Kk (14.08.2015)

 

Komorowski: Prawda i racja sama się nie obroni w czasach, gdy rośnie atrakcyjność radykalnej ułudy

– Do ludzi, którzy urządzili mi kocią muzykę, gdy żegnałem się z siłami zbrojnymi prezydent Duda zwraca się "Kochani" – mówi Bronisław Komorowski.
– Do ludzi, którzy urządzili mi kocią muzykę, gdy żegnałem się z siłami zbrojnymi prezydent Duda zwraca się „Kochani” – mówi Bronisław Komorowski. Fot. Kuba Atys

– Równolegle do deklaracji o potrzebie odbudowania wspólnoty, gdy żegnałem się z siłami zbrojnymi, urządzono mi kocią muzykę, i to wrzeszcząc w czasie hymnu narodowego. To byli ci sami ludzie, z tymi samymi transparentami, którzy w czasie kampanii wyborczej siali przeciwko mnie nienawiść na rozkaz. Do nich przemawiał prezydent Andrzej Duda na Krakowskim Przedmieściu, zwracając się: „Kochani” – mówi Bronisław Komorowski w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”.

Były już prezydent w rozmowie z Jarosławem Kurskim i Adamem Michnikiem raz jeszcze nawiązuje niejako do przyczyn swojej przegranej w majowych wyborach prezydenckich. Mówi o łatwości, z jaką w dobie internetu pobudza się nienawiść i agresję. – Mechanizm propagandy może być niesamowicie skuteczny, także w systemie demokratycznym, nawet przy zróżnicowaniu mediów. Zdolność manipulowania pamięcią przy skłonności do widzenia wszystkiego w czarnych barwach daje efekt buntu, wołania o zmianę.

Komorowski mówi jednak również o tym, że w Polsce doszło do zmiany pokoleniowej, która mogła istotnie wpłynąć na wynik wyborów. – To dla naszej generacji wolność jest cudem, za który będziemy do końca życia dziękować. Dla naszych dzieci wolność jest jak powietrze. Trudno się dziwić, że na co dzień nie okazują radości z samego faktu, że oddychają. One inaczej patrzą na świat i co innego dla nich jest ważne – wyjaśnia.

Polityk nawiązuje też w swoich wypowiedziach do fali nienawiści, jaka spotkała go nie tylko w trakcie kampanii wyborczej, ale też po podpisaniu ustawy o in vitro. Mówi, że przeprosiny, jakie usłyszał podczas mszy w warszawskim kościele Sióstr Wizytek były dla niego sygnałem, że nie wszystko jeszcze stracone.

BRONISŁAW KOMOROWSKI

Trudno poradzić sobie z falą autentycznej nienawiści. Nienawiści niemającej nawet najmniejszego potwierdzenia w faktach. (…) Gdy pięć lat temu prosiłem Tadeusza Mazowieckiego, by został moim doradcą w Kancelarii Prezydenta, powiedziałem mu: „Mam poczucie, że wygrałem te wybory za ciebie”. Bo premier Mazowiecki przeżywał porażkę z Tymińskim w 1990 roku i dużo o tym myślał. „Wiesz, ze mnie to można było zrobić Żyda, masona, komunistę, zdrajcę, ale z ciebie? – powiedział mi wtedy. – Z twoim życiorysem, z twoimi poglądami, nazwiskiem i rodziną! A jednak i mnie to spotkało.

Polityk zwraca przy tym uwagę, że w Polsce mamy do czynienia z dwoma radykalizmami, które wzajemnie się sobą żywią. To radykalizm skrajnej prawicy negujący nawet sobór i nauczanie Franciszka i skrajnej lewicy, który nie dostrzega koniecznej – dla zachowania ciągłości narodu i państwa – dozy tradycjonalizmu.

Źródło: „Gazeta Wyborcza”

KomorowskiWrozmowie

naTemat.pl

Audyt w kancelarii prezydenta. Szczerski: Brakuje notatek z rozmów Komorowskiego, to rzecz niezrozumiała

Krzysztof Szczerski: – Zapowiadam bezprecedensową pod względem rozmów odbytych z przedstawicielami innych krajów prezydenturę Dudy.
Krzysztof Szczerski: – Zapowiadam bezprecedensową pod względem rozmów odbytych z przedstawicielami innych krajów prezydenturę Dudy. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

– Nie powstały żadne notatki służbowe z rozmów prezydenta – alarmuje PiS. – To rzecz niezrozumiała. Takie notatki to podstawa pamięci instytucjonalnej, bezpieczeństwa państwa i pewnej ciągłości polityki dająca możliwość powrotu do argumentów i wgląd w stanowiska rożnych krajów – przekonuje z kolei poseł tej partii i doradca prezydenta ds. międzynarodowych Krzysztof Szczerski.

Polityk w ten sposób skomentował bilans otwarcia, jaki przeprowadzono w prezydenckiej kancelarii. W trakcie jego przeprowadzania okazać się miało, że w biurze istnieje więcej notatek z rozmów prezydenta Dudy z czasów, gdy jeszcze był elektem, niż z całej prezydentury Bronisława Komorowskiego.

Szczerski, czyniąc wyrzuty pod adresem administracji Bronisława Komorowskiego, zaznaczył, że Andrzej Duda będzie zupełnym przeciwieństwem PBK. Przekonywał, że zaprzysiężony kilka dni temu prezydent pod względem liczby rozmów, jakie zamierza odbyć z przedstawicielami innych krajów ma być absolutnym rekordzistą.

– To będzie bezprecedensowa aktywność prezydenta, żaden z poprzedników nie miał tylu spotkań, ile będzie miał prezydent Duda. W ciągu trzech miesięcy spotka się z 30-40 głowami państw – przekonywał Szczerski na antenie Telewizji Republika. Poinformował jednocześnie, że rozmowy przeprowadzane będą w oparciu o dwa wyznaczniki merytoryczne. Mowa o kwestiach bezpieczeństwa i rozwoju gospodarczego.

Szczerski, podobnie jak wcześniej Andrzej Duda, zaznaczył też, że pozycja, jaką Polska zajmuje w NATO, jest bezwzględnie niesatysfakcjonująca. – To na czym nam zależy to struktura obronna, defensywna, żeby inni zrozumieli, że koszt ataku na Polskę jest zbyt wysoki, żeby go podejmować. Chodzi o siłę odstraszania, niwelowania zagrożeń – przekonywał.

Taką samą deklarację składał także Antoni Macierewicz, który winę za – jego zdaniem – zbyt słabą pozycję Polski w Sojuszu, składał na karb złej polityki Platformy Obywatelskiej.

– Obóz premier Kopacz i premiera Tuska akceptował status Polski w NATO jako państwa drugiej kategorii. A my nie chcemy byś strefą buforową, chcemy być prawdziwą wschodnią flanką Sojuszu. Dopiero wtedy będziemy mieć realną gwarancję, że Rosja nie odważy się zaatakować naszego terytorium – komentował Macierewicz.

Źródło: Telewizja Republika

nowaEkipa

naTemat.pl

Dudapomoc czy Dudabat?

Ewa Siedlecka, 14.08.2015

Andrzej Duda w biurze Dudapomocy w Warszawie

Andrzej Duda w biurze Dudapomocy w Warszawie (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Czy szykuje się nam rywalizacja prezydenta z rzecznikiem praw obywatelskich i alternatywny wymiar sprawiedliwości? Dudapomoc ma się stać częścią Kancelarii Prezydenta, jako biuro interwencyjne.

Pomysłodawca Dudapomocy Janusz Wojciechowski, europoseł PiS-u i były sędzia, mówi, że w Polsce mamy deficyt sprawiedliwości. Nie on pierwszy i niejedyny. Rzeczywiście, sędziowie często bardziej skupiają się na „załatwialności” spraw (co wymusza na nich sprawozdawczość żądana przez ministra sprawiedliwości) niż na czynieniu sprawiedliwości. Więc każda zewnętrzna kontrola może się przyczynić do uwrażliwienia sędziów w ogóle i do odwrócenia niesprawiedliwości uczynionej w konkretnej sprawie – w szczególności.

Ale…

Kiedy interweniuje rzecznik praw obywatelskich – nie ma problemu, bo to jego konstytucyjne zadanie i ustawowe uprawnienie: do żądania akt, do wnoszenia kasacji, przyłączania się do spraw sądowych itd.

Kiedy robi to minister sprawiedliwości, ograniczając się do kwestii organizacji pracy sądów i przestrzegając zasady, że konkretne sprawy badają sędziowie zatrudnieni w ministerstwie – też jest OK.

Gdy robią to organizacje pozarządowe, udzielając porad, organizując prawników pro bono do prowadzenia sprawy przed sądem, pisząc „opinie przyjaciela sądu” – też wszystko w porządku. Podobnie prokuratura – bo jest „organem ochrony prawnej”.

Nacisk na sędziów

Ale prezydent jest organem władzy wykonawczej i żadnych kompetencji do kontrolowania wymiaru sprawiedliwości nie ma. Jeśli więc do sądów mieliby z Kancelarii Prezydenta RP dzwonić urzędnicy czy miałyby przychodzić pisma z prezydenckim logo – można mieć wątpliwość, czy jest to zgodne z zasadą trójpodziału władzy i niezależności władzy sądowniczej.

Tym bardziej że to prezydent mianuje sędziów. Co zrobi myślący o awansie sędzia, gdy w aktach prowadzonej przez niego sprawy pojawi się dokument z prezydenckim logo, który sugeruje, co należałoby w sprawie zbadać? Zapytany przeze mnie Janusz Wojciechowski pisma do sądów raczej wykluczył. Ale przyznał, że próbował interweniować, gdy prezesi sądów odmawiali przyjęcia (w ramach dyżuru) osób, które chciały złożyć skargę. Taki telefon to byłby sygnał, że prezydent sprzyja jednej ze stron.

Poza tym, skoro prezydent mianuje sędziów, to nie można wykluczyć, że przed decyzją sprawdzi, czy na sędziego ktoś się nie skarżył do Dudapomocy. Prezydent Lech Kaczyński tak nie ufał rekomendacji Krajowej Rady Sądownictwa, że miesiącami sprawdzał kandydatów do sędziowskich nominacji, blokując awanse i etaty.

A na ile skargi do Dudapomocy są miarodajne? Prezydent, w odróżnieniu od rzecznika praw obywatelskich czy prokuratora generalnego, nie może zażądać akt sprawy. Musi oprzeć się na tym, co dostarczy mu ten, kto się skarży. To bywa zawodne. A więc Kancelaria Prezydenta może się angażować w sprawy niejednoznaczne. Przykładem odebranie dzieci państwu Bałutom (nie przesądzam, kto ma rację).

Zły Bodnar

Dudapomoc ma przede wszystkim interweniować w prokuraturze, szczególnie u prokuratora generalnego, i u RPO. Oni mają instrumenty prawne, których brak prezydentowi. Co się stanie, jeśli rzecznik czy prokuratura „nie posłucha” prezydenta? Formalnie – nic. Ale jeśli prezydent będzie z tej samej formacji co rząd i większość parlamentarna, może się to np. skończyć odwołaniem prokuratora generalnego. W przypadku RPO – podważaniem jego autorytetu.

Ponieważ rzecznikiem został atakowany przez prawicę Adam Bodnar, scenariusz: dobry prezydent, który chce, by rzecznik zrobił to lub tamto, i zły rzecznik, bo nie znajduje do tego podstaw, jest całkiem prawdopodobny.

RPO dostaje ok. 50 tys. skarg rocznie. Prezydent do tej pory ok. tysiąca listów miesięcznie. Ta liczba się zwielokrotni, gdy Dudapomoc zacznie działać w Kancelarii.

Prawdopodobne, że większość tych listów zostanie podrzucona rzecznikowi, by zbadał akta i się zajął. Bo nie ma cudu: takiej liczby spraw Dudapomoc merytorycznie nie przerobi. Ale skarżący dostanie odpowiedź: poszło do RPO lub prokuratora generalnego. I to oni będą ci źli.

Casus byłego szefa CBA

Ale będą sprawy, nad którymi Dudapomoc w imieniu prezydenta się pochyli. Pytanie, jaki będzie klucz. Na pewno także polityczny, bo sam Wojciechowski uznaje za taką sprawę skazanie b. szefa CBA Mariusza Kamińskiego, wiceprezesa PiS.

I tu uruchamia się postulowany przez Wojciechowskiego mechanizm: prezydent, który ma dostać prawo do „apelacji nadzwyczajnej”, kieruje ją do specjalnie w tym celu stworzonej „ludowej” izby Sądu Najwyższego, składającej się z ławników, których wybierałby prezydent albo Sejm.

I w ten oto sposób, dla wybranych, mamy prezydencki system alternatywnego wymiaru sprawiedliwości.

dudapomocCzyDudabat

wyborcza.pl

Polscy patrioci

Monika Olejnik, „Kropka nad i” TVN24, „Gość Radia Zet”, 14.08.2015

10 sierpnia 2015, Warszawa. Miesięcznica katastrofy smoleńskiej

10 sierpnia 2015, Warszawa. Miesięcznica katastrofy smoleńskiej (-Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta .)

W 64. miesięcznicę katastrofy smoleńskiej prezes Jarosław Kaczyński mobilizował do boju polskich patriotów, bo przecież tylko oni mogą zmienić nasz kraj. Kraj, który – jak wiadomo – jest z dykty, w ruinie i w zgliszczach.

A kim jest polski patriota? To ten, który głosuje oczywiście na Prawo i Sprawiedliwość. Na pewno nie głosujący na Kukiza, Millera, nie daj Boże na PO. Bo jak wiadomo, wyborcy PO to są ludzie, którym „Bóg nie dał za dużo rozumu”, jak twierdzi Kaczyński. A przecież głupi ludzie nie mogą być patriotami.

Prezes co miesiąc apeluje, żeby poznać tajemnicę smoleńską i dojść do prawdy. Ale ostatnio już nie mówi, że winni powinni zostać ukarani. W czasie kampanii prezydenckiej to nie Tusk stał za Smoleńskiem, tylko Komorowski. Teraz Komorowskiego nie ma – zobaczymy, którzy politycy będą sądzeni.

Polskę podnieść z kolan może tylko Andrzej Duda. Podczas uroczystości skandowano „Andrzej Duda”, ale na szczęście były też okrzyki „Jarosław, Jarosław”, bo Jarosław już w połowie Polskę zbawił. Mamy wszak prezydenta Dudę. Choć dziwne, że nowy prezydent – ani nikt z jego kancelarii – nie wyszedł do zgromadzonych.

Pozostały jeszcze dwie miesięcznice do wyborów. Ciekawe, czy Andrzej Duda się pojawi.

Jarosław Kaczyński zawsze twierdził, że jedność Polaków została rozbita przez zabranie krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego. Czy teraz krzyż trafi na swoje miejsce, gdzie został postawiony 15 kwietnia przez harcerzy?

Zapewne w kontekście tego, co się dzieje, kardynał Nycz ma wyrzuty sumienia, że zgodził się na przeniesienie krzyża do kościoła św. Anny.

Czy prezydent Duda zechce, żeby krzyż stanął przed Pałacem? Przecież to jest, jak mówi bp Edward Frankowski, prezydent opatrznościowy, dany naszej ojczyźnie na czasy bałaganu i mącenia.

Czy prezydent Duda doprowadzi do zgody narodowej, odzyska wrak, postawi pomnik przed Pałacem i być może wmontuje w niego krzyż?

Na pewno się da. Skoro dało się Polskę odbudować z ruin po II wojnie światowej, to tym bardziej uda się dziś. I PiS podźwignie Polskę z dykty – przez osiem lat budowaną przez Platformę.

Zobacz także

CzyDudaPostawi

wyborcza.pl

Wierni wołają, biskupi nie słyszą

Jarosław Kurski, 14.08.2015

Zebranie Episkopatu Polski

Zebranie Episkopatu Polski (FOT. SŁAWOMIR KAMIŃSKI)

Tocząca się od lat debata o stanie polskiego Kościoła wybuchła ze zdwojoną siłą. Kroplą przelewającą czarę goryczy był dokument Episkopatu podpisany przez abp. Andrzeja Dzięgę o „grzechu”, o „szczególnej formie zgorszenia” tych polityków, którzy poparli metodę in vitro. Taki „katolik sam podważa communio, czyli swoją pełną wspólnotę z Kościołem katolickim” – twierdzi abp Dzięga – i powinien „powstrzymać się od przystępowania do komunii świętej, dopóki nie zmieni publicznie swego stanowiska”.

>> Czy jesteście gotowi na prawdę? Świecki katolik pisze list do polskich biskupów

Narodowokatolickie media wzmogły nagonkę na prezydenta Komorowskiego, gdy ten podczas mszy w kościele Wizytek wWarszawie przystąpił do komunii, a kilkoro księży, których niestety da się policzyć na palcach obu rąk, przeprosiło prezydenta za zniesławiającą go kampanię. Zresztą od razu określono tych sprawiedliwych księży jako schizmatyków.

Potwierdza się diagnoza żarliwego dominikanina, ojca Ludwika Wiśniewskiego, który w liście z grudnia 2010 r. do nuncjusza apostolskiego w Polsce abp. Celestino Migliorego przestrzegał, że Kościół polski może podzielić los Kościoła hiszpańskiego, którego świątynie opustoszały po obaleniu dyktatury gen. Franco.

Ojciec Wiśniewski pisał, że duża część biskupów popiera „inicjatywy i dzieła formalnie katolickie, a w rzeczywistości pogańskie, bo jątrzące i dzielące społeczeństwo i Kościół”. Pisał o części duchowieństwa „zarażonej ksenofobią, nacjonalizmem i wstyd-liwie skrywanym antysemityzmem”, o upolitycznianiu liturgii w rzekomej obronie Kościoła i Narodu.

Na ten list, jak również na kolejny – tym razem kierowany wprost do biskupów – nadeszła zdawkowa, kurtuazyjna odpowiedź.

Podobnie bił na alarm prof. Stanisław Luft, wieloletni wykładowca medycyny pastoralnej w Wyższym Seminarium Duchownym. W październiku 2012 r. pisał do abp. Józefa Michalika, przewodniczącego Episkopatu Polski: „Równo 50 lat po rozpoczęciu Soboru Watykańskiego II Kościół polski stoi w obliczu poważnego kryzysu – grozi mu rozłam i masowe odchodzenie wiernych, obserwujemy zanikanie ducha soborowego. Zamiast Kościoła miłości i tolerancji proponuje się nam Kościół walki, a nawet wojny. Soborowa zasada rozdziału religii od polityki jest dziś w Polsce łamana bez najmniejszych skrupułów. (…) Uruchamiane są złe emocje i wzbudzana nienawiść, która ujawnia się publicznie w formie gorszących incydentów, np. w trakcie uroczystości i świąt państwowych. Jako weteran Powstania Warszawskiego byłem tego świadkiem osobiście. To wszystko odbywa się przy milczącej zgodzie oficjalnych organów Kościoła hierarchicznego, a głosy sprzeciwu nielicznych biskupów, niegdyś częstsze, stają się coraz bardziej odosobnione”.

Na ten list, będący głosem Kościoła otwartego, nadeszła odpowiedź, że odpowiedzi nie będzie.

Dziś drukujemy list kolejnego zaangażowanego w życie Kościoła świeckiego katolika. Redakcja zna autora i przyczyny, dla których na razie nie zdecydował się na ujawnienie nazwiska. To głos napisany z odwagą i pasją wiernego, który nie zamierza opuszczać wspólnoty Kościoła, ale próbuje ją zmienić. Jesteśmy pewni, że nie pozostawi czytelników obojętnymi.

Zobacz także

wierniWołają

wyborcza.pl

Wojskowy test Dudy. Czy prezydent zawiesi przetargi dla wojska i wymieni dowództwo sił zbrojnych?

Paweł Wroński, 14.08.2015

Prezydent Andrzej Duda przejmuje zwierzchnictwo nad siłami zbrojnymi. Plac Piłsudskiego w Warszawie, 6 sierpnia 2015 r.

Prezydent Andrzej Duda przejmuje zwierzchnictwo nad siłami zbrojnymi. Plac Piłsudskiego w Warszawie, 6 sierpnia 2015 r. (ADAM STĘPIEŃ)

Prezydent Andrzej Duda chciałby w nowej konstytucji „silniejszej pozycji w zwierzchnictwie nad armią”. Czy będzie też chciał zawiesić przetargi i wymienić generałów?

Drogę do wzmocnienia roli prezydenta w sprawach obronności utorował mu poprzednik Bronisław Komorowski. Nie zmieniając konstytucji, nieco rozepchał kompetencje prezydenta (szczególnie na czas wojny, przy wprowadzonej ustawie o najwyższym dowódcy). A jego rola w dziele modernizacji sił zbrojnych była wyjątkowa.

Duda będzie musiał zadeklarować, które z zamierzeń poprzednika chce kontynuować. O takie deklaracje było trudno w kampanii wyborczej. Oznaczałyby porzucenie retoryki wiecowo-wyborczej i przyznanie, że Komorowski zapoczątkował w tej dziedzinie istotne procesy. Ba, mogłyby oznaczać nawet zaprzeczenie własnym słowom z kampanii.

Po pierwsze, Caracal

Prezydent Duda złożył po zaprzysiężeniu ważne, ale ogólne zapewnienie, że zależy mu na silnej armii i chce kontynuować proces modernizacji sił zbrojnych. Spójrzmy na to przez konkret.

Jednym z najważniejszych jest przetarg na śmigłowce wielozadaniowe za ok. 13 mld zł. Bez tych śmigłowców za pięć lat armia nie będzie miała na czym latać. Decyzję MON o zakwalifikowaniu do prób francuskiego Caracala firmy Airbus ogłosił w kwietniu Komorowski.

Naturalną konsekwencją słów Dudy wypowiadanych w kampanii wyborczej wobec pracowników Świdnika i Mielca (w obu miastach zakłady lotnicze mają konkurenci, którzy odpadli z przetargu), że wygrana Airbusa jest „pozbawieniem polskich pracowników pracy” i „transferem pieniędzy za granicę”, byłoby unieważnienie tego przetargu.

W wywiadzie dla wczorajszego „Financial Times” powtórzył, że przetarg był „problematyczny” i w tej sprawie dochodzi do wielu „niepokojących sygnałów”.

Stoi więc przed dylematem. Może wpłynąć na unieważnienie przetargu i pozbawić siły zbrojne śmigłowców (pierwsze dostawy w 2017 r.). Narazi się wówczas także na konflikt z Francją i podważy zaufanie do Polski jako wiarygodnego partnera.

Po unieważnieniu przetargu może rozpisać nowy, w którym raczej już nie wystartują Francuzi, a jedynie ich dwaj kontroferenci proponujący na razie cywilne wersje maszyn, co osłabi obronność kraju.

Może też połknąć żabę i przyznać, że on sam oraz jego koledzy z PiS wykorzystali tę istotną dla obronności sprawę w walce politycznej.

Jest też problem generalny. Na ile jako prezydent – nie dysponując możliwościami analitycznymi – powinien bezpośrednio wpływać na bieg zaawansowanych przetargów i w nie ingerować. A tych toczy się wiele: obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej, dronów bojowych, zakupu pocisków dla wyrzutni Homar czy budowy okrętów podwodnych.

Po drugie, generałowie

Są jednak też inne problemy. Bronisław Komorowski zainicjował program reformy dowództw sił zbrojnych. Zamiast siedmiu dowództw różnego znaczenia powstało dowództwo generalne i dowództwo operacyjne sił zbrojnych, a Sztab Generalny został przekształcony w organ analityczno-koncepcyjny współpracujący z prezydentem i rządem.

Ta reforma była mocno krytykowana przez PiS, a także przez związanych z tą partią wojskowych. Zarzucano jej m.in. niekonstytucyjność. Posłowie PiS twierdzili, że reforma spowodowała to, że marynarką wojenną kieruje się z Warszawy. Krytykował ją Andrzej Duda w kampanii. Twierdził też, że w niewłaściwy sposób dowodzone są siły specjalne. Pytanie: czy chciałby tę reformę odwrócić? A jeśli tak, to w jaki sposób?

Te dowództwa i najważniejsze stanowiska w siłach zbrojnych spoczywają w rękach generałów, których mianował w większości Bronisław Komorowski. Są to oficerowie, którzy szlify bojowe zdobywali w Iraku i Afganistanie, a kompetencje we współpracy z siłami NATO.

Czy obecna głowa państwa zechce współpracować z kadrą nominowaną przez poprzednika, czy zamierza przeprowadzić wśród generalicji czystki albo poprzeć takie czystki w wykonaniu PiS, gdyby zwyciężyło w październikowych wyborach?

W 2005 r. po objęciu władzy przez PiS w siłach zbrojnych przeprowadzano „grę w PESEL” – czyli eliminowano starszych wyższych dowódców, którzy ukończyli radzieckie uczelnie, albo eliminowano wszystkich, którzy mieli jakikolwiek związek z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi, bo rzekomo zagrażali bezpieczeństwu państwa.

Ostatni szef WSI gen. Janusz Bojarski za czasów prezydenta Lecha Kaczyńskiego nie miał szans na jakikolwiek awans w Polsce. Więc wygrał konkurs na komendanta akademii NATO w Rzymie.

Weto na ministra obrony

Do tej pory Andrzej Duda niewiele mówił na temat budowy struktur bezpieczeństwa państwa i swojej w tym roli. Wyjątkiem jest wywiad dla tygodnika „wSieci” – stwierdził, że myśli o takiej zmianie konstytucji, która przyznawałaby mu silniejszą pozycję w zwierzchnictwie nad armią. Że można się zastanowić nad tym, czy prezydent powinien mieć „wpływ na dobór ministra obrony”.

Duda ma rację, że dobra współpraca szefa MON z prezydentem z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa jest bardzo istotna. Można jednak dyskutować, czy „wzmocnienie pozycji”, a nawet powrót do sytuacji z okresu „małej konstytucji” z lat 1992-97, w której prezydent miał wpływ na obsadę ministra, jest najlepszym rozwiązaniem.

Sytuacja, gdy generalicja podlega „dwóm panom”, a tylko jeden z nich (prezydent) ma prawo nominować ich na stanowiska i stopnie generalskie, może prowadzić do patologii rodem z „obiadu drawskiego” z września 1994 r. Wtedy ambitny szef sztabu gen. Tadeusz Wilecki przegłosował z poparciem prezydenta Lecha Wałęsy odwołanie szefa MON.

Podobnie było za czasów, gdy szefem MON był Bogdan Klich z PO, a część generalicji orientowała się na ośrodek prezydencki Lecha Kaczyńskiego i PiS. Jednym z istotnych akordów tego sporu kompetencyjnego była próba wydania przez prezydenta Kaczyńskiego rozkazów, bez pośrednictwa szefa MON, pilotowi rządowego tupolewa w 2008 r., który nie chciał lecieć do znajdującego się pod ostrzałem Tbilisi.

Możliwość sprzeciwu prezydenta wobec kandydata na szefa MON rodziłaby niebezpieczne konsekwencje, bo ponadpartyjny prezydent mógłby grać „dla swoich” albo byłby o to posądzany, stwarzając problemy tylko kandydatowi z obcego obozu. Chciałbym się mylić, ale bardziej wyobrażam sobie weto prezydenta Dudy wobec kandydatury np. Tomasza Siemoniaka niźli Antoniego Macierewicza.

Newport Plus czy Zero

W orędziu Duda wspomniał o wyzwaniu, jakim jest przygotowywany na lipiec 2016 r. szczyt NATO w Warszawie. Przyznanie tego szczytu Polsce było sukcesem Bronisława Komorowskiego.

Duda w kampanii wyborczej zaproponował inicjatywę Newport Plus – tym plusem ma być przekonanie państw Sojuszu, by zerwały porozumienie NATO – Rosja z 1997 r. i zgodziły się na stałą obecność baz NATO w Polsce.

To słuszny postulat, o który polska dyplomacja zabiega od lat. Niestety, prezydent Duda nie uczestniczył w żadnym spotkaniu studialnym, które relacjonowałoby dotychczasową polską dyskusję w tej sprawie. Nie uczestniczył też w posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego, która podsumowywała przygotowania do szczytu.

Pojawia się więc pytanie: czy ta deklaracja ma charakter propagandowy czy wynika z głębszych przemyśleń? Czy też jest skutkiem „sceptycznej” i roszczeniowej polityki wobec Niemiec? Bo – zdaniem prezydenta i jego doradców – to właśnie Niemcy blokują zerwanie porozumienia z Rosją z 1997 r., i zgodę na budowę stałych baz w Polsce. I to prezydent Duda stawia sobie zadanie przekonania do tego kanclerz Merkel.

Jednak do budowy stałych baz w Polsce nie pali się nawet nasz największy sojusznik USA, sprzeciw wyraża wiele innych krajów Sojuszu, w tym te z Europy Środkowej. Ba, Polska też przyjęła porozumienie NATO – Rosja.

Stawianie tak ostro i nieroztropnie tego problemu na szczycie Sojuszu może być źródłem porażki. A przegrana tej sprawy przez prezydenta Polski na szczycie w Warszawie może mieć duże konsekwencje dla znaczenia kraju w strukturach NATO.

Stosunek do sił zbrojnych i systemu bezpieczeństwa będzie dla Andrzeja Dudy jednym z pierwszych poważnych sprawdzianów intencji. W tej sferze rządzi zasada: „polityka jest sztuką wykorzystywania możliwości”, która jest wyraźnie sprzeczna z filozofią Dudy z kampanii wyborczej, że „wszystko jest możliwe”.

Zobacz także

DudaWymieni

Wyborcza.pl

Bronisław Komorowski: Budy Ruskiej nie oddamy

Adam Michnik, Jarosław Kurski, 14.08.2015

Bronisław Komorowski

Bronisław Komorowski (Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta)

Powiesiłem w Belwederze portret Gabriela Narutowicza. Ku przestrodze! I portret Stanisława Wojciechowskiego, który przeciwstawił się Piłsudskiemu, stając po stronie państwa i prawa. Z Bronisławem Komorowskim rozmawiają Adam Michnik i Jarosław Kurski.

Jarosław Kurski: Czego dowiedział się pan przez pięć lat prezydentury o Polsce, Polakach, polskiej polityce?

Bronisław Komorowski: Po pierwsze, tego że nie zawsze premiuje dążenie do tego, by być prezydentem wszystkich obywateli. Ale nie żałuję, że starałem się to robić. Po drugie, zawsze miałem przekonanie, że prawda i racja sama się obroni. Otóż sama się nie broni. Trzeba jej pomagać, zwłaszcza w czasach internetu, kiedy łatwo pobudzić nienawiść i agresję i gdy rośnie atrakcyjność radykalnej ułudy.

Mechanizm propagandy może być niesamowicie skuteczny, także w systemie demokratycznym, nawet przy zróżnicowaniu mediów. Zdolność manipulowania pamięcią przy skłonności do widzenia wszystkiego w czarnych barwach daje efekt buntu, wołania o zmianę. To nie tylko polskie zjawisko.

Bronisław Komorowski: Proszę nie pytać mnie o partię

Adam Michnik: Kluczowym pytaniem historyków w XIX w. było, dlaczego doszło do rozbiorów. W XX w. pytaliśmy o niepodległość, o wrzesień ’39, o powstanie warszawskie. Gdy wyzwoliliśmy się własnymi rękami, był czas optymizmu. A teraz przeżywamy coś, o czym opowiadali mi przyjaciele z Węgier, Rosji i Ukrainy. Oto po 25 latach jednak sukcesów – jakbyśmy szli po ulicy i nagle pod nami zapada się chodnik.

– To dla naszej generacji wolność jest cudem, za który będziemy do końca życia dziękować. Dla naszych dzieci wolność jest jak powietrze. Trudno się dziwić, że na co dzień nie okazują radości z samego faktu, że oddychają. One inaczej patrzą na świat i co innego dla nich jest ważne.

Mamy w Polsce renesans postaw radykalnych. Dotąd wydawało się, że jedynym akceptowalnym wzorcem po komunizmie jest integracja europejska i zachodni model demokracji. Dzisiaj ten wzorzec jest kwestionowany.

J.K.: Polityka przestała być racjonalna. Żądzą emocje i obraz. To się nazywa nie demokracja, ale memokracja.

– Polityka nigdy nie była do końca racjonalna. Ale zawsze jest kwestia proporcji między emocjami kampanii a racjonalnością w zarządzaniu państwem.

Komorowski, Duda – niczego nie rozumiecie. My też

A.M.: Mamy dwa radykalizmy. Z jednej strony to radykalizm konserwatywny, widzący Babilon grzechu w Europie, in vitro, gender etc. To katolicyzm radiomaryjny, odrzucający sobór i nauczanie Franciszka. Z drugiej strony mamy radykalizm „z lewa”: państwo jest do kitu, bo nie przeprowadziło ustawy o związkach partnerskich. Te dwa radykalizmy się sprzęgły. I choć nawzajem się odrzucają, to zapracowały na to samo.

– Absolutnie się zgadzam. Żywią się sobą nawzajem. Dla nich najgorsza jest wizja kraju umiarkowanego, gdzie buduje się kompromisy, łagodzi spór światopoglądowy. Wtedy tracą polityczny tlen.

Radykalizm lewicowy nie dostrzega koniecznej dozy tradycjonalizmu, bez którego nie ma ciągłości narodu i państwa. Chce rewolucji, a nie ewolucji.

Radykalizm prawicowy w specyficznie polskim wydaniu wyraża się między innymi w katolicko-fundamentalistycznych postawach.

A.M.: Pamiętam rozmowę z Aleksandrem Hallem w 1989 r., kiedy umówiliśmy się, że nie będziemy powtarzać scenariusza II RP, gdzie obozy lewicy i prawicy nienawidziły się. Mam poczucie, że przegraliśmy, że zwyciężył duch nienawiści, wrogości i fanatyzmu.

– Jeszcze nie jest aż tak źle…

J.K.: Ale hasłem pana prezydentury było budowanie wspólnoty Polaków. Marsze jedności narodowej 11 listopada, kwiaty pod pomnikiem Witosa, Dmowskiego i Piłsudskiego. I oto Andrzej Duda powiada, że on też będzie odbudowywał wspólnotę.

– Podobno naśladownictwo jest najwyższą formą uznania. Poczekajmy na czyny. Czy kancelaria nowego prezydenta jest pluralistyczna, czy tylko pisowska? Czy będą gesty wobec ludzi odmiennej tradycji, idei czy światopoglądu?

Równolegle do deklaracji o potrzebie odbudowania wspólnoty, gdy żegnałem się z siłami zbrojnymi, urządzono mi kocią muzykę, i to wrzeszcząc w czasie hymnu narodowego. To byli ci sami ludzie, z tymi samymi transparentami, którzy w czasie kampanii wyborczej siali przeciwko mnie nienawiść na rozkaz. Do nich przemawiał prezydent Andrzej Duda na Krakowskim Przedmieściu, zwracając się: „Kochani”.

J.K.: Jak to jest słyszeć o sobie wrzaski rodaków: „agent WSI”, „Komoruski”, „zdrajca”, gdy oddało się krajowi kawał życia, siedziało się w PRL w więzieniu i internacie.

– Trudno poradzić sobie z falą autentycznej nienawiści. Nienawiści niemającej nawet najmniejszego potwierdzenia w faktach. Zrobić ze mnie agenta WSI tylko dlatego, że byłem przeciwnikiem głupich decyzji w sprawie wywiadu wojskowego? To aberracja.

Gdy pięć lat temu prosiłem Tadeusza Mazowieckiego, by został moim doradcą w Kancelarii Prezydenta, powiedziałem mu: „Mam poczucie, że wygrałem te wybory za ciebie”.

Bo premier Mazowiecki przeżywał porażkę z Tymińskim w 1990 roku i dużo o tym myślał. „Wiesz, ze mnie to można było zrobić Żyda, masona, komunistę, zdrajcę, ale z ciebie? – powiedział mi wtedy. – Z twoim życiorysem, z twoimi poglądami, nazwiskiem i rodziną! Po chwili z błyskiem Schadenfreude w oku dodał: – A jednak udało się i z tobą. Ciebie też to spotkało”.

Okoliczności objęcia prezydentury po katastrofie smoleńskiej były bardzo trudne i również pełne wobec mnie nienawiści. Jakoś to jednak wtedy rozumiałem, gdyż objąłem urząd po Lechu, a wygrałem z Jarosławem… Potem udało mi się uzyskać zaufanie 70 proc. Polaków, a więc także części wyborców braci Kaczyńskich. Pod koniec prezydentury ten spektakl nienawiści pojawił się ponownie. To nie były już jednak naturalne emocje, ale zaplanowana kampania zniesławienia.

A.M.: Patrzę na to z perspektywy analityka dwudziestolecia międzywojennego. Myślę oczywiście o zamordowaniu Gabriela Narutowicza. Wtedy została napisana matryca tego, co w naszym społeczeństwie może się dziać. To są te zachowania, które stale będą nam zagrażać. I dlatego po 1989 r. bardziej obawiałem się agresywnego nacjonalizmu niż renesansu komunizmu. Komunizm w Polsce jest martwy, nie wróci, ale „to” jest nasze.

– Tradycja rokoszu, lekceważenia państwa, jest silna. Ona nie wyparowała. Powiesiłem w Belwederze portret Gabriela Narutowicza. Ku przestrodze!

Ale jest też w Belwederze drugi portret – prezydenta Stanisława Wojciechowskiego. To postać niedoceniana. Tragiczna. Potrafił przedłożyć powinność głowy państwa ponad przyjaźń z Marszałkiem, przeciwstawiając się Piłsudskiemu w dniach przewrotu majowego. Pryncypialnie stanął po stronie państwa i prawa.

Narutowiczowi endecy zarzucali nie tylko to, że został wybrany głosami mniejszości narodowych, ale że nie jest prawdziwym Polakiem. A to dlatego, że jego brat był z wyboru Litwinem. Tak jak Oskar Miłosz – stryj Czesława Miłosza, jak mój pradziadek Michał Romer.

A.M.: Na Litwie wydają teraz jego dzienniki.

– Rzecz jasna, były pisane po polsku. Romer to postać, która ukształtowała moje poglądy na relacje między narodami. On był z polskiej tradycji szlacheckiej, ale uznał, że jeśli jest obywatelem odrodzonej Litwy, to będzie służył narodowi litewskiemu. Łatwość w przekraczaniu barier narodowych stała się również źródłem agresji wobec Narutowicza. To jest ciągle aktualne pytanie, jak w ramach Europy i państw narodowych odnosić się do problemów mniejszości. Kardynał Nycz pięć lat temu zaprowadził mnie do podziemi katedry św. Jana, do grobowca Narutowicza. Pokłoniłem się, lecz przyszło mi na myśl, że tu powinno się przyprowadzać nie prezydentów, ale ich przeciwników…

J.K.: Tłum z Krakowskiego Przedmieścia.

– Tak.

A.M.: Dwudziestolecie oprócz Narutowicza zostawiło nam też drugą przestrogę: Brześć.

– Nie ma co gdybać, ale pokusy brzeskie zawsze mogą się pojawić. Słyszałem o sympatykach PiS, którzy dowcipkują, że urządzą teraz niektórym Berezę. Jak widać, bawią ich takie dowcipy. Dla nas to nie jest temat do żartów.

J.K.: PiS tak jak nie był normalną partią opozycyjną, tak nie będzie normalną partią władzy.

– Trzeba pamiętać, że w naszej tradycji takie metody stosowali ludzie o szlachetnych sanacyjnych poglądach i intencjach. Np. wobec Wincentego Witosa, premiera, bohatera wojny z bolszewikami. Notabene, jako prezydent przywróciłem Witosowi odebrany mu przez piłsudczyków Order Orła Białego. W ramach swoistej ekspiacji ideowej.

A.M.: W 1989 r. żyliśmy w przekonaniu, że Kościół i naród to jedność. Potem stało się coś, co jako autor „Kościoła, lewicy, dialogu” – książki, która była jednak życzliwa Kościołowi – obserwowałem ze zgrozą. Kościół zaczął mówić językiem sprzed 50 lat.

– Pamiętacie propagandowe hasło czasów Gierka: „Naród z Partią, Partia z Narodem”? Podczas pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski z kolegą, podziemnym drukarzem, zmieniliśmy je na transparent: „Naród z Kościołem, Kościół z Narodem”. Staliśmy z tym transparentem koło pomnika Kopernika w ramach straży papieskiej. Jedzie Ojciec Święty z kardynałem Wyszyńskim. Prymas zmarszczył brew, bo widzi, że to manifestacja polityczna, że to drwina z hasła partyjnego. Ale po chwili rozjaśnił się, trąca papieża i widzę dwie uśmiechnięte twarze. To był jeden z najszczęśliwszych momentów mojego życia. „Naród z Kościołem, Kościół z Narodem” – ufaliśmy wtedy, że naród to wszyscy – wierzący i niewierzący, ludzie o różnych tradycjach, wspólnota mimo różnic.

Świecki katolik pisze list do polskich biskupów: Czy jesteście gotowi na prawdę?

A.M.: Stałem wtedy na placu Zwycięstwa z ojcem Ludwikiem Wiśniewskim. To była dla mnie twarz polskiego Kościoła.

– Tego Kościoła, z którym szliśmy ku wolności i Unii Europejskiej. Bo, stawiam tezę, gdyby nie Jan Paweł II w Sejmie i jego słowa „od unii lubelskiej do Unii Europejskiej”, to referendum akcesyjne byłoby przegrane.

A.M.: Ale już abp Michalik, przewodniczący Episkopatu, oświadczył, że on w ogóle nie głosował, bo jego wierni byli podzieleni.

J.K.: A potem zabrakło Jana Pawła II i coś się skończyło.

– Moim zdaniem Kościół ciągle szuka swego miejsca w polskiej demokracji. Granice przyjaznej autonomii Kościoła i państwa trudno kategorycznie wytyczyć. To, co boskie, a to, co cesarskie – to przecież kwestia umowna. Dziś znaczna część duchowieństwa i polityków staje przed pokusą upolitycznienia Kościoła i klerykalizacji polityki. To się dzieje ze stratą dla państwa i dla Kościoła.

J.K.: W zeszłym tygodniu rektor kościoła Sióstr Wizytek ks. Aleksander Seniuk, ks. Kazimierz Sowa, ks. Andrzej Luter i ks. Stanisław Opiela przeprosili pana za „wiele niesprawiedliwości, także bardzo podłych, wypowiadanych przez ludzi, których nazywamy ludźmi Kościoła”. Część biskupów opowiadała, że Bronisław Komorowski nie może przystąpić do komunii, a ponieważ przystąpił, więc znów były komentarze że „grzech dokłada się do grzechu, zgorszenie do zgorszenia”.

– Z całą sympatią dla średniowiecza, widzę zjawiska podobne do tych z tamtej epoki: rozliczanie za poglądy, wypychanie ze wspólnoty Kościoła, poza nawias patriotyzmu. Msza u wizytek była dla mnie bardzo wzruszająca. Jak łyk świeżego powietrza, znak nadziei, że nie wszystko stracone.

J.K.: Powiedział pan, że nie chce być prezydentem ludzkich sumień. To było dla Kościoła jak casus belli.

– Dla mnie to oczywistość. Na przykład w sprawie in vitro nie mogę pogodzić się z lekceważeniem cudu powołania życia i uznaniem zapłodnienia pozaustrojowego za grzech. Innymi słowy, przedkładania losu zarodków nad cud nowego życia. Jak sądzę, dla chrześcijanina jest to problemem co najmniej równej wagi. Wierzę, że między ludźmi, którzy powołują życie z miłości, zwłaszcza w tak trudnych okolicznościach, jest także Pan Bóg. Tak to czuję jako ojciec pięciorga dzieci powołanych do życia bez problemów. Nie mogę być obojętny na los ludzi, którzy marzą o rodzicielstwie. To Kościół, a nie prawo państwowe, powinien dbać o ludzkie sumienie kształtowane światopoglądem. Równoprawnymi obywatelami państwa są ludzie o odmiennych poglądach i wyznaniach.

J.K.: Ile mamy jeszcze czasu na rozmowę?

– Popędza mnie tylko wizja wykąpania się w Wigrach.

J.K.: Jedzie pan na wakacje do swojej Budy Ruskiej.

– Jako ten Komoruski (śmiech). W Budzie Ruskiej zostały raptem cztery rodziny starowierców. Większość wyjechała do ZSRR w wyniku umowy Stalina z Hitlerem. Za to gdy Niemcy budowali pod Suwałkami lotnisko, wysiedlili mieszkańców właśnie do Budy Ruskiej. To typowi mieszkańcy Podlasia, patrioci, katolicy, nasze chłopy. Po 1989 r. zaczęła się dyskusja, że ta Buda Ruska to taka nazwa nieciekawa, że zmienimy ją na Hańcza. Inicjatorem akcji był X, facet z przeszłością w bezpiece. (Tam wszyscy wszystko pamiętają). Po wojnie gnębił ludzi, zamykał. Ale po transformacji zrobił się pierwszym polskim patriotą i czołowym katolikiem. Leży krzyżem w kościele, słucha Radia Maryja. Zrobił więc referendum we wsi i te polskie chłopy z Podlasia powiedziały: Że niby Buda Ruska niedobra? A tyle! (Komorowski pokazuje figę). To nasza Buda! Nie oddamy! I została Ruska (śmiech).

A.M.: A propos Rosji… Gdzie zaprowadzi Putina jego polityka?

– Putin na dłuższą metę przegra. Rosjanom na razie się to podoba, bo Putin urzeczywistnia pragnienie każdego narodu – pragnienie wielkości. Ale agresywna polityka musi mieć podstawy ekonomiczne, a ceny ropy i gazu wciąż spadają. Rosyjskie marzenia o imperium skończą się porażką taką jaką Związek Sowiecki. Pytanie tylko, czy będzie to łagodna zmiana kursu i powrót do modernizacji i demokratyzacji, czy jakiś radykalny przewrót na Kremlu.

J.K.: Gdy pana następca mówił w orędziu „o korekcie polskiej polityki zagranicznej”, nie udało się panu ukryć zdystansowanego uśmiechu.

– Szczerze mówiąc, pomyślałem sobie o haśle „przyspieszenie” rzuconym kiedyś przez Jarosława Kaczyńskiego. Najpierw są zapowiedzi radykalnych zmian, potem w wyborach mówi się o korekcie, a w praktyce zmiany są żadne lub niewielkie. I dobrze, bo rewolucje w polityce zagranicznej mogą godzić w polską rację stanu.

Orędzie prezydenta Andrzeja Dudy: Musimy naprawiać Rzeczypospolitą. Polityka zagraniczna wymaga korekty

J.K.: Polska ma wyjść z „głównego nurtu” i tworzyć „blok od Bałtyku do Adriatyku”.

– Wyjście z głównego nurtu pozbawiłoby nas możliwości skutecznego oddziaływania na politykę europejską i byłoby sprzeczne z naszą racją stanu. Lepiej już stawiać na sprawdzone inicjatywy, jak Trójkąt Weimarski czy Grupa Wyszehradzka, oraz na dobre relacje z sąsiadami. Blok państw? Sojusz w sojuszu? W ramach Unii i NATO czy poza? Miejmy nadzieję, że szumne zapowiedzi przełomu w polityce zagranicznej skończą się na, słusznej skądinąd, idei pogłębionej współpracy w regionie.

A.M.: Scenariusz pozytywny dla Ukrainy?

– Tylko reformy wewnętrzne. Inaczej Ukraina nie utrzyma niezależności. To jest bardzo trudne, bo każda reforma będzie wykorzystywana przez wrogów państwa ukraińskiego, przez Rosję. Utrzymanie prozachodniego kursu Ukrainy to dla nas wielkie wyzwanie i naprawdę wielki cel.

A.M.: A Litwa? Zawsze miał pan do niej sentyment.

– Z przyczyn rodzinnych. Pochodzimy z Litwy kowieńskiej, tzw. Auksztoty. Babka była ze Żmudzi. Ale to nie tylko kwestia sentymentu. Z Litwą łączą nas wspólne interesy – przede wszystkim w obszarze polityki bezpieczeństwa i obrony. Zbyt często różni nas odmienne spojrzenie na problemy mniejszości narodowych. Dlatego trzeba szukać na Litwie takich środowisk, które wykonają pracę analogiczną do tej, jaką robią np. Czyżewscy w Krasnogrudzie na Sejneńszczyźnie w ramach stowarzyszenia Pogranicze. To udana próba budowania po polskiej stronie sympatii do innych nacji. Pokazanie, że różnorodność jest atrakcyjna i wzbogaca kulturę narodową.

J.K.: Prezydent Andrzej Duda jest „człowiekiem niezłomnym” i zawsze dotrzymuje słowa. Obiecał, to zrobi, bo w „życiu zawsze mu się dotąd udawało”.

– Słyszę coś innego. Pan prezydent Andrzej Duda przestał mówić o przywróceniu poprzedniego wieku emerytalnego, bo wie, że w świetle wyroku Trybunału Konstytucyjnego jest to niemożliwe. Dziś za wykonanie swoich zobowiązań wyborczych uważa już sam fakt, że zgłosi ustawę. Odbieram to jako wycofywanie się ze złożonych obietnic, choć miały one wpływ na wynik wyborów. Mimo wszystko to bardziej odpowiedzialne.

J.K.: Nowy prezydent zapowiada obronę dobrego imienia Polski i nową politykę historyczną.

– Historii nie da się zmienić. Są w niej rzeczy wstydliwe i chwalebne. Tak jak w każdej rodzinie, gdzie czasami okazuje się, że ciotka nie była cnotliwa, a wujek nie był abstynentem. Nie oznacza to jednak, że mamy zapomnieć o innej cioci, która była świetnym lekarzem, i o wuju, który był dzielnym żołnierzem. Bądźmy dumni z naszej historii, ale jej nie zakłamujmy. Tłumaczmy ją innym, ale nie dąsajmy się o to, że była skomplikowana.

A.M.: PiS stworzył lewicowo-prawicową syntezę haseł socjalnych połączonych z resentymentem narodowym. To się Polakom podoba. To samo zrobili Orban, Putin, Erdogan, Le Pen.

– Sukces radykalnej prawicy zawsze polega na zdolności łączenia haseł narodowych i socjalnych. Problemem w Polsce jest uwiąd lewicy.

1600 brutto i potęga PiS-owskiej propagandy

J.K.: PiS zapowiada uchwalenie nowej konstytucji.

– A na czym ona miałaby polegać?

J.K.: Na tym samym co na Węgrzech. Te same instytucje państwa: bank centralny, trybunał konstytucyjny, radę ds. mediów etc. tworzy się od nowa i obsadza w całości swoimi ludźmi na wieloletnie kadencje. To demokratyczne rozmontowanie demokracji.

– Obowiązująca konstytucja została przyjęta w drodze parlamentarnego kompromisu i zatwierdzona w referendum! Nie była to inicjatywa tylko jednej partii. Mamy więc prawo obawiać się wizji, że to PiS jednopartyjnie urządzi nam ustrój wspólnego państwa.

Magazyn Świąteczny to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.

W Magazynie Świątecznym:

Bronisław Komorowski: Budy Ruskiej nie oddamy
Powiesiłem w Belwederze portret Gabriela Narutowicza. Ku przestrodze! I portret Stanisława Wojciechowskiego, który przeciwstawił się Piłsudskiemu, stając po stronie państwa i prawa. Z Bronisławem Komorowskim rozmawiają Adam Michnik i Jarosław Kurski

Woody Allen: Gdybym był mordercą, zabiłbym wszystkich poza sobą
Ziemia nie przetrwa. Słońce wypali się szybciej, niż nam się wydaje. I przyjdzie czas, że nie będzie już ani drzew, ani utworów Szekspira i Beethovena, ani nawet czasu. Jak z tym żyć? – z Woodym Allenem rozmawia Paweł T. Felis

Jak zostać prezydentem USA
Abraham Lincoln w 1860 r. wydał na kampanię 2,8 mln (w przeliczeniu na dzisiejsze dolary). Obama i Romney w ostatnich wyborach – z grubsza po miliardzie

Czy jesteście gotowi na prawdę?
Z takim radykalizmem, z jakim traktujecie parlamentarzystów i prezydenta, potraktujcie siebie samych. Ogłoście, że od niedzieli 30 sierpnia roku Pańskiego 2015 każdy biskup i ksiądz, który żyje niezgodnie z powołaniem, a jego życie jest przyczyną publicznego zgorszenia, przestaje mieć moralne prawo sprawowania sakramentów

Wolny rynek nie musi oznaczać nierówności
Słynny model skandynawski to nie wysokie podatki czy hojne zasiłki. To umowa, że państwo się wtrąca w sprawy obywateli, a obywatele wtrącają się w sprawy państwa

Slumsowa turystyka: klasa średnia zwiedza dzielnice biedy
700 tys. ludzi w chałupkach z blachy falistej na 12 km kw. błota. Wszystko za jedyne 20 dolców od łepka. Plus kilka szylingów ekstra na cukierki dla dzieci

Brazylia. Kac pomundialowy
Od piłkarskich mistrzostw świata minął rok, a Brazylia wciąż choruje. Na wysokobudżetowym spektaklu znów obłowiła się tylko FIFA, której szeregowy pracownik zarabia średnio ćwierć miliona dolarów rocznie. Bez premii i łapówek

Zrobieni w Misia
– Chcesz obrazić Polaków? Nie możesz im zabrać legendy! Wiadomo, że Miś był i wystawił dupę

budyRuskiej

wyborcza.pl

Dodaj komentarz