„Prezydent jest apolityczny, mnie PiS zawsze będzie leżało na sercu. Jestem dumna, że jestem członkiem PiS”
Za to Małgorzata Sadurska nie kryje, że PiS jest dla niej bardzo ważne. – Nie wystąpiłam z partii, jestem szeregowym członkiem Prawa i Sprawiedliwości. PiS zawsze będzie mi leżało na sercu. Jestem dumna, że jestem członkiem Prawa i Sprawiedliwości – deklarowała szefowa KancelariiPrezydenta.
Jak przekonywała w „Poranku Radia TOK FM”, Andrzej Duda „jest bezpartyjny, apolityczny”.
- „Prezydent Duda nie realizuje swojego programu wyborczego? To się pani premie zdziwo!”
- „Prezydent pojedzie do Kijowa niebawem czy w siódmej kolejności?” – pyta Wróbel. Szefowa Kancelarii każe czekać do poniedziałku
- Paradowska: PiS wyznaczył Dudzie szefa kancelarii. To pierwszy raz, gdy zrobiła to partia, nie on sam
Pozowałam, czy żałuję?
Bycie modelką to trudna sprawa. Trudniejsza niż niektórym się wydaje. Wiele razy byłam pytana o moją przeszłość w tej branży, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że zdecydowana większość pytań dotyczących modelingu, była bardzo powierzchowna.
Najczęściej dziennikarze podpytują, jak wspominam okres w moim życiu spędzony na wybiegach czy sesjach zdjęciowych. Kolejne pytania dotyczą już: moich działań w branży deweloperskiej, piłki nożnej czy rodziny. Trochę szkoda, że nigdy nie miałam okazji powiedzieć czegoś więcej o czasie w moim życiu, który w pewnej mierze ukształtował mnie jako dorosłą kobietę. Z drugiej jednak strony, od czego jest mój blog? 😉 Chciałabym nie tylko wskazać na swoje doświadczenia, ale i opisać pewne cechy i umiejętności, które wyniosłam z „modelingowych” lat.
Dziś modelki postrzega się trochę przez krzywe zwierciadło. Część ludzi wyobraża sobie dziewczyny z pierwszych stron kolorowych pism jako zblazowane gwiazdeczki, które sądzą że świat leży u ich stóp. Coś w tym jest. Wiele razy spotykałam się na swojej drodze z dziewczynami, które myślały, że są ósmym cudem świata. I, że za sam fakt bycia pięknym i uroczym, wszyscy będą je podziwiać a sam wygląd wystarczy by zrobić karierę. Często ich własne lenistwo przekreślało piękne plany na przyszłość. Jednak nie można zapominać o tych, które mocno pracowały na swoje sukcesy i do pracy podchodziły z ogromną pokorą, ciesząc się z możliwości zarabiania w tak młodym wieku relatywnie dużych pieniędzy.
Modelki, których kariera nie zakończyła się po kilku latach, ale wręcz przeciwnie, które zarabiają krocie, to przede wszystkim tytanki: pracy, punktualności, świetnej samoorganizacji. Mają też ogromne pokłady cierpliwości. Świetne warunki fizyczne nie wystarczą, aby być tzw.„topmodelką”. Dlatego szanuję i podziwiam naszą polską topmodelkę Anję Rubik. Nie za wygląd oczywiście, który jest rzeczą względną, tylko właśnie za determinację i pracowitość.
Jak więc wspominam ten okres? To była ciężka i wymagająca praca. Nie jest tak, że ładna dziewczyna po założeniu fajnych ciuchów (lub tym bardziej po ich zdjęciu) może jedynie pouśmiechać się przez chwilę do obiektywu, by potem zgarnąć niezłą gażę. Dobre zdjęcie to nierzadko kilkanaście godzin pracy, litry potu, setki nieudanych prób, długie minuty zastygania w niewygodnych pozach czy znoszenie niekonieczne sensownych uwag fotografa. I tak codziennie przez 7 dni w tygodniu. To samo dotyczy planu reklam telewizyjnych.
Do dziś pamiętam nagrania do jednej z nich. Reżyser chciał sprawdzić różne wersje mojej krótkiej roli. Raz miałam być poważna, raz bardziej zalotna, a na koniec reżyser poprosił, abym zagrała najlepiej jak tylko potrafię „prawdziwą” blondynkę, miałam zrobić z siebie taka słodka idiotkę mówiąc głupawo i naiwnie. No i zgadnijcie, która wersja znalazła się w spocie?
Inna sytuacja którą sobie przypominam dowodzi, że poświęcenie się pracy nie dotyczy tylko modelek. Niegdyś podczas sesji zdjęciowej w której brałam udział, fotografowi zepsuł się aparat. Kolega po fachu obiecał mu, że użyczy swój sprzęt, ale trzeba po niego podjechać, dosłownie kilka ulic. Fotograf szybko wyszedł, no a my czyli cała ekipa zdjęciowa czekamy. Po ponad pół godzinie okazało się, że facet chciał podjechać po aparat rowerem, ale niestety miał wypadek, wjeżdżając w auto. Nie byłoby w tym nic śmiesznego gdyby nie fakt, iż samochód ten stał sobie spokojnie zaparkowany przy ulicy wśród innych aut. Ale fotograf nie dawał za wygraną – pojechał na ostry dyżur do szpitala, gdzie zszyto mu ranę ciętą i chciał po powrocie kontynuować sesję…
Jako młoda dziewczyna spędzałam mnóstwo godzin na wybiegach i sesjach zdjęciowych czy filmowych. Początkowo byłam zafascynowana wszystkim, co mnie otaczało, pasją ludzi z branży, tzw. „wielkim światem”. Z czasem jednak zwiększała się moja świadomość; dostrzegałam hermetycznie zamknięte kręgi wzajemnej adoracji i monotonię, z którą wiąże się to zajęcie.
Sądzę, że już wtedy byłam osobą, która od życia zawsze chce czegoś więcej. Nie wystarczało mi tylko pozowanie i oglądanie siebie na setkach zdjęć, tym bardziej, że z miesiąca na miesiąc zaczynałam czuć się jak wieszak czy manekin. Faktem jest, iż m.in. najbliżsi współpracownicy i członkowie ekip zdjęciowych, często traktują modelki przedmiotowo. Zaczynałam zdawać sobie sprawę, że nie dla mnie pisane jest takie życie w show biznesie na dłuższą metę i dziś cieszę się, że mój los potoczył się w taki, a nie inny sposób.
Gdy miałam 21 lat, otworzyłam własną agencję modelek, która była moim pierwszym poważnym biznesem. Dzięki niej nauczyłam sie mnóstwa przydatnych, bardzo praktycznych umiejętności, których na studiach nie uczono, począwszy od podstaw księgowości, poprzez zawieranie wszelakich umów, a kończąc na negocjacjach. Cieszę się gdy widzę, że dziewczyny odnoszą małe i większe sukcesy, jednak gorąco dopinguję im, aby potrafiły w życiu odnaleźć swoją prawdziwą pasję i realizować się na jej polu. Jasne, tą pasją może być modeling, jednak w zdecydowanej większości przypadków, to raczej forma realizowania swoich marzeń na krótką metę.
Pracę modelki można też porównać do zawodu piłkarza. Przeważnie jest to praca na kilka lat, a tylko nielicznym udaje się z tego zrobić zajęcie na tyle poważne i na tyle dochodowe, aby nie martwić się co będzie potem. Niestety zbyt wiele młodych osób nie szykuje sobie planu B na życie. Zarobionych pieniędzy nie inwestuje, oraz nie kształci się w innym, bardziej przyziemnym zawodzie. Nierzadko te osoby, nagle zostają z przysłowiową ręką w nocniku. Bez pracy, bez pieniędzy, bez kwalifikacji, a ich zderzenie z szarą rzeczywistością bywa bardzo bolesne.
Nie chciałabym jednak zostać źle zrozumiana – jak pisałam na początku, moja pierwsza praca wykształciła we mnie sporo przydatnych cech. Stałam się punktualna, dobrze zorganizowana, nastawiona na realizację celów. Dzięki modelingowi można nauczyć się już w młodym wieku kultu ciężkiej pracy, poznać cenę wieloletnich wyrzeczeń i zobaczyć trochę świata, wcześniej znanego wyłącznie z mediów czy z opowiadań znajomych.”
„Prezydent Duda nie realizuje swojego programu wyborczego? To się pani premier zdziwi!”
– A kto powiedział, że prezydent nie realizuje swojego programu? To się pani premier zdziwi – mówiła uśmiechnięta szefowa Kancelarii Prezydenta Dudy w „Poranku Radia TOK FM”.
Małgorzata Sadurska przekonywała, że dla Polaków obniżenie wieku emerytalnego jest jedną z najważniejszych spraw. – Pod projektem w sprawie referendum podpisało się ponad dwa miliony Polaków. Pytania na temat obniżenia wieku emerytalnego padają w czasie spotkań pana prezydenta Andrzeja Dudy. Myślę, że większość sejmowa i rząd powinni to sobie wziąć do serc, bo projekty ustaw zostaną złożone i my powiemy: sprawdzam.
Przypomnijmy, referendum było pomysłem Solidarności, którą w tej sprawie popierało m.in. SLD i PiS. Sejmowa większość odrzuciła pomysł.
Prawo i Sprawiedliwość chce, by pytanie o obniżenie wieku emerytalnego pojawiło się we wrześniowym referendum dotyczącym JOW-ów i finansowania partii politycznych. Kandydatka PiS na premiera zaapelowała w tej sprawie do prezydenta. Beata Szydło chciałaby, żeby Andrzej Duda zaapelował w tej sprawie do Senatu.
A jednak białe jest białe
Stanisław Karczewski (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)
Grzegorz Bierecki, który zarządzał SKOK-ami przez lata, dziś twierdzi, że za tę katastrofę odpowiada PO. Politycy PiS twierdzą, że nigdy nie mówili, iż Polska jest w ruinie, choć dziennikarze przypominają masę cytatów. Prezydent Dudao biecywał powrót do starego wieku emerytalnego, dziś się z tego wycofuje, a jego ludzie twierdzą, że nie oszukiwał wyborców.
Reforma wydłużająca wiek emerytalny to jednak zbyt poważna sprawa, aby puszczać płazem rozmaite przeinaczenia i nieprawdy. Dlatego trzeba sprostować kilka wypowiedzi szefa sztabu wyborczego PiS senatora Stanisława Karczewskiego, które padły w środowym „Poranku” w TOK FM.
Główny sztabowiec stwierdził, że ludzie nie chcą pracować do śmierci. Tymczasem według wyliczeń GUS mężczyzna przechodzący teraz na emeryturę będzie ją pobierał średnio przez kilkanaście lat. A kobiety żyją statystycznie jeszcze dłużej niż mężczyźni.
Polskie społeczeństwo się starzeje, a średnia długość życia wydłuża, dlatego reforma jest niezbędna. Gdyby obniżyć wiek emerytalny do 65 lat dla mężczyzn i 60 lat dla kobiet, to system finansów publicznych musiałby wydać w ciągu 45 lat dodatkowe 1,4 bln zł, żeby sfinansować system emerytalny. To katastrofa finansów publicznych.
Senator Karczewski mówi, że ludzie chorują po 60. roku życia. Ale dlatego mamy zasiłki chorobowe i renty. Ponadto można wcześniej przejść na emeryturę, jeszcze przed 67. rokiem życia, i będzie się wtedy pobierać emeryturę cząstkową.
Szef sztabu PiS nie wie też o innych ustawach uchwalonych przez parlament. Może wtedy był nieobecny. Otóż według niego kobiety nie chcą pracować, bo chcą niańczyć wnuki. Przed wydłużeniem wieku emerytalnego jedynie 9 proc. kobiet się tym zajmowało. Ale dobrze, nawet 9 proc. jest ważne. Właśnie dlatego uchwalono przepisy, dzięki którym kobieta, jeśli chce się opiekować wnukami, może zostać zatrudniona przez swoją rodzinę jako niania i państwo będzie odprowadzać za nią składki do ZUS. W ten sposób zyskuje staż pracy i może dotrwać do 67. roku życia.
Senator Karczewski usiłował też za wszelką cenę odwrócić uwagę opinii publicznej od tego, że prezydent Andrzej Duda wprowadzał wyborców w błąd. Bo teraz Duda twierdzi, że nie można przywrócić poprzedniego wieku emerytalnego, i proponuje dodatkowy element uprawniający do przejścia na emeryturę – staż pracy 40-45 lat. To o wiele mniej kosztowne rozwiązanie dla budżetu.
I tu pojawia się dylemat: czy piętnować prezydenta, że w czasie kampanii obiecywał gruszki na wierzbie, czy też się cieszyć, że zrezygnował z realizacji najbardziej szkodliwych obietnic wyborczych.
Szef sztabu PiS zamiast obrony wybrał atak: oskarżył Platformę, że oszukała wyborców, bo nic im nie powiedziała w 2011 r., że chce wydłużyć wiek emerytalny. I rzeczywiście, Donald Tusk w kampanii unikał tego tematu jak ognia. Jednak w rozmaitych analizach rządowych była jasna deklaracja – od tej trudnej reformy nie ma ucieczki.
Istnieje coś takiego jak odpowiedzialność za dobro wspólne. Politycy muszą patrzeć odpowiedzialnie na przyszłość kraju w perspektywie kilkudziesięciu lat i czasami podejmować decyzje niepopularne. Nie jestem zachwycona tym, że tak kombinują i ściemniają, ale może też to nasza wina – my chcemy być oszukiwani i nie dopuszczamy do świadomości racjonalnych argumentów.
Najważniejszy jest jednak ostateczny efekt i konkretne decyzje. I za to będziemy oceniać prezydenta Dudę.
Terapia przez poniżanie niepełnosprawnych
Rys. Piotr Socha
Środowiskowy Dom Samopomocy znajduje się we wsi w województwie lubelskim.
Występują:
Siedem osób personelu ŚDS, m.in.:
Kierowniczka – wykształcenie wyższe zawodowe, chrześnica szefowej opieki społecznej
Agnieszka – terapeutka, oligofrenopedagog, pracownia gospodarstwa domowego
Ania – terapeutka, pedagog przedszkolny, pracownia krawiecka
Dominika – rehabilitantka
Paulina – pielęgniarka
Narratorka – oligofrenopedagog, pracownia plastyczna i stolarska
Gościnnie:
pan Tomek – hydraulik z urzędu gminy, oraz panie z opieki społecznej.
A także: 22 uczestników ŚDS, m.in.:
Sławek – po porażeniu mózgowym,
Józio – po wieloletnim więzieniu,
Ryszard – alkoholik,
Wiesław – z nerwicą, po wylewie,
Tadeusz – upośledzony alkoholik,
Grześ – alkoholik, z padaczką alkoholową,
Halina – nauczycielka po wylewie,
Ela – alkoholiczka,
Joasia – po udarze,
Kasia – z lekkim upośledzeniem i cukrzycą
(i inni).
18 stycznia, piątek. Środowiskowy Dom Samopomocy świeci pustkami. Zepsuł się samochód do przewozu uczestników, przyszło ich trzech zamiast 22.
Sławek jest solą w oku kierowniczki i Agnieszki, terapeutki z pracowni gospodarstwa domowego. Obie pracują w ŚDS od początku jego istnienia, czyli od 2007 r. Twierdzą, że Sławek jest obsesyjnie zakochany w kierowniczce, i mają z tego ubaw. Często manipulują nim i prowokują niezręczne sytuacje.
Jest Halina, mieszka niedaleko kierowniczki, zabrała się jej samochodem. Nauczycielka po wylewie. Wyszywa haftem krzyżykowym piękne obrazki.
Przyszedł Wiesław, wczoraj pochował brata. Złożyłam mu kondolencje. Nie wiedziałam, że za mną stała Agnieszka. Zarzuciła mi, że zwariowałam, współczując Wiesławowi, który nie zna słów „dziękuję”, „proszę”, „przepraszam”, bo jest chamem.
Naszykowałam Wiesiowi farby i deseczkę do malowania ikony, sama zajęłam się wypełnianiem dzienników pracy pracowni plastycznej i stolarni.
W kuchni kierowniczka z terapeutką Agnieszką „ćwiczą” Sławka. Terapeutka Ania przygląda się.
– Sławek, od czego zaczyna się sprzątanie? – pyta podniesionym tonem Agnieszka.
– Ja wiem, ja wiem, no… od umycia zlewu i naczyń – odpowiada Sławek.
– No to do przodu! – rozkazuje kierowniczka.
Sławek umył naczynia, zmywarkę, kuchenkę, podłogi, blaty. Pot spływał mu po czole, koszulkę miał mokrą. Kierowniczka z Agnieszką wyśmiewały go, udowadniając, że nic nie wie i nie umie. „Ćwiczenie” Sławka trwało cały dzień. Sławek po porażeniu mózgowym nie był świadomy sytuacji. Cieszył się, że panie poświęcają mu tyle uwagi.
21 stycznia, poniedziałek. Przyszła pijana Ela, uczestniczka z pracowni krawieckiej i alkoholiczka. Śmierdziało od niej na odległość. Kierowniczka wypytała, gdzie piła, z kim piła, ile wypiła i z iloma spała. Kazała Eli przynieść z domu czyste majtki i wykąpać się. Ela nie chciała się kąpać, miała ochotę na seks i słuchanie muzyki z telefonu. Puściła na cały regulator „Weselny klimat”. Kierowniczka wzięła wałek do ciasta i goniła Elę po korytarzu, krzycząc, że jak dogodzi jej wałkiem, to seksu jej się odechce.
22 stycznia, wtorek. Bus zakopał się w śniegu, nie było uczestników. Kierowniczka zorganizowała terapeutom mycie drzwi, lamperii, parapetów, przesadzanie kwiatów itp.
23 stycznia, środa. Terapeutka Agnieszka pojechała z kierowniczką na zakupy. Kupiły dla upośledzonych umysłowo uczestników puzzle – 3000 drobnych jak paznokieć elementów. Kierowniczka siedziała przy nich cały dzień. Założyła się o czekoladki Merci ze Sławkiem i Tadeuszem, że nie ułożą obrazka.
Sławek stał i przyglądał się. Pytając o coś, położył rękę na ramieniu kierowniczki. Ta zerwała się z krzykiem, że ją obmacuje zboczeniec. Kopnęła go w kolano i kazała się „odpierdolić”. Potem powiedziała Sławkowi, że puzzli nie musi układać, ale duże pudełko Merci kupić musi. Zakład to zakład.
24 stycznia, czwartek. Kierowniczka od rana atakuje Tadeusza i Sławka o Merci.
Około południa przyszła pijana i bardzo nieświeża Ela. Nadgryzła kiełbasę, wypiła kawę, zeszła do kotłowni na papierosa. „Weselny klimat” z jej telefonu rozbrzmiewał w ośrodku, Ela tańczyła i zdejmowała po kolei to, co miała na sobie. Występom przyglądali się Wiesław, Tadeusz i Jacek. Kierowniczka zadzwoniła po swoich kolegów z policji. Gdy przyjechali, Eli już nie było.
25 stycznia, piątek. Tadeusz przyniósł 20 zł na kawę i bombonierkę dla kierowniczki. Nie ułożył puzzli, więc przegrał zakład. Terapeutka Agnieszka wzięła pieniądze. Przywiozła bombonierkę Owoce morza, którą kierowniczka schowała. Kazała Tadeuszowi dokupić kawę.
28 stycznia, poniedziałek. Policja znalazła Elę, alkoholiczkę. Z panią z opieki społecznej zawieźli ją do szpitala psychiatrycznego.
Obóz koncentracyjny w dziecięcym psychiatryku
30 stycznia, środa. Kierowniczka z terapeutką Agnieszką kupiły nowe puzzle: 500 elementów. Z rehabilitantką Dominiką cały dzień je układały.
Po obiedzie kierowniczka poprosiła mnie i terapeutkę Anię o posprzątanie świetlicy. Ania odkurzyła dywan, ja umyłam podłogę. Moi podopieczni, którzy w harmonogramie mają terapię prac porządkowych, leżeli w tym czasie na kanapie i oglądali telewizję.
31 stycznia, czwartek. Sławek przyniósł Merci i położył na biurku kierowniczki. Wydarła się, że powinien powiedzieć „proszę”, jest niewychowany i chamski. Kierowniczka poprosiła, żebym dała Sławkowi jakąś pracę, aby zszedł jej z oczu. Robię stroiki wielkanocne, dostał więc drewno do przycięcia w stolarni, na podstawki. Potem robił kurczaki z włóczki.
1 lutego, piątek. Kierowniczka ma pretensje, że dałam Sławkowi zajęcie w stolarni, a on potrafi tylko psuć. Sławek wyciął mi kilka ładnych podstawek i niczego nie zepsuł.
Pielęgniarka Paulina otworzyła czekoladki od Tadeusza, który też przegrał zakład. Śmiały się z kierowniczką, że może da się Tadeusza wkręcić jeszcze w coś.
Puzzle 500 udało się ułożyć kierowniczce i rehabilitantce Dominice.
4 lutego, poniedziałek. Halina przez miesiąc wyszywała haftem krzyżykowym konia. Obrazek kupiła dla syna, który lubi konie, a niedługo ma urodziny. Zapłaciła za swoją pracę 150 zł. Panie z gminy i opieki dostają takie obrazki, po kilka sztuk, za darmo.
Pielęgniarka i kierowniczka zawołały Jacka, uczestnika umiarkowanie upośledzonego. Pytały, co jego siostra wyjęła mu z kieszeni spodni.
– Prezetywę – powiedział Jacek.
– A co się z tym robi? – spytała kierowniczka.
– Gdzie się to zakłada? – poprawiła pytanie pielęgniarka.
– No, co z tym zrobisz? – dopytywały obie.
– Napełnię – odpowiedział Jacek.
– Czym napełnisz? – pytały.
– Permą – tłumaczył Jacek.
– Załóż sobie na rękę, najlepsza baba to własna graba! – śmiała się kierowniczka.
7 lutego, tłusty czwartek. Uczestnicy przyjechali wynajętym mercedesem, z szyberdachu woda kapała na siedzenia. Tadeusz miał mokre spodnie. Do obiadu stał oparty o kaloryfer.
Po śniadaniu były wydzielane pączki, kto za ile zapłacił, tyle dostał. Ci, którzy nie mieli pieniędzy, obeszli się smakiem.
Józio, uczestnik po wieloletnim więzieniu, opowiadał mi swoje życie. Jako 12-latek trafił do poprawczaka. Później na wolności bywał może miesiąc, półtora. Ma sztuczne biodro, szyny w nodze, pozszywaną głowę. Kilka lat temu naćpany prowadził ciężarówkę, rozbił się. Wiele miesięcy leżał w szpitalu psychiatrycznym. Tam uznał, że najlepiej jest udawać wariata i mieć spokój.
Z chorym na alzheimera można w Polsce zrobić wszystko
8 lutego, piątek. Ela zadzwoniła, że wychodzi ze szpitala psychiatrycznego na własne żądanie. Nikt jej nie odwiedzał przez cały pobyt. Kierowniczka zadzwoniła do rodziny Eli. Siostra zadeklarowała 200 zł, ojciec powiedział, że dołoży, byle lekarz zatrzymał Elę na oddziale.
Kierowniczka wyjęła puzzle 3000. Układają w silnym składzie: kierowniczka, rehabilitantka Dominika, terapeutka Ania i pielęgniarka Paulina.
Umyłam toalety w ŚDS na polecenie kierowniczki. Nie było rękawiczek jednorazowych. Skończyły się tydzień temu. Toalety zwykle myje Sławek, ale musiał wyjść, bo jego mama źle się poczuła.
Terapeutka Agnieszka dała do podpisu Ryszardowi, alkoholikowi, indywidualny plan wspierająco-aktywizujący. Teraz będzie sprzątał! Ryszard dawniej pracował w kuchni domu dziecka. Umie czytać i pisać. Przeczytał, że „uczestnik ma niechętny stosunek do wykonywania jakichkolwiek czynności porządkowych”. Mówi, że poczuł się „dotknięty do żywego”. Ryszard znakomicie gotuje. Potrafi zrobić listę zakupów, zaplanować wydatki. Jest samodzielny i skrupulatny. W kuchni nie wymaga nadzoru terapeuty. W ŚDS zajmuje się układaniem jadłospisów i przygotowaniem posiłków, do sprzątania wyznaczani są inni uczestnicy. Kierowniczka z Agnieszką postanowiły zmienić życie Ryszarda.
11 lutego, poniedziałek. Kierowniczka pożyczyła samochód z miejskiego ośrodka kultury. Lucjan, który nie trzyma moczu, nie będzie przywożony, aż naprawią busa. Obrażony Ryszard nie przyjechał do ŚDS.
Agnieszka, terapeutka, nakrzyczała na Jacka, bo nie trafił kubkiem z kawą na blat stołu. Jacek ma silnego zeza i nie jest w stanie określić odległości. Kawa rozbryzgnęła się po kuchni.
Kierowniczka, rehabilitantka Dominika, pielęgniarka Paulina i Ania, terapeutka, godzinami siedzą przy puzzlach 3000. Ułożyły ramę z elementów.
Kierowniczkę odwiedził pan Tomek, hydraulik. Ma troje dzieci i żonę. Mieszkają blisko ŚDS.
12 lutego, wtorek. Nadal brak rękawiczek jednorazowych. Kilku uczestników ma cukrzycę, pielęgniarka Paulina dłonie dezynfekuje spirytusem, gdy mierzy im cukier i wstrzykuje insulinę. Sławek też myje toalety bez rękawiczek.
Józio zdjął koszulę, rehabilitantka Dominika obcina mu dziś włosy. Józio na całym ciele ma tatuaże. Na obojczyku i plecach trzy kobiety, z którymi miał się żenić. Na ręce pająk, bo Józio miał lepkie ręce. Kropka między brwiami znaczy, że jest wariatem. Kropka na grdyce, że lubi wypić. Na plecach ma Statuę Wolności ze skrępowanymi rękami. Jak będzie cieplej, Józio zaprosi mnie na kawę i ciastko.
Kierowniczka wyśmiała Józia, że się we mnie zakochał.
Po południu odwiedził kierowniczkę pan Tomek.
Pielęgniarka Paulina dzwoniła do Eli, do szpitala psychiatrycznego. Ela nie wie, kiedy wychodzi, robi kwiatki z bibuły i dużo śpi.
13 lutego, środa. Terapeutka Agnieszka od kilku dni tłumaczy kierowniczce, że smażenie naleśników dla dużej liczby ludzi na jednej patelni nie ma sensu. Nie przekonała jej. Od rana smaży naleśniki z 5 litrów mleka na jednej patelni.
Kierowniczka kupiła kilka pudełek puzzli 550, w promocji.
Gminny hydraulik pan Tomek był u niej na kawie. Po południu zadzwoniła z pretensjami jego żona. Kierowniczka śmiała się, że gdyby dobrze męża pilnowała, to by nigdzie nie chodził. Umówiła się z panem Tomkiem na jutro w celu wyjaśnienia telefonu żony.
14 lutego, czwartek, walentynki. Zadzwoniła pani z opieki. Przesłała faksem zdjęcie aniołka: z butelki po wodzie, drutu, gazet, gipsu i gazy. Aniołka mam zrobić dla jej syna, gimnazjalisty na lekcję plastyki, to jego praca domowa. Kierowniczka mówi, żebym się postarała.
Opowiedziałam uczestnikom o walentynkach, rozdałam po serduszku. Byli zdziwieni.
Halina wyhaftowała następnego konia. Chce go kupić dla siebie. Kierowniczka wzięła 100 złotych. Śmiała się, że jest kogo naciągać.
Andrzej robi passe-partout do haftowanych obrazków. Bez nich kierowniczka nie wywiąże się z obietnic danych paniom z gminy i opieki. Święta idą, potrzebne są prezenty.
Pan Tomek był na kawie u kierowniczki. Kilka godzin omawiali telefon od żony, przy zamkniętych drzwiach. Potem układali puzzle.
18 lutego, poniedziałek. Dzwoniła mama Alberta, uczestnika z autyzmem. Albert wrócił w piątek do domu ze spodniami zsuniętymi do kolan. Kierowniczka od rana oprawia haftowany obrazek na przeprosiny. Mama Alberta chętnie pisze skargi do gminy i opieki społecznej.
Odwiedziła kierowniczkę pani z opieki. Oglądała nowe prace wykonane haftem krzyżykowym. Kierowniczka spakowała dwie, które się spodobały, i dała jej w prezencie.
7 marca, czwartek. Księgowa powiedziała kierowniczce, żeby nie krzyczała na uczestników, bo mogą ją nagrać na telefon i wynikną z tego kłopoty.
18 marca, poniedziałek. Kierowniczka zawiozła do gminy cztery wielkanocne stroiki. Na jutro mam naszykować kolejnych pięć, dla urzędu marszałkowskiego i PFRON-u.
5 kwietnia, piątek. Mam dość codziennego sprzątania ŚDS. Po wyjeździe uczestników, przed końcem pracy, zamiatamy i myjemy wielki korytarz. Wierzch moich dłoni przypomina pumeks. Po co ja studiowałam pedagogikę?!
8 kwietnia, poniedziałek. Pielęgniarka Paulina od rana układa puzzle 3000.
W gabinecie zabiegowym rehabilitantka Dominika wypełniała i drukowała dokumenty. Tylko tu może coś wydrukować, inne drukarki nie mają tuszu. Przyszli do niej Sławek i Andrzej, żeby im zmierzyła ciśnienie. Rehabilitantka kazała im pójść po pielęgniarkę, ale powiedzieli, że jest zajęta. Układa puzzle.
Gdy Dominika mierzyła ciśnienie Sławkowi, weszła kierowniczka. Kazała odkazić ciśnieniomierz po Sławku i powiedziała, że jeśli coś się zepsuje, rehabilitantka odkupi to z własnych pieniędzy, a za karę „będzie siedziała tutaj do usranej śmierci”. Zamknęła Dominikę ze Sławkiem i Andrzejem na klucz, wypuściła ich po godzinie i miała ubaw z roztrzęsionej, zapłakanej rehabilitantki.
8 lat w psychiatryku, czyli lot nad kukułczym gniazdem w Rybniku
9 kwietnia, wtorek. Pielęgniarka Paulina dzień spędziła na układaniu puzzli. W przerwach na papierosa narzekała, że garb jej rośnie od tego. Agnieszka, terapeutka, pomogła przenieść puzzle na dużą płytę pilśniową.
Księgowa jest załamana: wykorzystano budżet za pół roku, a minął dopiero kwartał! Materiałów w pracowniach nie przybyło, mamy za to dużo środków do szorowania.
18 kwietnia, czwarte. Kierowniczka śmiała się głośno ze Sławka. Wypytywała o dziewczynę, której zapewne wcale nie ma, i o seks z tą dziewczyną. Ania, terapeutka, powiedziała, że gdyby ktoś nagrał ich rozmowę i szydercze śmiechy kierowniczki, zamknęliby ośrodek. Jeszcze Jaworowicz by przyjechała.
Mozolne układanie puzzli 3000 dobiegło końca. Ostatni kawałek włożyła Agnieszka, terapeutka, o 11.45. Kierowniczka musi kupić nowe.
19 kwietnia, piątek. Sztuczna szczęka Sławka jest przedmiotem śmiechów przy porannej kawie. Sławek ma własną tylko jedynkę w kolorze żółto-brązowym, odcina się od bieli sztucznych zębów. Z nową szczęką jeszcze bardziej sepleni i kierowniczka, naśladując Sławka, sepleniła jak on.
Józio przyniósł opakowanie płatków Nestle i mnie częstował. Stwierdził, że jesteśmy dla siebie stworzeni, bo ja lubię słodkie, a on „bije na słodycze jak szczupak na blachę”.
„Kończ i wypierdalaj” – powiedziała kierowniczka do Sławka, który zbyt długo mył toalety.
Terapeutka Agnieszka szepnęła kierowniczce, że gdy Sławek skończył pracę, na desce klozetowej była woda. Agnieszka wytarła ją papierem toaletowym. Kierowniczka krzywo spojrzała, wiec Agnieszka uściśliła, że urwała tylko dwa listki.
22 kwietnia, poniedziałek. Pan Tomek, hydraulik, wymienił spłuczkę w toalecie. Kierowniczka spytała, czy dostał pozwolenie od żony, żeby przyjechać do ŚDS.
Sławek chodził za kierowniczką i domagał się szacunku i uznania.
23 kwietnia, wtorek. Tadeusz bardzo się ucieszył i trochę zaczerwienił, gdy kierowniczka usiadła mu na kolanach. Tadeusz miał kiedyś żonę, ale odeszła, bo wynosił z domu wszystko, za co mógł kupić alkohol.
24 kwietnia, środa. Sławek ułożył listę zakupów na dwa dni. Agnieszka, terapeutka, czytała ją na głos i specjalnie koślawiła słowa, w których znalazła błędy.
Nasza praca wygrała nagrodę w konkursie fotograficznym na kapliczkę przydrożną. Zadzwoniłam do organizatorów i usłyszałam, że są występy i poczęstunek, ogromna szkoda, że nie ma Wiesława, autora zdjęcia. Ale kierowniczce na tym nie zależało.
25 kwietnia, czwartek. Przyjechał Wiesław, laureat konkursu fotograficznego. Nie było go wczoraj, bo pomyślał, że nagrodę i tak weźmie kierowniczka.
Kierowniczka i Agnieszka, terapeutka, sprowadziły Elę, która po szpitalu psychiatrycznym ma depresję. Posadziły ją w pracowni krawieckiej. Ela siedziała do obiadu, zjadła i bez słowa wyszła.
26 kwietnia, piątek. U kierowniczki na kawie był pachnący perfumami pan Tomek, hydraulik. Pili kawę cały dzień.
6 maja, poniedziałek. Kierowniczka podbiegła do Tadeusza opartego o łopatę, poszczypała go po tyłku, on podskoczył, złapał kierowniczkę wpół, powalił na ziemię i pocałował. Powiedział, że kupi pierścionek i przyjdzie do teścia prosić o rękę kierowniczki.
7 maja, wtorek. Kierowniczka boi się, że zamkną ośrodek. Przyjeżdża coraz mniej uczestników. Pojechała samochodem dowieźć nieobecnych. Ela schowała się przed nią w piwnicy. Grzesio siedział na polu, na wzgórzu. Na widok kierowniczki zaczął uciekać, próbowała go gonić, ale tylko ubłociła lakierki. Udało się przywieźć Wiesława. Krzątał się przy domu i nie miał wytłumaczenia, dlaczego nie przyjeżdża.
Malowaliśmy wiosenną akwarelkę. Pielęgniarka Paulina zapytała, czy nie mam węchu, bo Wiesiek śmierdzi. Wiesiek ma dziś urodziny i kiedy rano ucałowałam go w policzek, ładnie pachniał perfumami.
21 maja, wtorek. Kierowniczka pojechała busem po Tadeusza i Andrzeja. Przywiozła obu.
Kierowniczka, terapeutka Ania i pielęgniarka Paulina poszły do Eli namówić ją, żeby przyszła do ŚDS. Ela powiedziała, że nie będzie chodziła. Ma pretensje, że kierowniczka nie szanuje ludzi, że się z nich naśmiewa.
„Oj, oj! Jak ładnie, Andrzejku. Rozłóż sobie ten rysunek na trzy dni, bo się przepracujesz” – powiedziała kierowniczka do skupionego na pracy uczestnika. „Dla kogo tak rysujesz?” – pytała ironicznie. „Dla kierownisi” – odpowiedział Andrzej.
Ania, terapeutka, i pielęgniarka Paulina pomalowały czerwonym mazakiem szyję Tadeuszowi. Wygląda, jakby ktoś chciał odrąbać mu głowę.
29 maja, środa. Grzesio zrobił kwietnik w kształcie bryczki. Kierowniczka zabrała go dla siebie. Grzesio chce robić kwietniki na sprzedaż, bo nie ma żadnych dochodów, z opieki dostaje tylko bony żywnościowe.
Na sznurze przed ŚDS wietrzył się koc. Kierowniczka rozłożyła go na trawie i ganiała Tadeusza, krzycząc: „Chodź, zgwałcę cię na kocyku”.
4 czerwca, wtorek. Panie w opiece zamówiły brzozowe bryczki u Grzesia. Zawiózł im cztery i panie się zdziwiły, że chce za nie pieniądze. Kazały przyjechać po południu. Kierowniczka się zdenerwowała, że Grzesio bryczki robił w stolarni, używał jej piły, prądu i gwoździ, a teraz weźmie pieniądze dla siebie.
24 czerwca, poniedziałek. „Skunksik idzie” – powiedziała Ania, terapeutka, o Wiesławie. Wiesław chodzi o kuli, ma sparaliżowaną połowę ciała. Umarł mu brat, który opiekował się rodzicami i pomagał. Matka leży w łóżku od lat, raz w tygodniu przychodzi opiekunka, ojciec jest stary. Wiesio po wylewie ma trudności z higieną, trudno mu umyć się jedną ręką, ale próbuje.
Kierowniczka stwierdziła, że skunks to mało powiedziane. Pielęgniarka Paulina dodała, że należałoby dezynfekować miejsca, w których on przebywa.
25 czerwca, wtorek. Kasia, uczestniczka, się denerwowała, bo pielęgniarka Paulina i Ania, terapeutka, stroiły sobie z niej żarty. Kierowniczka złapała ręką pierś Kasi, zaczęła podrzucać ją w górę i śmiała się: „Cycki w górę!”.
27 czerwca, czwartek. „Płaczesz i jedziesz”, mówi kierowniczka do Jacka, kopiąc go w pupę. Jacek, schylony nad wiadrem, płukał ścierkę, którą umył panele w pracowni plastycznej.
1 lipca, poniedziałek. Wiesław ćwiczył na sali rehabilitacyjnej i się spocił. Rehabilitantka Dominika odbyła z nim delikatną rozmowę na temat higieny osobistej i kosmetyków. Weszła kierowniczka i powiedziała, że jest śmierdzielem, skunksem, brudasem i wstydu nie ma. Wiesiek uciekł do domu.
5 sierpnia, poniedziałek. Kierowniczka cieszy się, w tym miesiącu wygrała cztery bombonierki. Agnieszka, terapeutka, przegrała dwie, bo założyła się z Heniem, alkoholikiem, że przepije rentę. A Henio, zamiast pić, przyjechał do ŚDS. Kierowniczka stale zakłada się z Tadeuszem i ze Sławkiem i stale wygrywa.
Kierowniczka wyśmiewała Jacka, że ma „babskie” spodenki. Niektórzy uczestnicy też go wyśmiewali. Zdenerwował się, zaczął machać rękoma, kierowniczka chwyciła go za nadgarstki i się siłowali. Jacek rozciął sobie skórę nad łokciem o ścianę budynku, gdzie jest tzw. baranek, leciała krew. Kierowniczka powiedziała, że „Jacek ma cieczkę i krwią sika”. W szamotaninie ubrudził krwią bluzkę kierowniczki. Ta złapała suszący się na poręczy ręcznik, rzuciła mu na głowę i krzyknęła: „Pokaż, buhaju, co potrafisz!”. Jacek zaczął się śmiać i powiedział: „Od skurwysyna jest ta kierowniczka”. Kierowniczka ucieszyła się, że jest niezwykła.
6 sierpnia, wtorek. Przyszedł Sławek. Kierowniczka ma pretensje, że w stolarni źle naprawił roletę, że nadaje się tylko do kopania rowów. Sławek robił się czerwony i widać było, że wzbiera w nim złość. Złapał kierowniczkę za ramiona i pchnął. Uczestnicy przyglądali się awanturze. Pielęgniarkę Paulinę Sławek chwycił za bark i pchnął tak, że upadła na podłogę. Ma żal, że nakręca przeciw niemu kierowniczkę. W tym czasie kierowniczka zamknęła wszystkie drzwi na klucz i zadzwoniła po policję. Sławek to słyszał, wyskoczył przez okno, wsiadł na rower, ale nie zdążył dojechać do bramy, gdy kierowniczka pobiegła za nim i pchnęła tak, że spadł z roweru. Sławek z całej siły popchnął ją na ogrodzenie z siatki, które aż się wgięło. Kierowniczka leżała na siatce i kopała Sławka.
Pielęgniarka Paulina namówiła Jacka, żeby bronił kierowniczki. Jacek zaatakował Sławka od tyłu. Sławek puścił kierowniczkę, chwycił rower i odjechał.
Do ŚDS przyjechała policja. Pan policjant wysłuchał kierowniczki i Jacka, który opowiadał, jak uratował jej życie. Pochwalił go, powiedział, że nie będzie protokołu, bo nie wziął bloczków do pisania. Gdy policja odjechała, kierowniczka opowiadała, że Sławek za każdym razem, kiedy się z nią przepycha, „maca ją po cyckach”.
Po całym dniu awantur uczestników bolały głowy i ustawili się w kolejce po proszki na uspokojenie. Kierowniczka tryskała energią i humorem do końca dnia. Chwaliła się, że Sławek jej pożąda.
14 sierpnia, środa. Kierowniczki nie ma, wydaje dary biednym w opiece społecznej. Pielęgniarka Paulina mówi, że kierowniczka kiedyś pracowała w opiece, a teraz jest prezesem stowarzyszenia i na nie bierze dary.
Ania, terapeutka, dowiedziała się, że Sławek w opiece naskarżył na kierowniczkę. Ania się śmiała, bo szefowa opieki jest matką chrzestną kierowniczki i przyjaciółką jej matki.
16 sierpnia, piątek. Sławek miał poważną rozmowę na temat swego zachowania. Przyjechała szefowa opieki i socjalna z gminy. Zamknęli się u kierowniczki. Sławek dostał „Regulamin uczestnika” i ma go przeanalizować. Kierowniczka poprosiła uczestników, żeby nie dokuczali Sławkowi. Jacek nie będzie już bohaterem, choć „uratował życie kierownisi”, kazała mu o wszystkim zapomnieć.
10 września, wtorek. Sławek schronił się u mnie w pracowni, ale przyszła kierowniczka i powiedziała: „Tyś mi tak potrzebny jak kurwie majtki”. Potem zbliżyła twarz do ucha Sławka i ryknęła: „Wypierdalaj!”. Wyszłam przed budynek i usiadłam na ławce, za mną przyszedł Sławek, za nim kierowniczka. Krzyczała: „Na chuj mi jesteś potrzebny!”. Sławek poszedł do domu.
Do kierowniczki na kawę przyszedł pan Tomek, hydraulik, który został sam, bo żona pojechała do Niemiec.
11 września, środa. Kierowniczka w znakomitym humorze. Zwołała zebranie i postawiła na środku Sławka: „Przy wszystkich mówię, że ciebie nie kocham i pragnę wręcz, żebyś się do mnie nie odzywał”. Potem zmuszała każdego uczestnika, żeby wyraził opinię na jego temat. Józio nie chciał i się popłakał.
Sławek uciekł do domu.
Agnieszka, terapeutka, powiedziała, że Sławek chciałby mieć nad łóżkiem zdjęcie kierowniczki i codziennie by je całował. Kierowniczka śmiała się, że lakier ze zdjęcia by zlizał.
12 września, czwartek. Kierowniczka kazała mi pojechać po Grzesia, który od dawna nie przyjeżdża. Grzesio zbiera grzyby, łapie ryby i tak zarabia na denaturat. Powiedział, że bliżej zimy przyjdzie.
I tak codziennie muszę dokumentować jego aktywność. W naszym ośrodku zawsze jest stuprocentowa frekwencja.
26 września, czwartek. Kierowniczka od rana w stolarni piłą tarczową tnie deski, żeby mieściły się do pieca. Krzyczała, że mam pilnować maszyny, żeby uczestnicy krzywdy sobie nie zrobili. To dlaczego kazała pracować piłą Tadeuszowi, który wyszedł na przepustkę ze szpitala psychiatrycznego, był pod wpływem leków i cały dygotał? Uprzedziłam kierowniczkę, że nie wezmę odpowiedzialności za Tadeusza, uświadomiłam jej jego stan, ale i tak kazała mu ciąć deski. Ciekawe, kiedy kierowniczka kupi węgiel, bo drewna, które miało być na ramy do obrazków, wystarczy raptem na kilka dni opalania ŚDS.
27 września, piątek. Wiesław prosił, żebyśmy poszli dziś na spacer. Usłyszała to kierowniczka i kazała mu do obiadu wysprzątać kotłownię oraz pomieszczenie na węgiel. Jak się wyrobi, ma przygotować resztę desek do spalenia. Jacek zaczął mi opowiadać o swojej siostrze i kierowniczka odwołała go do obierania cebuli.
Po obiedzie Jacek naszykował sobie wiaderko i ścierkę do mycia podłogi, ale ktoś je zabrał. Poskarżył się kierowniczce. Zapytała wesoło: „Ktoś ci zajebał wiaderko czy tylko podpierdolił?”.
Mam dość. Złożyłam podanie o rozwiązanie umowy.
30 września, poniedziałek. Ostatni dzień w ŚDS. Terapeutki Agnieszka i Ania są zadowolone: integrowały się dziś z pracownikami gminy. Większość pracowników urzędu jest w przyjacielskich stosunkach z kierowniczką. Koligacje są nawet rodzinne. Pielęgniarka Paulina pyta, gdzie znalazłam pracę i dlaczego nie kupiłam wódki na pożegnanie.
Kierowniczka ostentacyjnie opowiada o obowiązkach nowej pani, którą znalazła na moje miejsce. Nie pozwala uczestnikom ze mną rozmawiać. Nie odpowiada na „Do widzenia”, kiedy ostatni raz zamykam za sobą drzwi.
PS Swój dziennik oligofrenoterapeutki prowadziłam od stycznia do września 2013 r. Kierowniczka ŚDS nadal pełni tę funkcję.
Przywróć sobie sprawność. Sam
Rozmowa z Zuzanną Grabusińską , byłą radcą w departamencie pomocy i integracji społecznej, obecnie wicedyrektor departamentu ds. polityki senioralnej MPiPS
Co to jest Środowiskowy Dom Samopomocy?
– Celem ŚDS jest umożliwienie chorym i ich rodzinom przezwyciężania trudnych sytuacji życiowych. Uczestnicy, poprzez różnego rodzaju treningi, sami przywracają sobie sprawność w wielu aspektach. Dziś odchodzi się od długich pobytów w szpitalach na rzecz wspierania chorych w ich środowisku. Samopomoc to wzajemne wspieranie się samych uczestników i ich praca własna.
Istnieją trzy typy ŚDS: A – to domy dla osób przewlekle chorych psychicznie, B – dla intelektualnie niepełnosprawnych, C – jest typem mieszanym.
Ile jest ich w Polsce?
– 728 – 513 ŚDS-ów gminnych i 215 powiatowych. Mamy 25 tys. miejsc, korzysta z nich ok. 27 tys. osób rocznie. Koszt utrzymania jednego miejsca w ŚDS to ok. tysiąca złotych miesięcznie.
Ile powinno być docelowo ŚDS-ów?
– To gminy ustalają, ile ma ich być. Można przyjąć, iż pomoc w formie zajęć w ŚDS potrzebna jest mniej więcej 40 tysiącom osób. Do 2020 r. ma powstać optymalna sieć oparcia społecznego dla osób z zaburzeniami psychicznymi i ich rodzin. W 2014 r. przeznaczono na ten cel prawie 318 milionów.
Kto nadzoruje domy?
– Wojewoda, minister. Administracja zleca i opłaca to zadanie, sprawdza więc też poziom jego realizacji. ŚDS-y mają wyznaczone standardy: zakres świadczonych usług, warunki lokalowe, rodzaj działań, jakie powinny być realizowane. I to jest sprawdzane!
Kto może kierować Środowiskowym Domem Samopomocy?
– Ta praca wymaga nie tylko umiejętności zawodowych, ale też predyspozycji. We wskaźnikach zatrudnienia są wyznaczone ramy określające cechy takiej osoby: specjalistyczne wykształcenie, kilka lat doświadczenia w pracy na podobnym stanowisku. Terapeutów dobiera kierownik. Szczegółowe wymagania mogą być ustalane w chwili ogłaszania konkursu, np. że potrzebny jest psycholog, absolwent resocjalizacji.
Gdzie rodzina lub użytkownik ŚDS mogą się zgłosić w razie problemów?
– Pierwsze ogniwo to gmina, problem zgłasza się wójtowi. Albo odpowiednim służbom w urzędzie burmistrza czy prezydenta miasta. Można iść nawet do nas – wtedy MPiPS prosi wojewodę o sprawdzenie, co się dzieje. Niechlubne przypadki nieprawidłowości zdarzają się nader rzadko. Nie mamy skarg.
A co zrobić, by nie zdarzały się sytuacje jak z filmu „Lot nad kukułczym gniazdem”? Poniżanie uczestników zajęć, wyśmiewanie, szykany?
– To absolutnie niemożliwe! ŚDS to nie zakład zamknięty, jak w filmie. Grupa opiekunów profesjonalistów, którzy pracują z uczestnikami, codziennie ma kontakt z innymi ludźmi, tak samo jak ich podopieczni. Tam się przychodzi na kilka godzin i wraca do swego środowiska rodzinnego. Gdyby się pojawiły przypadki nadużywania przez kogokolwiek stanowiska służbowego, bardzo szybko by to zauważono. Uczestnicy zajęć również sygnalizują, jak potrafią, że jakaś forma opieki czy wsparcia im nie odpowiada.
Nie wyobrażam sobie, aby osoba, która wykonała dzieło, sama od siebie je kupowała. Nigdy o czymś takim nie słyszałam.
Rozmawiała Aldona Wiśniewska
Wideo „Dużego Formatu”, czyli prawdziwi bohaterowie i prawdziwe historie, Polska i świat bez fikcji. Wejdź w intrygującą materię reportażu, poznaj niezwykłe opowieści ludzi – takich jak Ty i zupełnie innych.
W ”Dużym Formacie” czytaj też:
Ameryka w drodze [FOTOGALERIA]
Możesz jechać, dokąd chcesz. Rozmowa z Michaelem Josephem , amerykańskim fotografem
Żydzi uciekają z Francji
Po zamachu kuzynka zamknęła się z dziećmi w domu i nie wychodziła przez trzy miesiące. Wysłała zgłoszenie do Agencji Żydowskiej, załatwiła formalności przez internet i w marcu wsiadła w samolot do Izraela
Na urlopie robię. Pół Polski na wakacje nie jeździ
Żeby gdzieś jechać, to trzeba mieć znajomości. Ja znam tylko ludzi z okolicy
Zwalniamy cię. Szefowa działu HR o tym, jak się dobrze rozstać
Nie informujemy, w jakim celu jest spotkanie. Bo jak ktoś ucieknie na zwolnienie lekarskie, to mamy 180 dni do tyłu. Rozmowa z szefową działu HR w dużej warszawskiej korporacji
Byliśmy idealną norweską rodziną
Strasznie jest widzieć własnego syna w więzieniu. Teraz siedzi za 34 przypadki naruszenia prawa o ruchu drogowym
Niemcy rehabilitują czarownice. A Polacy?
Lublin nie jest następcą Lublina z czasów I Rzeczypospolitej. Dlatego rehabilitacja spalonych na stosach nie wchodzi w grę – mówi rzeczniczka ratusza
Jak przeżyć upał [TALKO]
Za oknem gorąco, w domu gorąco, prognozy niepocieszające – będzie gorąco
„500 zł na dziecko? Daję rządowi czas do końca roku”. Jak Duda zmieniał wersję swojej obietnicy
Zawirowania wokół ustawy o dopłatach dla dzieci trwają już od kilku dni – w tym czasie usłyszeliśmy różne wersje tego, kto i kiedy ma się zająć powyższym projektem. Przypominamy, co prezydent mówił na ten temat w trakcie kampanii i już po wygranej wyborów. A nie da się ukryć, że zapowiedzi było wiele.
1. Maj 2015. Duda: Złożę odpowiednią ustawę
Ustawa przewidująca dodatek w wysokości 500 zł miesięcznie na pierwsze dziecko w najbiedniejszych rodzinach (a także na drugie i kolejne w tych zamożniejszych) to jeden z najważniejszych postulatów Andrzeja Dudy. W kampanii prezydenckiej mówił o nim równie często, jak o cofnięciu reformy emerytalnej czy podwyższeniu kwoty wolnej od podatku. – Program 500 zł na każde dziecko w biednych rodzinach musi być zrealizowany – zapewniał tuż przed pierwszą turą wyborów.
Duda, już jako prezydent elekt, podtrzymywał swoje propozycje. – Obiecałem, że podniosę kwotę wolną od podatku i może pan być pewien, że przygotuję taką ustawę. Mówiłem o obniżeniu wieku emerytalnego i też złożę odpowiednią ustawę, tak samo jak tę dającą każdej uboższej rodzinie 500 zł na dziecko – oświadczył w wywiadzie udzielonym „Rzeczpospolitej”.
Na argument, że prezydent nie ma władzy wystarczającej do wprowadzenia powyższych zmian, Duda odpowiedział: – Prezydent może wpływać na Sejm, by ją przyjął, z czego będę korzystał. Na pewno nie ograniczę się do wysłania do Sejmu ustawy i odfajkowane, nie to ludziom obiecałem.
2. Dwa dni po zaprzysiężeniu: Ustawa to zadanie rządu
Tuż po zaprzysiężeniu Duda odwiedził sadowników w woj. lubelskim. Wśród zapewnień o byciu orędownikiem polskiej wsi znalazła się też wypowiedź o propozycji dopłat… I brzmiała zupełnie inaczej niż to, co prezydent mówił jeszcze podczas kampanii.
– To pomoc przede wszystkim dla polskiej wsi. Ten plan musi być zrealizowany w absolutnym współdziałaniu z rządem. To rząd będzie musiał przygotować projekt ustawy. A w każdym razie nie wyobrażam sobie możliwości przygotowania tego projektu bez bardzo ścisłej współpracy, bo to jest poważna kwestia finansowa –tłumaczył.
3. „Niektórzy dziennikarze ochoczo manipulują moimi słowami”
Kilka godzin później Duda wyjaśniał, że jego wypowiedź została źle zinterpretowana, a on sam „doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jakie są kompetencje prezydenta”.
– Dzisiaj niektórzy dziennikarze i niektórzy politycy ochoczo manipulują moimi słowami, mówiąc, że wycofuję się z obietnic wyborczych. Otóż ja się z żadnych obietnic wyborczych nie wycofuję – przekonywał.
4. Wywiad dla „Faktu”: Jeżeli ktoś chce traktować moje słowa z kampanii…
W dzisiejszym wywiadzie udzielonym gazecie „Fakt” Duda tłumaczy się z sobotnich słów. Prezydent zapewnia, że pomysł dopłat jest potrzebny… I od razu zastrzega: – Jeśli jednak popatrzymy na kompetencje prezydenta, relacje prezydenta z rządem, to oczywiście: ja się zwracam do rządu ze swoistym apelem, żeby to rozwiązanie wprowadzić, bo uważam, że ten program jest wręcz niezbędny.
W kolejnych słowach Duda zobowiązuje się, że „jeżeli rząd do tego nie przystąpi i nie będzie się na ten program zgadzał, a jasnej deklaracji podjęcia szybkich prac nad tą sprawą nie będzie do końca tego roku, osobiście przystąpi do przygotowania projektu ustawy”.
Najciekawsze jest jednak to, co prezydent mówi chwilę później: – Jeśli rząd tego nie zrobi, potraktuję to dosłownie jako swoją obietnicę wyborczą. Solennie to obiecuję – oświadcza. Po czym dodaje na zakończenie: – Jeżeli ktoś chce traktować moje słowa z kampanii, że przyjąłem na siebie zobowiązanie i że przygotuję wszystkie projekty ustaw, które doprowadzą do tego, że poprawi się sytuacja gospodarcza w Polsce, to będzie to zwykłe nadużycie.
Zdaniem Dudy prezydent nie jest bowiem w stanie zrealizować wszystkich obietnic samodzielnie i zobowiązuje się jedynie do bycia ich inspiratorem.