Szydło, 26.04.2016

 

Pawłowicz o gender: może doprowadzić do związków człowieka z małpą

Gender zagraża ludzkiemu gatunkowi - uważa posłanka PiS.
Gender zagraża ludzkiemu gatunkowi – uważa posłanka PiS. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Krystyna Pawłowicz bierze pod lupę kwestię gender. W opinii polityk, zjawisko to torpeduje tradycyjnie rozumiane związki i państwo. Jeśli ktoś bowiem zastanawia się nad własną seksualnością, równie dobrze może być z małpą.

– Za nazwą, której nikt nie rozumie, pokolenie ‘68 chce zmienić wszystkie rządzące prawa naturalne na zasadzie ,,hulaj dusza piekła nie ma’’ – definiuje gender posłanka PiS. – Może to doprowadzić nawet do związków intergenetycznych, typu związek człowieka z małpą – przekonuje w rozmowie z serwisem Epowiatostrolecki.pl.

Gender, zdaniem Pawłowicz, to wręcz fundamentalne niebezpieczeństwo. Grozi „naturalnym prawidłom człowieka” i wszystkim grupom społecznym. Bez ustalonej płci instytucje typu wojsko nie mają już racji bytu. Rodzina tworzona przez kobietę i mężczyznę również.

Okazuje się też, że zamiany ról prowadzą do chorób psychicznych. Ratunek niosą tylko Kościół i obrońcy rodziny. – Na organizowanych przez nich spotkaniach pedagodzy polecą odpowiednią lekturę, dadzą fachowe rady. Społeczeństwo zbiorowo musi dać przeciw temu zorganizowany opór – podkreśla posłanka.

źródło: tvp.info

pawłowicz

naTemat.pl

Sąd Najwyższy będzie respektował niepublikowane wyroki TK

lulu, 26.04.2016

Sąd Najwyższy

Sąd Najwyższy (PRZEMEK WIERZCHOWSKI)

1. Sąd Najwyższy zapowiada respektowanie niepublikowanych wyroków TK
2. Sędziowie podjęli w tej sprawie uchwałę – podaje TVN24

Jak dowiedziała się TVN24, uchwałę ws. respektowaniu wyroków TK podjęło zgromadzenie ogólne sędziów Sądu Najwyższego. Zaznaczyli, że podjęli ją w celu „zapewnienia jednolitości orzecznictwa”.

Wcześniej wyroki Trybunału, także te nieopublikowane, zdecydowały się respektować rady miejskie w Łodzi, Warszawie, a dziś taką decyzję podjęła też rada Poznania.

sądNajwyższy

gazeta.pl

WTOREK, 26 KWIETNIA 2016

Uchwała ZO Sędziów Sądu Najwyższego o nieopublikowanych wyrokach TK: Uchylają domniemanie zgodności z Konstytucją z chwilą ogłoszenia

14:17

Uchwała ZO Sędziów Sądu Najwyższego o nieopublikowanych wyrokach TK: Uchylają domniemanie zgodności z Konstytucją z chwilą ogłoszenia

W uchwale ZO Sędziów Sądu Najwyższego – podjętej 26 kwietnia 2016 – czytamy:

W dniu dzisiejszym Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego, kierując się koniecznością zapewnienia jednolitości orzecznictwa sądów powszechnych i sądów wojskowych, podjęło uchwałę, w której stwierdziło, że zgodnie z art. 190 ust. 2 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego podlegają niezwłocznemu opublikowaniu. Nieopublikowany wyrok Trybunału Konstytucyjnego, stwierdzający niezgodność z Konstytucją określonego przepisu uchyla domniemanie jego zgodności z Konstytucją z chwilą ogłoszenia wyroku przez Trybunał Konstytucyjny w toku postępowania.

Jak mówił na konferencji o konstytucji 1997 roku prof. Strzembosz:

strzembosz

13:02
pbk1

Komorowski: O konstytucji warto rozmawiać, ale tylko gdy szuka się wspólnoty, a nie tego co dzieli

Jak wspominał prezydent Komorowski w trakcie konferencji „Konstytucja 1997 roku – praktyka polityczna i prawna”

„O konstytucji trzeba rozmawiać, warto rozmawiać i nawet się spierać. Warto rozmawiać warunkiem ze myśli się z szacunkiem nie tylko o swoich poglądach, ale i o cudzych. Warto rozmawiać, pod warunkiem, że u fundamentu tego myślenia leże szukanie wspólnoty, a nie tego co dzieli”

Jak mówił też o katastrofie smoleńskiej:


„Kiedy pełniąc obowiązki marszałka Sejmu musiałem jednocześnie wziąć odpowiedzialność za wszystkie prawa i obowiązki Prezydenta RP. To była konieczność. I sam się wtedy pytałem: czy sprawdzi się fundament systemu demokratycznego. To był moment szczególny, gdy zginęli – a nie powinni lecieć razem – wszyscy dowódcy sił zbrojnych. To był moment gdy zginął szef banku centralnego, prezydent przede wszystkim, wielu przedstawicieli ważnych instytucji. Gdy nie tylko w wymiarze emocji społecznych wydawało się, że wszystko się chwieje. Wszystko decyzje związane z zapełnieniem tej wyrwy powstałej po katastrofie udało się w zgodzie konstytucją stosunkowo łatwo przeprowadzić. W moim przekonaniu sprawdziła się mocna rola prezydenta, jeśli chodzi o system obrony państwa. Podobnie rzecz się miała z innymi instytucjami. Po latach myślę sobie, że mało który naród może powiedzieć, że jego konstytucja uległa tak dramatycznemu, ale dobrze zakończonemu testowi skuteczności”

12:41

Kwaśniewski: Mój apel: Konstytucji z 1997 trzeba bronić, używać, nie nadużywać

Jak mówił na konferencji „Konstytucja 1997 roku – praktyka polityczna i prawna” były prezydent Aleksander Kwaśniewski:

„Mój apel: konstytucji z 1997 roku trzeba bronić, używać, nie nadużywać. To jest fundament państwa prawnego”

Jak mówił wcześniej:

„Stabilność konstytucji tez jest wartością, ja absolutnie uważam za rzecz naturalną, ze refleksja nad konstytucja powinna trwać. Ta refleksja musi być spokojna, nie zaś uwikłana w bieżącą polityka. Stabilność konstytucji jest wartością sama w sobie. Przykłady krajów, gdzie konstytucje są całkowicie łamana i służą bieżącej polityce – jak na Ukrainie, prowadzą do katastrofy”

Jak mówił też były prezydent: „Jestem głęboko przekonany, ze najlepsza konstytucja w rękach ludzi złej woli nie będzie działała”

300polityka.pl

Budzą się demony. Felieton Andermana z cyklu: A poza tym

Janusz Anderman, 26.04.2016

Msza z okazji 24. urodzin Radia Maryja, na której stawili się episkopat oraz większość polityków PiS

Msza z okazji 24. urodzin Radia Maryja, na której stawili się episkopat oraz większość polityków PiS (Fot. Wojciech Kardas / Agencja Gazeta)

A kłopoty mają wszyscy. Ostatnio blady strach padł na Polskie Koleje Państwowe, bo swoje baczne oko zwrócił na nie poseł Andruszkiewicz z ruchu Kukiz’15
 

Karol Modzelewski wypowiedział niedawno w wywiadzie dla „Wyborczej” takie słowa: „Duch Święty patronuje rozumowi. Nie wydaje mi się, by ostatnio gościł wśród Episkopatu”.

To prawda, ale niepełna. Duch Święty, który patronuje rozumowi, prawdopodobnie w ogóle przestał się zapuszczać w nasze strony. I trudno się dziwić.

Episkopat Episkopatem, ale zobaczmy, jak to bywa u protestantów. Ostatnio w kanale (nie bójmy się tego słowa) internetowym „Idź pod prąd” pastor Paweł Chojecki zechciał hojnie nas ubogacić swoją myślą ekspercką na znany temat: „Tusk doprowadził do rozdzielenia wizyt w Katyniu. Jego samolot wylądował i wrócił, a prezydent zginął. Jeśli te knowania udowodnimy, to kara śmierci jest jak najbardziej zasadna”.

To twórczo rozwinięty pomysł, a właściwie program Ewy Stankiewicz z Telewizji Republika: „Ten człowiek powinien ponieść najwyższą karę, specjalnie przywróconą do prawodawstwa polskiego w tej sprawie”. Wszak stowarzyszenie Solidarni 2010, którego jest prezeską, zobowiązało się wobec narodu, że „choćby za ten czyn, i oby nic więcej złego, należy się Donaldowi Tuskowi najsurowsza z możliwych kar”.

Otóż to, i dopóki sprawa nie zostanie doprowadzona do pomyślnego dla narodu i Stankiewicz końca, a buty Tuska będą bezkarnie deptać polską ziemię, dopóty prezeska będzie się czuła poważnie zagrożona. „W kraju, który wystawia prezydenta na śmierć, pozwala go zabić, a może nawet efektywnie uczestniczy w doprowadzeniu go do śmierci, nie czuję się bezpiecznie”.

I to jest priorytet, co pastor Chojecki rozumie doskonale: „W sprawie katastrofy smoleńskiej niewątpliwie mamy do czynienia ze śmiercią, a nawet z wielokrotnym zabójstwem”.

Stankiewicz za lata życia bez poczucia bezpieczeństwa należy przyznać przywilej wyboru takiego rodzaju egzekucji Tuska, który skutecznie zaspokoi jej żądzę mordu. Mogłoby to być ukamienowanie, powieszenie głową w dół, uduszenie, otrucie, zrzucenie ze skały, rozerwanie końmi, powieszenie na haku za żebro albo choćby ugotowanie w oleju. Może zresztą dobry pastor podsunie jakieś bardziej wymyślne sposobiki. To ich kłopot.

A kłopoty mają wszyscy. Ostatnio blady strach padł na Polskie Koleje Państwowe, bo swoje baczne oko zwrócił na nie poseł Andruszkiewicz z ruchu Kukiz’15. Z racji nazwy klubu poseł na ruch jest specjalnie uczulony, a z racji wieku (dopiero sześć lat temu osiągnął pełnoletność) lubi pociągi. Jako narodowiec postanowił zweryfikować, czy słowo: „Polskie” w nazwie kolei nie jest przypadkiem sprytnym oszustwem. I wyszło mu, że jest oszustwem gigantycznym, czego dowodzą nazwy pociągów dalekobieżnych. „Witold Gombrowicz”? – Czy to postać, którą należy promować? – pyta, chociaż odpowiedź nasuwa się sama. „Aurora”? Nieważne, że to dla niepoznaki zorza polarna albo rzymska bogini lub nawet nazwa projektu lotu na Marsa w 2030 r. Rozgarniętemu posłowi i tak kojarzy się z rewolucją październikową i jej sztandarowym krążownikiem. Pociąg „Deyna”? To posłowi, który pewnie nie pamięta nazwiska legendarnego piłkarza, może się rymować tylko ze słynną parafrazą pieśni wyśpiewaną przez prezydenta Dudę pod adresem gorszego sortu: „Ojczyznę dejną racz nam wrócić, Panie!”. Nie mówiąc już o takich nazwach jak „Świętopełk”, „Światowid” czy „Czcibór”. To jasne, że dla posła są one „okultystyczne”.

I dlatego niesiony pędem poseł wystosował historyczną interpelację do odpowiedniego ministra: „Proponuję powołanie przy Ministrze Infrastruktury i Budownictwa stosownej komisji z udziałem Rady Języka Polskiego i Instytutu Pamięci Narodowej. Nazwy pociągów powinny być elementem polityki historycznej i kształtowaniem w pamięci pasażerów i kolejarzy tożsamości narodowej”.

Pytał w wierszu Tuwim: „A co to to, co to to, kto to tak pcha?”.

Zobacz także

EwieStankiewicz

wyborcza.pl

 

top26.04.2016

 

WTOREK, 26 KWIETNIA 2016

Duda: Jako prezydent nigdy nie zgodzę się na to, aby w Polsce pojawiał się szowinizm

11:26

Duda: Jako prezydent nigdy nie zgodzę się na to, aby w Polsce pojawiał się szowinizm

Jak mówił Andrzej Duda na spotkaniu z przedstawicielami Komisji Wspólnej Rządu i Mniejszości Narodowych i Etnicznych:

„Jednym z niezwykle ważnych zadań prezydenta RP jest budowanie wspólnoty, wzmacnianie jej (…) Często mówię o Polsce, o Polakach, narodzie. Ale chcę, żebyście państwo rozumieli, chcę to mocno zaakcentować, że mówię właśnie o wspólnocie. Słowa naród i Polacy używam w takim znaczeniu, jakim jest ono zapisane w preambule polskiej Konstytucji. Mówię o nas, obywatelach RP. Mówię o nas jako wspólnocie. Dlatego, że jest dla mnie niezwykle cenne, jedną z najcenniejszych wartości, i to właśnie, że Polska jest, bo jest państwem spójnym i jednolitym. Nie ma w naszym kraju – dzięki Bogu – żadnych konfliktów na tle narodowym czy etnicznym. To bardzo ważne”

„Jako prezydent nigdy nie zgodzę się na to, aby w Polsce pojawiał się szowinizm”

„Chcę, żebyście byli państwo pewni jednej rzeczy. Jako prezydent RP nigdy nie zgodzę się na to, aby w Polsce – i zawsze będę przeciwko temu protestował – pojawiał się szowinizm, aby w Polsce pojawiały się jakiekolwiek fobie na tym tle: narodowym, etnicznym, aby ktokolwiek w Polsce był z tego tyłu piętnowany czy prześladowany”

300polityka.pl

 

 

 

Jacek Kurski ciągnie TVP na dno. Jedynka z najsłabszym wynikiem w historii badań

TVP 1 pod rządami Jacka Kurskiego osiągnęła najniższy wynik w historii badań.
TVP 1 pod rządami Jacka Kurskiego osiągnęła najniższy wynik w historii badań. Fot. Sławomir Kamiński / AG

Jacek Kurski rządzi Telewizją Polską niespełna 4 miesiące, a efekty tego są zatrważające. W poprzednim tygodniu główny kanał, czyli Jedynka, zanotował najsłabszy wynik w historii badań oglądalności, czyli w ciągu 20 lat. W grupie komercyjnej, czyli tej, na którą uwagę zwracają reklamodawcy, łączne udziały TVP 1 i TVP 2 były niższe, niż TVN.

TVP pod wodzą Jacka Kurskiego osiąga kolejne poziomy dna. I nie chodzi tylko o propagandę sączącą się z programów informacyjnych, ale też o wyniki oglądalności. Jak już pisaliśmy w naTemat 10 kwietnia TVP po raz pierwszy przegrała z Telewizją Puls, która dysponuje znacznie mniejszymi środkami i znacznie mniejszym zapleczem technicznym.

Teraz TVP 1, czyli główna antena stacji, zanotowała najniższy tygodniowy udział od początku prowadzenia badań – donosi portal Wirtualne Media. A te AGB Nielsen Media Research prowadzi w Polsce od 1996 roku. Między 18 a 24 kwietnia TVP 1 miała 9,58 proc. udziału w rynku i dała się wyprzedzić zarówno TVN, jak i Polsatowi.

Jeszcze gorzej wygląda to w grupie komercyjnej 16-49, gdzie łączy udział TVP 1 i TVP 2 to 13,72 proc. i był mniejszy niż udział TVN (13,83 proc.). To udział w tej grupie jest najważniejszy dla działania telewizji, bo na ten wynik zwracają uwagę reklamodawcy. Jeśli TVP nadal będzie tak sromotnie przegrywała z konkurencją, przymusowa opłata na media narodowe może się okazać jedynym źródłem utrzymania machiny propagandowej PiS.

Źródło: Wirtualne Media

jacekKurski

naTemat.pl

„Ci panowie”. Słowa Szydło zirytowały Paradowską. „Pewnie uważa, że ona sama jest demokracją”

jsx, 26.04.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,103087,19977778,video.html?embed=0&autoplay=1
– Trwa ustalanie, kto jest demokracją, ważką dyskusję rozpoczęła wczoraj Szydło, ożywiona po powrocie z USA – mówiła w TOK FM Janina Paradowska. Uszczypliwości nie brakowało.
– Trwa ustalanie, kto jest demokracją, ważką dyskusję rozpoczęła wczoraj premier Beata Szydło, ożywiona po powrocie z USA – mówiła Janina Paradowska w Radiu TOK FM. – Uznała, że „ci panowie” – czyli byli prezydenci, opozycjoniści, od których pani premier może mogłaby się jednak czegoś jeszcze nauczyć – myślą że są demokracją, a ona nie uważa, że oni są – mówiła publicystka. – Pewnie uważa, że ona jest – dodała.

Paradowska odniosła się do listu, w którym prezydenci i opozycjoniści apelowali o mobilizację społeczeństwa i opozycji. „Prawo i Sprawiedliwość nie zamierza zejść z drogi niszczenia porządku konstytucyjnego, paraliżowania pracy TK i całej władzy sądowniczej. Polska zmierza do autorytaryzmu i izolacji w świecie” – grzmieli w liście.

 

„PiS od rana miał ustalony przekaz medialny w tej sprawie. Politycy partii dostali wytyczne, by mówić o tym, że ‚list całkowicie pomija wybór, jakiego dokonali Polacy w maju i październiku 2015r., a Polacy chcieli dobrej zmiany'” – napisała dziś „Gazeta Wyborcza”.

– Marnie jest z tworzeniem przekazów dnia w PiS – oceniła Paradowska. – To przekaz dnia, który jest powtarzany od wielu miesięcy, ale karni wszyscy są – skwitowała.

Zobacz także

 

CiPanowie

TOK FM

Media publiczne zbyt blisko polityków

Dominika Wielowieyska, 26.04.2016

Budynek TVP

Budynek TVP (Fot. Dariusz Borowicz / Agencja Gazeta)

Ustawa medialna PiS wprowadzająca nowy sposób powoływania szefów mediów publicznych jest zła, i to z kilku powodów.
 

Po pierwsze, istnieje Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, instytucja, która ma umocowanie w konstytucji. Nie ma więc potrzeby tworzenia dodatkowego gremium w postaci Rady Mediów Narodowych, która miałaby przejąć wiele kompetencji KRRiT.

Po drugie, sposób wyłaniania członków Rady Mediów Narodowych oznacza upolitycznienie TVP i publicznych rozgłośni. Do Rady ma wejść sześć osób – dwie powoływane przez Sejm, dwie przez Senat i dwie przez prezydenta. Przy czym jeden z członków powoływanych przez Sejm ma być kandydatem zgłoszonym przez największą partię opozycyjną. Jacy ludzie zasiądą w Radzie? To już decyzja tylko i wyłącznie polityków. I to Rada będzie wybierać szefa radia i telewizji publicznej. Najpierw więc PiS dokładnie wyczyścił TVP z ludzi niezależnych od partii rządzącej, a potem na wszystkie stanowiska kierownicze wstawił osoby reprezentujące jeden ściśle określony punkt widzenia – PiS. Teraz podobnież będzie te media cywilizował, co brzmi zabawnie, bo wcześniej je zawłaszczył bez żadnych skrupułów. Jeden przedstawiciel opozycji będzie listkiem figowym, bo jest oczywiste, że w obecnym układzie politycznym PiS absolutnie Radę zdominuje.

Żeby była jasność – nie bronię poprzedniego systemu funkcjonowania mediów publicznych. Ale to, co proponuje partia Jarosława Kaczyńskiego, nie jest żadną zmianą na lepsze, a jedyną konsekwencją praktyczną tej zmiany jest to, że ekipa PiS zyska o wiele więcej pieniędzy do dyspozycji dzięki wprowadzeniu powszechnej opłaty audiowizualnej.

Media publiczne – podobnie jak wiele innych instytucji takich jak Trybunał Konstytucyjny, Rada Polityki Pieniężnej, prokuratura, Instytut Pamięci Narodowej – powinny mieć swoją autonomię i niezależność. To nie znaczy, że politycy nie powinni mieć wpływu na decyzje personalne. Tak samo źle by się stało, gdyby instytucje publiczne pozostawały w sferze wpływu tylko i wyłącznie lobby korporacyjnego. Powinna być równowaga między wpływem środowisk eksperckich, zawodowych a wpływem polityków, którzy są przecież wybierani w wyborach i są reprezentantami społeczeństwa. Najlepszą konstrukcją było (PiS to już zepsuł) powoływanie prokuratora generalnego, bo środowiska prawnicze przedstawiały swoich kandydatów, a prezydent dokonywał ostatecznego wyboru. Podobnie w przypadku IPN – historycy wskazywali kandydatów, a Sejm ich wybierał. Dlaczego nie może tak być w przypadku innych gremiów, które powinny być odporne na doraźne naciski polityczne, czyli także w przypadku mediów publicznych?

Niestety, politycy, a politycy PiS w szczególności, bardzo lubią mieć taką zabawkę do dyspozycji. Uważam też, że kompetencje związane z powoływaniem władz instytucji, które powinny być w jakimś stopniu autonomiczne wobec rządu, trzeba przesuwać w stronę urzędu prezydenckiego. To prezydent ma bardzo silny mandat pochodzący z wyborów powszechnych, a jednocześnie niewielką władzę. Aby wyrównać tę dysproporcję, trzeba mu dodawać kompetencji związanych ze sferą, która nie powinna podlegać bezpośrednio rządowi czy większości sejmowej. To by współgrało z ideą, wedle której prezydent powinien być kimś w rodzaju arbitra na scenie politycznej, choć – jak dzisiaj widać – nie zawsze tak musi być. Jednak modelowo prezydent winien mieć na media publiczne większy wpływ niż parlament.

Ale o jakiejkolwiek konstrukcji prawnej byśmy nie dyskutowali, to i tak najważniejsza pozostaje kultura polityczna w podejściu do mediów publicznych. Do tej pory było marnie, teraz jest tragicznie. I nic nie wskazuje na to, by jakakolwiek ustawa to zmieniła.

Zobacz także

było

wyborcza.pl

 

Nie damy ich wygumkować

Katarzyna Kolenda-Zaleska, 26.04.2016

Szczyt NATO w Warszawie to na razie główne zadanie MON

Szczyt NATO w Warszawie to na razie główne zadanie MON (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

W telewizjach jest emitowana reklamówka promująca szczyt NATO w Warszawie. Efektowna realizacja. Są helikoptery, żołnierze, łopoczące flagi, jest Barack Obama, trochę krajobrazów z Polski – w tym Stadion Narodowy z lotu ptaka i z wewnątrz, gdzie dumnie rozgląda się minister obrony Antoni Macierewicz. No bo są i politycy.
 

Ale myliłby się ten, komu by przyszło do głowy, że w tym spocie – wprawdzie króciutkim – znalazło się miejsce dla kogoś innego niż politycy PiS. Jest oczywiście Macierewicz, bo reklamówkę zrealizowało Ministerstwo Obrony Narodowej. Jest i prezydent Andrzej Duda w siedzibie NATO i jest premier Beata Szydło witająca się z premierem Wielkiej Brytanii Davidem Cameronem.

Wygląda więc na to, że szczyt w Warszawie, a i w ogóle – idźmy dalej, nie bądźmy skromni – obecność w NATO, zawdzięczamy wyłącznie politykom z PiS. Ani śladu tego, że decyzja o zorganizowaniu szczytu zapadła, wtedy gdy prezydentem był Bronisław Komorowski. Ani śladu tego, kto w Independence w stanie Missouri podpisywał naszą akcesję (dla tych, co zapomnieli: był to ówczesny minister spraw zagranicznych Bronisław Geremek). Ani śladu roli, jaką w przekonywaniu Amerykanów i prezydenta Billa Clintona odegrał były polski prezydent Aleksander Kwaśniewski.

To nawet zabawne, gdy ogląda się tę radosną twórczość i narodziny nowych bohaterów nowej rzeczywistości. To odcinanie grubą kreską dotychczasowej przeszłości jest jednak trochę zabawne, ale także smutne.

Tak jak smutne było to, że w pierwszą rocznicę śmierci Władysława Bartoszewskiego nikt z obecnych rządzących nawet się na jego temat nie zająknął. O nim też trzeba zapomnieć, trzeba go wygumkować z historii. Ale dla rządzących mam złą wiadomość. Ani Bronisława Geremka, ani Władysława Bartoszewskiego nie zapomnimy. Będziemy przypominać ich dokonania i wciąż powtarzać i sobie, i innym, czego się od nich nauczyliśmy i co im zawdzięczamy jako obywatele, jako państwo, jako Polska.

To tworzenie alternatywnej wersji historii ma swoją cenę. Widać to choćby na przykładzie Kapituły Orła Białego. Nikogo już w niej nie ma – z wyjątkiem prezydenta Andrzeja Dudy. Odeszli Krzysztof Penderecki, Aleksander Hall, prof. Henryk Samsonowicz i Jerzy Buzek. Na stanowisku kanclerza orderu – wakat. Na stanowisku sekretarza Kapituły – wakat. Na stanowiskach członków Kapituły – wakaty. Czy prezydent nie może nikogo znaleźć do Kapituły, czy po prostu ta sprawa nie jest dla niego ważna?

To będzie naprawdę ciekawe i bardzo znaczące, gdy prezydent zdecyduje się już na obsadzenie gremium, które przyznaje najważniejszy w Polsce order. Kogo wybierze? Komu w pierwszej kolejności przyzna odznaczenie?

Prezydent lubi podkreślać, że buduje wspólnotę. Na razie to tylko słowa, bo żadnych gestów w tej sprawie nie wykonał. Decyzje w sprawie Kapituły będą sygnałem, czy w docenianiu wkładu ludzi w najnowszą polską historię będzie się kierował jej prawdziwą wersją, czy „ulepszoną”.

Zobacz także

tworzenie

wyborcza.pl