Kataryna, 02.06.2016

 

top02.05.2016

Żeglując przez masowy grób uchodźców. „Gdy znalazłem to dziecko w wodzie, chciałem krzyczeć”

Łukasz Woźnicki, 01.06.2016

Martin z organizacji Sea-Watch i martwe dziecko, które wyciągnął z wody

Martin z organizacji Sea-Watch i martwe dziecko, które wyciągnął z wody (HANDOUT / REUTERS / REUTERS)

Gdy je przyniosłem, wszyscy na statku zamilkli. Chciało mi się krzyczeć, ale postanowiłem, że będę śpiewał. Próbowałem jakoś się uspokoić. Jakoś wyrazić tę niewytłumaczalną, bolesną chwilę. To dziecko nie powinno zginąć – mówi Martin z organizacji Sea-Watch, która ratuje uchodźców na Morzu Śródziemnym.

Martin wspomina, że gdy dostrzegł dziecko w wodzie, wyglądało jak „lalka z rozpostartymi ramionami”. „Złapałem je za przedramię i wyciągnąłem lekkie ciało z wody prosto w moje ramiona, jakby nadal było żywe” – opisywał. „Wyciągało ręce zakończone malutkimi palcami. Słońce świeciło w te błyszczące, przyjazne, ale nieruchome oczy” – dodawał.

Martin pochodzi z Berlina i jest wolontariuszem niemieckiej organizacji Sea-Watch. Razem z kolegami przemierza Morze Śródziemne w poszukiwaniu uchodźców, którzy starają się dotrzeć do Europy. „Nie zapominajmy o nich na morzu” – głosi hasło Sea-Watch. Regularnie ratują ludzi przed utonięciem, ale w piątek dotarli na miejsce za późno.

Sześć godzin wcześniej to dziecko jeszcze żyło

To, co działo się na morzu, wolontariusze opisali w liście do mediów. Dziecko ze zdjęcia było jednym z pasażerów łodzi, która zatonęła tego dnia. Sea-Watch i włoska marynarka zdołały wówczas uratować 135 osób. Co najmniej 45 innych utonęło. Wolontariusze Sea-Watch wyciągnęli z wody 25 ciał. Według Martina większość ofiar była kobietami. Dwie wyglądały na ciężarne.

„Sześć godzin wcześniej to dziecko jeszcze żyło” – opisywał Martin. Sam jest ojcem. W Berlinie prowadził zajęcia z muzykoterapii. Stąd też pewnie jego reakcja.

„Gdy je przyniosłem, ludzie z mojego statku zamilkli. Ja chciałem krzyczeć. Ale zamiast tego postanowiłem, że będę śpiewał. Próbowałem jakoś się uspokoić. I to dziecko, które nie powinno zginąć. Jakoś wyrazić tę niewytłumaczalną, bolesną chwilę”.

Nie wiadomo, kim było odnalezione przez Martina dziecko i skąd pochodziło. Nie wiadomo, gdzie podziali się jego rodzice i czy byli pośród uratowanych. Wyciągnięte z wody ciała szybko zabrali włoscy marynarze. Dlatego wolontariusze nie wiedzą nawet, jakiej było płci. Wiadomo jedynie, że wyglądało, jakby miało nie więcej niż rok.

Nie chcecie więcej widzieć takich zdjęć?

Ocaleni ludzie opowiadali, że w czwartek wypłynęli z wybrzeża Libii w pobliżu miasta Sabratha. Łódź zaczęła nabierać wody, aż wreszcie zatonęła. Uratowanych widać na zdjęciach i filmach Sea-Watch. Jeden przy drugim leżą na pokładzie i odpoczywają.

https://www.facebook.com >>>

W poniedziałek organizacja przekazała agencji Reutersa inne zdjęcie. Martina, który trzyma na rękach martwe dziecko. „Jeśli nie chcecie więcej widzieć takich zdjęć, przestańcie je produkować” – napisała organizacja w oświadczeniu.

ONZ: Wstyd za państwa europejskie

„Śmierć uchodźców na morzu jest tolerowana, aby odstraszyć kolejnych przed próbami dotarcia do Europy” – uważa założyciel Sea-Watch Harald Höppner. Wzywa państwa UE, aby zapewniały „bezpieczne przejście” ludziom, którzy starają się dostać na Stary Kontynent

Publikacja zdjęcia zbiegła się z konferencją agendy ONZ ds. uchodźców (UNHCR). We wtorek poinformowała, że od początku roku odnotowano rekordową liczbę utonięć na Morzu Śródziemnym. W ciągu pięciu miesięcy zginęło 2510 uchodźców, w tym 880 tylko w ubiegłym tygodniu.

Najwięcej osób ginie na trasie z wybrzeży Libii do Włoch. – Przemytnicy używają łodzi, które często jeszcze na libijskich wodach ulegają awarii. Jest to wyścig z czasem, aby dostać się tam, zanim łódź zatonie, a w niektórych przypadkach jest już za późno – mówił rzecznik UNHCR William Spindler.

Po raz kolejny zaapelował do Unii Europejskiej, aby zapewniała uchodźcom więcej możliwości legalnego przybywania do Europy. „Wstydem” zaś nazwał rozlokowanie w całej Unii mniej niż 2 tys. migrantów w ramach ogłoszonego w ubiegłym roku planu relokacji 160 tys. ludzi.

Żeglujemy przez masowy grób uchodźców

Podejmowane przez Unię Europejską próby zatrzymania fali uchodźców przemierzających morze skrytykowała niedawno także Komisja ds. europejskich brytyjskiej Izby Lordów. Eksperci uznali, że uruchomiona w ubiegłym roku unijna, wojskowa misja „Sophia” zakończyła się porażką.

Celem misji było powstrzymanie ludzi przemycających migrantów z Afryki. Według raportu operujące na wodach międzynarodowych okręty zniszczyły 80 łodzi i statków przemytników. Efekt był odwrotny od zamierzonego. Przemytnicy zmienili strategię. Zaczęli używać tańszych i jeszcze bardziej niebezpiecznych dla ludzi łodzi pontonowych.

„Podczas misji uratowano tysiące ludzi, ale nie zredukowano wcale liczby migrantów. Nie zniszczono siatek przemytników. Nie ograniczono przemytu ludzi w regionie środkowego Morza Śródziemnego” – uznała Komisja ds. europejskich Izby Lordów.

Sea-Watch w jednym z ostatnich wpisów opowiada, że jest zmuszona „żeglować przez zbiorowy grób uchodźców”. „Takie są efekty polityki zagranicznej Unii Europejskiej” – komentowała organizacja, znów wzywając, aby zapewnić uchodźcom „bezpieczne przejście”.

Pomimo tych strasznych wydarzeń…

W innej z ostatnich relacji Sea-Watch widać zgoła odmienne emocje. „Mimo tych wszystkich strasznych wydarzeń z ostatnich dni chcemy podzielić się z wami kilkoma zdjęciami spotkań, do jakich doszło na naszym pokładzie” – napisali Niemcy.

Na zdjęciach widać radość na twarzach uratowanych ludzi i dzieci bawiące się z wolontariuszami. Na pierwszej fotografii występuje Martin. Uśmiecha się do czarnoskórego chłopca i zakłada mu swój kask.

https://www.facebook.com >>>

Zobacz także

gdy

wyborcza.pl

 

„Wiadomości” TVP: Jeśli rząd zechce, Bruksela będzie miała kłopoty [RECENZJA]

Mariusz Jałoszewski, 01.06.2016

„Wiadomości”, 01.06.2016 (wiadomosci.tvp.pl)

Państwowy dziennik telewizyjny uderzył dziś w Komisję Europejską, która „sięga po postulaty opozycji” i nie słucha ekspertów np. z Uniwersytetu Szczecińskiego.

Kontrolowane przez PiS – poprzez osobę Jacka Kurskiego, prezesa TVP – „Wiadomości” dziś się nieco uspokoiły. Materiały nie były aż tak jednostronne jak w innych dniach. Nawet materiał o ukaraniu przez PO Michała Kamińskiego za to, że nie informował o wywiadach w mediach, wydawał się w miarę wyważony, choć robił go „czołowy reporter” Klaudiusz Pobudzin. Tu akurat Platforma jest sama sobie winna. Faktem jest, że zajmuje się frakcyjnymi walkami, marginalizuje się Ewę Kopacz i jej stronników, w tym Kamińskiego. A „Wiadomości”, tak jak „Fakty” TVN zrobiły po prostu z tego materiał.

Dziś w kursie dzieła „dobrej zmiany” wyróżniał się materiał Bartłomieja Graczaka (dawniej w prawicowej TV Republika) o stanowisku Komisji Europejskiej wobec kryzysu konstytucyjnego w Polsce. Komisja poinformowała w środę, że przyjęła krytyczną opinię o stanie praworządności w Polsce. Uznała, że nie udało się rozwiązać polubownie sytuacji paraliżu Trybunału Konstytucyjnego, do której doprowadził PiS. Opinii KE jeszcze nie opublikowano, bo polski rząd ma się teraz do niej odnieść. Z nieoficjalnych źródeł wynika, że jest bardzo krytyczna.

Ale widz „Wiadomości” dowiedział się, że nie jest tak źle jak nieoficjalnie mówią, bo dziś wiceszef Komisji Frans Timmermans ani razu podczas konferencji nie użył zwrotu „krytyczna”.

Timmermans chwalony przez „Wiadomości” za dobrą atmosferę podczas niedawnej wizyty w Polsce, dziś miał już przejść na stronę opozycji. Bo sięga po jej postulaty np. dotyczące konieczności publikacji przez rząd wyroków TK. Jest oczywiste, że wyroki rząd ma opublikować, jak widać nie dla „Wiadomości”.

Z odsieczą atakowanej Polsce przyszli politycy „dobrej zmiany”. Minister sprawiedliwości mówił dziś na konferencji, że KE angażuje się w spór wewnętrzny, ingeruje w sprawy suwerennego państwa, wspierając opozycję i występując przeciwko rządowi, który jest „niewygodny dla tej Komisji”. I mówi to polityk, który jako europoseł nie miał problemu z pobieraniem od UE wysokiej diety. Ale dziś instytucje tej samej Unii, do której należy Polska, są już złe.

W roli komentatora o UE wystąpiła europosłanka PiS Jadwiga Wiśniewska (czyli de facto strona sporu), która załamywała ręce nad ilością prawdziwych kryzysów w UE – imigracyjnym, bezpieczeństwa i gospodarczym. Dziwiła się, że mimo to Komisja zajmuje się naszym Trybunałem Konstytucyjnym. Jakby to było jakieś kuriozum.

Rządu bronił też jego rzecznik Rafał Bochenek, który zarzekał się, że premier nie ma czego publikować, bo wyroki TK to nie orzeczenia.

Graczak konkluduje, że tych argumentów nie przyjmuje Komisja Europejska. Ba, nie słucha ona nawet opinii cenionych ekspertów, którzy alarmują, że „działania Komisji wychodzą poza unijne traktaty”. W roli takiego eksperta wystąpił prof. Pasqaule Policastro, ekspert prawa europejskiego z Uniwersytetu Szczecińskiego, który mówił, że procedury przeciwko Polsce należy żądać z „ogromną ostrożnością”.

Halo, Bruksela! Oglądacie „Wiadomości”? Czas zacząć się liczyć z opiniami ekspertów.

Przy okazji znowu dostało się liderowi PO Grzegorzowi Schetynie, bo stanowisko KE wykorzystuje do ataku na rząd. Schetyna mówił, że potrzebna jest kapitulacja Jarosława Kaczyńskiego. Pochwalony został za to PSL. Władysław Kosiniak – Kamysz mówił dziś, że klucz do rozwiązania sporu konstytucyjnego jest w polskim parlamencie oraz, że KE nie powinna rozwiązywać tego za nas. To jest to co chce usłyszeć PiS. PSL zawsze jest chwalony jeśli jest koncyliacyjny wobec PiS.

Reporter Graczak materiał zakończył ostrzeżeniem dla Komisji: „Rząd nie wyklucza zaskarżenia wdrożenia procedury [kontroli praworządności, która może zakończyć się sankcjami – red.] wobec Polski z innym krajem, a to może oznaczać niemałe kłopoty dla Brukseli”.

Czyli to nie Warszawa ma problem. Grunt to wstać z kolan i dać odpór Unii Europejskiej, dzięki której Polska dokonała skoku cywilizacyjnego.

Inne materiały dzisiejszych „Wiadomości” były w miarę poprawne. Na koniec wbito jeszcze tylko szpilę opozycji. Dziś w Sejmie z okazji Dnia Dziecka debatowała młodzież. „Wiadomości” puściły akurat te wypowiedzi młodzieży, które uderzały w opozycję. Nastolatek mówił, że za poprzednich rządów nie była by możliwa „tak wspaniała uroczystość” jak pogrzeb Łupaszki, a dziewczyna apelowała o więcej materiałów edukacyjnych. Mówiła, z ironią, że może wtedy wśród elit aspirujących do rządzenia Polską nie będzie osób które nie znają ortografii lub nie wiedzą w jakich latach obowiązywała Konstytucja 3 maja.

Zobacz także

halo

wyborcza.pl

 

Cj4MRuHWEAAnlH0

Zygmunt Miłoszewski o proteście w CZD: „Polskę stać na autostrady, a pielęgniarkom oferujemy nędzę”

natszo, 01.06.2016
Zygmunt Miłoszewski

Zygmunt Miłoszewski (Fot. Bartosz Bobkowski / Agencja Gazeta)

– Popieram protest pięlęgniarek z Centrum Zdrowia Dziecka w stu procentach – napisał na Facebooku Zygmunt Miłoszewski, twórca kryminałów o Teodorze Szackim. Pisarz dodaje, że w CZD w tym roku leczona była jego córka, dzięki czemu mógł na własne oczy przekonać się, jak ważna jest opieka pielęgniarek.

Zygmunt Miłoszewski zabrał głos w sprawie protestu pielęgniarek w Centrum Zdrowia Dziecka. W środę na swoim oficjalnym profilu na Facebooku opublikował wpis, w którym wyraził poparcie dla protestujących. W kilka godzin polubiło go ponad 3 tys. użytkowników, a niemal 700 podało wpis dalej.

– Nie mogę przestać myśleć o proteście pielęgniarek z Centrum Zdrowia Dziecka – zaczyna Miłoszewski. – Znam CZD. Dziesięć pięter przestraszonych stworzeń, które często nie wiedzą, co się dzieje, poza tym że jest im bardzo źle. Z choroby ich podniesie sprzęt za miliony i wiedza profesora, ale jak to zniosą, jak bardzo wyjdą poranione, jak dużo przepłaczą po nocach – to zależy od pielęgniarek, które często muszą zastępować im rodziców. Wiem, co mówię, spędziłem w tym roku kilka dni w CZD razem z córką, jedną noc przetrwaliśmy tylko dzięki pielęgniarce tak wspaniałej, tak pełnej empatii i zrozumienia, że ciężko to wyrazić – pisze Miłoszewski.

– Kilka miesięcy później płaciłem podatki i – myśląc o niej i o jej pensji – czułem, że to ma sens. Teraz wyć się chce z żalu i bezsilności, że Polskę stać na autostrady, na pociągi tylko dla bogatych, na ośmiorniczki, na akcje dekomunizacji ulic, na komisję smoleńską i radę ds. hodowli koni. A tym, którzy się opiekują najsłabszymi oferujemy nędzę, butę i pogardę. Popieram protest pięlęgniarek z CZD w stu procentach.

Swój wpis Miłoszewski kończy apelem do „znajomych i nieznajomych” o wyrażanie opinii w tej sprawie i wspieranie pielęgniarek. – Naiwne, wiem, ale może ktoś tam zrozumie, że w tej sprawie Suweren nie jest po ich stronie, bez względu na barwy i poglądy – kończy pisarz.

Poprosiliśmy Zygmunta Miłoszewskiego o komentarz w sprawie wpisu: – Wszystko już powiedziałem, w zasadzie nie ma czego komentować. Mam tylko nadzieję, że mój wpis trafi do jak najszerszego grona odbiorców – powiedział „Wyborczej” pisarz.

Zobacz także

miłoszewski

wyborcza.pl

 

Brexit. Brexitowcy zdradzili, jak wyobrażają sobie los imigrantów z UE – w tym Polaków – jeśli wygrają referendum

Maciej Czarnecki, Londyn, 01.06.2016

Zwolennicy Brexitu postulują m.in. zmianę systemu imigracji do UK

Zwolennicy Brexitu postulują m.in. zmianę systemu imigracji do UK (NEIL HALL / REUTERS / REUTERS)

BITWA O BREXIT. W wydanym w środę oświadczeniu liderzy kampanii na rzecz opuszczenia Unii postulują wprowadzenie punktowego systemu imigracji, podobnego do tego w Australii. Dla nowych przybyszy z Polski oznacza to utratę prawa do pracy w Wielkiej Brytanii.

Bitwa o Brexit

Przed zbliżającym się referendum o członkostwie Wielkiej Brytanii w Unii (23 czerwca) wiodące postaci obozu Brexitowego – typowany na następcę premiera Davida Camerona Boris Johnson, minister sprawiedliwości Michael Gove, minister ds. zatrudnienia Priti Patel oraz laburzystka Gisela Stuart – wydały wspólne oświadczenie.

Obiecują, że jeśli wygrają referendum, do 2020 r. odbiorą nowym imigrantom z UE automatyczne prawo do pracy w kraju. Aby zdobyć pozwolenie, trzeba będzie uzyskać odpowiednią liczbę punktów za wykształcenie i kwalifikacje zawodowe. Jednym z wymogów będzie dobra znajomość angielskiego.

Taki system jako pierwsza wprowadziła Australia. W Wielkiej Brytanii obejmuje on imigrantów spoza UE, choć Johnson i spółka zastrzegają, że chcieliby go odbiurokratyzować i uprościć. „Powitamy z otwartymi ramionami nowych obywateli, którzy chcą budować naszą gospodarkę, jak czyniło do tej pory wielu imigrantów. Ale będziemy też w stanie usuwać tych, którzy nadużywają naszej gościnności”, czytamy w oświadczeniu.

Nowe reguły nie dotyczyłyby obywateli Irlandii, z którą łączą Brytyjczyków szczególne więzi, oraz – to ważna wiadomość dla ponad 850 tys. Polaków mieszkających na Wyspach – tych imigrantów z UE, którzy już teraz żyją w Zjednoczonym Królestwie. Będą oni traktowani „nie mniej korzystnie niż obecnie”.

Ostatecznie o ewentualnym wprowadzeniu tych zasad w życie musiałby zdecydować rząd, ktokolwiek stanąłby na jego czele (niewykluczone też, że nawet w przypadku porażki premierem pozostanie na jakiś czas David Cameron). Najnowszy sondaż sondaży, czyli średnia ostatnich sześciu badań, daje minimalną przewagę zwolennikom pozostania u boku Brukseli: 51 do 49 proc.

Oświadczenie brexitowców raczej nie spowoduje rewolucji, bo o ewentualnym systemie punktowym mówiło się od pewnego czasu, ale pomoże skupić uwagę wyborców na temacie imigracji. W zeszłym tygodniu narodowe biuro statystyczne ogłosiło dane, z których wynika, że w 2015 r. na Wyspy przybyło 330 tys. osób więcej, niż wyjechało (różnica dla imigrantów z UE wynosi 184 tys.). Swego czasu Cameron obiecywał, że bilans będzie liczony w dziesiątkach tysięcy.

Zwolennicy Brukseli są sceptyczni wobec pomysłu przeciwników. Ich zdaniem rozszerzenie systemu punktowego wcale nie zmniejszy bilansu. Szef kampanii Britain Stronger in Europe Will Straw powiedział, że Australia i tak ma dwa razy więcej imigrantów na jednego mieszkańca niż Wielka Brytania.

Referendum 23 czerwca

Zwolennicy Brexitu uważają, że druga po niemieckiej gospodarka Europy świetnie poradzi sobie sama, a Wyspy Brytyjskie uwolnią się od europejskich problemów – od kryzysu uchodźczego po terroryzm i widmo bankructwa Grecji. Zwolennicy Europy przeciwnie – tylko Unia podtrzyma wzrost gospodarczy, bezpieczeństwo i znaczenie Wielkiej Brytanii. Wybór jest ważny dla całej Europy, która bez Wielkiej Brytanii osłabnie. Londyn to stolica finansów, lider w europejskiej walce z terroryzmem, ważny członek NATO. Jak również dom dla setek tysięcy Polaków. Think tank Chatham House ostrzega, że Brexit rozpocznie dezintegrację Europy i zachęci Rosję do ingerencji w sprawy kontynentu. W „Wyborczej” zaczynamy cykl dziennikarski „Bitwa o Brexit”. Potrwa do końca czerwca. Na Wyspach porozmawiamy z mieszkańcami, ekspertami, przedsiębiorcami. Odwiedzimy gniazda eurosceptyków i euroentuzjastów. Będziemy śledzić dyskusje polityków i londyńskiej ulicy. O czym chcą Państwo przeczytać, co sądzicie o referendum? Czekamy też na e-maile od Polaków z Wysp: bitwaobrexit@agora.pl. Zachęcamy do śledzenia naszych relacji na Twitterze (hashtag #bitwaobrexit).

 

 

Zobacz także

brexitowcy

wyborcza.pl

 

Nie mam złudzeń, PiS nie zastosuje się do opinii KE. Będzie mniej wesoło, kiedy zaczną się kary

Ewa Siedlecka, 01.06.2016

Beata Szydło i Jarosław Kaczyński

Beata Szydło i Jarosław Kaczyński (KACPER PEMPEL / REUTERS / REUTERS)

Unia Europejska przeszła do drugiego etapu procedury obrony praworządności. Jesteśmy pierwszym państwem w dziejach wspólnoty europejskiej, które to dotknęło. Węgry Wiktora Orbana potrafiły się wybronić. Polska PiS-u – nie. To jest fakt, niezależnie od tego, że rząd powie, iż to nic nowego i nie jest zaskoczony.

To może nic nowego dla rządu PiS, ale z pewnością coś nowego dla Europy. A dla Polski – wstyd. I symboliczny komentarz do nieświęta Dnia Wolności 4 czerwca. Po dwudziestu siedmiu latach wracamy do punktu wyjścia: po PiS trzeba będzie odbudowywać w Polsce instytucje demokratycznego państwa prawa, na nowo definiować ustrojowe i obywatelskie wartości i budować międzynarodową pozycję.

Nie mam złudzeń, że PiS zechce zastosować się do opinii Komisji. Sprokuruje kolejną „deklarację suwerenności”, ogłosi, że nie będzie Unia pluć nam w twarz, ni wartości swych narzucać. A tuż przed upływem dwutygodniowego terminu wyznaczonego przez KE rząd podejmie „intensywny, dobry dialog”. Nie na kolanach, oczywiście.

A potem będą następne dwa tygodnie i następne. PiS będzie grał tym, że opinia Komisji jest niejawna (choć nie może odbiegać od podstawowych punktów opinii Komisji Weneckiej), będzie twierdził, że się z niej wywiązał, że proponowane przez niego, też niejawne, znane najwyżej z kontrolowanych przecieków w portalu wPolityce propozycje są właściwą odpowiedzią na postulaty Komisji.

Podejmie też grę pod tytułem „Unia stosuje procedurę niemającą podstawy prawnej w traktacie”. Pytanie, dlaczego nie zaskarżył jej do Trybunału Sprawiedliwości UE na początku, kiedy Komisja ogłosiła jej zastosowanie wobec Polski? Odpowiedź jest prosta: bo ten argument zachował na dalsze etapy, żeby dazawuować Komisję. Nie był i nie jest zainteresowany rozstrzygnięciem Trybunału Sprawiedliwości, bo może być niekorzystne. I wytrąci PiS-owi ten argument z ręki.

Prawda jest taka, że przyjęta przez KE – za zgodą Parlamentu Europejskiego i Rady – procedura jest jedynie techniczną operacjonalizacją art. 7 traktatu. Bez niej nie byłoby żadnych „trzech kroków” – tylko proste głosowanie nad ograniczeniem w prawach członkowskich lub wykluczeniem z UE.

Skargę do Trybunału PiS trzyma w zanadrzu na gorsze czasy. Podobnie jak rozmaite warianty rozwiązania kryzysu konstytucyjnego. Będzie nimi grać i dorzucać do puli nowe elementy przetargowe: sprzeczne z prawem unijnym ustawy. Za dwa tygodnie poznamy opinię Komisji Weneckiej o ustawie inwigilacyjnej. Potem mogą być kolejne.

PiS zapewne uzna, że obnaża słabość Unii, która przecież nas nie wyrzuci. Zabawa będzie mniej wesoła, gdy Komisja Europejska zacznie egzekwować wykonywanie unijnego prawa, z którego wdrażaniem Polska zwleka, i za co grożą kary. Aż okaże się, że nie mamy żadnej pozycji negocjacyjnej w walce o kwoty mleczne i inne tematy związane z unijnymi dotacjami. I że nie mamy żadnej pozycji w walce o budżet unijny na lata 2021-28.

Dla polskiego społeczeństwa nie będzie miało większego znaczenia, czy PiS zwali to na zemstę Unii z powodu nieprzyjmowania przez Polskę uchodźców, czy na co innego. Tak czy inaczej, będzie to efekt polityki rządu PiS. To jemu „suweren” powierzył pełnię władzy. Na razie PiS nie sprawuje jej ku chwale Ojczyzny.

Zobacz także

piSnie

wyborcza.pl

Blogerka Kataryna: Kaczyński odtrąca tych, którzy dali mu władzę. Mnie na przykład

mo, 01.06.2016

Znana blogerka Kataryna - zrzut ze strony www.polityka.pl

Znana blogerka Kataryna – zrzut ze strony http://www.polityka.pl (www.polityka.pl (fot. Tadeusz Późniak))

– W wielu obszarach PiS błyskawicznie weszło w buty poprzedników i zamiast naprawiać państwo, ochoczo korzysta z jego słabości – mówi w wywiadzie dla „Polityki” Kataryna, znana prawicowa blogerka. – Ja głosowałam nie po to, żeby PiS spełniło swoje obietnice, ale po to, żeby spełniło moje oczekiwania. Miała być „dobra zmiana”, jest – taka sobie.

Kataryna to znana blogerka polityczna, od lat bardzo aktywna w mediach społecznościowych. Niezwykle popularna i opiniotwórcza zwłaszcza w tzw. środowiskach prawicowych. Przez kilka lat jej tożsamość była przedmiotem dociekań i spekulacji. Aż do 25 maja 2009 r., gdy „Dziennik” (jego red. naczelnym był wówczas Robert Krasowski) ujawnił tożsamość Kataryny – okazało się, że jest szefową organizacji pozarządowej. Blogerka nadal jednak chroni swoją prywatność. Publikuje w „Do Rzeczy”, prowadzi blog Kataryna.blox.pl i jest aktywna na Twitterze, gdzie jej profil śledzi prawie 46 tys. internautów. Wywiadów udziela bardzo rzadko.

Kataryna kojarzona od lat z prawicą, na Twitterze zwykle punktowała polityków dawnej koalicji PO-PSL, nie oszczędza również Nowoczesnej i KOD. Jednak w najnowszym numerze „Polityki” w rozmowie z Rafałem Wosiem blogerka nie ukrywa, że – choć do PiS ciągle jej najbliżej – jest rozczarowana rządami PiS. Ocenia, że Kaczyński „odtrąca tych, którzy dali mu władzę”, w tym ją samą.

„PiS nie zmienia tego, co krytykowało, ale konserwuje patologie”

– Ja głosowałam nie po to, żeby PiS spełniło swoje obietnice, ale po to, żeby spełniło moje oczekiwania. Miała być „dobra zmiana”, jest – taka sobie. W wielu obszarach PiS błyskawicznie weszło w buty poprzedników i zamiast naprawiać państwo, ochoczo korzysta z jego słabości. Nie widzę różnicy pomiędzy obsadzaniem swoimi państwowych spółek przez PO a tym, co teraz robi PiS. Albo telewizja. Zawsze byłam za budową mediów publicznych stojących na silnych podstawach. Ale sztandarowy produkt TVP Jacka Kurskiego, czyli „Wiadomości”, to porażka, której nie da się obronić. Jeśli komuś się nie podobało przegięcie i nierzetelność „Faktów” TVN, to nie może mu się podobać robienie tego samego w „Wiadomościach” – mówi Kataryna w „Polityce”.

– I tak jest, niestety, w wielu obszarach, zamiast zmieniać to, co się krytykowało, konserwuje się patologie. Nadzieja przechodzi w rozczarowanie, które z kolei stopniowo zmienia się w irytację. Nawet ważną rzecz, jak audyt rządów poprzedników, można było ośmieszyć formą prezentacji i złotym mercedesem, który wcale nie był złoty. Nie rozumiem, dlaczego Kaczyński to robi (…). Czy nie widzi, że jego partia staje się obciachowa? Czy naprawdę sądzi, że wyborcy z powodu 500 plus wybaczą mu te rozczarowania, te wszystkie małe i duże zdrady pewnych wartości, na których obiecał oprzeć swoje rządy? – dziwi się blogerka.

„Czasem brudne środki uświniają cel”

– Jakość rządzących mierzy się tym, jaki jest ich stosunek do obywatela, zwłaszcza do obywatela, który ma inne zdanie – mówi Kataryna „Polityce”. Dodaje, że wielu jej znajomych, którym bardzo zależy na państwie, uczestniczy w marszach KOD.

– Wiem, że to właśnie troska o dobro wspólne ich na te marsze wygnała. Dlatego za każdym razem, gdy słyszę obrażanie KOD przez rząd, to czuję, jakby mieszano z błotem tych moich znajomych. Choć nie lubię ani Mateusza Kijowskiego, ani polityków, którzy się pod KOD podłączyli, ani KOD jako ruchu. Ale jednocześnie widzę, jak ta władza – z którą ciągle sympatyzuję – bez potrzeby obraża i antagonizuje obywateli, którym zależy i którzy się autentycznie przejmują – tłumaczy.

Blogerka skrytykowała również postawę PiS wobec Trybunału Konstytucyjnego. Zaznaczyła, że „nie ma wątpliwości, że TK był politycznie nieprzychylny PiS” ani że „to nie PiS jego wygaszanie rozpoczęło”.

– Ale nawet jeśli tak jest, to właśnie PiS powinno ustąpić. A nie tłumaczyć – jak w tym dowcipie z Jasiem – że skoro wszyscy sikają do basenu, to my możemy sikać z trampoliny. A już zwłaszcza nie w sytuacji, gdy się szło po władzę, krytykując poprzedników – powiedziała. Jej zdaniem PiS nie może wychodzić z założenia, że cel uświęca środki, bo czasami „brudne środki uświniają cel”.

– Na dodatek to jest nieodpowiedzialne wobec swojego elektoratu – oceniła. Jej zdaniem PiS „rozwala resztki reguł” i „każda kolejna władza będzie robiła to samo, tylko gorzej i bardziej”.

Cały wywiad – w najnowszej „Polityce”

Zobacz także

kataryna

wyborcza.pl