Solorz, 04.04.2017

 

 

„W minutę”: 4 kwietnia 2017 r.

Milena Kruszniewska, Montaż: Katarzyna Szczepańska, 04.04.2017
http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21591763,video.html?embed=0&autoplay=1

‚W minutę’

Zdaniem raportu amerykańskiej fundacji Freedom House Polska demokracja wpadła w tarapaty

Magda Działoszyńska, 04 kwietnia 2017

Trybunal Konstytucyjny

Trybunal Konstytucyjny (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Standardy demokratyczne w Polsce w 2016 r. pogorszyły się i są najgorsze od blisko 15 lat. Obezwładnienie Trybunału Konstytucyjnego i upartyjnienie państwowych mediów to najpoważniejsze zarzuty, jakie stawia raport.

W tegorocznym raporcie Polska otrzymała 2,57 pkt w siedmiostopniowej skali (1 oznacza pełnię swobód demokratycznych, a 7 to reżim autorytarny), wciąż więc plasujemy się w grupie „ugruntowanych demokracji”. W porównaniu z rokiem 2016 wynik pogorszył się o 0,21 pkt i jest zarazem najniższy od 2003 r., kiedy fundacja zaczęła publikować raport poświęcony przemianom demokratycznym w Europie Środkowej i krajach byłego ZSRR.

Najniższy wynik – i zarazem najwyższy spadek – pośród krajów Europy Środkowej zanotowały Węgry, które pod rządami Viktora Orbána regularnie pogarszają swoje notowania, a w 2015 r. spadły do kategorii „pół-ugruntowanych demokracji”.

Podobieństwa między wydarzeniami na Węgrzech w pierwszym latach rządów Fideszu a działaniami rządu PiS są zdaniem autorów raportu „upiorne”, a „Polska porusza się po równie niepokojącej trajektorii”. Zwracają jednak uwagę, że swoje cele, niezgodne z ideałami liberalnej demokracji, Fidesz osiągnął zgodnie z prawem. Natomiast przemiany w Polsce, zwłaszcza neutralizacja Trybunału, dzieją się z pominięciem norm prawnych.

Demokracja w odwrocie

Sytuację nad Wisłą Freedom House rozpatruje w szerszym kontekście fali populizmu zalewającego zachodni świat.

„Polska i Węgry były wzorowymi przykładami transformacji w latach 90. Spektakularne załamanie demokracji w tych krajach powinno służyć jako ostrzeżenie o kruchości instytucji, które są niezbędne dla funkcjonowania liberalnej demokracji, zwłaszcza w okolicznościach, w których normy polityczne mają płytkie korzenie i populiści mogą zbijać kapitał na niezadowoleniu społecznym” – napisali autorzy raportu.

Ponadto alarmują, że jeśli Unia Europejska się nie zreformuje i nie uzyska zdolności do szybkiego reagowania na łamanie standardów, to zwiększy się zagrożenie dla ugruntowania się porządku demokratycznego na naszym kontynencie.

Ogólne wnioski raportu są równie pesymistyczne – ponad połowa z uwzględnionych w nim 29 krajów ma gorszy wynik niż przed rokiem (gorzej było tylko w 2008 r., tuż po światowym kryzysie finansowym), a liczba „ugruntowanych” reżimów autorytarnych przewyższyła liczbę „dojrzałych” demokracji. W porównaniu z ubiegłorocznym raportem spektrum wolności poszerzyło się jedynie w Kosowie, Rumunii i na Ukrainie.

wyborcza.pl

Komisja etyki KRS: Sędzia Żurek nie złamał etyki sędziowskiej

Łukasz Woźnicki, 04 kwietnia 2017

Rzecznik KRS Waldemar Żurek

Rzecznik KRS Waldemar Żurek (Fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta)

Nie ma podstaw do wszczęcia postępowania dyscyplinarnego przeciw sędziemu Waldemarowi Żurkowi – uznała we wtorek Krajowa Rada Sądownictwa po rozpatrzeniu skargi byłej żony rzecznika KRS.

„Krajowa Rada Sądownictwa nie znalazła podstaw do zainicjowania postępowania dyscyplinarnego przeciw sędziemu Waldemarowi Żurkowi. Nie stwierdziła także naruszenia przez sędziego zasad etyki sędziów” – poinformował we wtorek sędzia Sławomir Pałka, zastępca rzecznika KRS.

W ten sposób KRS odpowiedziała na skargę złożoną w lutym przez byłą żonę Waldemara Żurka. Mieszkanka Krakowa domagała się, by Żurek został ukarany dyscyplinarnie za rzekome złamanie etyki sędziowskiej związane z obowiązkami alimentacyjnymi.

„Sprawę badał zespół Komisji do spraw Etyki Zawodowej Sędziów i Asesorów Sądowych. Zapoznał się ze skargą i załączonymi do niej dokumentami. Przeanalizował zawarte w skardze zarzuty i wysłuchał obszernych wyjaśnień sędziego Waldemara Żurka” – opisuje sędzia Pałka. To rekomendacja zespołu stała się podstawą wtorkowej decyzji KRS.

„Jednocześnie KRS uznała, że kwestie majątkowe, których dotyczyła skarga, powinny być rozstrzygnięte przez sądy, przed którymi aktualnie toczy się postępowanie” – dodaje sędzia Pałka.

Skargę na sędziego nagłośnił tabloid

O skardze byłej żony sędziego zrobiło się głośno w marcu, gdy opisał ją „Super Express”. Dotyczyła alimentów, które sędzia spłaca na dwie córki z pierwszego małżeństwa. Para rozstała się w 2009 r. „Sędzia zadeklarował, że zarabia 8 tys. zł. Mimo to sąd obszedł się z nim łaskawie – wyznaczył po 500 zł na każdą z córek” – opisywał „SE”. Była żona wniosła sprawę o podwyższenie alimentów. W pierwszej instancji wygrała – sąd podwyższył alimenty na młodszą córkę do 1,4 tys. zł, a na starszą – do 1,9 tys. zł. „Żurek od wyroku się odwołał i sąd przyznał mu rację. Okazało się, że podczas sądowej batalii ożenił się i został trzeci raz ojcem. Dla sądu był to argument, że nie może płacić więcej niż po 500 zł” – opisuje „SE”.

„Efekt? Żurek wystąpił o zwrot nadpłaconych alimentów. Była żona oddała mu prawie 6 tys. zł, które dostała na młodszą z córek. Do starszej, już pełnoletniej, ojciec wysłał wezwanie do zwrotu ponad 20 tys. zł. Zagroził, że pozwie ją do sądu. Sam bronił się, że wezwanie było związane z taktyką procesową i córka nigdy nie zwróciła pieniędzy” – napisał SE. „Zdaniem byłej żony sędziego zachowanie Żurka nie ma nic wspólnego z sędziowską etyką, na którą tak chętnie się powołuje” – skwitował tabloid.

Żurka krytykował wicemister

Tekst „SE” szybko wykorzystał wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki. W jego resorcie powstał projekt reformy sądownictwa krytykowany przez środowisko sędziowskie. Żurek jest twarzą tych protestów. – Wszyscy dzisiaj usłyszeliśmy, że to kolejny lider opozycji [po Mateuszu Kijowskim z KOD], który ma problemy z alimentami. Żądam dymisji sędziego Żurka. Niech KRS zachowa się przyzwoicie – powiedział w TVN 24. „Politycy wykorzystują fałszywe informacje, aby naruszyć moje dobre imię. Publicznie powinni przeprosić” – odpowiadał mu Żurek i przedstawił własną wersję wydarzeń.

Rzecznik odpowiada na zarzuty

– Gdy dzieliliśmy majątek, żona chciała dom o powierzchni 250 m kw. Zgodziłem się i wziąłem na siebie kredyt, który razem na ten dom zaciągnęliśmy. Dlatego przed sądem poprosiliśmy o wpisanie 500 zł alimentów. Jednocześnie na piśmie umówiliśmy się, że nie będę ich płacić, bo spłacam o wiele większy kredyt – opowiada. – Ale po roku była żona postanowiła przeprowadzić egzekucję rzekomo zaległych alimentów. Na palcach stanąłem, aby je spłacić, ale ona wystąpiła do sądu o ich podwyższenie. Od ponad ośmiu lat płacę 1,2 tys. zł na każdą córkę, plus kredyt. Ale żona znów wystąpiła o podwyższenie alimentów – dodaje sędzia.

Żurek przyznaje, że sąd pierwszej instancji nakazał mu płacić 1,4 tys. zł na pierwszą i 1,9 tys. zł na drugą córkę. Ale sąd drugiej instancji uwzględnił kredyt i obniżył alimenty do 1,2 tys. zł. – Adwokat doradził mi, abyśmy wezwali do zwrotu nadpłaconych alimentów. Żona zwróciła dobrowolnie za pierwszą córkę. Druga była pełnoletnia i poszło do niej pismo od pełnomocnika. Ale nigdy jej nie pozwałem – mówi sędzia. – Po niedługim czasie powiedziałem córce, że nie chcę tych pieniędzy, że chcę z nią kontaktu. I ona zrozumiała, że mi nie chodzi o pieniądze. Dziś mam dobre kontakty z obiema córkami – mówił Żurek.

wyborcza.pl

Na co PiS wydaje miliony? Ochrona Kaczyńskiego, kongresy i wpłaty dla fundacji o. Rydzyka [PRZEŚWIETLAMY FINANSE PARTII]

Agata Kondzińska, Iwona Szpala, 04 kwietnia 2017

Prezes PIS Jarosław Kaczyński

Prezes PIS Jarosław Kaczyński (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Kongresy, sondaże, analizy, prawnicy, ale też fundacja o. Rydzyka czy ochrona prezesa Kaczyńskiego. „Wyborcza” prześwietla roczne sprawozdania finansowe ugrupowań, które otrzymują subwencje z budżetu. Dziś zaczynamy od partii władzy

PiS i PO to finansowe potęgi. W 2016 r. PiS dostał 18 mln zł subwencji z budżetu państwa na roczną działalność (PO – 16 mln zł) i ponad 29 mln zł zwrotu kosztów kampanii (PO – 26 mln zł). Partię Jarosława Kaczyńskiego hojnie wsparli też sympatycy. W składkach członkowskich i darowiznach przekazali ponad 700 tys. zł. Ale byli też tacy, którzy nie wpłacali na konto, tylko bezpośrednio do kasy PiS – w ten sposób partia uzbierała kolejne 2,8 mln zł.

To dane z rocznych sprawozdań finansowych partii, które prześwietla „Wyborcza”.

PiS i zaprzyjaźnione firmy. Jak krążą pieniądze

Wspomniane miliony można wydawać łatwo – partie nie muszą organizować przetargów, od lat współpracują z zaufanymi firmami.

W zeszłym roku PiS wydał na obsługę prawną ponad 500 tys. zł. Od lat zapewnia ją przede wszystkim gdańska kancelaria Gotkowicz, Kosmus, Kuczyński i Partnerzy.

Transport kosztował ponad 180 tys. zł. Z tego najwięcej (ponad 110 tys. zł) zarobiła firma Gerwazy Jarosława Masztanowicza, która dostarcza partii autobusy i samochody. Niedawno „Wyborcza” pisała, że firma Gerwazy wsparła 20 tys. euro europejską międzynarodówkę Sojusz Konserwatystów i Reformatorów (ACRE), do której należy PiS, oraz jej think tank New Direction (kieruje nim europoseł PiS Tomasz Poręba, zwany w partii „brukselskim uchem prezesa”).

Na New Direction 10 tys. euro dwa lata temu wpłacił też Dariusz Gąsior, właściciel rzeszowskiej firmy Media Film. Zajmuje się produkcją filmów, ale też organizacją kongresów i spotkań z politykami. Gąsiora odnajdujemy także w nowym sprawozdaniu rocznym PiS. Za „realizację scenograficzno-techniczną obrad kongresu PiS” dostał w lipcu ubiegłego roku ponad 52 tys. zł. Prawdopodobnie był to ten kongres, na którym partia ponownie wybrała Kaczyńskiego na prezesa. To nie koniec zleceń dla Gąsiora – w całym ubiegłym roku zarobił dzięki PiS prawie 600 tys. zł.

Kaczyńskiego od lat ochrania Grom Group (GG). Zatrudnia byłych komandosów, oficerów służb specjalnych i funkcjonariuszy BOR. Koszty ochrony? 135 tys. zł miesięcznie. W styczniu – kiedy trwał kryzys parlamentarny – poseł Sławomir Nitras (PO) dopytywał ochroniarza Kaczyńskiego (wiceprezesa GG Wojciecha Grabowskiego), co robi w kuluarach Sejmu, gdzie zakaz wstępu mają nawet dziennikarze. W filmie „Smoleńsk” Grabowski zagrał ochroniarza Lecha Kaczyńskiego.

PiS osobno płacił za ochronę związaną z miesięcznicami smoleńskimi na Krakowskim Przedmieściu (35 tys. zł) i odwiedzinami na Wawelu, gdzie pochowano Lecha i Marię Kaczyńskich (18 tys. zł). Łączne koszty ochrony: 1,5 mln zł.

Siedziba PiS sprzedana, Jarosław Kaczyński nic nie wie

Kosztuje też wynajem partyjnej centrali przy ul. Nowogrodzkiej w Warszawie. Sumy są różne, w styczniu – 24,3 tys. zł i 33,4 tys. zł. W lutym znów dwie wpłaty – 34,3 tys. i 18,7 tys. Ale w grudniu 2016 r. opłacono już tylko jedną fakturę na 18,9 tys. zł.

Siedziba partii to dawna drukarnia, która należy dziś do Metropol NH. To izraelski deweloper, który kupił ją za 34 mln zł przed wyborami 2007 r. Prezes Kaczyński i jego zaufani twierdzili, że nic o sprzedaży nie wiedzieli. Ale poprzednim właścicielem drukarni była spółka Air Link, która powstała na majątku założonej przez Kaczyńskiego Fundacji Prasowej „Solidarności” – i to ona skorzystała na transakcji.

PiS partyjne pieniądze przelewa też na Fundację Lux Veritatis o. Tadeusza Rydzyka. Regularnie, zwykle co miesiąc, wpłaca ok. 37 tys. zł. Podczas rządów PiS Lux Veritatis cieszy się również publicznymi pieniędzmi – w 2007 r. Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska przekazał jej 27 mln zł na odwierty geotermalne. Po zmianie rządu koalicja PO-PSL dotację zatrzymała. Teraz PiS ją przywrócił.

Przykładowe wydatki PiS

  • 1,5 mln zł na ochronę prezesa Kaczyńskiego
  • 3 mln zł na wynagrodzenia
  • 2,5 mln zł na spłatę kredytów bankowych
  • 990 tys. zł na fundusz ekspercki (to z niego finansuje się np. sondaże i analizy)

wyborcza.pl

„Jedną elitę wymordował Hitler, drugą Stalin, a ta która się odradzała, zginęła w Smoleńsku. To musi zostać wyjaśnione”

03 kwietnia 2017

Dlaczego PiS poszukuje alternatywnej wersji katastrofy smoleńskiej? W specyficzny sposób na antenie TVP Info tłumaczyła to posłanka i szefowa gabinetu politycznego premier Beaty Szydło, Elżbieta Witek. – Ginęły nasze elity. Jedną wymordował Hitler, drugą Stalin, a elita, która się odradzała zginęła m.in. w Smoleńsku. To musi zostać wyjaśnione – oznajmiła.

Przed wypowiedzią łączącą zbrodnie nazistów i komunistów z katastrofą smoleńską posłanka Prawa i Sprawiedliwości tradycyjnie najgorszą motywację zarzuciła poprzednikom obecnej ekipy rządzącej. – Nareszcie prokuratura podjęła się prowadzenia rzetelnego śledztwa, bo katastrofa była w 2010 roku, minęło tyle lat i w dalszym ciągu nie mamy tego, co jest podstawą do badania. Czyli nie mamy wraku i czarnych skrzynek. To, co się działo przez ostatnie lata, pokazywało, że prokuratura markowała, udawała prowadzenie śledztwa – mówiła Elżbieta Witek.

W ten sposób polityk PiS odniosła się oczywiście do poniedziałkowej konferencji Prokuratury Krajowej, na której poinformowano, że – zgodnie z informacjami ujawnionymi przez naTemat już w ubiegłym tygodniu – postanowiono przedstawić zarzuty umyślnego spowodowania katastrofy w ruchu lotniczym dwóm rosyjskim kontrolerom lotów i trzeciej osobie, która 10 kwietnia 2010 roku znajdowała się w wieży lotów w Smoleńsku. Decyzję tę podjęto na podstawie analizy rejestratorów. Nie ujawniono jednak, jakie słowa miałyby wskazywać na to, że kontrolerzy lotów celowo chcieli doprowadzić do katastrofy.

 

To był najważniejszy element podsumowania ostatniego roku prac w sprawie śledztwa dotyczącego katastrofy smoleńskiej. Innym z istotnych faktów ujawnionych dziś przez Prokuraturę Krajową jest rzekomy sukces w „umiędzynarodowieniu śledztwa”. – Ekshumacje przeprowadzane są przez ekspertów światowej klasy – chwalił się Marek Pasionek. – Udało się nawiązać współpracę z absolutnie topowymi laboratoriami kryminalistycznymi o międzynarodowej renomie – podkreślił. – Nie jest tak, że katastrofa smoleńska ma w Europie charakter marginalny – mówił zastępca Prokuratora Generalnego.

Jak podkreślono na poniedziałkowej konferencji, naukowcy z Europy chętnie wzięli udział w badaniach, gdyż stanowią one dla nich interesujące wyzwanie. Bezprecedensowy charakter mają bowiem poszukiwania śladów materiałów wybuchowych na zwłokach ekshumowanych. Śledczy odpowiedzialni za śledztwo dotyczące katastrofy smoleńskiej poinformowali też, że „ujawniające szereg nieprawidłowości” ekshumacje stanowią właśnie najważniejszy element „weryfikacji wątku wybuchowego”.

naTemat.pl

Nowe propozycje programowe PiS

Nowe propozycje programowe mają być odpowiedzią na kłopoty sondażowe ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego.

Najprawdopodobniej pod koniec kwietnia – na wielokrotnie przekładanej drugiej części kongresu – Prawo i Sprawiedliwość zaprezentuje nowe priorytety programowe partii. Kongres oprócz wyznaczenia nowych celów ma być też podsumowaniem dotychczasowych działań rządu. W planach jest jednodniowe wydarzenie w Warszawie. Najbardziej pewna data to sobota 22 kwietnia.

Kongres programowy był zapowiadany już w lipcu 2016 r. Miał odbyć się pod koniec roku. Pierwotnie miał posłużyć PiS do podsumowania pierwszego roku władzy i zapowiedzi kolejnego. W grudniu 2016 r. Jarosław Kaczyński w rozmowie z „Rzeczpospolitą” stwierdził jednak, że druga część kongresu odbędzie się w lutym.

– Kolejne opóźnienie jest oczywiście możliwe, ale oznaczałoby to co najmniej trzy tygodnie zwłoki, ze względu na weekend majowy – mówi nam jeden z polityków PiS. Dodaje, że wyznaczenie terminu na 22 kwietnia ma pewną zaletę. – Umożliwiłoby to zbudowanie nowego politycznego przekazu tuż po Wielkanocy, ale jeszcze przed majówką i 3 maja – tłumaczy.

Kongres ma być też uzupełnieniem przygotowań PiS do wyborów samorządowych. Po wielu tygodniach wewnętrznych dyskusji zostali już powołani koordynatorzy – zarówno wojewódzcy, jak i w poszczególnych okręgach. Na początku roku zakończył się pierwszy etap objazdu Jarosława Kaczyńskiego po regionach. Do pełnego rozpoczęcia kampanii brakuje tylko kongresu, bo szykowany też jest nowy etap objazdu kraju prezesa Kaczyńskiego. – Tym razem celem są byłe miasta wojewódzkie. Prezes wyruszy po kongresie – mówi nasz rozmówca.

Przygotowania do partyjnego spotkania i tworzenie propozycji programowych toczą się równolegle z dyskusją o zmianach w rządzie. Kluczowi politycy PiS przyznają – oficjalnie i nieoficjalnie – że konieczna jest rekonstrukcja.

Jak wynika z naszych rozmów, na zapleczu PiS ścierają się dwie podstawowe koncepcje. Polityk znający plany ścisłego kierownictwa tłumaczy, że pierwsza dotyczy niewielkiej rekonstrukcji. – Ograniczona byłaby ona do wymiany m.in. szefa resortu dyplomacji Witolda Waszczykowskiego – mówi. – Za takim rozwiązaniem opowiada się premier Szydło – dodaje.

O niewielkiej rekonstrukcji mówił też w poniedziałek na antenie Radia Zet marszałek Senatu. – Intuicyjnie, to nie będzie głęboka rekonstrukcja. Płytka – być może – stwierdził Stanisław Karczewski. – Na pewno do świąt nic nie będziemy robili. To pewne. Czekamy na święta – zastrzegł.

Ale istnieje także drugi pomysł – którego zwolennikiem ma być sam Jarosław Kaczyński – na głęboką rekonstrukcję, wymianę wielu ministrów, która miałaby być przeprowadzona do wakacji. W niedawnej rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Waldemar Paruch, uznawany za jednego z bliższych współpracowników Kaczyńskiego, mówił, że „spójność ministrów w ramach rządu nie jest zbyt wysoka”, a rosnące notowania Platformy powinny wymusić na PiS zmianę strategii.

rp.pl

Będzie rekonstrukcja rządu? Premier Szydło ucięła spekulacje jednym zdaniem

AB, PAP, 04.04.2017

Premier Beata Szydło

Premier Beata Szydło (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta .)

Dziennikarzy zelektryzowała poniedziałkową wypowiedź marszałka Senatu, który spekulował, że może nastąpić „płytka rekonstrukcja rządu”. O tę kwestię zapytali dziś premier, która wzięła udział w konferencji prasowej po posiedzeniu rządu.

Beata Szydło była pytana na konferencji prasowej m.in. o rekonstrukcję rządu i możliwą dymisję szefa MSZ Witolda Waszczykowskiego. Wcześniej dziennikarze dopytywali o to innych polityków PiS – wówczas powoływali się na poniedziałkową wypowiedź marszałka Senatu Stanisława Karczewskiego. – Intuicja podpowiada mi, że być może dojdzie do płytkiej rekonstrukcji rządu. Do świąt niczego jednak nie będziemy robili – mówił na antenie Radia ZET.

– Podzielam te opinie, że rekonstrukcję się robi, a nie opowiada o niej – podkreśliła w odpowiedzi Szydło. – Kiedy będę przeprowadzać rekonstrukcję, będę o tym informować – zadeklarowała. Jak dodała, każdy minister musi mieć świadomość, że jest oceniany.

Szefową rządu pytano też o komentarz do „zdziwienia opozycji”, że w piątek odbędzie się głosowanie i dyskusja nad wnioskiem o wotum nieufności dla rządu. – Byłam przekonana, że opozycja przygotowała sama ten wniosek, podpisała go i przynajmniej przeczytała, co tam jest w nim zawarte i napisane. Nie wiem, dlaczego dziwi się, że wniosek jest procedowany, sami złożyli ten wniosek – mówiła premier.

A TERAZ ZOBACZ: Macierewicz tłumaczy się z fali odejść w armii

gazeta.pl

WTOREK, 4 KWIETNIA 2017

PAD: Nadszedł czas, żeby wyciągnąć rękę także do tych, którzy do tej pory nie mieli swojej szansy w wystarczającym stopniu

18:25

PAD: Nadszedł czas, żeby wyciągnąć rękę także do tych, którzy do tej pory nie mieli swojej szansy w wystarczającym stopniu

Jak mówił prezydent Andrzej Duda na spotkaniu z mieszkańcami Rudy Śląskiej:

„Złożyłem swoje zobowiązania, także tutaj, na Śląsku. To było zobowiązanie dbania o polską rodzinę w postaci programu 500+, który został zrealizowany. To zobowiązanie obniżenia wieku emerytalnego, który został niesprawiedliwie – mimo protestów polskich górników – podwyższony. Ten wiek emerytalny został ustawowo obniżony i w tym roku pierwsi ludzie dotknięci tamtą podwyżką, ten powrót do poprzedniego wieku emerytalnego odczują. To przede wszystkim realizacja zobowiązań wobec tych, którzy byli do tej pory w najtrudniejszej sytuacji. Może nie tak bardzo tutaj, w Rudzie Śląskiej, gdzie dziś bezrobocie wynosi tylko nieco ponad 5% i jest znacznie niższe niż w reszcie kraju. Ale to świadectwo waszego sukcesu, tego, jak potraficie gospodarować. To także świadectwo tego, jak potraficie inwestować i się tutaj rozwijać, bo to przecież zasługa także tutejszego drobnego i średniego biznesu. Tych, którzy tutaj dają pracę. Ale to są świadczenia ze strony państwa i wyciągnięcie ręki także do tych, którym żyje się najtrudniej i którzy zarabiają najmniej. To podwyższenie płacy minimalnej więcej niż chciały tego związki zawodowe w RDS. To ustanowienie minimalnej płacy godzinowej, to tworzenie barier do tego, aby oszukiwać pracowników, zwłaszcza tych świeżo zatrudnionych. To wszystkie te zmiany, które są propracownicze, a więc prospołeczne i prosocjalne. One są realizowane. To system leków dla seniorów 75+. To wreszcie przygotowywany program Mieszkanie+, który – wierzę w to – że w niedługim czasie zostanie zrealizowany”

Jak mówił dalej:

„Jeżeli ktoś się pyta: po co? Odpowiedź jest krótka: być może że warunki, które były tworzone w Polsce w ostatnich latach sprzyjały rozwojowi biznesu, zwłaszcza tego dużego. Nie małych i średnich firm. Wielkich firm, tych, które już nabyły kapitał, często w różny sposób, najdelikatniej mówiąc, na przełomie lat 80 i 90. Ale nadszedł czas, żeby wyciągnąć rękę także do tych, którzy do tej pory nie mieli swojej szansy w wystarczającym stopniu. I temu właśnie służy ta polityka. Przede wszystkim ma służyć młodym, bo to oni są naszą szansą. Ma służyć zachęcie do tego, aby budować rodziny. Nie rodziny 2+1, rodziny 2+3, 2+4 i więcej. Bo to jest w interesie polskiego państwa i polskiego społeczeństwa. To także w interesie naszego rozwoju w UE, abyśmy się tutaj rozwijali i abyśmy nie wyjeżdżali za granicę. A ci, którzy za nią wyjechali, aby za nią wrócili. To moje wielkie dążenie i to wielkie dążenie obecnego rządu”

Jeszcze raz cieszę się, że ta ustawa [metropolitalna dla Śląska] została przez polski rząd przygotowana. Jeszcze raz dziękuję całemu parlamentowi – bowiem została ona i przez Sejm i przez Senat uchwalona jednogłośnie, przez wszystkich posłów. Niezależnie od barw partyjnych. Jeszcze raz ogromnie cieszę się, że mogłem ją podpisać. Wierzę w to, że ona sprzyja właśnie sprawiedliwemu i uczciwemu zrównoważonemu rozwoju naszego państwa poprzez rozwój Śląska Jako niezwykle ważnej części naszej wspólnej RP – dodał prezyden

16:58

Nowoczesna chce ograniczenia katalogu osób uprawnionych do poruszania się po drogach kolumnami uprzywilejowanymi

Nie ma takiej potrzeby, by wykorzystywać poruszanie się kolumnami uprzywilejowanymi przez najróżniejszych, często pomniejszych, przedstawicieli rządu PiS. Wszyscy obywatele są równi wobec prawa – powiedział na konferencji prasowej w Sejmie Adam Szłapka.

Nowoczesna zgłosiła propozycje zmiany ustawy prawo o ruchu drogowym. Partia Ryszarda Petru postuluje ich ograniczenie wyłącznie do prezydenta, premiera oraz osób wchodzących w skład delegacji obcych państw lub przedstawicieli organizacji międzynarodowych przebywających na terytorium Polski.

Czas skończyć z sytuacją gdy Antoni Macierewicz niby to w sprawach wagi państwowej z prędkością 200 km/h, łamiąc wszelkie przepisy, powodując po drodze wypadek i narażając bezpieczeństwo obywateli pędzi z imprezy od Rydzyka w Toruniu na imprezę Karnowskiego w Warszewie. Koniec z rzecznikami ministerstw, koniec dyrektorami gabinetów politycznych, koniec z Misiewiczami w pojazdach uprzywilejowanych. Chcemy to ukrócić, stąd nasza propozycja – powiedział Szłapka i wyraził nadzieję, że zostanie poparta przez całą opozycję, ale też przez klub PiS.

–  Politycy Prawa i Sprawiedliwości zawsze mówili przecież, że arogancja władzy jest tym, z czym chcą walczyć. Teraz mają okazję – dodał.

16:02

Premier o reformie sądów: Nie cofniemy się z tej zmiany

– Nie cofniemy się z tej zmiany. Biorę odpowiedzialność za rządowe projekty.To jest zdecydowane. Reforma sądownictwa musi być przeprowadzona – mówiła premier Szydło odpowiadając na pytania dziennikarzy.

15:58

Premier Szydło: Rekonstrukcję się robi a nie o tym opowiada

– Podzielam opinię, że rekonstrukcję się robi a nie o tym opowiada. Jeśli będę ją robić, to państwa poinformuję – mówiła premier Beata Szydło na briefingu po posiedzeniu RM.

14:49

PAD podpisał ustawę metropolitalną dla Śląska

Andrzej Duda podpisał we wtorek w Katowicach ustawę o związku metropolitalnym dla województwa śląskiego. Prezydent w swoim wystąpieniu dziękował rządowi i posłom oraz senatorom.

Jak stwierdził, ustawa jest pewnym kompromisem, ponieważ zagłosowały za nią wszystkie kluby. – Całemu województwu potrzebny jest dobry rozwój. A zatem nie może być takiej sytuacji, że metropolia będzie się rozwijała kosztem innych dużych miast województwa – mówił PAD.

13:10

Schetyna o wotum nieufności: To, że nie otrzymujemy z Kancelarii Sejmu informacji, kiedy będzie debata, jest kompromitujące

Ciągle nie. Wcześniej mówiono o środzie, dzisiaj sugeruje się piątek. To coś niepoważnego, nieodpowiedzialnego. To jednak ważna instytucja w państwie demokratycznym i chcemy poważnej, otwartej, uczciwej debaty. To, że nie otrzymujemy z Kancelarii Sejmu informacji, kiedy ona będzie, jest kompromitujące dla tych wszystkich, którzy są odpowiedzialni za pracę w Sejmie. To niepoważne, bo przecież do takiego wniosku i debaty trzeba się przygotować i trzeba mieć z wyprzedzeniem wiedzę odnośnie kalendarza – mówił Grzegorz Schetyna na briefingu w Sejmie. Jak dodał, nigdy nie było wcześniej takiej sytuacji, jak teraz.

13:03

Schetyna: Jestem przekonany, że po następnych wyborach będziemy mogli zbudować większość konstytucyjną

Chciałem w kilku słowach odnieść się do wczorajszych enuncjacji prezesa Kaczyńskiego, który podważał wartość Konstytucji. Mówił o niej, że jest postkomunistyczną. Szukają dzisiaj, wczoraj, w tych dniach politycy PIS swojej konstytucyjnej narracji, źródeł, podstaw prawa, Konstytucji, praworządności naszego kraju, państwa. Chcę powiedzieć, że to, co ułyszałem wczoraj z ust prezesa Kaczyńskiego, to oskarżenie wobec tych, którzy obchodzili kilka dni temu 20. rocznicę uchwalenia Konstytucji, czytając w miastach, w Polsce, przywołując zapisy Konstytucji mówiące o prawach, wolnościach, o tym, co tak najważniejsze, co dało fundament państwa prawa. Nie dziwię się prezesowi Kaczyńskiemu, bo on szczególnie, ale także politycy PiS-u, niestety także prezydent, premier, ministrowie depczą przepisy Konstytucji, nie szanują jej i chcą z nią walczyć – mówił Grzegorz Schetyna na briefingu w Sejmie.

„Konstytucja dzisiaj, widzieliśmy to przez wojnę z TK, stała się symbolem, tarczą strzelniczą. Konstytucja jest symbolem zła. To absurdalne, że 27 lat po odzyskaniu niepodległości i suwerenności, partia rządząca, jej prezes wskazany przez nią prezydent i premie negują zapisy konstytucyjne. Chcę powiedzieć, że oczywiście jest tak, że każdy zapis, każda Konstytucja może być inna, ale żeby ją zmienić, napisać nową, przyjąć ją w Sejmie, trzeba mieć konstytucyjną większość. My dzisiaj nie chcemy i nie podejmiemy rozmów ws zmian Konstytucji, bo to grupa ludzi, którzy chcą zniszczyć Konstytucję. Nie chce zbudować nowej Konstytucji, dawać gwarancję wolności obywatelskiej. Chce tworzyć państwo, które nie ma być państwem prawa, a bezprawia. Państwa zabierania podmiotowości i niezależności. Dlatego dzisiaj wyciągając wnioski z tego wszystkiego, co dzieje się w ostatnich miesiącach, szczególnie przez ostatnie 15 miesięcy, chcemy powiedzieć, że jeżeli rozmawiać o zmianie Konstytucji, to można tę rozmowę podjąć wtedy kiedy większość konstytucyjna – a jestem przekonany, że zbudujemy taką większość, że będziemy mogli zbudować taką większość po następnych wyborach parlamentarnych – żeby ta większość podzieliła nasze zdanie, opinię, że potrzebny jest w polskiej Konstytucji zapis o obecności Polski w UE, że to rzecz bardzo ważna. To musi być kotwica, która w sposób systemowy wpisze nasz kraj, Polskę w strukturach europejskich”

Przewodniczący PO chciałby też wpisania do Konstytucji możliwość impeachmentu prezydenta.

11:35

Krzysztof Szczerski szefem gabinetu PAD

Prezydent Andrzej Duda odwołał dzisiaj Adama Kwiatkowskiego ze stanowiska szefa gabinetu prezydenta, jednocześnie powołując na to stanowisko Krzysztofa Szczerskiego – poinformowała Kancelaria Prezydenta.

Adam Kwiatkowski pozostaje w Kancelarii i jako sekretarz stanu będzie się zajmował m.in. kontaktami z Polonią. Ponadto prezydent powołał Pawła Muchę na stanowisko zastępcy szefa Kancelarii Prezydenta.

11:16

PO składa wniosek do CBA o kontrolę przetargu na samoloty dla VIP-ów

Usłyszeliśmy wczoraj, że Krajowa Izba Odwoławcza zamującą się legalnością postępowania lotniczego i zakupu samolotów dla najważniejszych osób w państwie orzekła, że to postępowanie prowadzone było z naruszeniem prawa. Było postępowaniem nieważnym. Tego rodzaju orzeczenie jest orzeczeniem bez precedensu. Dotyczy zamówienia na ponad 2 miliardy złotych (…) Od wczoraj nie mamy żadnego oświadczenia ze strony MON. To blamaż dziesięciolecia – mówił w Sejmie Jan Grabiec.

Witczak: Czy w procedurze przetargu brali udział lobbyści amerykańscy?

Kierujemy jako klub parlamentarny wniosek do CBA o skontrolowanie całego procesu przetargowego, skontrolowanie całego procesu decyzyjnego związanego z propozycją Inspektoratu Uzbrojenia, koncentrującego się tylko na jednej firmie. (…) Nie tylko jedna firma na świecie oferuje samoloty o takich parametrach – przekonywał Mariusz Witczak. Jak mówił dalej:

„Stawiamy pytania w tym wniosku związane z lobbystami. Czy w tym procesie decyzyjnym i wyborze tej jednej firmy i w całej procedurze przetargu brali udział lobbyści amerykańscy? Antoni Macierewicz nigdy nie wytłumaczył się ze swoich związków z Alfonso D’Amato – amerykańskim lobbystą, który został zatrudniony przez Polską Grupę Szkoleniową”

300polityka.pl

, 4 KWIETNIA 2017

13,2 proc. Polaków deklaruje aktywny udział w działaniach opozycji. 4,7 proc. gotowych bronić władzy

W marcowym sondażu OKO.press 4,6 proc. dorosłych Polaków – ok. 1,4 mln ludzi – deklaruje czynne wsparcie dla obecnej władzy, a 13,2 proc. – nieco ponad 4 mln – jest gotowych przeciwdziałać „dobrej zmianie”. Czyli przewaga aktywnych przeciwników nad aktywnymi zwolennikami PiS jest prawie trzykrotna. W grudniu 2016 była mniej niż dwukrotna

Po raz drugi OKO.press szacuje proporcje sił w „wojnie polsko-polskiej”, jaka wybuchła po zwycięstwie wyborczym PiS w 2015 roku. W porównaniu z grudniem 2016 r. zmniejszyła się „armia dobrej zmiany” – ubyło osób deklarujących czynne wsparcie działań PiS (było 6,2 proc. jest 4,6 proc. wśród wszystkich badanych), za to wzrosły siły „anty-pisowskiej partyzantki” – przybyło osób deklarujących udział w protestach przeciw „dobrej zmianie” (było 11,2 proc., jest 13,2 proc.).

Przewaga „partyzantki” nad „armią”, czyli mobilizacji opozycyjnej nad prorządową, zwiększyła się zatem z 5 pkt proc. – do 8,5 pkt proc.

„Dobrą zmianę” dostrzega dziś 32 proc. Polaków, a „złą” – 48 proc. Obecny układ sił ilustruje wykres, na którym ciemniejsza barwa wskazuje na czynne poparcie władzy (kolor czerwony) lub opozycji (niebieski).

ZWOLENNICY „DOBREJ ZMIANY” (BIERNI I AKTYWNI – BARWY CZERWONE) ORAZ PRZECIWNICY (BIERNI I AKTYWNI – BARWY NIEBIESKIE)

Odsetki wśród wszystkich badanych. Niezdecydowani zaznaczeni na szaro

Odsetki „aktywistów” po obu stronach mogą wydawać się niewielkie, ale wyrażone w liczbach bezwzględnych robią wrażenie: gotowych działać na rzecz PiS jest 1 mln 415 tys., przeciw – aż 4 mln 61 tys.

Nawet jeżeli te liczby są zawyżone – a pewnie są, bo pytamy wszak o deklaracje, oznacza to, że parę milionów dorosłych Polek i Polaków jest na tyle poruszonych sporem politycznym, że jest gotowe wziąć w nim czynny udział.

Dlaczego maleje „armia” a rośnie „partyzantka”

Zmiana proporcji sił na korzyść opozycji nastąpiła między grudniem a marcem ponieważ jednocześnie:

  • zwiększyła się liczba osób uznających, że zmiana w Polsce jest na gorsze, a zmniejszyła liczba „dobrozmianowców”;
  • wśród „dobrozmianowców” spadł odsetek aktywnych, a wśród „złozmianowców” – wzrósł.

To kolejny wynik marcowego sondażu OKO.press, który wskazuje na to, że słabnie poparcie dla PiS.

Pytanie, czy po wyborach 2015 roku nastąpiła zmiana w Polsce na lepsze czy na gorsze, powtarzaliśmy w kolejnych badaniach IPSOS dla OKO.press: w czerwcu, wrześniu, grudniu 2016 i teraz w marcu 2017. Obserwujemy trend: rośnie odsetek odpowiedzi „na gorsze”: kolejno: 34 proc., 40 proc., 43 proc. i obecnie 48 proc. Odsetek „dobrozmianowców” w trzech pomiarach trzymał się  bez zmian na poziomie 35 proc., w marcu spadł do 32 proc.

Możnaby z tego wnosić, że wahadło polityczne – jeszcze w połowie 2016 roku w równowadze – coraz wyraźniej wychyla  się w stronę krytyki władz PiS, a jednocześnie rośnie deklarowana mobilizacja grupy „partyzantów protestu”.

Jak jednak widać na wykresie wyżej, większość ludzi nie zamierza swoich postaw politycznych wyrażać czynnie i nie planuje brać udziału w marszach czy demonstracjach, przekonywać innych do swoich racji np. w Internecie, nawiązywać kontaktów z innymi aktywist/kami  itp.


Przeczytaj też:

Coraz więcej ludzi złych na takie rządy. „Dobra zmiana” w odwrocie

PIOTR PACEWICZ  27 MARCA 2017


Kto broni dobrej zmiany? Tylko PiS

19 proc. zwolenników PiS zadeklarowało czynną obronę obozu władzy. Podobnie – 7 proc. elektoratu Kukiz 15. I na tym koniec – nikt z wyborców pozostałych partii nie jest gotów aktywnie wspierać „dobrej zmiany”.

Wyższy odsetek aktywności prorządowej wystąpił w dużych miastach. Oznacza to, że jeśli ci, którzy w nich mieszkają popierają „dobrą zmianę”, to są gotowi zaangażować się w jej obronę. Ponadto, potencjalnie najaktywniejsi na rzecz PiS są najmłodsi (18-24 lata) zwolennicy tej partii – aż 27 proc. z nich gotowych jest zasilić „armię prorządową”.

Przeczytaj też:

PiS topnieje do 32 proc., Platforma się zbliża – 28 proc. i pożera Nowoczesną – 8 proc. Wina Tuska?

PIOTR PACEWICZ  23 MARCA 2017

Kto gotów na protesty? Po trochu wszyscy, poza PiS

Także po stronie opozycyjnej najmłodsi „złozmianowcy” są szczególnie aktywni (35 proc.). Udział w „partyzantce” częściej (31 proc.) zgłaszają osoby z wykształceniem co najmniej średnim niż bez matury (20 proc.). Poparcie protestu obecne jest we wszystkich elektoratach, poza PiS.

Największa mobilizacja opozycyjna wystąpiła wśród wyborców Razem, co potwierdza „aktywistyczny” charakter tej formacji. Co nie oznacza, że „partyzantów” z Razem jest w liczbach bezwzględnych szczególnie dużo, bo poparcie dla tej partii w marcowym sondażu wyniosło tylko 4 proc. Najwięcej potencjalnych aktywistów opozycyjnych jest w szeregach PO, którą w sondażu IPSOS dla OKO.press wybrało 28 proc. badanych.

GOTOWOŚĆ DO AKTYWNOŚCI PRZECIW „DOBREJ ZMIANIE” (W PROC.) W ELEKTORATACH NAJWIĘKSZYCH PARTII

OKO.press

Donald Tusk wezwany na świadka w procesie Tomasza Arabskiego

w,pap, 04 kwietnia 2017

Donald Tusk

Donald Tusk (Boris Grdanoski (AP Photo/Boris Grdanoski))

Donald Tusk będzie świadkiem w procesie Tomasza Arabskiego i czworga innych urzędników jego kancelarii. Wszyscy zostali pozwani w trybie oskarżenia prywatnego.

Proces ma rozstrzygnąć, czy urzędnicy dopuścili się niedopełnienia obowiązków przy organizacji wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu 10 kwietnia 2010 r. Sprawę już raz umorzyła prokuratura cywilna, dlatego prawnicy części rodzin smoleńskich wystąpili z prywatnym aktem oskarżenia.

We wtorek przed Sądem Okręgowym w Warszawie prok. Przemysław Ścibisz wniósł o przesłuchanie Tuska jako świadka; sąd na razie nie wyznaczył terminu przesłuchania. Prokuratura uczestniczy w rozprawach jako „strażnik praworządności”. Ścibisz wyjaśnił dziennikarzom, że Tusk jest na liście świadków wnioskowanych przez bliskich kilkunastu ofiar katastrofy (m.in. Anny Walentynowicz, Janusza Kochanowskiego, Andrzeja Przewoźnika, Władysława Stasiaka, Sławomira Skrzypka i Zbigniewa Wassermanna).

Prokurator będzie pytać Tuska o przygotowania zarówno do jego wizyty w Smoleńsku (7 go kwietnia), jak i wizyty prezydenta Kaczyńskiego.

Prywatny akt oskarżenia złożono w 2014 r. Arabski i czworo jego b. podwładnych nie przyznają się do zarzutów i nie przychodzą na rozprawy – udział w procesie jest prawem, a nie obowiązkiem oskarżonego.

Na następnej rozprawie 11 kwietnia ma zostać przesłuchany b. szef MSZ Radosław Sikorski.

wyborcza.pl

Wiara w zamach smoleński słabnie

Większość Polaków jest przekonana, że 10 kwietnia 2010 r. wydarzył się tragiczny wypadek.

Siedem lat po katastrofie smoleńskiej coraz mniej Polaków wierzy w zamach. Pokazuje to najnowszy sondaż IBRiS przeprowadzony na zlecenie „Rzeczpospolitej”, w którym zadano pytania o przyczyny tragedii i ocenę nowej komisji ekspertów Antoniego Macierewicza.

Partia Jarosława Kaczyńskiego raczej nie ma co liczyć na to, że uda się jej spowodować zmianę nastawienia opinii publicznej: ponad połowa badanych jest przekonana do teorii nieszczęśliwego wypadku i ta grupa rośnie. W 2015 roku, również według sondażu IBRiS, za tą wersją opowiadało się 46,5 procent badanych. W najnowszym badaniu – już 51,4 procent.

W ciągu dwóch lat nieznacznie zmalała natomiast grupa wierzących w zamach. Obecnie to 14,2 procent badanych, dwa lata temu – 15,6. – Kiedy PiS jest przy władzy, rzadziej mówi się o zamachu, bo nie ma na to dowodów – uważa prof. Norbert Maliszewski z UKSW. – Rośnie więc odsetek tych, którzy wierzą, że to był wypadek.

Wygląda na to, że Antoniemu Macierewiczowi nie udało się ostatnio przekonać nikogo. Oceny pracy jego nowej komisji ekspertów są bardzo surowe. Ponad 55 procent „zdecydowanie źle” ocenia jej pracę, a 10 procent „raczej źle”. Dotychczasowa taktyka PiS nie zdaje więc egzaminu. – Komisja Macierewicza postrzegana jest przez partyjne okulary – uważa prof. Maliszewski. – Wielkich sukcesów nie osiągnęła, dominuje więc spojrzenie ideologiczne.

Takiego właśnie zarzutu starał się uniknąć w poniedziałek zastępca prokuratora krajowego Marek Pasionek. Podsumował rok śledztwa, które Zespół Śledczy nr 1 przejął od zlikwidowanej prokuratury wojskowej. Pasionek poinformował o zaostrzeniu zarzutów dla dwóch rosyjskich kontrolerów lotów i osoby ich nadzorującej.

Teraz polscy śledczy zarzucają im „sprowadzenie katastrofy w ruchu powietrznym i pomocnictwo w tym czynie”. Podczas konferencji nie poinformowano jednak o żadnych ustaleniach, które miałyby dla śledztwa charakter przełomowy.

rp.pl

Agnieszka Kublik

Zamach smoleński nie istnieje. Z próżnego i państwo PiS dowodów nie naleje

04 kwietnia 2017

Katastrofa smoleńska

Katastrofa smoleńska (Fot. Filip Klimaszewski / Agencja Gazeta)

Jak się nie ma dowodów, to mnoży się teorie. Ale kiedy państwo PiS od ponad roku szuka dowodów, a ich nie znajduje, to znaczy, że dowody nie istnieją. „Non est” – jak lubi mówi Jarosław Kaczyński.

Wiceszef MSWiA Jarosław Zieliński we wtorek rano w Radiu ZET ogłosił nową smoleńską hipotezę: – Mogę sobie teoretycznie wyobrazić, że kontrolerzy [lotu] podają błędne informacje i jednocześnie jest w samolocie coś, co powoduje eksplozję.

Tak tłumaczył, jak pogodzić oskarżenia rosyjskich kontrolerów, że doprowadzili do katastrofy, z hipotezami Antoniego Macierewicza, że samolot rozpadł się jeszcze w powietrzu w wyniku eksplozji – Gdyby było sprowadzanie celowe ku katastrofie, a jednocześnie miał być wybuch, to te dwie przyczyny nie muszą być sprzeczne – dowodził Zieliński.

Nowe zarzuty dla rosyjskich kontrolerów lotu w Smoleńsku. Co doprowadziło śledczych do wniosku, że mieli celowo spowodować katastrofę?

Teoretycznie jest to możliwe – były po prostu dwa zamachy, takie zabezpieczenie zamachowców. Za jednym staliby Rosjanie – celowo, w uniemożliwiającej kontakt wzrokowy z ziemią mgle sprowadzili samolot na ziemię tak, by się rozbił. Za drugim – nadal nie ustaleni sprawcy (Rosjanie, Polacy, a może działali w porozumieniu?), którzy na pokładzie Tu-154 M podłożyli ładunek wybuchowy. Albo ładunki, w tej sprawie Macierewicz i jego pseudoeksperci się plączą. Miały być dwa wybuchy, potem trzy, miała być eksplozja tuż nad ziemią, ładunek wybuchowy miał być podłożony w prezydenckiej salonce itd. Wersji było wiele.

Państwo PiS ma wszelkie narzędzia, by dowieść czego tylko chce w sprawie katastrofy smoleńskiej. Ma oddanych i gorliwych ludzi (i specjalny zespół prokuratorów, i specjalną komisję badania wypadków lotniczych) oraz tyle pieniędzy, ile tylko zechce (np. smoleńska podkomisja w MON w zeszłym roku kosztowała podatnika 1,5 mln zł, w tym roku – 2 mln zł.).

PiS obiecywał udowodnić, że raport o przyczynach katastrofy sporządzony przez rządową komisję Jerzego Millera jest fałszywy. Nie udowodnił. Miał udowodnić, że to nie załoga, która popełniła błędy i złamała procedury bezpieczeństwa jest winna, a zamachowcy. Nie udowodnił. Obiecywał powołać komisję międzynarodową do zbadania katastrofy. Nie powołał. Miał polecieć do Smoleńska na oględziny wraku. Nie poleciał.

Tyle złamanych obietnic. Bo to były obiecanki-cacanki, a głupiemu (elektoratowi) radość. Z próżnego i państwo PiS dowodów nie naleje.

wyborcza.pl

Dylematy Kaczyńskiego i jego polityczne trupy

Dylematy Kaczyńskiego i jego polityczne trupy

Polityka PiS znalazła się na rozdrożu, spadające poparcie w sondażach będzie się utrwalać. Rozpocznie się szukanie antidotum na powstrzymanie słabnięcia, a w tego typu autokratycznych partiach wyjścia są dwa. Zwrócenie się do środka, w tym zaaprobowanie niektórych elementów liberalizmu bądź „więcej tego samego”.

Do tej pory Jarosław Kaczyński wybierał to drugie wyjście, „rewolucyjne”. Przynosiło ono pożądane skutki, zyskiwał więcej władzy, społeczeństwo radykalizowało się w sprzeciwie, ale nie odpływał własny elektorat. Sytuacja się zmieniła. Choć kierunki polityki są wyznaczane w głowie prezesa, to poszczególne działki są zarządzane przez jego nominatów.

Kaczyński jako stary bolszewik najpierw poszuka winnych we własnych szeregach. Głowę dadzą najsłabsi, najdłużej utrzymają się najsilniejsi. Słabość autokratyczna nie polega na tym, że ktoś jest mniej merytoryczny, ale na tym, że ma mniejszy obszar władzy i jest w niej gorzej umocowany. Taką postacią silną – acz złowieszczą – jest Antoni Macierewicz, który niszczy Wojsko Polskie. Dokonał więcej, niż niejeden wróg zdołałby w konflikcie gorącym. Macierewicz może to robić, gdyż Kaczyńskiego nie obchodzi siła kraju na zewnątrz, jego interesuje władza na własnym podwórku. Syci się władzą, a nie jej skutkami.

Macierewicz tę zasadę najlepiej pojmuje, gdyż to on jest mistrzem dla prezesa, jest jego guru. W partii jednak rządzi prezes, a nie mistrz, partia jest od dysponowania obszarem władzy, a nie pedagogiki. Guru też dają głowę, ale nie najwybitniejsi, a ci się umacniają, zagarniają jak najwięcej dla siebie, aby mający nad nimi władzę polityczną tak łatwo za nich nie decydował, w tym wypadku odbierał.

Macierewicz bez przetargu zakupił dla rządu 3 samoloty za 2 mld zł, co kłóci się z prawem. Macierewicz zakupił spółkę telekomunikacyjną od światłowodów, która poszerza jego władzę. Mało mu tego, chce wejść w kompetencje ministerstwa cyfryzacji i decydować o bezpieczeństwie w cyberprzestrzeni. Nie zgadza się na to minister Anna Streżyńska, gdyż jej ministerstwo stawałoby się zbędne. Za Streżyńską stoi Jarosław Gowin, należy wszak do jej partii. Buldogi będą walczyć pod dywanem, ale umiejętności szczekania polityków PiS z pewnością przeniosą się do przestrzeni publicznej. Pieski pokojowe padną, buldogi przetrwają.

Jak słabym politycznie osadzonym jest Andrzej Duda, przekonał się on sam podczas konfliktu z Macierewiczem. Zmuszony był przyznać po spotkaniu z ministrem obrony, że wszystko jest cacy, a Macierewicz nawet nie chciał potwierdzić słów prezydenta. Mógł spokojnie w limuzynie rządowej podkręcić potencjometr w radiu, aby delektować się wygraną z prezydentem.

Ta sytuacja nie odpowiada otoczeniu Andrzeja Dudy i pewno jemu samemu. Ile można dać się upokarzać, zwłaszcza że Kaczyński nie może go zdymisjonować – przynajmniej do najbliższych wyborów. I to jest bardzo konkretna siła Kancelarii Prezydenta. Duda jest otoczony ludźmi zesłanymi mu przez Kaczyńskiego, ale nie wszystkimi, a nawet gdyby, to niektórzy z nich przejawiają większe ambicje niż tylko szusować po stokach narciarskich, bądź zanurzać się w akwelungu na Bałtyku, albo wybranym morzu wymarzonego Trójmorza.

W Kancelarii Prezydenta zaczęły się przetasowania. Takie są skutki nauki z porażki z Macierewiczem. Zrezygnował szef gabinetu prezydenta Adam Kwiatkowski, który zawsze wiernie służył Kaczyńskim. Na jego miejsce przyszedł Krzysztof Szczerski, minister prezydencki, lecz teraz jest pierwszym po bogu, jest szambelanem prezydenta, jego uchem i ustami, ale to on będzie teraz decydował o polityce prezydenta, bo Duda jest słaby, ale twarzą może być.

Otoczenie Dudy przejawia ambicje polityczne większe, niż chciałby im dać prezes Kaczyński. Przede wszystkim asekurują się ludzie prezydenta na czas po przegranej PiS, nie chcą polec wraz z partią macierzystą. Oni zależą w pierwszym rzędzie od kadencyjności, a dopiero potem od prezesa.

Prezes jest jeden, ale nie wiemy za wiele o jego nieśmiertelności – przynajmniej partyjnej. Walka w PiS to jeden front polityczny, który będzie zdecydowanie bardziej widoczny dla publiki niż dotychczas i rewolucyjne „więcej tego samego” dla pozostałych – dla demokracji, dla opozycji i społeczeństwa obywatelskiego.
Będą latać wióry i nie z powodu antyekologicznej polityki Jana Szyszki. Niejeden przed naszymi oczami przeleci trup polityczny. Takie będą rozstrzygnięcia dylematów Kaczyńskiego.

Waldemar Mystkowski

koduj24.pl

 

Towarzystwo Dziennikarskie, 4 kwietnia 2017 r.

Towarzystwo Dziennikarskie sprzedaje wazelinę od patriotów z „Gazety Polskiej”

04 kwietnia 2017

Seweryn Blumsztajn z wazeliną - nagrodą dla dziennikarzy sprzyjających rządowi PiS-u.

Seweryn Blumsztajn z wazeliną – nagrodą dla dziennikarzy sprzyjających rządowi PiS-u. (Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta)

„Wyślij tłustą maść germanofilskim dziennikarzom” – apelował Tomasz Sakiewicz – „aby ułatwić im naprawę relacji z ich niemieckimi kolegami”.

21 marca na pierwszej stronie „Gazety Polskiej Codziennie” zamieszczono zdjęcie pięciu członków Towarzystwa Dziennikarskiego: Renaty Kim, Seweryna Blumsztajna, Jana Ordyńskiego, Przemysława Szubartowicza i Jacka Żakowskiego. W tekście zatytułowanym „Wazeliniarze” redaktor naczelny „GPC” Tomasz Sakiewicz zaapelował do czytelników o wysyłanie do pokazanych na zdjęciu członków Towarzystwa Dziennikarskiego wazeliny.

„Wyślij tłustą maść germanofilskim dziennikarzom” – apeluje Sakiewicz – „aby ułatwić im naprawę relacji z ich niemieckimi kolegami”.

Akcja „GPC” była odpowiedzią na list Towarzystwa Dziennikarskiego „Do niemieckich dziennikarzy i opinii publicznej”, w którym przepraszaliśmy za antyniemiecką kampanię rozpętaną przez polityków rządzącej partii i wspierające ich media.

Towarzystwo Dziennikarskie informuje, że do 1 kwietnia otrzymaliśmy 79 opakowań wazeliny i innych lubrykantów. Do wielu przesyłek dołączone były też listy. Miały one charakter historiozoficzny lub seksuologiczny. Te pierwsze przypominały krzywdy, jakich Polacy doznali w ciągu wieków od Niemców, te drugie przyrównywały członków Towarzystwa do różnych organów płciowych. Niektóre listy zawierały oba te elementy.

Towarzystwo Dziennikarskie nie chce, aby zmarnował się patriotyczny entuzjazm czytelników „GPC” i poniesione przez nich koszty. Postanowiliśmy zatem odsprzedać przesłane nam opakowania wazeliny i uzyskane w ten sposób pieniądze przekazać na Fundację Towarzystwa Dziennikarskiego „Fundusz Mediów”, która dofinansowuje wartościowe przedsięwzięcia dziennikarskie. Chcielibyśmy, aby za pieniądze z wazeliny fundusz ufundował reportaż na temat stosunków polsko-niemieckich.

Przysłane nam pudełka i tubki z wazeliną można zakupić za 25 zł (z kosztami wysyłki) na Allegro pod: „Wazelina od patriotów z Gazety Polskiej”. Prześlemy je z certyfikatem zaświadczającym, że pochodzą od czytelników „GPC”.

wyborcza.pl

Sędzia Gersdorf: W Polsce wróci prawdziwe państwo prawa. Ale czeka nas wielki wysiłek

Wojciech Czuchnowski, 04 kwietnia 2017

Prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf

Prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf (Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta)

– Gwarancje niezawisłości są brutalnie demolowane, szkaluje się nas, bo uosabiamy prawo, które krępuje – w poruszającym wystąpieniu prezes Sądu Najwyższego prof. Małgorzata Gersdorf wezwała sędziów do wytrwałości i odwagi.

Prezes SN wystąpiła na zjeździe Stowarzyszenia Sędziów „Iustitia” zorganizowanym w sobotę, kilka dni przed zaplanowanym przez rząd pierwszym czytaniem projektu zmiany ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa. W środę przedstawi go Sejmowi minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.

Rząd chce, by członkowie KRS byli wybierani przez większość sejmową, a nie samorząd sędziowski. KRS kontroluje działalność sądów i ocenia pracę sędziów w Polsce, więc taka zmiana oznacza upolitycznienie sądów i uzależnienie ich od władzy ustawodawczej.

Prof. Gersdorf mówiła o nadchodzącej „bardzo trudnej godzinie” dla stanu sędziowskiego, ale też zachęcała, by pamiętać o przyszłości „która nadejdzie, kiedy walec historii przetoczy się już po naszym kraju”.

– Rozhuśtane nastroje mają wpływ także na życie prawne. W takich czasach rządzący perfekcyjnie wyzyskają frustracje i lęki społeczne do konsolidacji władzy, likwidując przeszkody stojące im na drodze. Najważniejszą z nich jest prawo. Dlatego właśnie w erdoganowskiej Turcji po wydarzeniach lipcowych 2016 r. z dnia na dzień represje dotknęły niemal 3 tysiące sędziów. – mówiła.

Zobacz też: Małgorzata Gersdorf: Nie boję się, że sędziowie będą ulegli

Prezes Sądu Najwyższego przekonywała sędziów, że „czas chaosu i rzekomych wielkich reform minie, choć będzie on okupiony ofiarami”. Jak powiedziała, w Polsce wróci „państwo prawa – prawdziwe, zbudowane na szacunku dla konstytucji i zasad prawnych”. – Wtedy sądy muszą się stać bardziej autonomiczne, operatywne, bliższe lokalnym społecznościom, niezależne od partii politycznych i nacisków z zewnątrz. Takich sądów potrzebuje Polska. Ale żeby to zaistniało, w dobie walki z sądami potrzebujemy dzielnych ludzi, którzy prawdziwe wartości, z jakimi szło do walki o Polskę pokolenie „Solidarności”, przeniosą na swoich barkach w nowe czasy – podkreślała prof. Gersdorf.

– Chcę was prosić o trzy rzeczy: wytrwałość, wewnętrzną niezawisłość i społeczną odpowiedzialność – apelowała. – Nie przejmujmy się, że dzisiaj się nas szkaluje. To boli, ale też pamiętajmy, że nie dzieje się to przypadkiem. Celowo manipuluje się nastrojami społecznymi. Za patrona tych manipulacji może uchodzić Carl Schmitt, niemiecki filozof prawa, któremu zawdzięczamy teorię „obiektywnego wroga”. Prowadzi się wojnę propagandową, bo uosabiamy prawo, które krępuje. Cele i metody tej walki nie są czyste, ale wytrwajmy! Mówmy głośno i prostymi słowami. Rejestrujmy każde naruszenie prawa, sami trzymajmy się zasad prawnych. To powinno być nasze credo – apelowała.

Sędzia Gersdorf wyjaśniła też, jak ważna dla sędziów jest „wewnętrzna niezawisłość”. – Gwarancje niezawisłości są na naszych oczach brutalnie demolowane, ale nie wolno nam samych siebie pozbawiać przekonania, że prawo to nie tylko instrument doraźnego oddziaływania, lecz coś więcej. Prawo to najpierw są zasady, a dopiero potem przepisy. Ktoś, kto tego nie czuje, jest zaledwie technikiem prawa, ale nie prawnikiem. Bądźmy blisko ludzi, ale nie kierujmy się sondażami popularności. Nie wyprzedzajmy oczekiwań społecznych co do umorzenia postępowania, niewinności, kary, wygranej lub przegranej na sali sądowej. Każdy sędzia, który poddałby się tym nastrojom, dzisiaj tak otwarcie formułowanym, okazałby brak przydatności do służby. Naszym podstawowym obowiązkiem jest orzekać nie tylko zgodnie z prawem, ale i własnym sumieniem. Tak ślubowaliśmy – przypominała.

Prezes SN wezwała sędziów, by zrobili „rachunek sumienia”. – Czy i jak angażowaliśmy się dotąd społecznie? Czy zabieraliśmy głos w ważnych sprawach publicznych? Prawnicy mają opinię, jaką mają, nie tylko dzięki nachalnej propagandzie. Ona po prostu wykorzystuje nasze słabości jako środowiska i w ogóle słabe poczucie dobra wspólnego w polskim społeczeństwie – oceniała.

Na koniec prezes Sądu Najwyższego podkreśliła: – Rzeczpospolita w kształcie demokratycznego państwa prawa nie odrodzi się bez wielkiego wysiłku każdego z nas! Zmieniajcie stale deformowany obraz prawa i prawników na lepsze. Tego wam i sobie samej życzę.

wyborcza.pl

Dylematy Kaczyńskiego i jego polityczne trupy

Polityka PiS znalazła się na rozdrożu, spadające poparcie w sondażach będzie się utrwalać. Rozpocznie się szukanie antidotum na powstrzymanie słabnięcia, a w tego typu autokratycznych partiach wyjścia są dwa. Zwrócenie się do środka, w tym zaaprobowanie niektórych elementów liberalizmu, bądź „więcej tego samego”.

Do tej pory Jarosław Kaczyński wybierał to drugie wyjście, „rewolucyjne”. Przynosiło ono pożądane skutki, zyskiwał więcej władzy, społeczeństwo radykalizowało się w sprzeciwie, ale nie odpływał własny elektorat. Sytuacja się zmieniła. Choć kierunki polityki są wyznaczane w głowie prezesa, to poszczególne działki są zarządzane przez jego nominatów.

Kaczyński jako stary bolszewik najpierw poszuka winnych we własnych szeregach. Głowę dadzą najsłabsi, najdłużej utrzymają się najsilniejsi. Słabość autokratyczna nie polega na tym, że ktoś jest mniej merytoryczny, ale na tym, że ma mniejszy obszar władzy i jest w niej gorzej umocowany.

Taką postacią silną – acz złowieszczą – jest Antoni Macierewicz, który niszczy Wojsko Polskie. Dokonał więcej, niż niejeden wróg zdołałby w konflikcie gorącym. Macierewicz może to robić, gdyż Kaczyńskiego nie obchodzi siła kraju na zewnątrz, jego interesuje władza na własnym podwórku. Syci się władzą, a nie jej skutkami.

Macierewicz tę zasadę najlepiej pojmuje, gdyż to on jest mistrzem dla prezesa, jest jego guru. W partii jednak rządzi prezes, a nie mistrz, partia jest od dysponowania obszarem władzy, a nie pedagogiki. Guru też dają głowę, ale nie najwybitniejsi, a ci się umacniają, zagarniają jak najwięcej dla siebie, aby mający nad nimi władzę polityczną tak łatwo za nich nie decydował, w tym wypadku odbierał.

Macierewicz bez przetargu zakupił dla rządu 3 samoloty za 2 mld zł, co kłóci się z prawem. Macierewicz zakupił spółkę telekomunikacyjną od światłowodów, która poszerza jego władzę. Mało mu tego, chce wejść w kompetencje ministerstwa cyfryzacji i decydować o bezpieczeństwie w cyberprzestrzeni. Nie zgadza sie na to minister Anna Streżyńska, gdyż jej ministerstwo stawałoby się zbędne. Za Streżyńską stoi Jarosław Gowin, należy wszak do jej partii.

Buldogi będą walczyć pod dywanem, ale umiejętności szczekania polityków PiS z pewnością przeniosą się do przestrzeni publicznej. Pieski pokojowe padną, buldogi przetrwają.

Jak słabym politycznie osadzonym jest Andrzej Duda, przekonał się on sam podczas konfliktu z Macierewiczem. Zmuszony był przyznać po spotkaniu z ministrem obrony, że wszystko jest cacy, a Macierewicz nawet nie chciał potwierdzić słów prezydenta, mógł spokojnie w limuzynie rządowej podkręcić potencjometr w radiu, aby delektować się wygraną z prezydentem.

Ta sytuacja nie odpowiada otoczeniu Andrzeja Dudy i pewno jemu samemu, ile można dać się upokarzać, zwłaszcza, że Kaczyński nie może go zdymisjować – przynajmniej do nabliższych wyborów. I to jest bardzo konkretna siła Kancelarii Prezydenta. Duda jest otoczny ludźmi zesłanymi mu przez Kaczyńskiego, ale nie wszystkimi, a nawet gdyby, to niektórzy z nich przejawiają większe ambicje niż tylko szusować po stokach narciach, bądź zanurzać się w akwelungu na Bałtyku, albo wybranym morzu wymarzonego Trójmorza.

W Kancelarii Prezydenta zaczęły się przetasowania. Takie są skutki nauki z porażki z Macierewiczem. Zrezygnował szef gabinetu prezydenta Adam Kwiatkowski, który zawsze wiernie służył Kaczyńskim, na jego miejsce przyszedł Krzysztof Szczerski, ministrem prezydencki, lecz teraz jest pierwszym po bogu, jest szambelanem prezydenta, jego uchem i ustami, ale to on będzie teraz decydował o polityce prezydenta, bo Duda jest słaby, ale twarzą może być.

Otoczenie Dudy przejawia ambicje polityczne większe, niż chciałby im dać prezes Kaczyński. Przede wszystkim asekurują się ludzie prezydenta na czas po przegranej PiS, nie chcą polec wraz z partią macierzystą. Oni zależą w pierwszym rzędzie od kadencyjności, a dopiero potem od prezesa.

Prezes jest jeden, ale nie wiemy za wiele o jego nieśmiertelności – przynajmniej partyjnej. Walka w PiS to jeden front polityczny, który będzie zdecydowanie bardziej widoczny dla publiki niż dotyczas i rewolucyjne „więcej tego samego” dla pozostałych – dla demokracji, dla opozycji i społeczeństwa obywatelskiego.

Będą latać wióry i nie z powodu antyekologicznej polityki Jana Szyszki. Niejeden przed naszymi oczami przeleci trup polityczny. Takie będą rozstrzygnięcia dylematów Kaczyńskiego.

 

Krzysztof Szczerski nowym szefem gabinetu prezydenta. Posadę traci człowiek Lecha Kaczyńskiego

WB, PAP, 04.04.2017

Krzysztof Szczerski

Krzysztof Szczerski (Fot. Agata Grzybowska / Agencja Gazeta)

• Ze stanowiska szefa gabinetu prezydenta ustąpił Adam Kwiatkowski
• Rezygnacja ministra ma być powodowana względami zdrowotnymi
• Zmiana była planowana od dawna – poinformował rzecznik prezydenta

Adam Kwiatkowski złożył rezygnację ze stanowiska szefa gabinetu prezydenta z powodów zdrowotnych – poinformował dyrektor biura prasowego Kancelarii Prezydenta Marek Magierowski. Zmiana na stanowisku szefa gabinetu była planowana od dłuższego czasu – dodał. Kwiatkowskiego na stanowisku szefa gabinetu prezydenta zastąpił minister Krzysztof Szczerski, który w KPRP odpowiada za sprawy zagraniczne. Kwiatkowski, tak jak do tej pory, będzie zajmował się w Kancelarii Prezydenta m.in. sprawami Polonii.

Dowiedz się więcej:

Kim jest Krzysztof Szczerski?

Szczerski to doktor politologii UJ, redaktor naczelny prawicowego dwumiesięcznika „Arcana”, były wiceminister spraw zagranicznych w rządzie Jarosława Kaczyńskiego w czasach, gdy resortowi szefowała Anna Fotyga. W poprzedniej kadencji Sejmu Szczerski był posłem PiS. Jest twórcą krakowskiej fundacji Dyplomacja i Polityka, której po drodze jest m.in. z posłem Antonim Macierewiczem, ks. Dariuszem Oko czy doktorem Bogdanem Chazanem

Kim jest Adam Kwiatkowski?

Kwiatkowski jest absolwentem Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 1994-2006 był radnym dzielnicy Praga-Południe, a potem przez pięć lat radnym Warszawy. W wyborach parlamentarnych w 2011 r. dostał się do Sejmu z okręgu warszawskiego. Zasiadał m. in. w Komisji Łączności z Polakami za Granicą oraz Komisji Finansów Publicznych. Był współpracownikiem prezydenta Lecha Kaczyńskiego, w którego kancelarii odpowiadał m.in. za przygotowywanie wizyt krajowych. Funkcję szefa gabinetu prezydenta Dudy pełnił od 7 sierpnia 2015 r. W Kancelarii odpowiada za kontakty z Polakami za granicą.

 

gazeta.pl

RMF FM: Konflikt w rządzie. Macierewicz chce odebrać Streżyńskiej cyberbezpieczeństwo

04.04.2017

Szykuje się kolejne starcie w rządzie. Minister obrony narodowego Antoni Macierewicz chce przejąć od minister cyfryzacji cyberbezpieczeństwo – dowiedzieli się dziennikarze RMF FM. Anna Streżyńska nie chce się na to zgodzić.

Sprawa nabrała tempa w zeszłym tygodniu, gdy Ministerstwo Obrony Narodowej znacjonalizowało ważną spółkę telekomunikacyjną Exatel. Na jej czele stoją były szef rządowego Centralnego Ośrodka Informatyki Nikodem Bończa Tomaszewski (jako prezes) i były wiceminister cyfryzacji Szymon Ruman (zajmujący się kontaktami z administracją publiczną). Obaj są skłóceni ze Streżyńską, przerzucają się z nią odpowiedzialnością za kłopoty z informatyzacją państwa. Zwłaszcza Nikodem Bończa-Tomaszewski jest zbliżony do środowiska Macierewicza.

Z informacji RMF FM wynika, że te żale dotarły do Antoniego Macierewicza. Zwłaszcza argumenty, że resort cyfryzacji nie poradzi sobie z cyberobroną państwa. Szef MON uznał, że to szansa na powiększenie jego imperium.

Streżyńska próbuje się bronić i szykuje nową strategię cyberbezpieczeństwa państwa – bez oddawania swoich kompetencji.

Oficjalnie Ministerstwo Cyfryzacji przekonuje, że współpraca z Ministerstwem Obrony Narodowej układa się wyśmienicie. Nikt z resortu nie chce przyznać, że ma kłopoty z MON-em. Nieoficjalnie słychać jednak, że Anna Streżyńska nie chce kierować kadłubkowym ministerstwem, że dalej chce się zajmować zarówno tworzeniem e-państwa, jak i dbaniem o bezpieczeństwo systemówinformatycznych państwa. Oczywiście we współpracy z innymi resortami i rządowymi instytucjami, ale bez utraty nad tym kontroli.

interia.pl

Z kim PiS już niedługo stoczy walkę na śmierć i życie? Wcale nie z Platformą czy Tuskiem [WYWIAD]

04.04.2017

– Ta wojna jest ulokowana gdzie indziej, to wojna z polską inteligencją. Z tą inteligencją, która dziś idzie w marszach KOD-u – o największym przeciwniku i zagrożeniu dla Prawa i Sprawiedliwości mówi Onetowi socjolog i historyk idei prof. Paweł Śpiewak, były poseł Platformy Obywatelskiej. Jego zdaniem, nawet jeśli KOD upadnie, liczba oburzonych działaniami władzy ludzi nie zmaleje i znajdą inne sposoby na organizowanie się przeciwko władzy.

  • Prof. Śpiewak zdradza, że w zakulisowych rozmowach politycy PiS-u są spokojni, że nawet w przypadku wyborczej przegranej, dogadają się z Grzegorzem Schetyną
  • Nasz rozmówca przewiduje, że wojnę na śmierć i życie PiS stoczy wcale nie z Platformą czy Donaldem Tuskiem, tylko z rozwścieczoną inteligencją
  • Socjolog uważa, że jeśli za 2,5 roku Tusk wystartuje w wyborach prezydenckich, nie da najmniejszych szans obecnej głowie państwa – Andrzejowi Dudzie
  • W rozmowie z Onetem prof. Śpiewak zdradza też, że nie spodziewa się, żeby w razie wyborczej porażki PiS-u ich następcy oddali olbrzymią władzę, którą PiS zapewniło rządzącym.

Łukasz Rogojsz, Onet: Pięć różnych sondaży. W każdym z nich Prawo i Sprawiedliwość traci kilka punktów procentowych, a Platforma Obywatelska znacząco zyskuje. Różnica na korzyść PiS mieści się w granicach błędu statystycznego. To nowość. Czy po półtora roku rządów partia Jarosława Kaczyńskiego przestała być teflonowa?

Prof. Paweł Śpiewak: Nie w tym rzecz. Zauważmy, że od samego początku istnienia PiS-u – a nawet jeszcze zanim powstała ta partia – poparcie dla ugrupowań prawicowych utrzymuje się na zbliżonym poziomie, czyli około 30–35 proc., i jest w miarę stałe. Mieliśmy mały skok w trakcie ostatnich wyborów, ale był on rzędu 3–5 proc., więc to nie jest dużo. Rzecz nie w tym, że PiS zwiększyło swój stan posiadania, tylko w tym, że wszyscy pozostali potracili.

Zwłaszcza lewica, której zabrakło w Sejmie.

Lewica i Platforma. PO wypadła najgorzej nawet nie w sensie procentowym, ale dlatego, że straciła elektorat. Nie wiedzieliśmy, kto jest wyborcą Platformy i czego szuka. Sama partia nie wiedziała, do kogo ma się zwracać i gdzie szukać swoich wyborców. PiS z kolei ma bardzo stały elektorat i jest to niewątpliwy sukces Jarosława Kaczyńskiego. Od lat pracował nad tym, żeby swój elektorat utrzymać w lojalności wobec partii. To mu się udało. Niezależnie od tego, co się stanie, ile blamaży, w czyjejkolwiek opinii, zaliczy PiS, ta partia i tak będzie mieć swoje 30 proc. głosów. Problemem nie jest jednak to, co ma PiS, tylko to, co ma reszta stawki.

Ostatnie sondaże pokazują, że ma zdecydowanie więcej niż jeszcze miesiąc czy dwa temu. A PiS straciło te 3–5 proc., o których pan mówił.

Te wahnięcia nie są jeszcze tak znaczące, żeby na ich podstawie wyciągać daleko idące wnioski. Te będzie można formułować w najbliższych miesiącach, jeśli sytuacja się utrzyma.

Coś się jednak stało, skoro nagle doszło do tak istotnej zmiany w nastrojach i sympatiach społecznych.

Chodzi o kwestie europejskie. Mamy w Polsce jasny i silny podział na partie pro- i antyeuropejskie, a partie opozycyjne mogą o sobie mówić, że opowiadają się za Unią i silną Polską w Unii. Jeśli chodzi o PiS, to jego antyeuropejskość zaczęła być poważnym problemem.

PiS jest antyeuropejski?

Jest mocno eurosceptyczny. Nie mówię tu o wyprowadzaniu nas z Unii, czym niektórzy lubią dziś straszyć, ale o antyeuropejskości. PiS jest antyeuropejski w trzech wymiarach. Po pierwsze, w wymiarze światopoglądowym. Bo jeżeli istotą zjednoczonej Europy jest pewien kanon liberalnych wartości – w tym m.in. trójpodział władzy, niezależność systemu sądownictwa czy rozwinięte społeczeństwo obywatelskie – to PiS-owi na pewno jest to nie w smak. Po drugie, PiS-owi nie podoba się też obecna tendencja ideowo-obyczajowa w Unii Europejskiej. Z całą pewnością PiS jest zwolennikiem tradycyjnego modelu rodziny, tradycyjnej roli kobiety, ograniczenia wszelkich form swobody seksualnej czy nawet innych niż tradycyjne sposobów zapładniania. Trzeci wymiar antyeuropejskości PiS-u to czysto polityczne działania i zachowania, które ta partia podejmuje. Częściej niż rzadziej ustawiają polski rząd w pozycji niechcianego partnera na arenie europejskiej.

Jakieś konkrety?

W ostatnim czasie najbardziej w oczy rzuca się awantura wokół Donalda Tuska. Poza tym, jeśli polski rząd jako jedyny wśród państw członkowskich nie podpisuje ustaleń unijnego szczytu – o ironio, tak mu potrzebnych! – to rodzi się pytanie, z kim ta władza chce w ogóle w Europie współpracować. Inną rzeczą jest problem błędnej wizji polityki europejskiej, której podstawą jest obrona narodowej tożsamości suwerenności. Rzecz w tym, że w tej konkurencji Polska przegrywa najszybciej i poza naszymi rządzącymi chyba wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Jeśli zjednoczona Europa wróci do koncepcji suwerennych narodów, to staniemy wobec Francji czy Niemiec, które są znacznie silniejsze od Polski. I to w każdej sytuacji. Z kolei robienie cnoty z tego, że zaczepia się Niemców, to kompletna dziecinada.

PiS odpiera te zarzuty, twierdząc, że nie są eurosceptykami, tylko eurorealistami.

Nie zamierzam się z nimi licytować na słowa. Przypadłością partii Kaczyńskiego stało się tworzenie fikcyjnych słów, zwrotów i koncepcji, które nie odpowiadają żadnym faktom.

Taką koncepcją jest chociażby ta o głębokim kryzysie Unii i konieczności jej fundamentalnych reform w duchu, który postuluje PiS?

Ta koncepcja jest kompletnie nietrafiona. Stworzono ją na potrzeby wewnętrznych rozgrywek politycznych. Istotą sprawy jest co innego – kwestia elastyczności Unii Europejskiej. I tego, czy Unia przetrwa, gdy będzie elastyczna. Taka jest teza najważniejszych polityków europejskich. Pytanie, czy Polska to rozumie, czy Waszczykowski i Kaczyński to rozumieją. Nie jestem tego pewien.

Może po prostu starają się rozepchnąć łokciami w Unii, uniezależnić się od innych?

Co to znaczy „rozepchnąć się łokciami”? Rozpychać łokciami można się w tramwaju, ale nie w wielkiej polityce.

Słuchając polityków PiS-u, można odnieść wrażenie, że Unia jest właśnie takim zatłoczonym tramwajem, w którym wszyscy tłamszą Polskę.

To błędna diagnoza. Niedawno w „The Economist” słusznie opisano, że tylko elastyczność uratuje Unię, a sztywność w działaniu i myśleniu może jedynie ją zniszczyć. Walcząca o usztywnienie reguł dla całej Unii Polska jest podwójnie przeciwko sobie i swoim obywatelom. Po pierwsze, takie działanie niszczy samą Unię. Po drugie, oznacza to, że cała polityka wewnętrzna PiS-u – w tym niszczenie Trybunału Konstytucyjnego czy obecnie zamach na sądownictwo – sprawia, że Unia jest tym bardziej uprawniona do interwencji w sprawy wewnętrzne naszego kraju.

PiS nie doceniło przywiązania Polaków do Unii i europejskości?

Zupełnie tego nie zrozumieli. Aż w końcu zobaczyli badania społeczne na ten temat i przejrzeli na oczy. Bo jeszcze dzień przed szczytem w Rzymie pani premier zapewniała, że nie podpisze deklaracji rzymskiej. Bo tak należy odczytywać jej przemówienie – tłumaczyła Polakom, dlaczego nie może tego dokumentu podpisać. Tymczasem kiedy przyszło co do czego, okazało się, że jednak tę deklarację podpisała.

Pani premier postawiła cztery warunki, które muszą zostać spełnione, żeby Polska podpisała Deklarację rzymską. Szybko wyszło, że były spełnione już w chwili mówienia o nich.

Co tu dodać? Ta sytuacja idealnie pokazuje, z jakiego rodzaju polityką mamy do czynienia.

Rząd mógł pokazać się Polakom jako zwycięzca, przed którego żądaniami Unia ustąpiła.

To są małe i śmieszne gierki. Już nawet w Polsce wszyscy to rozumieją. Stosowanie takich zabiegów w kontekście europejskim uważam za totalne nieporozumienie. Innymi słowy, odrywając się od problemu Unii Europejskiej, PiS nie chciało być osamotnione nie tylko w Unii, ale również w Polsce. Bo ten, kto jest osamotniony – przegrywa. Kwestia obecności Polski w Unii jest kwestią fundamentalną i PiS zaczyna to rozumieć. To nie jest kwestia pryncypiów, ale politycznego „być albo nie być”, także w kontekście wyborczym. Polacy nigdy by im nie wybaczyli zniszczenia naszego związku z Europą. Związku, który jest, niestety, stale przez nich osłabiany. Ostatnia decyzja o znaczącym ograniczeniu naszej obecności w Eurokorpusie to najlepszy dowód.

Prezes Kaczyński w niedawnym wywiadzie dla tygodnika „wSieci” o spadających słupkach poparcia powiedział: „Pewnie spadną, nie mamy co do tego większych wątpliwości. Taka jest cena, którą świadomie wliczyliśmy w koszty. Cena, którą być może trzeba zapłacić, żeby Polska nie była piłką do kopania, piłką kopaną przez innych”. Ta cena naprawdę została wliczona czy to robienie dobrej miny do złej gry?

Kiedy słucham takich wypowiedzi, zupełnie nie rozumiem, co on do mnie mówi. Polska jest kopana wtedy, gdy jest izolowana. A jest izolowana przez taką, a nie inną politykę Kaczyńskiego. Także, o czym on mówi? Nie dość, że płaci cenę w postaci spadku poparcia i zwiększenia szans Platformy na wyborcze zwycięstwo, to jeszcze poważnie szkodzi międzynarodowym interesom Polski. Powiem szczerze, że to, co robią Kaczyński i Macierewicz, jest dla mnie niezrozumiałe. Niezrozumiałe na poziomie logiki i racjonalnego myślenia. Bo jak określić kompromitację z zakupem śmigłowców dla polskiej armii, czystkę kadrową wśród najważniejszych dowódców wojskowych, dosłowne rozbijanie się limuzynami czy wycinkę drzew na niespotkaną skalę? Nie rozumiem partii, która sama sobie tworzy tak wielu wrogów. Partii, która potrafi się zatrzymać jedynie wtedy, gdy jakaś grupa użyje wobec niej argumentu siły.

We wspomnianym wywiadzie dla „wSieci” prezes PiS wydaje się optymistą: „Straty zdołamy nadrobić, mamy jeszcze spory repertuar propozycji dla społeczeństwa”. Tych propozycji i projektów PiS rzeczywiście ma jeszcze tyle, żeby odwrócić sytuację? Bo wydaje się, że to, co miało zostać zrealizowane, już zrealizowane zostało, a to, co nie – upadło.

Takich celów do zrealizowania im nie brakuje. Został im jeden bardzo ambitny cel, czyli problemy mieszkaniowe Polaków. PiS stara się na to odpowiedzieć programem Mieszkanie plus. I to jest świetny pomysł, ponieważ najsłabszą grupą społeczną w Polsce jest niższa klasa średnia. Ci ludzie nie mają pieniędzy, aby swoim dzieciom zapewnić mieszkania, dlatego trzeba im zapewnić jakieś gwarancje. W innym razie albo emigrują, albo będziemy mieć olbrzymią grupę młodych ludzi żyjących na garnuszku rodziców. Z punktu widzenia PiS-u to jest bardzo ważny projekt społeczny. Myślę, że niejedyny, który można dziś wymyślić.

Czy teraz, kiedy po raz pierwszy od półtora roku PiS zobaczyło, że ich działania spotkały się z bardzo wyraźnym i bardzo wymiernym sprzeciwem społecznym, możemy spodziewać się złagodzenia partyjnej linii?

Nie liczyłbym na to. To kwestia dwóch rzeczy. Po pierwsze, temperamentu przywódcy. Jarosław Kaczyński jest radykałem z urodzenia, nie potrafi działać inaczej. Jest zarazem pragmatyczny do bólu, ale dominującą cechą jest radykalność. Po drugie, radykalizm wymusza jedność. Politycy PiS-u przeszli przez półtora roku taką drogę, tak często łamali sobie kręgosłupy moralne, że teraz nikt nie powie „Słuchajcie, ale w to już nie wchodzę”. Muszą bronić partii choćby z tego powodu, że są w środku i chcą zachować pozycję. To wymuszenie przez kierownictwo partii w swoim własnym środowisku posłuszeństwa i oportunizmu, przy jednoczesnym łamaniu kręgosłupów moralnych. Dlatego nie ma żadnego powodu, żeby przypuszczać, że modus operandi PiS-u jakkolwiek się zmieni.

Skoro PiS nie wyhamuje mimo zmieniających się nastrojów społecznych to co dalej? Albo zwycięstwo, albo śmierć?

Ta radykalizacja, którą obserwujemy obecnie, będzie mieć swoje skutki później. Jeśli PiS nie obroni władzy w wyborach, nowa władza bardzo brutalnie rozprawi się z politycznymi przeciwnikami. Jest to o tyle niebezpieczne, że PiS stworzyło i wciąż tworzy narzędzia, które dają władzy nieprawdopodobne możliwości działania. Nie widzę powodów, dla których następna władza miałaby z tych narzędzi zrezygnować.

Wahadło wychyli się w drugą stronę, ale mechanizm pozostanie ten sam.

Reguła quasi-dyktatorskiego, autorytarnego systemu zostanie zachowana.

Nowa władza nie wyciągnęłaby wniosków z błędów swoich poprzedników?

Na początku będzie to uzasadniane tym, że nowa władza potrzebuje szczególnych narzędzi, żeby raz na zawsze pozbyć się PiS-u. Potem z PiS-em skończą, ale narzędzia stworzone przez PiS sobie zostawią.

Zostawmy PiS i pomówmy o Platformie. Wszystkich zastanawia, skąd wziął się nagły wzrost poparcia dla partii Grzegorza Schetyny? Błędy i wpadki PiS zaliczało już wcześniej, ale nie przynosiły konsekwencji w postaci spadku poparcia.

Złośliwcy mówią, że Donald Tusk znów uchronił PO przed plajtą i do pewnego stopnia jest to prawdą. Bo Grzegorz Schetyna i jego otoczenie nie zrobili nic, żeby Platforma się wzmocniła. Wciąż płyną na błędach i słabości PiS-u. Sami z siebie nie mają ani hasła, ani pomysłu, ani liderów, którzy mogliby pokazać, że to jest ta nowa Platforma, do której należy mieć zaufanie.

Sondaż Millward Brown dla „Faktów” TVN i TVN24 opublikowany dzień przed szczytem Rady Europejskiej pokazał, że Polacy też są za Tuskiem. 54 proc. chciało, żeby rząd poparł jego kandydaturę, przeciw było 41 proc.

Gdyby rząd PiS zachował się mądrze i poparł Tuska, Platforma nie odzyskałaby poparcia, które widzimy w ostatnich sondażach. To pokazuje, jak poważne błędy polityczne popełnia ta ekipa.

Proste błędy.

Banalne, bo ani pan, ani ja byśmy tych błędów nie popełnili. Chociaż, oczywiście, moglibyśmy popełnić tysiąc innych. (śmiech)

Prawdziwe trzęsienie ziemi wywołał inny sondaż – IPSOS dla OKO.press. Pokazał, że Tusk pokonałby w II turze wyborów prezydenckich Andrzeja Dudę. Dotychczas Duda był w tego rodzaju badaniach poza zasięgiem kogokolwiek.

Pozycja prezydenta, który nie za bardzo „wcina się” w sprawy bieżące, jest w Polsce wysoka niezależnie od tego, kim jest i co robi. Natomiast teraz mogę się założyć o duże pieniądze, że jeśli dojdzie do wyborczej konfrontacji Tuska z Dudą, to jej wynik jest oczywisty. Za 2,5 roku Tusk nie da najmniejszych szans obecnemu prezydentowi.

Tuskowi pomogła wymierzona w niego ofensywa obozu rządzącego? Najpierw był nazywany człowiekiem Berlina, potem szef MON oskarżył go o zdradę dyplomatyczną, a wreszcie został wezwany jako świadek do prokuratury w śledztwie przeciwko byłym szefom SKW.

Tusk nie miał najlepszej opinii wśród liderów europejskich, bo było sporo zastrzeżeń do jego pracy. Nie wiem, na ile są one prawdziwe, a na ile nie, ale nie to jest tutaj ważne. Ważne jest, że szarża PiS-u przeciwko Tuskowi bardzo wzmocniła go w Europie. Tym samym PiS popełniło wszystkie możliwe błędy, a przecież nie znamy jeszcze wszystkich konsekwencji tych działań.

Konsekwencje tych działań widzi PiS. Wobec tego będzie chciało się z nich stopniowo albo od razu wycofać?

Na razie obserwujemy raczej robienie hałasu niż faktyczne działania przeciw Tuskowi. To jeszcze nie jest walka na śmierć i życie, ona się dopiero zacznie. Jeśli po wyborach w 2019 roku rządzić będzie ktokolwiek inny niż PiS, Antoni Macierewicz stanie przed Trybunałem Stanu.

Tylko on?

Na pewno będzie to Macierewicz, na pewno będzie to Zbigniew Ziobro. I tym razem nie będzie zmiłuj…

Rządzącym nie zabraknie posłów, jak wtedy, gdy ostatnim razem PO chciała postawić Ziobrę przed Trybunałem Stanu?

Z pewnością. To będzie krwawa vendetta, w której ludzie PiS-u zostaną wycięci do samej kości. To nie ulega dla mnie żadnej wątpliwości. Jeśli wygra Platforma, to ten PiS-owski przewrót, który obserwujemy obecnie, będzie skutkował radykalną rewolucją po wyborach.

Z kim będzie się toczyć ta walka na śmierć i życie, o której pan wspomniał? Z Platformą? Z Tuskiem? Z całą opozycją?

Ze wszystkimi. Na razie Grzegorz Schetyna uprawia politykę, którą uważam za, delikatnie mówiąc, niezręczną. Stara się ustawić Platformę jako jedyną partię opozycyjną, a siebie jako jedynego lidera opozycji. Marginalizuje przy tym Nowoczesną. Schetyna może nie szanować Ryszarda Petru czy innych liderów opozycji, ale nie ulega wątpliwości, że tylko połączenie ich elektoratów zapewni jakikolwiek rezultat w walce z PiS-em. Bez tego nic nie uda się zrobić. Dlatego wojny wewnątrz opozycji Schetyna powinien zostawić na później.

Platforma tego nie rozumie, czy nie chce zrozumieć?

Liderzy Platformy w ten sposób budują dziś tożsamość swoją i swojej partii. Według mnie to błąd, bo każdy spór czy konflikt wewnątrz opozycji umacnia PiS. PiS będzie takie sytuacje rozgrywać na swoją korzyść. W rozmowach kuluarowych PiS-owcy powtarzają, że z Grzegorzem Schetyną się dogadają. Oni nie mają poczucia, że to jest ten przeciwnik, z którym przyjdzie im stoczyć decydujący bój.

To z kim będzie ta wojna na śmierć i życie?

Ta wojna jest ulokowana gdzie indziej, to wojna z polską inteligencją. Z tą inteligencją, która dziś idzie w marszach KOD-u.

Mało tej inteligencji. Z każdym marszem mniej.

To prawda, ale ludzi, którzy mają tę samą percepcję wydarzeń w Polsce, co uczestnicy marszów KOD, jest wystarczająco dużo. Chodzi o poczucie niezwykłego oburzenia politycznego i etycznego. Tyle że ci ludzie wcale nie mają przekonania, że w następnych wyborach chcą głosować na PO.

Mają przekonanie, że chcą odsunąć od władzy PiS.

Oni nienawidzą PiS-u. Ale czy mają przekonanie, że Platforma odpowiada ich oczekiwaniom? Szczerze wątpię. Powtarza się sytuacja z wyborów w 2015 roku – bardzo wielu ludzi będzie szukać czegoś innego niż Platforma, bo nie ma zaufania do tej partii. Zresztą PO nie zrobiła nic, żeby to zaufanie i wiarygodność odbudować. Jest to o tyle poważna sytuacja, że przyszłość Polski nie zależy od PiS-u, ale od jakości opozycji.

KOD – mówią to nawet jego członkowie – jest dziś w fazie schyłkowej. Czy jeśli go zabraknie, ci oburzeni, o których pan mówił, będą mieć jakąś platformę do działania?

Jeśli KOD się skończy, powstanie coś innego. Pole do działania nie jest tutaj zamknięte, a potrzeba jest matką wynalazków. Jest wielu ludzi, którzy potrafią coś wymyślić lub zorganizować. Jeśli chodzi o KOD, to szkoda, że wyglądająca na początku tak poważnie inicjatywa zniszczyła samą siebie.

Wróćmy jeszcze do Platformy i Tuska. Choć w Polsce nie ma go już 2,5 roku, a od wyborów minęło półtora roku, to wciąż on musi wyciągać PO z kłopotów. Nie ma Platformy bez Tuska?

Wszyscy liczą, że Tusk wróci na białym koniu i znów poprowadzi ich do zwycięstwa.

A mówią coś zupełnie innego…

To zrozumiałe. Jednak jeśli ma poprowadzić ich do sukcesów, musi wrócić na białym koniu, a nie jako przegrany. Kierownictwo Platformy z chęcią by go powitało, ale tylko po to, żeby wysłać na odcinek walki o prezydenturę. Bo choć to stanowisko szlachetne…

…to niegroźne i pozbawione realnych wpływów.

Pilnowanie tego osławionego żyrandola, jak mawiał sam Tusk.

Zgodzi się wrócić do polskiej polityki tylko po to, żeby pilnować żyrandola?

Jeśli wróci do Polski na kilka miesięcy przed wyborami, nie zdąży przejąć partii, bo to zbyt skomplikowany mechanizm. Natomiast w sytuacji, gdyby wygrał wybory, silne centrum polityczne przeniosłoby się do Pałacu Prezydenckiego.

Prezydent Tusk byłby zagrożeniem dla przewodniczącego, a być może premiera Schetyny?

Bez dwóch zdań. To jest wojna, a oni już dawno między sobą przekroczyli Rubikon nienawiści. Publicznie mogą na ten temat mówić, co chcą, ale takie są fakty.

Schetyna wydaje się między młotem a kowadłem. Tusk jest mu jednocześnie potrzebny, ale i stanowi zagrożenie.

Sytuacja przypomina ostatnią kampanię prezydencką, którą PO prowadziła tak, żeby Bronisław Komorowski wygrał, ale nieznacznie, bo bano się, że zbytnio urośnie w siłę. Tyle że ludzie prowadzący tamtą kampanię w ostatecznym rozrachunku zrobili znacznie więcej błędów, niż planowali i ku zaskoczeniu wszystkich Komorowski przegrał z Dudą.

onet.pl

Śmierciożercy. 10 kwietnia jako smoleńskie święto państwowe byłby ukoronowaniem nekropolityki PiS-u

04.04.2017

– To jest do rozważenia, żeby 10 kwietnia zrobić dniem wolnym od pracy. Trzeba godnie obchodzić ten dzień – powiedział poseł PiS, Marek Suski, który chciałby świętować rocznicę katastrofy smoleńskiej. Polityk znany głównie z dopytywania o nazwisko carycy Katarzyny, sonduje reakcję społeczną na pomysł, który byłby ukoronowaniem nekropolityki PiS. Nic tak nie ożywia partii rządzącej, jak trupy kolegów.

Godne obchodzenie rocznicy katastrofy smoleńskiej? Ten pociąg już dawno opuścił peron – znak do odjazdu dało jeszcze w 2010 r. samo Prawo i Sprawiedliwość. Pisanie o trupach nie przystoi? Proszę wybaczyć, ale zbyt długo chodzono na paluszkach obok cyników, którzy z zapałem rozgrzebują groby i ryją w zbiorowej pamięci. Teraz zbieramy zatrute owoce.

Istnieją jeszcze enklawy normalności, w których można po ludzku wspomnieć zmarłych i pochylić głowę w milczeniu – to prywatne wizyty na cmentarzu, spotkania bliskich ofiar. Jednak partia rządząca porwała katastrofę, by zrobić z niej zamach na przyzwoitość i zdrowy rozsądek, czyli swój mit założycielski. Uświęcenie 10 kwietnia ma być kropką nad i.

 

Ideę rzuconą przez posła Suskiego od razu podchwycili internauci. Niektórzy już snują plany wiosennego grillowania lub wycieczek rowerowych, inni po prostu cieszą się dodatkowym dniem wolnym od pracy. Znaleźli się też obrotni, którzy trzymają kciuki za to, by parlamentarzyści ustanowili święto zarówno 10 kwietnia (Smoleńsk) i 14 kwietnia (chrzest Mieszka I), by móc brać co roku „długi weekend smoleński”. Inni wzywają PiS do pójścia na całość i danie Polakom wolnego każdego dziesiątego dnia miesiąca. Wszak pisowskie wiece pod Pałacem Prezydenckim to „element dziedzictwa narodowego”!

Ten czarny humor to próba oswojenia bezwzględnej nekropolityki PiS. Polityki sekciarskiej, będącej mieszanką katolicyzmu i lotnictwa (ale przy tym mniej sympatycznej niż kult cargo), zasilanej bredniami zamachowymi członków PiS i apelami smoleńskimi, doprawianymi regularnymi ekshumacjami. Gnijące, zmasakrowane, rozczłonkowane ciała nie zaznają spokoju – aby z wyborców zrobić wyznawców, PiS jest gotowy na wszystko.

Pomocną dłoń PiS-owi podają hierarchowie Kościoła rzymskokatolickiego – to eksperci, bo ich organizacja ma tysiące lat doświadczeń w marketingu śmierci (nawet ich logo to mężczyzna umierający na narzędziu tortur, jakim był krzyż). Część księży umacnia niegodne szaleństwo tworząc smoleńskie groby Jezusa i głosząc „zamachowe” kazania. Nie mogliby tak łatwo robić ludziom wody z mózgu, gdyby Polacy zamiast katechezy mieli lekcje fizyki.

Lubimy czcić rzezie, masakry i hekatomby, jakimi były nasze nieudane powstania, ale zrobienie 10 kwietnia dniem wolnym od pracy byłoby pójściem o krok dalej. Stałoby się narodowym świętowaniem naszej własnej głupoty, bo do katastrofy w Smoleńsku doprowadziliśmy sami wieloma zaniedbaniami, w tym zgodą na pomiatanie pilotami przez polityków. Równie dobrze moglibyśmy świętować rocznice wypadków drogowych i stłuczek elity PiS, której politycy na naszych oczach igrają z losem łamiąc procedury, tak jak ich poprzednicy robili kiedyś podczas lotów. Nikt nie zabroni nam traktować Nagrody Darwina jak orderu, pytanie tylko: po co?

„Po trupach do celu” to metoda na to, by dzięki katastrofie zrobić biznes: partyjny (notowania popularności), medialny (jak związane z PiS-em gazety, bezwstydnie rozpowszechniające największe bzdury) lub osobisty, jak rodziny części ofiar, upominający się wielokrotnie o milionowe odszkodowania, dla których śmierć bliskich stała się sposobem na życie. Dla zbyt wielu osób szaleństwo wokół Smoleńska oznacza przelewy na konto, by mogli z niego zrezygnować. Smoleńscy śmierciożercy są śmierciożercami z wyrachowania. Budują cywilizację śmierci, bo to im się opłaca.

naTemat.pl

WTOREK, 4 KWIETNIA 2017, 09:34

Zieliński: 280 km/h – znane są przypadki uderzenia w skałę samolotu, gdzie nie wszyscy zginęli

To sprawa prokuratorów, to jest sprawa komisji, czy podkomisji, która ma w tej chwili raz jeszcze wszystko przeanalizować i zbadać, podać wyniki tych badań z udziałem ekspertów międzynarodowych, co jest bardzo ważne. Także 280 na godzinę, znane są przypadki uderzenia w skałę z taką prędkością samolotu, kiedy nie wszyscy zginęli – mówił Jarosław Zieliński w rozmowie z Konradem Piaseckim w Radiu Zet.

Jak dodawał, takie przypadki miały miejsce. – Zdaje się to był samolot parę lat temu etiopskich… czy egipskich, trzeba przypomnieć ten przypadek właśnie. A tutaj, ale powtarzam, to jest próba logicznego myślenia – dodał wiceszef MSWiA.

09:21

Zieliński: Gdyby było sprowadzanie celowe ku katastrofie, a jednocześnie miał być wybuch, to te 2 przyczyny nie muszą być sprzeczne

Dziwię się, że dopiero teraz są zarzuty dla rosyjskich kontrolerów lotów ze Smoleńska. Gdyby było sprowadzanie celowe ku katastrofie, a jednocześnie miał być wybuch, to te dwie przyczyny nie muszą być sprzeczne. Mogę sobie teoretycznie wyobrazić, że kontrolerzy podają błędne informacje i jednocześnie jest w samolocie coś, co powoduje eksplozję – mówił Jarosław Zieliński w rozmowie z Konradem Piaseckim w Gościu Radia Zet.

Zieliński uważa, że „gdyby Tusk nie oddał wszystkiego Rosji, to byśmy dawno w Polsce mieli czarne skrzynki i wrak tupolewa”. Dodaje, że Donald Tusk „zaufał Rosji, bo bał się tej prawdy w Polsce”. – Staramy się i będziemy się starać odzyskać czarne skrzynki, ale Rosja idzie w zaparte torem, który Tusk ustanowił z Putinem – ocenił.

08:00

Siemoniak: Powinien zmienić się premier i powinien być nim Kaczyński

Myślę, że do PiS-u dotarło to, że tak jak efekt Tuska jest przedmiotem dyskusji, co on może oznaczać dla Polski, tak bez wątpienia dla PiS-u efekt Macierewicza ciągnie ich w dół. Kolejne dni i tygodnie z szaleństwami Macierewicza będą obniżały notowania PiS-u. Myślę, że nie odejdzie, bo jest za mocny i nikogo nie słucha. Prezes mówił o ekstrawagancjach. To krytyka podszyta obawą, bo zdanie później prezes wychwala Macierewicza. Sądzę, że nie odejdzie – mówił Tomasz Siemoniak w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24. Jak dodał:

„Powinien zmienić się premier i powinien być nim Jarosław Kaczyński. Myślę, że głęboko żenujące dla Polaków jest oglądanie jak prokurator Święczkowski trzy godziny siedzą na Nowogrodzkiej w siedzibie partii, jak przyjeżdżają ministrowie, przed Radą Ministrów nad odprawę. Pani Szydło i tak nie jest premierem w tym momencie”

Według Siemoniaka, ten model rządzenia z I sekretarzem na Nowogrodzkiej wyczerpał się.

07:47

Siemoniak: Ziobro postawił Macierewicza w bardzo trudnej sytuacji

Jak mówił Tomasz Siemoniak w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24:

„Przede wszystkim góra urodziła mysz. Prokuratura – już pod nowym kierownictwem Zbigniewa Ziobry – pracowała przez rok i tyle, co ustaliła, to to, że stawia ostrzejsze zarzuty rosyjskim kontrolerom. To czynność bardziej polityczno-propagandowa, bo przecież nikt ich pod sąd nie doprowadzi. Uważam, że ważne jest co innego. To, że Ziobro wyprzedził wszystkich innych chętnych do mówienia o katastrofie smoleńskiej i postawił w bardzo trudnej sytuacji Macierewicza i pstrokatą komisję, bo politycznie to, co zrobił Ziobro oznacza tyle: generalnie popieramy to, co robiła prokuratura do tej pory, zaostrzamy pewne zarzuty i nie mówimy o zamachu. Nie wiem, co teraz Macierewicz – który miał wstrząsające rzeczy co roku – może powiedzieć”

Na to, że akurat wczoraj ta konferencja miała miejsce, mógł mieć wpływ Ziobro i postawił wszystkich, którzy będą mówili o zamachu w ciągu najbliższych dni, w trudnej sytuacji – dodał polityk PO.

300polityka.pl

WTOREK, 4 KWIETNIA 2017

STAN GRY: GW: Poseł PiS za czasów Amber Gold namawiał do inwestowania w złoto, KKZ: Zasługa samej PO we wzrostach poparcia nie za duża

JANUSZ SZEWCZAK, POSEŁ PIS NAMAWIAŁ DO KUPOWANIA ZŁOTA, W CZASIE AMBER GOLD, A JEGO UPADEK UWAŻAŁ ZA SPISEK – Wojciech Czuchnowski w GW: “Komentuje przesłuchania dla prawicowych mediów, zarzuca rządowi PO-PSL, że przyczynił się do strat finansowych ponad 18 tys. klientów gdańskiego parabanku. Ale nie wspomina, że na przełomie 2011 i 2012 r., kiedy działalność Amber Gold kwitła, sam zachęcał do inwestowania w złoto, a należąca do SKOK-ów „Gazeta Bankowa” w specjalnym numerze wykazywała wyższość inwestycji w złoto nad innymi lokatami”. http://wyborcza.pl/7,75398,21587086,kto-nas-kusil-zlotem.html

W OLSZTYNIE PIS CHCE DEKOMUNIZOWAĆ ULICE KURONIA I KOTAŃSKIEGO – GW: “Ale w wykazie znajdziemy też poetkę Marię Zientarę-Malewską, która za czasów niemieckich krzewiła polskość na Warmii, czy legendę polskiej opozycji Jacka Kuronia oraz twórcę Monaru Marka Kotańskiego”. http://olsztyn.wyborcza.pl/olsztyn/7,48726,21580998,lista-blisko-120-patronow-ulic-do-zmiany-w-olsztynie.html

ZDUSIĆ IN VITRO W ZARODKU – Klara Klinger na jedynce DGP: “Rząd chce, by Polacy zapomnieli o nowoczesnych metodach leczenia niepłodności. Blokuje lokalne inicjatywy dające bezpłodnym parom nadzieję na potomstwo”. http://zdrowie.dziennik.pl/aktualnosci/artykuly/546606,zdusic-in-vitro-w-zarodku-dofinansowanie-pis-samorzad-rzad.html

PROKURATURA STAWIA NA ZAMACH – tytuł w Fakcie.

WIARA W ZAMACH SŁABNIE – jedynka RZ: “Partia Jarosława Kaczyńskiego raczej nie ma co liczyć na to, że uda się jej spowodować zmianę nastawienia opinii publicznej: ponad połowa badanych jest przekonana do teorii nieszczęśliwego wypadku i ta grupa rośnie. W 2015 roku, również według sondażu IBRiS, za tą wersją opowiadało się 46,5 procent badanych. W najnowszym badaniu – już 51,4 procent”.

TYLKO 14% WIERZY W ZAMACH – RZ: “W ciągu dwóch lat nieznacznie zmalała natomiast grupa wierzących w zamach. Obecnie to 14,2 procent badanych, dwa lata temu – 15,6”. http://www.rp.pl/Katastrofa-smolenska/304039874-Wiara-w-zamach-smolenski-slabnie.html

MOŻE CZAS NA ZMIANĘ STRATEGII – Bogusław Chrabota o Smioleńsku i PiS w RZ: “Mijają lata i mam wrażenie, że w miarę ich upływu te wyniki będą dla PiS coraz gorsze. Może więc czas na zmianę strategii?” http://www.rp.pl/Opinie/304039887-Chrabota-Smolenska-trauma-w-nieskonczonosc.html

W PIS REKONSTRUKCJA BYŁABY W PiS POSTRZEGANA JAKO PRZYZNANIE SIĘ DO SŁABOŚCI – Paweł Kowal w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem w RZ: “byłoby to chyba postrzegane jako przyznanie się do słabości. Raczej będzie oczekiwanie na jakiś moment odsapnięcia od codziennych problemów i nastąpi to wtedy”.

RAFALSKA MOGŁABY ZASTĄPIĆ SZYDŁO – dalej Kowal w RZ: “Dokładnie o tym myślałem w weekend, kiedy obserwowałem, jak minister Rafalska jest pozycjonowana. Pamięta pan powracające koncepcje „aniołków”? Elżbieta Rafalska jest dla PiS-u nie aniołkiem, ale aniołem z dobrą wiadomością o udanym projekcie 500+. Czuje się pewnie w tej roli, składa wręcz obietnice prokreacyjne w imieniu Pana Boga i obywateli, że urodzi się tyle a tyle dziatwy. Ona stała się polityczką ciężkiej wagi, ma wiele inteligencji i uroku”.

DROŻYZNA ZJADA NAM 500+ – tytuł w Fakcie: “Ceny w sklepach szaleją, a będzie jeszcze drożej. To zła wiadomość dla wszystkich beneficjentów rządowego programu Rodzina 500+. Nadal dostają po 500 zł na dziecko, ale kupią za to mniej”. http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/podwyzki-cen-zywnosci-traca-rodziny-ktore-korzystaja-z-500/16cgcpd

FINANSOWE BAGNO W KOD – jedynka Faktu: “Zagubione protokoły ze zbiórek pieniędzy z marszów KOD i, jak twierdzą członkowie Komitetu, przelewy od opozycyjnych partii politycznych jako opłata za wejście na scenę – to ujawnione przez portal Onet.pl szokujące kulisy działalności Komitetu Obrony Demokracji. Sprawa została już zgłoszona do prokuratury. Czy będzie to gwóźdź do trumny ruchu, którego liderem jest Mateusz Kijowski?” http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/szokujace-praktyki-w-kod-politycy-placili-za-wejscie-na-scene/frkxvgf

ZAKAZ HANDLU W NIEDZIELĘ ZASZKODZI PRACOWNIKOM – Ryszard Bugaj w SE: “Na gospodarkę w niewielkim stopniu, mocno i bynajmniej nie najlepiej wpłynęłoby to za to na pracowników w handlu zatrudnionych.(…)  Z prostej przyczyny – wolne niedziele nie wpłyną może na obroty, które nie spadną znacząco, jednak ten jeden dzień wolny może doprowadzić do tego, że pracodawcy będą mieli podstawę do tego, by zwalniać pracowników”. http://www.se.pl/wiadomosci/opinie/ryszard-bugaj-zakaz-handlu-uderzy-w-pracownikow_975642.html

PIS JUŻ NIE JEST TEFLONOWY, BLITZKIREG ZATRZYMANY POD LEGIONOWEM – Katarzyna Kolenda-Zaleska w GW: “Bruksela i Legionowo pokazały, że PiS już nie jest tą triumfującą, teflonową partią, która rozmontowuje, co jej się podoba, która może wszystko i nigdy nie traci. Okazuje się, że są punkty wrażliwe”.

ZASŁUGA PO WE WZROSTACH POPARCIA NIE ZA DUŻA – KKZ: “Teraz jednak Platforma nabiera wiatru w żagle, choć trzeba przyznać, że jej zasługa jest w tym względzie nie za duża. Z całej sytuacji można było wycisnąć więcej. Zwycięstwo Tuska w brukselskiej rozgrywce jaskrawo obnażyło nieudolność PiS w reprezentowaniu Polski. Było trochę wstyd i ten wstyd pozostał. Podobnie jak obawy, że PiS zechce rozluźnić nasze związki z Unią, którą postrzega jako agresora o twarzy Fransa Timmermansa. Z kolei brawurowe przejazdy kolumn rządowych pokazują arogancję władzy, która w końcu dorwała się do zabawek. A potem przyszedł punkt zwrotny – referendum w Legionowie, gdzie nie tylko wynik okazał się miażdżący, ale też frekwencja”. http://wyborcza.pl/7,75968,21584982,blitzkrieg-zatrzymany-pod-legionowem.html

SPODZIEWAM SIĘ ZAOSTRZENIA KURSU – Michał Kamiński w GW: “Tak więc zarówno z powodów politycznych, jak i, niestety, ludzkich, które w tym przypadku mają ogromne znaczenie, spodziewam się radykalnej ucieczki do przodu, zaostrzenia kursu i narastającego konfliktu wewnętrznego, któremu towarzyszyć będą coraz bardziej brutalne ataki na państwo demokratyczne i opozycję. Prezes uzna, że „gorszy sort” w pełni zasługuje na spełnienie chińskiej klątwy, by żyć w ciekawych czasach”. http://wyborcza.pl/7,75968,21585921,osaczony-prezes-musi-kasac.html

ZAMACH CZEKA NA DOWODY – Agnieszka Kublik w GW: “Współwina Rosjan za katastrofę smoleńską była oczywista już dla rządowej komisji Jerzego Millera (jako główną przyczynę wskazała ona błędy załogi). W jej raporcie z lipca 2011 r. wyraźnie jest napisane, że „wieża mogła zapobiec” tragedii. Cywilna komisja nie stawia jednak zarzutów, wskazuje tylko zaniedbania”. http://wyborcza.pl/7,75968,21587533,zamach-czeka-na-dowody.html

ALBO EURO ALBO POLEXIT – Jarosław Bauc w GW: “Należy odejść od nieprawdziwego paradygmatu – konwergencja warunkiem przyjęcia wspólnej waluty – i odwrócić kolejność w tej zależności. Najpierw natychmiast ogłosić przyjęcie euro, które napędzając wzrost gospodarczy, zbliży Polskę do zasobnych krajów Europy. Proces adopcji wspólnego pieniądza zajmie kilka lat, ale zintensyfikuje nasze relacje ze Wspólnotą i naprawi fatalny klimat na linii Polska – Unia. Ponadto konieczność wypełnienia warunków z Maastricht wzmocni wiarygodność inwestycyjną Polski i ponownie zachęci podmioty polskie i zagraniczne do inwestycji – a to jest jedyną drogą dla przyspieszenia wzrostu gospodarczego”. http://wyborcza.pl/7,75968,21584884,polska-bedzie-w-euro-albo-nie-bedzie-jej-wcale.html

ZAMIAST DYSCYPLINY MAMY FISKALNE POLUZOWANIE – RZ: “W tym roku, mimo doskonałej koniunktury, można spodziewać się wzrostu deficytu i długu. A to może nam zaszkodzić, gdy gospodarka spowolni”. http://www.rp.pl/Dane-gospodarcze/304039876-Zamiast-dyscypliny-mamy-fiskalne-poluzowanie.html

300polityka.pl

Zygmunt Solorz-Żak kontra rząd Szydło. Czy to już wojna PiS z miliarderem?

Michał Matys, 03 kwietnia 2017

Właściciel telewizji Polsat Zygmunt Solorz Żak

Właściciel telewizji Polsat Zygmunt Solorz Żak (Fot. Tomasz Stańczak / Agencja Gazeta)

Jeden z najbogatszych Polaków Zygmunt Solorz-Żak popadł w spór z PiS. W ciągu ostatniego miesiąca przedstawiciele jego firm aż trzykrotnie skrytykowali rząd.

Na spór zanosiło się od roku. Politycy PiS zapowiedzieli, że zbadają prywatyzację kopalni węgla brunatnego w Koninie i Adamowie, którą przeprowadził poprzedni rząd. W 2012 r. kopalnie kupił należący do Zygmunta Solorza-Żaka Zespół Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin. W połowie 2016 r. resort skarbu zwrócił się do prokuratury o sprawdzenie, czy przy prywatyzacji nie doszło do przestępstwa.

Jednocześnie Ministerstwo Rolnictwa na rok zablokowało budowę nowej odkrywki – zwlekało z odrolnieniem przeznaczonego pod nią terenu. Potem do akcji wkroczyła Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Poznaniu. W połowie marca 2017 r. odmówiła zgody na odkrywkę, argumentując, że źle wpłynie na środowisko. Zarząd ZE PAK ogłosił, że odmowa jest niezrozumiała i spowoduje ograniczenie produkcji energii oraz zwolnienia pracowników elektrowni.

Solorz-Żak i konflikty z rządem

W tym czasie Solorz-Żak miał już dwa nowe pola sporu z rządem. Na początku marca Cyfrowy Polsat sprzeciwił się pomysłowi resortu kultury, aby operatorzy telewizji kablowych i platform cyfrowych przekazywali Poczcie Polskiej listy swoich abonentów. Poczta miałaby ściągać od nich obowiązkowy abonament RTV. Nakazywać miała to ustawa, której projekt przygotowuje Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Cyfrowy Polsat oświadczył, że pomysł jest niezgodny z konstytucją i narusza prawa jego klientów.

Zobacz też: TVP straciła wszelkie hamulce przyzwoitości – b. szef KRRiT o relacjach „Wiadomości” z Brukseli i abonamencie

W marcu Cyfrowy Polsat oprotestował też pomysł PiS na ograniczenie nadmiernej koncentracji w mediach. Pozornie sprzeciw był zaskakujący, bo chodziło o ograniczenie ekspansji zachodnich koncernów. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zapowiedziała, że chce określić dla każdej firmy dopuszczalny limit 30 proc. udziałów w rynku. Problem w tym, że medialno-telekomunikacyjny gigant należący do Solorza-Żaka już teraz jest bliski tego limitu. Cyfrowy Polsat, przedstawiając wyniki finansowe za 2016 rok, poinformował, że wszystkie jego stacje miały 25-proc. udział w oglądalności oraz ściągnęły 27 proc. reklam z rynku. Narzucenie takich ograniczeń zahamowałoby dalszą jego ekspansję.

Zarząd Cyfrowego Polsatu wydał oświadczenie, w którym tłumaczy, że wielu zachodnich nadawców emituje programy przez satelitę lub w internecie i nie będą podlegać ograniczeniom. Dlatego przyniosłyby one efekt odwrotny do zamierzonego. „Osłabią polskie firmy medialne, a beneficjentami będą potężne zagraniczne koncerny medialne, działające w skali globalnej” – napisano w oświadczeniu.

Wszystkie trzy sprawy, o które Zygmunt Solorz-Żak spiera się z rządem, są kluczowe z punktu widzenia jego interesów. Żadnej nie może odpuścić.

Solorz-Żak postawił się Tuskowi i zakodował mecze

O tym, że miliarder potrafi skutecznie przeciwstawić się rządowi, przekonał się premier Donald Tusk. W 2014 r. Polsat zaangażował się w organizację Mistrzostw Świata w Piłce Siatkowej Mężczyzn w Polsce i wykupił prawa do ich transmisji. Kilka miesięcy przed mistrzostwami wycofali się sponsorzy – państwowe spółki z Orlenem na czele. Szef Polsatu Sport Marian Kmita oświadczył: – Za wszystkimi decyzjami o odmowie współpracy spółek skarbu państwa z Polsatem przy organizacji turnieju stał osobiście premier Donald Tusk.

Solorz-Żak postanowił zakodować wszystkie mecze. Kto nie był abonentem Cyfrowego Polsatu, nie mógł ich oglądać. Kibice byli wściekli, bo polscy siatkarze wygrywali. W końcu Solorz-Żak dał się uprosić prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu i odkodował finałowy mecz.

Solorz-Żak nie ma sympatii politycznych.

„Z politykami jest tak: uważają, że jeżeli nie jest się z nimi, to jest się przeciwko nim. Nie mogą zrozumieć, że nie chcę opowiadać się po żadnej ze stron. Nie tworzę polityki, tylko robię biznes” – mówi w mojej książce „Grube ryby”, w której opisałem największych polskich miliarderów.

Zygmunt Solorz-Żak to jedna z najbardziej niezwykłych karier w polskim i światowym biznesie. Jako chłopak zaczynał od handlu pod cmentarzem w Radomiu. Dziś stworzył koncern medialno-telekomunikacyjny – największy w Europie Środkowej i jeden z największych na kontynencie.

***

Nakładem wydawnictwa Agora ukazała się właśnie książka Michała Matysa „Grube ryby” o karierach najbogatszych Polaków i kulisach polskiego biznesu. To zbiór faktów i pełnych anegdot opowieści o dziesięciu rekinach polskiej finansjery (również o Solorzu-Żaku), które ukazują, jak zmieniała się nasza gospodarka.

wyborcza.pl

Katarzyna Kolenda-Zaleska, Fakty TVN

Blitzkrieg zatrzymany pod Legionowem

03 kwietnia 2017

'Nic o nas bez nas' - kampania przed referendum w sprawie przyłączenia Legionowa do Warszawy

‚Nic o nas bez nas’ – kampania przed referendum w sprawie przyłączenia Legionowa do Warszawy (Fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta)

Głosowanie w Brukseli i referendum pod Warszawą pokazały, że PiS już nie jest tą triumfującą, teflonową partią, która może wszystko i nigdy nie traci

Wygląda na to, że bój o rolę lidera opozycji właśnie się rozstrzygnął. W pojedynku politycznego nowicjusza z doświadczonym weteranem przynajmniej na razie wygrało doświadczenie. Ale sprawa nie jest jeszcze przesądzona, a najgroźniejsze dla Platformy może być upojenie własnym sukcesem.

To prawda – sondaże poszły w górę i PO zostawiła daleko w tyle Nowoczesną, którą czeka długi marsz. Nie dlatego, że utraciła blask nowości, ani dlatego, że jej rezolutne posłanki przestały być rezolutne. Chodzi o portugalską rejteradę – czyli o zaufanie. „Jak mam ufać tej partii, skoro lider opuszcza mnie w czasie największego parlamentarnego kryzysu od lat? Czy kiedy państwo będzie w niebezpieczeństwie, też zrejteruje?” – zastanawia się wyborca. Ryszard Petru pytany o sondażowy zjazd powtarza: mobilizacja i ciężka praca. Oj tak, bardzo ciężka. Nowoczesna jest tam, gdzie była dwa lata temu. Wszystko musi zaczynać od zera.

Zobacz: Przez ostatnie 16 miesięcy rząd PiS ignorował Polki i Polaków – prezydent Legionowa parafrazuje „Ucho prezesa”

To dla Platformy wygodna, sprawdzona przez lata sytuacja: zredukować polityczny spór do rywalizacji PO – PiS, jak za czasów Tuska. Tyle że sytuacja się trochę zmieniła, bo pojawił się Kukiz’15. Owszem, gdzieś znikła antysystemowość i entuzjazm lidera, który okazał się bezradny w zderzeniu z sejmową maszyną; trudno mówić o jakiejkolwiek ciekawej inicjatywie (pozytywnie wyróżnia się tylko Liroy – poseł, który naprawdę pracuje), klub poselski pełni już niemal oficjalnie funkcję przystawki PiS, a kolejni posłowie szykują się do transferu – jednak ugrupowanie wciąż pozostaje platformą dla niezadowolonych. I prawdziwym zagrożeniem dla Platformy, bo przyciąga zmęczonych odwieczną rywalizacją PO-PiS-u.

Teraz jednak Platforma nabiera wiatru w żagle, choć trzeba przyznać, że jej zasługa jest w tym względzie nie za duża. Z całej sytuacji można było wycisnąć więcej. Zwycięstwo Tuska w brukselskiej rozgrywce jaskrawo obnażyło nieudolność PiS w reprezentowaniu Polski. Było trochę wstyd i ten wstyd pozostał. Podobnie jak obawy, że PiS zechce rozluźnić nasze związki z Unią, którą postrzega jako agresora o twarzy Fransa Timmermansa. Z kolei brawurowe przejazdy kolumn rządowych pokazują arogancję władzy, która w końcu dorwała się do zabawek. A potem przyszedł punkt zwrotny – referendum w Legionowie, gdzie nie tylko wynik okazał się miażdżący, ale też frekwencja.

Bruksela i Legionowo pokazały, że PiS już nie jest tą triumfującą, teflonową partią, która rozmontowuje, co jej się podoba, która może wszystko i nigdy nie traci. Okazuje się, że są punkty wrażliwe.

Platforma nie powinna triumfować. Owszem, włożyła w legionowskie referendum dużo pracy, jednak mieszkańcy głosowali przede wszystkim za obroną swojej lokalności, a nie za tą czy inną partią. Ale to ważny sygnał, jak budować strategię na kolejne wybory parlamentarne – i dobry punkt wyjścia przed przyszłorocznymi wyborami samorządowymi. PiS pewnie będzie chciało uczynić z nich plebiscyt poparcia dla rządu.

A Platforma właśnie się przekonała, że najważniejsza jest lokalność.

 

wyborcza.pl

Michał Kamiński

Osaczony prezes musi kąsać

03 kwietnia 2017

Prezes PIS Jarosław Kaczyński

Prezes PIS Jarosław Kaczyński (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Wraz z kolejnymi złymi sondażami ten sam oportunizm, który skłaniał niektórych do żeglowania z władzą, co to „długo porządzi”, zwróci się przeciwko tejże władzy, bo perspektywa powrotu normalności, a wraz z nią rozliczeń, staje się niepokojąco konkretna

W czasach radzieckich popularna była anegdota o babuszce, która na syberyjskiej wsi od razu zidentyfikowała zrzuconego przez Amerykanów agenta CIA. Mimo że spełniał na papierze wszystkie kryteria – pił jak Rosjanin, znał perfekcyjnie język, wiedział wszystko o kulturze, sporcie i marksizmie-leninizmie, babuszka, prowadząc go na posterunek, powiedziała: „Wszystko się zgadza, tylko u nas niegrow niet”.

Z PiS jest trochę podobnie: na papierze teoretycznie wszystko powinno pasować i gwarantować niesłabnącą popularność, ale jednak sondaże spadają. Zostawiając z boku w tym momencie merytoryczny spór z wizją PiS – na co ta polityka oczywiście zasługuje – byłoby skrajną naiwnością nie dostrzegać, że istotne elementy tej wizji i tej polityki odpowiadają realnym poglądom i potrzebom dużej części elektoratu.

Problemem partii rządzącej nie jest więc przede wszystkim przekaz, ale styl. Innymi słowy, spadające sondaże potwierdzają tezę, że opór wobec obecnej władzy nie zasadza się wyłącznie na tym czy innym merytorycznym sprzeciwie wobec konkretnych propozycji, tylko na tym, że wszystkie one zebrane razem i podlane specyficznym sosem tworzą opozycję wobec tej władzy o charakterze kulturowym. Będący erudytą i znawcą historii komunizmu lider partii rządzącej nie odrobił lekcji bolszewików do końca.

Zobacz: PiS jest partią nieprzewidywalną i nieprofesjonalną – w 3×3 o malejącym poparciu dla partii rządzącej

Nie bawiąc się w szczegóły: istotną cechą ich polityki była zawsze na początku taktyka udawania, że nie chodzi o brutalną dyktaturę, skądinąd niesłusznie nazywaną dyktaturą proletariatu. Taktykę udawania – niestety, skutecznie – PiS ograniczył wyłącznie do kampanii wyborczej, ale już – na szczęście – nie na czas ugruntowania swojej władzy.

Maska opadła bardzo szybko i mimo podzielonej opozycji, błędów poprzedników, dobrej koniunktury gospodarczej i dużej zdolności mobilizowania zwolenników coraz bardziej prawdopodobne wydaje się, że obecna władza następne wybory przegra. I ta świadomość zdaje się do ludzi PiS docierać, podobnie jak świadomość konsekwencji związanych z być może tylko czteroletnią perspektywą rządzenia.

Pierwszy – i jak sądzę najważniejszy – skutek spadających sondaży to na razie jeszcze słaba, ale z czasem powiększająca się utrata sterowalności układem partyjnym i państwowym. Radykalizm „głębokiego” pomysłu PiS na Polskę musi się zasadzać na odwadze w przekraczaniu pewnych norm, zarówno w sferze czysto politycznej, jak i prawno-konstytucyjnej. Żeby nie sięgać daleko, zilustruję to przykładem z mediów. Duża cześć dziennikarzy tzw. telewizji publicznej traci twarz tylko dlatego, że uwierzyła w trwałość pisowskiej przemiany. By jednak ta przemiana naprawdę się dokonała, muszą w nią uwierzyć także oportunistyczne jednostki w innych niż media sferach – w aparacie administracyjnym, wojsku, policji, służbach, wymiarze sprawiedliwości, dyplomacji itd. Oczywiście we wszystkich tych dziedzinach wymiana kadr się dokonuje, ale z przyczyn technicznych nie może być tak powszechna i pełna jak w telewizji publicznej. W dziennikarstwie grupa mogąca zastąpić ludzi normalnej, wolnej i demokratycznej Polski była, po pierwsze, liczebnie do ogarnięcia, po drugie – zidentyfikowana, a po trzecie – gotowa. W innych dziedzinach zbyt często kończy się na Misiewiczach. Dlatego wraz z kolejnymi złymi sondażami ten sam oportunizm, który skłaniał niektórych do żeglowania z władzą, co to „długo porządzi”, teraz zwróci się przeciwko tejże władzy, bo perspektywa powrotu normalności, a wraz z nią rozliczenia pełzającej narodowej rewolucji, staje się niepokojąco konkretna.

We wszystkich normalnych partiach dyskusja nad taktyką i strategią odbywałaby się w mniej lub bardziej wąskich gremiach. Można by więc analizować postawy, interesy, plany poszczególnych frakcji oraz liderów i na podstawie takiej analizy starać się prognozować przyszłość. W przypadku PiS cały ten proces odbywa się w głowie jednego człowieka i dlatego tak trudno jest z użyciem wyłącznie politycznej analizy przewidywać rozwój wypadków.

Mimo to spróbujmy. Przed kierownikiem narodowej rewolucji są z grubsza dwie drogi. Jedna to korekta, swoisty polityczny NEP (leninowski taktyczny zabieg nowej polityki ekonomicznej, który na chwilę luzując wymogi komunizmu wojennego, dał władzy radzieckiej oddech), który osłabi opór społeczny przeciwko tej władzy i pozwoli jej w warunkach większego spokoju skonsumować efekty rządzenia. Druga to zaostrzenie kursu w myśl zasady, że wraz z sukcesami komunizmu zaostrza się opór jego wrogów.

Pierwsza z tych dróg jest obarczona z punktu widzenia szefa partii rządzącej ogromnym ryzykiem. Jakakolwiek korekta „na lewo”, w stronę centrum, wymaga, po pierwsze, bardzo trudnych politycznie cięć personalnych, których Waszczykowski jest elementem najprostszym, a Macierewicz najtrudniejszym. A przecież nie mogłoby to się sprowadzić wyłącznie do nich. Nie bez znaczenia jest także czynnik czasu. Lenin nie był ograniczony czteroletnimi kadencjami, a obecna polska władza jest, przynajmniej na razie. Ponadto korekta taka otwierałaby drogę do scenariusza, którego do tej pory udawało się PiS uniknąć – pojawienia się realnej i cieszącej się poparciem społecznym, jeszcze bardziej radykalnej, prawicowej i nacjonalistycznej siły politycznej. Niosłoby to za sobą kolosalne konsekwencje nie tylko w polityce wewnętrznej, lecz także do końca skompromitowałoby nas w polityce międzynarodowej.

Tak wiec zarówno z powodów politycznych, jak i, niestety, ludzkich, które w tym przypadku mają ogromne znaczenie, spodziewam się radykalnej ucieczki do przodu, zaostrzenia kursu i narastającego konfliktu wewnętrznego, któremu towarzyszyć będą coraz bardziej brutalne ataki na państwo demokratyczne i opozycję. Prezes uzna, że „gorszy sort” w pełni zasługuje na spełnienie chińskiej klątwy, by żyć w ciekawych czasach.

*Michał Kamiński – poseł i eurodeputowany wielu kadencji, rzecznik prezydenta Lecha Kaczyńskiego, sekretarz stanu w rządzie Ewy Kopacz. Związany ze Zjednoczeniem Chrześcijańsko-Narodowym i AWS, później z PiS, odszedł z tej partii w 2010 r.

wyborcza.pl