Hofman, 24.09.2016

 

 

top24-09-2016

 

Duda dostał prztyczka angielskiego

Duda dostał prztyczka angielskiego

Prezydent Andrzej Duda na początku września napisał list do zwierzchników Kościółów anglikańskiego i katolickiego w Wielkiej Brytanii. Troska Dudy spowodowana była tym samym, jak u Beaty Szydło, która wysłała na Wyspy w tej samej sprawie Mariusza Błaszczaka i Witolda Waszczykowskiego.

W podlondyńskim Harlow doszło do ataków na dwóch Polaków, jeden z naszych rodaków zmarł w szpitalu. Szum na szczytach polskiej władzy miał wydźwięk propagandowy, a troskliwość była frasobliwa na użytek mediów, bo w tym, samym czasie zachowania ksenofobiczne i z nienawiści nacjonalistycznej miały miejsce pod nosem zarówno Dudy i Szydło. Przypomnę o ataku na KOD-owców pod gdańską bazyliką i na prof. Jerzego Kochanowskiego w warszawskim tramwaju, ten ostatni rozmawiał po niemiecku z niemieckim historykiem. Władza się nie zająknęła na tematy miejscowych problemów ksenofobicznych i rasistowskich, a wręcz przeciwnie usprawiedliwiała je.

Duda w liście do kościelnych brytyjskich hierarchów pisał, iż „brytyjska policja opisuje to wydarzenie jako potencjalnie motywowane narodowościową nienawiścią”. Prezydent troszczył się szczególnie, aby polscy uchodźcy ekonomiczni nie byli odseparowani murem od tubylców: „Jest niezwykle ważne, by podobne wydarzenia nigdy więcej się nie powtórzyły, gdyż mogą potencjalnie prowadzić one do trwałych podziałów pomiędzy społecznością polską i angielską”.Duda ponadto upomniał się o to, o czym zapomina w Polsce, mianowicie apelował o wysiłki „na rzecz złagodzenia negatywnych skutków nietolerancji i ksenofobii dotykających mniejszości narodowych, w tym społeczności polskiej”. Gdybyśmy nie znali Dudy, to moglibyśmy stwierdzić, że to nowoczesny polityk o nader otwartych poglądach na mniejszości, wszak podkreślał, że priorytetem winno być poszanowanie „kwestii mniejszości”, a taką są Polacy na Wyspach.

Arcybiskupi Canterbury i Westminster,  Justin Welby i Vincent Nichols, właśnie odpowiedzieli na list Dudy. Okazuje się, że znają  dobrze polską rzeczywistość, bo oprócz słów naprawdę troskliwych, jakie nie padają od nikogo z obecnie u nas rządzących, dali prztyczka polskiej głowie państwa. Hierarchowie brytyjscy piszą: „Każdy przywódca w Europie – tak polityczny, jak religijny – ma moralny obowiązek, by potępiać rasizm i ksenofobię. Z tej racji będziemy przeciwstawiać się językowi nienawiści i przestępstwom podyktowanym niechęcią czy wrogością wobec członków jakiejkolwiek wspólnoty, która dołączyła do naszego tygla w poszukiwaniu stabilności i dobrobytu”.

Powyższe słowa są bardzo humanitarne i niekoniecznie podobają się władzy pisowskiej, a prztyczek nie tylko powinien zaboleć, ale trzeba takie oficjalne listy czytać uważnie i ze zrozumieniem. Arcybiskupi bowiem piszą: „Jesteśmy głęboko przekonani, tak samo jak Pan Prezydent, że obowiązkiem każdego rządu jest nie tylko przyjęcie osób w potrzebie, ale również działanie na rzecz integracji tych osób, które, przynosząc do innego kraju swe umiejętności, przyczyniają się do wzrostu jego dobrobytu”.

Duda, gdyby był otwartym prezydentem, na powyższe dictum odpowiedziałby: Nie wywiązaliśmy się z obowiązku przyjęcia osób w potrzebie, więc bezprzedmiotowe jest działanie na rzecz integracji. Wsobna, ksenofobiczna polska władza pisze listy na zewnątrz kraju i wysyła ministrów nawet nie w potrzebie rodaków, tylko swojego public relations. Władzę mamy zaściankową, co dowodnie widać w powyższej korespondencji.

Waldemar Mystkowski

duda

Koduj24.pl

„Mówili, że KOD umarł, a ja widzę morze głów!” – pierwszy marsz KOD po wakacjach
Marsz zorganizowano pod hasłem „Jedna Polska – dość podziałów”.

Pierwszy po wakacjach marsz KOD ruszył spod siedziby Trybunału Konstytucyjnego. Demonstranci śpiewali „Wehikuł czasu” grupy Dżem i skandowali znane z poprzednich manifestacji hasła („Obronimy demokrację”, „Tu jest Polska”). – Mówili nam, że KOD umarł, a widzę morze głów! – cieszył się Radomir Szumełda, koordynator krajowy KOD, który przywitał uczestników marszu.

Protest zorganizowano w 40. rocznicę utworzenia KOR – Komitetu Obrony Robotników (jedno ze skandowanych haseł: „Nikt nam Polski nie zaorze, wzorujemy się na KOR-ze”). Mateusz Kijowski zapowiadał poza tym, że będzie to test na żywotność i zasadność funkcjonowania jego ruchu.

Organizatorzy i uczestnicy protestu raz jeszcze wystąpili w obronie Trybunału Konstytucyjnego. W lipcu przyjęto kolejną pisowską ustawę o TK, miesiąc później ten sam Trybunał część jej zapisów zakwestionował (wyrok nie został jednak opublikowany). Marsz jest zatem głosem sprzeciwu wobec paraliżowania Trybunału i łamania zasad trójpodziału władzy. A jednocześnie gestem poparcia dla sądów powszechnych.

Szumełda zwracał też uwagę na sprawy światopoglądowe i postępującą „faszyzację życia publicznego”. Miał na myśli ustawę zakazującą aborcji, którą parlament skierował do drugiego czytania, a także ograniczenia w dostępie do in vitro, zmiany w edukacji, „nowe wzorce patriotyzmu”, które zaczynają obowiązywać w szkołach i na ulicach. Poza tym nie ma zgody – podkreślał Szumełda – na obsadzanie najważniejszych stanowisk w kraju ludźmi powiązanymi z PiS.

W marszu wzięli udział przedstawiciele różnych grup, m.in. Dziewuchy Dziewuchom i Partii Zielonych. W jego ramach trwa też tzw. czarny protest, zorganizowany przeciw zaostrzeniu prawa aborcyjnego.

Na wiecu głos zabrali m.in. Ludwika Wujec, Kayah i Adam Michnik. Marsz nie ma barw politycznych. Niżej wybrane wypowiedzi:

Ludwika Wujec, która przed 40 latami była członkinią KOR: W walce z przeciwnikiem ludzie władzy z lubością używają dziś języka miłości. To staje się powszechne. Przyzwolenie na język nienawiści zwiększa przepaść między ludźmi. Niemożliwe stają się dialog i dyskusja. Temu musimy się przeciwstawić!

Kayah: Dyskusja w Sejmie przelała czarę goryczy. Jestem tu na czarno, bo was kocham, siostry. Zawsze będę z wami. Stoję tu jako patriotka, która nie zgadza się na dzielenie ludzi na lepszy i gorszy sort.

Adam Michnik: KOR też nie chciał obalać rządu. I KOR, i KOD chciały, by rząd przestrzegał prawa i konstytucji. Jeśli jednak rząd Jarosława Kaczyńskiego nie będzie przestrzegał konstytucji, to obowiązkiem społeczeństwa jest odsunięcie tego rządu od władzy.

mowili

polityka.pl

„Dzielą nas w Polsce i chcą nas oddzielić od Europy”. Kayah i Kijowski przemawiali na marszu KOD-u

past, PAP, 24.09.2016

Marsz KOD

Marsz KOD (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

• Kilkanaście tys. osób wzięło udział w marszu „Jedna Polska – dość podziałów”
• Lider KOD piętnował „dzielenie i rozbijanie wspólnoty narodowej”
• Kayah wypowiedziała się przeciwko zaostrzeniu ustawy dot. aborcji

 

12 tys. osób przeszło w Warszawie w manifestacja KOD pod hasłem „Jedna Polska – dość podziałów”. Zarówno na początku, jak i na końcu marszu przemawiali przedstawiciele KOD-u, w tym Mateusz Kijowski oraz inne osoby, m.in. Kayah, Adam Michnik i współpracowniczka KOR Ludwika Wujec. Wypowiadali się m.in. przeciwko podziałowi społeczeństwa, ale też w sprawie prawa aborcyjnego.

Dowiedz się więcej:

Co mówili występujący na demonstracji KOD-u?

– Od wielu miesięcy poczucie przynależności i wspólnoty narodowej jest rozbijane – mówił szef KOD Mateusz Kijowski. – Jesteśmy dzieleni na lepszych i gorszych. Dzielą nas w Polsce i chcą nas oddzielić od Europy – przestrzegał Kijowski. – KOD, tak samo jak Komitet Obrony Robotników, chce Polski dla wszystkich – podkreślał z kolei szef „Gazety Wyborczej” Adam Michnik, opozycjonista PRL. Piosenkarka Kayah mówiła, że jest tu, mimo że „nie jest aktywistką, nie jest zaangażowana politycznie, ale jest Polką i jest kobietą”. Ubrała się na czarno, ponieważ – jak stwierdziła – wspiera czarny protest ws. przepisów aborcyjnych. – Czas zrozumieć, że prawo do legalnej aborcji nie jest zaproszeniem na bal, na który idzie się z nudów – przekonywała.

Co skandowali protestujący?

Wśród haseł demonstrujących pojawiły się m.in.: „Beata drukuj ten wyrok”, „Andrzej Duda pod Trybunał”, „Wolność, równość, demokracja”, „Chcemy Polski bez podziałów”. Niosą biało-czerwone flagi, flagi Unii Europejskiej oraz transparenty, m.in. „Jarosław, ty Polskę zostaw”, „Podła zmiana”, „Polska to nie PiS”, „Opole JAKI wstyd”, „Chcemy być w Unii Europejskiej, a nie wyszehradzkiej”, „Trybunał nie obroni się sam” i „Historia jest bezpartyjna”.

Co to jest KOD?

Komitet Obrony Demokracji (KOD) to ruch społeczny, który powstał w listopadzie 2015r., po przejęciu władzy przez PiS. Zaczęło się od artykułu Krzysztofa Łozińskiego i grupy na Facebooku, a później założono stowarzyszenie ze strukturami w całej Polsce. Stawia sobie za cel obronę demokracji. Organizował liczne demonstracje, m.in. przeciwko zawłaszczaniu przez władzę Trybunału Konstytucyjnego i mediów publicznych, w obronie dobrego imienia Lecha Wałęsy i przeciw zakazowi aborcji. Liderem jest Mateusz Kijowski. Komitet ma własny portal Koduj24.pl, którego szefową została była szefowa radiowej Trójki Magdalena Jethon.

gazeta.pl

Brytyjscy hierarchowie kościelni odpowiadają na listy Andrzeja Dudy: Każdy przywódca ma obowiązek potępiać ksenofobię

kospa, 24.09.2016

Prezydent Andrzej Duda

Prezydent Andrzej Duda (%Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Gazeta)

„Jesteśmy głęboko przekonani, tak samo jak Pan Prezydent, że obowiązkiem każdego rządu jest nie tylko przyjęcie osób w potrzebie, ale również działanie na rzecz integracji tych osób, które przynosząc do innego kraju swe umiejętności, przyczyniają się do wzrostu jego dobrobytu” – odpowiedzieli Andrzejowi Dudzie brytyjscy hierarchowie kościelni.

Wspólne pismo zwierzchników Kościołów anglikańskiego i rzymskokatolickiego do Andrzeja Dudy to odpowiedź na listy, które polski prezydent wystosował do nich na początku września. Duda wysłał je po głośnych atakach na Polaków, do jakich doszło na Wyspach.

Andrzej Duda: Ważne jest, by podobne wydarzenia się nie powtórzyły

Pod koniec sierpnia w położonym na wschodzie Anglii Harlow grupa nastolatków napadła na dwóch Polaków – jeden z nich zmarł w szpitalu. Kilka dni później – tuż po zorganizowanym w mieście marszu milczenia – pobici zostali następni Polacy.

W listach skierowanych do brytyjskich arcybiskupów prezydent zwrócił uwagę, że „brytyjska policja opisuje to wydarzenie jako potencjalnie motywowane narodowościową nienawiścią”. „Jest niezwykle ważne, by podobne wydarzenia nigdy więcej się nie powtórzyły, gdyż mogą potencjalnie prowadzić one do trwałych podziałów pomiędzy społecznością polską i angielską” – podkreślił.

I zaapelował do brytyjskich hierarchów o podjęcie wysiłków „na rzecz złagodzenia negatywnych skutków nietolerancji i ksenofobii dotykających mniejszości narodowych, w tym społeczności polskiej”. Wyraził też nadzieję, że „kwestia poszanowania mniejszości” jest „priorytetem” również dla adresatów listów.

Arcybiskupi „potępiają działania tych, którzy popychają ludzi do ataków”

Arcybiskupi Canterbury i Westminster – Justin Welby i Vincent Nichols – zdecydowali się odpowiedzieć prezydentowi we wspólnym liście, by podkreślić, że obydwaj sprzeciwiają się jakimkolwiek przejawom nietolerancji wymierzonym w imigrantów żyjących w Wielkiej Brytanii. Zapewniają, że wspólnie będą się angażować

„Każdy przywódca w Europie – tak polityczny, jak religijny – ma moralny obowiązek, by potępiać rasizm i ksenofobię. Z tej racji będziemy przeciwstawiać się językowi nienawiści i przestępstwom podyktowanym niechęcią czy wrogością wobec członków jakiejkolwiek wspólnoty, która dołączyła do naszego tygla w poszukiwaniu stabilności i dobrobytu” – napisali duchowni.

Jak zwracają uwagę, 18 znanych przypadków ataków na Polaków – wziąwszy pod uwagę 831 tys. oficjalnie tam przebywających – to nie jest dużo. Ale zarazem podkreślają, że wszystkie one „są czymś odrażającym”. „Potępiamy działania tych, którzy popychają ludzi do ataków o podłożu rasowym czy religijnym” – piszą.

„Obowiązkiem każdego rządu jest działanie na rzecz integracji…”

Hierarchowie piszą, że „globalna swoboda przepływu osób jest jednym z największych wyzwań naszej epoki”. „Jesteśmy głęboko przekonani, tak samo jak Pan Prezydent, że obowiązkiem każdego rządu jest nie tylko przyjęcie osób w potrzebie, ale również działanie na rzecz integracji tych osób, które, przynosząc do innego kraju swe umiejętności, przyczyniają się do wzrostu jego dobrobytu” – stwierdzają.

W związku z nasilającymi się po Brexicie atakami na Polaków „z pilną wizytą” na początku września do Londynu udali się również polscy ministrowie – Mariusz Błaszczak i Witold Waszczykowski, by porozmawiać tam ze swoimi odpowiednikami. – Oczekujemy informacji, deklaracji, że dołożą starań, aby znaleźć sprawców. Oczywiście, czy zostaną ukarani, zależy od udowodnienia im tego. I oczekujemy zapewnień, że obywatele polscy są traktowani tak samo pod względem bezpieczeństwa jak wszyscy inni mieszkańcy Wielkiej Brytanii – tłumaczyli tuż przed wylotem cel swojej wizyty.

Z brytyjską premier rozmawiał na ten temat również Beata Szydło.

Zobacz także

brytyjscy

wyborcza.pl

Ewa Kopacz: Symbolami polityki PiS są kłamstwo i zemsta [WYWIAD]

Ewelina Nowakowska

23 września 2016

Kopacz: Zaprosiłam Schetynę do stołu i nie żałuję tego. Może to wygląda naiwnie, ale uznałam, że karma wraca ©Grzegorz Jakubowski O swoim miejscu w PO i polityce, relacjach ze Schetyną, Kamińskim oraz czasie premierowania – mówi Ewa Kopacz, była premier, pierwsza wiceprzewodnicząca PO.

Dalej utożsamia się Pani z Platformą? To pytanie, które wymaga dłuższej odpowiedzi. Dlaczego? Każdy kto jest w Platformie, a szczególnie ten – kto tworzył PO od początku, identyfikował się z naszymi ideami, był w Hali Olivia w Gdańsku, wie że było to coś więcej niż tworzenie ugrupowania politycznego. Wtedy mieliśmy poczucie, że to nasze wspólne przezywanie, to marzenie o lepszej Polsce może zostać zrealizowane. Dziś te idee się nie zmieniły.

Była wtedy Pani w Gdańsku w styczniu 2001 r.? Tak, jako jeden z polityków, którzy dołączali do PO z Unii Wolności. I co Pani wtedy czuła? Czułam, że to wszystko jest realne, że to się dzieje naprawdę. Mieliśmy szczere chęci i ogromny zapał do pracy. Wiedziałam, że warto w to wchodzić. Byliśmy wtedy w takiej euforii, że można było góry przenosić. Byliśmy pewni, że dokonamy realnych zmian. Rafał Chwedoruk: Partia Grzegorza Schetyny nie osiągnie już nigdy poparcia z lat 2007-2015

Czytaj więcej: http://www.gazetakrakowska.pl/aktualnosci/a/ewa-kopacz-symbolami-polityki-pis-sa-klamstwo-i-zemsta-wywiad,10662326/

OBOTA, 24 WRZEŚNIA 2016

Kopacz: Jeśli ludzie chcą, aby program 500+ nadal istniał, trzeba odsunąć PiS od władzy

13:22

Kopacz: Jeśli ludzie chcą, aby program 500+ nadal istniał, trzeba odsunąć PiS od władzy

Powiem przewrotnie. Jeśli ludzie chcą, aby program 500+ nadal istniał, trzeba odsunąć PiS od władzy. Oni idą w kierunku bankructwa kraju. Bankrut nie wypłaci 500 zł na dziecko – mówi Ewa Kopacz w rozmowie z „Gazetą Krakowską”.

300polityka.pl

 

Izabella Sariusz-Skąpska: Zostawcie mojego Ojca w spokoju

Małgorzata Skowrońska, 24.09.2016

Izabella Sariusz-Skąpska

Izabella Sariusz-Skąpska (Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Gazeta)

Dla niego słowo „ekshumacja” znaczyło tyle co najgorsze barbarzyństwo, jakiego człowiek może się dopuścić wobec pozostałości drugiego człowieka. I miałoby się to stać jego udziałem! Z Izabellą Sariusz-Skąpską* rozmawia Małgorzata Skowrońska.

Małgorzata Skowrońska: Ma pani wątpliwości, kogo pochowała w rodzinnym grobowcu w 2010 r.?

Izabella Sariusz-Skąpska : Ciało mojego Ojca znaleziono w tylnej części, tej najmniej zniszczonej w katastrofie tupolewa. Był zidentyfikowany jako jedna z pierwszych 14 ofiar, co nie jest bez znaczenia dla naszej świadomości, kto spoczywa w tym grobie. To bliscy go rozpoznali.

Są rodziny, które jednak mają wątpliwości.

– To niech one ustawią się jako pierwsze do ekshumacyjnej kolejki, a nas zostawią w spokoju.

Prokuratura twierdzi, że ekshumacje są konieczne. Zgodnie z prawem o zgodę nie muszą prosić rodzin.

– Każde prawo ma literę i ducha. Podczas czerwcowego spotkana z Prokuraturą Krajową nie przedstawiono nam żadnego sensownego argumentu na rzecz ekshumacji. Usłyszeliśmy zdania brzmiące surową literą prawa o konieczności otwierania grobów i niemożności odstąpienia od tego aktu. Jestem prawnuczką adwokata i wnuczką prokuratora. Myślę, że gdyby dziś żyli, potrafiliby wśród zapisów prawa znaleźć takie, które przeczyłyby tej kategoryczności.

Nie przekonały pani słowa prokuratorów, że trzeba wykonać badania szczątków ofiar tomografem komputerowym, toksykologiczne, DNA.

– Prokuratura twierdzi, że potrzebuje dowodów. Najważniejsze dowody to wrak, którego w Polsce nie ma, i czarne skrzynki, których oryginały są w Moskwie. Teraz dołączyły do nich ciała! W tym momencie każdy, kto stracił kogokolwiek z bliskich, musi poczuć moralny sprzeciw.

Bo w ciałach jest prawda. Czy będą ekshumacje smoleńskie?

Ciągle krążą plotki o zamianie ciał.

– To znaczy: wykopmy wszystkich i ułóżmy sobie pasjansa, zobaczymy, kto do kogo pasuje? Czy nikt nie pomyślał o tym, że w tak małym samolocie – bo to jest mały samolot – ci ludzie siedzieli blisko i można się spodziewać śladów i mikrośladów? I czy naprawdę potrzebujemy do wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej wiedzy, w jakim tempie umierali, jeśli wszystko trwało sześć sekund? A tego m.in. prokuratura chce się dowiedzieć.

Nagle, po tylu latach, ciało najukochańszej dla mnie osoby staje się dowodem w sprawie, jak telefony komórkowe mojego Ojca czy laptop, z którym leciał do Smoleńska? Jeśli po jednej stronie jest nasza żałoba i szczątki naszego Taty, a po drugiej stanowisko prokuratury, to ja tu nie widzę równowagi. Uważam, że prawo moralne jest po stronie mojej Mamy, Siostry i mojej. Cywilizacja zaczyna się tam, gdzie pochówki. Człowiek zaczął się wtedy, gdy po raz pierwszy zakopał swojego bliskiego i postawił na jego grobie jakiś symbol. Wykształciliśmy całą kulturę zbudowaną na pamięci i szacunku wobec przodków. I nagle to przestaje być ważne?

Na spotkaniu z prokuraturą nie usłyszała pani niczego, co uzasadniałoby ekshumację?

– Usłyszeliśmy mnóstwo przerażających szczegółów na temat tego, jak – według prokuratury – Rosjanie traktowali ciała ofiar. Wręcz epatowano nas tymi informacjami.

Po co?

– Żeby nami wstrząsnąć? Żeby nas urobić? Żebyśmy nie protestowali? Nie wiem. Kilka tygodni wcześniej przedstawiciele mojej rodziny byli na spotkaniu z prokuratorem i wtedy po raz kolejny w tym śledztwie usłyszeliśmy zapewnienie, że nie ma żadnych wątpliwości co do identyfikacji w przypadku naszego Ojca. Zatem niepotrzebna jest ekshumacja. Tymczasem na zbiorowym spotkaniu prokuratura mówi coś zupełnie innego. Oto nie wie, na co ci ludzie umarli i w jakiej kolejności, i musi robić wszystko od nowa. Co się stało w ciągu kilku tygodni, że prokuratorzy nagle zmieniają zdanie?

Polityka?

– Ale jak daleko można się w niej posunąć? Przecież połowa mnie to mój Ojciec. Dla mnie to operacja na moim ciele. Słowo „ekshumacja” poznałam pewnie wcześniej niż rówieśnicy. W naszym domu oznaczało ono rok 1943 i nazistowskie znalezisko dołów śmierci w Katyniu, ich pospieszne przekopywanie i – co ważne – powtórne byle jakie pochówki ciał, wśród których znajdował się mój Dziadek. A potem, kiedy ze Smoleńska ustąpili Niemcy, przyszli Sowieci i dokonali kolejnej ekshumacji. Dla mojego Ojca słowo „ekshumacja” to był synonim najgorszego barbarzyństwa, jakiego człowiek może się dopuścić wobec pozostałości drugiego człowieka. I dziś miałoby się to stać jego udziałem!

Znajdź mi go. Rozmowa z Ewą Kopacz, która w Moskwie towarzyszyła rodzinom ofiar katastrofy smoleńskiej

Prokuratura nie poinformowała pani, jak będą przebiegały ekshumacja i powtórny pochówek?

– Dowiedzieliśmy się tylko, że nasi bliscy muszą być wyciągnięci z grobów. Dla nas to szok, bo przecież dowody w śledztwie zachowuje się do dyspozycji prokuratury i sądu do zakończenia sprawy. Czyli będą gdzieś trzymać ciała do zakończenia śledztwa? Zgodnie z polskim prawem można ekshumować od 16 października do 15 kwietnia, a prokuratura już zapowiedziała, że nie będzie w stanie zakończyć prac do kwietnia 2017 r. To będzie trwało lata.

Przerwali pani żałobę?

– Oni nam fundują nową żałobę. Perspektywa, że będę widziała wyciąganie trumny Ojca i zbezczeszczony grób, mnie przeraża. W tym grobowcu leżą cztery pokolenia naszej rodziny. Tato często przychodził się tam modlić, bo miał poczucie silnej więzi z tymi, którzy tam spoczęli. Nie wyobrażam sobie jeszcze raz przeżywać jego pogrzebu. Jak to będzie wyglądało? Też o świcie, jak ekshumacja? Przy zamkniętych bramach, wpuszczona garstka rodziny? Wtedy towarzyszyły mojemu Ojcu tysiące ludzi. Teraz się boję, kto przyjdzie i co może się wydarzyć. Proszę zobaczyć, co się dzieje w internecie, jaka fala hejtu i żartów smoleńskich nas zalewa. Przecież z tych ekshumacji się już żartuje, tak jak z katastrofy.

Internet reaguje na „religię smoleńską” i polityczne granie katastrofą.

– Zdaję sobie z tego sprawę, ale dla mnie to bolesne. Z drugiej strony wyznawcy „religii smoleńskiej” traktują nas, rodziny niezgadzające się na ekshumacje, jako tych, którzy „nie chcą poznać prawdy”. Jeszcze chwila i dowiem się, że coś ukrywam albo jestem politycznie zaangażowana. Nas się poucza, jak mamy przeżywać stratę. Słyszę, że nie dorosłam do żałoby. Dochodzi do takich absurdów, że jedni mają za złe, że nie idę na film „Smoleńsk”, a inni z kpiącym uśmiechem na ustach zaczepiają mnie i dopytują, czy się wybiorę do kina.

Nie kpię: wybierze się pani na „Smoleńsk”?

– Po co? Mój Ojciec zginął naprawdę. Podobno jest w tym filmie scena, w której ofiary Katynia spotykają się ze zmarłymi w katastrofie. Dziś ta scena i cały film są przedmiotem kpin. W mojej najgłębszej świadomości Dziadek, który zginął od strzału w tył głowy w Katyniu, wyszedł na spotkanie Ojca, ale to nie było w filmie, tylko w niebie.

Swoją drogą, ciekawe jest tłumaczenie, dlaczego nie zaproszono rodzin ofiar na premierę. Podobno wybrano tylko tych, którzy są obecni w sferze publicznej, a żałobę reszty uszanowano. Byłby to pierwszy przypadek uszanowania naszej żałoby.

Naznaczeni Smoleńskiem

Ustalenia komisji Jerzego Millera są podważane. Lansowana jest teza o zamachu.

– Sprawa jest polityczna po stronie polskiej i rosyjskiej od samego początku. Czytałam raport komisji Millera. Ta lektura była dla mnie szokująca, bo pokazywała, że bez względu na deklaracje rządów – badania obejmowały przecież czas kilku kolejnych ekip – wszędzie, w wojsku i administracji, dochodziło do przysłowiowego machnięcia ręką. I ileś tych machnięć ręką dało katastrofalne skutki. To jak z przechodzeniem na czerwonym świetle, które wydaje się błahostką. Tyle że drobne naginanie przepisów, co każdy z nas popełnia, w przypadku samolotu nie jest już skutkiem przejścia na pasach.

Dość wcześnie poznaliśmy zapisy z czarnych skrzynek. Te nagrania, z czasem uzupełniane, są rozstrzygające. Do kokpitu ludzie wchodzili i wychodzili, padło zdanie: „Pan prezydent nie podjął decyzji”. Jasne jest, że załoga nie kierowała samolotem samodzielnie.

Zapoznała się pani z ustaleniami podkomisji smoleńskiej MON, która ogłosiła, że ma nowe dowody w sprawie katastrofy?

– Przeczytałam setki stron z ustaleniami prokuratury wojskowej, na których opiera się ta podkomisja. Pamiętam je doskonale. To, co się teraz dzieje, to wyciąganie z tych dokumentów pojedynczych zdań i przedstawianie ich jako samodzielnych tez. I – mówiąc brutalnie – wszyscy się na to nabierają: politycy (bo nie znają tych dokumentów), dziennikarze (chcę wierzyć, że nie pamiętają, co czytali) i opinia publiczna, najmniej zorientowana w temacie.

Znowu polityka?

– Metoda manipulowania stara jak świat. Każda wojna ideologiczna się nią posługuje. Mnie jednak uczono, by nie ufać zdaniom wyciągniętym z kontekstu. W mojej zakopiańskiej szkole katecheta bernardyn nauczył nas, że najgorszą rzeczą jest czytanie zdania bez niego. Tłumaczył nam, że o to wybuchały wojny religijne. Jest zdanie w Biblii: „Nie ma Boga”. Tak brzmi bez tego, co jest przed nim. W kontekście czyta się ten fragment Księgi Psalmów inaczej: „Mówi głupi w swoim sercu: Nie ma Boga”.

Tomasz Arabski: Prawda o Smoleńsku krzyczy z taśm

Ekshumacje mają wymiar propagandowy?

– Jeśli ktoś mi mówi, że nie ma możliwości technicznych szybkiego zbadania ciał, to dla mnie jest oczywiste, że przewlekanie procedury ma jakiś cel. Przecież jeśli ekshumacje będą się odbywały latami, a przy okazji pojawią się przecieki ze śledztwa – a pojawią się na pewno, mniej lub bardziej sensacyjne – to kto i co powstrzyma polityków przed ich wykorzystaniem? Albo obowiązuje tajemnica śledztwa, albo „wszystko na sprzedaż”. Jeśli żądanie prawdy jest nadrzędne w stosunku do prawdy, to znaczy, że chodzi o propagandę i polityczny interes.

Za takie słowa PiS zarzuci pani działanie polityczne.

– Bronię grobu mojego Ojca i spokoju mojej rodziny. Dlaczego znowu moja rodzina zabiera głos? Bo wielu członków rodzin ofiar tej katastrofy już nie ma siły, są zrezygnowani, dają sobą i swoją stratą manipulować. To jest bezradność – może to zabrzmi patetycznie – wdów i sierot. Co z tego, że mam 52 lata? Jestem osierocona przez mojego Ojca. Jeśli są rodziny, dla których ekshumacja to akt barbarzyński, a wiem, że nie tylko my tak myślimy, to chcemy, żeby nasze zdanie uszanowano.

Co pani może zrobić?

– Możemy apelować do opinii publicznej, by postawiła się na naszym miejscu. Będziemy apelować do ducha prawa, zachowując resztki przekonania, że prokuratorzy też znają to pojęcie. Wciąż wierzę, że są po tamtej stronie ludzie, którzy wykażą się elementarną przyzwoitością.

Kościół i biskupi? Liczy pani na ich pomoc?

– Wierzę, że Kościół katolicki nie zostawi nas samych. W którymś momencie musi dotrzeć do hierarchów, jak straszliwy kryje się w tych ekshumacjach precedens. Pogrzeb odbywa się raz. Z całym majestatem, powagą i przewidzianym przez liturgię pochyleniem się nad osobą. To nie jest spektakl teatralny. To jest święty rytuał, którego należy bronić.

Podniosło mnie na duchu stanowisko Cerkwi prawosławnej, która uznała, że ekshumowanie szczątków biskupa Mirona, który zginął w katastrofie smoleńskiej, będzie zbezczeszczeniem jego zwłok. Czekam na głosy innych autorytetów.

Tyle że część Kościoła katolickiego w Polsce to religijne ramię PiS. Już słychać głosy księży, że przecież wydobywa się z grobów relikwie.

– Wydobywać z grobu bez zgody rodziny? Ci księża to na szczęście jeszcze nie biskupi, którzy na razie milczą. Mam nadzieję, że zabiorą głos w tej sprawie. Jeśli dochodzi do pogwałcenia świętego rytuału, Kościół musi zająć stanowisko.

Wychowałam się w rodzinie katolickiej i dla nas czymś oczywistym był pogrzeb z trumną. Teraz żałuję, że nie zdecydowaliśmy się na kremację. Ojciec byłby poza zasięgiem prokuratury.

*Izabella Sariusz-Skąpska – filolog, wykładowca. Córka Andrzeja Sariusz-Skąpskiego, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Na uroczystości w 2010 r. leciał jako prezes Federacji Rodzin Katyńskich. Objęła po nim tę funkcję

zostawcie

wyborcza.pl

 

ctgmiooweaaldod

 

cthltpgw8aaacu5

 

ctgxyrkxyaageja

 

ctgv-n6xgaayrmu

PIĄTEK, 23 WRZEŚNIA 2016

Rzepliński dla GW o PiS: Nie wykluczam tego, że mnie zamkną. To, co robią, jest destrukcyjne dla Polski

21:53
rzeplinski3008_2

Rzepliński dla GW o PiS: Nie wykluczam tego, że mnie zamkną. To, co robią, jest destrukcyjne dla Polski

Jak mówi Andrzej Rzepliński w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”, pytany o swoją przyszłość po zakończeniu kadencji w Trybunale Konstytucyjnym:

„Wtedy mnie zamkną. Nie wykluczam tej możliwości. Bo jeżeli można było próbować rozwalić sąd konstytucyjny, generalnie robić rzeczy, które są wymierzone w interes Polski, tylko dlatego, że ktoś ma fobię, że nie jest w stanie – od zawsze – zaakceptować istnienia czegoś tak odrębnego, niezależnego i równorzędnego jak sąd konstytucyjny, to wszystko jest możliwe”

Jak dodaje:

„Polska nie może być tego rodzaju przygodą. To, co oni robią, jest destrukcyjne dla Polski. Nie tylko z Trybunałem Konstytucyjnym, choć głównie z Trybunałem. Przez tę serię ustaw odpychają nas od Europy”

21:44
rzeplinski1309_2

Rzepliński w GW: Nie wystąpię do Błaszczaka o ochronę. Wolałbym zjeść coś obrzydliwego

Jak mówił prezes Trybunału Konstytucyjnego w rozmowie z Tomaszem Kwaśniewskim, która ukaże się w jutrzejszej „Gazecie Wyborczej”:

„Ostatnio dostałem maila – tak naprawdę to wiem, od kogo – że jak tylko przestanę być sędzią, to on się dobierze do moich córek. To są czysto ubeckie, wie pan, metody. Tak było do 1956 roku i w stanie wojennym. Na pewno nie wystąpię do pana Błaszczaka o ochronę. Raz, że to byłoby sprzeczne z moją naturą. Dwa, że wolałbym zjeść coś obrzydliwego, niż do tego gościa wystąpić o cokolwiek. Pan chyba widział sceny, jak pan Jarosław Kaczyński jako premier, no niezbyt wysoki, stał otoczony tymi mężczyznami mającymi minimum sześć stóp wzrostu. Ale rozumiem, on ma taki styl. Ja mam inny”

Rzepliński mówi też o zięciu, który pracuje w stołecznym ratuszu:

„A niebawem media ujawnią kolejną tajemnicę wiecznie strzeżoną, a mianowicie, że sekretarzem miasta Warszawa jest jej [starszej córki] mąż, czyli mój zięć. Są dwa urzędy niepolityczne w urzędzie miasta lub gminy. Tak stanowi ustawa. Skarbnik i sekretarz, czyli szef wszystkich urzędników miejskich, niepolitycznych. Zięć został zatrudniony jeszcze przed przyjściem pani Hanny Gronkiewicz-Waltz i nie należy do Platformy Obywatelskiej. A szkoda, bo gdyby należał – mówię to z przekąsem – pewnie mocniej by awansował. Ale on jest impregnowany na polityczność”

300polityka.pl

paulina-mlynarska

 

mlynarska

Odejdą złoci chłopcy, przyjdą srebrni?

Renata Grochal, Jacek Harłukowicz, Agata Kondzińska, Łukasz Woźnicki, 24.09.2016

Sierpień 2007. Prezes Zagłębia Lubin Robert Pietryszyn ściska dłoń premiera Jarosława Kaczyńskiego po podpisaniu dokumentu o budowie nowego stadionu. Czy dzisiaj prezes PiS strąci go ze stołka szefa Lotosu?

Sierpień 2007. Prezes Zagłębia Lubin Robert Pietryszyn ściska dłoń premiera Jarosława Kaczyńskiego po podpisaniu dokumentu o budowie nowego stadionu. Czy dzisiaj prezes PiS strąci go ze stołka szefa Lotosu? (FOT. MIETEK MICHALAK / AGENCJA GAZETA)

Nie tylko ludzie zdymisjonowanego ministra Jackiewicza zarabiają w spółkach kontrolowanych przez rząd PiS.

Czas „złotych chłopców”, tak jak to było za czasów PO i PSL, się skończył – zapowiedziała wczoraj premier Beata Szydło. Ale ślad po chłopcach PO i PSL już dawno zaginął. Nastali nowi – z nadania PiS. Zanim jednak zdążyli nacieszyć się posadami, Jarosław Kaczyński zapowiedział czystkę. Po ujawnieniu przez media kolesiostwa i nepotyzmu, CBA ma skontrolować 66 spółek i dostarczyć materiałów, które pozwolą wyczyścić firmy z ludzi Jackiewicza. Będzie z kogo.

Szydło: czas „złotych chłopców” w spółkach skarbu państwa się skończył

***

Forum Ekonomiczne w Krynicy. Na salonach bryluje zdymisjonowany po „aferze madryckiej” były rzecznik PiS Adam Hofman. Kłuje w oczy drogimi garniturami i koszulami z monogramem. Działacze plotkują o biurze na 26. piętrze okazałego wieżowca w centrum Warszawy. „Gniew prezesa wzbudziła obecność na Forum lobbystów, w tym Hofmana, oferującego swoje usługi pośrednika w kontaktach z resortem skarbu” – pisze w „wSieci” Piotr Zaremba, dobrze zazwyczaj zorientowany, co się dzieje w partii Kaczyńskiego.

Hofman nazywany jest kadrowym Jackiewicza. Najlepiej płatną posadę prezesa Lotosu, z pensją 1,5 mln zł rocznie, dostał jego najlepszy przyjaciel Robert Pietryszyn. Znają się ze studiów, mieszkali razem w akademiku, Pietryszyn był świadkiem na ślubie Hofmana, pożyczał mu pieniądze. Obu do partii przyjmował Jackiewicz.

Dobrym znajomym tej trójki jest Remigiusz Nowakowski – od grudnia prezes państwowego Tauronu. Był też w radzie nadzorczej Orlenu, ale po odwołaniu Jackiewicza z ministerstwa nagle zrezygnował.

Prezesem spółki Tauron Dystrybucja-Serwis jest Krzysztof Durkalec, pełnomocnik PiS z podwrocławskich Obornik Śląskich. Magdalena Szymczuk, żona dyrektora biura poselskiego Jackiewicza, gdy był jeszcze posłem do 2014 r., wiceprezesuje spółce Tauron Obsługa Klienta i przewodniczy radzie nadzorczej Poczty Polskiej.

Remigiusz Nowakowski rok temu powołał ze znajomymi do życia Dolnośląski Instytut Studiów Energetycznych (DISE). Instytut jest mało znany, ale to prawdziwa kuźnia kadr. Prezes DISE Marcin Sienkiewicz jest dyrektorem w Towarowej Giełdzie Energii, spółce zależnej Giełdy Papierów Wartościowych. Wiceprezes instytutu Piotr Paszko zasiada w radzie nadzorczej PZU. Adam Węgrzyn z rady programowej DISE wszedł do zarządu PGNiG. Mateusz Gramza jest prezesem należących do Grupy Azoty Zakładów Azotowych „Kędzierzyn”, Krzysztof Hnatio – prezesem spółki Operator Systemu Magazynowania, która przechowuje gaz dla PGNiG.

Z DISE związany jest też Krzysztof Radomski, adwokat reprezentujący Hofmana w przegranym procesie, który wytoczył mu sztab Bronisława Komorowskiego. Był również pełnomocnikiem Jackiewicza w procesach z internautami dyskutującymi o okolicznościach śmierci mężczyzny, który zmarł uderzony przez Jackiewicza. Mecenas zasiada w radach nadzorczych Totalizatora Sportowego i EuRoPol Gazu. Drugi z ówczesnych pełnomocników Jackiewicza – Dominik Hunek – jest w radach nadzorczych LOT-u i KGHM. W Azotach szefem rady nadzorczej jest Przemysław Lis, kolejny prawnik z ekipy Jackiewicza. Trzecim partnerem obok Lisa i Hunka w kancelarii Lis i Partnerzy jest Krzysztof Lesiak – wiceszef rady nadzorczej w państwowym Dozamelu.

Czy Hofman pomagał załatwić znajomym pracę? – To nie jest ani moja rola, ani kompetencje. Mimo wielu opinii krążących na ten temat ja zajmuję się tym, na czym się znam – komunikacją i doradztwem strategicznym – mówi „Wyborczej”.

Cios posła Dawida Jackiewicza

***

Lipiec 2015. W powietrzu czuć już „dobrą zmianę”. Michał Wiórkiewicz, asystent premierów Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego, przyjaciel Hofmana, wspólnie z byłym rzecznikiem policji Mariuszem Sokołowskim zakładają spółkę R4S. Ma się zajmować PR. Hofman jest w R4S współpracownikiem. Tak jak były poseł Zbigniew Girzyński (też odchodził z PiS po zarzutach o nierzetelne rozliczanie zagranicznych delegacji).

Ustaliliśmy, że firma współpracowała z dziesięcioma spółkami skarbu państwa (z ośmioma po wygranych przez PiS wyborach). Wśród nich z Grupą Azoty. R4S szkoliła prezesów spółek, prowadziła jednorazowe szkolenia z wystąpień publicznych. Rzecznik Grupy Azoty Grzegorz Kulik nie chce powiedzieć, ile zarobiła R4S, ale zapewnia, że wynagrodzenie „miało wartość rynkową”: – W czerwcu umowa [„na doradztwo PR”] została rozwiązana.

Mariusz Sokołowski zapewnia, że większość zleceń R4S dostaje od biznesu prywatnego. Obecnie współpracuje także z trzema spółkami skarbu państwa. – Nie ujawniamy, kto jest naszym klientem ani wartości kontraktów, o ile klient sam tego nie zrobi – zastrzega.

Rodzina z ulicy Srebrnej. Krewny i zaufani prezesa PiS kontra słynny kupiec reprywatyzacyjnych roszczeń

***

Tuż po wyborach R4S podpisała pierwszą umowę z Polską Wytwórnią Papierów Wartościowych opiewającą na 18 tys. zł netto miesięcznie. Firma zobowiązała się do usług PR i doradczych, pomocy w komunikacji kryzysowej. Piotr Woyciechowski, nowy prezes PWPW- bliski współpracownik Antoniego Macierewicza, były wiceszef komisji likwidacyjnej WSI – kontynuował współpracę z firmą.

„Budowaliśmy dopiero własne służby komunikacji społecznej. Przejściowo zawarliśmy z R4S umowę w zakresie public relations. Wynagrodzenie z tytułu tej umowy zostało dwukrotnie obniżone w stosunku do pierwszej” – informuje PWPW.

Dwie faktury wystawione PWPW przez R4S opiewają każda na 11 tys. zł. R4S przygotowała m.in. rekomendacje działań promocyjnych, umawiała prezesowi PWPW spotkania, analizowała sytuację spółki. Umowa wygasła 31 sierpnia. Po wyborach R4S stała się częścią wewnętrznej rozgrywki w PWPW. Ówczesne władze spółki były skonfliktowane i dzieliły się na dwa obozy. Oba jak na ścięcie czekały na nadchodzące zmiany w spółkach i zastanawiały się, co zrobić, by wzmocnić swoją pozycję. – Jeden obóz podpisał umowę z R4S, która była kojarzona z Hofmanem. Drugi odpowiedział umową ze spółką Pracownia, kojarzoną z PiS – opowiada osoba zbliżona do dawnego zarządu PWPW. Chronologia zdarzeń zdaje się to potwierdzać: umowę z R4S podpisano 29 października. 9 listopada PWPW zawarła umowę z Pracownią.

Pytamy Hofmana, czy pomagał R4S załatwić kontrakty w spółkach skarbu państwa w zamian za prowizję od każdego zlecenia: – Ja ma kompetencje z zakresu komunikacji, nie jestem handlowcem. Nie zajmuję się załatwianiem, tylko komunikacją. Nie jestem również wspólnikiem tej spółki. Współpracuję z nią przy różnych projektach – przyznaje.

Po Warszawie krążą plotki, że służby mają nagranie rozmowy Hofmana ze znanym przedsiębiorcą, w której Hofman miał rzekomo oferować załatwienie firmie tego biznesmena kontraktu w dużej spółce skarbu państwa. – Ktoś rozpuszcza takie plotki, samo pytanie jest insynuacją. Nie współpracowałem z nim ani z żadną spółką należącą do niego i nie prowadziłem na ten temat nawet rozmowy – zapewnia Hofman.

Antoni Macierewicz, jego firma i jego TW. Czego nie wiemy o pogromcy „układu”

***

Według naszych rozmówców z PiS prezes dostał na biurko dossier opisujące poczynania ludzi Jackiewicza i Hofmana w spółkach. Był to jeden z powodów odwołania ministra.

Przy okazji Kaczyński przeciął spór dotyczący kontroli nad państwową gospodarką. Prezes wierzy, że skupienie władzy nad gospodarką w jednych rękach wyrwie Polskę z pułapki średniego rozwoju. Postawił na Morawieckiego, ale Jackiewicz długo opierał się przed przekazaniem części spółek Morawieckiemu, np. PKO BP, Polskich Inwestycji Rozwojowych i Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych. Po dymisji Jackiewicza Morawiecki najprawdopodobniej przejmie też kontrolę nad PZU.

Odejście Jackiewicza wzmacnia Morawieckiego. Ale musi szybko udowodnić, że jego plan jest czymś więcej niż tylko prezentacją w Power Poincie. W przeciwnym razie będzie miał kłopoty.

W kręgu Hofmana mówią, że kłopoty wicepremiera powinny się zacząć już podczas prześwietlania spółek przez CBA. Bo wtedy się okaże, że to, co oni zarabiali na marketingu i doradztwie, jest kroplą w morzu.

Pracownia należąca do Dymitra Hirscha i Sebastiana Bojemskiego współpracuje dziś z co najmniej trzema spółkami – PWPW, PKO BP i ARP. Dwie ostatnie nadzoruje wicepremier Morawiecki. Pracownia pracowała też dla BZ WBK, którym kierował Morawiecki, zanim poszedł do rządu. Zapytaliśmy o to bank, ale zasłonił się klauzulą poufności. Na pewno we wrześniu 2014 r. Bojemski odpowiadał za kontakt z mediami przy konkursie BZ WBK „Tu mieszkam. Tu zmieniam”. Adresem do kontaktu był jeden z adresów Pracowni.

***

Hirscha i Bojemskiego łączy harcerstwo i kult „żołnierzy wyklętych”. Bojemski napisał książkę „Narodowe Siły Zbrojne w Powstaniu Warszawskim”. Hirsch jest prezesem niewielkiego wydawnictwa The Facto, które wydało m.in. książkę „Moi rodzice” Marty Kaczyńskiej i „Szukając Inki. Życie i śmierć Danki Siedzikówny”. Tę drugą jeszcze przed wyborami pomogło wydać PZU.

Obaj działali w Radzie Zakonu Rycerzy Rycerzy Kolumba – katolickiej organizacji charytatywnej dla mężczyzn, która pomaga materialnie swoim członkom i ich rodzinom, a także „wspiera w umacnianiu wiary katolickiej”. Patronem Rady był założyciel Opus Dei św. Josemaria Escrivá.

Według naszych rozmówców Hirsch i Bojemski współpracują z PiS od wyborów do Parlamentu Europejskiego w 2014 r. Bojemski zaprzecza , ale osoba znająca kulisy pracy sztabu mówi, że przyprowadzili ich do prezesa Kaczyńskiego były rzecznik partii Marcin Mastalerek i szef komitetu wykonawczego Joachim Brudziński.

PWPW nie chce ujawnić wartości kontraktu z Pracownią. Informuje jedynie, że dotyczy on „usługi w zakresie budowania wizerunku firmy i komunikacji społecznej, a także z zakresu polityki historycznej”. Firma Hirscha i Bojemskiego przygotowywała m.in. wystawy na ogrodzeniu PWPW: o roli PWPW w powstaniu warszawskim i o „żołnierzach wyklętych”. Podczas marcowej wystawy na ogrodzeniu zawisła m.in. fotografia Romualda Rajsa „Burego”, którego oddział mordował białoruską ludność cywilną na Podlasiu.

Od marca Pracownia współpracuje z PKO BP. – Realizuje zadania szeroko rozumianego PR – mówi Edyta Skorupska z biura prasowego banku. Szczegółów umowy nie ujawnia. Bojemski publikuje w sieci zdjęcia patriotycznych, wielkoformatowych banerów, które PKO wiesza na warszawskiej Rotundzie.

Tydzień temu napisaliśmy o dobrym znajomym Hirscha i Bojemskiego – Michale Kuczmierowskim, dyrektorze departamentu marketingu w PKO BP. Przyszedł z BZ WBK , gdzie pracował przez lata prezesury Morawieckiego. On także jest harcmistrzem ZHR, w kwietniu 2010 r. postawił krzyż przed Pałacem Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu. Razem z Hirschem, Bojemskim i Pracownią mają spółkę Eastern Consulting. – Spółka nie prowadzi działalności od lat – mówi Bojemski. W 2009 r. wspólnie – jako Pracownia – prowadzili działalność lobbingową w Sejmie. PKO BP twierdzi, że Kuczmierowski w ramach pracy dla banku nie współpracuje z Pracownią.

Pracownię znajdujemy także w Agencji Rozwoju Przemysłu. Jej prezesem jest Marcin Chludziński – związany z prawicowym think tankiem Fundacja Republikańska – który zasiada także w radzie nadzorczej PZU. W marcu ARP zawarła umowę z Pracownią na „obsługę komunikacyjną procesów restrukturyzacyjnych”. Rzeczniczka ARP Joanna Zakrzewska szczegółów umowy nie zdradza.

Drogi prezesa Chludzińskiego z ARP, dyrektora Kuczmierowskiego z PKO BP i Bojemskiego z Pracowni krzyżują się w jeszcze jednym miejscu. Wszyscy są wykładowcami Akademii Liderów Rzeczypospolitej (ALR). To cykl szkoleń dla studentów i absolwentów organizowany przez Fundację Inicjatyw Młodzieżowych (FIM), której partnerem strategicznym jest BZ WBK. Jej prezesem do marca był Mariusz Chłopik, były pracownik biura prasowego PiS, radny PiS warszawskiego Rembertowa i zięć ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła, dziś zatrudniony w ARP. „Gwiazdą” wrześniowego obozu letniego FIM miał być Mateusz Morawiecki.

– Z iloma państwowymi spółkami współpracowała Pracownia? – pytamy Bojemskiego. – Nie udzielam informacji handlowych – mówi. Podobnie odpowiada na pytania o szczegóły umów z PKO BP, ARP i PWPW. Dowiadujemy się jedynie, że firma zajmuje się „szeroko pojętym PR: doradztwem wizerunkowym, kontaktami z mediami, szkoleniami”.

– Skąd pan zna wicepremiera Morawieckiego? – dopytujemy. – Każdy z nas działał społecznie. Stąd znamy wielu działaczy społecznych oraz polityków – mówi.

***

Według naszych rozmówców umowy ze spółkami skarbu państwa podpisywała także spółka Apella, związana z twórcą SKOK-ów senatorem Grzegorzem Biereckim, byłym politykiem PiS. Bierecki zasiada w radzie nadzorczej Apelli, a ta jest udziałowcem Fratrii wydającej tygodnik braci Karnowskich „wSieci”. Prezesem Apelli i Fratrii jest Romuald Orzeł, b. prezes TVP.

O współpracę z Apellą zapytaliśmy Totalizator Sportowy, PGNiG i TVP. Dwie pierwsze firmy – w całości należące do skarbu państwa – nie odpowiedziały na pytania, zasłaniając się tym, że „umowy z kontrahentami są tajemnicą przedsiębiorstwa”. TVP, chociaż Apella brała w maju udział w rozgrywkach piłki nożnej organizowanych przez biuro reklamy publicznej telewizji, w ogóle się nie wypowiedziała.

Jeszcze we wrześniu na stronie internetowej Apelli mogliśmy przeczytać, że „w lutym 2016 roku Apella podjęła długoterminową współpracę z PGNiG S.A. Jedną z pierwszych realizacji były materiały wizerunkowe pod hasłem Ludzie. Najcenniejsze Zasoby. Sesja zdjęciowa z udziałem blisko 50 pracowników odbyła się w kwietniu i maju 2016 roku na terenie obiektów PGNiG w całej Polsce”. Informacja znikła ze strony 19 września. Dwa tygodnie wcześniej ze stron Apelli usunięto też inną informację, że od kwietnia firma „pracuje nad odświeżeniem kompletu Ksiąg Identyfikacji Wizualnej dla podmiotów z grupy kapitałowej PGNiG”. Pytana o współpracę ze spółkami skarbu państwa, Apella zasłoniła się tajemnicą przedsiębiorstwa.

***

W radzie nadzorczej Azotów znaleźliśmy jeszcze jednego adwokata – Bartłomieja Litwińczuka. Nie przeszedł przez Akademię Liderów Rzeczypospolitej, której patronuje były bank Morawieckiego. Nie mieszkał też w akademiku z Hofmanem. Za to reprezentował ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę w wielu sprawach sądowych. Na przykład w procesach cywilnych, które obecny prokurator generalny i minister sprawiedliwości wytaczał tygodnikom „Polityka”, „Newsweek” i „Przegląd”. Jak podał portal OKO.press, za rządów PiS Litwińczuk wszedł do czterech rad nadzorczych: Polskiego Holdingu Obronnego (w grudniu 2015 r.), Grupy Azoty (w lutym), PKP Cargo Service (w marcu) oraz należącej do PZU firmy ubezpieczeniowej Link4 (w czerwcu). We wrześniu wszedł do zarządu PZU Życie. Zrezygnował z dwóch rad: PKO Cargo Service i Link4. Dyrektorem marketingu w Link4 jest żona Ziobry Patrycja Kotecka.

***

Czy zapowiedziana przez Kaczyńskiego i Szydło czystka uzdrowi sytuację w spółkach skarbu państwa?

Andrzej Nartowski, założyciel Polskiego Instytutu Dyrektorów zajmującego się ładem korporacyjnym w spółkach, jest sceptyczny. – Może na miejsce „złotych” chłopców przyjdą „srebrni” chłopcy, a może „platynowe” dziewczyny. Nie widzę żadnych przesłanek świadczących o tym, że PiS idzie w stronę merytokracji. To, że wyrzucają jednych, najczęściej oznacza, że na ich miejsce powołają gorszych – mówi Nartowski. I tłumaczy, że przy obsadzie spółek nie bierze się pod uwagę dwóch zasadniczych elementów: kwalifikacji i doświadczenia. Jako przykład podaje Wojciecha Jasińskiego, który nie jest ani złotym, ani chłopcem, ale został prezesem Orlenu.

Wideo „Magazynu Świątecznego” to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.

W ”Magazynie Świątecznym” czytaj:

Andrzej Rzepliński: A potem słyszę, jak ktoś krzyczy w moim kierunku dwa razy: „Zdrajca!” [ROZMOWA, CZĘŚĆ I]
W Częstochowie podczas wizyty papieża podszedł dżentelmen z flagą biało-czerwoną i watykańską. Gdy go mijałem, zawołał: „Szujo, twoje miejsce jest w dole z wapnem!”. Rozmowa Tomasza Kwaśniewskiego

Andrzej Rzepliński. Przekraczający Granice, Wszelkie [ROZMOWA, CZĘŚĆ II]
Tomasz Kwaśniewski: W grudniu przestanie pan być sędzią, prezesem Trybunału, i wtedy co? Prof. Andrzej Rzepliński: – Wtedy mnie zamkną

Beksińscy. Nikt by tego nie wymyślił
Jedni się przytulają i mówią sobie „kocham cię”, a inni szczerze ze sobą rozmawiają o wszystkim. Nie trzeba się dotykać, żeby się kochać. Z Robertem Bolestą, scenarzystą filmu o Beksińskich, rozmawia Katarzyna Wężyk

Odejdą złoci chłopcy, przyjdą srebrni?
Nie tylko ludzie zdymisjonowanego ministra Jackiewicza zarabiają w spółkach kontrolowanych przez rząd PiS

Wybory w USA. Nowy Jork nie wierzy Trumpowi
Wyobraź sobie, że któregoś dnia wchodzisz do metra, a tam wszyscy podobni do siebie. To byłby jakiś koszmar

Niepokojąca woń przypalonej marchwi. Rozmowa z Markiem Krajewskim
Piszę trzy godziny i czterdzieści osiem minut. Przez dwie godziny dwadzieścia czytam filozofów po grecku i po łacinie, a pozostały czas poświęcam na szlifowanie angielszczyzny, zwykle podczas biegania. Normalne życie zwykłego pracującego rzemieślnika

Kochane zdrowie, ile cię trzeba cenić
Ja leczę nogę, kolega głowę, koleżanka żołądek, a urzędnik pilnuje, żeby było jak najtaniej. A że pacjent za rok się rozleci i trzeba będzie zapłacić znowu, tylko więcej? To się wrzuci w nowy budżet. Z prof. Elżbietą Mączyńską i prof. Stanisławą Golinowską rozmawia Elżbieta Cichocka

Kto cię wyleczy, jeśli nie szeptucha?
Kiedyś babki stanowiły pierwszą i jedyną pomoc w problemach duchowych i zdrowotnych, teraz ludzie zwracają się do nich najczęściej wówczas, kiedy medycyna nie jest w stanie pomóc. Nie dają leków. Czasem ofiarują jakieś zawiniątko, które należy nosić przy sobie. Z Urszulą Szczepankowską rozmawia Aleksander Dobrzyński

Szkoła demokratyczna. Dziś gotuję, jutro czytam
Wojtek: Uczyć się? Pewnie zacznę, tylko jeszcze zagram w „Minecrafta”. Liwia: W zwykłej szkole ciągle chorowałam. Ze stresu, z niewyspania, ciągle myślałam o świadectwie. Ojciec: Mój syn może roznosić gazety, byle był ciekawym gościem

Cóż bo za chwała nad trupem się znęcać? [SKARŻYŃSKI]
Przed decyzją o ekshumacji ciał smoleńskich ofiar Zbigniew Ziobro powinien wrócić do lektury Sofoklesa

ida

wyborcza.pl