„Polska jest bardziej optymistyczna, niż to co mówi PiS”. 7 elementów przekazu Petru w Gdańsku
Zapowiedź kongresu programowego, zwrot ku wyborcom PiS i Dudy, deklaracje o wykorzystaniu „pozytywnej energii Polaków” – to kluczowe fragmenty przekazu Ryszarda Petru w Gdańsku. Na spotkaniu – w którym udział wzięło kilkunastu parlamentarzystów Nowoczesnej – Petru mówił też, że Polska jest dużo bardziej optymistyczna niż to mówi PiS. Petru na krótkiej konferencji prasowej wspominał też o kongresie programowym Nowoczesnej, o którym w swoim przemówieniu mówił wcześniej poseł Michał Stasiński. Oto najważniejsze elementy przekazu Petru w Gdańsku, na kolejnym spotkaniu z cyklu „Porozmawiajmy o lepszej Polsce”. Następne odbędzie się w Łodzi 19 maja.
— DEFINICJA DOBREJ ZMIANY: „Pół roku temu zwyciężyła dobra zmiana, niestety od tego czasu bardzo wiele złego się wydarzyło. Niestety dzisiaj zamiast szukać dobrych rozwiązań dla Polski musimy bronić naszego miejsca w UE, musimy bronić obywateli przed władzą. Musimy bronić bezpieczeństwa Polaków, nawet tak podstawowego jak bezpieczeństwa prawnego. Nie ma co się obrażać na rzeczywistość, ona taka jest. Trzeba przygotowywać”
— TRZEBA MYŚLEĆ O POZYTYWNEJ ENERGII POLAKÓW: „Trzeba myśleć o tym, jak zaabsorbować tą pozytywną energię Polaków. Ja proponuje abyśmy tę energię przesunęli na pozytywne myślenie o Polsce. Ważne jest to, aby już teraz myśleć o tym, jak Polska ma wyglądać po tym, jak dobra zmiana przeminie. To nie jest ważne, kto będzie następcą ministra Waszczykowskiego. Aż się boję, bo jest taka pani z Gdańska…. My ich nie wyleczymy z kompleksów, z tego że obsadzanie przez kumpli stanowisk nie jest sposobem na dobre zarządzeni. Nie jesteśmy w stanie im wytłumaczyć, że obrażanie Polaków to budowanie dobrej perspektywy”
— PETRU ZWRACA SIĘ DO WYBORCÓW PIS I DUDY: „Nie mówię tego do tych, którzy są przekonani, że dobra zmiana to wstyd. Mówię to do tych, którzy wciąż wierzą Jarosławowi Kaczyńskiemu. Którzy rok temu zaufali Andrzejowi Dudzie. Mówię to do tych, którzy myśleli, że przyjdzie jakieś reformatorskie ożywienie po latach marazmu. Do tych, którzy wierzyli, że Beata Szydło będzie samodzielnym premierem. Mówię do tych, którzy oglądają TVPiS. Mam nadzieję, że TVP PiS to przekazuje, chociaż z 5-sekundowym opóźnieniem. Można sobie porównać, ile pokazuje TVPiS, a ile inne stacje”
— POLSKA JEST INNA NIŻ TO CO MÓWI PIS: „Polska jest bardziej optymistyczna, niż to co mówią koleżanki i koledzy z PiS. Polacy są proeuropejscy i chcą być częścią Europy. Większość Polaków jest za Europą. Podkreślałem w Berlinie, że my chcemy być w Europie, jesteśmy pozytywni. I że większość Polaków jest za Europą. I aby nie odbierali tego przekazu z Polski jaki idzie z Polski jako ksenofobiczny i agresywny. To tylko ludzie, którzy popierają dobrą zmianę. Ale ich jest mniejszość. My musimy się skoordynować i zorganizować”
— PETRU O PATRIOTYZMIE: „Nie damy sobie zabrać hasła patriotyzm. Oni nam sugerują, że tylko oni mają prawo go używać. My mówimy o patriotyzmie pozytywnym, optymistycznym. Zobaczcie jakie mamy fantastyczne cechy – umiemy się zjednoczyć w trudnych sytuacjach. Mamy energię, jesteśmy bardzo przedsiębiorczy. My naprawdę koochamy Polskę, tylko bez agresji, pozytywnie. Naszą rolą jest to, aby przypominać że mamy marzenia. O tym, że jest ugrupowanie w Polsce, które chce dać nadzieję na lepsze jutro”.
— TOTALNA OPOZYCJA NIE WYSTARCZY: „Oczywiście musimy być stanowczy, nie możemy pozwolić na to, by dobra zmiana – skrót dz – nie wywróciła naszego kraju. Bycie stanowczym nie oznacza totalnej opozycji. Musimy też pokazywać Polakom dobre rozwiązania, anty-PiS nie zadziała. Ludzie muszą wiedzieć, że oprócz zatrzymania tych szaleńców mamy dobre rozwiązania”
— TRZEBA SIĘ KOORDYNOWAĆ I ORGANIZOWAĆ: „Musimy się organizować i koordynować nasze działania. Jestem przekonany, że kropla drąży skałę. Że ludzi dobrej woli jest więcej i że będzie dobrze”
Poważne towarzystwo. Poza Szydło do Nowego Jorku przyjechali szefowie rządów Samoa, Burkina Faso i Ugandy
Beata Szydło pojechała do Stanów Zjednoczonych, by podpisać Porozumienie Paryskie. Była tam w zacnym gronie: osobiście pojawili się premierzy Samoa, Burkina Faso czy Barbadosu. Było też kilkoro prezydentów. Reszta krajów wysłała ministrów, a nawet wiceministrów.
Beata Szydło i jej współpracownicy są na wycieczce w Stanach Zjednoczonych, bo trudno to nazwać wizytą dyplomatyczną. W planie nie ma żadnych spotkań z przedstawicielami administracji USA, ale temu akurat nie ma się co dziwić, bo Szydło pojechała do Nowego Jorku na zaproszenie ONZ, a nie władz USA.
Blichtr i świecidełka
W piątek odbyło się podpisanie Porozumienia Paryskiego, zakładającego obniżenie emisji gazów cieplarnianych. Ale wyjazd Szydło był nieco na siłę, bo szefowa polskiego rządu wcale nie musiała podpisywać porozumienia osobiście.
Tym bardziej, że nawet nie zaproszono jej do zabrania głosu. Przemawiali m.in. prezydent Francji Francois Hollande, który był gospodarzem szczytu, na którym wynegocjowano porozumienie oraz Sekretarz Stanu John Kerry. Na mównicy pojawił się też Leonardo DiCaprio, który nawoływał do ograniczenia emisji nawet odbierając swojego pierwszego Oscara.
Egzotyczni premierzy
Później miała miejsce długa ceremonia podpisywania porozumienia przez przedstawicieli poszczególnych krajów (tutaj można znaleźć pełną listę przedstawicieli państw – pierwsza część i druga). Niektóre z nich były reprezentowane przez prezydentów, ale dotyczy to głównie państw, gdzie pełnią oni funkcję reprezentacyjną (Węgry, Litwa czy Słowacja).
Była też grupa premierów, ale trudno dopatrywać się tam znaczących postaci. Byli szefowie rządów: Belize, Fidżi, Barbadosu, Andory, Burkina Faso czy Vanuatu i Malty. Razem było ich 20. Głównie z egzotycznych bądź małych krajów.
Reszta krajów wysłała ministrów (Wielka Brytania, Niemcy, Czechy czy Luksemburg) bądź wiceministrów (Grecja i Gwinea-Bissau). Niektórym delegacjom przewodniczyli ambasadorowie lub dyplomaci innej rangi (Japonia, Ukraina czy Kazachstan).
Odkrywanie Ameryki
Bo w istocie podpisanie Porozumienia Paryskiego to była tylko ceremonia, wszystkie decyzje polityczne zostały już dawno podjęte. Tym bardziej dziwi długość wizyty Beaty Szydło i jej współpracowników w Stanach. Bo pozostałe dni są jeszcze mniej istotne: wizyta na nowojorskiej giełdzie to zwykła wycieczka, tak jak zwiedzanie przez Andrzeja Dudę Biblioteki Kongresu. Była też kampania: spotkanie z mediami polonijnymi, wizyta w sanktuarium Matki Boskiej Częstochowskiej w Pensylwanii i złożenie kwiatów pod pomnikiem katyńskim.
Plan wizyty Beaty Szydło nie jest zbyt napięty. Wygląda raczej, jakby wydarzenia z jednego dnia podzielono na kilka, by uzasadnić długość wizyty. Dlatego nieco groteskowo wygląda rozbudowana obsługa medialna tego wydarzenia prowadzona przez Kancelarię Premiera. To nie tylko kolejne zdjęcia, ale też specjalne infografiki, a nawet relacja na Snapchacie – KPRM specjalnie przed tą wizytą założyła konto.
Ale i tam pustki. Za to współpracownicy premier Szydło dzielą się zdjęciami z podróży. Jak widać humory dopisują. Brakuje tylko wełnianej czapeczki, i mielibyśmy powtórkę z podróży Donalda Tuska do Petru, z której prawicowe media miały używanie przez cały okres rządów twórcy PO.
Nie słychać też głosów oburzenia, które podnosiły się podczas wizyty delegacji Komitetu Obrony Demokracji w Stanach. Krytykowano, że pojechali na wycieczkę za publiczne pieniądze. Na wycieczkę za publiczne pieniądze pojechała Szydło i jej współpracownicy, KOD sfinansował wyjazd z dobrowolnych składek sympatyków. A i nikt nie spodziewał się po nich rozmów z Barackiem Obamą czy jego ministrami. W stosunku do szefowej polskiego rządu można mieć takie oczekiwania.
Rangę wizyty najlepiej podsumował marszałek Senatu Stanisław Karczewski, który miał poważny problem z tym, by powiedzieć, po co Szydło poleciała za Ocean. – Pani premier poleciała tam w bardzo określonym celu – zaczął dziarsko polityk PiS. – Pani premier poleciała podpisać… No właśnie, co podpisać? Ja nie wiem po co ona tam poleciała
No jak to, wiadomo. Nowy Jork to bardzo ładne miasto. A ze strony Prezesa to bardzo miło, że pozwolił Beacie Szydło trochę odpocząć.
Petru o PiS: „Jest chaos, nie ma pilota”. I mocne słowa o „niezależności premier Szydło”
Ryszard Petru (TOMASZ PIETRZYK / Agencja Gazeta)
2. Lider Nowoczesnej ocenił też, że w PiS „nie ma zarządzania”
3. Zasugerował również, że Beata Szydło nie jest „niezależnym premierem”
Lider Nowoczesnej podczas spotkania „Porozmawiajmy o lepszej Polsce” przekonywał: „Musimy pokazywać Polakom dobre rozwiązania, hasła anty PiS nie zadziałają. Musimy przekonać ludzi, że oprócz zatrzymania tych szaleńców, możemy zaproponować bardzo dobre rozwiązania, których Polacy oczekują”.
„W PiS nie ma pilota, jest chaos”
Zwrócił uwagę, że „nie tylko marsze mogą tę szaloną ‚dobrą zmianę’ zatrzymać”. Zachęcał swych zwolenników do aktywizowania swoich środowisk, działania poprzez media społecznościowe, Internet i inicjatywy obywatelskie.
– Chodzi o to, żeby już dziś pomyśleć o tym, jak zaabsorbować tę niesamowitą energię, która się w Polakach wyzwala – zaznaczył. Zaznaczył, że „mówi nie tylko do tych, którzy są przekonani, że ‚dobra zmiana’ to wstyd, tylko do tych, którzy wciąż wierzą Jarosławowi Kaczyńskiemu”. – Mówię to do tych, którzy rok temu zaufali Andrzejowi Dudzie, do tych, którzy myśleli, że Beata Szydło może być niezależnym premierem, do tych, którzy myśleli, że po latach marazmu przyjdzie jakieś ożywienie reformatorskie – to my musimy przekonać tych ludzi – tłumaczył.
„Nie możemy dać takiej władzy PiS”
Pytany, co się dzieje z ustawą antyterrorystyczną, której projekt zniknął ze strony internetowej przyznał, że „ciężko mu powiedzieć, co się dzieje w rządzie PiS, ale na pewno tam jest chaos”. – Widzę, że jest chaos, że nie ma pilota. Widzę, że Jarosław Kaczyński czasami coś szarpnie i poprzewraca wszystkie kartki, natomiast ewidentnie nie ma zarządzania – dodał.
– Z jednej strony ustawa antyterrorystyczna jest ważna, ale chodzi o to, żeby nie zabrała nam naszych podstawowych wolności – tłumaczył podczas krótkiego briefingu w Gdańsku. – Nie możemy dać takiej władzy PiS, która spowoduje, że ani demonstracje KOD ani spotkania, np. moje z wyborcami, są niemożliwe – dodał.
A TERAZ ZOBACZ: Dziennikarz chciał zagiąć premiera Kanady. Odpowiedź go zamurowała
Dupa i uprzedzenie
Ten tekst jest częścią Gazety Pisarzy – specjalnego wydania Gazety Wyborczej i serwisu Wyborcza.pl, powstałego z inspiracji Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław 2016 i Światowej Stolicy Książki UNESCO 2016.
Zapraszamy na Wyborcza.pl i 23 kwietnia 2016 do kiosków!
Wojciech Kuczok – ur. w 1972 r., prozaik, poeta, scenarzysta, krytyk filmowy, speleolog. Napisał m.in. „Opowieści słychane”, „Gnój”, „Senność”. Laureat Paszportu „Polityki” 2003 i Nagrody Literackiej „Nike” 2004. Scenarzysta filmu „Pręgi”.
Wzruszająco nieudolny „Jeżus” Cecilii Giménez, która dokonała radykalnej konserwacji zaniedbanego fresku w aragońskim kościele, to malarskie arcydzieło przy niesławnym reliefie zmarłego prezydenta spod Urzędu Miasta Warszawy. Pod osłoną nocy jakiś bohaterski PiS-owiec przymocował na dwóch śrubkach do kamienia tablicę pamiątkową z niepodobizną Lecha Kaczyńskiego, którą nazajutrz oficjalnie honorowały władze państwa. Kiedy w świetle dnia okazało się, że taka twarz to potwarz, było już za późno, żeby się rakiem wycofać. Nie ma jak pompa w świetle dnia na pohybel HGW i platfusom!
Rozważmy okoliczności łagodzące tę fuszerkę. Po pierwsze, chodziło nie o portret, ale o podpis. W gorliwej chęci przypodobania się prezesowi wyryto pod tym dziwacznym wizerunkiem informację, jakoby Kaczyński „poległ” w służbie ojczyzny. Tym samym usankcjonowano nie tyle rzekomy zamach smoleński, ile rzeczywisty zamach na polszczyznę, którego dokonuje partia rządząca. Nie dość bowiem konsekwencji w codziennym odwracaniu znaczeń pojęć, o których jeszcze niedawno byliśmy skłonni myśleć z niejaką czułością (jak choćby „prawo”, „sprawiedliwość”, a nawet „prawda”); nie dość ortograficznych rewolucji, którym hołduje pewna posłanka fatalna (deputée fatale?) uznająca pisownię słowa „wziąć” za lewacki wymysł; teraz uznano, że „zginąć” znaczy „polec”.
Malownicza śmierć mojego dziadka, który od kielicha nie stronił i blisko pół wieku temu wypadł z okna podczas malowania parapetu, nie była w rodzinie powodem do chwały. A teraz proszę: dziadek nie zginął, lecz poległ, wyzionął ducha po bohatersku, bo tragicznie spadł na ziemię z nadmiernej wysokości. W myśl nowych zasad języka polskiego codziennie przybywa nam poległych bohaterów: wiadomo, że Polacy lubią jeździć bez pasów i giną na froncie drogowym jak muchy. Kilkudziesięciu bohaterów tygodniowo owija się wokół drzew naszych, wierzby polskie nieustannie płaczą nad tymi ofiarami, wciąż im szumi apel poległych. Doliczmy do tego jeszcze kilkunastu polskich samobójców dziennie, dodajmy wszystkie ofiary poległe w rodzinnych awanturach, wysokopromilowych topielców, którzy giną bohatersko w odmętach naszych rzek i jezior, dodajmy ofiary pożarów, nieszczęśliwie zabłąkanych turystów, którzy zeszli z gór śmiertelnie, dołączmy i dzieci, co to niepilnowane włożyły pośliniony palec do gniazdka – och, możemy przebierać w bohaterach jak w ulęgałkach. Dopóki stoi jak byk, że Kaczyński poległ, póty mamy prawo nasz kraj uważać za fabrykę męczenników – nie czyńmy nikomu niesprawiedliwej różnicy.
Tablica upamiętniająca Lecha Kaczyńskiego przed ratuszem. „Poległ w służbie ojczyzny”
***
Wróćmy jednak do teorii niepodobieństwa. Należy stronić od mstliwej łatwizny. A zatem nie spuszczajmy wstrząsającej amatorszczyzny rzeczonej płaskorzeźby na brak wykwalifikowanych kadr, na chałupniczy wymiar nowych rządów, którym nie staje fachowców w żadnej z pospiesznie zawłaszczonych dziedzin – skąd więc mieliby mieć swoich artystów? Chciałoby się pometaforyzować efekciarsko, że cała Polska PiS wisi na dwóch śrubkach – nie, tak czynić nie wolno, to byłoby pogardliwe, patronizujące, odpędźmy tę myśl nieświeżą.
Udoskonalmy nasz dyskurs wysiłkiem wyobraźni, uszlachetnijmy nasze imaginarium „dobrej zmiany”, przedstawmy sobie zatem na przykład ministra Jurgiela jako morowego chłopa (nie dodawajmy przy tym „Od moru, głodu, wojny chroń nas, Panie”, przemóżmy pęd ku złośliwościom). A zatem, przyjmijmy, że Jurgiel, chłop na schwał, pasuje do swego resortu idealnie – jak będzie przymuszony korzystać z doświadczenia akademickiego, to i konia wydoi, nie podszczypujmy jego charakterystycznej urody – rolnik ma mieć twarz rolną, przynajmniej wiadomo, że swój. A chyba nikt nas nie musi przekonywać, że na polskich koniach polski rolnik zna się lepiej niż żona jakiegoś angielskiego perkusisty.
Umówmy się, że minister Szyszko, choć słuchacz Maryi, to człowiek nowoczesny, światły i kompetentny, kiedy zatem mówi, że dla uratowania puszczy trzeba ją wyciąć, to wie, co w korze piszczy: jak nie będzie drzew, kornik nie będzie miał co żreć i zdechnie z głodu – co prawda stracimy pomnik przyrody z listy UNESCO, ale wykończymy populację żarłocznego drukarza. Nie bądźmy defetystyczni, nie ulegajmy ciągotom ku uznaniu Puszczy Białowieskiej za symbol Polski, w której najważniejsze jest teraz, żeby wyznaczyć i pokonać wrogów, nawet kosztem wycięcia w pień wszystkiego wokół. Jak nie będzie państwa, to nie będzie demonstracji państwowych – nie, wyplujmy te słowa, nie są godne naszej pokojowej retoryki.
Zdobądźmy się na trud i nabierzmy przekonania, że minister Gliński to człowiek z sercem na dłoni, znany ze skromności i ego tak małego, że należałoby nazwać je „eżkiem”, pokorny wobec sztuki współczesnej i otwarty na nowe zjawiska w kulturze. Uznajmy, tak, wiem, że to wyzwanie, lecz przecie nikt nie powiedział, że będzie łatwo, uznajmy tedy, że Jacek, powtarzam: Jacek Kurski jest szczerym strażnikiem pluralizmu w mediach publicznych. Pójdźmy wreszcie za ciosem, ach, strzelmy wręcz z grubej rury: wyobraźmy sobie premier Szydło jako najbardziej niezależnego szefa rządu w historii Polski, weźmy ją za żelazną damę, na którą nikt nie odważa się wpływać.
Na sam koniec zaś pozbądźmy się ostatnich uprzedzeń, to będzie ukoronowanie mozołu naszej wyobraźni: spójrzmy serdecznym okiem na prezydenta Dudę, powspółczujmy mu, doceńmy, jak żarliwie pada na kolana wbrew obowiązującym trendom – wszak Polska z kolan wstaje, pochylmy się nad jego mojrą, nad trudną sytuacją, w której się znalazł, natężmy umysły i stańmy wobec ekstremalnej, ale wieńczącej nasz wysiłek trudności: wyobraźmy sobie, że to jest głowa państwa, z której możemy być w świecie dumni. Ufff…
***
Tak, to wszystko może się nam udać, to wszystko razem i tak jest łatwiejsze niż znalezienie jakiegokolwiek podobieństwa gęby z uświęconej tablicy do Lecha Kaczyńskiego. Tablice Kaczyńskie rosną w Polsce „dobrej zmiany” szybciej niż pomniczydła papieskie po śmierci Wojtyły. Poprzyglądałem się tym 50 potwarzom Lecha i ze zdumieniem stwierdzam, że tablica spod ratusza nie mija się z oryginałem najbardziej. Wszystkie te dzieła bałwochwalcze przejawiają symptomy tej samej niemocy: uporczywej niemożności odwzorowania rzeczywistości. To nawet nie są żarliwe kicze w stylu papieskim, to po prostu wykwity jakiejś mimetycznej klątwy. Należy to powiedzieć wprost – artystów masz, prawico, do dupy. Wszyscy oni działają najwyraźniej pod taką presją, o jakiej się mówiło w przypadku pilotów feralnego tupolewa – tamci ze stresu może i nie wylądowaliby szczęśliwie nawet bez mgły zagęszczonej, ci nie potrafią wykonać najprostszego zadania plastycznego. Są jak dziecko, które chce lwa narysować, ale nigdy go na oczy nie widziało, wie tylko, że ma grzywę i ogon – więc maluje konia i lwem go nazywa. Wszystko ma załatwić pieprzyk, cudowny pieprzyk, jedyny trwały element powierzchowności, który różnił bliźniaków.
W Pile chcą postawić pomnik Lecha Kaczyńskiego
Rosną więc antyportrety Kaczyńskiego jak grzyby po deszczu, i to jedyna sztuka z pieprzykiem, na jaką możemy liczyć dziś z prawej i sprawiedliwej strony. A jak już się ktoś szarpnął na fotorealizm, skanując zdjęcie pary prezydenckiej i rzeźbiąc nagrobek na podobieństwo ruskich mafiosów (ukłony dla parafii św. Antoniego w Ostrowie Wielkopolskim), to nie wystarczyło twórcom krzepy umysłowej, żeby rzecz poprawnie wykończyć, i wyryto na tablicy „chołd” (jak cholera)!
Nie próbujmy wyjaśniać tajemnicy tych artystycznych katastrof jakąś interwencją z zaświatów, wszak gdyby zrządzeniami boskimi tłumaczyć każdą nieudaczność PiS-u, musielibyśmy dojść do logicznego, acz heretyckiego zgoła wniosku, że w Smoleńsku i owszem, dokonał się zamach na elity IV RP, lecz był to zamach dokonany przez samego… Boga! Odpuśćmy też sobie teorie spiskowe, bo zaraz się gotowa rozpętać wersja sabotażowa i rozćwierka się wściekle fama, że to wszystko wina artystów dywersantów wynajętych przez wrogie Polsce siły. Jednakowoż fenomen jest wart uwagi – im większy w Polsce patriotyczny żar, tym dalej patriotów katapultuje od ziemi. Im bardziej chce lud smoleński uczcić swojego zmarłego wodza, tym gorzej mu to wychodzi. Każda kolejna wypichcona przez domorosłych bohomaziarzy twarz to policzek wymierzony wszystkim żałobnikom, którzy chcieliby godnego upamiętnienia swojego prezydenta. Nie sposób tego rozpatrywać w kategoriach sztuki naiwnej ani ludowej, wszak prezes osobiście wizerunek brata uznał, namaścił – takiego rząd przygarnął Canaletta, na jakiego zasługuje. Sam autor, dwojga imion i jednego nazwiska, dopytany o swoje twórcze kompetencje, pojechał Jurgielem i powiedział, że na studiach „miał rzeźbę przez dwa semestry”, więc się zna na robocie. Każdy, w tym PRL PiS, miał jakieś dwa semestry, więc nada się do wszystkiego.
Gdziekolwiek spojrzeć, błogosławiona fuszerka – telewizja, która chce mieć swoje „Szkło kontaktowe”, już w jednym z pierwszych programów puszcza nagranego figuranta, z którym prowadzący się nie słyszą – ale co tam, lud już teraz połknie wszystko, co nasze; w myśl zasady dobre, bo polskie, wpierdoliłby ze smakiem nawet muchomora. Tu już działa lojalność plemienna, by nie rzec: kibolska – nie przestajesz kibicować swojej drużynie tylko dlatego, że nie umie grać w piłkę, co najwyżej rośnie twoja nienawiść do lidera ligowej tabeli. Hodowla resentymentu doprowadziła w końcu Polaków do aksjologicznej demolki – jedyna teraz obowiązująca wartość to naszość.
Nieszczęsny wizerunek Lecha Kaczyńskiego przytroczony do głazu naprędce i z narażeniem zdrowia (wszak Polak walczący, który go przytraczał, chwalił się, że podczas tej nocnej akcji złamał palec) przysporzy nam jeszcze niejednej awantury, bo przecie suweren gotów go bronić jak niegdyś krzyża na żwirowisku oświęcimskim. Cokolwiek się jednak w tej aferze jeszcze wydarzy, będzie to seria samobójczych bramek obecnej władzy. Albowiem nikt o zdrowych zmysłach nie może nie zauważyć, że to karykatura symbolizująca dyktaturę miernot. W państwie PiS nie liczą się kompetencje, lecz wierność partii, nie liczy się to, co realne; lud nie musi widzieć rzeczywistej ohydy, bo Prezes dokonuje w pocie czoła audiodeskrypcji – sam mówi, co widać. Lud zatem widzi rząd na swoje podobieństwo i cieszy się, że gorszy teraz znaczy lepszy, i odwrotnie, że świat się wykopyrtnął i stanął na głowie. Lud zęby szczerbate suszy i czeka tylko, aż mu pozwolą wieszać. Oj tak, powieszałby sobie, na solidnych konarach, nie na żadnych głazach przerzutowych, nie na dwóch śrubkach, ale na sznurach już dawno ukręconych. I nie tablice, ale targowice.
Wideo „Magazynu Świątecznego” to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.
W Magazynie Świątecznym:
Jo Nesbo: Bez przemocy byłoby trochę nudno
Zacząłem pisać książki, tak jak grać w piłkę nożną – bo miałem na to ochotę. Z Jo Nesbo rozmawia Katarzyna Bielas
Umberto Eco: O pożytkach z oglądania się za dziewczynami
Życie jest jak film z mojej młodości: wchodzimy, kiedy wiele rzeczy już się stało, i trzeba poznać to, co zdarzyło się przed naszym narodzeniem. Ale dziś, kiedy idziesz do kina, od razu ktoś bierze cię za rękę i mówi, co dzieje się na ekranie
Richard Flanagan: Uchodźcy z Syrii. Byliśmy błogosławieni
Elias, operator kamery, przestaje filmować. Robi łódkę z papieru dla małego Eida. – Popłyńmy nią do Niemiec – mówi Samir. Namiot przecieka, śnieżyca się wzmaga. Zostawiamy ich własnemu losowi, z ulgą wychodzimy w rozdeptane błoto na zewnątrz
Paulina Wilk: Dorosłe dzieci mają żal
Transformacja, arogancja władzy, wojny za progiem – to nie tłumaczy, dlaczego kulimy się w kącie z wyszczerzonymi zębami. Pora sięgnąć do książek zepchniętych na pobocze, bo zawalały autostradę do nieba
Jerzy Sosnowski: Doktryna i czułość
Ze słusznych obiektywnie norm nie wolno czynić kamieni, którymi rzuca się w innych
Horyzont. Andrzej Stasiuk
Co z ciebie za Polak, jak cię na rzyganie bierze, Andriusza? Toż to twój naród, a ty krew z ich krwi oraz kość z ich kości. Umarli, żebyś żyć mógł i bąki zbijać
Ignacy Karpowicz: Wielki Jork, małe życie
Nasze życie zawsze pozostanie małym i choćbyśmy sukcesami wspięli się ponad nasz początek – zawsze istnieć będzie coś większego. Tego nas uczy Nowy Jork
Jak oni piszą
Joanna Bator łapie zahaczki, Janusz L. Wiśniewski buduje wątki na basenie, Katarzyna Bonda marznie, Rafał Kosik ustawia czarny ekran i zielone litery
Diane Ducret: Praca, aborcja, ojczyzna!
Mężczyźni z rządowych ław nie potrafią poradzić sobie z bezrobociem, kryzysem i terroryzmem, więc chcą pokazać, że panują nad czymś najpotężniejszym: nad życiem