Lis, 06.08.2016

 

top06.08.2016

 

SOBOTA, 6 SIERPNIA 2016

„Grzechy Dudy”. Nowoczesna w spocie podsumowuje pierwszy rok prezydentury

grzech1

Uległość, łamanie konstytucji, kolesiostwo – to tylko niektóre z „Grzechów Dudy” pokazanych przez Nowoczesną w spocie podsumowującym pierwszy rok jego kadencji. Partia Ryszarda Petru zorganizowała też w sobotę konferencję prasową i happening pod Pałacem Prezydenckim z identycznym przekazem. #GrzechyDudy to również hashtag na Twitterze stosowany przez Nowoczesną i jej polityków.

Prosty w formie spot kończy się hasłem „Prezydentura wstydu”.

Nowoczesna opublikowała też serię infografik z przekazem dotyczącym „grzechów” prezydenta:

Jak mówiła na konferencji prasowej w sobotę Joanna Schmidt: Z tych wszystkich działań wyłania się obraz grzechów Prezydenta Dudy: uległość, łamanie konstytucji, kolesiostwo, pozoranctwo, którego obrazem jest turystyczna polityka zagraniczna, dzielenie Polaków, bo Prezydent ośmiela się dzielić nas na gorszy i lepszy sort, kłamstwo i w efekcie kompromitacja urzędu.

Paweł Rabiej mówił o „trzech życzeniach” pod adresem prezydenta: 1) żeby prezydent podejmował samodzielne decyzje, nie był zależny od innych 2) żeby nie zapominał o wszystkich Polakach i reprezentował wszystkich 2) żeby Pałac Prezydencki stał się ważnym miejscem debat na najważniejsze tematy To są życzenia, które można spełnić, mamy nadzieję, że Prezydent pójdzie w tym kierunku. Od Andrzeja Dudy zależy jak zapisze się na kartach historii

P_RABIEJ_J_SCHMIDT_J_MEYSZTOWICZ

 

300polityka.pl

Wojna o TVP w rodzinie PiS. Kurski stworzył na Woronicza „własną sieć zależności”?

knysz, 06.08.2016

Jacek Kurski

Jacek Kurski (Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta)

– Chodzi o pieniądze. O to, czy telewizja będzie te pieniądze zużywała, czy też będzie tylko ich przepompownią do spółek producenckich i przyjaciół królika – taką diagnozę konfliktu o TVP między Jackiem Kurskim a „częścią środowiska niepodległościowego” stawia Jerzy Targalski w portalu Niezależna.pl.

We wtorek 2 sierpnia Rada Mediów Narodowych głosami posłów PiS – Krzysztofa Czabańskiego, Joanny Lichockiej, Elżbiety Kruk – usiłowała odwołać prezesa TVP Jacka Kurskiego. Jeszcze tego samego dnia Rada miała wybrać nowego szefa telewizji publicznej.

Ale Kurski błyskawicznie zainterweniował u prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. I Rada musiała wycofać się z jego odwołania. Uchwaliła, że Kurski zostaje na Woronicza do połowy października, kiedy ma zostać rozstrzygnięty konkurs na nowe władze telewizji publicznej.

Teraz jak na dłoni widać ostry spór w propisowskich mediach. Środowisko Tomasza Sakiewicza i „Gazety Polskiej” atakuje Kurskiego, środowisko braci Karnowskich go broni.

W sobotę rano portal Niezalezna.pl przywołał słowa Jerzego Targalskiego, który udzielił wywiadu rozgłośni Nowy Polski Show. Tytuł znaczący: „Targalski ostro: TVP jak dojna krowa. Ludzie Giertycha, byli pracownicy Polsatu jako ‚nowe kadry'”.

To kolejny atak Targalskiego na Kurskiego. Wcześniej zarzucał mu, że nie wyczyścił spółki z ubeków. Targalski za poprzednich rządów PiS w mediach publicznych był wiceprezesem Polskiego Radia, a Czabański – prezesem.

Teraz Targalski wykłada tak: „Istota sporu między Kurskim a częścią środowiska niepodległościowego sprowadza się do dwóch punktów. Po pierwsze, Kurski uważa, że działalność na rzecz telewizji może być prowadzona na zewnątrz. Tutaj chodzi o sprawę spółek producenckich. Dotychczas telewizja była dojną krową. Pracownicy telewizji albo ich żony czy córki, synowie, mężowie zakładali spółki producenckie i te spółki producenckie produkowały dla telewizji programy. Telewizja te programy kupowała i była w ten sposób dojona”.

I dalej tłumaczy, dlaczego szef Rady Mediów Publicznych Krzysztof Czabański chciał usunąć Kurskiego z TVP: „Czabański i znaczna część środowiska uważa, że spółki producenckie nie mają prawa istnienia, bo jest to sposób na dojenie telewizji, i że telewizja sama powinna produkować swoje programy. Jest to bardzo poważny spór, bo chodzi o pieniądze. O to, czy telewizja będzie te pieniądze zużywała, czy też będzie tylko przepompownią pieniędzy do spółek producenckich i przyjaciół królika. I już niektórzy takie spółki producenckie założyli i czekają na kontrakty z Kurskim”.

Potem zarzuca Kurskiemu zbyt płytkie zmiany personalne: „Drugi punkt sporu jest taki, że to prawda, iż Kurski usunął kilka osób związanych z epoką kłamstwa i przeinaczania w telewizji. Ale tutaj chodzi nie tylko o prezenterów. Tutaj chodzi o ludzi, którzy podejmują decyzje. A jeśli o to chodzi, to po pierwsze, znaczna część osób decyzyjnych w ogóle nie została ruszona. Znam takie działy, gdzie w ogóle nic się nie zmieniło. To raz. A dwa – zaczął budować własny klan, własną sieć zależności klientelistycznych. Oparł się na kadrach z Polsatu, ludziach, którzy promowali Rosję lub atakowali NATO. Tudzież na ludziach, którzy na przykład są związani z Giertychem. Albo na takich ludziach, którzy z mediami nie mają nic wspólnego. Tylko robili kariery biznesowe w spółkach skarbu państwa za Platformy. Jak Tomasz Bortkiewicz, który najpierw pracował w wodociągach, a potem przez wiele lat za Platformy był w PGNiG. (…) Czyli te zmiany, które Kurski wprowadzał, były zmianami powierzchownymi. (…) Nie otworzył on również telewizji przed ludźmi młodymi, nowymi. Tylko stara się wyłapywać ludzi ze starego układu, którzy razem z nim będą tworzyli nowy klan oligarchiczny w mediach.”

Zobacz także

wojna

wyborcza.pl

Grono krytyków władzy powiększyło się o znanego aktora. Piotr Zelt boi się, że nie będzie demokratycznych wyborów

Piotr Zelt ostatnio chętnie komentuje sprawy polityczne.
Piotr Zelt ostatnio chętnie komentuje sprawy polityczne. Fot. Lukasz Wadolowski / Agencja Gazeta

Piotr Zelt na antenie Superstacji podzielił się swoimi obawami odnośnie sytuacji politycznej w Polsce. Aktor jest przekonany, że przy okazji kolejnych wyborów dojdzie do manipulacji przy ordynacji wyborczej.

– Bardzo się obawiam, że wyborów demokratycznych w takim naszym wyobrażeniu może w ogóle nie być. Widząc, w jaki sposób postępuje ta władza, właściwie jestem przekonany, że będą manipulować przy ordynacji wyborczej – stwierdził Zelt.
Aktor dodał, że od objęcia władzy przez PiS towarzyszy mu uczucie, które pamięta z czasów stanu wojennego. – Zostałem spałowany przez ZOMO-wców na koncercie za to, że miałem spodnie wojskowe. Tymi długimi pałami szturmowymi mnie pobili. To były takie czasy wtedy. W tej chwili się dzieje coś bardzo dziwnego i taki lęk mnie nie opuszcza – mówił.

Zelt pochwalił zachód za pamięć o historii i tożsamości narodowej przy jednoczesnym patrzeniu przed siebie, ale skrytykował zapatrzenie Polaków w nieudane powstania. Nie podobają mu się także środowiska nacjonalistyczne, które według niego są jawnie tolerowane przez PiS.

źródło: Superstacja

krytyków

naTemat.pl

„Notariusz prezesa”. Opozycja punktuje pierwszy rok prezydentury Andrzeja Dudy
6 sierpnia mija pierwsza rocznica zaprzysiężenia prezydenta Andrzeja Dudy. Ugrupowania opozycyjne i KOD nie zostawiły na tej prezydenturze suchej nitki.

Krzysztof Miller/Agencja Gazeta

Wojtek Górzyński/KOD PP/Facebook

Wojtek Górzyński/KOD PP/Facebook

CZYTAJ TAKŻE

  • Andrzej Duda zdekapitował się sam. Zniszczył swoją prezydenturę

    Mam poczucie zażenowania i wstydu po tym roku – uważa prof. Wiesław Władyka.

  • Prezydenta rok pierwszy. W żadnej sprawie Andrzej Duda nie pokazał choćby szczypty własnej woli

    Mija rok od zaprzysiężenia prezydenta Andrzeja Dudy. Czy jest prezydentem na miarę tego, co…

Przed Pałacem Prezydenckim protestowali m.in. zwolennicy Komitetu Obrony Demokracji, którzy krytycznie ocenili pierwszy rok prezydentury Andrzeja Dudy i apelowali o postawienie prezydenta przed Trybunałem Stanu.

„Złomny Duda, strasznik konstytucji”, „Trybunał za Trybunał”, „Duda obłuda” „Duda dość”, „A.D. konstytucja chłopcze”, „Nie łudźmy się. Oddudźmy się”, „Andrzeju D., żyrandol to metafora. Miałeś pilnować konstytucji” – to niektóre hasła, jakie można było przeczytać na transparentach. Uczestnicy demonstracji przynieśli również polskie i unijne flagi.

W oczy rzucał się olbrzymi baner z napisem „Andrzej Duda jest łgarzem i krzywoprzysięzcą”, który przynieśli zwolennicy tzw. Komitetu Organizacji Demokratycznych. – To nasza demonstracja, do której dołączył się KOD – tłumaczył jeden z mężczyzn trzymających baner.

Wśród protestujących stał również mężczyzna, zwolennik prezydenta, który oferował znaczki z Andrzejem Dudą i napisem „Mój prezydent” oraz „Stop Targowicy”. – Ale przecież prezydent jest po stronie Targowicy – rzucił przechodzący obok uczestnik demonstracji. – Wszystko się teraz ludziom miesza – dodał.

Podczas demonstracji wyliczano „kalendarium prezydenta”, wypominając mu szereg decyzji, w tym ułaskawienie Mariusza Kamińskiego, podpisanie ustawy o Trybunale Konstytucyjnym czy zaprzysiężenie sędziów TK wybranych przez PiS. Rozstrzygnięto również konkurs na wytłumaczenie słowa „impeachment” – wygrało określenie „Dudexit”. Demonstrujący pokazali również prezydentowi symboliczne czerwone kartki.

Pod koniec happeningu prowadzący demonstrację przypomnieli, że prezydent przyjmuje gości w ochraniaczach na nogach: – Mamy kapcie! Mamy kapcie! – krzyczeli demonstrujący. – To kolejny mit otwartej prezydentury. Wiemy, że Pałac jest otwarty również nocą tylko dla niektórych – mówiła jedna z osób na scenie, zachęcając, by demonstrujący zakładali ochraniacze.

Protest zaplanowano między godziną 14 a 16, ale rozwiązano go już po 15 ze względu na pogodę. W sumie pod Pałacem demonstrowało około kilkuset osób. Wśród nich była Elżbieta Pawłowicz, siostra posłanki PiS.

Wcześniej na konferencji prasowej przed Pałacem Prezydenckim przedstawiciele Nowoczesnej wyliczyli „siedem grzechów” pierwszego roku prezydentury Andrzeja Dudy. Są to: uległość wobec Jarosława Kaczyńskiego, łamanie konstytucji, kolesiostwo, pozoranctwo i prowadzenie „turystycznej polityki zagranicznej”, dzielenie Polaków na lepszy i gorszy sort, kłamstwa i niespełnione obietnice (w tym te dotyczące obniżenia wieku emerytalnego, podwyższenia kwoty wolnej od podatku czy przewalutowania kredytów we frankach szwajcarskich) oraz kompromitacja urzędu prezydenta.

Z kolei przedstawiciele stowarzyszenia Młodzi Demokraci odsłonili wystawę plenerową krytycznie podsumowującą rok prezydentury Andrzeja Dudy. 10 paneli prezentujących „najwybitniejsze osiągnięcia” prezydentury, które znajdują się na rogu Krakowskiego Przedmieścia i ul. Karowej, można oglądać do 19 sierpnia.

Młodzi Demokraci zaapelowali do Andrzeja Dudy, by był prezydentem wszystkich Polaków, „a nie tylko prezydentem notariuszem, przedstawicielem partii Prawo i Sprawiedliwość i przedstawicielem prezesa Jarosława Kaczyńskiego”. – Apelujemy do pana prezydenta, żeby postawił się panu prezesowi i żeby reprezentował interes narodu – mówił Grzegorz Drobiszewski, przewodniczący regionu mazowieckiego Młodych Demokratów.

opozycja

polityka.pl

 

twitter

 

kod rozliczył

 

CpLzveeW8AAB3h5

Woje wyklęci spod Smoleńska. Jak uporać się z pamięcią narodową

Katarzyna Wężyk, 06.08.2016

Fot. MARCIN ONUFRYJUK / Agencja Gazeta

W starożytnym Rzymie bohaterowi wystawiało się łuk triumfalny. W średniowieczu – pisało epos rycerski. Dzisiaj wrzuca się na Fejsa selfie z opaską. Każda epoka ma swoje narzędzia upamiętniania. Z Marcinem Napiórkowskim rozmawia Katarzyna Wężyk.

MARCIN NAPIÓRKOWSKI – ur. w 1985 r., semiotyk kultury, pracuje w Instytucie Kultury Polskiej UW. Prowadzi blog Mitologiawspolczesna.pl. Właśnie ukazała się jego książka „Powstanie umarłych. Historia pamięci 1944-2014”

KATARZYNA WĘŻYK: Zima 1945 r., ludzie zaczynają wracać do Warszawy – co widzą?

MARCIN NAPIÓRKOWSKI: Coś strasznego. Nawet nie bardzo wiemy co, bo z jakiegoś powodu – im bardziej jest niezrozumiały, tym bardziej się wydaje mroczny – właściwie nikt o tym nie pisze, nikt tego nie utrwala.

Jak to? Nie ma zdjęć z tego okresu?

– Polski Czerwony Krzyż robił dokumentację, ale najwyraźniej było to doświadczenie tak traumatyczne, że zostało wyparte, bo pojawia się, jak na skalę tej masakry, stosunkowo rzadko. Jeśli obejrzymy „Miasto ruin”, to zobaczymy wyłącznie zniszczone budynki. A przecież to nie było miasto ruin, tylko miasto trupów! Tam wszędzie leżały ciała, 200 tysięcy płytko zakopanych lub w ogóle niepogrzebanych trupów.

Oczywiście trzeba je pochować. Pierwszy obowiązek był wobec nich, bo niepochowany zmarły wraca jako upiór.

Warszawa zimą 1945 – zobacz świat po apokalipsie. Zdjęcia

A nie wobec żywych? Te 200 tysięcy zwłok to chociażby zagrożenie epidemiologiczne.

– Oczywiście. Aczkolwiek tak jest zbudowana nasza kultura, że postrzegamy to przede wszystkim jako obowiązek wobec zmarłych. A czy żywi mogą żyć w straszliwym fetorze rozkładających się zwłok? O tym w ogóle nie chcemy mówić.

Może powinniśmy.

– Może powinniśmy. I faktycznie, sporo tego, co się działo zaraz po wyzwoleniu Warszawy, można wyjaśnić nie tylko względami propagandowymi, ale też praktycznymi. Więc chcemy zmarłych pogrzebać, ale co do tego pogrzebu są spory. Rodziny powstańców chciałyby, żeby zostali oni upamiętnieni w imiennych grobach. Tymczasem władza tworzy narrację, że oto powstanie warszawskie było inicjatywą małej grupki, kliki sterowanej z Londynu, że lud Warszawy poszedł za nią, no bo co miał zrobić, ale zasadniczo to była wąska grupa szaleńców. Tyle że gdyby wszystkich „szaleńców” z Armii Krajowej pochować imiennie, to okazałoby się, że grobów są tysiące.

A alejka Armii Ludowej byłaby malutka.

– No właśnie. Dlatego władza dąży do pochowania ofiar w masowych grobach, do wymazania z pamięci tych nieprawomyślnych.

„1945. Wojna i pokój” Grzebałkowskiej. Oto warszawskie fragmenty

To są te dwie konkurencyjne narracje: pochodu i konduktu?

– Tak. Kondukt żałobny mówi: „Musimy pamiętać o naszych zmarłych, musimy opowiedzieć ich historię”. Pochód mówi: „Zmarli to zmarli, zostawmy ich, przed nami jest przyszłość. Świetlana”. No i przez kilka kolejnych dekad te narracje próbują jakoś dojść ze sobą do ładu. W najmroczniejszym okresie stalinizmu za opowiadanie o powstaniu inaczej niż zgodnie z oficjalną narracją groziły najsurowsze kary. W 1956 r. jest próba nawiązania dialogu, słynny tekst „Na spotkanie ludziom z AK” w „Po Prostu”, próba powiedzenia: „OK, możecie wyjść z ukrycia, celebrować pamięć, nic wam nie zrobimy”. Ale i to było za mało w stosunku do ludzi, którzy po traumach powstania tyle lat byli jeszcze karani za swoją przeszłość i pamięć o niej.

Podwójna krzywda.

– Wtedy też klaruje się opowieść, że powstanie nie tylko zostało krwawo spacyfikowane, nie tylko Sowieci nie udzielili pomocy, ale jeszcze przez lata o nim kłamano. Więc kiedy w latach 60. czy 70. pojawiają się państwowe inicjatywy upamiętniania, to mnóstwo osób myśli, że jakiekolwiek oficjalne uroczystości pachną propagandą. Ci, którzy idą na ten kompromis, jak np. pułkownik Mazurkiewicz „Radosław”, wydają się podejrzani. Prawdziwa pamięć to manifestacje, ulotki, zebrania nad grobami.

Przychodzi 1989 r. i okazuje się, że on w pamięci powstania nie jest ważną cezurą. Mamy przez chwilę boom pamięciowy, głównie nastawiony na doraźne rozliczenia, a potem społeczeństwo interesuje się zupełnie czym innym.

Powrót do ruin Warszawa 1945. Mimo trwającej wojny zaczęła się odbudowa

Budujemy kapitalizm.

– Adaptujemy się do nowej rzeczywistości, doganiamy Zachód, znów idziemy w pochodzie. Mija jakiś czas i okazuje się, że to za mało. Cezurą jest rok 2004, 60. rocznica powstania warszawskiego i wejście Polski do Unii Europejskiej. Nagle część ludzi, którzy już się dorobili, zaczyna myśleć: „Zaraz, czy myśmy o czymś nie zapomnieli?”. Pozostała część, znacznie większa, uświadamia sobie: „Kurczę, nie dogoniliśmy naszych marzeń. Dlaczego? Czy przypadkiem nie popędziliśmy bezmyślnie naprzód, zaniedbując przeszłość i nasze wobec niej zobowiązania?”.

I nagle wybucha prawdziwy boom pamięciowy. Zwrot w myśleniu. Pojawiają się głosy, że i nasz sukces, i porażka są zbudowane na piasku, że musimy przebudować wszystko. I nagle się okazuje, że topos rywalizacji między pamięcią oficjalną a oddolną znów się uaktywnia. Co widać przy okazji każdej rocznicy na Powązkach.

Jak w tę walkę o pamięć wpisuje się dopisanie ofiar katastrofy smoleńskiej do powstańczego apelu? Napisał pan na blogu, że „ma to sens”.

– Jestem semiotykiem, zajmuję się mechanizmami znaczenia. Sensowne w tym kontekście jest to, co generuje znaczenia. Z tej perspektywy w próbie połączenia dwóch różnych wydarzeń w jednym apelu nie ma nic nowego. Zawsze, kiedy w kulturze wydarza się coś bezprecedensowego, próbujemy poszukać jakiegoś wzorca. Wpisać w szerszą narrację.

Ten mechanizm zresztą wykorzystywano często przez te 72 lata. W powstańczą narrację próbowano wpisać odwilż w 1956 r., strajki i sukces „Solidarności” w 1980 r., potem stan wojenny – budując ciągłość. I nagle pojawia się katastrofa smoleńska, którą znowu różne siły próbują wpisać w sensowną opowieść o Polsce. Dla semiotyka to wręcz modelowy przykład.

Naznaczeni Smoleńskiem. Rozmowa z psychoterapeutką Bogną Szymkiewicz

To znaczy?

– Wie pani, kiedy próbuję wytłumaczyć, jak działa semiotyka strukturalna, gram ze studentami w taką grę: piszemy na kartce pojęcia, na przykład imiona fikcyjnych postaci, i wrzucamy je do wora. Każdy losuje parę, a potem ma powiedzieć, co mają wspólnego. Wyjaśnić jedno zjawisko drugim.

Wyciągamy więc dwie karteczki – katastrofa smoleńska i powstanie – i wykonujemy to samo ćwiczenie. Jeśli katastrofa jest jak powstanie, to zostaje ona odczytana jako heroiczny zryw patriotów. Albo jako działania jakiejś potężnej siły, która zabija to, co w Polakach najlepsze.

Ale przede wszystkim powstanie funkcjonuje dziś jako opowieść o wyklętej pamięci. Coś, czego upamiętnianie przez lata było zafałszowane czy wręcz uniemożliwione. Więc jeśli mówimy: „Katastrofa smoleńska jest jak powstanie warszawskie”, to mówimy: „Znów są jacyś oni, którzy nie pozwalają nam pamiętać”. Ale my wracamy do prawdy, przyzywając zmarłych i tworząc obraz pochodu historii. Takiego, jaki opisywał Krzysztof Kamil Baczyński: na początku idą woje piastowscy, w środku rycerze spod Grunwaldu, XIX-wieczni powstańcy, ofiary powstania warszawskiego, Katynia, a na końcu ci, którzy już nie zginęli, tylko polegli pod Smoleńskiem.

Możemy to uznać za dobrą opowieść o Polsce lub szkodliwą. Ale niezależnie od tego, czy nam się podoba, powinniśmy podejmować rzetelne próby jej zrozumienia. Jeśli nam się podoba, to będziemy ją mogli dzięki temu wzbogacać, rozwijać. Jeśli nie, to bez próby jej zrozumienia będziemy tylko walić kijem na oślep.

Powstanie w wersji pop. Polskie pożegnanie z traumą

A potrzebny jest raczej osinowy kołek?

– Być może. W horrorze pierwszy etap to zrozumienie, z jakim potworem mamy do czynienia, jak to się wylęga, czym karmi, jak z tym walczyć. Zacietrzewiając się, że „to idiotyczne, te dwa wydarzenia nie mają nic wspólnego”, sami odbieramy sobie narzędzia ewentualnej walki z tym, co nam się nie podoba.

Ale nie sądzi pan, że PiS mógł przeszarżować? Bo powstanie warszawskie stało się takim gigantem, że próba „wampiryzmu pamięciowego” na nim może być jak doładowywanie baterii promieniami słońca: prędzej się spali, niż doładuje.

– Bardzo dobre pytanie! Nie znam na nie odpowiedzi, pewnie czas pokaże, czy powstanie ma tak dużą moc pamięciową, czy jednak nie.

Tu pojawia się zresztą oś drugiego sporu, który ostatnio wokół powstania wybucha. Jest taki straszliwy gatunek filmowy…

…polska komedia romantyczna?

– Blisko, polska komedia gangsterska. W jednym z filmów Lubaszenki jest chłopak, który chce być gangsterem, więc sobie robi tatuaż. Tyle że wodny i on mu się rozmazuje. I prawdziwi gangsterzy, którzy to widzą, pytają: „Co to, motyla noga, ma być?”.

O tym trochę jest debata: czy wolno pasożytować na powstaniu? Czy wolno łączyć z innymi wydarzeniami i nosić powstańcze opaski do zdjęć, czy to profanacja? I czy taki patriotyzm „opaskowy” jest jak ten fałszywy tatuaż? Takie „gangsterskie oburzenie” wyraził ostatnio Witold Głowacki z „Polska The Times”, który na Facebooku napisał: „Chcesz poczuć się jak Powstaniec? Idź pięć kilometrów pełnym fekaliów kanałem o wymiarach 110×60 cm. Zajmie ci to około 20 godzin. Unaocznij sobie rzeź Woli i Ochoty”.

Najstraszliwsze rzeczy działy się na Woli i Ochocie. Z Adamem Siwkiem rozmawia Adam Leszczyński

Ale obie te postawy są perwersyjnymi skrajnościami. Zarówno mówienie: „Powstanie warszawskie jest tak straszliwe, że nawet myślenie o nim powinno nas napawać grozą”, jak i postawa: „Na tygrysy mają visy, założymy plastikowe hełmy i będziemy jak powstańcy”. Między tymi skrajnościami rozpina się spektrum możliwych postaw. Trzeba jakoś znaleźć równowagę.

Widziała pani tekst „apelu smoleńskiego”?

Nie.

– „Wzywam wszystkich polskich patriotów, żołnierzy, funkcjonariuszy, urzędników, duchownych, obywateli, którzy (…) wypełniając patriotyczny obowiązek, odeszli na wieczną wartę. I przywołuję do nas prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Lecha Kaczyńskiego wraz z małżonką Marią Kaczyńską oraz ostatniego prezydenta Rzeczypospolitej” i tak dalej. Kolejni zmarli są przyzywani. Wiele osób wyrażało oburzenie czy rozbawienie językiem „wywoływania duchów”. To nieporozumienie. Tak samo wygląda katyński apel pamięci. To są to identyczne wołacze, które mówią: przybądź tutaj!

Panie Wołodyjowski, larum grają!

– O, właśnie. To gatunek, do którego tylko dopisano następny rozdział w tej samej poetyce. To szokuje tylko wyrwane z kontekstu.

Bardzo mnie też zastanawia, że kiedy pojawiały się gwizdy i buczenie na Powązkach, wiele osób, które brały udział w uroczystościach w latach 80., mówiło: „Pod pomnikiem Gloria Victis nigdy nie było wieców i bieżącej polityki”.

A są setki świadectw, które pokazują, że w latach 80. to była norma. W 1984 r. nie dopuszczono oficjalnej delegacji. Opozycja przejęła obchody i wzywano imiona żyjących Lecha Wałęsy, Anny Walentynowicz, upamiętniano ofiary strajków „Solidarności”. Tyle że pewne rzeczy, które się działy w latach 80., wydają się niektórym akceptowalne, bo wtedy była inna sytuacja.

Psycholog: potrzeba trzech pokoleń, żeby Polacy pozbyli się wojennej traumy

No bo jednak trochę była.

– Tak. Ale najwyraźniej są ludzie, którzy przy użyciu powstania warszawskiego próbują dzisiaj wykrzyczeć: „Dla nas nie ma różnicy między latami 80. a dzisiaj! Wciąż mamy poczucie, że to nie jest nasza ojczyzna, że rządzą nami jacyś oni”.

Pytanie, kiedy – i czy w ogóle – ci ludzie poczują się u siebie.

– Niestety, nie jestem wróżbitą Maciejem. Wróżę z przeszłości, nie z przyszłości. Być może nigdy. Być może nasz język pamięci ma tylko słownik mówiący o tym, że zawsze są jacyś oni, obcy, inni. Nawet kiedy ci, których kochamy i podziwiamy, są już u władzy. Wciąż mamy poczucie, że skoro nasze życie nie zmieniło się w raj, to znaczy, że gdzieś wyżej musi być jakaś silniejsza władza. A może ten wróg czyha na nas pod postacią imigrantów, może to Unia, może mój sąsiad, który kiedyś na pewno na mnie donosił, a dzisiaj jeździ mercedesem? Skąd on ma tego mercedesa?

PiS ma problem, bo zawsze stał tam, gdzie stali buczący na władzę, a teraz sam jest władzą. I co, będzie buczał sam na siebie?

– Odpowiedź nie jest taka oczywista. Analizowałem treść przemówień w miesięcznice smoleńskie i okazuje się, że można rozwiązać ten paradoks – być władzą i buczeć na władzę. Wystarczy stworzyć iluzję, że wciąż istnieje przeciwnik tak potężny, że nawet mając wszystkie legalne struktury władzy w ręku, nadal walczymy z Lewiatanem czy inną Hydrą.

A brak dowodów na jego istnienie jest największym dowodem na jego istnienie.

– Otóż to! I to nie jest zarzut ani opis retoryki jednej konkretnej partii politycznej. To raczej pewien dyskurs pamięci stworzył PiS, a nie odwrotnie. Oczywiście, ta relacja jest obustronna, bo dziś PiS tę narrację twórczo rozwija, ale jej podstawy kształtowały się od bardzo dawna. Źródła można znaleźć głęboko w XIX wieku.

Przeciwko „apelowi smoleńskiemu” zaprotestował m.in. Jan Młynarski. Poczuł się w obowiązku „zaprotestować przeciwko zbijaniu kapitału politycznego na etosie powstania warszawskiego. Powstanie warszawskie i Warszawa to nie prostytutki z pigalaka, których można używać jak komu wygodnie bez względu na konsekwencje”.

– Spróbujmy zrozumieć też drugą stronę. Dla kogoś ten apel może być próbą zebrania jak największej liczby lajków, a zatem zbicia kapitału na powstaniu. Albo dowalenia ciężką pałką przeciwnikom politycznym. Bo przecież gdy mówimy, że „powstanie nie jest jak prostytutka”, to sugerujemy, że ktoś inny jest.

A, więc to miecz obosieczny.

– Oczywiście. A bez zrozumienia tego, co się dzieje wokół powstania, nie sposób zrozumieć i następnych sporów pamięciowych, na przykład o „żołnierzy wyklętych”. Bo one nadbudowują się na mechanizmach, które spór o sierpień 1944 r. wprowadził do dyskursu pamięci.

A jak w historię pamięci wpisać ukomiksowienie powstania, wpisanie go w kontekst popkulturowy, który od jakichś 10 lat dominuje?

– Kiedy jeszcze lubiłem epatować różnicą między badaniami nad pamięcią a badaniami nad historią i ktoś, zwłaszcza starszy, nobliwy profesor historii, pytał: „To co pan właściwie o tym powstaniu pisze?”, odpowiadałem zawsze: „Udowadniam, że żadnego powstania nie było, że to wydarzenie stworzone w 2004 r. i wtórnie wyprojektowane w przeszłość, zbiorowa symulacja pamięci”. Wtedy mój rozmówca się złościł, a ja musiałem tłumaczyć, że nie, spokojnie, chodzi o to, że nie spieramy się o samo wydarzenie, tylko o pewien kulturowy obraz, który został stworzony nowoczesnymi środkami…

Kiedy upamiętniano kogoś w starożytnym Rzymie, to mu się wystawiało łuk triumfalny. W średniowieczu – pisało epos rycerski. Każda epoka ma swoje narzędzia. Niektóre są bardzo stare i dlatego uważamy, że są fajne i nobliwe, np. wyczytywanie nazwisk poległych na cmentarzu. Ale gdy widzimy nowoczesne formy upamiętniania: nalepki na zderzaki, T-shirty, statusy na Facebooku, to myślimy: „Niestosowne!”.

A stosowne? Te Morowe Panny z czerwoną szminką, te selfie w opasce, magnesy na lodówkę i poszewki z kotwicą, cały ten badziew – to pana nie denerwuje? Toż to straszny kicz.

– Ale kogo interesuje, co mnie denerwuje? Wiele rzeczy mnie denerwuje. Moje zadanie polega nie na denerwowaniu się, ale na próbie zrozumienia, dlaczego to się komuś podoba. Albo dlaczego kogoś to irytuje.

Powiedzmy, że kocham mamę i chcę to okazać. Mogę założyć T-shirt z napisem: „Kocham mamę”, mogę, jak uczy mnie reklama, kupić jej merci, mogę ją zabrać do kina, mogę coś zrobić samemu – jest mnóstwo sklepów, które mi sprzedadzą odpowiednie narzędzia. Ale wszystko to obraca się w sferze znaków czy praktyk dostarczanych przez kapitalizm. Czy to znaczy, że mniej kocham mamę, bo coś jej kupuję?

Jestem młodym patriotą – w jaki sposób mam to zademonstrować? Jeśli lubię jakiś klub piłkarski, to kupuję T-shirt. Jeśli kocham ojczyznę, robię to samo. Najlepiej widać to na Facebooku. Wszystko, co nas porusza, co kochamy i czego nienawidzimy, przeżywamy poprzez media społecznościowe. Ich obecność w praktyce pamięci nie jest infantylizacją powstania ani komercjalizacją, jest po prostu wykorzystaniem codziennego repertuaru środków i znaków.

Ja mam dysonans. Z jednej strony wysokie C, to definiujący moment polskiej tożsamości, tragedia, heroizm, a potem na stronie z „patriotycznymi koszulkami” widzę komunikat, że z okazji 72. rocznicy powstania jest wyprzedaż 72 proc.

– OK, spróbujmy to ugryźć z innej strony. Mieszkałem jakiś czas w Stanach i raz pojechaliśmy z rodziną do Disneylandu. Przed pawilonem amerykańskim stanęła orkiestra przebrana w stroje z czasów wojny o niepodległość i wszyscy zaczęli recytować „Ślubowanie wierności fladze”. Zdębieliśmy, bo to było dla nas absurdalnie niestosowne. Patriotyzm? W Disneylandzie?

Ale może to nasz sposób przeżywania patriotyzmu jest specyficzny? Może w kraju, którego mieszkańcy przez lata nie czuli się gospodarzami na własnej ziemi, zaczęliśmy przywiązywać osobliwie dużą wagę do takich rzeczy. Może dlatego nie potrafimy się śmiać z patriotyzmu i razi nas patriotyzm codzienny, że zbyt długo zbyt ryzykowne było jego manifestowanie. Dla takich Amerykanów flaga na T-shircie nie jest nawet symbolem patriotyzmu. Nikt też nie manifestuje miłości do Wielkiej Brytanii, nosząc conversy z Union Jackiem. To po prostu motyw kulturowy, brytyjskość jest fajna. A biało-czerwona koszulka to wciąż „odzież patriotyczna”.

Może powinno nas zaskoczyć właśnie to, że myślimy: „Morowe Panny, jaki kicz”? Może norma jest daleko od tego, co nam się wydaje?

Ale Amerykanie jednak celebrują zwycięstwa, a my rzeź cywilów i zrównanie miasta z ziemią. Selfie z opaską wydaje się pewną trywializacją.

– Dlaczego? Dlaczego jesteśmy na wysokim C? Dlaczego tak strasznie chcielibyśmy, niezależnie od opcji, ustawić powstańców na piedestale? Może dlatego, że to jest nieprzepracowana trauma, nie było czasu się z tym oswoić.

Wojna w Wietnamie jest modelowa dla badań nad dyskursem pamięci traum. Spory, dramatyczne doświadczenia, znacznie więcej weteranów żyje – a jednak w popkulturze zdołała się już tak oswoić, że film o Wietnamie, który ma elementy komediowe, nie razi. To popularny mem: facet ze strasznie poważną miną i podpis: „Nigdy nie wiesz, kiedy wrócą wspomnienia z Wietnamu”. Powodzenia ze zrobieniem memu „Nigdy nie wiesz, kiedy wrócą wspomnienia z powstania warszawskiego”. Może dlatego, że praca nad rozbrajaniem tamtej traumy rozpoczęła się wkrótce po Wietnamie, a na rzetelną pracę nad pamięcią powstania wciąż czekamy.

OK, ale też nie ma memów „Nigdy nie wiesz, kiedy wrócą wspomnienia z Auschwitz”.

– Globalny dyskurs pamięci jest w pewien sposób ufundowany na uznaniu wyjątkowości Holocaustu. Zagłada jest traumą wszystkich traum. Jest w Polsce nurt, który faktycznie próbuje powstanie sytuować tam, gdzie Auschwitz, jako traumę tak wielką, że nie można jej obrazować, i estetyzacja powstania zostaje obwarowana takim samym tabu jak estetyzacja Holocaustu. Ale wydaje mi się, że powstanie słabo nadaje się na taką opowieść. W zbiorowej wyobraźni dominuje obraz ludzi, którzy mieli w sobie aktywny heroizm, poszli i stawili czoło wrogom – stąd też lepiej nadają się na opowieść, w której mogą pojawić się elementy humoru, młodości, witalizmu.

Nawet w udisnejowionej oprawie?

– Jeśli przyjrzymy się nieprofesjonalnym realizacjom upamiętnień Holocaustu, to one też popadają w kicz, w Disneyland. Jest w Richmond muzeum Holocaustu założone przez ocalonego. Niewyobrażalnie dosłowne! Ten pan ukrywał się w jamie wykopanej pod psią budą i w muzeum do tej jamy trzeba było wejść przez tunel obok budy, i tam był pluszowy pies. Rozumiem powagę miejsca, dramat tego człowieka, ale kiedy schyliłem się, żeby wejść do tej dziury, pies, który miał fotokomórkę, zaszczekał. Nie dało rady się nie zaśmiać. Pytanie brzmi: która opowieść jest prawdziwa? Czy opowieść mądrych uczonych, którzy mówią: nie wolno udosławniać, nie wolno estetyzować, nie wolno śmieszyć, bawić i przestraszać? Czy opowieść tego rumianego starszego pana w kowbojskim kapeluszu, który tam był i to widział i któremu pluszowy pies z fotokomórką lepiej opowiada tę jego historię?

Powstanie też ma swoje pluszowe psy. Zadawajmy pytanie, komu i do czego ono jest potrzebne. Czy tym, którzy chcieliby w nim widzieć lekcję, że nigdy więcej wojny, każda wojna jest zła? Czy tym, co widzą opowieść o tym, że wojna jest heroiczna i piękna i powinniśmy być gotowi w każdej chwili walczyć o polskość?

Ta druga pana nie przeraża?

– Moim zadaniem nie jest dać się przerazić ani naśmiewać.

A jako człowieka?

– Nie jestem człowiekiem, jestem semiotykiem.

To musi być męczące. No dobrze, to jako badacza to pana nie przeraża?

– Nie, jako badacz próbuję to zrozumieć. I jeśli moje rozumienie w jakiś sposób pozwoli te bomby rozbrajać albo czyjeś przerażenie zmienić w skuteczne działanie, super. Ale bez zrozumienia samo przerażanie się jest przeciwskuteczne. Im bardziej będziemy się przerażać, tym bardziej będziemy lokowani po stronie wrogów, z którymi nie ma sensu rozmawiać.

Oczywiście to bardzo uprościłem. Nie wierzę, że ktokolwiek tworzący Muzeum Powstania Warszawskiego albo odwiedzający je podpisałby się pod stwierdzeniem, że wojna jest piękna.

No nie wiem, recenzenci skrytykowali Muzeum II Wojny Światowej, że nie dość pokazuje pozytywne skutki wojny. Która hartuje charakter.

– No tak, ale raczej nie chodziło o to, że piękna jest rzeź Woli. Być może badanie pamięci o powstaniu może pomóc nam zrozumieć ludzi, którzy wierzą, że pięknie jest umierać za ojczyznę… i za nią zabijać.

Czuć trochę w tej pana książce tęsknotę za spokojnym spacerem po Warszawie.

– A może właśnie spokojny spacer po Warszawie, z rękami w kieszeniach, gwiżdżąc i żując gumę tam, gdzie na każdym kroku kogoś zamordowano, to zawsze będzie profanacja?

Nie no, tak się nie da żyć.

– To może powinniśmy walczyć o prawo do niepamięci? Ale paradoks polega na tym, że o to nie można walczyć, bo to jak: „Nie myśl o białych niedźwiedziach”. Będziesz myśleć wyłącznie o białych niedźwiedziach. Prawo do niepamięci musi przyjść samo. Może w jakiś sposób jest nim ten niewidzialny patriotyzm Amerykanów, którzy wieszają flagi, ale nie spierają się o szczegóły. To, w pewnym sensie, błogosławieństwo.

Wideo „Magazynu Świątecznego” to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.

W ”Dużym Formacie” czytaj:

Mateusz Morawiecki. Partyzant śni o wielkiej Polsce
Doradca Tuska, prezes banku z obcym kapitałem, wydawał się nie pasować do bajki Kaczyńskiego. Dziś Mateusz Morawiecki jest bardziej pisowski niż wierni druhowie prezesa i wie, jak dojść na szczyt

Rio 2016. Kogo ogrzewa olimpijski znicz
Złoto dla spekulantów, srebro dla dewelopera, brąz dla służb bezpieczeństwa. Z Julesem Boykoffem rozmawiają Maria Hawranek i Szymon Opryszek

Wojna w rodzinie. Parcie na szkło narodowe
Michał Karnowski: – Kurski przywrócił w TVP pluralizm i wrażliwość na patriotyzm oraz polską rację stanu. Tomasz Sakiewicz: – Zanim zaczną rozdzierać szaty w obronie „świetnego prezesa”, powinni ujawnić, ilu z nich ostatnio podpisało lub podpisuje kontrakty w telewizji

Dorota Sumińska: Dlaczego świnia się śmieje
Kupowałam biały ser, połamał się. Mówię: „Pani da dla psów”. Na to jakiś pan: „Ooo, dla psów, a w Indiach dzieci głodują”. No to dałam mu ten ser: „Proszę wysłać do Indii”

Wybory w USA. Tim Kaine – swój chłop
Tim Kaine jest nudny? – To właśnie w nim uwielbiam. No i nigdy nie przegrał wyborów – zachwala Hillary Clinton swojego kandydata na wiceprezydenta USA

Kto nie skacze, ten nie Turek. Rozmowa z doradczynią prezydenta Erdogana
Jesteśmy demokratycznym państwem prawa. Żaden zachodni dziennikarz nie będzie nas pouczał na temat wartości Ataturka

Kabaret Starszych Panów. Staruszek do wszystkiego
Pan A uważał, że Pan B to lunatyk. Wstaje w nocy w piżamie i łazi po dachach, a potem wraca do biurka i spisuje to, co zobaczył w malignie. Pan B powtarzał, że on pisze do „Kabaretu” teksty, a Pan A mu je odrzuca, i taki jest podział pracy

Nida nad litewskim Bałtykiem. Tu się nie wyskaczesz
Drugich takich piaskowych wzgórz nie ma chyba nigdzie na świecie. I drugiej takiej bałtyckiej plaży

Was, pedały, mniej bolało
Geje, lesbijki, Romowie, świadkowie Jehowy, „aspołeczni” – ocaleni, ale nie Ocaleni. Świat już o nich pamięta, my nie chcemy. Bo to „trudna populacja”

Paweł Śpiewak: Nie patrz w oko węża
Wildstein nie zostanie największym polskim pisarzem, żeby nie wiadomo jak się władza starała, a ksiądz Oko nie zastąpi księdza Bonieckiego. Tombak może udawać złoto, ale jest tombakiem. Rozmowa Adama Leszczyńskiego

piSma

wyborcza.pl

Rotmistrz Pilecki sprofanowany. Publicyści podważają skalę zbrodni w Auschwitz i możliwości techniczne krematoriów

Wojciech Czuchnowski, 06.08.2016

Rtm. Witold Pilecki (1901-48): ''Zabrnęliśmy, kochani moi, straszliwie. Przerażająca rzecz, nie ma na to słów! Chciałem powiedzieć: zezwierzęcenie... lecz nie! Jesteśmy od zwierząt o całe piekło gorsi!'' - z raportu z pobytu w Auschwitz. ''Starałem się tak żyć, abym w godzinie śmierci mógł się raczej cieszyć, niż lękać''- po ogłoszeniu wyroku śmierci. Na zdjęciu Witold Pilecki podczas procesu

Rtm. Witold Pilecki (1901-48): ”Zabrnęliśmy, kochani moi, straszliwie. Przerażająca rzecz, nie ma na to słów! Chciałem powiedzieć: zezwierzęcenie… lecz nie! Jesteśmy od zwierząt o całe piekło gorsi!” – z raportu z pobytu w Auschwitz. ”Starałem się tak… (Fot. LASKI DIFFUSION EAST NEWS/EAST NEWS)

Prawicowe wydawnictwo wydrukowało raporty Witolda Pileckiego z Auschwitz. W przedmowach atak na Bartoszewskiego i negacja masowych zbrodni na terenie obozu. Rodzina Pileckiego oburzona.

Do napisania wstępu wydawnictwo zaangażowało m.in. Leszka Żebrowskiego i Stanisława Michalkiewicza, publicystów o skrajnych, często antysemickich poglądach.

Dowód z reklamy krematorium

Michalkiewicz, stały gość Radia Maryja, a ostatnio Telewizji Polskiej, wykorzystał raporty do podważenia skali masowych zbrodni w Auschwitz. Jako niewiarygodne określił fragmenty, w których Pilecki informuje, że większość transportów Żydów, które szły do Brzezinki (gdzie czekały na nich komory gazowe i krematoria), nie podlegała ewidencji obozowej, a więźniom przeznaczonym od razu na śmierć nie nadawano numerów.

Michalkiewicz neguje też możliwości techniczne krematoriów w Birkenau, o których Pilecki pisał, że potrafią spalać zwłoki w trzy minuty. Używając typowego argumentu negacjonistów Holocaustu, na „dowód” przytacza… reklamę zakładu pogrzebowego z 2013 r., że „kremacja trwa średnio do półtorej godziny”, a w przypadku nieboszczyka korpulentnego nawet do trzech godzin. „Spalanie trzyminutowe w 1942 r. w Brzezince było wytworem czyjejś fantazji, którą Pilecki przytoczył jako » suchy fakt «” – stwierdza.

Osobne miejsce Michalkiewicz poświęca we wstępie atakom na matkę Adama Michnika. Samą „Gazetę Wyborczą” nazywa „żydowską gazetą dla Polaków”.

Jak esesman Bartoszewskiego odprowadzał

Autorem głównej przedmowy jest Leszek Żebrowski, prawicowy radykał oskarżany przez część swojego środowiska o współpracę z SB. Jego tekst „Dwie legendy” przeciwstawia Pileckiemu Władysława Bartoszewskiego. Artykuł jest pełen obrzydliwych sugestii mających obalić „mocno naciąganą legendę Bartoszewskiego”. Z ewidentnie złą wolą pisze, że Bartoszewski (młodszy od Pileckiego o 20 lat), który do obozu trafił z łapanki, a nie – jak Pilecki – na rozkaz podziemia, był tam „krótko” (pół roku), „został zwolniony po kilkumiesięcznym pobycie w obozowym szpitalu”, a „na dworzec kolejowy do Katowic odprowadzał go (sic!) funkcjonariusz SS”.

Żebrowski pomija wielokrotnie wyjaśniane fakty, że w pierwszym okresie istnienia Auschwitz Niemcy zwolnili kilkaset osób wskutek m.in. interwencji Czerwonego Krzyża. Podważa prawdziwość słów Bartoszewskiego, że z pobytu w obozie napisał relację. A nawet gdyby napisał, to „niewiele miał do powiedzenia” (!). Twierdzi też, że „przypisywana Bartoszewskiemu rola, jaką rzekomo (!) odgrywał [w ratującej Żydów organizacji Żegota] jest po prostu mitem”. Również udział Bartoszewskiego w powstaniu Żebrowski określa jako „enigmatyczny”.

Ze wstępu aż wylewa się nienawiść do Bartoszewskiego. Autor podważa zdanie przez niego matury i „ujawnia”, że jego rodzina pochodziła ze wsi oraz miała zmienić nazwisko.

Skandal na promocji

Promocja książki odbyła się we wtorek. Tytuł: „Witold Pilecki kontra autorytety III RP”. Na sali obecna była córka rotmistrza – Zofia Optułowicz, wnuczka Dorota oraz prawnuk Krzysztof. Razem z nimi przyszedł też Andrzej Kunert, historyk podziemia i były szef Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Wydawca przedstawił autorów wstępu jako „tytanów historii”.

Rodzina rotmistrza po przeczytaniu ich tekstów zaczęła jednak protestować. Córka i wnuczka wyszły ze spotkania. Prawnuk Krzysztof Kosior pytał, jakim prawem wydawnictwo zastrzega sobie prawa wydawnicze do raportów Pileckiego. Odebrano mu głos, podobnie jak Kunertowi.

– To zwykła uzurpacja, raporty były wydane już wcześniej z porządnym opracowaniem, jest to dokument historyczny, na który nikt nie może mieć wyłączności. Niestety, bo jak widać pamięć mojego dziadka może być wykorzystywana do podłych rozgrywek i niedopuszczalnych wynurzeń pseudohistoryków – mówi „Wyborczej” Beata Pilecka, druga wnuczka rotmistrza. – Dziadek był szlachetnym i skromnym człowiekiem, podobnie jak Władysław Bartoszewski. Obaj mają drzewka w Ogrodzie Sprawiedliwych. Próby antagonizowania ich po śmierci są niegodne i przykre dla rodziny – dodaje.

Piotr Cywiński, dyrektor Muzeum Auschwitz, potwierdza, że raporty Pileckiego były dokumentami polskiego państwa podziemnego i nikt nie ma do nich praw autorskich.

Raporty Pileckiego

Raporty Witolda Pileckiego to obszerne relacje napisane przez niego w 1943 (dwie) i 1945 r. (jedna).

Pilecki, przedwojenny oficer, a po klęsce kampanii wrześniowej żołnierz konspiracji ZWZ-AK, w 1940 r. dał się schwytać w łapance i pod fałszywym nazwiskiem spędził prawie trzy lata w obozie. Zrobił to na polecenie przełożonych. Założył tam tajną organizację wojskową. Z obozu uciekł w 1943 r. W raportach dla szefostwa AK informował o zbrodniach oraz masowych mordach na Żydach i jeńcach radzieckich.

Walczył w powstaniu warszawskim, potem był w obozie jenieckim w Niemczech. Po wojnie wrócił do kraju, podjął działalność konspiracyjną, został aresztowany i skazany na śmierć przez stalinowski sąd. Rozstrzelano go w 1948 r. W czasach PRL na nazwisko Pileckiego nałożony był zapis cenzury. Jego raporty opublikowano po 1989 r.

Zobacz także

rotmPilecki

wyborcza.pl

Was, pedały, mniej bolało [RIENT]

Robert Rient, pisarz i dziennikarz, 06.08.2016

Robert Rient

Robert Rient (Fot. Bartosz Bobkowski)

Geje, lesbijki, Romowie, świadkowie Jehowy, „aspołeczni” – ocaleni, ale nie Ocaleni. Świat już o nich pamięta, my nie chcemy. Bo to „trudna populacja”

Powiesili go za związane ręce, nogi rozłożyli i przywiązali. Na haku w bunkrze obozu Flossenbürg wisi „pedalskie ścierwo”, „polityczny śmieć”, „dupojebca”, „świnia”, „ciepłe gówno” – bo tak w obozach zagłady nazywano więźniów z różowym trójkątem. Młody Tyrolczyk jak tysiące innych został skazany za homoseksualne stosunki na podstawie paragrafu 175., który pojawił się w kodeksie karnym w roku 1871. Przepisy zaostrzyli naziści, dorzucając pocałunki, trzymanie się za ręce oraz podejrzenie o homoseksualizm.

Na początku „był łaskotany gęsimi piórami w podeszwy stóp, pod pachami, we wnętrzu ud”. Następnie esesmani dopóty zanurzali jądra więźnia w kubku z gorącą i lodowatą wodą, dopóki moszna nie wyglądała jak „poparzone strzępy skóry”. Potem w odbyt wepchnęli trzonek miotły. W końcu poturbowane ciało rzucono na podłogę. Jeden z oprawców, wychodząc z bunkra, potknął się o Tyrolczyka. Zezłoszczony chwycił drewniany stołek i „uderzył z całej siły w głowę leżącego”.

Tak Heinz Heger w „Mężczyznach z różowym trójkątem” opisuje prześladowania homoseksualistów w III Rzeszy.

Publiczne wyznanie „jestem gejem” wymaga odwagi. Ale nie musi tak wyglądać

Trudna populacja

Zanim człowiek zostanie uznany za ścierwo – pedalskie, żydowskie, islamskie czy chrześcijańskie – pojawia się tak zwana narracja. Określona grupa ludzi zostaje odłączona od społeczności i uznana za zagrażającą.

„Rzeczpospolita” z 2 sierpnia, anonsowany na pierwszej stronie artykuł „HIV atakuje w klubach dla gejów”: „przedstawiciele tej populacji w celu realizacji swoich potrzeb seksualnych prowadzą niebezpieczny tryb życia” – informuje były wiceminister zdrowia Igor Radziewicz-Winnicki. To komentarz do wyników badania Sialon II. W 13 europejskich miastach zbierano dane w miejscach odwiedzanych przez gejów. Okazało się, że wśród 405 gejów przebywających w warszawskich klubach 7,2 proc. było zakażonych wirusem HIV. Ba, zdradza „Rzeczpospolita”, w Bukareszcie jest jeszcze gorzej – aż 18 proc.!

Stronę wcześniej krótkiego wywiadu udziela psycholog Bogna Białecka. Przytacza amerykańskie badania z 1978 roku, z których wynika, że 50 proc. gejów miało kontakty seksualne z ponad 500 partnerami w ciągu życia. Czytelnicy nie dowiadują się, na jakiej grupie przeprowadzono badania, kto wziął w nich udział, kto je przeprowadził. Za to psycholog opowiada o gejach, którzy „nie planują wyjścia do klubu i uprawiania przygodnego seksu, ale ostatecznie lądują z kimś w łóżku. Później tego żałują”. I informuje, że „wiele takich klubów nie jest nastawionych na wymianę myśli, tylko na znalezienie partnera do seksu”.

Co pomyśli czytelnik? Aha, a więc to prawda! Gej nimfoman to żaden stereotyp! Większość czasu spędza w klubie gejowskim, do którego trafia mimo woli, i uprawia w darkroomie przypadkowy seks. Ten gej cierpi, władają nim niemożliwe do kontrolowania siły, czasami trafia na terapię. Niekiedy – o czym również mówią badania – popełnia samobójstwo. No tak, my, heterycy, też czasem bywamy w klubach ze striptizem. Ale co to za pomysł, żeby opowiadać o tożsamości zdrowej części społeczeństwa przez ten pryzmat. Przecież to tylko jakiś odsetek i prywatna sprawa.

Nie znajduję w „Rzeczpospolitej” ani słowa o tym, że dorastającego w Polsce geja spotkają w szkole upokorzenie, odrzucenie i brak edukacji seksualnej. O tym, że na podwórku i w domu dowiaduje się, że jest „pedalskim ścierwem”. Że nie znajdzie schronienia w Kościele, który miłość między dwoma mężczyznami uważa za grzech, z czym głośno zgadza się rząd, a gdy zechce założyć rodzinę, odkryje, że według prawa nie istnieje.

Taki gej zazwyczaj szybko ucieka do dużego miasta. Niedoświadczony, złakniony miłości, jeszcze nieświadomy siebie i tego, jak buduje się związek, naraża się na wiele niebezpieczeństw. „100 proc. mężczyzn, u których stwierdzono zakażenie HIV, jest objętych terapią antyretrowirusową” – pisze „Rzeczpospolita”, jednocześnie podając, że według ubiegłorocznego raportu Najwyższej Izby Kontroli Polska ma spory problem z profilaktyką HIV i AIDS; trafia na nią zaledwie 2 proc. z budżetu przeznaczonego na wszystkie działania związane z HIV i AIDS. Leczymy, a potem wyciągamy stygmatyzujące wnioski, zamiast ostrzegać i edukować. Może dlatego, że przecież geja się nie przekona – wiceminister Radziewicz-Winnicki wie, że ta „trudna populacja” „ma dużą wiedzę na temat zakażeń, jednak niechętnie z niej korzysta”.

http://wyborcza.pl/magazyn/1,153010,20259679,slowami-odmienca-najpierw-jest-pogarda-potem-orlando.html

Chłopcy z Polski

Książka „Mężczyźni z różowym trójkątem” pojawiła się w Niemczech ponad 40 lat temu – u nas dopiero teraz. Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie już w 2000 roku zorganizowało sympozjum poświęcone prześladowaniu gejów i lesbijek – w Muzeum Auschwitz-Birkenau do dzisiaj nie pojawiła się wystawa na temat różowych trójkątów. Nie z braku świadectw; mamy bezpośrednią relację Stefana Kosińskiego, urodzonego w 1925 roku w Toruniu i skazanego na pięć lat więzienia za homoseksualizm. Jego korespondencja z holenderskim dziennikarzem Lutzem van Dijkiem pod tytułem „Nareszcie mam odwagę” ukazała się za granicą. Bo, jak pisze dr Joanna Ostrowska w posłowiu do „Mężczyzn…”, „homoseksualne ofiary nazizmu w Polsce to nadal temat tabu”.

Heinz Heger opowiada, czego sam doświadczył w obozie i co widział. Opisuje młodych „chłopców z Polski”, gwałconych i wykorzystywanych przez kapo w zamian za ochronę; święta Bożego Narodzenia, podczas których obok choinki wiszą ciała, a więźniowie muszą śpiewać: „jak śliczne są, choinko, gałązki twe zielone”; mężczyznę, który nosi aż dwa trójkąty, pedalski i żydowski. Ale pamięta też chwilę wytchnienia – zakonnice i ich symboliczną kolację.

Nieliczni, którzy przeżyli, wychodzą na pozorną wolność, bo paragraf 175. będzie obowiązywał w Niemczech aż do 1967 roku. „Anonimowość umożliwiała przetrwanie, ale też podtrzymywała milczenie” – zauważa dr Joanna Ostrowska. „Możliwość opowiedzenia swojej historii była jednym ze sposobów przepracowania traumy”. Ale nie dla wszystkich; geje i lesbijki, podobnie jak Romowie, świadkowie Jehowy i tzw. aspołeczni, należeli do podkategorii ocalałych. Nie mogli liczyć ani na odszkodowanie, ani na dającą ukojenie opowieść.

W Niemczech „Mężczyźni z różowym trójkątem” przerwali „brutalne ignorowanie” tożsamości ofiar. W Polsce „brutalne ignorowanie” gejów, lesbijek, biseksualnych i transseksualnych trwa. I nie chodzi wyłącznie o prawo do związków partnerskich, małżeństw i adopcji dzieci, ale również o prawo do cierpienia. W 2014 roku w Wielkiej Brytanii odnotowano 6202 przestępstwa wobec społeczności LGBTQ+, w Polsce – 7. Budujące? Nie do końca. Po prostu polski kodeks karny nie uwzględnia tożsamości płciowej i orientacji seksualnej. To uniemożliwia prowadzenie rzetelnej statystyki, a co gorsza, daje przyzwolenie na przemoc i zachęca ofiary do milczenia.

„Czy jest normalny i nienormalny głód? Normalne i nienormalne pragnienie? Co to za świat i co to za ludzie, którzy decydują za dorosłego człowieka, kogo i jak wolno mu kochać?” – pytał Heinz 70 lat temu. Mógłby zapytać o to samo i dziś.

Wideo „Magazynu Świątecznego” to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.

W ”Dużym Formacie” czytaj:

Mateusz Morawiecki. Partyzant śni o wielkiej Polsce
Doradca Tuska, prezes banku z obcym kapitałem, wydawał się nie pasować do bajki Kaczyńskiego. Dziś Mateusz Morawiecki jest bardziej pisowski niż wierni druhowie prezesa i wie, jak dojść na szczyt

Rio 2016. Kogo ogrzewa olimpijski znicz
Złoto dla spekulantów, srebro dla dewelopera, brąz dla służb bezpieczeństwa. Z Julesem Boykoffem rozmawiają Maria Hawranek i Szymon Opryszek

Wojna w rodzinie. Parcie na szkło narodowe
Michał Karnowski: – Kurski przywrócił w TVP pluralizm i wrażliwość na patriotyzm oraz polską rację stanu. Tomasz Sakiewicz: – Zanim zaczną rozdzierać szaty w obronie „świetnego prezesa”, powinni ujawnić, ilu z nich ostatnio podpisało lub podpisuje kontrakty w telewizji

Dorota Sumińska: Dlaczego świnia się śmieje
Kupowałam biały ser, połamał się. Mówię: „Pani da dla psów”. Na to jakiś pan: „Ooo, dla psów, a w Indiach dzieci głodują”. No to dałam mu ten ser: „Proszę wysłać do Indii”

Wybory w USA. Tim Kaine – swój chłop
Tim Kaine jest nudny? – To właśnie w nim uwielbiam. No i nigdy nie przegrał wyborów – zachwala Hillary Clinton swojego kandydata na wiceprezydenta USA

Kto nie skacze, ten nie Turek. Rozmowa z doradczynią prezydenta Erdogana
Jesteśmy demokratycznym państwem prawa. Żaden zachodni dziennikarz nie będzie nas pouczał na temat wartości Ataturka

Kabaret Starszych Panów. Staruszek do wszystkiego
Pan A uważał, że Pan B to lunatyk. Wstaje w nocy w piżamie i łazi po dachach, a potem wraca do biurka i spisuje to, co zobaczył w malignie. Pan B powtarzał, że on pisze do „Kabaretu” teksty, a Pan A mu je odrzuca, i taki jest podział pracy

Nida nad litewskim Bałtykiem. Tu się nie wyskaczesz
Drugich takich piaskowych wzgórz nie ma chyba nigdzie na świecie. I drugiej takiej bałtyckiej plaży

Was, pedały, mniej bolało
Geje, lesbijki, Romowie, świadkowie Jehowy, „aspołeczni” – ocaleni, ale nie Ocaleni. Świat już o nich pamięta, my nie chcemy. Bo to „trudna populacja”

Paweł Śpiewak: Nie patrz w oko węża
Wildstein nie zostanie największym polskim pisarzem, żeby nie wiadomo jak się władza starała, a ksiądz Oko nie zastąpi księdza Bonieckiego. Tombak może udawać złoto, ale jest tombakiem. Rozmowa Adama Leszczyńskiego

powiesiliGo

wyborcza.pl

 

 

CpLgLPKWAAAFJXS

 

CpK0IkEWcAAcrMI

CpK0IkIWAAE82Uh

 

MANDAT ZA PRZEKROCZENIE 150 DNI SZYDŁO OD POLONII. CZY SŁUSZNIE?

mandat

poznaj.pl

Duda świętuje jubileusz, KOD na ulicach, a w tłumie ta pani. Krystyna Pawłowicz nie będzie zadowolona

TS, 06.08.2016

Elżbieta Pawłowicz, Krystyna Pawłowicz

Elżbieta Pawłowicz, Krystyna Pawłowicz (SŁAWOMIR KAMIŃSKI / twitter.com/Michał Szczerba)

• W Warszawie odbywa się protest Komitetu Obrony Demokracji
• Większość transparentów poświęcona jest prezydenturze Andrzeja Dudy
• W manifestacji bierze udział siostra Krystyny Pawłowicz, Elżbieta

 

„Duda-obłuda” czy „Andrzej Duda jest łgarzem i krzywoprzysięzcą” – między innymi takie hasła pojawiły się na dzisiejszej demonstracji KOD. Wśród protestujących znalazła się też siostra czołowej posłanki PiS, Krystyny Pawłowicz, która pozowała do zdjęć z posłem PO Michałem Szczerbą. „Z siostrą Krystyny Pawłowicz, Elżbietą, uważamy, że to nie tylko prezydentura fatalna. To prezydentura zawstydzająca” – tak w rocznicę prezydentury działalność polityczną Andrzeja Dudy ocenił poseł PO.

Zobacz obraz na TwitterzeZobacz obraz na Twitterze

Z siostrą Krystyny Pawłowicz – Elżbietą uważamy, że to nie tylko prezydentura fatalna. To prezydentura zawstydzająca

Dowiedz się więcej:

Co to jest KOD?

Komitet Obrony Demokracji (KOD) to ruch społeczny, który powstał w listopadzie 2015 r., po przejęciu władzy przez PiS. Zaczęło się od artykułu Krzysztofa Łozińskiego i grupy na Facebooku, a później założono stowarzyszenie ze strukturami w całej Polsce. Stawia sobie za cel obronę demokracji. Organizował liczne demonstracje, m.in. przeciwko zawłaszczaniu przez władzę Trybunału Konstytucyjnego i mediów publicznych, w obronie dobrego imienia Lecha Wałęsy i przeciw zakazowi aborcji. Liderem jest Mateusz Kijowski. Komitet ma własny portal Koduj24.pl, którego szefową została była szefowa radiowej Trójki Magdalena Jethon.

w warszawie

gazeta.pl

Radosław Sikorski o wyborach w USA. „Trump to zagrożenie „Jałty 2″ w porozumieniu z Putinem”

mk, 05.08.2016

Radosław Sikorski

Radosław Sikorski (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

– Donald Trump to zagrożenie dla Sojuszu Północnoatlantyckiego, zagrożenie takiej „Jałty 2” w porozumieniu z Władimirem Putinem, co przeważnie oznacza, że nasz region za to płaci – mówił w audycji „Światopodgląd” były minister spraw zagranicznych i były marszałek Sejmu Radosław Sikorski

Były szef MSZ nie wyklucza, że wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych wygra kandydat Republikanów Donald Trump. Jak stwierdził, Polska może mieć utrudnione relacje z USA także w przypadku zwycięstwa Hillary Clinton. – Uważam, że sytuacja Polski będzie trudna niezależnie od tego, kto wygra. Wicepremier polskiego rządu porównał obydwu kandydatów do dość ciężkich, nieprzyjemnych chorób. To zostanie przypomniane temu, kto wygra i znajdzie się w Białym Domu – mówił Radosław Sikorski w rozmowie z Agnieszką Lichnerowicz w TOK FM.

– Trump to zagrożenie dla Sojuszu Północnoatlantyckiego, zagrożenie takiej „Jałty 2” w porozumieniu z Władimirem Putinem, co przeważnie oznacza, że nasz region za to płaci – stwierdził Sikorski.

– Pamiętajmy, że Hillary Clinton to osoba bardzo przywiązana do ideałów demokratycznych, ale także do praw kobiet, praw dzieci. Polska jako kraj, który nie szanuje demokracji, który ma problemy z konstytucyjnym porządkiem, dla Hillary Clinton będzie dużym problemem. Większym dla niej, niż dla Baracka Obamy, bo Barack Obama się po prostu mniej Europą interesuje – zauważył były szef MSZ. – Państwo Clintonowie uważają rozszerzenie NATO za ich sukces. W związku z tym polski rząd, który ten sukces amerykański podważa, poprzez podważanie fundamentów polskiej demokracji, będzie problemem w stosunkach polsko-amerykańskich – dodał.

Rok prezydentury Andrzeja Dudy

Radosław Sikorski nie chciał wymieniać mocnych stron Andrzeja Dudy jako głowy państwa. – Mnie się podobało przedwojenne sformułowanie, że prezydent odpowiada przed Bogiem i historią. Dlatego nie rozumiem, dlaczego prezydent Duda nie do końca to brzemię odpowiedzialności bierze na siebie i dlaczego nie wybija się na niepodległość wobec szefa swojej byłej partii – mówił Sikorski. – Prezydent wobec różnych radykalnych pomysłów, które się pojawiają, miał wielką szansę zostać elementem, który Polaków łączy. Obawiam się, że z tej szansy nie korzysta, szkoda – stwierdził.

O małym ruchu granicznym z Obwodem Kaliningradzkim: „Na złość babci odmrożę sobie uszy”

Polski rząd nie zdecydował się na wznowienie małego ruchu granicznego z Obwodem Kaliningradzkim, tłumacząc to względami bezpieczeństwa. To oznacza, że Rosjanie nie mogą przyjeżdżać bez wiz. – Rząd uprawia propagandę wewnętrzną przy pomocy spraw zagranicznych. Obawiam się, że znowu chce pokazać, jaki to jest twardy w relacjach z Rosją. To jest filozofia w stylu „na złość babci odmrożę sobie uszy”. Uważam, że my zyskujemy na tym ruchu granicznym jeszcze więcej niż Rosjanie – ocenił Radosław Sikorski.

Jak mówił, obecne sondaże wskazują, że partie opozycyjne w koalicji mogłyby w przypadku wyborów parlamentarnych przejąć władzę. Zdaniem Sikorskiego, opozycja powinna sygnalizować, że prowadziłaby zupełnie inną politykę wobec Rosji. – Trzeba pokazywać ludziom, że jest alternatywa dla nacjonalistycznej polityki zagranicznej, w której pozbawiamy się korzyści, tylko po to, by uzyskać efekt propagandowy. Trzeba pokazywać, że w wypadku zmiany władzy ten mały ruch graniczny przywrócimy – powiedział były minister spraw zagranicznych.

http://audycje.tokfm.pl/widget/40041

Zobacz także

 

TOK FM

Anita Gargas przechodzi z Telewizji Republika do Telewizji Polskiej. Będzie prowadzić autorski program publicystyczny

ŁR, 05-08-2016

Anita Gargas

Anita Gargas wraca do TVP po sześciu latach przerwy  /  fot. Radek Pietruszka  /  źródło: PAP

Dziennikarka wraca do TVP po sześciu latach przerwy.

Gargas będzie prowadzić program w środowy wieczór, około godz. 22:00, po emisji talent show „Hit, Hit, Hurra”. Tytuł nie jest jeszcze znany, ale wiadomo już, że będzie to program reporterski o charakterze śledczym, w którym nie zabraknie też autorskich komentarzy dziennikarki.

52-letnia Gargas na Woronicza wraca po sześcioletniej przerwie. Wcześniej w TVP pracowała w latach 2005-10. Od 2007 roku była szefową redakcji publicystyki, a od 2009 zastępczynią dyrektora TVP1. W „Jedynce” prowadziła, z przerwami, w latach 2005-10 program śledczy „Misja specjalna”. Jak pisze serwis WirtualneMedia.pl, wątpliwe jednak, żeby nowy program Gargas był kontynuacją „Misji”.

W ostatnim czasie dziennikarka była związana z Telewizją Republika, w której prowadziła program „Zadanie specjalne”, a także pełniła funkcję zastępczyni redaktora naczelnego stacji. Ponadto od lat publikuje w „Gazecie Polskiej” i „Gazecie Polskiej Codziennie”.

 

Gargas jest też dobrze znana widzom i czytelnikom o konserwatywnych poglądach dzięki licznym filmom – „10.04.10”, „Anatomia upadku”, „Anatomia upadku 2” i „W imię honoru” – poświęconym katastrofie smoleńskiej, które nakręciła od 2010 roku.

Angaż Gargas w TVP budzi duże emocje z jeszcze jednego powodu. Tajemnicą poliszynela jest konflikt między prezesem Telewizji Polskiej Jackiem Kurskim a popieranym przez środowisko „Gazety Polskiej” szefem Rady Mediów Narodowych Krzysztofem Czabańskim. Gdy 2 sierpnia RMN odwołała Kurskiego z funkcji prezesa TVP, Gargas od razu była wymieniana jako jedna z głównych kandydatek na jego następcę. Zachodzi więc podejrzenie, że jej zatrudnienie w telewizji publicznej to próba pogodzenia zwaśnionych stronnictw wewnątrz i wokół Prawa i Sprawiedliwości.

Czytaj też: Kaczyński wściekły na Czabańskiego. Powód? Jacek Kurski

Transfer Gargas z Telewizji Republika do Telewizji Polskiej to ciąg dalszy exodusu dziennikarzy z redakcji Tomasz Terlikowskiego. Od początku roku na Woronicza przeszli Mateusz Matyszkowicz i Jakub Moroz (dyrektorzy TVP Kultura), Bartłomiej Graczak, Karolina Tomaszewicz i Karol Jałtuszewski (reporterzy „Wiadomości” TVP), Bartłomiej Maślankiewicz (serwisy informacyjne w TVP Info), Michał Rachoń (szef publicystyki w TVP Info, a następnie prowadzący serwisów informacyjnych tej stacji), Piotr Gociek (na jesieni ruszy jego talk-show w TVP1 „Gociek wieczorową porą”), Antoni Trzmiel („boczne” wydania „Wiadomości” TVP) oraz Marta Piasecka (prowadząca „Teleexpressu” i „Panoramy Info”).

Źródło: WirtualneMedia.pl

newsweek.pl

Trumpizm i wpadki Clinton. Trudny czas w USA
Donald Trump, kandydat republikanów na prezydenta, idzie od nominacji od wpadki do wpadki.

 

Pogłębia to chaos w Partii Słonia (symbol partii) i poprawia notowania Hillary Clinton w sondażach przedwyborczych. Dołek Trumpa jest faktem, ale nie ma pewności, czy to już równia pochyła.

To, że przeciwko Trumpowi jest część dygnitarzy republikańskich, już nie zaskakuje. Ale zaskoczeniem, chyba bezprecedensowym, jest to, że znalazł się wśród nich polityk, który poparł Hillary! To kolejny sygnał, że kandydat Trump może zostać obalony przez władze partyjne. Regulamin daje im możliwość skasowania oficjalnego kandydata, jeśli poważnie zachoruje lub złoży dymisję.

Wpadki Trumpa mogą być argumentem, że nie nadaje się on psychologicznie i emocjonalnie na prezydenta USA. Tego argumentu użył już przeciwko Trumpowi prezydent Obama. Sztab Trumpa i zwolennicy kandydata tym się oficjalnie nie przejmują, ale nieoficjalnie i nie pod nazwiskiem już tak. Zwłaszcza że przegrana Trumpa oznaczałaby katastrofę nie tylko dla nich, ale i dla całej partii. Zaczęłyby się politycznie krwawe rozliczenia pogłębiające kryzys w partii.

Lecz kryzys dotyka także obozu demokratycznego. Trudno pojąć, jak to możliwe, że sztab Hillary, widząc krew Trumpa, dopuszcza, by pani Clinton w tych samych dniach znów kłamała w sprawie swej korespondencji elektronicznej, podpierając się wysokim oficerem służb specjalnych, który wbrew jej twierdzeniu nie stanął po jej stronie. Na dodatek ze strony demokratów też zdarzają się gorszące ataki w stylu Trumpa. Adoptowaną córkę senatora McCaine’a nazwano nieślubnym dzieckiem.

Ameryka przeżywa zły czas. Populizm jest od zarania solą amerykańskiej polityki. Ale kontrolowany przez prawo, elity polityczne i media. W tym roku przybrał on głównie postać trumpizmu.

Trumpizm łamie dotychczasowe reguły gry demokratycznej. Na przykład wtedy gdy Trump zaatakował rodziców muzułmanina żołnierza US Army, który poległ w Afganistanie. Problem z Trumpem jest taki, że wyzwolił siły, które szybko nie znikną, nawet jeśli – a na to dziś się zanosi – przegra z Clinton.

polityka.pl

SOBOTA, 6 SIERPNIA 2016

STAN GRY: Fakt o PAD: Dobry człowiek, kiepski polityk, Wroński: PAD liczy na centrystów w PiS, Ojciec PAD: Nie ma polityków samodzielnych

— ROCZNICA ZAPRZYSIĘŻENIA PAD.

— PAWEŁ ŚPIEWAK O KWESTIONOWANIU WERSJI UDZIAŁU POLAKÓW W ZBRODNI W JEDWABNEM – mówi Adamowi Leszczyńskiemu w GW: “Zaskoczę pana – nie widzę w tych wypowiedziach oczywistego antysemityzmu czy fobii antyżydowskich, które skądinąd można dostrzec w Polsce często. Widzę jedną prostą ideę: polskości wyobrażonej na taki kształt, jaki propaguje np. Radio Maryja”.

— ŚPIEWAK: WILDSTEIN NIE ZOSTANIE NAJWYBITNIEJSZYM POLSKIM PISARZEM, WYMIANA ELIT TO FIKCJA – mówi dalej Leszczyńskiemu: “ – To fikcja… Wiem, że to część ich programu, ale np. Wildstein nie zostanie największym polskim pisarzem, żeby nie wiadomo jak się władza starała. Ziemkiewicz nie ma się co równać z jakimkolwiek poważnym publicystą. Ks. Oko nie zastąpi ks. Bonieckiego. Nie udawajmy: tombak może udawać złoto, ale jest tombakiem. Nie boję się wymiany elit, bo elity PiS nie są wystarczającej jakości”.

— WITOLD GADOMSKI MOCNO KRYTYKUJE JACKA ŻAKOWSKIEGO ZA ZACHWYTY NAD ANDRZEJEM LEPPEREM – jak pisze na wyborcza.pl: “Publicysta „Polityki” określa siebie jako lewicowca i niemal każdą swą audycję w TOK FM poświęca ostrej krytyce PiS. A jednocześnie zachwyca się Lepperem, nie zauważając, że PiS kontynuuje dzieło lidera „Samoobrony”. Nie pierwszy raz skrajna lewica podaje rękę prawicy”.

— BANKI NA PLUSIE MIMO PODATKU BANKOWEGO – pisze w GW Anna Popiołek: “Mimo nowego podatku bankowego banki zarobiły w tym roku już ponad 8 mld zł. Rekordowy był czerwiec, w którym zysk przekroczył o 75 proc. wynik ubiegłoroczny. Za to coraz trudniej o zyskowne depozyty i kredyt na mieszkanie”.

— NIE MA POLITYKÓW SAMODZIELNYCH – OJCIEC PAD-A NA OKŁADCE SE.

— JAN TADEUSZ DUDA O PREZYDENTURZE SYNA- mówi SE: “Nie ma polityków samodzielnych. Czy Obama nie jest uzależniony od swoich donatorów?! Samodzielnemu politykowi nikt władzy nie powierzy, bo jest nieobliczalny. Mój syn zasłużył na piątkę i taką ocenę bym mu wystawił. Ma wizję Polski dumnej, suwerennej, chrześcijańskiej, mocnej – mówi nam prof. Jan Tadeusz Duda”.

— DOBRY CZŁOWIEK, KIEPSKI POLITYK – w Fakcie Agnieszka Burzyńska o roku Dudy: “Jako polityk Duda przez ten rok stracił wiele. Mimo aktywności międzynarodowej i sukcesu szczytu NATO, nie potrafi tego przedstawić jako swoich osiągnięć. Jego projekty lądują w sejmowych szufladach. Duda stawia więc na kontakt z ludźmi. I tu tkwi cały sekret jego wysokich notowań – prezydentowi ufa obecnie 56 proc. Polaków. Wyśmiewani przez kolegów z PiS i rywali z opozycji znajomi z Twittera jak „Leśne ruchadło” czy „Karolina wazelina” pozwalają mu pokazać twarz normalsa, jak mówią młodzi, a gesty takie jak pomoc żołnierce Powstania – twarz czułego i bliskiego wyborcom. A przecież to oni będą głosować za 4 lata. I paradoksem Dudy jest to, że tylko ślepa lojalność wobec Kaczyńskiego daje mu nadzieję, że w ogóle będą mieli taką szansę”.

— SZCZYT BYŁ OSOBISTYM SUKCESEM DUDY – PAWEŁ WROŃSKI W GW: “Trzeba przyznać, że bardzo aktywnie starał się prowadzić rozmowy przed lipcowym szczytem NATO w Warszawie, zachęcając kraje Sojuszu do zwiększenia zaangażowania na wschodniej flance. Szczyt był także jego osobistym sukcesem”.

— DUDA LICZY, ŻE PRZED KOLEJNĄ KAMPANIĄ PRZYJDZIE CZAS PISOWSKICH LIBERAŁÓW I CENTRYSTÓW – DIAGNOZA WROŃSKIEGO: “Prezydent Andrzej Duda pozostaje zamknięty w swojej złotej klatce. Jakikolwiek sprzeciw albo próba zwrócenia się do części opozycji lub środowisk umiarkowanych zostałyby w tym podejrzliwym środowisku uznane za zdradę. Czy wybije się na niezależność? Nie wiadomo, na razie musi uparcie się trzymać swojego środowiska, licząc, że być może przed kolejna kampanią wyborczą przyjdzie czas na pisowskich liberałów i centrystów”.

— DOBRY ROK PREZYDENTA – okładka GPC.

— PIOTR GLIŃSKI O ŚRODOWISKACH, ALE WIDZI ŚRODOWISKA LIBERALNE, Z KTÓRYMI WARTO ROZMAWIAĆ: “Publicystycznym językiem można je określić jako lewacko-liberalne, postkomunistyczne, nihilistyczne. Chociaż słowo „liberalne” chciałbym traktować w poważny sposób, bo są liberałowie, z którymi warto poważnie dyskutować”.

— GLIŃSKI O WSPÓLNOCIE ZNISZCZONEJ W SMOLEŃSKIM BŁOCIE: “Apel smoleński stał się bronią dla ludzi, którym zależy na niszczeniu polskiej wspólnoty. Ta wspólnota została zniszczona właśnie w smoleńskim błocie. Mamy obowiązek mówić o tym, co tam się stało. Smoleńsk to nierozerwalny fragment polskiej pamięci i najnowszej historii. Najbardziej tragiczne wydarzenie po II wojnie światowej. Wydarzenie, podobnie jak Powstanie Warszawskie, kształtujące naszą tożsamość, ale zgodzę się, że kompromis pomiędzy MON a protestującymi był w tej kwestii ważny. W takich sprawach zawsze chodzi o proporcje”.

— PRACĘ MORAWIECKIEMU ZAŁATWIŁ KILIAN ALBO CZARNECKI – jak pisze Witold Gadomski w GW: “Jest kilka wersji tłumaczących początki jego kariery bankowej. Krzysztof Kilian, przyjaciel wielu wpływowych polityków, chwalił się, że to on polecił młodego Morawieckiego do tej pracy. Kordialne stosunki z Kilianem trwały przez wiele lat. (…) Do pomocy w znalezieniu Morawieckiemu pracy w banku przyznaje się też Czarnecki. On i Tomasz Wójcik, swego czasu radykalny działacz dolnośląskiej „S” i przewodniczący komisji skarbu państwa w Sejmie, mieli to załatwić z ówczesnym ministrem skarbu Emilem Wąsaczem”.

— WALKA BULDOGÓW POD DYWANEM BĘDZIE UMACNIAĆ MORAWIECKIEGO – diagnoza Gadomskiego w GW: “Pod dywanem trwa walka buldogów. Wielu działaczy zazdrości Jackiewiczowi pozycji, która daje dostęp do tysięcy wysoko płatnych posad w państwowych spółkach. Niektórzy obawiają się, że Mariusz Kamiński i Zbigniew Ziobro – formalnie będący poza partią, ale mający w PiS wielu zwolenników – szykują haki na ludzi Jackiewicza. Gdy je ujawnią, w PiS dojdzie do wstrząsów. Silną pozycję utrzymuje Antoni Macierewicz, nielubiany przez „zakon PC”, czyli dawnych współpracowników Kaczyńskiego, lecz uwielbiany przez twardy elektorat PiS. Wszystko to będzie wzmacniać Morawieckiego. Coraz więcej działaczy widzi w nim delfina prezesa. Uważają go za specjalistę od gospodarki, merytorycznego, nieuwikłanego w intrygi, zdolnego stworzyć racjonalny program dla Polski. Sądzą, że jest naiwniakiem, którym łatwo będzie sterować. Mogą się pomylić”.

— SĄ ŚWIADKOWIE POGRÓŻEK STĘPNIA WOBEC ZARADKIEWICZA – czytamy w GPC: “Są świadkowie pogróżek sędziego Jerzego Stępnia pod moim adresem. Groził mi wyrzuceniem z pracy. Myślę, że ta sprawa znajdzie finał na drodze sądowej – mówił w TVP Info prof. Zaradkiewicz, b. dyrektor Biura Orzecznictwa i Studiów TK”.

— EWA SIEDLECKA W GW O DESTRUKCJI KONTROLI PRAWNEJ: “Poniżanie i zastraszanie sędziów, dezawuowanie Trybunału, gra w „ustawy naprawcze” i „kompromisy” mogą trwać latami – aż nastąpi destrukcja konstytucyjnej kontroli prawa w Polsce. To jest cel PiS. Wszystko mu jedno, czy osiągnie to przez opanowanie Trybunału, zablokowanie go czy zniszczenie jego autorytetu”.

— KURSKI BYŁ OD MOKREJ ROBOTY – mówi Robert Kwiatkowski w rozmowie z Elizą Olczyk w RZ: “Nie aspiruję do roli wzorca z Sevres niezależności i obiektywizmu dziennikarskiego, jednak z dzisiejszej perspektywy nie uważam, żebyśmy odbiegali do standardów telewizyjnych. Byliśmy co najmniej tak samo obiektywni jak telewizja świętej pamięci Andrzeja Urbańskiego, Jana Dworaka, Juliusza Brauna czy odwołanego parę dni temu Jacka Kurskiego. Na marginesie – można o nim myśleć jak najgorzej, ale facet został zatrudniony do mokrej roboty, a po jej wykonaniu – wyrzucony, co wiele mówi o PiS i następnym etapie walki o władzę. Tym razem wewnątrz prawicy”.

— MIELIŚMY POROZUMIENIE Z RZĄDEM, ŻEBY NIE NAGŁAŚNIAĆ BLOKAD ORGANIZOWANYCH PRZEZ LEPPERA – mówi dalej Kwiatkowski: “ – Rządowi Jerzego Buzka też pomagaliśmy. Gdy Andrzej Lepper organizował blokady na drogach, co wyglądało groźnie, mieliśmy porozumienie z rządem, żeby zbytnio tego nie nagłaśniać i nie dolewać oliwy do ognia.
– A więc jakaś nić porozumienia z rządem AWS była?
– Oczywiście, że była. Tylko że w okresie tzw. późnego Buzka, a nie wtedy, gdy rządził Marian Krzaklewski i byliśmy w stanie wojny”.

— KWIATKOWSKI O AFERZE RYWINA, TVN I POLSACIE: ” – A więc w aferze Rywina chodziło o pieniądze i bynajmniej nie o te 17 mln zł, o których mówił Lew Rywin, przychodząc do Adama Michnika z korupcyjną propozycją?
– Oczywiście. Prawdziwa gra toczyła się o kształt rynku medialnego i nadawcy publiczni ją przegrali. Oczywiście straciła też na tym ogromnie Agora, na własne życzenie, natomiast dla TVN i Polsatu były to złote żniwa. Nie oskarżam ich o sprawstwo w tej aferze. Stwierdzam tylko, jaki był jej skutek”.

— MICHNIK W TAMTYCH CZASACH BYŁ WYROCZNIĄ W ŻYCIU PUBLICZNYM – jeszcze Kwiatkowski: “ – Sam pan powiedział, że walczył z prywatnymi nadawcami o kształt rynku medialnego, a to było clou tej afery. Był pan powiązany z obozem rządzącym i mógł pan skutecznie walczyć o swoje.
– Oczywiście. Chciałem forsować swoje pomysły. Chodziłem do rządzących i odbijałem się od ich drzwi, bo siedział za nimi redaktor Adam Michnik. W tamtych czasach to on był wyrocznią w życiu publicznym”.

— NAWET PIS KRYTYKUJE KRZYSTKA – jak czytamy w szczecińskiej GW: “Nawet PiS, wierny koalicjant Piotra Krzystka, gani prezydenta za przyznanie nagród prezesom miejskich spółek. Większość radnych najbardziej bulwersuje to, że 42 tys. zł dostał prezes ZUO – spółki, która ma opóźnienie w budowie spalarni i grozi jej zwrot 280 mln zł unijnego dofinansowania”.

300polityka.pl

 

Zaskakujące słowa Anny Marii Anders o Donaldzie Trumpie. „Może być świetnym prezydentem”

Anna Maria Anders, pełnomocnik prezesa Rady Ministrów do spraw dialogu międzynarodowego.
Anna Maria Anders, pełnomocnik prezesa Rady Ministrów do spraw dialogu międzynarodowego. Fot. Lukasz Krajewski / Agencja Gazeta

– Z Reagana też się podśmiewano – mówi Anna Maria Anders, pełnomocnik premier ds. dialogu międzynarodowego. Jej zdaniem prezydent Republikanin dobrze wpłynąłby na relacje z Polską, ale w przypadku Trumpa wszystko zależy od tego jakich dobierze współpracowników.

Anders, sama będąca zadeklarowanym wyborcą republikanów, delikatnie chwali, ale ma także zastrzeżenia wobec Donalda Trumpa. Pozytywni mówi na temat Mike’a Pence’a, kandydata na wiceprezydenta. Według niej to konserwatywny, spokojny człowiek.
– Uważam, że jeśli Trump dobierze sobie dobrych ludzi i będzie ich słuchał, może być świetnym prezydentem – wyjaśnia Anders, która w USA spędziła 20 lat, a Trumpa zna osobiście.

Agresywną kampanię Trumpa i jego kontrowersyjne wypowiedzi na temat imigrantów czy NATO Anders tłumaczy, przekonując, że taki musiał być, ale na pewno nie zapomni o reszcie świata.

Anders odniosła się także do krytyki stanu polskiej demokracji ze strony Johna McCaina.

– Uważam, że jeśli Trump dobierze sobie dobrych ludzi i będzie ich słuchał, może być świetnym prezydentem – twierdzi Anders.

Donald Trump kochany jest nie tylko przez rzesze Amerykanów, kibicuje mu też sporo Polaków. Widzą w nim takiego zachodniego Kukiza. Zdaniem wielu obserwatorów, zwycięstwo Republikanina mogłoby mieć opłakane skutki dla Polski. Najbardziej ucierpiałoby nasze bezpieczeństwo, bo Trump chce jeszcze silniejszego ograniczenia wydatków na zbrojenia niż lewicowa Hillary Clinton.

Republikański kandydat na prezydenta zakwestionował m.in. podstawową zasadę NATO, czyli artykuł 5. Pytany o ewentualny atak Rosji na kraje bałtyckie stwierdził, że musiałby się zastanowić, czy pójść im z odsieczą.

źródło: Onet

donald trump

naTemat.pl

Paweł Śpiewak: Nie patrz w oko węża [ROZMOWA]

Adam Leszczyński, 06.08.2016
Wildstein nie zostanie największym polskim pisarzem, żeby nie wiadomo jak się władza starała, a ksiądz Oko nie zastąpi księdza Bonieckiego. Tombak może udawać złoto, ale jest tombakiem. Z prof. Pawłem Śpiewakiem rozmawia Adam Leszczyński.

*Prof. Paweł Śpiewak – ur. w 1951 r., socjolog, profesor na UW, dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie

Adam Leszczyński: Kiedy Jan Tomasz Gross wydał książkę „Sąsiedzi” o zbrodni w Jedwabnem, przez Polskę przetoczyła się wielka społeczna debata. Prezydent Kwaśniewski i duchowni przepraszali za pogrom. Dziś minister edukacji czy prezes IPN kwestionują ustalone fakty. Nie wiedzą, jak było? Kłamią specjalnie?

Prof. Paweł Śpiewak: Kompletnie nie interesuje mnie psychologia tych ludzi. Interesuje mnie motywacja. Zaskoczę pana – nie widzę w tych wypowiedziach oczywistego antysemityzmu czy fobii antyżydowskich, które skądinąd można dostrzec w Polsce często.

Widzę jedną prostą ideę: polskości wyobrażonej na taki kształt, jaki propaguje np. Radio Maryja.

Ta idea składa się z trzech elementów. Pierwszy – Polska jest krajem cierpień, odwagi i heroizmu. Drugi – nigdy nie robiła krzywd swoim sąsiadom. Jeśli coś się zdarzało, to był to ewidentnie margines, zupełnie nie ma o czym mówić. I trzeci – negacjonizm. Neguje się wszystkie fakty, które mogą ten obraz zakwestionować. Ewentualnie tworzy się pozorne wątpliwości wobec faktów ustalonych ponad wszelką wątpliwość.

Podobną operację umysłową przeprowadza się w stosunku do katastrofy w Smoleńsku. Powtarza się, że głos się źle nagrał, że ktoś słyszał strzały i tak dalej. W ten sposób można mnożyć wątpliwości do końca świata. Chodzi w nich wyłącznie o maskowanie prawdy.

Na tej samej zasadzie historyczka Ewa Kurek mówi, że ekshumacja w Jedwabnem nie odbyła się tylko po to, żeby nie ujawnić prawdy o tym, co się stało. Powtarza to przy całkowitym niezrozumieniu, na czym polega żydowskie prawo religijne zabraniające ekshumacji.

Wokół Jedwabnego: przestańmy na siebie wrzeszczeć

Dojdzie do ekshumacji w Jedwabnem, której chce m.in. dr Kurek?

– Myślę, że nie. Nie jest potrzebna. Nie zmieni faktów. Za dużo wiemy o tym, co się tam wydarzyło.

Niekiedy ekshumacje mogą być niezbędne z powodu procesowego, nawet wbrew prawu religijnemu. To bolesne, ale potrzebne. To dotyczy np. grobu żydowskich kobiet z Białostockiego, które w 1943 r. zostały zgwałcone przez chłopów podczas pracy na polu, zabite i zakopane. Wiemy, gdzie jest grób. Tu ekshumacja jest potrzebna, żeby ustalić wszystkie okoliczności.

Na pewno nie ma w całej sprawie antysemityzmu? To wyparcie uruchamia się szczególnie często przy stosunkach polsko-żydowskich.

– W głównym nurcie tej konstrukcji antysemityzm nie występuje, chociaż oczywiście doczepiają się do niej ludzie o antysemickim charakterze.

Gorsze jest to, że nie zamyka im się ust – nie potępia się ludzi, którzy jawnie łamią obyczaje związane z mową nienawiści. Zezwala się, żeby nienawidzić domniemanych wrogów polskości.

Ta pedagogika społeczna ma konsekwencje. Do ostatnich wyborów badania socjologiczne pokazywały, że w Polsce rosną postawy otwartości i tolerancji. Rok temu nawet większość Polaków była za tym, żeby przyjmować ludzi z Bliskiego Wschodu, którzy znajdują się w dramatycznej sytuacji. W ciągu paru miesięcy zmieniło się to diametralnie. Politycy i prawicowe media wysyłają sygnał: „Nienawiść nie jest czymś złym”.

Polska nienawiść boli mnie najbardziej

Ale także: jesteśmy jedynymi prawdziwymi patriotami.

– Delegitymizuje się przeciwnika: jeżeli my reprezentujemy polską rację stanu, to każdy, kto mówi inaczej, nie reprezentuje Polski. Ten rodzaj działania jest skuteczny. Opozycja jest bezradna. Nie wie, co powiedzieć. Znalazła się w pułapce językowej. Jeśli potępi agresję, to się dowie, że reprezentuje niepolskie tendencje.

To zjawisko poważniejsze od politycznej walki. W Polsce władza prowadzi odwróconą, totalną rewolucję kulturową. Istotą tego przełomu – jak sama deklaruje – są wyrażone w programie PiS dwa elementy: antyliberalizm jako sposób myślenia o świecie, nie tylko np. w gospodarce czy polityce, oraz zakwestionowanie idei osobowości ludzkiej pojmowanej na sposób liberalny, czyli jako indywidualnej, ekspresyjnej, poszukującej, krytycznej. Zamiast tego władza i media propagują kolektywistyczny obraz świata: jesteśmy Polakami, przede wszystkimi mamy być Polakami, mamy jako Polacy specjalną misję.

Stąd bierze się wyłożona bardzo jasno teza, że państwo musi ograniczyć rolę tzw. sztuki dekonstrukcyjnej, która komplikuje świat, wprowadza ironię, niechęć do patosu.

Ta wizja jest wpajana ludziom za pomocą coraz potężniejszych środków – systemu edukacji, mediów publicznych, instytucji kultury.

Nie chodzi w niej o antysemityzm. To nie jest jednak moja wizja kultury narodowej i nie jest to ta, w której się wychowałem.

Joanna Tokarska-Bakir: Zawartość faszyzmu w faszyzmie

Mam wrażenie, że dyskusja z negacjonistami jest zupełnie pozbawiona sensu. Nie chcą się konfrontować z faktami. Na nazwisko „Gross” reagują natychmiastowym odrzuceniem. Z innymi specjalistami od stosunków polsko-żydowskich też nie próbują dyskutować.

– Nie słyszałem, żeby jacyś prawicowi publicyści podejmowali poważną dyskusję na te tematy. Stać ich głównie na uszczypliwości.

Na domiar złego wizja polskiej tożsamości, którą oni głoszą, jest kiczowata wewnętrznie. Jej kwintesencją jest scena z filmu „Smoleńsk”, w której żołnierze zastrzeleni w Katyniu wstają z grobów i salutują prezydentowi Kaczyńskiemu. Nie mogę sobie wyobrazić większego kiczu.

Pościel patriotyczna z płonącą Warszawą?

– Wie pan, do czego prowadzi kicz w sztuce? Jakie ma konsekwencje polityczne?

Dziś profesor historii krytykuje ekspozycję Muzeum II Wojny Światowej jako zbyt mało heroiczną i pokazującą za mało radości z powodu wojny. Zaraz będziemy mieli kiczowaty kult heroicznych „żołnierzy wyklętych”, ale również bezrozumności. To faktycznie delegitymizacja wszystkiego, co w polskiej dyskusji o tożsamości działo się przez 26 lat.

Może liberalne, otwarte postawy nie były tak silnie utrwalone u Polaków, jak pan mówił, skoro tak łatwo dały się odwrócić?

– Do przyzwolenia na nienawiść dochodzi jeszcze jeden ważny element: wzrost napięcia światowego. Nie jesteśmy wyspą. Widzimy zamachy we Francji. Dociera do Polski ta sama fala, która wynosi Trumpa w USA. Nie wiem, czy nie wygrałby wyborów w Polsce – gdyby zamachał tu twardą nahajką.

Z jednej strony w USA mamy cywilizowane elity, które są zużyte i osłabione. Clinton otacza tyle skandali, że gdyby nie Trump, pewnie nawet nie zasługiwałaby na wybór.

Ten sam mechanizm powtarza się u nas – z naszymi starymi elitami politycznymi III RP, które też są chyba zmęczone swoją misją dziejową. Bardzo ciekawa sytuacja, chociaż żałuję, że muszę ją przeżywać.

Nie można się obronić przed falą patriotycznego kiczu i zakutego nacjonalizmu?

– Tylko w jeden sposób. Mimo wszystkich strasznych rzeczy, które się działy w komunizmie – donosicielstwa, kapusiów itd. – to jednak udało się przenieść przez ten czas kanon kultury polskiej. Ludziom mówiącym, że w 1945 r. jedną okupację zastąpiła druga, Wajda odpowiedział, że pierwsza rzecz, którą kupił po wojnie, to książki Miłosza i Andrzejewskiego w Krakowie. To nie była okupacja! To był reżim okrutny i głupi, ale nie okupacja. Literatura, więź kulturowa, filmy, nauka przetrwały przez ten czas…

Dzisiejsi profesorowie są wychowani i urodzeni w komunizmie. Nie są wcale z tego powodu gorsi.

Nadal mamy takie same narzędzia. Trzeba tworzyć małe środowiska, w których się przechowuje inteligenckie wartości, jak w dawnych czasach. Nie wolno się dać sparaliżować jak mysz, która patrzy w oko węża.

PiS zapowiada wymianę elit. Nie obawia się pan?

– To fikcja… Wiem, że to część ich programu, ale np. Wildstein nie zostanie największym polskim pisarzem, żeby nie wiadomo jak się władza starała. Ziemkiewicz nie ma się co równać z jakimkolwiek poważnym publicystą. Ks. Oko nie zastąpi ks. Bonieckiego. Nie udawajmy: tombak może udawać złoto, ale jest tombakiem. Nie boję się wymiany elit, bo elity PiS nie są wystarczającej jakości.

Nie obawia się pan zakłamania historii stosunków polsko-żydowskich? Specjaliści będą znali prawdę, ale uczniów w szkołach będzie się uczyć fałszu.

– Oczywiście, że się obawiam, że nauczyciele będą wykładali nową wizję historii ze strachu, że nagle zacznie brakować pieniędzy na badania nad trudnymi tematami, że będzie można bardzo instrumentalnie traktować paragraf o szkalowaniu narodu, który ma się znaleźć w kodeksie karnym.

Warstwa inteligencka może cierpieć katusze estetyczne i etyczne, ale przetrwa. Przetrwała gorsze sytuacje.

Czy do ludzi, którzy negują polski udział w Holocauście, można jakoś dotrzeć? Doprowadzić do procesu odsłaniającego prawdę? Pojednania bez udziału władzy?

– Nie. W tej chwili są to dwie osobne pamięci i dwie opowieści o historii ustawione konkurencyjnie – nie wiem dlaczego. Władze, w tym władze lokalne, podkreślają, że ta pamięć polska jest ważniejsza. Doświadczyliśmy tego niedawno, kiedy trwały dyskusje o przejęciu opieki nad miejscem zagłady w Treblince, gdzie zginęło 900 tys. Żydów i około 10 tys. Polaków, zamęczonych w sąsiednim obozie, który nie był obozem zagłady, tylko obozem pracy. Od lokalnego posła PiS usłyszeliśmy wtedy pytanie, czy przypadkiem cierpienie Żydów nie zagłuszy wtedy cierpienia Polaków. Ta niepotrzebna rywalizacja w cierpieniu uniemożliwia dialog. Przyjmuję ją z najwyższym niepokojem.

Wideo „Magazynu Świątecznego” to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.

W ”Dużym Formacie” czytaj:

Mateusz Morawiecki. Partyzant śni o wielkiej Polsce
Doradca Tuska, prezes banku z obcym kapitałem, wydawał się nie pasować do bajki Kaczyńskiego. Dziś Mateusz Morawiecki jest bardziej pisowski niż wierni druhowie prezesa i wie, jak dojść na szczyt

Rio 2016. Kogo ogrzewa olimpijski znicz
Złoto dla spekulantów, srebro dla dewelopera, brąz dla służb bezpieczeństwa. Z Julesem Boykoffem rozmawiają Maria Hawranek i Szymon Opryszek

Wojna w rodzinie. Parcie na szkło narodowe
Michał Karnowski: – Kurski przywrócił w TVP pluralizm i wrażliwość na patriotyzm oraz polską rację stanu. Tomasz Sakiewicz: – Zanim zaczną rozdzierać szaty w obronie „świetnego prezesa”, powinni ujawnić, ilu z nich ostatnio podpisało lub podpisuje kontrakty w telewizji

Dorota Sumińska: Dlaczego świnia się śmieje
Kupowałam biały ser, połamał się. Mówię: „Pani da dla psów”. Na to jakiś pan: „Ooo, dla psów, a w Indiach dzieci głodują”. No to dałam mu ten ser: „Proszę wysłać do Indii”

Wybory w USA. Tim Kaine – swój chłop
Tim Kaine jest nudny? – To właśnie w nim uwielbiam. No i nigdy nie przegrał wyborów – zachwala Hillary Clinton swojego kandydata na wiceprezydenta USA

Kto nie skacze, ten nie Turek. Rozmowa z doradczynią prezydenta Erdogana
Jesteśmy demokratycznym państwem prawa. Żaden zachodni dziennikarz nie będzie nas pouczał na temat wartości Ataturka

Kabaret Starszych Panów. Staruszek do wszystkiego
Pan A uważał, że Pan B to lunatyk. Wstaje w nocy w piżamie i łazi po dachach, a potem wraca do biurka i spisuje to, co zobaczył w malignie. Pan B powtarzał, że on pisze do „Kabaretu” teksty, a Pan A mu je odrzuca, i taki jest podział pracy

Nida nad litewskim Bałtykiem. Tu się nie wyskaczesz
Drugich takich piaskowych wzgórz nie ma chyba nigdzie na świecie. I drugiej takiej bałtyckiej plaży

Was, pedały, mniej bolało
Geje, lesbijki, Romowie, świadkowie Jehowy, „aspołeczni” – ocaleni, ale nie Ocaleni. Świat już o nich pamięta, my nie chcemy. Bo to „trudna populacja”

Paweł Śpiewak: Nie patrz w oko węża
Wildstein nie zostanie największym polskim pisarzem, żeby nie wiadomo jak się władza starała, a ksiądz Oko nie zastąpi księdza Bonieckiego. Tombak może udawać złoto, ale jest tombakiem. Rozmowa Adama Leszczyńskiego

wildstein

wyborcza.pl

dobra analiza

Tomasz Lis jednym wpisem podsumował rok prezydentury Andrzeja Dudy. Za mocno?

TS, 06.08.2016

Andrzej Duda podczas kampanii przed II turą wyborów prezydenckich dużo naobiecywał

Andrzej Duda podczas kampanii przed II turą wyborów prezydenckich dużo naobiecywał (PAWEŁ KOPCZYŃSKI / REUTERS)

• „Nigdy nie zrozumiem dlaczego Andrzej Duda nie spróbował być prezydentem”
• Tak dwanaście ostatnich miesięcy Andrzeja Dudy podsumował Tomasz Lis
• Wcześniej mówił, że prezydenturę ocenia „fatalnie niemal w każdej kategorii”

 

Dziś mija dokładnie rok od rozpoczęcia prezydentury przez Andrzeja Dudę. W sieci pojawiają się kolejne opinie na temat tego, jak były poseł i europoseł wywiązuje się ze swoich obowiązków. „Nigdy nie zrozumiem dlaczego Andrzej Duda nie spróbował być prezydentem” – taką uszczypliwą uwagę napisał na swoim Twitterze Tomasz Lis. I dodał: „Strach? Brak charakteru? Wyobraźni? Wstydu?”. Wczoraj dziennikarz jeszcze dosadniej wypowiadał się o Dudzie. – Oceniam tę prezydenturę absolutnie fatalnie. Niemal w każdej kategorii – mówił w radiu TOK FM. CZYTAJ WIĘCEJ>>>

tomasz lis

Nigdy nie zrozumiem dlaczego Andrzej Duda nie spróbował być prezydentem. Strach? Brak charakteru? Wyobraźni? Wstydu?

tomaszLis

gazeta.pl

I nie będzie już nic

Ewa Siedlecka, 06.08.2016

WOJCIECH SURDZIEL

Tydzień temu napisałam, że kiedy Trybunał Konstytucyjny osądzi najnowszą ustawę o TK, to zaraz PiS ogłosi następną – pod hasłem, że wdraża zalecenia Komisji Europejskiej. Z pracami nad nową ustawą PiS nie czekał nawet do osądzenia tej podpisanej tydzień temu przez prezydenta.

Teraz „naprawę” Trybunału PiS opatrzył marketingowym sloganem „ograniczenia przywilejów sędziów” i „debizantyzacji”. Sędziowie mają „zostać pozbawieni uposażenia po przejściu w stan spoczynku lub może ono zostać znacząco ograniczone” (cytat za rządową agencją PAP). Przypomina to demonstrację siły z pierwszej „naprawczej” nowelizacji, gdy posłowie PiS planowali wyeksmitowanie TK z Warszawy i licytowali się dokąd: Piotrków Trybunalski, Lądek-Zdrój, Suwałki…

Stan spoczynku (sędziowską emeryturę) mają wszyscy sędziowie, a także prokuratorzy. To standard zachodniej cywilizacji. W przypadku sędziów to gwarancja niezawisłości – dla sędziów Trybunału szczególnie istotna, bo jako jedyni mają kadencję. Chodzi o to, by orzekali, nie bojąc się, że po dziewięciu latach kadencji nie znajdą pracy, jeśli władzy nie spodobają się ich wyroki.

Jeśli sędziów TK pozbawi się uposażenia w stanie spoczynku, to emerytura będzie im naliczana tylko za czas pracy przed objęciem funkcji w Trybunale, bo w okresie kadencji nie płacą składek na ZUS.

Stan spoczynku gwarantuje niezawisłość, ale w pisowskiej Polsce sędziowie nie mają być niezawiśli, tylko mają słuchać władzy. Jak wynika z raportu „zespołu Kuchcińskiego”, ani Komisja Wenecka, ani Komisja Europejska nie pojmują polskiej konstytucji i demokracji. Zespół więc te gremia uświadamia: to nie konstytucja, lecz wola ludu – konkretnie parlamentu jako emanacji tegoż – jest najwyższym prawem. Na dowód wylicza, jak licznie w konstytucji padają słowa „demokracja” i „demokratyczny”, a „rządy prawa” – rzadziej. Wniosek – sędziowie winni być posłuszni woli ludu, czyli rządzących.

W praktyce PiS już odbiera sędziom TK stan spoczynku – w budżecie na ten rok obciął pieniądze na te uposażenia i od października część sędziów może go wbrew prawu nie dostać. Chce też ograniczyć zatrudnienie w Trybunale, sędziowie mają mieć mniej asystentów. Prorządowy portal wPolityce.pl sugeruje redukcję etatów kawiarki i obsługi trybunalskiego bufetu. Są też plany redukcji wynagrodzenia sędziów TK (dziś jest takie jak w Sądzie Najwyższym).

Partia rządząca walczy z Trybunałem na dwóch frontach: prawnym i propagandowym. Już było o „leniwych sędziach”, którzy rzekomo sądzą po cztery sprawy rocznie. I o tym, że zajmują się sprawami politycznymi zamiast dotyczącymi bezpośrednio ludzi (jednak z 22 wyroków, które TK wydał w tym roku, przynajmniej 15 dotyczyło ludzi, a nie polityki). Nowe hasła „debizantyzacji” i „odbierania przywilejów” zapewne dobrze się sprzedadzą.

PiS może to przepchnąć przez parlament. Albo postraszyć, że to zrobi, a w ostatniej chwili się wycofać – jak z pomysłu, by prezydent i prokurator generalny decydowali o kolejności rozpatrywania spraw przez Trybunał. Chodzi o to, że sędziowie mają się bać, a metodę „wprowadź kozę, a potem wyprowadź” PiS ćwiczy nie po raz pierwszy, by uzasadniać twierdzenie, jakoby „zawierał kompromisy” w sprawie TK. I pokazać, jaki ludzki z niego pan: mógł bić i głodzić, a tylko pobił.

W czwartek Trybunał wyda wyrok w sprawie najnowszej – jak dotąd – ustawy o TK. Marszałek Senatu Stanisław Karczewski już ogłosił, że to „zmowa polityków PO z prezesem Rzeplińskim”. Prezes odpowiedział mu w oficjalnym liście, że to „kłamstwo i insynuacja”. Już widać, że PiS znowu nie uzna wyroku.

Poniżanie i zastraszanie sędziów, dezawuowanie Trybunału, gra w „ustawy naprawcze” i „kompromisy” mogą trwać latami – aż nastąpi destrukcja konstytucyjnej kontroli prawa w Polsce. To jest cel PiS. Wszystko mu jedno, czy osiągnie to przez opanowanie Trybunału, zablokowanie go czy zniszczenie jego autorytetu.

Zobacz także

wPolsce

wyborcza.pl

 

Rządy jednego prawnika

Agnieszka Kublik, 06.08.2016

Jarosław Kaczyński

Jarosław Kaczyński (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Proszę państwa, 2 sierpnia 2016 r. runęła z hukiem i bardzo medialnie jedna z PiS-owskich fasad demokracji. Rada Mediów Narodowych, która miała zwrócić media publiczne narodowi, przekazała je prezesowi PiS Jarosławowi Kaczyńskiemu. To bardzo elegancko ze strony Rady, że ledwie zaczęła istnieć, a już tak bardzo przysłużyła się Polsce.

Farsa z odwołaniem prezesa TVP Jacka Kurskiego spektakularnie obnażyła rządzących, publicznie rozprawiających o praworządności, niezależności i demokracji.

Jest już jasne dla wszystkich, że nie ma mowy o mediach niezależnych od prezesa PiS, który nakazał Radzie zmienić zdanie i przywrócić Jacka Kurskiego na stanowisko. Tak samo jak nie ma mowy o niezależnym od Kaczyńskiego Trybunale Konstytucyjnym, parlamencie, rządzie ani prezydencie. Fasady Kaczyńskiego to także ministerstwa, spółki skarbu państwa i inne instytucje państwowe. O wszystkim decyduje pozakonstytucyjny ośrodek – Nowogrodzka.

To realizacja dawnych planów. W dokumencie programowym z 2011 r. PiS mówił o „centralnym, silnym ośrodku dyspozycji politycznej”. Jak czytamy, „tego ośrodka nie należy automatycznie utożsamiać z rządem, prezydentem czy jakimkolwiek organem państwowym. Chodzi (.) o grupę osób, która w danych warunkach historycznych ostatecznie podejmuje najważniejsze decyzje w państwie”.

Prezes Kaczyński niedawno grzmiał, że demokratyczne rządy prawa to de facto rządy prawników, co nie ma nic wspólnego z demokracją. Sam zastąpił je rządami jednego prawnika.

Zobacz także

2sierpnia

wyborcza.pl