Co wy wiecie o korniku drukarzu?
Europarlament przyjął drugą w tym roku rezolucję wobec Polski pisowskiej, acz dotyka ona nas wszystkich, nas Polaków. Naszego poczucia godności, honoru. O ile pierwsza rezolucja dotyczyła tylko Trybunału Konstytucyjnego, to od tamtego czasu katalog krytyki został bardzo rozszerzony, bo PiS od kwietnia nie próżnował.
Partia Kaczyńskiego czego się dotknie, demoluje. Szyje Polskę na swoje kopyto? Jeżeli bezprawie i drogę do autokracji bądź satrapii nazwiemy kopytem, to tak. Ta Polska wygląda groteskowo, ale jest wielce groźna i wolę określenie: Polska taboretowa. Bo Polska pisowska to Polska zdegradowana, która się sadzi na nie wiadomo jaką wielkość, Polska, która podskakuje, a jest podsadzana na taboret, bo jest coraz mniejsza, wielkości krasnali ogrodowych. To jest Polska niepoważna, ale podkreślmy – Polska groźna, która kreatorom politycznym (wszak jest jeden) już się wymknęła spod kontroli. I będzie dryfować w rejony mało cywilizowane.
Katalog obecnej krytycznej oceny dotyczy, oprócz Trybunału Konstytucyjnego, ustawy medialnej, a także ustaw o policji, o prokuraturze, poprawek do Kodeksu postępowania karnego, ustawy antyterrorystycznej, o służbie cywilnej. Ponadto planów zwiększenia wycinki drzew w Puszczy Białowieskiej czy kwestii „zdrowia reprodukcyjnego kobiet”. Konkluzja jest druzgocąca dla władzy PiS, bo obecnie stanowione prawo „zagraża demokracji, prawom podstawowym oraz rządom prawa w Polsce”. PiS nawet się nie broni, położył lagę, jak nas w Unii Europejskiej oceniają i postrzegają. Wynika z tego, że Jarosław Kaczyński ma inny pomysł na Polskę. Pisowską Polskę nie w takiej Unii i możliwe, że w ogóle poza nią.
Do debaty w europarlamencie został desygnowany tylko Ryszard Legutko, a więc polityk o niewielkiej randze w partii, który zachował się jak Franz Maurer w „Psach”. Bohater grany przez Lindę przeszedł do pamięci frazą: „Co ty wiesz o zabijaniu?”. Franz Legutko zaś ma szansę zapisać się: „Co wy wiecie o korniku drukarzu?”.
Pomijając tego kornika, przekonujemy się w Polsce, że rząd o drukowaniu też nie chce mieć pojęcia, bo nie drukuje wyroków Trybunału Konstytucyjnego. Zupełnie odwrotnie niż Franz Maurer zachowuje się Andrzej Duda. Nie wywiąże się z zobowiązania wystąpienia na Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy, które zostało podjęte pół roku temu wobec sekretarza generalnego Thorbjoerna Jaglanda. Duda nie będzie więc mamił Europy, że w Polsce dzieje się dobrze. Niezłomny dał nogę z powodu takiego, iż po wystąpieniu musiałby odpowiadać na pytania – taka jest procedura. Można sobie wyobrazić, jakie robiłby grymasy na twarzy, jak wykrzywiałby się, uciekał wzrokiem. Nie jest to wszystko śmieszne, a zmierza jeszcze ku gorszemu, bo ta władze i ci bezwolni politycy zapędzili się w kozi róg. Pardon: w ośli róg.
Waldemar Mystkowski
Polska PiS roku 2019
Człowiek z natury przyzwyczaja się do najtrudniejszych warunków i najbardziej absurdalnych wymogów. Znamy to zjawisko z czasów wojny. Wczoraj media podały, że będzie apel smoleński w związku z 333 rocznicą Bitwy pod Wiedniem. Wydawałoby się pozornie, że absurdalność tego pomysłu mogła się wziąć jedynie z kabaretów szydzących z PiS. Jednak nie.
Przyjmujemy taką informację i przechodzimy nad nią do porządku dziennego, gdyż przez ostatnie 10 miesięcy stopniowo przyzwyczailiśmy się do coraz większych absurdów, groteski, picu i fanfaronady, że ten kolejny przykład szaleństwa już nas tak nie porusza. Zresztą w ubiegłym tygodniu takich wydarzeń było więcej, jak chociażby sprawa nominacji młokosa z maturą do Rady Nadzorczej PGZ, czyli jednego z największych koncernów zbrojeniowych w naszej części Europy.
Doświadczenie noszenia teczki za ministrem ON oraz znajomość kulis sprzedaży panadolu jako podstawa nominacji do RN takiej firmy wydawałyby się nam rok temu tak niewystarczające do objęcia tej funkcji, że gdyby to ktoś zapowiedział zostałoby to uznane za brutalny atak na PiS. A jednak dzieje się to na naszych oczach. Człowiek, który dokonuje takich nominacji nadal jest ministrem ON i skutecznie mrozi wydatki zbrojeniowe na modernizację armii ku uciesze Rosjan. Po kilku dniach oburzenia sprawa niknie, gdyż mamy kolejny jeszcze większy przykład bezczelności i zawłaszczania państwa. I tak co tydzień. Aby uzmysłowić sobie co może być za trzy lata postaram się przedstawić poranny przegląd prasy z kwietnia 2019.
1. gazeta. pl – (wydawana z Londynu)
Premier Błaszczak zażądał na forum Parlamentu Europejskiego odblokowania dopłat dla rolników uzależniając od tego zgodę rządu na amnestię dla więźniów politycznych.
2. rp.pl
Prezes Trybunału Konstytucyjnego wyraził przekonanie, po audiencji u prezesa PiS, że w związku ze wszczęciem kolejnego śledztwa w sprawie nadużywania wniosków do TK przez posłów opozycji, nie widzi potrzeby kontynuowania prac nad wnioskami opozycji do czasu zakończenia śledztwa.
3. współzależna.pl
Związek Zawodowy Prawi i Sprawiedliwi postanowił zążadać od pracodawców wprowadzenia 10-tego każdego miesiąca wolnej godziny celem uczestnictwa w Zakładowych Miesięcznicach Smoleńskich.
4. Newsweek
Minister sprawiedliwości i prokurator generalny Stanisław Piotrowicz zapowiedział budowę trzydziestu nowych więzień potrzebnych do przyjęcia osób skazanych za podburzanie do niepokojów społecznych.
5. Onet. pl
Kolejne spotkania prezydentów Dudy i Putina mają przynieść szczegóły traktatu o współpracy, który stał się możliwy po wycofaniu się Polski ze struktur wojskowych NATO. W dowód otwartości prezydent Putin zapowiedział zwrot wraku Tu-154, ale uzależnił to od ostatecznego wycofania wojsk NATO z terenów Polski.
6. Gazeta Finansowa
W ostatnim tygodniu wzrosła wartość złotówki. Za jednego dolara płacimy już tylko 6,24 złotych.
7. Gazeta Bankowa
Klub Londyński zażądał od Polski spłaty zaległej raty kredytu dając na to czas do końca maja.
8. Głos Wielkopolski
Rodzice dziecka ze szkoły w Śremie, które odmówiło udziału w apelu smoleńskim odczytywanym przed lekcjami, zostali skazani przez Sąd Ławników Społecznych na trzy miesiące aresztu i utratę praw rodzicielskich.
9. Gazeta Olsztyńska
Otwarty na Placu Konsulatu Polskiego nowy pomnik Braci Kaczyńskich został zbeszczeszczony napisem „Kaczka jest c….”. ABW Odział w Olsztynie ustaliła i złapała sprawców. Są to znani policji z nielegalnych demonstracji Łukasz W. i Paweł G. Grozi im 25 lat pozbawienia wolności.
10. Gazeta Lubuska
Minister Spraw Wewnętrznych Krystyna Pawłowicz wizytująca Zieloną Górę obiecała, że Jej resort dołoży wszelkich starań, aby skrócić czas oczekiwania na przejściu granicznym w Słubicach do poniżej 5 godzin.
11. Nasz Dziennik
Rząd nie wyraził zgody na powołanie na nowego arcybiskupa gdańskiego księdza Kazimierza Sowy. W związku z prowokacyjnym zachowaniem Watykanu diecezja już od roku nie ma swego pasterza.
12. tvn24.pl
Nowym prezesem LOT-u został Edmund Janiger (b. prezes PKO BP odwołany za oblanie matury).
Czy to wszystko jest nierealne? Nie wiem, ale PiS zrobi wszystko na co my mu pozwolimy. Dlatego musimy walczyć. Walką jest również pisanie w mediach społecznościowych. Musimy w pierwszej kolejności całkowicie zdominować PiS na fb i tt. To też jest walka o Polskę. I od tej walki zależy, czy będziemy mieli w 2019 opisywany wyżej horror, czy też nie.
ŚRODA, 14 WRZEŚNIA 2016
Kukiz do Olejnik: Gdybym nie był wyrozumiały, to by nie było już pana Knapika
Kukiz do Olejnik: Gdybym nie był wyrozumiały, to by nie było już pana Knapika
– Wasi redaktorzy w rodzaju panu Knapika sugerują, czy wręcz mówią wprost, że Kukiz ’15 jest w koalicji z PiS-em – mówił Paweł Kukiz w rozmowie z Moniką Olejnik w „Kropce nad i” TVN24. Jak dodał:
„Nie czuję się w opozycji względem PiS-u, tylko jestem w opozycji. Na Boga, jeżeli nie daję wotum zaufania rządowi, jeżeli głosuję przeciwko budżetowi, ustawie o policji, o prokuraturze, RMN, sprzedaży detalicznej, to jaka cholera, kto mi będzie wmawiał takie rzeczy, że ja jestem w jakiejkolwiek koalicjach? Czy jeżeli zobaczę Knapika z chłopakiem wychodzącym z toalety, to mogę myśleć, że on jest w koalicji z tym chłopakiem? Na Boga!”
– Gdybym nie był wyrozumiały, to by nie było już pana Knapika – dodał Kukiz.
Kukiz: Macierewicz jest najlepszym ministrem obrony, jakiego kojarzę
Jak mówił Paweł Kukiz w rozmowie z Moniką Olejnik w „Kropce nad i” TVN24:
„Powiedziałem kiedyś, że minister Macierewicz jest najlepszym ministrem obrony, jakiego kojarzę, od 1989 roku, czy ostatnich lat. Mówię to nie dlatego, że to postać formatu Napoleona, tylko dlatego, że poprzedni ministrowie – odnosiłem przynajmniej takie wrażenie – robili wszystko, żeby rozbroić Polskę. Jestem co do tego przekonany. A to ten minister, który zwraca uwagę na to, że posiadamy w Polsce fabryki broni, że polska armia może z polskiej broni korzystać”
Kukiz: Zastanawiamy się nad wnioskiem o wotum nieufności dla Jackiewicza
– Wierzę w czyste intencje Jarosława Kaczyńskiego, jeśli chodzi o takie sprawy jak patriotyzm, jak walka z korupcją, jako człowieka. O spółkach skarbu państwa dzisiaj rozmawialiśmy, zastanawialiśmy się, zastanawiamy się jeszcze w klubie nad wotum nieufności dla ministra Jackiewicza – mówił Paweł Kukiz w rozmowie z Moniką Olejnik w „Kropce nad i” TVN24.
Pawlak: Mówienie o nowych traktatach jest ryzykowne. Może się okazać, że Polska zostanie pod drzwiami
– Europa się rozchodzi, Brytyjczycy wyszli, a te kraje, które pozostały w Europie, rozchodzą się, bo teraz, w kontekście tej dyskusji w PE, nie wchodząc w szczegóły, widać, że kraje, które pozostały w UE, zaczynają iść w różnych kierunkach. Mówienie w takiej sytuacji o nowych traktatach jest o tyle ryzykowne, że nowe traktaty mogą napisać Niemcy, Francuzi, Włosi, Hiszpanie. To będą główne kraje, które będą dyktowały i może się okazać, że Polska zostanie pod drzwiami i nie będziemy mogli w tych pracach uczestniczyć w taki sposób, żeby wpływać na kształt traktatów, a sami poprzez działania obecnego rządu wywołujemy ten temat – mówił Waldemar Pawlak w rozmowie „Faktach po faktach” TVN24, dodając, że jest pytanie, kto podpisze ten traktat.
Schetyna krytykuje edukacyjne propozycje z programu PO. „Nie wierzę w takie eksperymenty”
Grzegorz Schetyna w rozmowie z Marcinem Zaborskim w Popołudniowej rozmowie RMF był pytany, jak się podoba mu taka propozycja – likwidacja testu szóstoklasistów, sprawdzanie mocnych i słabych stron uczniów będzie się odbywało w inny sposób, a losowo wybrane 10% szkół będzie organizować sprawdziany:
„Nie wierzę w takie eksperymenty. Nie wierzę w losowe wybieranie szkół. Też jestem wychowany w trochę innym modelu edukacji, bo chodziłem do 8-letniej szkoły podstawowej i 4-letniego liceum. Nie mówię, że to był zły system, ale teraz odejście i likwidacja gimnazjów, uderzenie w ten typ szkoły zaszkodzi”
Dopiero po tej wypowiedzi Zaborski ujawnił, że losowanie szkół pochodzi z programu Platformy z 2015 roku. Schetyna stwierdził, że to może być z jakiegoś starego projektu, a następnie dodał:
„No tak, ale nie ma tego projektu na stole. Uważam, że w takich sytuacji dzisiaj to nie jest problem losowego szukania szkół, tylko walki o ochronę gimnazjów i o to, żeby nie likwidować wieluset szkół i nie dopuszczenia do zwolnienia 45 tys. ludzi”
Schetyna: Wniosek o odwołanie Zalewskiej po konsultacjach
Jak mówił Grzegorz Schetyna w rozmowie z Marcinem Zaborskim w Popołudniowej rozmowie RMF:
„W piątek [minister] ma przygotować, przedstawić założenia projektu ustawy likwidującej gimnazjum. Wtedy, po konsultacji ze środowiskami, samorządami, środowiskami nauczycielskimi będziemy formułować taki wniosek [o wotum zaufania]. Nie można być opozycją dla samej opozycji. Trzeba się odnieść do konkretnego zapisu. Wiemy, że te zapisy są groźne dla systemu edukacji, szkoły. Jesteśmy gotowi, czekamy na założenia i odniesiemy się błyskawicznie”
Schetyna o Piterze: W przyszłym tygodniu sprawa będzie zamknięta
Jak mówił Grzegorz Schetyna w rozmowie z Marcinem Zaborskim w Popołudniowej rozmowie RMF:
„Rozmawialiśmy. To rzeczywiście jest kwestia, która – jestem przekonany – będzie bardzo szybko wyjaśniona i zamknięta. Przekazałem sygnał, że oczekuje, żeby ta sprawa została załatwiona. Jeżeli ktoś ma dawać dobry przykład, to właśnie parlamentarzyści. Usłyszałam [od Julii Pitery], że sprawa będzie załatwiona. Tylko czeka, na konkrety. Kwestia będzie zamknięta, jeśli chodzi o sprostowanie, a jeżeli nie ma co do tego zgody, to przynajmniej musi być uiszczona kwota, którą zasądził sąd. W przyszłym tygodniu sprawa będzie zamknięta”
Maciej Komorowski po podkomisji smoleńskiej: Nie przedstawiono nam nic nowego
Jak mówił po spotkaniu z podkomisją smoleńską Maciej Komorowski, syn zmarłego w katastrofie wiceszefa MON Stanisława Komorowskiego:
„Nic nowego nam nie przedstawiono. To było spotkanie, które przedstawiło przebieg prac komisji, co dotychczas zrobili, na jakich materiałach bazują, jakie mają plany. Nic konkretnego z tego jeszcze nie wynika. Jutro mamy się dowiedzieć o jakiś konkretnych faktach, wydarzeniach, które mają zmienić, pokazać nam nowe oblicze tej sytuacji. Padł taki wątek, że była wada fabryczna, ale to jest zbyt ogólnikowe słowo”
Schreiber: Rezolucja nie ma znaczenia, UE ma większe problemy niż stan demokracji w Polsce
Jak mówił w Sejmie Łukasz Schreiber z Prawa i Sprawiedliwości:
„My na to patrzymy bez większych emocji, bo ta rezolucja nie ma większego znaczenia. Ale patrzymy na to przede wszystkim z ubolewaniem, bo dziś faktycznie jest o czym debatować w Parlamencie Europejskim, Komisja Europejska ma problemy do rozwiązania i wśród tych najważniejszych trzeba wymienić kryzys przywództwa w unii, kryzys w strefie euro, kryzys związany z Brexitem, sytuację na granicy ukraińsko-rosyjskiej, problem islamskich imigrantów. To są rzeczywiste i realne problemy. Jeżeli ktoś uważa, że dziś największym problemem jest stan demokracji w Polsce, to znaczy, że jest kompletnie oderwany od rzeczywistości. Trudno to [co działo się w PE] nazwać debatą, to były raczej oświadczenia liderów frakcji, nie było interakcji. Część polityków opozycji domaga się przyjęcia rezolucji, szkodząc w ten sposób Polsce”
Schetyna o rezolucji PE: To coś więcej niż porażka, to symbol drogi, która prowadzi nas na margines Europy
Jak mówił w Sejmie szef PO Grzegorz Schetyna:
„PE bardzo wyraźnie daje czerwoną kartkę polskiemu rządowi, premier Szydło, Jarosławowi Kaczyńskiemu w tej walce z polską praworządnością, z polskim parlamentem, opozycją. To jest moment, kiedy powinniśmy przestać zaklinać rzeczywistość, pokazywać tę Europę w inny sposób niż ona wygląda. Większość europejskich partii mówi: dość, nie akceptuję tego, co dzieje się w Polsce. Dzisiaj rozpaczliwe krzyki eurodeputowanych PiS-u pokazują fiasko tej polityki w Europie. Pokazuje, że oprócz partii skrajnych, antyeuropejskich zostało nam w portfolio wsparcie tylko części eurodeputowanych węgierskich i tak naprawdę to chyba jest ta kontrrewolucja kulturowa, którą zapowiadali Kaczyński i Orban w Krynicy”
Jak dodawał:
„Jeżeli tak będzie wyglądało szukanie partnerów w Europie, jeżeli w ten sposób będziemy prowadzić polską politykę i szukać partii, krajów, z którymi chcemy budować pozycję Polski, to jest droga donikąd. To jest coś więcej niż porażka, to symbol drogi, która prowadzi nas na margines Europy”
Petru o rezolucji PE: Polski rząd nie ma argumentów, o Polsce mówi się już tylko negatywnie
Jak mówił na konferencji prasowej w Sejmie lider Nowoczesnej, Ryszard Petru:
„Jeszcze parę miesięcy temu pani premier leciała do Brukseli i po to, aby bronić polskiego stanowiska, żeby tłumaczyć, dlaczego polski rząd robi to, co robi. Teraz polski rząd nawet nie ma argumentów, żeby bronić swojego stanowiska, żeby bronić Polski. Nieprzypadkowo, nikt z polskiego rządu się tam nie pojawił, a jak wiemy, ministrowie z przyjemnością latają na wycieczki zagraniczne. Pokazuje to tylko tyle, że w polskim rządzie mają świadomość, że sprawa jest przegrana. Bardzo źle się dzieje, że PE publikuje taką rezolucję, która jest nie tylko o trybunale. Jest o mediach publicznych, o służbie cywilnej, o procesach sądowych, o tym, że w Polsce zachwiana jest równowaga władz”
Jak dodawał:
„Dziwie się tym, którzy bagatelizują. Jest taka zasada: jak kilka osób ci mówi, że jesteś pijany, to się połóż. Ja miałbym apel do polskiego rządu, żeby wysłuchał tego, co mówią inni. Nie jest oczywiście dobrze, że w takim świetle o Polsce mówi się za granicą, ale wynika to z tego, co tu się dzieje. To rząd Beaty Szydło doprowadził do tego, że o Polsce mówi się już teraz wyłącznie negatywnie. To negatywnie wpływa też na postrzeganie Polski przez inwestorów. Coraz więcej inwestycji zagranicznych, które miały być realizowane w Polsce, jest wstrzymywanych”
PE przyjął krytyczną dla rządu rezolucję o sytuacji w Polsce
Parlament Europejski przyjął, krytyczną dla rządu, rezolucję o sytuacji w Polsce. Za jej przyjęciem głosowało 510 posłów, przeciw 160, a 26 wstrzymało się od głosu.
W rezolucji europarlament wyraża zaniepokojenie sytuacją w Polsce, szczególnie kryzysem wokół Trybunału Konstytucyjnego, oraz przyjętymi ostatnio ustawami, między innymi o mediach publicznych i służbie cywilnej.
Europarlament przyjął krytyczną rezolucję o Polsce. A w środku? Tak mocne słowa jeszcze nie padały
• Wyraża w niej „zaniepokojenie paraliżem Trybunału Konstytucyjnego”
• Zdaniem PE, sytuacja „zagraża demokracji oraz rządom prawa w Polsce”
W Parlamencie Europejskim przegłosowano dziś przyjęcie krytycznej rezolucji o stanie demokracji w Polsce. W dokumencie jest mowa m.in. o „zaniepokojeniu paraliżem Trybunału Konstytucyjnego w Polsce”. Ale to nie wszystko. PE odnosi się też do innych spraw budzących niepokój: do ustaw o mediach, o policji, o prokuraturze, do Kodeksu postępowania karnego, ustawy antyterrorystycznej, o służbie cywilnej, a także do planów zwiększenia wycinki drzew w Puszczy Białowieskiej oraz kwestii „zdrowia reprodukcyjnego kobiet”. Jak wynika z treści rezolucji, taki stan rzeczy „zagraża demokracji, prawom podstawowym oraz rządom prawa w Polsce”.
Dowiedz się więcej:
Co to jest rezolucja Parlamentu Europejskiego?
Rezolucja to opinia Europarlamentu, czyli organu prawodawczego Unii Europejskiej. Jest wskazówką dla instytucji unijnych, państw należących do Unii Europejskiej lub dla innych krajów. Rezolucja do niczego jednak nie zmusza, państwa nie mają obowiązku się do niej zastosować. Tym różni się rezolucja PE od stosowanych przez Komisję Europejską tzw. „regulacji”, które automatycznie obowiązują wszystkie państwa i obywateli UE.
W jakich sprawach Parlament Europejski przyjmuje rezolucje?
Są to bardzo różne tematy. W marcu zeszłego roku europarlament przyjął rezolucję, w której zaapelował do władz Rosji o zwrócenie Polsce wraku tupolewa, który rozbił się w Smoleńsku. We wrześniu 2015 r. europosłowie w rezolucji wezwali do podziału uchodźców między kraje członkowskie Unii Europejskiej. Europarlament wezwał Rosję do uwolnienia Ukrainki Nadii Sawczenko i potępił naruszenie niepodległości Ukrainy. Z kolei w lutym 2016 roku zaapelował do wszystkich krajów UE o uznanie niepodległości Kosowa.
Lasy Państwowe w Radomiu będą rozdawać figurki pary prezydenckiej. Ludzie nie chcą ich kupować
Marek Szary, wicedyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Radomiu i jednocześnie radny PiS, stwierdził, że idealny gadżetem promocyjnym dla miasta mogą być figurki z wizerunkami Lecha i Marii Kaczyńskich.
-To figurka ładnie nas promująca. Uważam, choć może to nie ta skala, ale: Paryż ma wieżę Eiffla, a Radom pomnik pary prezydenckiej, który jest rozpoznawalny w Polsce – mówi portalowi Radom24.pl Marek Szary.
Lasy Państwowe odkupiły w tym celu 35 sztuk od Centrum Informacji Turystycznej, bo tam nie cieszyły się zbytnim zainteresowaniem przyjezdnych. Figurki są miniaturowymi kopiami pomnika prezydenckiej pary, który stanął w mieście 3 lata temu. Mają być rozdawane gościom i podczas urzędniczych wyjazdów jako promocyjny gadżet. Jedna sztuka kosztowała 55 zł.
Pomnik Lecha i Marii Kaczyńskich w Radomiu był pierwszym w kraju, przedstawiającym prezydencką parę. Ma ok. 2,5 m wysokości, jego budowa kosztowała ok. 230 tys. zł.
Zobacz także: Jarosław Kaczyński: W ciągu dwóch lat dwa pomniki na Krakowskim Przedmieściu
Gowin: Pijany opryszek albo idiota uderzył mówiącego po niemiecku. Ale to nie może być podstawą tezy, że Polacy są ksenofobami
– Adam Bodnar przysłał nam mailem pytanie, bardzo prosił, by panu je zadać – zaczął Piotr Kraśko swoją rozmowę z Jarosławem Gowinem. – Co zamierza pan zrobić w sprawie pobicia prof. Kochanowskiego? – spytał w Poranku Radia TOK FM.
– Nie rozumiem tego pytania, można je kierować do obecnego ministra sprawiedliwości, który nadzoruje prokuraturę – odparł polityk. – Minister nauki i szkolnictwa wyższego nie ma nic do haniebnych, ale po prostu chuligańskich wybryków – zaznaczył Gowin. – W zapytaniu pana rzecznika kryje się oczywiście teza, że w Polsce szerzy się jakiś brunatny nacjonalizm, ja tego nie dostrzegam – stwierdził.
Profesor Jerzy Kochanowski, wykładowca Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego, został w czwartek pobity w warszawskim tramwaju, ponieważ rozmawiał po niemiecku z kolegą z Uniwersytetu w Jenie. CZYTAJ WIĘCEJ >>>
Polacy społeczeństwem ksenofobicznym?
– Nie szedłbym tak daleko – protestował Kraśko. – Rozumiem intencję taką: jest pan ministrem nauki i szkolnictwa wyższego, pobity został profesor mówiący po niemiecku. Może chodzi o to, żeby powiedzieć, że to był haniebny akt – dodał. – Każda forma pobicia kogoś jest rzeczą haniebną – ocenił Gowin.
– Natomiast to, że jakiś pijany opryszek albo idiota uderzył kogoś mówiącego po niemiecku, nie może być podstawą do tego, co dzieje się w mediach europejskich i części mediów w Polsce, czyli do uzasadniania tezy o tym, że Polacy są społeczeństwem nacjonalistycznym, ksenofobicznym i antyniemieckim – podkreślił minister.
– Sam od dawna współpracuję z wieloma organizacjami niemieckimi, uważam Niemcy za naszego strategicznego partnera – mówił Gowin. – Każda forma agresji uzasadniana niechęcią etniczną jest obrzydliwością – dodał.
„Idzie mężczyzna, w pewnym momencie odwraca się i uderza kobietę”
Rozmowa przeszła na politykę imigracyjną. – Nasze stanowisko jest konsekwentne, gotowi jesteśmy pomagać ludziom, którzy faktycznie są uchodźcami – mówił Gowin. – Z drugiej strony nie zgadzamy się i nie zgodzimy się na to, żeby w Polsce pojawiła się rzesza imigrantów ekonomicznych z krajów, które kulturowo są tak od Polski odrębne, że nie ma szans, przynajmniej w dużej skali, na integrację tych osób – dodał.
– Część z tych osób przejawia postawy agresywne wobec wartości, którymi kierują się Polacy, chociażby takich jak równość kobiety i mężczyzny – ciągnął Gowin. – Może słuchacze Radia TOK FM sa szczególnie na to uwrażliwieni – dodał.
– Na samym początku kryzysu rozmawiałem z wybitnym znawcą islamu, profesorem jednego z polskich uniwersytetów – kontynuował Gowin. – Powiedział mi: nie powinniśmy ich przyjmować, wyobraź sobie, że tutaj w pięknym parku w Krakowie pojawia się rodzina muzułmańska. Idzie mężczyzna, metr za nim ciężarna kobieta otoczona gromadką dzieci. W pewnym momencie mężczyzna odwraca się i uderza kobietę – mówił.
„W kulturze islamu nie ma równości kobiety i mężczyzny”
– Zmierzam do tego, że każdy kraj i każdy krąg cywilizacyjny powinien stać na straży wartości, które są konstytutywne dla tej cywilizacji – zaznaczył minister. – Ale opis tej sytuacji, że idzie mężczyzna i bije kobietę, która jest jak rozumiem w czadorze? – dziwił się Kraśko. – Teraz co Polacy maja z tym zrobić? Nie wiem, a nie zdarza się, że Polak uderzy polską żonę? – pytał.
– Oczywiście. Natychmiast powinna nastąpić reakcja ze strony odpowiednich organów państwa – przyznał Gowin. – W Polsce jest to traktowane jako zachowanie sprzeczne z prawem, co jeszcze ważniejsze – sprzeczne z naszymi wartościami – podkreślił. – W kulturze islamu nie ma równości kobiety i mężczyzny – dodał.
„Nie bagatelizuję. Ale jestem przeciwnikiem generalizacji”
– Pełna zgoda. Jeżeli we Francji mężczyzna uderzy kobietę, która byłaby w czadorze na ulicy, myśli pan, że policjant francuski nie zareaguje? Zareaguje – mówił Kraśko. – Ja mówię nie o reakcji policjanta, tylko reakcji społecznej – oponował Gowin. – Na razie pobito prof. Kochanowskiego u nas za to, że mówił po niemiecku – zauważył prowadzący audycję.
– Bardzo mi jest przykro, że do takiego wydarzenia doszło – powiedział polityk. – Nie bagatelizuję tego, ale jestem przeciwnikiem generalizacji – stwierdził.
Kempa kontra Olejnik. Naprawdę nie mamy pewności, kto był prowadzącym, a kto gościem
Minister Beata Kempa (Kuba Atys)
Politycznie wtorek zdominowały dwa wydarzenia: wizyta przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska w Polsce oraz debata w PE nad kryzysem konstytucyjnym w naszym kraju. Temu też w części poświęcona była wieczorna „Kropka nad i” w TVN24.
– Czy premier przyjęła radę Donalda Tuska, żeby nie szarżować na Unie Europejską, żeby nie zmieniać traktatów, bo to się nam nie będzie opłacało? – zaczęła Monika Olejnik. Co na to Kempa?
Pani premier przyjęła swoiste sprawozdanie z tego, co do tej pory zrobił, czy bardziej nie zrobił pan przewodniczący Rady Unii Europejskiej. Ale powiedziała też jasno i wyraźnie, czego oczekuje jako szefowa polskiego rządu od przewodniczącego Rady, w sytuacji kiedy jesteśmy po referendum w Wielkiej Brytanii, kiedy przed Europą…
– No właśnie, czego oczekuje… – próbowała dopytać prowadząca.
– Właśnie do tego zmierzam… – wtrąciła nie przerywając swojego wywodu Beata Kempa.
Później było już tylko gorzej. Rola gościa w programie, i to w dodatku nie w Telewizji Polskiej, gdzie prowadzący wywiad nie ośmieliłby się przerywać, wyraźnie nie przypadła do gustu szefowej kancelarii Beaty Szydło.
„Przepraszam, jeśli mogę…”
– No dobrze…, rozumiem, że… przepraszam, jeżeli mogę… – próbowała Olejnik przerwać słowotok gościa.
– Ale pani doskonale wie dlaczego… ale przepraszam… Pani doskonale wie, dlaczego był Brexit… (… Na inną Unię się umawialiśmy – kończyła równolegle niewzruszona Kempa), tak? Brexit był z tego powodu, że za dużo jest imigrantów w Wielkiej Brytanii i to głównie z Polski – udało się dokończyć zdanie Monice Olejnik. Poruszona takim stwierdzeniem Kempa odparła:
Na to zwróciła uwagę pani premier Beata Szydło, żeby nie obarczać winą Polaków, i w ogóle dla nas świętością jest swoboda przepływu. Jeśli pani uważa, że to przez Polaków Wielka Brytania wychodzi z Unii, no to pogratulować… Takiej narracji jeszcze nie słyszałam
„Jakby pani mi dała coś powiedzieć…”
Przy wątku dotyczącym oceny praworządności w Polsce przez przedstawicieli Komisji Weneckiej sytuacja się tylko nasiliła.
– Na przykład, przepraszam…, no właśnie, ale jakby pani mi dała coś powiedzieć … pani minister… – prosiła prowadząca.
Beata Kempa nie pozostawała jej dłużna: –
Jeśli pani pozwoli… Ale czy pani pozwoli… Pani redaktor…
– Pani minister, a mogę teraz ja, pani minister? – próbowała jednak przejąć pałeczkę Olejnik. – Umówmy się, że ja zadaje pytania, a pani wygłasza długie przemówienia – upomniała gościa prowadząca.
– No, z tego jestem znana pani redaktor… – odparła z uśmiechem minister.
Taka wzajemna wymiana uszczypliwości trwała do końca programu.
„Pani nie odpowiada mi na pytania”
Olejnik nie doczekała się odpowiedzi m.in. na pytanie, czy film „Smoleńsk” powinny oglądać dzieci, jakby tego chciała minister edukacji.
Szefowa kancelarii rozpoczęła podniośle.
Byłam na filmie „Smoleńsk” i przyjmuje ten film bardzo osobiście. Odżyły we mnie te wszystkie emocje i wspomnienia, które 10 kwietnia przeżyłam tam w Katyniu czekając na pana prezydenta, oczywiście małżonkę pana prezydenta także, na cała delegację
– Pani minister, ponieważ mamy minutę… ja chciałam się dowiedzieć… – próbowała jednak wrócić do pytania dziennikarka.
– …Tam nie ma nic takiego… tam jest żywa historia – kontynuowała wątek minister Kempa, a zniechęcona rozmową Olejnik podsumowała:
Pani minister, jakby pani mi dała coś powiedzieć. Jak mogę prowadzić wywiad, jeżeli pani nie odpowiada mi na pytania?
Dziennikarka na pewno ma w pamięci także poprzednie wizyty Beaty Kempy w studiu TVN24. Poniżej niewielka próbka możliwości pani minister.
Leszek Balcerowicz
W latach 1991 – 2015 polska gospodarka rozwijała się prawie tak szybko jak światowy tygrys – Korea Południowa.
„Taką filozofię stosowali komuniści po II wojnie”. Prof. Ćwiąkalski bez ogródek o pomyśle Ziobry
Pod koniec czerwca prezydent Andrzej Duda odmówił nominacji 10. sędziom sądów powszechnych, których kilka miesięcy wcześniej zaproponowała Krajowa Rada Sądownictwa. Do dzisiaj Kancelaria Prezydenta nie podała uzasadnienia tej decyzji. Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, powodem był fakt, że orzekali oni w czasach PRL. O komentarz poprosiliśmy prof. Zbigniewa Ćwiąkalskiego.
„Taką filozofię stosowali komuniści”
Brak nominacji sędziowskich przez prezydenta wiąże się z reformą sądownictwa, którą szykuje minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Jak twierdzi RMF FM, chce on odsunąć sędziów, którzy pracowali w czasach PRL-u. Sędziowie, którzy zaczynali swoją karierę zawodową w czasach komunistycznych, będą musieli przymusowo przejść w stan spoczynku.
– To bardzo zły pomysł – mówi prof. Zbigniew Ćwiąkalski, były minister sprawiedliwości. – Jeśli ktoś był sędzią w czasach PRL, to nie znaczy, że był złym sędzią czy pracował na usługach reżimu. Taką filozofię stosowali komuniści po II wojnie światowej. Pozbywali się sędziów z czasów przedwojennych. Dotknęło to mojego tatę, który został odsunięty od zawodu – dodał.
Tylko sędziowie? A co z artystami?
Były minister zwraca też uwagę, że tylko jedną grupę zawodową rząd PiS chce zmusić do przejścia na wcześniejszą emeryturę. – W żadnym innym zawodzie nie są planowane takie zmiany. Była już weryfikacja sędziów po 1989 r. Ci, którzy sprzeniewierzyli się zawodowi, zostali odsunięci od pracy. Po 27 latach znowu będą ich weryfikować? Trzeba byłoby również zweryfikować twórców, którzy w czasach komunistycznych tworzyli, projektowali pomniki itp. – powiedział Zbigniew Ćwiąkalski. – Moim zdaniem jest to niezgodne z Konstytucją – dodał.
Węgierski scenariusz
Na pytanie, czy Prawo i Sprawiedliwość realizuje węgierski scenariusz, prof. Ćwiąkalski odpowiada: – Tak, niestety. Jak ktoś to niedawno powiedział „Najpierw trzeba wykończyć Trybunał Konstytucyjny, żeby rozprawić się z sędziami”.
O węgierskiej reformie prawa opowiadał na Kongresie Sędziów Polskich András Baka , były prezes Sądu Najwyższego na Węgrzech – Rząd Orbana zmienił Konstytucję i wprowadził obowiązek przejścia sędziego w stan spoczynku w wieku 62 lat (wcześniej – 70 lat). To spowodowało, że 287 sędziów musiało natychmiast odejść z zawodu. Chociaż w 2012 r. Europejski Trybunał Sprawiedliwości orzekł, że ten przepis jest dyskryminujący, większość zwolnionych sędziów nie mogła wrócić do pracy, bo ich stanowiska były już zajęte. Poprawki do Konstytucji nie były konsultowane ze środowiskiem sędziowskim – powiedział.
Dzisiaj sędziowie przechodzą w stan spoczynku, gdy osiągną 67. rok życia. Mogą orzekać dalej, mimo osiągnięcia wieku emerytalnego. Wystarczy że przedstawią Krajowej Radzie Sądownictwa odpowiednie zaświadczenie lekarskie. Może ona wyrazić zgodę na dalsze zajmowanie stanowiska, jednak nie dłużej niż do ukończenia przez sędziego 70. roku życia.
Paweł Deresz: Kaczyński podzielił na lepszy i gorszy sort nie tylko rodziny smoleńskie, ale całą Polskę
14.09.2016
Pójdzie pan na „Smoleńsk”?
Paweł Deresz: – Tak. To, że nie dostałem zaproszenia na premierę, nie znaczy, że tego filmu nie obejrzę. Naprawdę. Chcę zobaczyć, do jakiego stopnia reżysera i twórców poniosła fantazja, ile w tym filmie jest elementów prawdy. Choć nie spodziewam się, żeby było ich zbyt wiele.
Ale wie pani, obejrzę. Skoro dawno, dawno temu obejrzałem „Jasne łany”, najgorszy film wyprodukowany w Polsce Ludowej, to nic nie stoi na przeszkodzie, bym obejrzał „Smoleńsk” – najgorszy według krytyków film III Rzeczpospolitej.
Przejął się pan tym, że nie dostał zaproszenia?
– Napisałem na Facebooku, że to dla mnie straszny cios. To kpina, bo zdaję sobie sprawę, że pominięcie mnie w rozdzielniku jest celowe. Teraz dowiedziałem się, że podobno szanowny pan producent i odpowiedzialni za promocję filmu nie mogli w XXI wieku zdobyć mojego telefonu, maila czy adresu. Przecież wystarczyło zerknąć do internetu, ale myślę, że to przerastało umiejętności tych panów.
Premiera filmu „Smoleńsk” w Teatrze Wielkim (fot. Sławomir Kamiński/AG)
Nie tylko pana nie namierzono. Barbara Nowacka też nie dostała zaproszenia.
– Tak jak co najmniej kilkanaście innych osób. Odnoszę wrażenie, że oni mnie po prostu nienawidzą. Potrafię być bardzo stanowczy i uparty, a to narusza ich ład. Utrudnia realizowanie hasła „ciemny lud to kupi”.
Podobno prezydent Bronisław Komorowski też nie zapraszał wszystkich rodzin smoleńskich.
– Otóż nie. Zarówno Bronisław Komorowski, jak i Anna Komorowska zapraszali wszystkie rodziny. Inną sprawą jest, że te „antkowe” po prostu spotkania bojkotowały. Na przykład gdy konsultowano lokalizację pomnika ofiar katastrofy. Przyszło nas wtedy kilkadziesiąt osób, ale rodziny związane z teorią zamachu się nie pojawiły.
Skąd ten podział?
– Zainicjował go Jarosław Kaczyński, który podzielił nie tylko rodziny smoleńskie, ale i całą Polskę, całe społeczeństwo, na lepszy i gorszy sort. Mnie i kilkanaście innych rodzin zaliczono do tego gorszego. Tego, który nie wierzy w teorię o zamachu, sztucznej mgle i trzech wybuchach. Mało tego. Nie wierzy też, że to zamach, który wcześniej przygotował Tusk z Putinem.
Pan w to wszystko nie wierzy?
– Nie.
A w co pan wierzy?
– W nieszczęśliwy zbieg kilku okoliczności, które doprowadziły do tej tragicznej katastrofy. Mam na myśli złe przygotowanie lotu zarówno przez kancelarię premiera, jak i prezydenta. Tylko jeden z czterech pilotów tupolewa miał uprawnienia. Generał Błasik, odbierając meldunek kapitana Protasiuka, który zgłaszał samolot jako gotowy do lotu do Smoleńska, zdawał sobie sprawę, że trzech pilotów nie ma odpowiednich certyfikatów. A jednak Błasik oświadczył, że samolot jest gotów do lotu, także pod względem technicznym. Zatem obecne twierdzenia Antoniego Macierewicza, że ktoś podłożył bombę pod fotelem prezydenta Kaczyńskiego, sugerują błąd Błasika, który tego nie przypilnował.
Macierewicz sugeruje też, że tę bombę mogli wcześniej umieścić Rosjanie. Jeśli mu wierzyć, że były trzy wybuchy, to powstaje pytanie – kto wniósł materiał wybuchowy na pokład? Wszyscy pasażerowie przeszli wcześniej przez bramki, oprócz Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki. Para prezydencka przyjechała bowiem na lotnisko w ostatniej chwili, samochodem pod samo wejście do samolotu. Oczywiście nie podejrzewam, że pan prezydent chciał popełnić samobójstwo, więc w świetle twierdzeń Macierewicza warto się zastanowić, czy w takim razie ktoś po prostu nie podrzucił prezydentowi do teczki podręcznej materiału wybuchowego.
Jarosław Kaczyński przemawia podczas miesięcznicy katastrofy smoleńskiej pod Pałacem Prezydenckim (fot. Adam Stępień/AG)
Mówi pan to nieco przewrotnie, prawda?
– A dlaczego? Skoro Antoni Macierewicz twierdzi, że bomba była pod fotelem prezydenta, to ktoś ją tam musiał umieścić. Tymczasem generał Błasik, meldując gotowość samolotu, brał pełną odpowiedzialność za bezpieczeństwo lotu. W jednym jednak zgadzam się z Macierewiczem – powinniśmy odzyskać wrak jak najszybciej, bo wrak jest podstawą do badań przez jakąkolwiek komisję. To, że wciąż go nie dostaliśmy, dowodzi szalonej opieszałości polskiej strony. A przede wszystkim prezydenta i ministra spraw zagranicznych. Przecież Andrzej Duda, jeszcze w kampanii wyborczej, obiecywał jak najszybsze odzyskanie wraku. Minął rok prezydentury, a o odzyskaniu wraku ani widu, ani słychu.
Poprzedni rząd i prezydent też się niespecjalnie w tej kwestii wykazali.
– To prawda. Ich starania również spaliły na panewce. Ale pan Duda bez przerwy mówił o tym przed wyborami, i co?
Wracając do Macierewicza – jeszcze się pan z nim w czymś zgadza?
– Zgadzam się z nim, że Rosjanie rzeczywiście dopuścili się kilku błędów. Jestem ciekaw, czy obecna podkomisja się im przyjrzy, bo powinna. Podkomisja zarabia krocie, a kiedy będą widoczne efekty jej pracy, to nie wiem. W ogóle jestem ciekaw, czy podkomisja zamierza z Rosjanami współpracować. A przede wszystkim – jacy specjaliści od katastrof lotniczych są w tej komisji?
No właśnie – jacyś są?
– To jest pytanie, które zadaję. Bo według mojego rozeznania nie ma. Zresztą uważam, że moja wiedza o katastrofach lotniczych jest zbliżona do wiedzy przewodniczącego i członków podkomisji. Moja wiedza opiera się na obejrzeniu 30 filmów o największych katastrofach lotniczych na świecie, na przeczytaniu książki angielskiego publicysty o największych katastrofach po roku pięćdziesiątym, na przestudiowaniu licznych publikacji eksperckich.
Jeśli będzie miał pan możliwość spotkania z podkomisją MON badającą tragedię smoleńską, to jakie pytania chciałby im pan zadać?
– Z wielką ciekawością dowiem się, czy wiedza szefa podkomisji sięga tak daleko jak moja. Chciałbym na przykład wiedzieć, czy przesłuchano Rosjanina, który był pierwszym naocznym świadkiem tragicznego lądowania prezydenckiego samolotu. Świadków było zresztą jeszcze kilku, zamierzam spytać komisję, czy z nimi rozmawiała. Pytań jest wiele: Na jakich materiałach czy raportach zamierza komisja pracować? Czy planuje przygotować własny stenogram z rozmów w kokpicie? Czy chce współpracować ze stroną rosyjską oraz czy porozumiała się już z holenderskim europosłem, który chce badać tragedię smoleńską? Czy komisja obejrzała już lokalizację lotniska w Smoleńsku i badała wrak? Jeżeli założyć, że w samolocie nastąpiły wybuchy, to jak jest możliwe, że po nich słychać było rozmowy w kokpicie? Czy komisja wie, że gen. Błasik, meldując panu prezydentowi pełną gotowość załogi do lotu, wprowadził pana prezydenta w błąd, bo na czterech członków załogi tylko jeden miał pełne uprawnienia do lotu tego typu samolotem? Pytań jest oczywiście znacznie więcej.
Antoni Macierewicz (fot. Sławomir Kamiński/AG)
Mówi pan niezwykle racjonalnie. Kompletnie odrzuca pan emocje?
– Otóż nie. Bardzo wszystko to przeżywam, szczególnie gdy słyszę głupoty płynące z ust Antoniego Macierewicza. Na przykład, że z katastrofy uratowały się trzy osoby. Boli mnie, że można być bezlitosnym i okrutnym do tego stopnia. Podejrzewam, że Macierewicz chce zatrzeć bardzo złe wrażenie, jakie po sobie pozostawił, uciekając jak tchórz z miejsca katastrofy, zamiast nieść pomoc ofiarom. Przecież gdy udawał się na obiad do restauracji, nie było jeszcze wiadomo, czy na pewno zginęli wszyscy. Świętym obowiązkiem człowieka, nie tylko przyjaciela, było biec na miejsce katastrofy i udzielać ewentualnej pomocy. Natomiast Macierewicz w spokoju poszedł jeść, wsiadł do pociągu do Warszawy i – jak mi opowiadał jeden z dziennikarzy – kazał kierownikowi pociągu spuścić wszystkie zasłony w przedziale kolejowym. Moim odruchem byłoby podjechać tych 19 kilometrów do Smoleńska i nieść pomoc przyjaciołom.
Chce pan powiedzieć, że Macierewiczem powodują wyrzuty sumienia?
– Z jednej strony to wyrzuty sumienia, a z drugiej – wielka gra polityczna. Przecież dzięki katastrofie smoleńskiej Macierewicz ponownie zaistniał. Pamięta pani, że został w jakiś sposób skompromitowany przez Lecha Kaczyńskiego, który odrzucił jego aneks do raportu o służbach specjalnych? I nagle zostaje wiceprzewodniczącym partii, a potem ministrem obrony narodowej.
Istnieje przypuszczenie, że Macierewicz dotarł do dokumentu, o którym coraz częściej się mówi. Mam na myśli zapis ostatniej rozmowy braci Kaczyńskich. Mając go, Macierewicz po prostu mógłby szantażować Jarosława Kaczyńskiego. To są oczywiście przypuszczenia, ale nie pozbawione racji. Ta rozmowa musi być nagrana. Chyba pani wie, że Stany Zjednoczone podsłuchują każdego dnia kilkadziesiąt milionów osób. Musieli podsłuchiwać samolot prezydencki. Myślę, że i władze rosyjskie ten dokument mają. Nie wykluczam też, że podobnie jak władze niemieckie, a kto wie, czy nie izraelskie.
Teraz się przestraszyłam, czy nie skłania się pan jednak ku jakiejś spiskowej teorii.
– Broń Boże. Tutaj takiej teorii nie ma. Sprawa jest oczywista – to była katastrofa. To, co opowiadam, jest otoczką niepotwierdzoną, ale szalenie prawdopodobną. Swoją drogą – wie pani, że Unia Europejska wytypowała holenderskiego posła, członka komisji prawnej, który ma się zająć katastrofą smoleńską? Bardzo dużo od tego pana oczekuję. Dziwi mnie natomiast zachowanie strony amerykańskiej, która w ogóle nie zareagowała na prośby Macierewicza i Fotygi, żeby włączyła się w spór polsko-polski. Myślę jednak, że Amerykanie boją się uszkodzić tym swoje interesy.
Uważa pan, że wyjaśnianie katastrofy na arenie międzynarodowej jest celowe?
– Sprawy zaszły za daleko, by się zastanawiać.
A zastanawiał się pan nad pomnikami? Są potrzebne?
– Sądzę, że polskie społeczeństwo jest już zmęczone tragedią smoleńską. Upamiętnianie jej w każdym miasteczku czy w każdym powiecie mija się z celem. Słuszne jest natomiast wybudowanie pomnika w centrum Warszawy i uważam, że lokalizacja na ulicy Trębackiej, około stu metrów od Traktu Królewskiego, została wybrana słusznie.
Miesięcznica katastrofy smoleńskiej pod Pałacem Prezydenckim, 10.07.2016 r. (fot. Adam Stępień/AG)
To pana zdaniem wystarczy?
– W zupełności. Każdy z kolejnych pomników, który miałby powstać, byłby pewnie poświęcony nie wszystkim ofiarom katastrofy smoleńskiej, ale przede wszystkim parze prezydenckiej. A przecież wobec śmierci wszyscy są równi.
Apeli smoleńskich też rodziny ofiar nie potrzebują?
– Trudno uznać Antoniego Macierewicza za człowieka poważnego, zrównoważonego. Myślę, że forsowanie apeli smoleńskich było nieprzemyślane. I stąd odzew tych, którzy uważają, że łączenie bohaterstwa Polaków pod Monte Cassino, Narwikiem czy w Powstaniu Warszawskim z tragedią, z katastrofą smoleńską, jest zwyczajnie uwłaczające dla jednych i dla drugich. Tak samo jak używanie słowa „polegli”. Nieraz mi się wydaje, że moja żona leciała zupełnie innym samolotem. Że w jednym leciał Lech Kaczyński, i on poległ, a w drugim moja żona, która zginęła w katastrofie lotniczej. Podczas gdy samolot był jeden i jego pasażerowie zginęli w katastrofie.
Jest pan przeciwny ekshumacji ofiar. Nazwał ją pan nawet „nekrofilią PiS”. Dlaczego?
– Wydaje mi się, że ekshumacja wszystkich zwłok jest kompletnie niepotrzebna. Przecież jeśli był to zamach, w co wątpię, to przede wszystkim należałoby ekshumować zwłoki prezydenta i jego żony, bo podobno bomba miała być ukryta pod fotelem Lecha Kaczyńskiego.
Czemu miałaby służyć ekshumacja ofiar? Nie wiem. Do tej pory nie dostałem żadnej informacji od prokuratora, który zarządzi ją pewnie w październiku. Mam nadzieję, że moja wymiana poglądów z prokuratorem skończy się decyzją o ekshumowaniu ciał tylko tych ofiar, których rodziny wyrażą na to zgodę.
Pan nie wyraża?
– Ja nie wyrażam, ale to nie znaczy, że ekshumacja nie nastąpi. Ponieważ w świetle prawa jestem pozbawiony decyzyjności w tej sprawie. A tu przecież nie chodzi tylko o mnie, chodzi o przeżycia rodziców mojej żony, którzy mają już po ponad 90 lat, o uczucia mojej córki. To jest po prostu okrutne i bezlitosne. Nie sądzę, że szukanie dowodów na zamach w grobie mojej żony miałoby czemukolwiek służyć.
Jest oczywiste, że po katastrofie, w czasie składania zwłok do trumny, zaszły różnego rodzaju pomyłki. Zwłoki były tak poćwiartowane, że nie było wiadomo – przepraszam za obcesowość – która noga należy do którego ciała. Ale czemu może służyć wyciąganie tego wszystkiego? Była tragedia, zdarzyły się pomyłki, zwłoki wkładano w pośpiechu, bo przecież nalegano, by jak najszybciej znalazły się w kraju. Część zwłok mogła zostać po prostu pomylona. Ale czy dociekanie tego da nam odpowiedź, co było przyczyną tragedii? Czy to wyjaśni, czy to był zamach, czy katastrofa? Zapewne nie.
Jolanta Szymanek-Deresz i Paweł Deresz (fot. za zgodą Pawła Deresza/archiwum prywatne)
A jak pan ocenia w tej sprawie rolę Jarosława Kaczyńskiego?
– Jeśli okaże się, a wcześniej czy później zapewne tak, że Jarosław Kaczyński w ostatniej rozmowie telefonicznej nalegał, by jego brat koniecznie lądował w Smoleńsku, to nie chciałbym być w jego skórze. Złe świadectwo daje mu też fakt, że zgodził się, by brat leciał, choć znał zły stan lotniska w Smoleńsku.
Myśli pan czasem, że pana żona nie powinna była lecieć?
– Sam fakt zorganizowania wyprawy do Katynia był słuszny. Ale można to było zrobić inaczej. Jednym z organizatorów była przecież Kancelaria Prezydenta. Za tę podróż był odpowiedzialny jako kancelista Andrzej Duda czy Jacek Sasin, który teraz tak bardzo popiera Macierewicza. Ten wyjazd można było zorganizować nie w pośpiechu, ale spokojnie. Można było wyznaczyć do lądowania Mińsk albo Moskwę, a wtedy nie doszłoby do tragedii. Myślę, że wszyscy ci panowie, wcześniej czy później, zostaną pociągnięci do odpowiedzialności.
Póki co wszyscy oni starają się kryć popełnione przez siebie błędy. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że dlatego zrzucają winę na innych, na przykład na Tomasza Arabskiego. Cóż, Jan Hus, zanim został spalony na stosie, mawiał, że prawda zwycięży. To także moje motto.
Kiedy to nastąpi?
– Myślę, że bardzo szybko. Ale najpierw będziemy świadkami kompromitacji działań podkomisji i sukcesu działań komisji prowadzonej przez holenderskiego eurodeputowanego. Oczywiście nie zmieni to przekonań grupy Macierewicza. Pewnie wymyślą nowe okoliczności, by podważyć ewentualne ustalenia komisji europejskiej. Tak jak podważa się ustalenia Komisji Weneckiej. Ale dlaczego nie zapytała pani o to, jak próbują mnie zdyskredytować?
A próbują?
– Tak. Usiłowali ze mnie zrobić tajnego współpracownika polskich służb specjalnych i wojskowych. Instytut Pamięci Narodowej dwukrotnie mnie zlustrował i mam dokument, z którego wynika, że nigdy nie byłem i nie jestem agentem. Zawsze miałem czyste sumienie, a IPN to w pełni potwierdził.
Odchodząc od polityki – nie ma pan wrażenia, że niektóre rodziny ofiar koncentrują się na szukaniu winnych, by odsunąć rozpacz?
– Ależ ja nie mam nic przeciwko szukaniu winnych, bo podróż do Smoleńska była źle zorganizowana. Należy się jednak kierować zdrowym rozsądkiem, dokumentami i faktami.
Rzeczywiście, niektóre rodziny dały się niejako uwieść czarowi Macierewicza, który wymyśla najrozmaitsze, bardzo popularne teorie, takie jak sztuczna mgła, magnes, który przyciągał samolot, rozpylanie środka chemicznego, trotyl czy hel. To ciekawie jest czytać w różnego rodzaju książkach science fiction, ale my musimy stąpać twardo po ziemi i oceniać, czy coś jest faktem, czy tylko zmyśleniem. Jeśli Macierewicz pokaże mi fakty, to powiem mu „przepraszam”. Ale nie sądzę, by dysponował jakimikolwiek faktami potwierdzającymi jego obłędną teorię o zamachu.
Kontaktuje się pan z innymi rodzinami?
– Tak, ale nie w celu wymiany poglądów o katastrofie smoleńskiej. Z niektórymi rodzinami jesteśmy blisko związani od lat, jeszcze z czasów przed tragedią. Jesteśmy zmęczeni. Marzyłbym, żeby wreszcie skończył się ten cyrk, gdzie głównym klaunem jest Macierewicz. Jestem tym zmęczony.
Jolanta Szymanek-Deresz, 24.02.2010 r. (fot. Sławomir Kamiński/AG)
Co pan robi, gdy jest panu smutno?
– Mam wspaniałą rodzinę. Córkę, zięcia, dwie wnuczki, opiekuję się rodzicami mojej żony. Mam grono przyjaciół, z którymi się spotykam, ale temat smoleński jest tematem tabu. W domu podobnie. Oczywiście spotykamy się co pewien czas przy grobie mojej żony, ale czcimy jej pamięć ciszą, skupieniem, modlitwą. Staramy się nie rozdrapywać ran. Wiemy, że stało się coś nieodwracalnego i chcielibyśmy, żeby zapanowała cisza.
Ja sam zaglądałem do akt sprawy w pierwszych chwilach po katastrofie. Już tego nie robię. Sprawa została wyjaśniona, wiem, że to była katastrofa lotnicza. Chcę być jak najdalej od tego cyrku.
Jest rzecz, której nie zdążył pan żonie powiedzieć?
– Nie mam się do czego przyznawać. Przez ponad 30 lat byliśmy bardzo szczęśliwym małżeństwem, mamy cudowną córkę. Najbardziej żal mi tylko, że żona nie może się cieszyć z dwóch pięknych wnuczek, jedna ma pięć i pół roku, druga pięć miesięcy. Żałuję, że nie mają babci. Byłaby wspaniałą babcią.
Wnuczki wiedzą, że babcia zginęła w katastrofie lotniczej. Ale staram się pokazywać moim wnuczkom piękno życia, nie śmierci.
Paweł Deresz. Absolwent filozofii, dziennikarz. Pracował w Polskiej Agencji Prasowej i”Kurierze Polskim”. Obecnie jest stałym korespondentem czeskiego czasopisma „Tyden” w Polsce. Mówi po rosyjsku, czesku, słowacku i angielsku. Posiadacz wielu państwowych odznaczeń, w tym Krzyża Kawalerskiego Orderu Odrodzenia Polski. Jego żona, Jolanta Szymanek-Deresz, prawniczka, posłanka na Sejm, szefowa Kancelarii Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, zginęła w katastrofie smoleńskiej. Ma córkę Katarzynę – adwokatkę i wnuczki – Nataszę, Jolę oraz Różę.
Angelika Swoboda. Ekspert showbiznesowy portalu Gazeta.pl. Komentuje życie gwiazd w Polsat Cafe, TVN i Superstacji. Zaczynała jako dziennikarka kryminalna w „Gazecie Wyborczej”, pracowała też w „Super Expressie” i „Fakcie”. Pasjonatka mądrych ludzi, z którymi chętnie rozmawia zawsze i wszędzie, kawy i sportowych samochodów.
Słynna szkoła zyska imię Lecha Kaczyńskiego. Bo „bardzo przyczynił się do propagowania idei”
• To wynik sejmowego głosowania nad uchwaleniem nowelizacji ustawy
• Za nowelą głosowało 229 posłów, 167 było przeciw, 40 się wstrzymało
Sejm uchwalił dziś nowelizacje ustawy, która przewiduje zmianę nazwy Krajowej Szkoły Administracji Publicznej. Słynna uczelnia będzie nosić imię „Prezydenta Lecha Kaczyńskiego”. „Lech Kaczyński bardzo przyczynił się do propagowania idei szkoły, zwłaszcza u jej początków” – napisano w uzasadnieniu. Zanim nastąpi zmiana, nowelizacja trafi do Senatu, ale niemal pewne jest, że również izba wyższa przegłosuje proponowaną zmianę.
Dowiedz się więcej:
Czym jest Krajowa Szkoła Administracji Publicznej?
KSAP to uczelnia działająca od początków lat 90. Decyzję o jej utworzeniu podjął premier Tadeusz Mazowiecki. Do jej zadań należy kształcenie przyszłych urzędników służby cywilnej oraz wyższych urzędników administracji państwowej. Szkoła wyłączona jest z systemu szkolnictwa wyższego, podlega prezesowi Rady Ministrów.
Bezczelność publiczna
Sejm (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)
Oto garść faktów. Krajowa Szkoła Administracji Publicznej została utworzona decyzją rządu Tadeusza Mazowieckiego w maju 1990, a we wrześniu 1991 przyjęła pierwszych słuchaczy. Jej zadaniem było wsparcie reform administracji publicznej oraz budowa nowoczesnej służby cywilnej w Polsce. Wykwalifikowani niepartyjni urzędnicy mieli być krwiobiegiem państwa. Rząd Mazowieckiego przywiązywał do tego ogromną wagę – tak budował fundamenty normalności. Była to pierwsza tego typu instytucja w państwach byłego bloku komunistycznego wzorowana na francuskiej École nationale d’administration (ENA).
Z faktów wynika, że naturalnym patronem tej uczelni powinien być Tadeusz Mazowiecki. Choć sprawa wydaje się mniejszego kalibru niż inne rzeczy fundowane nam od paru miesięcy przez pisowską władzę, pokazuje pewien mechanizm bezczelności publicznej.
Wiadomo wszak, że to właśnie PiS za pierwszych, a zwłaszcza za drugich rządów potraktował korpus służby cywilnej z buta. Wbrew deklaracjom obecnie rządzący nie potrzebują kadry apartyjnych wykwalifikowanych urzędników – wolą swoich. A przypisanie do Krajowej Szkoły Administracji Publicznej imienia Lecha Kaczyńskiego to kolejna cegiełka mająca najnowszą historię Polski zamienić w Historię Polski PiS.
Prezydent Andrzej Duda ucieka z Rady Europy
Prezydent Andrzej Duda (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)
Prezydenta zaprosił jako specjalnego gościa sekretarz generalny RE Thorbjoern Jagland w kwietniu podczas wizyty w Polsce. Jagland interesował się losem Trybunału Konstytucyjnego i mediów publicznych.
O tym, że prezydent wygłosi przemówienie o sytuacji politycznej w Europie na sesji 10-14 października, zawiadomił wtedy prezydencki minister ds. międzynarodowych Krzysztof Szczerski. Teraz okazało się, że przemówienia w Strasburgu nie będzie. – Kancelaria Prezydenta przysłała pismo do sekretariatu RE, że prezydent przemówienia nie wygłosi – poinformowała „Wyborczą” szefowa warszawskiego biura Rady Europy Hanna Machińska.
Według nieoficjalnych informacji przyczyną jest to, że po przemówieniu każdy gość odpowiada na serię pytań członków Zgromadzenia Parlamentarnego – są wśród nich przedstawiciele parlamentów 47 krajów europejskich, w tym polskiego.
Prezydent Duda lubi przemawiać, natomiast nie lubi odpowiadać na pytania. Był jedynym przywódcą państwa, który nie odpowiadał na pytania podczas szczytu NATO w Warszawie, choć był jego gospodarzem. – To, że polityk odpowiada na pytania Zgromadzenia Parlamentarnego, jest dość starą zasadą – mówi Hanna Machińska. Kancelaria Prezydenta ani rzecznik prezydenta nie odpowiedzieli na pytanie o powody zmiany decyzji i czy takie wystąpienie odbędzie się w przyszłości.
Polsce grozi, że zostanie sama
Frans Timmermans w trakcie debaty o Polsce w Parlamencie Europejskim (VINCENT KESSLER / REUTERS)
Także Komisja Europejska, reprezentowana wczoraj w Strasburgu przez Fransa Timmermansa, na razie nie chce odpuszczać „dobrej zmianie”. Pomimo to trudno ukryć, że w Unii wyczuwa się pewne znużenie polskim tematem.
W przypadku Warszawy nie zadziałało bowiem wytykanie naruszeń praworządności, co swego czasu było – wprawdzie tylko częściowo – skuteczne nawet wobec Viktora Orbána. Nie pomogły też amerykańskie, koordynowane z Brukselą, naciski w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. A na politycznym horyzoncie nie widać teraz sposobów, którymi Unia bądź USA mogłyby szybko nakłonić rząd PiS do ustępstw.
Unijny traktat kreśli wprawdzie drogę do restrykcji za łamanie podstawowych wartości UE, ale teraz wydaje się to mało prawdopodobne. Nie tylko z racji weta obiecanego przez Orbána – nakładanie sankcji na państwo UE jest teraz tematem tabu także dla kilku innych krajów.
A zatem bezkarność władz w Warszawie? Tak może się wydawać na krótką metę, ale w dłuższej perspektywie bycie na celowniku rzadko kończy się brakiem poważnych konsekwencji. Zmęczenie polskim tematem może się przekładać na słabszy głos Polski we wszelkich istotnych unijnych debatach – od budżetu przez stosunki z Rosją po przyszły ustrój UE.
Unia, zwłaszcza za sprawą Brexitu, będzie coraz mocniej się rozwarstwiać na „prawdziwą Unię”, czyli strefę euro, oraz resztę. Ta reszta, by utrzymać się w miarę blisko centrum, powinna nadrabiać gorliwością w zachowywaniu unijnych i europejskich wartości. Niestety, Polska idzie w przeciwnym kierunku.
Rząd PiS usiłuje, co Ryszard Legutko wykładał we wtorek także w Strasburgu, wpisać spór o Trybunał Konstytucyjny w konflikt między złowrogą „unijną ortodoksją” a swobodą obywateli do demokratycznego wyboru partii wolnych od „ortodoksyjnych” więzów. Warszawa w tej walce z głównym nurtem Unii szuka wsparcia Grupy Wyszehradzkiej. Ale to złudzenia. Czechy i Słowacja nie piszą się ani na kulturową kontrrewolucję, ani – to drugi PiS-owski konik – na ostrą rywalizację z Niemcami. Orbán udaje sojusznika, ale warto pamiętać, że nie słynie z politycznej lojalności. I do Berlina bliżej mu niż do Warszawy. Polsce grozi to, że zostanie sama.
Kraje Unii (bez Wielkiej Brytanii) zaczną w piątek w Bratysławie dyskusję o reformach UE. Celem jest rozmowa o tym, co łączy, a nie dzieli. Wciąż działająca ugoda z Turcją o hamowaniu fali imigrantów płynących do Europy pozwala, by delikatnie ominąć m.in. drażliwy temat rozdzielnika uchodźców.
Czechy, Słowacja, a nawet Węgry liczą na odwrócenie karty w ostatnio burzliwych stosunkach Europy Środkowej z Berlinem i UE. To byłaby duża szansa także dla Polski. Gdyby nie koszmarna kula u nogi, jaką jest lekceważenie Brukseli, Rady Europy oraz upór w paraliżowaniu Trybunału Konstytucyjnego.