Kaczyński zadowolony z wyniku wyborów? „Nie pod każdym względem, można powiedzieć”
Po południu dojdzie do spotkania sztabu wyborczego zwycięskiego kandydata i wstępnego podsumowania kampanii; jednym z tematów mają być działania Dudy jako prezydenta elekta. Wiadomo, że do 6 sierpnia Duda będzie chciał kontynuować spotkania z wyborcami.
Po spotkaniu sztabu, w którym ma wziąć udział prezes PiS Jarosław Kaczyński i sam Duda, odbędzie się posiedzenie klubu PiS.
– Nie zapadną dzisiaj żadne decyzje personalne. Powoli sobie to układam w głowie. Proszę dać mi trochę czasu – powiedział Duda w Krakowie pod swoim domem, pytany przez dziennikarzy o posiedzenie sztabu.
„Jeszcze nie czuję się prezydentem”
Dziennikarze pytali również Dudę, czy czuje się już prezydentem.
– Jeszcze się nie czuję. Do 6 sierpnia jeszcze sporo czasu. Na pewno powolutku, spokojnie, z rozwagą, te decyzje, także personalne, się poukładają – powiedział.
Przedstawiciele mediów chcieli też wiedzieć, jak na jego zwycięstwo zareagowali sąsiedzi. – Bardzo miło. Zawiesili mi balony na poręczy schodów, koło naszych drzwi, z gratulacjami. Bardzo miły gest – podkreślił Duda.
Pod blokiem spotkał mężczyznę, według którego jego ojciec ogłosił upadłość kilka lat temu i jest w bardzo trudnej sytuacji materialnej; ma problemy m.in. z komornikiem, bo ten zaniżył wartość jego majątku. Duda wziął dane kontaktowe do mężczyzny i odesłał go do Biura Pomocy Prawnej, kierowanego przez Janusza Wojciechowskiego (PiS).
Kaczyński oszczędny w słowach
Prezes PiS Jarosław Kaczyński, z którym dziennikarze nie mieli jeszcze okazji rozmawiać po wyborach, był w Sejmie, ale niezbyt chętnie odpowiadał na pytania. Pytany m.in. o to, czy jest zadowolony z wyniku wyborczego i przebiegu kampanii, odparł jedynie: – Nie pod każdym względem, można powiedzieć.
Kaczyński zapytany, czy będzie premierem po jesiennych wyborach parlamentarnych, odpowiedział: – Niczego nie potwierdzam, niczemu nie zaprzeczam, najpierw trzeba wygrać wybory.
Andrzej Duda, zdobywając w niedzielnej II turze wyborów 51,55 proc. głosów, pokonał konkurenta, urzędującego prezydenta Bronisława Komorowskiego, którego poparło 48,45 proc. wyborców.
Sasin u Olejnik: Nikt nie bojkotował prezydenta Komorowskiego. Kaczyński nie chciał brać udziału w organizowanych przez niego imprezach propagandowych
Jacek Sasin jest typowany na nowego szefa Kancelarii Prezydenta. – To jest zaszczyt – mówił w programie Moniki Olejnik, podkreślając jednak, że wybór współpracowników jest przywilejem prezydenta. Sasin powiedział, że wstrzyma się z komentarzami do czasu ogłoszenia nominacji.
Olejnik podsumowała, że nie jest to normalne, skoro Jarosław Kaczyński nie rozmawiał z prezydentem Bronisławem Komorowskim i nie przychodził na posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Przypomniała też, że prezesowi Prawa i Sprawiedliwości trudno było mówić „prezydent”, mówił po prostu „Bronisław Komorowski”. – Bojkotował prezydenta – powiedziała Olejnik o Kaczyńskim. – Nikt nikogo nie bojkotował – odparł Sasin. – Natomiast normalne było to, że Jarosław Kaczyński nie chciał brać udziału w propagandowych imprezach organizowanych przez Bronisława Komorowskiego. Posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Narodowego nie służyły niczemu, co mogło mieć wpływ na to, jak Polska jest zarządzana, albo czy jest bezpieczna, czy nie – podkreślał Sasin. Dodał, że pierwsze posiedzenia RBN miały miejsce w czasie kampanii wyborczej 2010, kiedy Komorowski był jeszcze kandydatem na prezydenta.
Nie można bojkotować prezydenta
– Prezydenta można krytykować, ale nie można go bojkotować. Nie można prowadzić przeciw niemu wojny – podkreślał Sasin. Monika Olejnik jednak naciskała: – Jak to, a co robił PiS? – Nigdy nie robiliśmy czegoś takiego! – odpowiedział poseł PiS na koniec audycji.
W pierwszej części programu Olejnik pytała też o spełnianie obietnic wyborczych. – Czy prezydent Andrzej Duda powinien przygotować projekty ustaw, żeby zmienić wiek emerytalny i podnieść kwotę wolną od podatków do 8 tys.? – zwróciła się do Sasina. Poseł odpowiedział, że Duda nie zamierza zwalniać tempa i poza intensywnymi spotkaniami z Polakami, które zapowiadała Beata Szydło, planuje przygotowanie rozwiązań ustawowych, o których była mowa w kampanii.
Prace legislacyjne od pierwszych dni
– Od pierwszych dni będzie to intensywna prezydentura – podkreślił Sasin. Mówił też, że proces legislacyjny trwa, zwłaszcza jeśli większość parlamentarna nie jest zainteresowana szybkim procedowaniem ustaw. Może więc być tak, przyznał poseł, że prezydent Duda złoży projekt ustawy, ale parlament przed wyborami nie zdąży się jego projektami zająć.
– Kto będzie dawał pieniądze na postulaty prezydenta Andrzeja Dudy? – zapytała Sasina Olejnik. – Jak to „kto będzie dawał”? – oburzył się poseł PiS. – Pieniądze w państwie na wszystkie rozwiązania są i muszą być zapisane w budżecie państwa – tłumaczył. – Ale czy budżet państwa podoła? – pytała dalej dziennikarka. Jacek Sasin odpowiedział, że oczywiste jest, że przy składaniu konkretnej ustawy wskazuje się źródła finansowania w konkretnych zapisach ustawowych.
– Pan się domyśla, skąd będą te pieniądze? – drążyła temat Olejnik. Sasin odpowiedział, że pieniądze mogą pochodzić z uszczelnienia systemu fiskalnego. Podkreślił, że jego zdaniem kilkadziesiąt miliardów z podatku VAT ucieka przez szarą strefę.
List Episkopatu do Andrzeja Dudy. „Większość rodaków łączy z pańską prezydenturą wiele nadziei”
Andrzej Duda (Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Gazeta)
„Życzymy Panu Prezydentowi skutecznego jednoczenia Polaków wokół spraw najważniejszych dla Polski oraz darów Ducha Świętego w sprawowaniu najwyższego urzędu w Państwie. Niech światło Ducha Świętego towarzyszy Panu Prezydentowi w podejmowaniu ważnych decyzji i w codziennej służbie dla Rzeczypospolitej” – dodają.
Dziękuję Łukaszowi Warzesze. Nie spodziewałem się, że tak wybitna persona przyzna mi nagrodę za moją pracę
Panie Łukaszu (byliśmy kiedyś znajomymi na Twitterze, mam nadzieję, że nie przeszkadza Panu ta bezpośredniość), dziękuję! W najnowszym numerze tygodnika „W Sieci” przyznał mi Pan „Nagrodę Dziennikarskiego Padalca”. Jestem wzruszony.
Panie Łukaszu, jestem zaszczycony i onieśmielony. Otrzymać wyróżnienie od tak zacnej persony jak Pan to wielka sprawa. Przez lata budował Pan swoją pozycję pisząc o mastektomii Angeliny Jolie jako „fanaberii znudzonej gwiazdki”, WOŚP nazwał „aroganckimi sukinsynami”, a Hannę Gronkiewicz-Waltz „bladzią”. Poza tym wie Pan, co to dobre dziennikarstwo, czego dowiódł Pan usprawiedliwiając zaglądanie do łóżka Robertowi Biedroniowi i Annie Grodzkiej (a nawet chwaląc się, że Pan pierwszy to zrobił).
Wyróżnienie cenię sobie tym bardziej, że jest Pan człowiekiem renesansu. Nawet w felietonie, którego sporą część poświęcił Pan mnie popisuje się Pan znajomością historii, zasad ruchu drogowego oraz węgierskiej polityki i prawa podatkowego. Także w swojej twórczości w licznych czasopismach i gazetach, a szczególnie na Twitterze porusza Pan niezwykle szeroką tematykę.
Jest więc Pan – jak już ustaliliśmy – specjalistą od onkologii, ale też od ikonek w telefonach Apple’a i konkursów piosenki. Tylko z nawigacją Panu nie idzie, ale nikt nie jest idealny. A, i z researchem o multi-kulti.
Dlatego nagroda od człowieka tak wielkiej kultury, tak wyważonego i wstrzemięźliwego w sądach jest dla mnie tym bardziej cenna. Szczególnie, że może mnie Pan trochę nie lubić po naszej dyskusji na Twitterze, znanej w sieci jako „zaoranie Warzechy”. Ale to wspaniale, że potrafił się Pan wznieść ponad dawne urazy. Może w tym przypływie łaskawości odblokuje mnie Pan na Twitterze, tak jak wielokrotnie odblokowywał Pana Radosław Sikorski, Pana były kolega? Naprawdę jest mi smutno bez codziennej dawki Pana złotych myśli.
Kończąc, pisze Pan „Jestem w głupiej sytuacji, bo piszę swój felieton przed ogłoszeniem wyników wyborów prezydenckich”. Rozumiem, że cykl wydawniczy i ograniczenia techniczne, ale zamiast świętować z przyjaciółmi PiS wygraną Andrzeja Dudy, mógł Pan zaryzykować i napisać tekst na podstawie sondaży. Tak, jak zrobił to np. Tomasz Lis w „Newsweeku” stwierdzając, że „nowym prezydentem zostanie najprawdopodobniej Andrzej Duda”. Zamiast tego wybrał Pan jakiś poboczny wątek i plucie jadem.
P.S. Czy wyróżnienie, które mi Pan przyznał wiąże się z jakąś nagrodą rzeczową? Gdzie ewentualnie mogę ją odebrać?
Meller: Takich emocji nie było od 1989. Nie warto histeryzować, nic tragicznego się nie stało
Po ogłoszeniu wyników exit poll w mediach społecznościowych pojawiły się setki wpisów o koniecznej emigracji, niektórzy deklarowali usunięcie z listy kontaktów osób, które wyrażały poparcie dla drugiej strony. Te powyborcze emocje skomentował Marcin Meller. „Po pierwsze: proponuję coś na uspokojenie”– napisał na Facebooku. W ciągu kilku godzin blisko 20 tys. osób kliknęło „lubię to”.
Patryk Strzałkowski, Gazeta.pl: Dlaczego warto studzić emocje po wyborach?
Marcin Meller: Poziom złego, toksycznego rozemocjonowania jest dziś taki, jakiego nie było chyba od 1989 roku. To mogło być zrozumiałe w kampanii wyborczej, choć już wtedy emocje przekraczały wszelkie możliwe granice. Jednak z czasem osiągnęło to niezdrowy wymiar – kłócili się znajomi, rodziny. Od paru lat żyjemy w stanie psychologicznej zimnej wojny domowej, nie podkręcajmy tego jeszcze bardziej.
Po drugie, pamiętajmy, że nie stało się nic tragicznego. Nie zaczęła się wojna, nie doszło do zamachu stanu. Były wybory i zgodnie z demokratycznymi regułami gry zwyciężył w nich jeden z kandydatów, popierany przez większość wyborców. Tego kandydata popiera partia, która dla wielu może być kontrowersyjna, ale przecież przestrzega reguł demokracji.
Do czego może doprowadzić tak wysoki poziom emocji w związku z wyborami?
– Boję się, a nawet wiem, że w kontekście zbliżającej się kampanii wyborczej ta skala skrajnych emocji będzie rosnąć jeszcze dalej. To, że mój wpis na Facebooku „polubiło” blisko 20 tys. osób, pokazuje, że jest trochę ludzi, którzy też nie ulegają histerii. Normalne jest, że raz wygrywają jedni, raz drudzy. Przez osiem lat była jedna władza, a każdej władzy przyda się zmiana po jakimś czasie. Nawet gdyby rządzili święci, to każda władza się degeneruje. Osiem lat przy władzy to bardzo dużo, zwłaszcza w polskich realiach i takich czasach.
Część komentatorów wyraża obawę, że ten wynik wyborów oznacza nie tylko, że Duda zostanie prezydentem, ale też, że po wyborach parlamentarnych PiS – z ewentualnym prawicowym koalicjantem – może mieć pełnię władzy.
– Oczywiście, jest taka możliwość, że będzie rządził PiS, np. w koalicji z Pawłem Kukizem. Przy czym na razie trudno powiedzieć, czy Kukiz jest prawicą czy nie, on sam jest człowiekiem nieco nieobliczalnym. Chodzą też słuchy, że lgną do niego niedobitki po Samoobronie i ludzie umoczeni w afery. Ale sytuacja jest więcej niż dynamiczna i zobaczymy, co będzie się działo do jesieni.
Czy obawiam się tego, co może stać się, kiedy PiS będzie miał pełną władzę? Tak – zdaję sobie sprawę z możliwych zagrożeń. Ale z drugiej strony traktuję poważnie to, co mówił Duda po ogłoszeniu wyników głosowania: że „chciałby, aby po pięciu latach jak najwięcej rodaków mogło mówić: Andrzej Duda jest prezydentem wszystkich Polaków”. Warto go trzymać za słowo, zamiast znieważać na dzień dobry.
Sam Duda także wzbudził kontrowersje, m.in. przez swoje odniesienie do mordu w Jedwabnem podczas debaty z prezydentem Komorowskim.
– Poruszenie przez Dudę sprawy Jedwabnego rzeczywiście było jedną z bardziej kontrowersyjnych spraw w kampanii. Mnie także się to nie podobało, ale patrząc chłodno na wcześniejsze lata, to widzimy, że żaden z poważnych polityków PiS, z prezydentem Lechem Kaczyńskim i premierem Jarosławem Kaczyńskim na czele, nigdy nie grał kartą żydowską w niecny sposób.
Poza tym, pomimo politycznych sporów, w fundamentalnych sprawach – jak na przykład polityka zagraniczna – można liczyć na choćby minimalny konsensus.
Jednak właśnie m.in. polityka zagraniczna już wcześniej stawała się osią wewnętrznego sporu politycznego i za rządów Jarosława Kaczyńskiego stosunki Polski z Rosją i Niemcami raczej uległy pogorszeniu.
– Można straszyć, że nowy prezydent to Macierewicz czy Kaczyński w masce. Ja natomiast uważam, że Andrzej Duda to Andrzej Duda. Tak jak pisałem na Facebooku, po raz pierwszy ktoś z PiS jest na takiej pozycji, z której Jarosław Kaczyński nie może go odwołać. Na pięć lat Duda jest prezydentem naszego kraju i tworzy to nową i nieznaną nam na razie dynamikę sytuacji politycznej.
Może rzeczywiście będzie tak, jak przewidują niektórzy: że Duda okaże się sterowaną marionetką do podpisywania wszystkiego, co prezes każe. Dopuszczam taki wariant. Ale zwróćmy uwagę choćby na kwestię wieku polityków. Duda ma 43 lata, Jarosław Kaczyński prawie 70. Zaczynają się pewne procesy, których rezultatu na razie nie znamy. To średnie pokolenie w PiS może z czystego pragmatyzmu zacząć patrzeć w stronę Dudy, a nie Kaczyńskiego.
Należy zatem dać Dudzie czas i poczekać na efekty tych procesów?
– Nie kryję tego, że – chociaż nie jestem wyborcą PiS – uważam, że dla mojego kraju lepiej by było, gdyby prawica w Polsce miała twarz Andrzeja Dudy. Z tego, co o nim słyszałem, Duda jest człowiekiem raczej spokojnym, koncyliacyjnym. W swoim Krakowie miał rozmawiać z ludźmi z różnych obozów – także tymi, którzy się z nim politycznie nie zgadzają. Dlatego daję mu jakiś kredyt zaufania i wolę poczekać na działania samego Dudy.
Choć wiem, że to dość dziwne zestawienie, to kiedy słyszałem wystąpienie kandydata PiS na wieczorze wyborczym, przypominało mi się przemówienie Aleksandra Kwaśniewskiego po wygranych wyborach w 1995 roku. Zresztą chyba także podobne hasło jak „Prezydent wszystkich Polaków” było używane przez Kwaśniewskiego (Kwaśniewski startował z hasłami „Wspólna Polska” oraz „Dom wszystkich – Polska”).
Chcąc zachować optymizm, na razie wierzę w tę wersję wydarzeń, że Duda – zachowując odpowiednie proporcje – może odegrać taką rolę dla prawicy, jaką Kwaśniewski odegrał wobec obozu, nazwijmy to – postkomunistycznego. Nowy prezydent może być taką łagodzącą instancją w tym układzie.
Wielu ludzi nie chce czekać. Żartują w portalach społecznościowych, że chcą wyjeżdżać z kraju lub usuwać na portalach znajomych, którzy poparli innego niż oni kandydata.
– Histeryczne reakcje na zwycięstwo Dudy na pewno nie służą łagodzeniu sporu politycznego. Spychanie go do jednego narożnika z Macierewiczem, Rydzykiem i Pawłowicz jest według mnie kontrproduktywne i nielogiczne. Może Duda niekoniecznie chce w najbliższych latach zaistnieć w takim otoczeniu.
Wpisy o tym, że ktoś chce wyjechać z kraju, to raczej panikarstwo i taka polska histeria. Gdy jedni wygrywają, to drudzy chcą wyemigrować, i na odwrót. Obie strony wieszczą koniec Polski i ogłaszają tragedię. Także moim wpisem na Facebooku chcę spojrzeć na tę sytuację w przymrużeniem oka i raczej ją wykpić, niż dąć w surmy bojowe, i wzywać: ludzie, uspokójcie się!
Po pierwszej turze wyborów mówiło się o żółtej kartce dla Platformy. Kontynuując tę analogię, można powiedzieć, że niedzielny wynik to czerwona kartka.
– Uważam, że już w pierwszej turze to była czerwona kartka, patrząc na to, ile oddano głosów przeciwko obecnej władzy, i słuchając, co mówili ludzie. Powtórzę też to, co mówią praktycznie wszyscy – ta kampania prezydenta Komorowskiego trafi do podręczników marketingu politycznego jako przykład tego, jak zrobić katastrofalną kampanię wyborczą.
Sama kampania była nieudana, ale czy poza nią PO zasłużyło na czerwoną kartkę?
– Do wyniku Komorowskiego przyczyniła się zarówno słaba kampania, jak i arogancja prezydenta i całokształt dorobku rządu. Oczywiście są pewne rzeczy, których żadna władza nie rozwiąże. Zwłaszcza młodsi ludzie często zapominają, że nie od razu Kraków zbudowano i nie da się od razu załatwić podwyższenia pensji i standardu życiowego.
Natomiast w tej kampanii wylała się też reakcja na nieprawdopodobną arogancję tej władzy. Ja już od dłuższego czasu byłem więcej niż zdziwiony – podkreślając przy tym osiągnięcia ostatnich 25 lat – sposobem, w jaki odnoszono się do kwestii wyjazdu tych 2,5 miliona ludzi z kraju. Kiedy powtarzałem, że to jest największe nieszczęście Polski, to wśród osób związanych z obozem władzy spotykałem się albo z niezrozumieniem, albo protekcjonalizmem i kpinami. A to tylko jeden z wielu elementów. One się nagromadziły – no i to niezadowolenie się wylało.