Duda (13.08.2015)

 

Odkryto grobowiec Nefretete?

Margit Kossobudzka, 13.08.2015
Popiersie królowej Nefretete w berlińskim muzeum Neues

Popiersie królowej Nefretete w berlińskim muzeum Neues (Fot. Markus Schreiber AP)

Uczeni twierdzą, że grobowiec tajemniczej królowej starożytnego Egiptu może się znajdować za komorą grobową króla Tutanchamona
Jak donosi „The Guardian”, uczeni odkryli schowane do tej pory przed wzrokiem badaczy otwory drzwiowe w grobowcu starożytnego króla Egiptu Tutanchamona, które mogą prowadzić do Nefretete.

Brytyjski archeolog dr Nicholas Reeves przekonuje o tym na podstawie wysokiej rozdzielczości skanów ścian komory grobowej Tutanchamona w Dolinie Królów niedaleko Luksoru. Skany wyraźnie wskazują, że pod warstwą pomalowanego gipsu znajdują się dwa wejścia.

Dr Reeves sądzi, że te drugie drzwi prowadzą do komory, która jest kontynuacją grobowca Tutanchamona, i za nimi właśnie jest grób Nefretete. Jeśli ma rację, komnata ta stanie się większym skarbem niż wspaniały grobowiec Tutanchamona.

Dr Reeves napisał w artykule opublikowanym przez Amarna Royal Tombs Project, którego jest szefem, że: „rezultaty skanowania są więcej niż intrygujące. Wskazują na dwoje nieznanych wcześniej drzwi pozornie nietkniętych od starożytności. Konsekwencje tego odkrycia mogą być wspaniałe”.

Niezwykle mały rozmiar i kształt bogato wyposażonej komory grobowej Tutanchamona był zaskoczeniem dla archeologa Howarda Cartera, gdy odkrył ją w 1922 r. Komnata sprawia bowiem wrażenie przedpokoju, a nie grobu króla! Dr Reeves sugeruje, że została ona zbudowana jako rozszerzenie dla innego grobowca, prawdopodobnie należącego właśnie do królowej Nefretete.

Słynąca z urody Nefretete była żoną faraona Echnatona – ojca Tutanchamona. Wraz z mężem współrządziła jako królowa Egiptem w XIV wieku przed naszą erą. Uważa się, że miała ona ogromny wpływ na męża i dużą władzę, porównywalną do władzy samego faraona. Znalezienie jej grobowca byłoby wielką sensacją i archeologicznym skarbem.

Zobacz także

drzwiNietknięte

wyborcza.pl

Prokuratura: 800 mln zł wyłudzono ze SKOK Wołomin

jagor, PAP, 13.08.2015
800 mln zł wyłudzono łącznie ze SKOK w Wołominie – ustaliła prokuratura prowadząca śledztwo ws. wyłudzania kredytów w SKOK Wołomin. 64 osoby usłyszały już zarzuty w tej sprawie – podała Prokuratura Okręgowa w Gorzowie Wielkopolskim.
Budynek przy ulicy Wileńskiej w Wołominie, gdzie od początku roku swoją siedzibę miał mieć SKOK Wołomin.
Kasa nie zdążyła się przeprowadzić, bo zbankrutowała

Budynek przy ulicy Wileńskiej w Wołominie, gdzie od początku roku swoją siedzibę miał mieć SKOK Wołomin. Kasa nie zdążyła się przeprowadzić, bo zbankrutowała (fot. PRZEMEK WIERZCHOWSKI)

 

Jak powiedział rzecznik tej prokuratury Dariusz Domarecki, łączna kwota wyłudzeń to 800 mln zł. W sprawie postawiono już zarzuty 64 osobom, ale śledztwo trwa i niewykluczone są kolejne zarzuty.

Według Domareckiego mechanizm wszystkich wyłudzeń był bardzo podobny. Osoby wyłudzające zaciągały pożyczki za pomocą dokumentów, w których poświadczano nieprawdę. Kolejnym mechanizmem wykorzystywanym było zawyżanie wartości nieruchomości, na które były brane pożyczki.

Jak powiedział rzecznik, w śledztwie ustalono także, że członkowie zarządu kasy brali udział w tym procederze i im także zostały przedstawione zarzuty. Mieli oni wiedzieć o nieprawidłowościach przy udzielanych pożyczkach.

Za tego rodzaju przestępstwa podejrzanym grożą kary do 10 lat pozbawienia wolności.

Śledztwo prowadzone przez gorzowską prokuraturę dotyczy doprowadzenia Spółdzielczej Kasy Oszczędnościowo-Kredytowej w Wołominie do niekorzystnego rozporządzenia mieniem wielkiej wartości.

W lutym br. warszawski sąd ogłosił upadłość SKOK Wołomin.

prokuratura800mlnzł

gazeta.pl

Głos, kurtka i historia. „Sensacje XX wieku” wróciły. Wołoszański dla Gazeta.pl: Brakowało mi tej adrenaliny

Michał Gostkiewicz, wideo: Michał Gostkiewicz, Piotr Kowalik, Kamil Rutkowski, 07.08.2015
To był program, na który się czekało. Oglądał go chyba każdy, kto choć trochę interesował się historią. W 2005 r. wydawało się, że nastąpił koniec. Ci, którzy tak myśleli, nie mieli pojęcia, jak bardzo się mylili. Ale nie uprzedzajmy faktów.
http://www.gazeta.tv/plej/19,114871,18537043,video.html?embed=0&autoplay=1

 

Rok 1983. W Telewizji Polskiej pojawia się program o historii, jakiego jeszcze nie było. Ciekawy. Wciągający. Z otoczką „odkrywania tajemnicy”. Jak mówił w „Logo” jego autor, to był protest.

– Przeciwko kanonowi programu historycznego, jaki wtedy obowiązywał. Przeciwko studiu, w którym siedzi pan prowadzący w garniturze i mówi „Witam państwa bardzo serdecznie i zapraszam do obejrzenia programu, w którym udział wezmą pan profesor, pan doktor, pan docent i ktoś tam jeszcze”.

Pomysł chwycił. I to raz, a dobrze – powstało ponad 1000 odcinków. Charakterystyczna czołówka z motywem Irvinga Josepha „States Evidence” wprowadzała w klimat:

Tajemnica sukcesu

Klucz do sukcesu był ubrany w skórzaną marynarkę, charakterystycznie gestykulował, i głosem nie do podrobienia opowiadał o historii tak, że widz oglądał jak zahipnotyzowany. O wojnie polsko-bolszewickiej. O rozterkach Churchilla podczas Bitwy o Anglię. O największym wrogu Hitlera – szefie Abwehry Wilhelmie Canarise. Na temat Bogusława Wołoszańskiego krążyły dowcipy, że nawet Kubusia Puchatka opowiedziałby tak, że powstałby z tego prawdziwy dramat.

Z biegiem lat „Sensacje” ewoluowały. Tam, gdzie nie dało się zilustrować wydarzeń kronikami filmowymi, pojawiły się inscenizacje historycznych wydarzeń. Grali w nich (niektórzy u Wołoszańskiego zaliczali debiut na ekranie) znakomici aktorzy: Marcin Dorociński, Robert Więckiewicz, Borys Szyc, Adam Woronowicz, Krzysztof Globisz, Jan Peszek, Joanna Brodzik, Jan Frycz, Danuta Stenka, Karolina Gruszka czy Cezary Żak.

– To te 30 lat doprowadziło do tego, że nie mam problemów z zaproszeniem znakomitych aktorów do programu. Przyjeżdżają chętnie, bo wiedzą, czym są „Sensacje” – mówi nam Wołoszański.

Koniec? Nic podobnego

W 2005 r., po 22 latach, wydaje się, że to koniec. Wołoszański odchodzi z TVP, a „Sensacje XX wieku” znikają z ekranów. Jak się okaże – nie na zawsze. W 2014 r. zaczynają pojawiać się pierwsze przecieki o powrocie kultowego programu.

Wiosna 2015 r. – jest! Pierwszy nowy odcinek. O asie polskiego wywiadu, rotmistrzu Jerzym Sosnowskim. Czołówka – jest. Klimat – jest. Sensacja – jest. Wołoszański – jest. Oglądalność – 1,7 miliona widzów. Sukces.

„Brakowało mi tej adrenaliny”

– Najbardziej mnie w tym wszystkim bawi, że to ciągle nowy program. Nieważne, że trwa 30 lat. Przy każdym odcinku staję przed nowym wyzwaniem. Potem mam tego serdecznie dość, mówię „dobra, koniec, już nie chcę” – tak się stało w 2005 r. Ale potem zaczęło mi brakować tego napięcia, tych problemów, tej adrenaliny związanej z realizacją „Sensacji” – mówi nam Wołoszański. – Chyba najciekawsze jest, kiedy można po obejrzeniu programu zacząć się kłócić, dyskutować, jak było naprawdę – dodaje.

„Sensacje” obejrzą też za granicą

Nowe odcinki pokaże TVP, ale zobaczą je także widzowie współproducenta – National Geographic Channel. Wołoszański nawet nie próbuje ukrywać, jak bardzo go to cieszy.

– Trzy odcinki pokażą, jak przebiegała walka o Enigmę. Poza Polską nikt nie wie, że to nasi, polscy naukowcy tę Enigmę złamali. Cieszę się, że za pośrednictwem National Geographic Channel zobaczą to też widzowie za granicą. Bo będziemy pokazywać nasze wspaniałe zwycięstwo – mówi.

kultowyProgram

gazeta.pl

Julia Pitera: Beata Szydło nie daje rady. „Ona po prostu pęka”

Julia Pitera uważa, że Platforma i Ewa Kopacz są w stanie wyprowadzić tracącą w sondażach partię na prostą.
Julia Pitera uważa, że Platforma i Ewa Kopacz są w stanie wyprowadzić tracącą w sondażach partię na prostą. Fot. Sławomir Kamiński/AG

Pojedynek obecnej premier Ewy Kopacz z kandydatką Prawa i Sprawiedliwości na to stanowisko nabiera rumieńców. Chociaż, jak twierdzi Julia Pitera, Beata Szydło nie przypomina już tej samej energicznej posłanki, którą poznaliśmy podczas kampanii prezydenckiej. – Beata Szydło pęka – mówi Pitera.

Prezydent Andrzej Duda chce pomocy rządu przy realizacji swoich obietnic wyborczych. Czy taka współpraca jest możliwa?

Andrzej Duda uprawia PR. To przecież premier Ewa Kopacz zabiega o spotkanie rady gabinetowej i to co najmniej od dwóch tygodni. Po tych staraniach prezydent Duda zaproponował jej wspólną kawę. Ewa Kopacz słusznie wtedy zauważyła, że jeśli mają porozmawiać na poważnie o państwie, to na spotkaniu powinni pojawić się również ministrowie.

Przecież realizacja każdej obietnicy wyborczej Dudy leży tak naprawdę w kompetencjach poszczególnych ministrów i podległych im resortów. Wolałabym więc, żeby prezydent nie prowadził dziwnej gry i nie pokazywał na siłę, że prezydent jest otwarty na wszystko, tylko inni blokują jego inicjatywy. Wolałabym za to, żeby mniej podkreślał chęć realizacji swoich pomysłów, tylko w końcu usiadł do jednego stołu z premier i ministrami. Może wtedy uświadomiłby sobie, że sfinansowanie jego obietnic może być po prostu nierealne i nas na nie nie stać. Andrzej Duda przez rok był moim kolegą w europarmalencie i być może zapomniał, jak wyglądają finanse państwa i jakie ograniczenia ma budżet.

Przedwyborcze sondaże pokazują, że PiS jest na fali. Czy Platforma ma jeszcze szanse przegonić ugrupowanie Kaczyńskiego, czy jesteście już pogodzeni z przegraną?

Oczywiście, że mamy szansę, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Prawo i Sprawiedliwość właśnie obnaża swój prawdziwy wizerunek. Powtarzają przy każdej nadarzającej się okazji, na każdy możliwy sposób, że „Polska jest w ruinie”. Trudno bardziej obrazić ludzi. Trudno bardziej obrazić ich wysiłek i wyrzeczenia, dzięki któremu dzisiaj żyjemy w takiej, a nie innej Polsce.

PiS wyznaje dziwną filozofię, że im gorzej, tym lepiej. W związku z tym, mam uzasadnione obawy przed rządami formacji, która przez mówienie o tym, jak jest fatalnie próbuje uzyskać poparcie wyborców. Na kłamstwie nie można budować polityki.

Jesteśmy świadkami konfrontacji dwóch kobiet: obecnej premier Ewy Kopacz i kandydatki PiS na ten urząd. Jak wypadają Pani zdaniem w tej konfrontacji?

Premier Ewa Kopacz wie, co robi. Zna mechanizmy, jakimi rządzi się państwo. Jej wiedza na ten temat jest wielokrotnie większa niż Beaty Szydło. Trzeba pamiętać o tym, że praca premiera to nieprawdopodobny wysiłek. Również fizyczny. To nienormowany czas pracy, to tytaniczny wysiłek i ogromnej merytorycznej wiedzy.

Moim zdaniem Beata Szydło prowadząc kampanię, pęka. Premier Kopacz nie tylko kieruje obecnie państwem, ale do tego prowadzi jeszcze intensywna kampanię wyborczą. Jej aktywność, mimo natłoku zajęć, jest większa niż Beaty Szydło.

Pobawmy się na chwilę we wróżenie. Jak widzi Pani powyborczy krajobraz w Sejmie?

Co parę lat jesteśmy świadkami poważnych zmian na scenie politycznej. To się zdarza mniej więcej co dwie, trzy kadencje. Jesteśmy właśnie w takim szczególnym momencie. Wymienia się generacja polityków, do gry wchodzą młodzi. To samo jest z wyborcami.

Nie jestem w stanie przewidzieć, jak będzie wyglądać Sejm po jesiennych wyborach, ale jedno wiem na pewno. Obserwujemy właśnie zmierzch lewicy. Lewica nie odrobiła zadania domowego i nie stworzyła podwalin programu, nie pracowała też nad wizerunkiem, nie potrafią odnaleźć się w dzisiejszej rzeczywistości. Lewica przechodzi teraz swoją chorobę dziecięcą. Pytanie, czy sobie z nią poradzą, czy znikną ze sceny politycznej. Podejrzewam, że to kres lewicy. Przynajmniej w tej formule.

A jeśli już mówimy o tych, których w parlamencie może zabraknąć, to zapytam o tego, który jest wielkim nieobecnym już od jakiegoś czasu. Tęskni Pani czasem za Donaldem Tuskiem?

To trudne pytanie. Donald Tusk był niewątpliwie przez wiele lat budował partię i swój autorytet. Ewa Kopacz nie miała tyle szczęścia, co były premier. Musiała zbudować swoje przywództwo w ekspresowym tempie. Ich porównywanie jest prawie niemożliwe. Premier Kopacz na przestrzeni roku została poddana wielu próbom: wybory samorządowe, prezydenckie, a teraz parlamentarne. Donald Tusk miał na takie przygotowania całe lata.

juliaPitera

naTemat.pl

Prezydent Duda przyznaje, że sam niczego nie zrobi. Potrzebuje pomocy premier Ewy Kopacz

Andrzej Duda, nie zrealizuje samodzielnie swoich obietnic.
Andrzej Duda, nie zrealizuje samodzielnie swoich obietnic. Fot. Wojceich Surdziel / Agencja Gazeta

Andrzej Duda zapowiedział w wywiadzie dla „Faktu”, że nie uda mu się zrealizować swoich obietnic wyborczych bez wsparcia rządu. – Prezydent samodzielnie wszystkiego nie zrealizuje. Może być inspiratorem – i do tego się zobowiązuję – powiedział.

Prezydent jeszcze we trakcie kampanii prezydenckiej złożył wyborcom kilka obietnic, których teraz chce zrealizować. Sztandarowymi projektami Dudy jest obniżenie wieku emerytalnego, wprowadzenie wyższych świadczeń dla wielodzietnych rodzin i podwyższenie kwoty wolnej od podatków.

Nowy prezydent chce w tej sprawie współpracować z rządem, choć trudno sobie wyobrazić, żeby obecna Rada Ministrów przychylnie rozpatrzyła pomysły Dudy. Szef państwa chce m.in. powołać Narodową Radę Rozwoju – specjalną agendę, która usprawniałaby współdziałanie rządu i Kancelarii Prezydenta.

– Jeżeli ktoś chce traktować moje słowa z kampanii, że przyjąłem na siebie zobowiązanie i że przygotuję wszystkie projekty ustaw, które doprowadzą do tego, że poprawi się sytuacją gospodarcza w Polsce, to będzie to zwykłe nadużycie. Powołam Narodową Radę Rozwoju i liczę na jej dobre współdziałanie z rządem. Prezydent samodzielnie wszystkiego nie zrealizuje. Może być inspiratorem – i do tego się zobowiązuję – powiedział.

Duda podkreślił, że aby zrealizować swoje zamierzenia, będzie potrzebował wsparcia rządu, a do tego potrzebna jest nowa formuła. – (…)Jeśli jednak popatrzymy na kompetencje prezydenta, relacje prezydenta z rządem, to oczywiście: ja się zwracam do rządu ze swoistym apelem, żeby to rozwiązanie wprowadzić, bo uważam, że ten program jest wręcz niezbędny – stwierdził Duda. Powiedział, że zwrócił się już z podobnym apelem do rządu m.in. w sprawie projektu dotyczącego zwiększenia świadczeń dla rodzin. Zaznaczył też, że jeśli rząd nie przedstawi mu do końca 2015 r. jasnej deklaracji podjęcia pracy nad pomysłem wprowadzenia 500 zł na każde dziecko, sam przystąpi do przygotowania projektu ustawy.

Źródło: Fakt

naTemat.pl

Media publiczne na celowniku polityków. PiS chce zrobić porządek, na początek w TVP

Po wyborach w TVP może dojść do małej rewolucji. PiS zapowiada zmiany.
Po wyborach w TVP może dojść do małej rewolucji. PiS zapowiada zmiany. Fot. Sławomir Kamiński/AG

Mediom publicznym zarzuca się upartyjnienie i komercjalizację. Prawo i Sprawiedliwość zapowiedziało, że po wyborach, położy kres niedobrym praktykom. Nowe porządki chce też zaprowadzić prezes TVP Janusz Daszczyński. Poinformował dziennikarzy, że nie chce „tabloidyzacji” w telewizji. Czy media publiczne potrzebują zapowiadanych zmian?

Prof. Tadeusz Kowalski w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” podkreśla, że problem upartyjnienia struktur TVP nie jest winą przepisów, które na to zezwalają, ale braku dobrej woli. – Upartyjnienie to kwestia nie ustawy, ale kultury politycznej. Po nowelizacji ustawy medialnej sprzed trzech lat mamy bardzo dobre zabezpieczenia prawne niezależności nadawcy publicznego – zarządu, rady nadzorczej, KRRiT. Nie potrafimy tych instrumentów właściwie stosować. Koledzy z zagranicy wysoko oceniają nasze zapisy i wtedy im mówię, że te wszystkie dobre rozwiązania wprowadzają w życie ludzie, którzy nie zawsze mają dobre intencje – powiedział.

Medioznawca stwierdził, że politycy mają tendencję do tego, żeby traktować media publiczne jak swój prywatny folwark i chcą je wykorzystywać do zbijania politycznego kapitału. – Część polityków traktuje media publiczne jak swoje, miejsce, skąd mogą wpływać na rzeczywistość, kształtować swój wizerunek i manipulować widzami, czyli wyborcami.

Partia Jarosława Kaczyńskiego, żeby media publiczne pod ich rządami przekształciły się w instytucje zarządzane jednoosobowo przez wybitne osobistości ze świata kultury i mediów. Według prof. Kowalskiego, pomysł budzi wątpliwości, czy taka strategia przyniosłaby telewizji publicznej pożytek. – Nie jest jasne, kto miałby wybierać nowego prezesa „spośród autorytetów”. I kwestia fundamentalna: dobry lekarz nie musi być dobrym menedżerem. Ktoś może być tzw. autorytetem i nie mieć pojęcia o zarządzaniu TVP, instytucją, która ma ponadpółtoramiliardowy budżet – zauważył.

Tymczasem publiczne media nie mogą się uporać z wyborem nowych władz. W przypadku TVP Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zatwierdziła tylko jedną osobę – prezesa Janusza Daszczyńskiego, który zastąpi na tym stanowisku Juliusza Brauna. Kandydaci do zarządu zostali odrzuceni, bo Rada Nadzorcza źle rozpisała konkurs na członków zarządu.

Źródło: Gazeta Wyborcza

naTemat.pl

Kliknij swego pisarza, czyli o internetowych dziwach [VARGA]

Krzysztof Varga, 12.08.2015

Wśród empikowych jurorów znajdujemy sławnych dziennikarzy jak Karolina Korwin-Piotrowska, wybitnych speców od literatury jak Michał Rusinek czy też znamienitych prozaików jak Sylwia Chutnik, Jakub Żulczyk i Janusz Leon Wiśniewski

Wśród empikowych jurorów znajdujemy sławnych dziennikarzy jak Karolina Korwin-Piotrowska, wybitnych speców od literatury jak Michał Rusinek czy też znamienitych prozaików jak Sylwia Chutnik, Jakub Żulczyk i Janusz Leon Wiśniewski (Fot. Jacek Lagowski / AG)

Wszystkie rankingi „książek, które trzeba przeczytać” są od czapy, osobliwie te, które czytelnicy w internecie układają. Mocne sprężenie się elektoratu danego twórcy powodować może, że szerzej nieznany autor dzięki masowym kliknięciom wyprzedzi najznamienitszych klasyków.

Wielką nieufność pokładam w sondażach preferencji wyborczych, zazwyczaj sprawdzają się w stopniu bardzo umiarkowanym, ale przecież czytam każdy sondaż z mocnym zaciekawieniem. Nie inaczej jest w przypadku list najlepszych książek, filmów czy płyt nieustannie i maniakalnie układanych przez wszelkie media, nie mają one większego znaczenia i wpływu na czytelnicze gusta, a jednocześnie z wyraźną podnietą się ich lekturze oddaję. Tak też i było w przypadku ostatniego wielkiego literackiego sondażu, mam tu na myśli akcję Empiku 100 książek, które trzeba przeczytać”, a więc listę ułożoną przez zaproszonych jurorów oraz równoległą listę sprokurowaną przez czytelników, a w zasadzie klientów sklepu internetowego należącego do tej wielkiej sieci. Obie listy z równie wielkim zaciekawieniem przestudiowałem, choć nawet analfabeta wie, że gdyby zrobić listę choćby tysiąca książek, które trzeba przeczytać, to i tak tematu się nie wyczerpie. Poza tym każda lista będzie wyłącznie wypadkową gustów jurorów oraz zgniłych kompromisów, które w trakcie obrad wypracowują.Wśród empikowych jurorów znajdujemy sławnych dziennikarzy jak Karolina Korwin-Piotrowska, wybitnych speców od literatury jak Michał Rusinek czy też znamienitych prozaików jak Sylwia Chutnik, Jakub Żulczyk i Janusz Leon Wiśniewski. Wybory jurorów są w zasadzie rozsądne, do ich list przyczepiać się nie uchodzi, nawet w niektórych przypadkach pełen dla ich ocen byłem podziwu, jak w przypadku Janusza Leona Wiśniewskiego, który na „Łaskawe” Littella postawił. Jednak lista końcowa, owa złota setka, już nieco jest dziwniejsza – zwyciężyć chyba powinien „Mistrz i Małgorzata”, bo aż sześciu jurorów na trzynastu umieściło arcypowieść Bułhakowa na swych listach, gdy tymczasem na wspólnie uzgodnionej liście zwycięża „49 opowiadań” Hemingwaya, który to zbiór zaproponowała tylko jedna jurorka, zaś „Mistrz i Małgorzata” lokuje się dopiero na 40. miejscu. Dopiero po chwili zajarzyłem, że przecież lista ustawiona jest według tytułów dzieł, stąd książka, której tytuł zaczyna się nawet nie od litery „A”, ale od cyfry, zawsze będzie na początku, zaś ten na literę „M” gdzieś w środku stawki. Stąd nie dziwi, że „Zły” Tyrmanda prawie zamyka stawkę, bo jest na miejscu 99. Równie dobrze można by ustalić taką listę, kierując się nazwiskami pisarzy, dzięki czemu Aharon Appelfeld z książką „Droga żelazna” byłby na miejscu pierwszym, a nie jedenastym.Tym pokrętnym wywodem usiłuję przekazać prostą wiadomość: wszystkie rankingi „książek, które trzeba przeczytać” są od czapy, osobliwie te, które czytelnicy w internecie układają, albowiem – jak podejrzewam – mocne sprężenie się elektoratu danego twórcy, jego przyjaciół i rodziny powodować może, że szerzej nieznany autor dzięki masowym kliknięciom zorganizowanych grup wielbicieli wyprzedzi o kilka długości najznamienitszych klasyków i najbardziej czytanych autorów współczesnych. Dla zobrazowania sprawy podaję tu przykład internetowych „Wyborów literackich” z zeszłego roku (a była to już ich trzecia edycja), gdzie wśród głosujących w wieku 35-50 lat w kategorii „pisarze współcześni” zwyciężyła, niczym kolarz wyprzedzający peleton o kilka kilometrów, masowo nieznana poetka Barbara Gruszka-Zych przed Wiesławem Myśliwskim i Olgą Tokarczuk. Analogicznie w kategorii powyżej lat 50 wśród pisarzy współczesnych znów jako najwybitniejsza ujawniła się Barbara Gruszka-Zych, a drugie miejsce zdobyła niejaka Agnieszka Lingas-Łoniewska, miażdżąc wręcz takie autorki jak Masłowska, Bator, Tokarczuk, a nawet Grochola, które najwidoczniej sprawę zlekceważyły i do klikania się nie zabrały.Ciekawsza niż jurorów jawi się lista czytelników Empiku, gdzie zwycięża pakiet siedmiu powieści o Harrym Potterze, na drugim miejscu zaś – wśród książek, które trzeba przeczytać! – mamy prozę polską, mianowicie „Jestem kibolem” Krzysztofa Korsaka. Ze wstydem przyznaję, że nigdy wcześniej o tej powieści nie słyszałem, daję zatem dokładny cytat ze strony Empiku przybliżający nam dzieło Korsaka: „Bohaterem książki jest niepozorny nauczyciel historii, który ma dwie twarze. Jedną uporządkowaną i stateczną, a drugą… kibola i chuligana. Jego drugim życiem rządzą ciągłe ustawki, zadymy, zgody, kosy, sporty walki, szybki seks i imprezy, a one z kolei wywołują przeżycia wewnętrzne takie, jak: emocje przed ustawką, adrenalina, strach, odwaga, chwile zwątpienia, wyrzuty sumienia i płacz matki w głowie”. Powalające.Kolejna polska książka pojawia się na miejscu ósmym i jest to „Otwórz oczy, zaraz świt” Mateusza Czarneckiego, ponownie zarówno autor, jak i dzieło okazują się dla mnie anonimowi, znów posiłkuję się streszczeniem ze strony Empiku: „Inspirująca historia Teo, człowieka sukcesu, który ma wszystko. Wszystko oprócz miłości, marzeń, poczucia sensu i świadomości, kim naprawdę jest i kim chce być. Przypadkowa znajomość z piękną muzułmanką zmienia jego życie. Traci wszystko i ląduje na ulicy w Indiach. Nie mając nic do stracenia, rusza przed siebie”.

Zaraz za „Zbrodnią i karą”, na miejscu 12., jest pakiet ośmiu książek o Wiedźminie, a więc klasyka polskiej fantasy w wykonaniu Sapkowskiego, tutaj już wiem, o co chodzi, tak samo jest z miejscem 24. („Kamienie na szaniec”), na miejscu 31. „Bez przebaczenia” Agnieszki Lingas-Łoniewskiej i wyprzedza ona o dwie pozycje Szekspira z zestawem „Romeo i Julia”, „Makbet”, „Hamlet”, a nawet „Grę o tron” George’a Martina oraz – sensacja! – „Pięćdziesiąt twarzy Greya”, który to Grey paroma tylko głosami wygrywa z „Medalionami” Nałkowskiej. Z polskich twórców na liście mocno zaznacza swą obecność enigmatyczny autor Piotr C. z książkami „Pokolenie Ikea” oraz „Pokolenie Ikea. Kobiety”, ale to w sumie niewiele, bo kolejny polski pisarz Robert J. Szmidt (o Szmidcie niestety też nigdy nie słyszałem) ma w kanonicznej setce trzy powieści pod tak brawurowymi tytułami jak „Apokalipsa według Pana Jana” czy „Samotność anioła zagłady”. A jaki ma być, do cholery, anioł zagłady, towarzyski?

Nisko, ale jednak w setce pojawia się książka Piotra Sendera – znów zupełnie nieznany mi autor – pod tytułem „Bóg nosi dres”, którą tak reklamuje wydawca: „Mocny język, nieszablonowa narracja splatająca w jedno teraźniejszość i problemy przeszłości, przewijające się w tle ikony polskiej kultury (jak Jezus ze Świebodzina) oraz popkultury gwarantują świetną, choć może nieco kontrowersyjną rozrywkę”. Jeżeli ktoś uważa, że Jezus ze Świebodzina jest „ikoną polskiej kultury”, to w istocie nic nie stoi na przeszkodzie, by dać powieści tytuł „Bóg nosi dres”.

Zmierzam do finału: otóż na liście stu najważniejszych książek wyłonionej poprzez internetowe głosowanie nie znalazła się żadna – skupiam się na polskiej literaturze współczesnej – powieść Olgi Tokarczuk, Wiesława Myśliwskiego, żadne wydawnictwo Andrzeja Stasiuka ani żadna proza Jerzego Pilcha, nie ma na niej Joanny Bator i nie ma Szczepana Twardocha, a nawet – zadziwiające! – nie ma żadnej Kalicińskiej ani Grocholi. To, że nie ma Miłosza i nie ma Herberta, nie ma Szymborskiej i brak Różewicza, jest już zupełną oczywistością.

Wideo „Dużego Formatu”, czyli prawdziwi bohaterowie i prawdziwe historie, Polska i świat bez fikcji. Wejdź w intrygującą materię reportażu, poznaj niezwykłe opowieści ludzi – takich jak Ty i zupełnie innych.

W ”Dużym Formacie” czytaj też:

Ameryka w drodze [FOTOGALERIA]
Możesz jechać, dokąd chcesz. Rozmowa z Michaelem Josephem , amerykańskim fotografem

Terapia przez poniżanie niepełnosprawnych
Co się dzieje w Środowiskowym Domu Samopomocy

Żydzi uciekają z Francji
Po zamachu kuzynka zamknęła się z dziećmi w domu i nie wychodziła przez trzy miesiące. Wysłała zgłoszenie do Agencji Żydowskiej, załatwiła formalności przez internet i w marcu wsiadła w samolot do Izraela

Na urlopie robię. Pół Polski na wakacje nie jeździ
Żeby gdzieś jechać, to trzeba mieć znajomości. Ja znam tylko ludzi z okolicy

Zwalniamy cię. Szefowa działu HR o tym, jak się dobrze rozstać
Nie informujemy, w jakim celu jest spotkanie. Bo jak ktoś ucieknie na zwolnienie lekarskie, to mamy 180 dni do tyłu. Rozmowa z szefową działu HR w dużej warszawskiej korporacji

Byliśmy idealną norweską rodziną
Strasznie jest widzieć własnego syna w więzieniu. Teraz siedzi za 34 przypadki naruszenia prawa o ruchu drogowym

Niemcy rehabilitują czarownice. A Polacy?
Lublin nie jest następcą Lublina z czasów I Rzeczypospolitej. Dlatego rehabilitacja spalonych na stosach nie wchodzi w grę – mówi rzeczniczka ratusza

Jak przeżyć upał [TALKO]
Za oknem gorąco, w domu gorąco, prognozy niepocieszające – będzie gorąco

rankingiKsiążek

wyborcza.pl

Andrzej Duda w „Financial Times”: Nie chcemy być strefą buforową NATO

mc, 13.08.2015

Andrzej Duda w

Andrzej Duda w „Financial Times” o NATO, węglu i Rosji

Apel o budowę bazy NATO w Polsce i zapowiedź zbadania przetargu na śmigłowce dla wojska – to główne tezy pierwszego wywiadu prezydenta Andrzeja Dudy dla zagranicznych mediów

W opublikowanym w czwartek na stronie internetowej „Financial Times” wywiadzie Andrzej Duda zarzuca NATO, że nie wprowadza w życie strategii ochrony swej wschodniej granicy wobec „imperialistycznych działań” Rosji na Ukrainie i w Gruzji. – Nie chcemy być strefą buforową. Chcemy stanowić prawdziwą wschodnią flankę Sojuszu. Jeśli popatrzymy na obecne rozmieszczenie baz (…), to granicą są Niemcy – powiedział Duda.

– Jeśli Polska i inne kraje centralnej Europy stanowią prawdziwą flankę NATO, to wydaje mi się naturalną, logiczną konkluzją, że w tych krajach powinny być bazy – dodawał Duda.

W przyszłym roku Warszawa zorganizuje szczyt Sojuszu. Polski prezydent powiedział, że kwestia baz w Europie Środkowo-Wschodniej będzie głównym tematem obrad.

Co dalej z przetargiem

Duda odniósł się też do doniesień „Wprost” o rzekomych nieprawidłowościach w wartym ok. 13 mld zł przetargu na śmigłowce wielozadaniowe dla polskiego wojska wygranym przez Airbus Helicopters. – Są niepokojące sygnały dotyczące (…) pewnych nieprawidłowości w przetargu. Minister obrony zaprzeczył, że takie nieprawidłowości miały miejsce. Ale w sferze publicznej pewnych informacji brakuje. To bardzo ważna sprawa. Musimy ją wyjaśnić (…) i przyjrzeć się jej merytorycznie, zbadać legalność – powiedział Duda.

Prezydent dodał, że wolałby, aby tak duże zamówienia były realizowane w Polsce.

Duda zapowiedział też, że chce zwiększyć aktywność prezydenta w kształtowaniu polskiej polityki zagranicznej. Zastrzegł jednak, że chodzi „nie o rewolucję, ale o korektę”.

Zapytany o szefa Rady Europejskiej Donalda Tuska odparł: – Polacy są na wysokich stanowiskach, by spełniać nasze aspiracje (…) i brać pod uwagę polski punkt widzenia. Wierzę, że w interesie Polski jest, by nasi reprezentanci zajmowali najbardziej prestiżowe stanowiska, tak na arenie europejskiej, jak i światowej. Powinni uwzględniać w swej pracy, skąd pochodzą, tak jak inni. –

Postawić na węgiel

Prezydent skrytykował unijne plany ograniczenia emisji dwutlenku węgla o 40 proc. do 2030 r. – Europa podejmuje daleko sięgające zobowiązania, które doprowadzą do drastycznego spadku konkurencyjności. Powinniśmy postawić na zasoby, które mamy, takie jak węgiel. Europa może zwiększyć swą niezależność energetyczną. Odwrócenie się od tych zasobów jest złą polityką – ocenił Duda.

Brytyjski dziennik pytał go także o sprawy krajowe. Duda powtórzył obietnice podwyższenia kwoty wolnej od podatku i obniżenia wieku emerytalnego. Przyznał, że będzie to kosztować 10 mld złotych rocznie, ale jego zdaniem „nie jest to tak duży problem dla systemu podatkowego, jak wskazują niektórzy eksperci”, a dodatkowe pieniądze w portfelach ludzi będą napędzać gospodarkę.

Zobacz także

andrzejDudaWFinancielTimes

wyborcza.pl

Dodaj komentarz