Trzy teksty Waldemara Mystkowskiego.
Jarosław Kaczyński w Jachrance urządził stypę.
Kazimierz Marcinkiewicz określił wyjazdową sesję PiS w Jachrance stypą: – „Jak się spojrzy na spotkanie PiS w piątek i wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego, to widać, że to stypa”. I bodaj to najtrafniejsze określenie tego, co dzieje się w partii Kaczyńskiego.
PiS dał się przyłapać na grze obłudnika. Henri Bergson pisze o świętoszku Tartuffe, że on gra świętoszka i tak mu weszła rola w krew, iż już inaczej nie potrafi. Jest świadomy swojej śmieszności. Tak jest z partią Kaczyńskiego – klaskali w reakcji na słowa na słowa prezesa, ale nie wierzyli w jego słowa.
W każdej ideologii, reżimie, autokracji, nie za dużo mówią o niej słowa krytyczne, ale prawda materialna, która jest na zewnątrz – tym wypadku na twarzach polityków PiS. Będą zakłamywać, ale będą chcieli, abyśmy nie wierzyli w ich absurdy (paradoks, prawda?), dlatego nie słuchajmy ich, ale patrzmy na „prawdę”, która jest obok.
PiS ma jeden cel, chce już tylko przetrwać do wyborów. Nie mają innych celów. Wszystko im się sypie. Z powodu demolki Polski, którą poczynili w każdej sferze, bo skorzystali z dobra wypracowanego przez poprzedników, sypie im się także z powodu kadr. Ta partia nie ma ludzi kompetentnych, nie ma w niej kreacji, jest tylko reaktywność („PO-PSL przez 8 lat…” i podobne lelum-polelum), wyartykułowana przez Kaczyńskiego w Jachrance.
Te braki jednak spowodują, że sięgną po polityczny idiom igrzysk. Będą ścigać i nie dlatego, aby posadzić, ale by zająć czymś publikę, aby odciągnąć od rzeczywistych problemów, które stoją przed społeczeństwem, przed Polakami, przed Polską.
Pierwszy lepszy przykład. Zawłaszczanie państwa przez PiS widać jak na dłoni w spółkach energetycznych, w których siedzą pociotkowie Morawieckich, Dudów, Kaczyńskich i pozostałego drobiazgu nepotyzmu – celnie nazwanego przez jednego z polityków Platformy: szarańczą.
Szarańcza doprowadziła do tego, że od następnego roku ceny prądu wzrosną o kilkadziesiąt procent. Ostrożnie przewiduje się 30-40 proc., może to być nawet 70-80 proc., a może więcej. Jaki mają pomysł, aby oddalić katastrofę gospodarstw domowych? A taki by sfinansować podwyżki z publicznych pieniędzy, czyli wziąć od nas i naszymi pieniędzmi zrekompensować. Ale i tak odbije się to na cenach produktów i usług. Zresztą Unia Europejska może finansowanie spółek energetycznych zahamować, bo tak się nie gospodarzy, tylko kradnie.
Owo „udawactwo” jest o tyle śmieszne, że te rekompensaty mają dotyczyć tylko roku 2019, czyli przetrwania do wyborów, bo po nich dla Morawieckiego, Kaczyńskiego, dla ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego, choćby potop.
I w tym momencie kończy się Tartuffe. Dopóki wierzył, ze gra, że jest śmieszny, można było przeżyć. Ale gdy wierzy, że jest prawdziwy, że postępuje właściwie. to… Odwołam się do Bergsona: „… jest wstrętny”. Jest nie do przyjęcia, bo prowadzi do prawdziwej katastrofy.
Politycy PiS nie są żadnymi orłami, to podrzędny gatunek fachowców, ale i oni mieli świadomość, iż ich Tartuffe Kaczyński urządził stypę. Gdyby tylko ona dotyczyła PiS, można byłoby jakoś owego towarzystwa pożałować, ale ta stypa może dotyczyć Polski. Dlatego nie dajmy się nabrać, nie pozwólmy im grać na naszych emocjach. Należy obnażać te zakłamane maski. Te potwory mogą zrobić z Polski potwora Europy, a z nas podobne niedobitki cywilizacyjne.
Władza PiS powiela schematy zarządzania z bliskiej jej kulturowo i ideowo przestrzeni politycznej. Niestety, nie korzysta z metodologii poszerzania demokracji wykuwanej w think tankach na wzór zachodni, ale przenosi sztance dosłownie ze Wschodu. Widać to bardzo konkretnie na przykładzie jednego bardzo ważnego ośrodka zlokalizowanego przy Kancelarii Premiera, chodzi mianowicie o Centrum Analiz Strategicznych (CAS).
CAS, zwane też „mózgiem rządu”, to jeden ze sztandarowych projektów PiS, który został zapowiedziany przez Mateusza Morawieckiego w jego expose. Niby rząd powinien mieć strategię, która pozwala mu prowadzić sensowną politykę wewnętrzna i zewnętrzną, ale gdy przyjrzymy się bliżej temu tworowi, wygląda to na właściwą PiS-owi prowizorkę.
CAS można porównać do kremlowskich technologów władzy, którzy podrzucają Putinowi pomysły zarządzania państwem, a jak jest jakiś problem, piszą przystępne elaboraty, których wykładnia obowiązuje w rosyjskich mediach.
Od pewnego czasu w naszych mediach pojawia się postać prof. Waldemara Parucha, który ma ambicje, aby zostać politykiem, ale nawet z dobrych miejsc na listach wyborczych PiS nie dostaje się do żadnego ciała przedstawicielskiego. Dziwna to postać, by nie napisać dziwaczna, bowiem nie udało mu się dostać z pierwszego miejsca pisowskiej listy do PE, a startował z twierdzy PiS, z okręgu lubelskiego.
Jego stan intelektualny definiuje całkiem dobrze to, że był członkiem komitetu naukowego II i III Konferencji Smoleńskiej z lat 2013–2014. No i jest politologiem. Z dotychczasowej kariery medialnej Paruch przedstawia się bardziej, jako profesor propagandy, a nie politolog, czy też strateg, wszak nawet strategicznie nie potrafił się przeszwarcować do Brukseli na świetnie płatną synekurę.
Paruch ostatnio chodzi wokół pisowskiego gorącego kartofla, albo też zbuka (matafory do wyboru), jaką jest afera KNF, mająca przerzuty na coraz większą sferę świata finansów, ujawnił się przerzut na Narodowy Bank Polski, na SKOK-i, w tym odświeżony został spektakularny upadek SKOK Wołomin. Najnowszy przerzut dotyczy banku Zygmunta Solorza, z którym kilka dni przed ujawnieniem afery KNF spotkał się Morawiecki.
Otóż „technolog” prof. Paruch twierdzi, że Polacy aferą KNF się „nie przejęli, bo nic to w ich życiu nie zmieniło”. Co nie jest prawdą, bo badania dla „Faktu” i Onetu mówią coś innego. Zastanawia przy okazji coś innego, mianowicie władze PiS nie myślą, jak zażegnać zdegenerowanie niezależności takich instytucji, jak KNF i NBP, ale obchodzi ich jedynie to, jak pozamiatać afery pod dywan, jak wmówić społeczeństwu, że nic się nie stało.
Sama postać Parucha pokazuje, jakimi PiS dysponuje kadrami i jakie wzorce kulturowe partia Kaczyńskiego asymiluje na naszym gruncie. Nie powinno to dziwić, bo tatuś Mateusza Morawieckiego, Kornel odczuwa szczególną miętę do Kremla.
Od poniedziałku w mediach krążyć będzie kolejny zbuk wysiedziany przy okazji afery KNF. Roman Giertych zapowiedział złożenie wniosku o przesłuchanie premiera Morawieckiego w śledztwie dotyczącym KNF, w związku z jego spotkaniem z Solorzem, właścicielem Polsatu, którego telewizja to kolejna tuba PiS.
Spointuję: gnije nam Polska, wolny umysł źle się w niej czuje, bo jest zatruwany w przestrzeni publicznej przez zniewolone umysły Morawieckiego i jego „mózg” Parucha.
Piątkowe przemówienie Jarosława Kaczyńskiego w Jachrance w ogóle nie było oryginalne, prezes powtarzał swoje banały – by nie rzec banialuki – ale wskazuje, jaką drogą powiedzie swoje owieczki przez następny rok do wyborów parlamentarnych, acz te do PE nie są dla niego ważne, niemniej mogą pociągnąć za sobą konsekwencje topielca znajdującego się w wirze wodnym, który może wciągnąć i PiS zatopić.
Przemowę swoją prezes zbudował na najprostszym schemacie narracyjnym: my – oni. Zauważmy – nie było to: my i Polska, my i Unia Europejska, bądź my i przyszłość, ale stosunek „naszego” pisowskiego posiadania do onych. Jest to podstawa myślenie feudalnego, w którym pan decyduje, co jest dobre i co jego podwładnym (suwerenowi) się należy. Ponadto prymitywizm tej narracji polega na tym, że „my” pisowcy jesteśmy zawsze lepsi. Dante tak zbudował „Komedię boską”: my z piekła rodem (w tym wypadku kler) jesteśmy dla was dobrem – i wraz z nami wylądujecie na dnie, w którymś z kręgów piekieł. Uczulam na to, bo mamy do czynienia z formacją polityczną, która prowadzi nasz kraj do katastrofy. Kaczyński nie musi być tego świadomy, bo to człowiek ograniczony.
Prezes zrezygnował z repolonizacji mediów, co mu skutecznie wybiła z głowy ambasador USA Georgette Mosbacher. I za to należy jej się wielkie dzięki, gdyż wolne i niezależne media nie pozwolą PiS-owi na ukrywanie swoich afer, a te są podstawą rządzenia feudalnego. Takiego skutku nie odniosłyby żadne instytucje unijne, bo z nimi PiS niespecjalnie się liczy.
W dalszym ciągu będziemy mieli do czynienia z przykrywaniem afery Komisji Nadzoru Finansowego, która musi pogrążyć PiS, bowiem wszelkie działania maskujące prowadzą do odkrywania kolejnych kręgów korupcji, upartyjnienia państwa. Znowu mamy do czynienia z narracją dantejską. Jakikolwiek skrawek opowieści się odsłoni, pokazuje piekło PiS.
Kaczyński skupił się na onych z Platformy Obywatelskiej, politykom partii Grzegorza Schetyny zostanie sporządzone piekło, czasami przy pomocy innych podmiotów opozycyjnych, które mogą być nieodporne na manipulacje prezesa. I znowu możemy mówić o szczęściu, bo rdzeń sądownictwa zachował niezależność i nie pójdzie na żaden dyktat bezprawia.
Kaczyński będzie się pienił, tak samo jak desygnowany przez niego premier Mateusz Morawiecki. Zdani są więc na bicie głową w mur. Raczej go nie przebiją, najwyżej głowy sobie rozbiją, nie ucierpi na tym rozum, bo go za wiele nie mają.
Na powyższych polach PiS jest na przegranych pozycjach, może nadrobić tylko w sferze socjalnej, fundując prezenty grupom społecznym, ale i to nie będzie możliwe do zaspokojenia, bo nierządzenie – po raz pierwszy mamy partię u władzy, która nie rządzi, tylko rozdaje – przyniesie efekty (o czym przekonali się komuniści) w drożyźnie, a ta musi być konsekwencją podniesienie ceny energii. Nawet gdyby budżet rekompensował podwyżkę indywidualnym odbiorcom prądu, to nie jest w stanie tego samego zrekompensować przedsiębiorcom, a ci z kolei – by nie zbankrutować – podniosą ceny za produkty i usługi. PiS może tę drożyznę przesunąć na czas po wyborach, wątpię jednak by tak długo udawało im się odwlec.
Politycy PiS nie należą do żadnych orłów, to drób rzędu nielotów, ale i oni wyczuwali pismo nosem podczas przemówienia prezesa – swąd porażki piekielnej krążył nad nimi jak swego czasu widmo komunizmu. Joachim Brudziński nawet przyznał się, że dobra zmiana uczyniła z niego potencjalną skwarę, którą zostanie po porażce.
Porażka PiS jest w rękach opozycji, oby nie popełniała błędów, nie rozdrabniała się i nie formułowała programu na prymitywnej dychotomii – my i oni. Prezesa przemówienie w Jachrance należy do narracji diabelskiej alternatywy, co by nie zrobił, czego by nie zmanipulował, zawsze wyjdzie mu diabelski ogon. I tak jest zwykle z ludźmi, którzy nie mają predyspozycji do rządzenia, ale mają ambicje i wizje. Kończą w piekle niemocy, w imposybilizmie, który to termin prezes niespecjalnie rozumiał, gdy kiedyś go nadużywał. A teraz go dopadł.