Pomnika Lecha Kaczyńskiego na razie nie będzie
Już PiS witało się z gąską, ale pomysł nie ma autora, który z imienia i nazwiska chciałby się przyznać. Niemniej ta inicjatywa zapowiada przyszłość. W Tarnobrzegu jakiś trefniś wpadł na pomysł 8-metrowego pomnika Lecha Kaczyńskiego. Inicjatywa bynajmniej nie polityczna, nie samorządowa, bo obywatelska. W tym mieście budżet obywatelski wynosi 2 mln zł. Obywatele zgłaszają pomysły, które uważają za niezbędne dla ich życia codziennego. Ktoś wpadł na pomysł, że niezbędny dla ducha mieszkańców jest pomnik Lecha Kaczyńskiego. Zgłoszono projekt i określono wstępną wycenę monumentu z brązu na 400 tys. zł.
Miastem rządzi koalicja PiS i lokalnego komitetu Moje Miasto, więc szybciutko komisja zaakceptowała ten niezbędny obiekt dla mieszkańców Tarnobrzega, a nawet lokalni posłowie prosto z serca dali głos w sitko. Z pobliskiej Stalowej Woli poseł PiS niejaki Rafał Weber orzekł o inicjatywie w Tarnobrzegu: „Popieram ją z całego serca”. Gdy chciano doprecyzować szczegóły projektu pomnika, autor odezwał się tylko raz mailowo, nie podał numeru telefonu ani prawdziwego nazwiska. Pomysł więc na razie upadł. Zauważmy, iż pomnik miał powstać z budżetu obywatelskiego, z którego buduje się ścieżki rowerowe, szalety miejskie, place zabaw z piaskownicami itp. Ktoś chciał sprawdzić, czy pomysł z pomnikiem z takiego budżetu może liczyć na akceptację. Dostał więc pozytywną odpowiedź. A przy tym pomnik jeszcze nie dorównuje wielkości Chrystusa ze Świebodzina, ale jest większy od Chrystusa z Poznania.
Znając miłość Jarosława Kaczyńskiego do swego brata i miłość poddanych pisowskich do prezesa PiS, można oczekiwać, iż będą prześcigać się w pomysłach. Czekają nas Świebodziny z „polegniętym” prezydentem, który wyciąga ręce w naszym kierunku. Żyjemy w czasach groteski i to tej nie najwyższych lotów. W każdym razie brzoza pod Smoleńskiem została ścięta na wysokości 6,6 metra, a pomnik w Tarnobrzegu miał mieć 8 metrów. Można zmetaforyzować, iż pomnik Lecha Kaczyńskiego odleciał na zapasowe lotnisko.
Waldemar Mystkowski
No to się uśmialiśmy 🙂 Świetny komentarz Siemoniaka
EMERYCI NA PEWNO PODZIĘKUJĄ. MAJĄ OCZY I WIDZĄ, DLA KOGO CIĄGNIE KASĘ „DOJNA ZMIANA” #pisiewicze #misiewicze
Poznajcie sentymentalne marzenia posła PiS: o inkwizycji czy przewodniej roli partii?
RZ na jedynce: KE kwestionuje podatek handlowy. Decyzja jest już podjęta, publikacja możliwa w tym tygodniu
RZ na jedynce: KE kwestionuje podatek handlowy. Decyzja jest już podjęta, publikacja możliwa w tym tygodniu
Jak pisze Anna Słojewska na jedynce poniedziałkowej „Rzeczpospolitej”, Komisja Europejska kwestionuje podatek od sprzedaży detalicznej, bo jest on sprzeczny z prawem Unii. – Decyzja o rozpoczęciu postępowania przeciw Polsce jest już podjęta. Pozostaje tylko kwestia jej opublikowania. Możliwe, że nastąpi to w tym tygodniu – mówi informator w Brukseli.
Według dziennikarki, Polska po otrzymaniu stanowiska Brukseli będzie musiała odpowiedzieć formalnie na zarzuty KE. Jeśli ta odpowiedź nie będzie satysfakcjonująca, Komisja nakaże zmienić prawo. W ostatniej instancji, jeśli Polska prawa nie zmieni, podatkiem zajmie się unijny Trybunał Sprawiedliwości.
Misiewicz i Jaki razem na okładce „Newsweeka”. Ten drugi to zobaczył i nie wytrzymał
„Recepta na karierę w IV RP. Stanowiska dostali za lojalność. Teraz sami rozdają posady: Bartłomiej Misiewicz w Łódzkiem, Patryk Jaki na Opolszczyźnie” – głosi okładka najnowszego „Newsweeka”. Trafiły na nią twarze rzecznika Ministerstwa Obrony Narodowej i wiceministra sprawiedliwości.
newsweek.pl
W zapowiedzi tekstu czytamy, że Bartłomiej Misiewicz „może załatwić pracę w państwowej spółce i odwołać wojskowego dowódcę”. O Patryku Jakim dziennikarze napisali: „W Opolu opowiadają, że Patryk Jaki, może wszystko. Trochę się tylko dziwią, czemu wyrzyna u siebie PiS-owców”.
Patryk Jaki w ostrych słowach skomentował okładkę na Twitterze. „Świństwo! Posadę dają mi wyborcy. Otrzymałem jeden z najlepszych wyników w PL-nie z jedynki. Lis [Tomasz Lis, redaktor naczelny „Newsweeka” – red.] to hiena i ściek.
Newsweek: Misiewicz proponował „pracę za głosy” w Bełchatowie. PO: Korupcja polityczna w najgorszym wydaniu
Najnowszy tekst „Newsweeka” pogłębia kłopoty rzecznika MON. „Bartłomiej Misiewicz proponował radnym Platformy przystąpienie do koalicji z PiS. Sugerował, że w zamian zapewni im zatrudnienie w państwowej spółce” – pisze tygodnik. Sprawa już jest szeroko komentowana w mediach społecznościowych. Jak napisał Krzysztof Brejza, to „korupcja polityczna” w najgorszym wydaniu.
Korupcja polityczna w najgorszym wydaniu. Jeżeli w spotk.uczestniczył prezesPGE-to zupełny rozkład PiS#PiSiewicze https://twitter.com/gazeta_prawna/status/777521977518985220 …
Informacje „Newsweeka” wzmocnią przekaz opozycji, która dzięki akcji #Misiewicze (Nowoczesna) i #Pisiewicze (PO) utrzymała temat w centrum politycznej dyskusji w senny polityczny weekend.
Paweł Rabiej: Jestem gejem. Niespodziewany coming out jednego z liderów Nowoczesnej
– Staram się tego nie eksponować, nie mówiłem o tym wcześniej – wyznał Paweł Rabiej, jeden z liderów Nowoczesnej. Ten niespodziewany coming out miał miejsce w programie „Pociąg do polityki” na antenie Polsat News.
Autorka programu Beata Lubecka zapytała polityka, dlaczego wspiera działania środowisk LGBT. – Jestem gejem, to jest jakiś element mojej tożsamości, ale wspieram ruchy LGBT także dlatego, że one dzisiaj walczą o ważne rzeczy, o równość, o to, żeby były w Polsce związki partnerskie – odpowiedział szczerze Paweł Rabiej.
Polityk Nowoczesnej dodał, też że „nie jest tak, że ta tożsamość jest dla mnie jakaś dominująca”. – To jest jakiś element mojego życia, ale nie wybijający się na pierwszy plan – zaznaczył. Paweł Rabiej jest dziennikarzem i publicystą. Obok Ryszarda Petru uchodzi za jednego z najważniejszych liderów Nowoczesnej, której jest współzałożycielem.
źródło: Polsat News
Karniści krytykują przyjmowanie prawa sprzecznego z konstytucją i ataki na sądy
Sąd (Fot. Wojciech Surdziel / Agencja Gazeta)
„Uczestnicy Ogólnopolskiego Zjazdu Katedr Prawa Karnego i Kryminologii dają wyraz negatywnej ocenie jakości stanowionego obecnie prawa karnego materialnego i procesowego, w tym w szczególności ze względu na jego sprzeczność z konstytucyjnymi podstawami. W najwyższym stopniu niepokoi nas również sposób stanowienia prawa odbiegający od standardów przyzwoitej legislacji. Realizacji zasad demokratycznego państwa prawa nie służy także podważanie autorytetu organów stanowiących prawo.”
W uchwale nie ma informacji, o które konkretnie przedsięwzięcia legislacyjne chodzi. Ale ostatnio rząd przyjął projekt zmiany kodeksu karnego przewidujący, że za oszustwa na podatku VAT będzie można dostać 25 lat więzienia.
W Trybunale Konstytucyjnym czeka wniosek rzecznika praw obywatelskich dotyczący uchwalonych przez obecny Sejm i obowiązujących przepisów na temat tzw. owoców zatrutego drzewa. Wymuszają one na sądzie uznanie za dopuszczalne dowodów zdobytych przez funkcjonariuszy z naruszeniem prawa, a więc np. za pomocą nielegalnego podsłuchu, kradzieży, bicia czy zastraszania podejrzanych czy świadków. Obowiązują tez przepisy pozwalające ścigać biegłych sądowych za nieumyślne wydanie fałszywej opinii. Zmiany w prawie karnym przyjmowane są często bez konsultacji i w szybkim trybie.
Pomnik L. Kaczyńskiego? Politycy PiS już chcieli namawiać do głosowania, ale urzędnicy sprawdzili, kto zgłosił projekt
Pomnik Lecha Kaczyńskiego i ofiar katastrofy smoleńskiej w Dębicy (PATRYK OGORZAŁEK)
Jeszcze w czwartek do południa projekt dotyczący budowy „pomnika Lecha Kaczyńskiego na postumencie” był na krótkiej liście pozytywnie zaopiniowanej przez miejską komisję. Trafiło na nią 16 zadań ogólnomiejskich, które mieszkańcy Tarnobrzega zgłosili do realizacji w ramach budżetu obywatelskiego.
Ludzie mają różne pomysły. Chcą np. oświetlenia przy ścieżkach rowerowych, szaletów miejskich nad jeziorem, wodnego placu zabaw, ujęcia wód siarczkowych. I pomnika prezydenta Kaczyńskiego. Lista pozytywnie zaopiniowanych propozycji została zamieszczona na stronie internetowej urzędu miasta w środę 14 września.
Kwestia pomnika Lecha Kaczyńskiego od razu rozpaliła w Tarnobrzegu emocje. Autor, niejaki Paweł Tyrek napisał, że pomnik powinien stanąć przy ul. Wiślanej, mieć podest ze schodkami. Postument ma mieć wysokość trzech metrów, a sama postać Lecha Kaczyńskiego – pięć metrów. „Pomnik powinien zostać odlany z brązu tak, aby przetrwał jak najdłużej. Założeniem budowy jest uczczenie pamięci poległego śp. prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Lecha Kaczyńskiego” – napisał autor. Koszt miał się zamknąć w kwocie 400 tys. zł.
Projekt przeszedł urzędową selekcję, bo spełniał wszystkie wymogi formalne. Mieścił się w kosztach, lokalizacja dotyczyła terenów miejskich.
Pojawili się też od razu pierwsi zwolennicy koncepcji.
– Choć nie jestem mieszkańcem Tarnobrzega, pomysł popieram – mówił nam poseł PiS Rafał Weber, który mieszka w niedalekiej Stalowej Woli. – Coraz więcej samorządów docenia rolę prezydenta Lecha Kaczyńskiego i czci jego pamięć. Skoro więc pojawiła się taka społeczna inicjatywa w Tarnobrzegu, popieram ją z całego serca – dodawał poseł Weber.
Społeczna inicjatywa to jednak w tym przypadku za wiele powiedziane. Na to zwrócił uwagę szef PiS w powiecie tarnobrzeskim, a jednocześnie przewodniczący rady miejskiej Kamil Kalinka.
– Stawianie pomników, niezależnie od tego komu, to nie jest zadanie samorządowe. To powinny realizować komitety społeczne, powinna się zawiązać jakaś grupa inicjatywna, a tu tego nie mamy – komentował radny Kalinka. – Lech Kaczyński to postać, która sama siebie broni swoimi dokonaniami, nie ma potrzeby, by samorząd wychodził z inicjatywą budowania mu pomników – dodawał.
Norbert Mastalerz, radny z klubu PO, poprzedni prezydent Tarnobrzega krytykował: – To absurdalny pomysł. Już raz nasze miasto, na fali narodowej tragedii po katastrofie lotniczej w Smoleńsku, zrobiło Lecha Kaczyńskiego swoim honorowym obywatelem. Tymczasem ta postać w żaden sposób nie zasłużyła się dla naszego miasta. Co więcej, kiedy Lech Kaczyński był ministrem sprawiedliwości podjął decyzję o likwidacji Sądu Okręgowego w Tarnobrzegu. Gdyby nie to, że ówczesny premier Jerzy Buzek go zdymisjonował, to dziś prawdopodobnie w gmachu sądu byłaby jakaś hurtownia – uważa Mastalerz. I również podkreśla, że nikt nie zna mieszkańca, który zgłosił projekt pomnika.
W czwartek po południu projekt z miejskiej listy niespodziewanie zniknął. Co się stało? – Sprawdziliśmy ponownie wniosek. Okazało się, że osoba podpisana pod nim jest fikcyjna. Właśnie zebrała się na nowo komisja, która weryfikowała wnioski i zdecydowała o wykreśleniu tego pomysłu z listy – powiedziała Joanna Lewicka, naczelnik wydziału promocji w urzędzie miasta.
Prezydent miasta Grzegorz Kiełb na konferencji prasowej poinformował, że wniosek dotyczący budowy pomnika prezydenta Kaczyńskiego został przesłany do urzędu pocztą elektroniczną. Autor podał adres zamieszkania, który w Tarnobrzegu nie istnieje. Kiedy urzędnicy zaczęli go prosić o doprecyzowanie danych, podanie numeru telefonu i prośbę o spotkanie, autor pomysłu najpierw odpisał, że nie ma telefonu, a na kolejne prośby już nie zareagował. Urzędnicy sprawdzili też jego dane w ewidencji mieszkańców oraz w ewidencji gruntów. Okazało się, że taka osoba nie istnieje.
Tarnobrzegiem od ostatnich wyborów samorządowych rządzi koalicja PiS i lokalny komitet Moje Miasto, którego członkiem jest prezydent Kiełb.
Mieszkańcy będą głosować na projekty z budżetu obywatelskiego do 2 października. Oprócz 15 ogólnomiejskich mają do wyboru ponad 30 osiedlowych. W sumie do podziału jest 2 mln zł.
„Ida”? Nie, polskie kino ma pokazywać „prawdziwą” Polskę. Jak? Błaszczak rzuca nazwiskami
Mel Gibson, Mariusz Błaszczak (Fot. Alessandro Bianchi / Reuters, Kornelia Głowacka-Wolf / Agencja Gazeta)
Środowisko PiS jest niechętne promocji oscarowej „Idy” – mimo ogromnych sukcesów tej produkcji: oglądalności, nagród i świetnego przyjęcia przez krytyków. Stanowisko partii w tej sprawie określiła m.in. premier Szydło: – Akurat ten film na pewno nie był promocją Polski, raczej narysował jej negatywny obraz. TVP pokazując film, opatrzyła go publicystycznym komentarzem.
Podobnie sprawę ocenił szef MSW Mariusz Błaszczak na wczorajszym spotkaniu z Polonią w USA. Minister uczestniczy w trwającej właśnie oficjalnej wizycie prezydenta Dudy w Stanach Zjednoczonych i wczoraj spotkał się w Instytucie Piłsudskiego w Nowym Jorku z przedstawicielami Polonii. Jak zaznacza w swojej relacji ze spotkania korespondent Polskiej Agencji Prasowej, ogromną większość stanowili zwolennicy PiS: „Nie kryli niezadowolenia z polityki kulturalnej poprzedniej ekipy przejawiającej się np. promocją w USA takich filmów, jak „Ida” czy „Pokłosie”. Twierdzili, że filmy te pokazują nieprawdziwy wizerunek Polski”.
Błaszczak zgodził się z tym: wyraził zdziwienie, że filmy te sfinansowano z pieniędzy podatnika. Jak powiedział, np. w „Idzie” nie mówi się o najeździe Niemców na Polskę i wymordowaniu przez nich Żydów. Uzasadniał potrzebę nakręcenia filmu z aktorami hollywoodzkimi np. o rotmistrzu Pileckim, czy lotnikach polskich, którzy walczyli o Anglię. Fundusze miałyby pochodzić z budżetu państwa:
Trzeba zatrudnić Cruise’a, Gibsona, czy kogoś kto jest znany na całym świecie. Aktora hollywoodzkiego, który wcieliłby się w postać Polaka w czasie II wojny i pokazał historię – stwierdził.
Wypowiedź ministra już wywołała wesołość na Twitterze:
Poparcie dla partii politycznych, PiS traci – Sondaż CBOS
psz, 16-09-2016
Gdyby wybory odbywały się dziś, PiS wciąż cieszyłoby się wygraną, jednak mimo to, poparcie dla partii Jarosława Kaczyńskiego w ostatnich tygodniach zmalało. W Sejmie poza PiS-em znalazłyby się jeszcze tylko trzy partie. Jakie? Zobaczcie wyniki najnowszego sondażu CBOS.
Jeszcze miesiąc temu w badaniu CBOS PiS cieszyło się poparciem na poziomie 41 procent. Od tamtego czasu poparcie dla partii rządzącej spadło aż o 5 punktów procentowych.
Drugie miejsce w sondażu zajmuje bez zmian Platforma Obywatelska, której poparcie z 16 proc wzrosło do 17. Tuż za nią znajduje się ugrupowanie Ryszarda Petru, dla którego poparcie mocno wzrosło – z 12 do 16 proc.
Z badania CBOS wynika też, że poza Sejmem znalazłaby się formacja Pawła Kukiza, której poparcie deklaruje jedynie 6 proc. respondentów.
Poniżej progu wyborczego z wynikiem 3 procent znalazły się: Sojusz Lewicy Demokratycznej i Polskie Stronnictwo Ludowe. Ledwie po 2 procent poparcia mają wedle sondażu partie KORWiN i Razem.
WASZCZYKOWSKI: „ZNALAZŁEM DOKUMENTY W MSZ”. SENSACJA ALBO SENSACYJNA GAFA
STANISŁAW SKARŻYŃSKI, 18 WRZEŚNIA 2016
Szef polskiej dyplomacji w TVP Info oskarżył Platformę Obywatelską, że dwa lata temu odrzuciła zaproszenie dla Polski do udziału w negocjacjach procesu pokojowego na Ukrainie. Jeśli te dokumenty istnieją, byłaby to sensacja. Jeśli nie – największa wpadka ministra Waszczykowskiego
Do formatu mińskiego sami nie chcieliśmy. Znalazłem dokumenty w MSZ, które mówią o tym, że kiedy proponowano nam wejście do takich rozmów, to – dwa lata temu – poprzedni rząd odmówił.
TO ALBO ABSOLUTNA SENSACJA, ALBO SENSACYJNA BZDURA.
Informacja, że jesienią 2014 roku polska dyplomacja została zaproszona do Mińska i odrzuciła zaproszenie oznaczałaby, że w publicznych wypowiedziach tę niewątpliwie istotną wiadomość zataili m.in. minister Radosław Sikorski oraz prezydent Bronisław Komorowski.
Fałszywa byłaby na przykład wypowiedź prezydenta Bronisława Komorowskiego, który w październiku 2014 roku w „Rzeczpospolitej„, pytany o przyczyny nieobecności Polski w negocjacjach w Mińsku odpowiedział: „To pytanie do Ukraińców, ale również do pozostałych uczestników procesu, którzy w ramach formatu normandzkiego wzięli na siebie szczególną odpowiedzialność. Czas zweryfikuje efektywność tego formatu. (…) Dobry adwokat to taki, który pomaga, gdy się go o to prosi, a nie sam wymusza swoją pomoc”.
Również Radosław Sikorski nigdy nie wspominał, że Polskę zaproszono do Mińska. A w lutym 2015 roku – po podpisaniu porozumienia Mińsk 2 – mówił w TVN24, że przekonywał prezydenta Ukrainy Petra Poroszenkę do zmiany formatu na genewski (Rosja, Ukraina, Stany Zjednoczone i Unia Europejska), ponieważ format normandzki (Rosja, Ukraina, Francja, Niemcy) jest prorosyjski.
Przeczytaj też:
MILLER MÓWI PIS-EM: KOMISJA WENECKA MILCZY O TURCJI
Same wątpliwości
OKO.press zwróciło się do polityków Platformy Obywatelskiej z prośbą o komentarz do wypowiedzi Witolda Waszczykowskiego i wskazanie, o jakiej propozycji mógł mówić pan minister.
„Nie znam sprawy” – odpisał Radosław Sikorski, który do 22 września 2014 roku był ministrem spraw zagranicznych. „Pierwsze słyszę. Kto? Formalnie?” – odpisał Rafał Trzaskowski, który od 24 września 2014 roku był wiceministrem spraw zagranicznych. „Nic nie wiem na ten temat” – dodał Tomasz Siemoniak, wówczas minister obrony narodowej.
OKO.press wysłało do biura prasowego MSZ dwa pytania: o jakich dokumentach mówił w telewizji publicznej minister Waszczykowski oraz kto podjął decyzję o odmowie udziału w negocjacjach w Mińsku. Czekamy na odpowiedź.
Przeczytaj też:
WASZCZYKOWSKI ROZGRZESZA ERDOGANA, KTÓRY MŚCI SIĘ NAWET NA UMARŁYCH
Kijów, Normandia, Mińsk
Polska była obecna podczas pierwszej misji interwencyjnej państw europejskich na Ukrainie, po eksplozji przemocy na kijowskim Majdanie. W lutym 2014 roku w negocjacjach między administracją prezydenta Janukowycza a opozycją w Kijowie udział brali ministrowie spraw zagranicznych Polski, Niemiec i Francji.
18 marca doszło do aneksji Krymu. Bezpośrednio potem wybuchła wojna na wschodzie Ukrainy, gdzie armia rządu w Kijowie starła się z prorosyjskimi separatystami – zwanymi „zielonymi ludzikami”. Po niemal trzech miesiącach bezowocnych prób nawiązania rozmów z Rosją, 6 czerwca 2014 roku powstał format normandzki. Przywódcy Ukrainy, Rosji, Niemiec i Francji spotkali się wtedy podczas obchodów 70. rocznicy lądowania wojsk alianckich w Normandii.
Skutkiem rozmów szefów państw było powstanie tzw. grupy kontaktowej Ukraina-Rosja-OBWE, do której zaproszono przedstawicieli prorosyjskich separatystów z tzw. republik donieckiej i ługańskiej. Grupa kontaktowa nazywana bywa formatem mińskim.
Negocjacje w tej formule doprowadziły do wypracowania dwóch porozumień. Pierwsze podpisane zostało 5 września 2014 roku, a aneks do niego 19 września, jednak w praktyce nie było przestrzegane. Skuteczne okazało się dopiero drugie, dużo bardziej szczegółowe, negocjowane z udziałem głów państw formatu normandzkiego porozumienie Mińsk 2 z 12 lutego 2015 roku, które – choć jego postanowienia do dziś pozostały w większości na papierze – doprowadziło do znacznego ograniczenia walk.
Do dziś sądzono, że to Rosja nie chciała obecności Polski przy stoliku negocjacyjnym, a Ukraina nie naciskała, ponieważ Francja i Niemcy negocjowały de facto w imieniu całej Unii Europejskiej oraz NATO. Na to wskazywało choćby stanowisko Petra Poroszenki, który w we wrześniu 2015 roku publicznie odrzucił propozycję Andrzeja Dudy, by zmienić format rozmów o Ukrainie.
Ballada o Januszkach. Polemika z Ziemowitem Szczerkiem
Traktat o Januszach [ZIEMOWIT SZCZEREK], Ilustracja Jacek Gawłowski (Ilustracja Jacek Gawłowski)
Starożytni Rzymianie czcili Janusa – boga o dwóch twarzach zwróconych w przeciwne strony: w przeszłość i przyszłość (a według innych wersji – na wschód i zachód). Polskie społeczeństwo stojące w rozkroku między tradycją a nowoczesnością, między demokracją a autorytaryzmem ma takie właśnie janusowe oblicze. Złośliwiec powiedziałby, że raczej januszowe. Stereotypowego Polaka – Janusza (by ulżyć nieco noszącym to imię, dodajmy, że stosowane są również, choć rzadziej, substytuty: Marian, Andrzej, Rysiek, Zdzisiek, Misiek i Mirek) – uczynił bohaterem swojego „Traktatu” Ziemowit Szczerek. Pisarz i reporter apeluje, żeby nie wstydzić się Janusza w nas, zaakceptować go, krytykować jedynie życzliwie, bo inaczej Janusz się obrazi i pójdzie pod skrzydła skrajnej prawicy (jeśli jeszcze nie zdążył tego zrobić). A wtedy przyjdzie Mordor i nas zje, czego nie powstrzymają nawet modły do staroitalskich bóstw.
Doceniam, że autorowi przyświeca troska o przyszłość naszego kraju, diagnozę stawia jednak całkowicie chybioną. Myli przyczyny ze skutkami i dokonuje uproszczeń, które trudno zaakceptować nawet w pisanej lekkim tonem publicystyce. Wzmożenie prawicowo-nacjonalistyczne obserwujemy niemal w całej Europie i nie ma ono związku z Januszami. Nie jest tak, że ONR urósł w siłę, bo „młodzi, wykształceni, z dużych miast” pokpiwali ze skarpet w sandałach i tłustych brzuchów na plaży. Polski wąsacz (wolę takie określenie niż jakiekolwiek imię, nawet jeśli wąs miałby być tylko mentalny) ma gdzieś to, co myślą o nim elity, cechuje go za to opisywana przez José Ortegę y Gasseta w „Buncie mas” „afirmacja siebie samego takim, jakim jest, i uznawanie własnych treści moralnych i intelektualnych za w pełni doskonałe. To samozadowolenie sprawia, że zamyka się w sobie, odcinając się od wszelkich instancji zewnętrznych, że nie słucha, że swoich opinii nie poddaje ocenie innych i że z nikim się nie liczy (…). Postępuje więc tak, jak gdyby na tym świecie istniał tylko on i ludzie jemu podobni”.
Zdaję sobie sprawę z tego, że cytując hiszpańskiego myśliciela, narażam się na zarzut „elitaryzmu” albo wręcz na kpiny, wszak słynny esej to podobno druga obok „Winnetou” ulubiona książka Mateusza Morawieckiego (choć sądząc po jego wyborach politycznych, trudno powiedzieć, którą czytywał częściej). Szczerek zarzuci mi z kolei zapewne klasizm, podobnie jak zarzuca go szydzącej z „januszowania” hipsterskiej awangardzie z placu Zbawiciela, która zarazem zaczytuje się rozważaniami Ledera o prześnionej rewolucji i pochyla nad losem pańszczyźnianych chłopów. Odpowiem, przywołując niesłychany banał: czym innym jest położenie żyjącego dwieście lat temu chłopa przypisanego do ziemi, który nie mógł odmienić swojego losu inaczej, niż ryzykując życie przy próbie ucieczki, a czym innym są wybory kulturowe dokonywane przez współczesnych posiadaczy chłopsko-szlacheckiego wąsa dysponujących częstokroć znacznie większymi możliwościami finansowymi niż Szczerek czy niżej podpisany razem wzięci.
Mateusz Morawiecki. Partyzant śni o wielkiej Polsce
***
Owszem, przedstawiciele rodzącej się w potransformacyjnych bólach polskiej klasy średniej, mającej stanowić protezę niemal nieistniejącego u nas mieszczaństwa, starali się jak najszybciej zapomnieć o własnym wąsatym dziedzictwie lub usunąć jego zewnętrzne oznaki. Jednak równocześnie niemal cały mainstream przez ćwierć wieku czynił właśnie to, o co apeluje Szczerek: pochylał się nad potrzebami i gustami „zwykłego Polaka”, a wręcz im schlebiał. Najbardziej jaskrawym przykładem jest wyhodowanie i pielęgnowanie latami potwora spod znaku „polskich kabaretów”, rażących poziomem tak niskim, że na ich tle solowe popisy Marcina Dańca zdają się wyrafinowaną awangardą. Do głównego nurtu kultury systematycznie przesuwało się również disco polo. Kulminacją tego zjawiska była dyskusja o filmie Macieja Bochniaka w „Hali odlotów” w TVP Kultura, kiedy to Sławomir Świerzyński z Bayer Full protekcjonalnym tonem opowiadał lekko zakłopotanym Katarzynie Janowskiej i Maxowi Cegielskiemu, że za dziesięć lat jego kawałki będą evergreenami jak twórczość Grechuty (przypomina mi to zresztą dawny wywiad ze Świerzyńskim stojącym na tle budowanego przez siebie domostwa w formie zamku i mówiącego dziennikarzowi, że „za kilkadziesiąt lat to będzie zabytek”). Pamiętam, że odpór dawał wtedy jako jedyny właśnie obecny w studiu Ziemowit Szczerek.
Disco polo w wielkim mieście. Będzie ostro
Powtarzam – przyczyną skrętu polskiego społeczeństwa w prawo nie jest szydera z wąsaczy sikających do basenu na wczasach all inclusive w Hurghadzie. Odpowiedzialna jest raczej neoliberalna „elita”, latami wspierająca antyinteligencki dyskurs, szydząca z jajogłowych i likwidująca biblioteki; ci profesorowie uniwersytetów chwalący się, że wyrzucili wszystkie książki z mieszkania (bo przecież jest internet), ci wszyscy ekonomiści mieniący się przyjaciółmi kultury, a tak naprawdę przeliczający tylko jej wartość na złotówki; ci wszyscy rzekomi liberałowie, którzy na Korwina nie głosowali tylko dlatego, że nie wierzyli w jego szanse; ci profesorowie psychologii i medioznawstwa firmujący swoimi nazwiskami i tytułami telewizyjne wyczyny Klaudiusza, Manueli i Gulczasa, a potem zostający rektorami kolejnych Wyższych Szkół Gotowania na Gazie i Terapii Behawioralnej.
I love krowe. Jak „przyplusować” Polakowi przed telewizorem
Procesowi świadomego lub nieświadomego ogłupiania społeczeństwa towarzyszyło równoległe zjawisko: polskie elity latami konsekwentnie ignorowały rozrastający się od samego początku istnienia kapitalistycznej rzeczywistości nowotwór w postaci nacjonalistycznych bojówek. Przecież już w maju 1990 r. na Kongresie Prawicy Polskiej w roli ochroniarzy wystąpili członkowie Narodowego Odrodzenia Polski. Słynne „idziemy po was” ministra Sienkiewicza brzmiało trochę jak „lepiej późno niż wcale” wypowiedziane przez osobę, która spóźniła się na pociąg. Nie tylko neoliberalny mainstream był ślepy na brunatnienie Polski. Nawet wielu moich znajomych ze środowisk lewicowych i anarchistycznych uważało działalność stowarzyszeń w rodzaju Nigdy Więcej za opartą na wydumanych przesłankach, przesadzoną czy wręcz histeryczną, a kolega studiujący politologię (dziś dyrektor dużej instytucji samorządowej) nie wiedział, o czym mówię, gdy pytałem go, czy nie przeszkadza mu, że jego koledzy z roku paradują na zajęciach z wychowania fizycznego w koszulkach Blood & Honour, na co dzień zaś noszą wojskowe plecaki z naszytymi cyframi 88. A działo się to wszystko bez mała piętnaście lat temu.
Czy Szczerek nie widzi tego, że najbardziej przerażająca twarz polskiego nacjonalizmu nie jest wcale zaczerwienioną od wódki wąsatą mordą łysiejącego faceta po pięćdziesiątce w wędkarskiej kamizelce, tylko raczej bledziutką twarzą chłoptysia z przylizanym przedziałkiem (takiego jak w popularnym niedawno opisie z internetu – „brodatego chujka w musztardowych spodniach, jebanego studenta prawa lub innej medycyny”), który w kawiarnianej rozmowie ekscytuje się nowym utworem Bona Ivera albo Organka, a za chwilę bez mrugnięcia okiem przechodzi do mantry „wypierdalać z uchodźcami”? Też trochę – z racji wykonywanego zawodu muzycznego chałturnika – jeżdżę po tym kraju i też czasem rozmawiam z ludźmi.
***
Zupełnie chybione są również podawane przez Szczerka recepty na to, jak odczarować naszego Janusza i uczynić go atrakcyjnym popkulturowo. Polacy wcale nie muszą wymyślać wzorca podobnego do „ruskiego mużyka”, co to tajgę po pijanemu wyrąbie – podobny autostereotyp jest przecież doskonale zakorzeniony w naszej kulturze: od warsztatów samochodowych po korporacyjne stołówki rozbrzmiewają przechwałki, ile to żeśmy wczoraj nie wypili, a że jeszcze żeśmy przy tym ze szwagrem panele położyli i płytki w łazience, a kiedyś z kuzynami na weselu to żeśmy w siedmiu do „malucha” wsiedli, a jak się pasek klinowy urwał, to się na pończochę naprawiało… Tego typu mit funkcjonuje nawet w wersji elitarnej – ludzie z naszej branży filmowej uważają, że polscy operatorzy filmowi zrobili karierę w Hollywood, bo byli nauczeni radzenia sobie w sytuacji ciągłego deficytu sprzętowego i wszystko umieli zrobić sami.
Z kolei mówienie, że w Stanach Zjednoczonych już dawno oswojono swojego Janusza, bo kraciaste koszule i drelichowe kombinezony pracowników stacji benzynowych są cool, jest jedynie półprawdą. Owszem, grunge’owa estetyka została włączona do mainstreamu (ekstremalnym przykładem była kolekcja Marca Jacobsa dla Perry Ellis z 1993 r.), ale w niczym nie umniejsza to pogardy nowojorskich elit dla prostaka z prowincji. Między tymi dwoma światami również istnieje przepaść, która z jednej strony jest wykorzystywana do pozytywnej autoidentyfikacji przez samych rednecków lub ich – często bardzo zamożnych – reprezentantów (jak w teledysku „Hillbilly Bone” gwiazdorów country Blake’a Sheltona i Trace’a Adkinsa, śpiewających o tym, że w gruncie rzeczy wszyscy Amerykanie są burakami niezależnie od pochodzenia i od tego, jak bardzo chcieliby to ukryć); z drugiej – służy właśnie do wykpiwania prościuchów żyjących w przyczepach kempingowych, jak w klipie Skylar Grey i Eminema „C’mon Let Me Ride”, w którym wokalistkę wyglądającą, jakby właśnie zeszła z wybiegu haute couture, skonfrontowano z brzuchatymi, podpitymi oblechami i uzależnionymi od solarium blondynkami marzącymi o powiększeniu sobie biustu.
Tyle że akurat w Stanach pogarda dla prostaka rzeczywiście na swój sposób przyczyniła się do tego, co Szczerek przypisuje Polsce: wyhodowała kandydującego na prezydenta populistę, który chętnie przywdziewa czapkę kierowcy ciężarówki, choć jest idealnym przedstawicielem establishmentu i w życiu nie splamił się pracą, którą większość z nas nazwałaby „porządną”, a na wiecach nadaje na tych samych falach co przysłowiowy właściciel stacji benzynowej na uboczu zamierającej Route 66. Owszem, Paweł Kukiz zdołał u nas zdobyć spory kapitał polityczny (choć akurat jego januszowatość jest dyskusyjna, osłabia ją choćby to, że popularność budował m.in. na śpiewaniu piosenek, w których z Januszów, z ich estetyki i mentalności pokpiwał).
Ostatecznie jednak wygrał nie Kukiz i nie relatywnie bardziej januszowaty Bronisław Komorowski, tylko Andrzej Duda, gładko uczesany i w dopasowanym niebieskim garniturze. Ochoczo zagłosowali na niego – pokpiwający z januszowania – „młodzi, wykształceni, z dużych miast”.
*Adam Czech – socjolog, muzyk, tekściarz, autor książek „Sprzedawcy wiatru. Muzykanci i ich muzyka między wsią a miastem” oraz „Ordynaci i trędowaci. Społeczne role instrumentów muzycznych”
Adam Czech będzie gościem Karoliny Głowackiej w sobotę po godz. 11 w TOK FM
Wideo „Magazynu Świątecznego” to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.
W Magazynie Świątecznym:
Jerzy Bralczyk: Pokaż język wartościom najwyższym
Wolałbym, żeby nie mówiono o mnie „senior”. Jestem stary i koniec. Ale oczywiście spotykam się z takim poklepywaniem, że skądże znowu, jesień życia. Bez sensu
Rodzina z ulicy Srebrnej. Krewny i zaufani prezesa PiS kontra słynny kupiec reprywatyzacyjnych roszczeń
Kuzyn Jarosława Kaczyńskiego, przyjaciółka domu prezesa, jego dwóch szoferów, asystentka i jej syn. Wszyscy oni rządzą spółką Srebrna, która na wartej kilkadziesiąt milionów złotych działce chce zbudować 190-metrowy wieżowiec. Chyba że uprzedzi ich słynny kupiec reprywatyzacyjnych roszczeń
Szczęście leży na chodnikach
Nasza podróż codziennie zaczyna się od przejścia do samochodu, na przystanek, do roweru. Każdy jest pieszym. A wasza przestrzeń jest zaprojektowana tylko dla samochodów. Gdzie tu sens? Z Gilem Penalosą rozmawia Aleksander Gurgul
Kolumbia. Wrzask wojny, szept pokoju
Przez pół wieku Kolumbijczyk miał wojnę wszędzie: codziennie śmierć, porwania, bomby. Teraz wojnę ma zastąpić pokój. Stan zapomniany
Ty folksdojczu za ruble [40. ROCZNICA KOR-U]
Bukiet dla żony warchoła, czyli jak rozłożyć totalitaryzm na łopatki
Prof. Tomasz Koncewicz: Dzisiaj bardzo dużo osób czuje, że nie należy do narodu
Kiedy mówię, że orzeczenie musi być zgodne ze zdrowym rozsądkiem, że za literą prawa powinna iść sprawiedliwość, że jeden przepis należy czytać w świetle całości regulacji, na twarzach przyszłych prawników widzę zaniepokojenie: a gdzie to jest zapisane? Czy pasuje do kodeksu?
Redbad Klijnstra: Pan Antoni dobrze zrobił
Kiedy Holendrzy rozmawiają o historii, o tym, czy ich tożsamość zbudowało siedem wielkich powodzi, to wszyscy są zgodni, że te powodzie się wydarzyły. W Polsce spieramy się o to, czy w ogóle pewne rzeczy się wydarzyły i jak się wydarzyły
Zofia Posmysz, numer 7566
Auschwitz może się powtórzyć. Toczy się walka dobra ze złem i teraz świat znowu idzie w złym kierunku. Tego się obawiam. Z Zofią Posmysz rozmawia Donata Subbotko
Wybory w USA. Chelsea Clinton macha flagą
Pierwsze córki nigdy nie miały lekko, ale żadna nie musiała odpowiadać na pytania o aferę rozporkową taty
Wybory w USA. Sen o Dzikim Zachodzie
Republikanie z Marquette sprawiają wrażenie bardzo uczynnych, uprzejmych i gościnnych. Dlaczego większość z nich chce głosować na egoistycznego, nieokrzesanego i niegościnnego Trumpa?
Na początku jest beton
My, cztery kobiety, i on, szara eminencja, milcząco obecny w dyskusji na swój temat. Kiedyś wyśmiewany i poniżany, dziś wynoszony na piedestał, bo nagle stał się modny i uniwersalny. Za co go pokochaliśmy?
Co za wysublimowany język u zastępcy ministra sprawiedliwości #Jaki . Tej posady nie dał jednak suweren tylko prezes
—