poparcie.

PiS zatem może przegrać wybory, lecz okaże się, że zdobył więcej mandatów. Krętactwa trwają od początku ich władzy, będą się nasilać w miarę, gdy zaglądnie im w oczy katastrofa porażki. Wszak Andrzeja Dudę i Beatę Szydło czeka Trybunał Stanu, a Jarosława Kaczyńskiego jakiś inny Trybunał. Nie może być tak, że niszcząc ojczyznę ujdzie im na sucho, jak komunistom w 1989 roku. Co ostatni mieli usprawiedliwienie, iż na ich miejscach mogli być gorsi – a co pisowcy? Dobrowolnie rozmontowują sprawiedliwość i demokracje oraz wypisują nas z Zachodu. Za to należy się sprawiedliwość.

Morawiecki mógł zaistnieć tylko w PiS – w partii, która cierpi na brak indywidualności i fachowców.

Mateusz Morawiecki to dziwaczna postać, pełna sprzeczności charakterologicznych, ale i intelektualnych. Mógł zaistnieć tylko w PiS, w partii, która cierpi na brak indywidualności i fachowców. Znamiennym jest, iż będąc prezesem – paprotką dla właściciela – Banku Zachodniego WBK, zabiegał o polityczną protekcję w rządzie Donalda Tuska, gdzie dostał nic nieznaczące stanowisko członka Rady Gospodarczej.

Także jego wykształcenie kończy się wraz z ukończeniem szkoły. W jego wypowiedziach daje znać o sobie konsumpcja dyplomu. Widać, iż nie ma głębszej wiedzy o historii, a obca jest mu znajomość kultury polskiej i uniwersalnej, ze szczególnym uwzględnieniem literatury („Winnetou” i Trylogia kończą jego kontakt z literaturą piękną). W języku – retoryce – nie potrafi przetwarzać pojęć z podstawowej wiedzy biznesowej i politycznej. Kilka dni temu nazwał transakcją wstąpienie Polski do Unii Europejskiej.

Ale ten rak na bezrybiu PiS uchodzi za szczupaka. W partii Jarosława Kaczyńskiego nietrudno zrobić karierę. Niemniej Morawiecki jest bodaj jedynym politykiem tej partii, który może przejąć stery po odchodzącym do świata cieni Jarosławie Kaczyńskim.

Dlatego dziwacznej postaci Morawieckiego musimy się przyglądać, bo przecież może zdarzyć się, że PiS dalej będzie dzierżył władzę, zapewniając sobie zwycięstwo metodami putinowsko-orbanowsko-erdoganowskimi.

Staram się wykrzesać z Morawieckiego jakąś postać literacką. Widzę go w perspektywie narracji allenowsko-coenowskiej. W naszej literaturze świetnie opisani zostali sprzedajni endecy przez Gombrowicza w genialnym „Transatlantyku”.

Wybitny prozaik Eustachy Rylski literackiego protagonistę Morawieckiego charakteryzuje w postaci Dona w powieści „Błysk”: – „Wyobcowana z doczesności twarz, można by rzec, skryta w półmroku, gdyby nie trupia bladość, która wręcz lśni. Napięty jak cięciwa, nic go nie zwalnia, nawet ta samotność. Wyprowadzony z wszelkiej rzeczywistości, nawet tej, którą kontroluje”. Pasuje do Kaczyńskiego, nieprawdaż (jak mawiał Sokrates)?

Morawieckiemu należałoby zajrzeć do trzewi, na dno jestestwa, zanurkować do jego mułu, który pozostawia na tym dnie Don. Do tego, co wyniósł z domu, co wziął od ojca Kornela, który w „Solidarności” był kimś na kształt Andrzeja Leppera. Tak! Morawiecki – Mateusz, syn Kornela – to jeden z największych beneficjentów III RP, syn lepperowski III RP. Wyślizgał sobie kilkadziesiąt milionów zł na kontach bankowych.

Nie chcę zanudzać czytelników, bo piszę felieton, a internet nie znosi materiałów powyżej znormalizowanej strony. Część biografii Morawieckiego została napisana przez samego Sartre’a w opowiadaniu alegorii „Dzieciństwo wodza” w tomie „Mur”.

Morawiecki jest cząstką nas, cząstką zła, które stworzyliśmy. Ten osobnik przylepi się wszędzie, największy beneficjent – wygrany – III RP, który dorobił się milionów jako paprotka, a teraz znalazł sposób na dalsze eksploatowanie Polski.

Zaprzecza III RP, bo to się teraz mu opłaca, szmal już odpowiednio ulokował. Więc staje przeciw III RP, aby dalej się ślizgać! Chce tym razem wyzyskać dyplom władzy. Morawiecki jest pokrętny wewnętrznie, skręcony, w moralności zwie się to zakłamaniem.

Niemcy w czasach symbolizmu, naszej Młodej Polski, Stanisława Przybyszewskiego, który u nich zrobił oszałamiającą karierę, nazwali terminem psychiatrycznym Fugenorgler. Kimś takim – karierowiczem III RP jest Morawiecki, poskręcany wewnętrznie, ślizgający się dla własnej kariery, a naszemu pohańbieniu, taki człowiek bez właściwości, bez wnętrza, może nas nieodpowiedzialnie wyzyskiwać – Fugenorgler.

Jeżeli GetBack jest związany z PO, to dlaczego Mateusz Morawiecki tak bardzo boi się komisji śledczej w tej sprawie?

Czyżby długie nosy Pinokiów ze Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich poczuły wiatr historii i jego zapaszki, że zmieniają orientację i informują, co czują: „Wzywamy władze mediów publicznych do zagwarantowania niezależności i godności uprawiania dziennikarstwa”.

Czy Jacek Kurski posłucha? Pytanie żartobliwe, bo chodzi o coś innego. Reorientacja SDP jest pokłosiem walk w PiS, a ta wojna jest post-kolanowa, bo kres Jarosława Kaczyńskiego zbliża się wielkimi krokami. Bezpardonowo okładają się, kto z nich będzie prowadził Polskę ku zatracie.

Widać trzy linie frontu. Jedna wytyczona przez Mateusza Morawieckiego, druga jest dziełem Zbigniewa Ziobry, a trzecia zakonu PC.

Ziobro zbiera haki na Mateusza Morawieckiego. Bardzo poważnym hakiem jest sprawa GetBacku, minister sprawiedliwości zaczął hurtowo aresztować kierownictwo tej firmy windykacyjnej, stosować swój słynny areszt wydobywczy. Co ten górnik prawdy wycisnął z windykatorów? – niedługo się okaże.

Morawiecki, jak na największego Pinokia przystało, stosuje firmowy chwyt: to nie my, to Platforma. – „Dochodziło do prób prowokacji, do uwikłania rządu PiS w sprawę GetBack przez osoby, które w ewidentny sposób są związane z Platformą Obywatelską” – stwierdził premier. Po tej wypowiedzi nos Morawieckiemu urósł o kilka centymetrów i jego koniec widać dopiero za zakrętem, bo to znaczy, że PO uwikłało go, gdy on był doradcą PO, ale też może znaczyć, że tatuś Kornel uwikłał – zwolennik głosowań na dwie ręce – gdy do Kancelarii Premiera dostarczył listy od prezesa GetBacku – Konrada K.

Związki GetBacku z PiS są rozliczne. Firma sponsorowała środowiska patriotyczne PiS, gdy te robiły galę ku czci „Człowieków Roku”. Ponadto miała związki ze SKOK-ami – wszak pisowską kasą. Minister rządu PiS Dawid Jackiewicz był doradcą GetBacku itd.

Zdanie Mateusza Morawieckiego o związku GetBack z PO byłoby prawdziwe, gdyby on i tatuś Kornel wstąpili do partii zarządzanej przez Grzegorza Schetynę, a tak trafia kulą w płot. Nos Morawieckiego może czuje swoje pisowskie zapaszki, ale widzi mi się, że nie tam kieruje swoje przerośnięte nozdrza, gdzie Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich.

Polska przez Pinokiów jest upokarzana na każdym kroku. Dzisiaj Polak to brzmi podejrzanie. W Luksemburgu po raz pierwszy w historii Rada ds. Ogólnych wysłuchuje Polski w związku z procedurą z artykułem 7 Traktatu o UE. Do tej pory PiS liczył na weto Węgier w sprawie ewentualnych sankcji, ale Komisja Europejska jest ciut cwańsza, bo uruchamia artykuł 7 w stosunku do Viktora Orbana, więc podejrzani nie będą mogli blokować decyzji KE wetami.

Węgry wydają się być stracone dla UE, dostaną się w łapy Putina i jego kamaryli kremlowskiej, ale my musimy Polskę odzyskać i przyciąć nosy Pinokiów, posadzić Morawieckiego na ławie oskarżonych. Jeżeli GetBack jest związany z PO, to dlaczego premier boi się komisji śledczej? Hę?

Bez żadnego trybu została przyjęta przez Sejm nowela do ustawy o IPN, z którą PiS przez pół roku obnosił się, że „nie odda ani guzika”.

Beata Szydło po przyjęciu ustawy w styczniu mówiła: – „Nie widzę powodów, żeby zmieniać ustawę o IPN”. To samo utrzymywał Andrzej Duda, który niektóre przepisy odesłał do Trybunału Konstytucyjnego. Ba, ten który przyjął na klatę odpowiedzialność za autorstwo ustawy Patryk Jaki, uzasadniał prawnicze walory: – „Polska zrobiła kopiuj-wklej tego, który od lat w PL funkcjonuje ws. „kłamstwa oświęci” [podaję za jego tweetem – dop. WM].

Tak ten rząd pracuje, stosuje bezrefleksyjne kopiuj-wklej. Tryb przyjęcia noweli do ustawy jest znamienny. 15 minut przed nadzwyczajnym posiedzeniem Sejmu wprowadzono punkt obrad – nowelizację ustawy o IPN, aby ją przyjąć też w trybie zgoła mało parlamentarnym, bez odesłania do komisji sejmowej, z trzema czytaniami ciurkiem, bez debaty. Na tę okoliczność nacjonalista Robert Winnicki zrobił pięciominutowego Reytana na trybunie sejmowej – aby marszałek Kuchciński mógł ją przegłosować.

Senat zbiera się w trybie nadzwyczajnym i Duda tego samego dnia podpisze ustawę w trybie nagłym. Dlaczego tak się dzieje? Wiele wyjaśnia wspólna telekonferencja prasowa Mateusza Morawieckiego i premiera Izraela Benjamina Netanyahu.

Nacisk władz Izraela odniósł skutek, a do tego Międzynarodowe Stowarzyszenie Adwokatów i Prawników Żydowskich (IAJLJ) złożyło w Trybunale Konstytucyjnym opinię, w której wykazuje niekonstytucyjność ustawy o IPN. Mierzyć się z prawnikami żydowskimi nikomu nie radzę.

Na pewno miały wpływ naciski amerykańskie, w tym negocjacje w sprawie stałego stacjonowania wojsk amerykańskich w Polsce, które groziły fiaskiem, a także spotkanie Dudy z Trumpem, o co tak usilnie zabiegają politycy PiS i muszą ciągle całować klamkę.

Ustawa o IPN to Waterloo tej władzy. Po niej musi przyjść Elba, a następnie Wyspa Św. Heleny. Łatwo został skruszony pisowski dogmat, że nie cofną się, nie oddadzą ani guzika.

Dzień wcześniej doszło do innej ich klęski w Luksemburgu, przesłuchania Polski w ramach Rady ds. Ogólnych w związku z uruchomieniem art. 7 Traktatu o UE.

Władze PiS się cofają pod wpływem siły, a nie argumentów. Choć społeczeństwo obywatelskie nie ma takiej siły rażenia, jak USA i Izrael, ale konsekwentna i nieortodoksyjna presja jest swoje osiągnąć. Lekcja ustawy o IPN nie może iść w las, ale w naszą polityczną mądrość.

Ustawa o IPN ma przecież zapisy dotyczące Ukrainy, ale one nie zostały znowelizowane, bo dzisiaj Ukraina w polityce PiS się nie liczy. Znamienne, iż nasz wschodni sąsiad został olany przez tę władzę, która tym samym składa kolejny prezent Kremlowi.