Duda, 05.03.2016

 

Déja vu [SPRINGER]

Filip Springer, 03.03.2016
Filip Springer

Filip Springer (Fot. archiwum autora)

Hotele Gołębiewskiego słyną z tego, że polski system planowania przestrzennego i prawo budowlane dotyczą ich jakby mniej. A Tadeusz Gołębiewski chce budować następny hotel. Tym razem w Łebie.
 
Pan Gołębiewski sam zgłosił się do nas z inicjatywą budowy hotelu – mówi trójmiejskiej „Wyborczej” Andrzej Strzechmiński, burmistrz Łeby. – A ja nie ukrywam, że ta inwestycja byłaby szansą dla Łeby. Nasze miasto poza sezonem zamiera, a hotel pozwoliłby na wydłużenie sezonu turystycznego, zwiększenie obrotów na rynku usług, ale też wpływów do budżetu miasta z podatków – rzędu 3 mln zł rocznie.

Trzy razy musiałem przeczytać ten fragment, nim uwierzyłem, że to się dzieje naprawdę. Tadeusz Gołębiewski chce budować następny hotel. Tym razem w Łebie. Jest tylko jeden problem – budynek, który chce postawić, nijak się ma do zapisów planu miejscowego. Ten bowiem zakłada możliwość budowy tylko trzypiętrowych obiektów. Chodzi o to, by nie wystawały ponad drzewa i nie niszczyły cennego krajobrazu. Nie mniej ważna jest też ochrona kameralnego charakteru miejscowości. Małe pensjonaty i hoteliki bardziej mu sprzyjają niż wielkie hotelowe molochy. Tyle teorii i jakichś tam zapisów w planach. Bo przecież tylko krowa nie zmienia poglądów. Rada gminy na wieść o wielkim hotelu już więc ochoczo zadeklarowała, że zmieni w dokumentach, co trzeba – wszystko na potrzeby inwestycji. Bo przecież wpływy z podatków i miejsca pracy… Sam burmistrz podpiera się w rozmowie z dziennikarzami wynikami internetowej ankiety, w której aż 70 proc. mieszkańców wyraziło przyzwolenie dla tej zmiany. Nie dodaje, że wypowiedziało się w niej 80 osób. Trochę jednak mało.

Wszystko to już było. Hotele Gołębiewskiego słyną z tego, że polski system planowania przestrzennego i prawo budowlane dotyczą ich jakby mniej. Zwłaszcza historia jego obiektu w Karpaczu powinna mieszkańcom Łeby (bo na rozsądek samorządowców, zdaje się, trudno już liczyć) dać do myślenia. Dokładnie to samo mówił kilka lat temu Bogdan Malinowski, włodarz sudeckiego miasteczka. Gołębiewskiego witano tam prawie na kolanach. Rada miasta wielokrotnie zmieniała pod tę inwestycję plany miejscowe. A Gołębiewski i tak wybudował, co chciał, nie licząc się z nikim i niczym. Radni mu tę samowolkę pokornie zalegalizowali, a on w podzięce, gdy tylko obiekt otworzył, poszedł z nimi na udry o podatki. Wielki hotel zniszczył też pejzaż tej części Karkonoszy – pod jego budowę zniwelowano całą górę. A rzecz działa się w sąsiedztwie Karkonoskiego Parku Narodowego. Co jednak najważniejsze – Hotel Gołębiewski zagarnął turystów odwiedzających Karpacz. Mają tam wszystko – sklepy, restauracje, baseny – miasteczko nie jest im do niczego potrzebne. Karpacz to dzisiaj miejsce, w którym tanio można kupić mały pensjonat. Trudniej go jednak prowadzić i utrzymać. Czy na pewno tego chcecie, szanowni mieszkańcy Łeby?

Wideo „Dużego Formatu”, czyli prawdziwi bohaterowie i prawdziwe historie, Polska i świat bez fikcji. Wejdź w intrygującą materię reportażu, poznaj niezwykłe opowieści ludzi – takich jak Ty i zupełnie innych.

W ”Dużym Formacie” czytaj też:

Zniszcz wszystko. Wyładuj się w pokoju furii
Cztery trzony siekiery, pałka, młot. O kaloryfer oparty kij hokejowy. Zamykają za mną drzwi. Możesz kupić atak szału w pokoju furii, wszystko niszczyć, wyładować się

O co walczy Adam Bodnar?
Poczytam panu: „Zacznij bronić praw polskich obywateli, a nie innych, pseudorzeczniku”

Niewinne. Historia zgwałconych zakonnic
Bała się, że gdy wyjdzie na jaw, że zakonnice są w ciąży, zakon zostanie zamknięty. Zawarła z siostrami pakt milczenia

Jacek Taylor. Prawda o Wałęsie
Młodzi ludzie, a Wałęsa miał wówczas 27 lat, budzili agresję esbeków, byli bici i poniżani. Chłopaka z Gdyni tak tłukli w głowę, że trwale uszkodzili mu mózg. Rozmowa z Jackiem Taylorem.

Nie chcemy waszych pieniędzy. Dajcie nam pracować
Z głębin wydobędziemy wodę, zmielimy kamień na autostrady, z szybów zrobimy elektrownię

Rolnik będzie przykuty do swojej gminy jak w średniowieczu
Zapiszę ziemię synowi jeszcze przed 1 maja. Mam nadzieję, że on będzie długo żył i doczeka zmiany przepisów. Rozmowa z Piotrem Pinińskim, współwłaścicielem gospodarstwa rolnego w woj. warmińsko-mazurskim

Brazylia. Papo Reto, dziennikarski kolektyw
Przestępcy są kontrolowani przez policjantów, a kryminalnej działalności policjantów nie kontroluje nikt. Brazylijska policja każdego roku zabija około 2 tysięcy ludzi

Zobacz także

gołębiewski

wyborcza.pl

Wypadek limuzyny prezydenta: „Był wystrzał, był huk, wszyscy go słyszeliśmy”. Prokuratura bada incydent

jagor, PAP, 05.03.2016
Andrzej Duda

Andrzej Duda (Fot. Mieczysław Michalak / Agencja Gazeta)

1. Andrzej Duda rozmawiał o incydencie z dziennikarzami w Istebnej
2. Wyraził przekonanie, że sprawa pęknięcia opony zostanie wnikliwie zbadana
3. – Taka rzecz nie powinna się zdarzyć – powiedział w sobotę prezydent

 

W czasie piątkowego przejazdu prezydenckiej kolumny autostradą A4 w okolicach Lewina Brzeskiego w samochodzie prezydenta uszkodzeniu uległa opona. Auto, którym jechał, wpadło w poślizg i zsunęło się do rowu. Prezydentowi ani żadnej z towarzyszących mu osób nic się nie stało. BOR we współpracy z policją ustala przyczyny zdarzenia.

Zobacz zdjęcia z wypadku Andrzeja Dudy

„Taka rzecz się nie powinna zdarzyć”

– Był wystrzał, był huk, wszyscy go słyszeliśmy. Na szczęście nic nikomu się nie stało – powiedział dziennikarzom prezydent komentując ” rozsypanie się opony” w jego limuzynie.

Prezydent podkreślił, że tak naprawdę nie wie, co się zdarzyło. Pytany o pojawiające się już teorie spiskowe, odpowiedział: – Zawsze będą krążyły najprzeróżniejsze teorie. Życie ma to do siebie, że ludzie mają różne pomysły, domysły, fantazje. Czekam na to, aż eksperci sprawdzą, co było przyczyną tego rozsypania się opony, bo rzeczywiście można to tak nazwać – opona się po prostu rozpadła – relacjonował.

– Jak państwo widzicie, jestem cały i zdrowy. Sprawa będzie badana przez ekspertów. Jak sądzę, mam nadzieję, że zostanie zbadana porządnie i wnikliwie, bo taka rzecz się nie powinna zdarzyć – dodał Duda, który przyjechał do Istebnej na narty.

– Natomiast głębokie podziękowania i ukłony w kierunku pana kierowcy – oficera Biura Ochrony Rządu, który prowadził samochód – dodał Duda.

Prokuratura sprawdza, czy sa podstawy do śledztwa

Okoliczności incydentu z udziałem prezydenckiej limuzyny bada prokuratura. Prokurator Artur Rogowski z Prokuratury Okręgowej w Opolu poinformował, że w tej sprawie prowadzone jest tzw. postępowanie w niezbędnym zakresie, czyli mające na celu ustalenie, czy istnieją podstawy do wszczęcia w tej sprawie postępowania, śledztwa bądź dochodzenia. Prokuratura Rejonowa w Brzegu przeprowadziła już oględziny miejsca, gdzie doszło do uszkodzenia opony.

Prezydent wraz z małżonką składa w sobotę wizytę w Beskidzie Śląskim. Od rana Duda zjeżdża na nartach o ośrodku Złoty Groń w Istebnej, gdzie ma wziąć udział w ceremonii wręczenia nagród uczestnikom zawodów narciarskich.

Po południu para prezydencka obejrzy konkurs pucharu świata w skokach narciarskich na skoczni w Wiśle Malince.

dudaWistebnej

gazeta.pl

 

KOD życzy śmierci prezydentowi? Jeden z liderów: Daliście paliwo szczujni

Michał Wilgocki, 05.03.2016
Krążąca w mediach społecznościowych kompilacja z odnoszących się do wypadku prezydenta komentarzy na grupie KOD

Krążąca w mediach społecznościowych kompilacja z odnoszących się do wypadku prezydenta komentarzy na grupie KOD (Facebook)

„Życzę mu śmierci w męczarniach” – mem z takim komentarzem z grupy KOD pod adresem prezydenta Dudy udostępniają sobie od wczoraj internauci. Komitet Obrony Demokracji odcina się od fali hejtu na swoim profilu i alarmuje: to mogła być prowokacja.
Po wczorajszym incydencie na A4, kiedy w samochodzie prezydenta Andrzeja Dudy pękła opona, na facebookowej grupie Komitetu Obrony Demokracji pojawiły się setki komentarzy internautów. Dominowały wśród nich kiepskie żarty o brzozie i potencjalnym zamachu. Niektóre były wręcz skandaliczne, m.in. o tym, że prezydent dostał pierwsze ostrzeżenie „i drugiego nie będzie”. W jednym z wątków internauci zastanawiali się, czy za niedoszłym „zamachem” na prezydenta nie stoi PiS, który na sprawie najbardziej by skorzystał.

Kilka chwil później facebookowy profil „Co to ja powiedziałem?” opublikował mema z wybranymi komentarzami na temat incydentu. „Życzę mu śmierci w męczarniach” – napisał jeden z internautów. Inna komentatorka żałowała, że nie doszło do wypadku, bo byłaby w stanie przeznaczyć całą emeryturę na wieniec pogrzebowy.

„Komitet Obrony Demokracji pochylił się z troską nad wypadkiem prezydenta Andrzeja Dudy” – napisał w komentarzu do obrazka autor mema, na którym było w sumie ok. 30 nienawistnych komentarzy.

Obrazek szybko stał się hitem internetu. Udostępniali go sobie internauci, pisały o nim prawicowe portale, m.in. Telewizja Republika czy Fronda.

Dziś rano na Facebooku KOD nie było już żadnego wątku dotyczącego prezydenta. Wszystkie zostały skasowane, a kolejni liderzy Komitetu wydawali oświadczenia.

Kijowski: To atak na KOD

Jako pierwszy głos zabrał lider KOD Mateusz Kijowski:

Niestety, działania Komitetu Obrony Demokracji bardzo się komuś nie podobają. Dlatego podjęte zostały szeroko zakrojone akcje, żeby nas zdyskredytować. Po internecie zaczął krążyć jakiś obrazek będący rzekomo zapisem rozmowy na jakiejś grupie facebookowej KOD-u. Nie wiadomo, co, jak, kiedy i dlaczego, nie wiadomo, czy to w ogóle prawdziwy zapis ani czy osoby, które to ewentualnie mogły pisać, są rzeczywiście KOD-erami. A może to była prowokacja? Oczywiście, wszelkie wyrazy satysfakcji z powodu wypadku samochodowego z udziałem Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej (jak i z udziałem każdego innego człowieka) są niegodne i świadczą o poważnych brakach etyczno-moralnych każdego, kto takie wypowiedzi formułuje. Ale to niejedyny przejaw ataków na KOD.

Od znajomych dochodzą do mnie wieści, że tabloid „Fakt” oferuje ludziom 1500 złotych za dostarczenie korespondencji ze mną. Widać dyskredytacja mnie również jest dla kogoś atrakcyjna.

Szanowni Państwo!

W takiej sytuacji musimy być szczególnie uważni. To, co kiedyś mogło być uznane po prostu za niezbyt wybredny żart, dzisiaj może być użyte jako broń przeciwko Komitetowi Obrony Demokracji – setkom tysięcy ludzi, którzy w trosce o swoją wolność i podstawowe prawa człowieka wychodzą na ulice. Bardzo serdecznie proszę wszystkie KOD-erki i wszystkich KOD-erów! Nie dajmy się ponieść emocjom! Nie dajmy się sprowokować! Nie dawajmy pretekstów do ataków na KOD. Zachowajmy godność, zachowajmy spokój, zachowajmy rozwagę. Pozostańmy ludźmi w pełnym tego słowa znaczeniu.

KOD: Odcinamy się od komentarzy

W internecie pojawiło się oświadczenie zarządu KOD:

Komitet Obrony Demokracji stanowczo odcina się od wszelkich przypisywanych KOD-owi komentarzy na Facebooku wyrażających radość z powodu wypadku limuzyny Pana Prezydenta. Dyskusja, której rzekomy screen krąży po internecie, nigdy nie miała miejsca na żadnej z grup czy stron administrowanych przez KOD.

Wyrażamy oburzenie z powodu posądzania nas o tak niskie zachowania. I cieszymy się, że Panu Prezydentowi nic się nie stało oraz życzymy bezpiecznych podróży i szerokiej drogi w przyszłości.

Czy rzeczywiście Komitet Obrony Demokracji padł ofiarą ataku internetowych trolli? Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa. Rzeczywiście, mem, który krąży po internecie, nie jest wprost zapisem dyskusji z grupy KOD-u. To posklejane najbardziej radykalne wypowiedzi. Czy wszystkie padły na stronie KOD? W tej chwili to niemożliwe do ustalenia, bo dyskusja została wycięta. Z pewnością jednak jeszcze wczoraj wieczorem w wątkach dotyczących prezydenta wiele komentarzy było skandalicznych.

Nie można też jednoznacznie ustalić, w jakim stopniu – jeżeli w ogóle – KOD padł ofiarą ataku trolli. Sprawdziliśmy profile kilku autorów nienawistnych wpisów cytowanych przez „Co to ja powiedziałem?”. Wszyscy są członkami internetowej grupy KOD. Ich profile są prowadzone regularnie, można na nich znaleźć m.in. zdjęcia z manifestacji Komitetu Obrony Demokracji.

Chełstowski: To wstyd i hańba

Mocny głos w tej sprawie opublikował również jeden ze współzałożycieli KOD-u Walter Chełstowski:

Pod wczorajszym postem u nas o wypadku samochodowym PAD pojawiły się również obrzydliwe i chamskie komentarze w tej sprawie .

W KOD nie ma miejsca na takie zachowania.

To wstyd i hańba za posługiwanie się takim językiem.

I to jest istotą sprawy, bo nie na tym KOD polega.

Bo właśnie rozumem i kulturą rozmów KOD musi się różnić od naszych przeciwników.

Oprócz tego, choć to marginalnie ważne w całości sprawy, w ten sposób daliście paliwo dla szczujni.

Która te wasze „komentarze”, rechocząc z radości, upowszechnia w internecie jako „sposób działania i myślenia KOD”.

I teraz KOD może być postrzegany nie jako Komitet Obrony Demokracji, a jako miejsce, gdzie jest tylko chamstwo i prymitywna agresja.

A do tych, którzy je pisali, mówię jasno: KOD nie jest miejscem dla was.

Agresja i chamstwo będą usuwane łącznie z osobą, która się pod tym podpisała.

Bezwzględnie mimo oskarżeń „o brak wewnętrznej demokracji dla swobodnie wyrażanych poglądów”.

Zobacz także

kodŻyczy

wyborcza.pl

 

ŻyczęMu

 

Zaniedbania, oszczędność, czy zwykły pech? Pytania o powody wypadku limuzyny Dudy

jsx, 05.03.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,114871,19720791,video.html?embed=0&autoplay=1
Mnożą się pytania ws. powodów niebezpiecznego incydentu z udziałem prezydenckiej limuzyny. Czy opona w opancerzonym rządowym BMW pękła, bo ktoś oszczędzał na bezpieczeństwie Dudy?

 

Wczoraj wieczorem w prezydenckiej limuzynie pękła opona, samochód wpadł w poślizg i zsunął się do rowu. Nikomu nic się nie stało. Pojawiają się jednak pytania, jak mogło do tego dojść w specjalnej opancerzonej maszynie.

ZOBACZ ZDJĘCIA Z MIEJSCA ZDARZENIA:

Czym jeździ prezydent

Andrzej Duda jechał BMW serii 7, dodatkowo wzmacnianym modelu 760Li High Security. Maszyna kosztuje ponad 2 mln zł, wykorzystywana jest przez BOR do ochrony głowy państwa od 2010 r.

Co ma na wyposażeniu? M.in. kuloodporne szyby o grubości 6 cm, mające wytrzymać ostrzał z magnum .357 i .44. Samochód może też ochronić pasażerów przed atakiem chemicznym. Przy nadmiernym stężeniu trujących gazów, okna zostają automatycznie zamknięte, system wentylacji wyłączony, a powietrze jest dostarczane ze specjalnych zbiorników. Prezydenckie BMW ma ponad 5,2 m długości, waży 3825 kg.

W tego typu samochodach wykorzystuje się opony Michelin z systemem PAX. Przy braku powietrza ciężar auta opiera się na elastycznym pierścieniu zamontowanym na obręczy, zapobiegającym jednocześnie zsunięciu się opony. W ten sposób można przejechać do 50 km z prędkością nie przekraczającą 80 km/h, podaje Interia.

Opony, które szybciej się zużywają

„Z zasady nie lubię teorii spiskowych, ale zarazem znam się jednak na samochodach”, pisze na Facebooku Witold Jurasz. Prezes Ośrodka Analiz Strategicznych wyjaśnia, że producenci opancerzonych wozów oferują opony z wkładką z kompozytów. Te „pozwalają na kontynuowanie jazdy nawet po ich przestrzeleniu czy też po przejechaniu przez kolczatkę bez utraty kontroli nad samochodem i zmiany kierunku jazdy”.

„Opona taka ma wewnątrz tak jakby felgę nałożoną na felgę – samego powietrza jest w związku z tym mniej niż w normalnej oponie. Cechą takich opon jest dużo szybsze ich zużywanie – oznacza to konieczność ich regularnej wymiany nawet co 10 tys. km. Koszt opony przekracza koszt zwykłej kilkunastokrotnie”, pisze Jurasz.

Ponadto dyplomata podkreśla, że „masa opancerzonego wozu dochodzi do 4 ton, co oznacza konieczność regularnego przetaczania samochodu, gdyż opona może ulec odkształceniu z powodu masy samochodu”.

„Chciałbym wiedzieć jak to możliwe, że Prezydent RP znalazł się w sytuacji, która – gdyby miała miejsce np. w tunelu – mogłaby zagrażać jego życiu. Na nagraniu widać, że auto nie zachowało się tak, jak powinno się zachować auto opancerzone, wyposażone w opisane wyżej opony. Bardzo nie chciałbym się dowiedzieć, że na bezpieczeństwie Prezydenta oszczędzano i nie wymieniano na czas opon, zamieniono je na zwykłe (istnieje taka możliwość) czy też auto nie było – zgodnie z zasadami – przetaczane”, puentuje Jurasz.

krótko1

krótko2

Dlaczego prezydent nie jechał autem z napędem 4×4?

– Dziwi mnie, że podjęto decyzję o przydzieleniu prezydentowi limuzyny BMW z tylnym napędem – mówił były szef BOR, gen.Marian Janicki w TVN24. Jego zdaniem prezydent powinien korzystać z samochodu z napędem na cztery koła. – W warunkach zimowych czy prawie zimowych nie przydziela się prezydentowi samochodu z napędem na tylną oś – zaznaczył Janicki.

– Komisja powinna się zająć stanem technicznym pojazdu oraz sprawdzić, kiedy ostatnio były wymieniane opony i jakie to były opony – dodał b. szef BOR. W jego przekonaniu kierowca wiozący prezydenta był przeszkolony, ale należy sprawdzić, kiedy odbyło się szkolenie. – Wszystko trzeba sprawdzić – podkreślił.

Z jaką prędkością jechała limuzyna?

W opinii Janickiego samochód zachowywał się „nietypowo”. – Jeżeli prędkość była ok. 160-170 kilometrów na godzinę, to w tym momencie pojawia się problem. Samochód waży ok. 3 tony, więc można sobie wyobrazić, jak powinien się zachować, a jak się zachował – powiedział.

– Nie mogę powiedzieć, z jaką prędkością poruszała się kolumna. Tego typu szczegółowe informacje są w dyspozycji BOR – powiedział rzecznik prezydenta Marek Magierowski w Telewizji Republika.

 

zaniedbania

gazeta.pl

SOBOTA, 5 MARCA 2016

PAD o incydencie na autostradzie: Mam nadzieję, że sprawa zostanie zbadana porządnie i wnikliwie

12:39

PAD o incydencie na autostradzie: Mam nadzieję, że sprawa zostanie zbadana porządnie i wnikliwie

Prezydent Duda w Istebnej odniósł się do wczorajszego incydentu na autostradzie A4:

„Jak państwo widzicie, jestem cały i zdrowy. Sprawa będzie badana przez ekspertów, jak sądzę. Mam nadzieję, że zostanie zbadana porządnie i wnikliwie, bo taka rzecz nie powinna się zdarzyć. Natomiast głębokie podziękowania i ukłony w kierunku kierowcy, oficera BOR, który prowadził samochód. Jestem cały i zdrowy. Tyle mogę powiedzieć. Nikomu innemu nic się nie stało”

09:44
Gasiuk

Nowoczesna: Dokonania pana Ziobry: śmierć Barbary Blidy i zapaść polskiej transplantologii

– Dokonania pana Ziobry: śmierć Barbary Blidy i zapaść polskiej transplantologii –stwierdziła Kamila Gasiuk-Pihowicz w radiowej „Trójce”, pytana o połączenie funkcji ministra sprawiedliwości z funkcją prokuratora generalnego.

Posłanka Nowoczesnej zapowiedziała na jutro na 14:00 wystąpienie Ryszarda Petru w Sali Kolumnowej w Sejmie.

300polityka.pl

„WSJ”: Amerykanie o kryzysie wokół TK. Albo polskie władze go zakończą, albo czeka nas ochłodzenie stosunków

tobi, 05.03.2016

Artykuł w

Artykuł w „The Wall Street Journal” traktujący o polskim kryzysie w sprawie Trybunału

Stany Zjednoczone naciskają na Polskę, by posłuchała zaleceń Komisji Weneckiej w sprawie Trybunału Konstytucyjnego – pisze „Wall Street Journal”
 

Alternatywą ma być ochłodzenie stosunków z USA. Amerykańsko-polski spór może podkopać ambicje Warszawy co do zwiększenia obecności NATO w Polsce.

Komisja Wenecka planuje w przyszły piątek zatwierdzenie swej ostatecznej opinii o Trybunale Konstytucyjnym na sesji plenarnej w Wenecji. Projekt tego dokumentu, który poznaliśmy przed tygodniem, ostro krytykuje ostatnie zmiany w kwestii TK. M.in. wzywa Sejm, by wycofał się z uchwał, którymi naruszył wyrok Trybunału, wybierając nowych sędziów na miejsca obsadzone prawidłowo przez poprzedni parlament. A także z zapisów „ustawy naprawczej”, które mają mieć efekt „wyniszczający dla skuteczności Trybunału”.

Jak pisze „Wall Street Journal”, Waszyngton naciska teraz na zakończenie kryzysu wokół TK. Amerykańscy dyplomaci, którzy ostatnio odwiedzili Warszawę, powiedzieli przedstawicielom polskich władz, że oczekują wprowadzenia w życie zaleceń Komisji Weneckiej, organu doradczego Rady Europy. Dziennik powołuje się na źródła w Polsce.

Zdaniem rozmówcy „WSJ”, który jest zaznajomiony z polsko-amerykańskimi negocjacjami, prośba Amerykanów co do Trybunału Konstytucyjnego i Komisji Weneckiej rozdrażniła polskie władze. „WSJ” zwraca uwagę na publiczne wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego, że projekt opinii Komisji Weneckiej jest „absurdalny”. I że sprawa Trybunału Konstytucyjnego stała się „kwestią suwerenności” Polski. Ponadto Kaczyński powiedział w czwartek o „podejmowanych także z zewnątrz” próbach ingerowania w sprawy Trybunału Konstytucyjnego, a więc suwerenności.

– Mamy szczerą, otwartą wymianę [zdań] z Polakami na różne tematy, łącznie z charakterem i jakością ich demokracji. Prowadzimy i będziemy prowadzić taką konwersację – powiedział w piątek Mark Toner, rzecznik Departamentu Stanu USA cytowany przez „WSJ”. Ale odmówił komentowania szczegółów rozmów z władzami Polski.

Amerykanie otwarcie naciskali na respektowanie Komisji Weneckiej już w lutym. – Przyjmujemy z zadowoleniem, że Polska zdecydowała się zasięgnąć opinii Komisji Weneckiej w kwestii Trybunału Konstytucyjnego – powiedział w lutym sekretarz stanu John Kerry podczas konferencji prasowej przed spotkaniem z szefem polskiej dyplomacji Witoldem Waszczykowskim. Natomiast rzecznik Departamentu Stanu Mark Toner już podczas grudniowej zawieruchy wokół TK powiedział – co było silnym sygnałem w języku amerykańskiej dyplomacji – że USA w swych kontaktach z Polską poruszyły temat systemu równowagi demokratycznej.

Prośbę do Komisji Weneckiej o wydanie opinii w sprawie TK skierował w grudniu szef dyplomacji Witold Waszczykowski. Ale premier Beata Szydło już podczas debaty w Parlamencie Europejskim w styczniu odmówiła złożenia jasnej deklaracji, że Polska posłucha zaleceń Komisji Weneckiej. W ostatnich dniach władze próbowały dyskredytować Komisję Wenecką z powodu przecieku projektu jej opinii, który opublikowała „Wyborcza”. W miniony czwartek KW potwierdziła, że – pomimo prośby polskich władz – nie odłoży zatwierdzenia opinii o Polsce z marca na czerwiec.

„WSJ” przypomina o zbliżającym się szczycie NATO w Warszawie, na którym Sojusz powinien potwierdzić zwiększenie swego zaangażowania w naszej części Europy. Toner powiedział, że dotychczasowe plany USA i NATO pozostają w mocy.

Zobacz także

WSJamerykania

wyborcza.pl

 

paPrezes

Należy przyjąć, że próbowano zabić prezydenta. Być może śledztwo to wykluczy, ale poważne państwo nie może przyjąć na wyjściu innej optyki

Tygodnik "w Sieci" w sierpniu 2015 roku
Tygodnik „w Sieci” w sierpniu 2015 roku

Wydawało się, że po tym jak w Smoleńsku zginęła nasza narodowa elita z urzędującym prezydentem na czele, a potem rozpoczął wędrówkę po Polsce „seryjny samobójca”, nikt już nie poważy się na szyderstwa z bezpieczeństwa władz państwa. A jednak! Po pęknięciu (!!!) opony w samochodzie prezydenta Dudy znów się odezwali:

I piszą to ci sami ludzie, którzy z podejścia do prezydenta Bronisława Komorowskiego człowieka z ulotkami w rękach zrobili zamach stulecia. A przecież sprawa jest bardzo poważna. Przy takich prędkościach rozpad opony oznacza sprowadzenie śmiertelnego zagrożenia.

Ale zostawmy przemysł pogardy. Trzeba go traktować jako kolejną formę agresjiwobec tych władz RP, które dążą do wzmocnienia jej siły. Musimy mieć świadomość, że za tą formą idą następne. Przed Smoleńskiem również stosowano podobne zabiegi, który przygotowywały opinię publiczną na tragedię 10 kwietnia 2010 roku. Konsekwentnie i wbrew prawdzie przedstawiano śp. Lecha Kaczyńskiego jako nieudacznika, wyszydzano starania o środki pozwalające na godne i bezpieczne funkcjonowanie kancelarii, lekceważono groźby i prowokacje. Na takim podglebiu łatwiej było zaprezentować Smoleńsk jako winę… samego Lecha Kaczyńskiego. I błyskawicznie przejąć władzę.

Stanowisko prezydenta jest kluczem do możliwości zmiany w państwie. Obóz IIIRP długo lekceważył możliwość utraty większości w parlamencie, bo był przekonany, że maksimum tego, co może osiągnąć opozycja, to chwilowe uchwycenie władzy w ramach jakiejś brudnej koalicji. A nad wszystkim zawsze miały być dwa bezpieczniki: zawłaszczony przez opozycję Trybunał Konstytucyjny i związany z ludźmi WSIBronisław Komorowski w Pałacu Prezydenckim. W takim układzie PiS nie mógłby nawet dotknąć kluczowych obszarów państwa (wojsko, wymiar sprawiedliwości), a po roku-dwóch zostałby rozjechany i przepędzony.

Wszystkie te rachuby wzięły w łeb, w ogromnej mierze wskutek wskazania przez Jarosława Kaczyńskiego doskonałego kandydata i jego piorunującej kampanii wyborczej. To był prawdziwy szach-mat. I ogromne zagrożenie dla systemu żerowania na Polakach stworzonego przez władców III RP. Każdy, kto choć trochę rozumie politykę, każdy, kto widział jak kłamano po Smoleńsku, musiał sobie zadać pytanie: czy prezydent jest bezpieczny? W tygodniku „w Sieci” w sierpniu ub. roku postawiliśmy to pytanie na okładce:

Czytaj więcej: Marek Pyza we „wSieci”: 6 sierpnia Andrzej Duda stanie się najważniejszą osobą w państwie. Czy będzie odpowiednio chroniony?

W odpowiedzi parówkowe portale zaczęły szydzić, że ogarnia nas „prawicowe szaleństwo”. Cóż, widać, kto miał rację.

zeba przypomnieć: walka o przyszłość Polski to walka na śmierć i życie. Stawką jest kontrola nad kluczowym geopolitycznie państwem, przyszłość zbliżenia rosyjsko-niemieckiego i stopień niemieckości Unii Europejskiej. Gra idzie o biliony euro zysków, rozwój niemieckiego przemysłu, skuteczność gazowego szantażu Rosji. Zagrożone są wpływy ludzi Moskwy, usadowionych w kluczowych miejscach państwa polskiego, tych generałów – jak to ostatnio ujęła rosyjska prasa – „hartowanych po sowiecku”. Wielu ludzi związanych z tuszowaniem tego, co wydarzyło się w Smoleńsku, zaczyna się na serio obawiać ujawnienia prawdy.

Są ludzie zdolni uczynić wszystko by zatrzymać zmiany dokonujące się w Polsce. Powtarzam: najszybszym na to sposobem byłoby z ich punktu widzenia wyeliminowanie prezydenta. Sądząc po tym wpisie na Twitterze niejakiego Pawła Wimmera, takie myśli krążą po wielu głowach:

Nie dziwię się, że prawica jest przerażona. W razie śmierci nowe wybory i murowane zwycięstwo kandydata opozycji. I szlag trafia całą IV RP.

Choć uważam, że także Jarosław Kaczyński jest znów zagrożony. Być może system ochrony lidera PiS stworzony w czasach opozycji jest jednak skuteczniejszy.

Musimy wyciągnąć z tego wydarzenia/ostrzeżenia wnioski.

1. Należy przyjąć, że ktoś próbował zabić prezydenta. Być może śledztwo będzie w stanie to wykluczyć, ale nie wyobrażam sobie by poważne państwo przyjęło na wyjściu inną optykę.

2. Należy jeszcze przyspieszyć zmiany w państwie, zwłaszcza w obszarach związanych z jego bezpieczeństwem. Niektórzy w PiS mogli już zapomnieć, że to nie zabawa, że to wszystko jest starciem na śmierć i życie. Jeśli zapomnieli, to właśnie im przypomniano.

3. Należy natychmiastowo wzmocnić system ochrony prezydenta, premier, lidera PiS i szefa MON i innych kluczowych postaci.

4. Śledztwo w sprawie wypadku prezydenckiego samochodu powinna przejąć prokuratura i powinna potraktować je z pełną powagą.

5. Trzeba zrobić wszystko by wzmocnić media publiczne i te prywatne, które kierują się polską racją stanu. Z dużych serwisów informacyjnych jedynie „Wiadomości” potrafiły dostrzec w wypadku prezydenta poważną sprawę. Większość prywatnych mediów zareagowała lisowym rechotem. A największym – te wydawane przez Niemców dla Polaków.

wPolityce.pl

 

Wojciech Maziarski:

wKraju

Świat spiskuje przeciw „dobrej zmianie”. Wszystkie wpadki ministra Waszczykowskiego

Bartosz T. Wieliński, 05.03.2016

Witold Waszczykowski

Witold Waszczykowski (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Po czterech miesiącach kierowania polską dyplomacją nie ma już chyba żadnych wątpliwości – minister Witold Waszczykowski uwierzył w istnienie międzynarodowego spisku, który ma niweczyć reformatorskie wysiłki Prawa i Sprawiedliwości.
 

Nie, tu nie chodzi o propagandę, przypodobanie się wyborcom, zamaskowanie porażek tzw. dobrej zmiany. Waszczykowski i jego przyboczni tezę o spisku traktują całkiem serio. Widać to chociażby w jego liście do przewodniczącego Rady Europy Thorbjorna Jaglanda czy w słowach, jakie padły podczas rozmowy z nim, którą niedawno przeprowadził zastępca Waszczykowskiego.

Z ostatnich wypowiedzi ministra wynika, że w antypolski spisek oprócz polityków opozycji zamieszana jest „Wyborcza”. Jak również Radosław Sikorski, jego poprzednik i były szef, który wyrzucił go z pracy za nielojalność. Na liście od dawna są niemieccy politycy, europejscy lewacy, a nawet francuski satyryk tworzący karnawałowe platformy w Düsseldorfie (jedna z nich wyśmiewała Jarosława Kaczyńskiego). Cel mają jeden: powstrzymać PiS.

Minister ze spiskiem walczy od początku, jak tylko potrafi. Zagranicznym politykom, którzy krytykują rząd, ostro się odszczekuje. Szefowi dyplomacji Luksemburga Jeanowi Asselbornowi, który jako pierwszy zabrał głos w sprawie polityki PiS, poradził, by nie mieszał się w nie swoje sprawy. Szefa europarlamentu Martina Schulza, który – przesadzając nieco – przestrzegał przed putinizacją Polski, nazwał nieukiem. Gdy John McCain, wpływowy republikański senator, z dwoma demokratycznymi kolegami wystosowali do premier Beaty Szydło pełen obaw list, nasz minister uznał, iż 79-letni polityk nie wiedział, pod czym się podpisał, a list podsunął mu Sikorski.

Szef polskiego MSZ zredefiniował znaczenie słowa „dyplomacja”.

Witold Waszczykowski potrafi też upokorzyć. Tak jak niemieckiego ambasadora w Warszawie czy przedstawicielkę Komisji Europejskiej w Polsce, których w styczniu w świetle kamer wezwał na dywanik, by porozmawiać o antypolskich wypowiedziach unijnych polityków. Albo polskiego ambasadora w Berlinie, odziedziczonego po poprzednim rządzie, któremu w listopadzie nie pozwolił współtowarzyszyć podczas wizyty w stolicy Niemiec. Ten ambasador wkrótce opuści berlińską placówkę, podobnie jak 30 innych, do których Waszczykowski stracił zaufanie. Takich roszad w polskiej dyplomacji jeszcze nie było.

Czym ambasadorowie podpadli? Tego oficjalnie nie sposób się dowiedzieć. Minister już na samym początku powiedział, że ze zmian kadrowych nie zamierza się tłumaczyć przed mediami.

Za to pouczać media lubi. Na początku stycznia wyjaśnił dziennikarzowi niemieckiego „Bilda”, jakie zagrożenia niosą choroby takie jak wegetarianizm czy jazda na rowerze. W lutym jego rzecznik wysłał telewizji BBC długą listę pretensji do reportażu z Polski. Ministra uraziło na przykład to, że dziennikarka BBC komentuje „dobrą zmianę” na tle mrocznych ulic Warszawy, co „wywołuje w widzach uczucie niepokoju i lęku”. Producentką materiału była w dodatku córka Jana Vincenta-Rostowskiego, ważnego polityka PO – spisek widać tu jak na dłoni.

W międzyczasie minister zgodnie z wyborczymi zapowiedziami prezydenta Andrzej Dudy wyprowadził kraj z tzw. głównego europejskiego nurtu. Polska wstała z kolan. Odzyskała podmiotowość. I stała się samotna, a jej międzynarodowa pozycja słabnie.

Waszczykowski tej degradacji nie potrafi zatrzymać. Jego retoryczne szarże jedynie powodują, że ten proces się pogłębia.

Pozycja Polski miała się opierać na Międzymorzu, czyli sojuszu państw środkowej i wschodniej Europy równoważącym wpływy wielkich unijnych graczy. Tyle że taka grupa ciągle nie daje się sklecić. Jedyny wymierny sukces, który na tym polu odniósł Waszczykowski, to zapewnienie ze strony węgierskiego premiera Viktora Orbána, że gotów jest za Polskę przelewać krew.

Co Polsce uda się załatwić na lipcowym szczycie NATO w Warszawie? Jak na to wydarzenie wpłynie raport Komisji Weneckiej w sprawie „wygaszenia” przez PiS Trybunału Konstytucyjnego, którego ogłoszenie Waszczykowski bezskutecznie próbował opóźnić? Kiedy Barack Obama przyjmie prezydenta Dudę w Białym Domu?

Na te pytania minister nie ma odpowiedzi.

A tymczasem na Ukrainie wciąż niestabilnie. Proeuropejski rząd się chwieje, w Donbasie Rosja znów koncentruje wojska. Pod koniec lutego do Kijowa pojechali wspólnie szefowie dyplomacji Niemiec i Francji. O dołączeniu do wyprawy Waszczykowskiego w ogóle nie było mowy. Wcześniej, gdy do dymisji podał się ukraiński minister gospodarki Aivaras Abromavic!ius, dziesięciu zachodnich ambasadorów w Kijowie opublikowało wspólny list, w którym wyrazili niepokój o los ukraińskich reform. Polaka wśród nich nie było. Nikt nie poprosił go o podpis.

Zobacz także

wAntypolski
wMiędzyczasie

wyborcza.pl

 

PO pyta, czy Ziobro zataił w oświadczeniu majątkowym 26 tys. zł odprawy. Ziobro odpowiada: To absurdalne

kospa, pap
05.03.2016 08:54
A A A

PRZEMEK WIERZCHOWSKI

Sekretarz klubu PO Zbigniew Konwiński (PO) zwrócił się do prokuratury generalnej i CBA o zbadanie, dlaczego w oświadczeniu majątkowym Zbigniewa Ziobry nie ma informacji o odprawie z europarlamentu, do której Ziobro miał prawo. Chodzi o ok. 26 tys. złotych. Minister sprawiedliwości odpowiada, że zarzuty mają „charakter pomówienia”.
 

– Prokurator generalny, który dziś rozpoczyna swoją pracę, powinien być osobą o nieposzlakowanej opinii – podkreślił podczas piątkowej konferencji prasowej sekretarz klubu PO Zbigniew Konwiński. Tego dnia weszła w życie ustawa o prokuraturze łącząca funkcje ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Tak szerokie uprawnienia Zbigniew Ziobro miał już za poprzednich rządów PiS.

Konwiński przypomniał, że każdy z posłów zobowiązany jest co roku złożyć oświadczenie majątkowe i wykazać w nim dochody za rok, którego oświadczenie to dotyczy.

Tymczasem – jak mówił – Ziobro (europoseł w latach 2009-2014) miał w styczniu 2015 r. prawo do pobrania odprawy z Parlamentu Europejskiego w wysokości ok. 26 tys. złotych, a w jego oświadczeniu majątkowym za 2015 r. nie ma o tym wzmianki.

Dlatego polityk PO zwrócił się do prokuratora generalnego i CBA z prośbą o wyjaśnienie, czy Ziobro „zataił w oświadczeniu majątkowym 26 tysięcy złotych odprawy, która należała mu się za styczeń 2015 roku”.

W oświadczeniu przesłanym wieczorem PAP Ziobro napisał: „Zarzuty dotyczące zatajenia odprawy z Parlamentu Europejskiego, czyli celowego podania nieprawdy w oświadczeniu majątkowym, są nieprawdziwe i mają charakter pomówienia”. Jak dodał zarzucanie mu zamierzonego zatajenia pieniędzy z PE jest absurdalne.

Platforma: Ziobro będzie musiał decydować we własnej sprawie

Dopytywany przez PAP, czy Ziobro mógł nie wziąć tej odprawy, Konwiński powiedział, że to do ministra sprawiedliwości należą wyjaśnienia.

– Okazuje się, że Zbigniew Ziobro będzie musiał decydować we własnej sprawie. W wielu podobnych sprawach dotyczących obywateli, osób publicznych różnego szczebla, organa ścigania zachowywały się dość zdecydowanie i bezwzględnie w przypadku jakichkolwiek wątpliwości co do oświadczeń majątkowych. Mam nadzieję, że również ta sprawa zostanie dogłębnie zbadana – mówił podczas konferencji prasowej sekretarz klubu PO, oceniając, że doszłoby w tej sprawie do paradoksu.

Ziobro: Wszyscy wiedzieli, że byłem europosłem, więc pieniadze…

W odpowiedzi Ziobro zaznaczył w oświadczeniu, że faktem powszechnie znanym jest to, że był europosłem, więc otrzymywane z tego tytułu pieniądze nie mogą budzić żadnych wątpliwości. „Odprawa z tytułu zakończenia pracy w PE w wysokości ok. 6 tys. euro trafiła na moje konto bankowe w styczniu 2015 r. Wysokość oszczędności zawierających także tę kwotę podałem w rubryce dotyczącej zasobów pieniężnych w oświadczeniu majątkowym. Złożyłem je w listopadzie 2015 r.” – napisał minister.

„Ponieważ w 2015 r. nie wykonywałem pracy zarobkowej, rubrykę z dochodami z tytułu zatrudnienia automatycznie pozostawiłem pustą. Jedynym moim niedopatrzeniem było to, że w tym miejscu powinienem – raz jeszcze – uwzględnić kwotę odprawy ze stycznia tego roku i wskazać jej źródło, czyli PE. Kiedy zwrócono mi na to uwagę natychmiast złożyłem stosowną korektę oświadczenia majątkowego, tak jak jest to często praktykowane przez posłów w Sejmie” – dodał Ziobro.

Zobacz także

POpyta

wyborcza.pl

 

Czy są jakieś granice wolnej dyskusji?

Kiedy powstawała w Gdańsku Solidarność, Jacek Kuroń zadzwonił do swoich przyjaciół z wybrzeża i powiedział — Jak ja Wam dziękuję, że zabraliście ode mnie tych wszystkich wariatów! — Tak mi ktoś opowiadał. Nie wiem, czy to prawdziwa opowieść. Ale coraz bardziej w to wierzę…

O socjologii tłumu, o ruchach społecznych, o społecznej aktywności naukowcy wiedzą już chyba wszystko. To od dawna badane zjawisko. Kiedy ludzie masowo dołączają do jakiejś idei, nie wszyscy mają to samo na myśli. Zdecydowana większość chce działać dla idei. Ale pojawiają się również osoby, które maja inne cele.

Jedni marzą o popularności. Inni chcieliby sprawdzić swoje teorie w działaniu. Jeszcze inni po prostu chcieliby widzieć za sobą tłumy. Niektórzy też marzą o tym, żeby pojawić się w mediach. A są i tacy, którzy widzą się na barykadach, nad krwawiącymi ciałami swoich współpracowników…

No dobrze. Ale co to wszystko ma do dyskusji? Do wolności słowa?

Ano trochę ma. Oczywiście ograniczanie wolności wypowiedzi jest przeżytkiem czasów totalitaryzmu i dzisiaj by się nie sprawdziło. Stąd wszelkie zapędy, żeby kogoś zagłuszyć, zablokować, zbanować są chybione. Trzeba pozwolić każdemu mówić. Ale co robić, kiedy ktoś nie wie, o czym mówi? Kiedy, jak mówił klasyk, „duby smalone bredzi”? Albo kiedy w sposób nieodpowiedzialny wykorzystuje słuchaczy czy czytelników?

Nadal nie można zabronić. I nie należy zabraniać. Każdy może mówić to, na co ma ochotę. To jedna z podstawowych zdobyczy demokracji. Ale… czy wszędzie? Czy mój sąsiad ma prawo przyjść do mnie do domu, żeby mi mówić, że jego zdaniem jestem złodziejem? Albo że jestem komunistą? Albo że to, co robię, jest niemądre, szkodliwe, złe?

Nie. W moim domu to ja decyduję, kto przychodzi i mam duży wpływ na to, o czym i jak będziemy rozmawiać. Jeżeli nie chcę , żeby ktoś mnie odwiedzał, to go nie wpuszczam, chyba że ma nakaz sądowy. To moje podstawowe prawo obywatelskie. Prawo do prywatności.

A co, kiedy ktoś postanawia, że będzie się wypowiadał w moim imieniu? Występuje publicznie i ogłasza, że wie, co ja zamierzam zrobić lepiej, niż ja sam? Albo twierdzi, że ze mną rozmawia, kiedy prowadzi monolog?

Wielu nie zna odpowiedzialności za słowa. Czują ich moc, używają ich żeby osiągać cele, ale nie rozumieją konsekwencji. Historia dopiero obnaża prawdziwe cele i prawdziwe efekty. Konstanty Ildefons Gałczyński już w 1953 roku w „Balladzie o trzęsących się portkach” pisał:

Gdy wieje wiatr historii,
Ludziom jak pięknym ptakom
Rosną skrzydła, natomiast
Trzęsą się portki pętakom.

Po czym poznać pętaków? Ano po tym, że im się trzęsą portki. Oraz po tym, że nie mają odwagi zrobić nic swojego, własnego. Podrabiają, podszywają się, oszukują. I kradną idee, nazwy, znaki. Co robić? Wojciech Młynarski dał jasną odpowiedź — Róbmy swoje! — Ale… żal patrzeć na tych małych ludzi.

Czy są zatem jakieś granice wolnej dyskusji? Odpowiedzialność za słowa? Logiczna analiza wypowiedzi? A może chociaż poczucie żenady?

czySą

naTemat.pl

Eksperymenty na Trójce

Agnieszka Kublik, 05.03.2016

Przeciwko upolitycznieniu radia przez Prawo i Sprawiedliwość słuchacze protestowali w 2010 r., gdy stacji szefował Jacek Sobala. Zarzucano mu, że robi z Trójki tubę propagandową PiS

Przeciwko upolitycznieniu radia przez Prawo i Sprawiedliwość słuchacze protestowali w 2010 r., gdy stacji szefował Jacek Sobala. Zarzucano mu, że robi z Trójki tubę propagandową PiS (ROBERT KOWALEWSKI)

Czy nowe szefostwo Programu 3 Polskiego Radia szykuje zwolnienia? Radiowe kadry zapytały o ochronę praw pracowniczych 56 osób. Czyli wszystkich zatrudnionych w redakcjach Aktualności i Publicystyki.
 

Atmosfera między zespołem Trójki a nowymi szefami programu jest napięta. Dyrektor Paulina Stolarek-Marat i jej zastępca Szymon Sławiński mają mnóstwo zastrzeżeń do serwisów informacyjnych i doboru gości do programów publicystycznych.

11 lutego w radiowej Jedynce gościem była posłanka Nowoczesnej Joanna Schmidt, a w Trójce – szef tej partii Ryszard Petru. Jeszcze tego samego dnia szefowie tych anten musieli się stawić na dywaniku u prezes Polskiego Radia Barbary Stanisławczyk.

Po radiu krążą opowieści, że pani prezes krzyczała, dlaczego jest tyle Nowoczesnej i że trzeba coś z tym zrobić. Szef Jedynki Rafał Porzeziński (wcześniej TV Republika) kajał się i przepraszał, szefowa Trójki obiecała, że zbada problem. Następnego dnia wezwała do siebie szefa redakcji aktualności i serwisantów. – Chcecie, żeby tu przyszli hunwejbini z „Gazety Polskiej” albo z „Republiki”?! – miała do nich krzyczeć i wygrażać pięścią. Skrytykowała np. zacytowanie w serwisie informacyjnym opinii prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta o tzw. ustawie naprawczej PiS w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. Seremet uznał, że niektóre jej zapisy naruszają konstytucję. – Kim jest ten Seremet?! – miała krzyczeć szefowa Trójki, opowiadają reporterzy.

15 lutego Stolarek-Marat odsunęła od prowadzenia porannych wywiadów w „Salonie politycznym Trójki” Marcina Zaborskiego (prowadził je na zmianę z Beatą Michniewicz). Uznała, że Zaborski ma za małe doświadczenie (prowadzi program od siedmiu lat) i robi nudne wywiady. Tymczasem Zaborski słynie z tego, że jest perfekcyjnie przygotowany do rozmów, np. studiuje partyjne programy. To właśnie Zaborski złapał w styczniu rzeczniczkę Nowoczesnej Kamilę Gasiuk-Pihowicz na tym, że nie znała wysokości kwoty wolnej od podatku (co niezmiernie się spodobało prawicy). Ale w lutym u Zaborskiego blado wypadł rzecznik rządu Rafał Bochenek, gdy tłumaczył awans Marcina Mastalerka, który w Orlenie dostał posadę dyrektora wykonawczego ds. komunikacji korporacyjnej, i Mariusza Antoniego Kamińskiego, który został szefem Polskiego Holdingu Obronnego, ale szybko podał się do dymisji. I, jak mówią w Trójce, to najpewniej za ten wywiad Zaborski zapłacił przesunięciem do popołudniowego pasma „Puls Trójki”.

Dziennikarze opowiadają, że nie pamiętają, by wcześniej szefowie anten tak jak teraz ręcznie sterowali zapraszaniem gości do porannych i popołudniowych wywiadów. Chętnie by słyszeli członków rządu, np. Elżbietę Rafalską czy Mateusza Morawieckiego, niechętnie opozycję. Ale przede wszystkim zmieniły się serwisy informacyjne. Sławiński raz nawet z samego rana, po godz. 6, zwracał uwagę, że jest za mało Macierewicza. – To było wtedy, gdy Macierewicz powołał podkomisję smoleńską – opowiadają dziennikarze.

W informacjach o kryzysie wokół Trybunału Konstytucyjnego był nacisk na to, że to Platforma chciała mieć większość w TK, a PiS tylko uzdrawia sytuację. – To wszystko efekt nacisków na naszych serwisantów – mówią na Myśliwieckiej.

Ostatnio Sławińskiemu nie spodobał się pomysł, by do programu w Wielką Sobotę Barbara Marcinik zaprosiła abp. Tadeusza Gocłowskiego. – To polityk i biznesmen – argumentował swój sprzeciw Sławiński.

Innym razem dyrekcja kazała informować w serwisach o nagrodach SDP – Nagrodę Główną Wolności Słowa dostali Dorota Kania, Jerzy Targalski i Maciej Marosz za „Resortowe dzieci”. Ale gdy wyszło na jaw, że Kanię sąd skazał na dwa lata więzienia (w zawieszeniu) za powoływanie się na wpływy w rządzie PiS i wyłudzenie 270 tys. zł od rodziny Dochnala, Trójka przemilczała tę informację.

W ostatni poniedziałek wiceszefowa Trójki Anna Krakowska, która broniła dziennikarzy przed politycznymi naciskami nowej szefowej i jego zastępcy, została „oddelegowana” przez zarząd do Programu Czwartego do końca maja, by zająć się tam realizacją Światowych Dni Młodzieży. – Sęk w tym, że te odbywają się 26-29 lipca – mówi jeden z reporterów Trójki – więc wygląda to na pretekst i zapowiedź kolejnych decyzji personalnych.

„Nie sposób nie widzieć w tej decyzji represji w stosunku do jednego z naturalnych liderów naszego zespołu” – czytamy w komunikacie Związku Zawodowego Dziennikarzy i Pracowników Programów Trzeciego i Drugiego Polskiego Radia (należy do niego niemal cały zespół Trójki).

Najprawdopodobniej zarząd szykuje zwolnienia w Programie III. Ich zapowiedzią może być pismo z działu kadr przesłane do związku. Kadry pytają o prawa pracownicze 56 osób zatrudnionych w redakcjach publicystyki i aktualności (nikogo z redakcji muzycznej). Chodzi o to, czy kogoś z tej listy związek zawodowy chroni przed wyrzuceniem z pracy. Związek otrzymał pismo kadrowej w poniedziałek. Do soboty musi odpowiedzieć. To znaczy, że od poniedziałku zarząd może zacząć zwalniać dziennikarzy lub ich przesuwać na inne stanowiska albo do innych anten.

„Wytworzono atmosferę lęku o miejsca pracy” – napisali związkowcy w komunikacie.

– Nie będę malowanym dyrektorem, a jak się komuś nie podoba, niech odejdzie – tak Stolarek-Marat reaguje na głosy krytyczne.

Radio zapytaliśmy o powody pytania kadr o te 56 nazwisk. Bez odpowiedzi.

Zobacz także

trójka

wyborcza.pl

 

Nie idzie im, to gryzą

Wojciech Maziarski, 05.03.2016

Jacek Kurski, prof. Andrzej Zybertowicz, Witold Waszczykowski

Jacek Kurski, prof. Andrzej Zybertowicz, Witold Waszczykowski (fot. SŁAWOMIR KAMIŃSKI, MIKOŁAJ KURAS, JACEK MARCZEWSKI)

Dobra zmiana ugrzęzła i buksuje, choć do porażki rząd przyznał się tylko w kwestii podatku od sklepów. Lista niepowodzeń jest jednak znacznie dłuższa.
 

Pasmem klęsk jest dyplomacja. Polska najpierw prosi Komisję Wenecką o opinię, potem zarzuca jej polityczną grę, wreszcie żąda odroczenia werdyktu.

Na ten werdykt czeka Unia Europejska, która wstrzymała postępowanie w sprawie łamania w Polsce demokracji. Za chwilę je wznowi. Po czterech miesiącach władzy PiS Polska jest na cenzurowanym i musi się liczyć z karami na forum międzynarodowym. Obniżka ratingu przez agencję S&P to zapowiedź tego, co będzie dalej.

W kraju narasta opór. Oficjalna propaganda może opowiadać bajki o 15 tys. uczestników 80-tys. marszu KOD. Politycy PiS mogą ich obrażać, mówiąc, że są „zielonymi ludzikami” Putina, lobbystami sieci handlowych i byłymi ubekami w futrach z karakułów. Jednak władza dobrze wie, że w antyrządowych demonstracjach bierze udział coraz więcej ludzi w całym kraju.

Mobilizują się nie tylko polityczni przeciwnicy PiS. Rozczarowanie ogarnia grupy społeczne, które liczyły, że rządzący spełnią ich postulaty: frankowicze, górnicy węgla i miedzi czy rolnicy, którzy nie dostali na czas dopłat unijnych, a w dodatku dowiadują się, że nie będą mogli rozporządzać swoją ziemią. PiS zdołał rozjuszyć nawet miłośników koni.

A sukcesy? Pozorne. Co z tego, że władza opanowała publiczną telewizję, skoro jedynym tego efektem jest spadek oglądalności? – Być może nasze wyniki są sztucznie zaniżane – skomentował szef TVP Jacek Kurski. Typowa reakcja władzy na niewygodne fakty – złość i oskarżenia: prześladują nas, zwalczają, toczą przeciw nam wojnę hybrydową.

PiS odpowiada głównie słownie, ale gromadzi już też narzędzia pozwalające przejść od słów do czynów. Po sparaliżowaniu Trybunału Konstytucyjnego podporządkował sobie prokuraturę. Funkcjonariusze już rozpoczęli rewizje. Na razie szukają tylko archiwaliów. Ale kto powiedział, że na tym się skończy?

Zobacz także

nieIdzie

wyborcza.pl

 

CcvVDczWwAAfEJs

 

czym

podobno

 

generał

to

Ministerstwo poleca: Pierwszy narciarz amator, który dostaje pensję z budżetu państwa za realizację swojego hobby.