Wielowieyska, 05.12.2016

 

 

 

Tupolewizm, ideologia PiS w kraju i za granicą

Tupolewizm, ideologia PiS w kraju i za granicą

W kraju nieoczekiwanie odpowiednie rzeczy słowo użyte zostało do określenia ustroju, a może już ideologii, która panuje pod władzą PiS. Zastanawialiśmy się, czy to kaczyzm, pisizm? Skrobanie w głowę w związku z miękkim autokratyzmem, który z dnia na dzień tężeje, twardnieje, nie jest łatwym procesem kreacyjnym, bo język polski nie jest podatny na neologizmy, jak np. niemiecki czy angielski.

Do neologizmów potrzebna jest sugestywna ilustracja, walnięcie pięścią aż pocieknie jucha, wstrząs. Możliwe, że na stałe do polskiego słownika wejdzie słowo tupolewizm, gdyż w jego semantyce zawiera się droga PiS do władzy (od katastrofy tupolewa), jest w nim lewizna intelektualna, duchowa, jest zwalanie winy na innych.

Jest to słowo dane nam przez dziennikarza „Dziennika” Zbigniewa Parafianowicza, który siedział w rządowym Embraerze na lotnisku w angielskim Luton. Do samolotu ładowali się politycy, którzy przylecieli jednym samolotem i obsługa klakierska, tj. dziennikarska, która przyleciała drugim samolotem. Wracać mieli jednym samolotem, może chodziło o bratanie się polityków z żurnalistami, a może o to, aby budżet zaoszczędził na potrzeby 500+. W każdym razie doszło do sytuacji, jaką widzi się w przekazach wizualnych choćby z takich Indii, gdy pociągi bądź autobusy są tak przepełnione, że pasażerowie siedzą na dachu wehikułu, albo czepiają się klamek.

Przepełniony był Embraer, ale pilot zachował się inaczej niż kapitan smoleńskiego tupolewa Arkadiusz Protasiuk, oświadczył, że nie poleci. Więc nie było zagrożenia Smoleńskiem 2, który dla odmiany mógł się zdarzyć pod niemieckim Poczdamem i byłoby tym razem, że na kwiat inteligencji polskiej zasadziła się z panzerfaustem Angela Merkel z Mateuszem Kijowskim.

To jest ten tupolewizm. Do tego zdarzenia w Luton doszło tydzień temu, nikt nie puścił farby, dopiero za sprawą Parafianowicza do tego doszło i mamy dalszy ciąg tupolewizmu, mianowicie politycy PiS odpowiedzialni za lot nie przyznają się, że łamane były procedury. Ależ to pisowskie, przepraszam tupolewistowskie. Nie jest łamana Konstytucja, standardy demokratyczne – taki jest tupolewizm Andrzeja Dudy, Beaty Szydło.

Tupolewizmem dzielimy się na zewnątrz, tacy wspaniałomyślni są politycy PiS, a konkretnie mój faworyt Witold Waszczykowski, który za pomocą Instytutów Polskich propaguje tupolewizm. Do tej pory Instytuty propagowały to, co w kraju jest najlepsze – kulturę.

Lecz w tupolewizmie kultura się nie liczy, ba jest wroga tej ideologii, bo wrogi jest niedawno zmarły Andrzej Wajda, czy też zdobywca Oskara za Idę, wspaniały Paweł Pawlikowski, wroga jest w literaturze Olga Tokarczuk, Andrzej Stasiuk, Jerzy Pilch. Wrodzy są plastycy, architekci, muzycy, wroga jest kultura, bo jest dekadencka, a nie tupolewistowska, w tym wypadku narodowo-katolicka.

W Instytutach Polskich na całym świecie – do tej pory spełniających rolę ambasad kultury polskiej – wymieniani są dyrektorzy. Jakość wymiany jest taka sama, jak w tupolewizmie stosowanym, jak różnica między rządową komisją ds. wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej Jerzego Millera a podkomisją „ekspertów” Macierewicza. Odwołani przez Waszczykowskiego dyrektorzy w Nowym Jorku, czy też w Berlinie, dostają wsparcie tamtejszych intelektualistów (amerykańskich i niemieckich), którzy wysłali listy poparcia do MSZ, np. Amerykanie w sprawie odwołanej Ireny Grendy piszą, iż są „zszokowani, że ciesząca się międzynarodowym uznaniem szefowa Instytutu Kultury Polskiej w Nowym Jorku została zwolniona bez podania przyczyn”. I dalej ponad 30 amerykańskich intelektualistów, szefów wpływowych instytucji i dyrektorów festiwali napisało: „zwracamy się o ponowne rozpatrzenie tej niefortunnej decyzji, która mogła być pomyłką”.

Co zamiast kultury polskiej będzie propagowane? Zgadliście! Tupolewizm. Promowanie polskiej historii i myśli politycznej. A kto reprezentuje myśl polityczną? Znowu zgadliście! Pasażer tupolewa, bo w wytycznych MSZ czytamy, iż priorytetem nr 1 są „dziedzictwa myśli politycznej Lecha Kaczyńskiego”, „eliminacja ‘wadliwych kodów pamięci’ i negatywnych stereotypów dotyczących Polaków i Polski, zwłaszcza w czasie II wojny światowej”, oraz walka z propagandą rosyjską”.

Wyobrażam sobie, jak w „New Yorkerze” Philiph Roth, a może Don DeLillo, John Barth, albo Thomas Pynchon publikują esej o wspólnocie duchowej Henry Davida Thoreau, autora „Nieposłuszeństwa obywatelskiego” i Lecha Kaczyńskiego. Cholera, nie kpię! Polski pisarz miałby kłopot, ale może nie mieć go amerykański, gdy dotrze do niego lektor z Instytutu Kultury Polskiej. Zastanawiam się, co jest w myśli politycznej Lecha Kaczyńskiego, czy on opublikował jakąś książkę o swojej myśli politycznej?

A może z tą myślą Lecha Kaczyńskiego u Amerykanów będzie tak, jak na pewnych obrazkach Jana Młodożeńca. Na jednym rysunku: reporter z mikrofonem w ręku pyta na polu chłopa, co sądzi o jubileuszu jakiegoś tam miesięcznika literackiego. A na drugim obrazku: chłop goni z kosą uciekającego dziennikarza.

Czy Pynchon pogoni myśl Kaczyńskiego, której ja Polak nie znam, bo nie spisał, a to że gadał i wychwalał brata Jarosława, to nie on jeden w kraju był i jest wyznawcą tupolewizmu.

Waldemar Mystkowski

tupolewizm-ideologia

koduj24.pl

cy8hxctweaabidk

 

cy8twjjwiaawndr

 

cy8fb8ixaaeh3u7

BARTOSZ T. WIELIŃSKI

Ambasador i tłumacze dobrej zmiany

05 grudnia 2016

Prezydent Andrzej Duda i prof. Andrzej Przyłębski

Prezydent Andrzej Duda i prof. Andrzej Przyłębski (Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta)

Rymkiewicz, Wildstein, Ziemkiewicz, Lisicki – oto ludzie, którzy powinni przybliżać Niemcom Polskę „dobrej zmiany”. Tak widzi to prof. Andrzej Przyłębski, nasz ambasador w Berlinie, który chce walczyć tam z nihilizmem w UE

No i znowu trzeba o panu ambasadorze pisać. Po Warszawie krąży bowiem napisana na papierze firmowym ambasady RP w Berlinie opinia prof. Przyłębskiego o programie Instytutu Polskiego w stolicy Niemiec. Czytam ją i włos mi się jeży na głowie. Choć zaskoczony nie jestem.

Pisze bowiem ambasador: „Część środowisk opiniotwórczych w Niemczech, korzystająca z wybiórczych źródeł informacji o tym, co się dzieje w Polsce, i dokonująca na tej podstawie całkowicie błędnej oceny tych przemian, staje się Polsce niechętna, a co najmniej wobec niej krytyczna”. I radzi, by do Instytutu Polskiego „zapraszać takich gości z kraju, którzy właściwie rozumieją sytuację i potrafią o niej w sposób przekonywający rozmawiać”. Prof. Przyłębski, prywatnie mąż Julii Przyłębskiej, sędzi Trybunału Konstytucyjnego zaprzysiężonej rok temu przez prezydenta Dudę, odkąd objął placówkę, nie kryje, że jest człowiekiem Prawa i Sprawiedliwości. Publicznie atakuje polską opozycję, gromi krytyczne wobec „dobrej zmiany” niemieckie media, poucza Niemców, że osiem lat rządów PO i PSL doprowadziło Polskę do ruiny i tylko dzięki PiS, 500+ i programowi Morawieckiego kraj może wstać z kolan.

Zobacz także: Prezydent: „Premier powiedziała, że nie damy rady”. A co mówiono wcześniej?

A teraz domaga się wysyłania do Niemiec w charakterze gości instytutu ludzi o właściwych poglądach, by zaświadczyli, że w Polsce wszystko idzie ku dobremu. – Instytut zbyt mocno stawia na promocję sztuk plastycznych i muzyki awangardowej – utyskuje. Jego zdaniem ludzi o właściwych poglądach więcej jest wśród literatów parających się „prozą współczesną i historyczną”. Profesor Przyłębski domaga się promocji ich wydawnictw.

O kogo konkretnie chodzi? Przyłębski wymienia m.in. poetę Jarosława Marka Rymkiewicza, publicystów Rafała Ziemkiewicza, Bronisława Wildsteina, Pawła Lisickiego. Tych prawicowych twórców zdaniem ambasadora łączy to, że do tej pory byli „wykluczeni z promowania”.

Ambasador przestrzega też instytut przed artystycznymi eksperymentami. „Warto by pamiętać, że Polska w świetle ostatnich rozstrzygnięć politycznych, przekładających się także na promocję swej kultury, pragnie dokonać pewnego kulturowego zwrotu w Unii Europejskiej, a więc przeglądu owych eksperymentów pod kątem ich aspektu historiozoficznego, etycznego i pedagogicznego” – wylicza profesor. Ostrzega, że „ślepe naśladowanie nihilistycznych i hedonistycznych trendów nie prowadzi cywilizacyjnie do niczego dobrego”. „Polska powinna się raczej temu przeciwstawić” – pisze ambasador.

Pismo prof. Przyłębskiego krąży też po Berlinie, gdzie newsem dnia jest dziś odwołanie z funkcji szefowej Instytutu Polskiego Katarzyny Wielgi-Skolimowskiej. Przeciwko tej decyzji berlińscy działacze kulturalni napisali do prof. Przyłębskiego protest. A „Die Tageszeitung” oraz „Berliner Zeitung” na podstawie pisma ambasadora wysnuły wniosek, że Wielgę-Skolimowską wyrzucono, bo przesadzała z tematyką żydowską.

W opinii znajduje się bowiem następujący passus: „Kwestią godną odnotowania wydaje mi się to, by nie przesadzać z podkreślaniem (..) znaczenia dialogu polsko-żydowskiego jako głównego przykładu dialogu międzykulturowego, który odbywa się w Polsce”. Ambasador dodaje, że w zaawansowanym dialogu polsko-żydowskim nie dzieje się nic nowego i że lepiej koncentrować się na relacjach z Ukraińcami czy Litwinami. Dziennikarze połączyli te słowa z faktem, że Instytut Polski pokazał oscarową „Idę”. Bo skoro ambasador przestrzega, by z tematyką żydowską nie przesadzać, a dyrektor Instytutu pokazuje film pokazujący jej najczarniejszą kartę…

MSZ stanowczo zaprzecza temu, że Wielga-Skolimowska straciła stanowisko w związku z nadmiernym poruszaniem kwestii polsko-żydowskich. Powodów odwołania nie podaje. Wygląda jednak na to, że Wielga-Skolimowska musi pakować walizki nie z powodu „Idy”, ale na fali zmian, jaką w Instytutach Polskich przeprowadza dobra zmiana. Placówki te mają zrezygnować z promowania polskiej kultury wysokiej i koncentrować się na potrzebach Polonii, zapraszać wyłącznie właściwe osoby (pisarka Olga Tokarczuk jest np. na czarnej liście), walczyć z unijnym nihilizmem i hedonizmem, promować myśli polityczną Lecha Kaczyńskiego. Do takich zadań trzeba ludzi, którzy „właściwie rozumieją sytuację”.

czytam

wyborcza.pl

Międzynarodowa awantura o Instytuty Polskie. Niemcy i Amerykanie protestują. A PiS od kultury woli Kaczyńskiego i Wisłę

Milena Rachid Chehab, 05 grudnia 2016

Katarzyna Wielga-Skolimowska (z lewej) i Agata Grenda

Katarzyna Wielga-Skolimowska (z lewej) i Agata Grenda (Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta)

Ludzie kultury z Berlina i Nowego Jorku piszą do polskich władz w obronie zwolnionych dyrektorek Instytutów Polskich. W Niemczech wzburzenie wywołały (nieprecyzyjne) doniesienia, jakoby Katarzynę Wielgę-Skolimowską zwolniono za promowanie dialogu polsko-żydowskiego. A to tylko część zamieszania wokół IP.

Doroczna dwudniowa narada dyrektorów Instytutów Polskich, która odbyła się w połowie listopada w Ministerstwie Spraw Zagranicznych różniła się od poprzednich. Oprócz 24 szefów lub wiceszefów Instytutów Polskich pojawiła się tam grupa osób, których nikt oficjalnie nie przedstawiał. Większość z nich, zapytana, przyznawała, że są szykowani na następców kilku zwalnianych dyrektorów.

Zastrzeżenia, które nadają się na mema

W ostatnich dniach ze stanowiska odwołani zostali: Agata Grenda, dyrektorka Instytutu Kultury Polskiej w Nowym Jorku, Katarzyna Wielga-Skolimowska, szefowa Instytutu Polskiego w Berlinie oraz Roland Chojnacki, szefujący Instytutowi Polskiemu w New Delhi. W żadnym z wypowiedzeń nie pojawiło się choćby słowo wyjaśnienia.

Kierowany przez Grendę instytut w 2015 r. został przez MSZ oceniony pozytywnie, choć niewielki w tym udział samej dyrektorki, która do Nowego Jorku przyjechała dopiero we wrześniu. Ale Chojnacki, który do Indii też trafił pod koniec ubiegłego roku, wraca za trzy miesiące do Warszawy właśnie na podstawie oceny negatywnej wydanej przez MSZ.

Pożegnania ze stanowiskiem najbardziej w tym gronie mogła się spodziewać Wielga-Skolimowska. W MSZ-owskiej ocenie o działalności w 2015 r. widniała rekomendacja „do zwolnienia”. Negatywna opinia Warszawy była dla pracowników IP zaskoczeniem. Dotąd byli oceniani „powyżej oczekiwań”, a zastrzeżenia, które pojawiły się w dokumencie, jak mówią, „nadawały się na mema”.

MSZ oskarżył ich o wspieranie Ruchu Autonomii Śląska – a to dlatego, że w planie (zresztą zaakceptowanym przez Warszawę) mieli promowanie wśród Niemców śląskich produktów i tamtejszego designu.

W ostatnich miesiącach IP w Berlinie napsuł krwi pracownikom centrali także z powodu niemożności zorganizowania niemieckiej premiery filmu „Smoleńsk”. Dwa kolejne kina odmówiły zorganizowania seansu (oficjalnie z obawy o bezpieczeństwo), a całość skończyła się międzynarodową aferą.

„Nie znajdziecie lepszego rzecznika Polski”

Kontrakt Wielgi-Skolimowskiej wygasa w sierpniu 2017 r., ale MSZ zdecydowało się zerwać go teraz, z zaledwie miesięcznym wypowiedzeniem, co spowodowało, że dyrektorka nie ma szans pożegnać się ze współpracownikami i niemieckimi partnerami.

Ci ostatni już zareagowali. Do MSZ płyną listy ze słowami poparcia dla Wielgi-Skolimowskiej.

– Jesteśmy zszokowani, jak szybko się to odbyło.

Od lat ceniliśmy inicjatywy Instytutu Polskiego w Berlinie. Wiele projektów kulturalnych podejmowaliśmy wspólnie, a pani Wielga-Skolimowska od niedawna jest też we władzach naszego stowarzyszenia – mówi Susanne Debeolles, szefowa berlińskiego oddziału Europejskiej Unii Narodowych Instytutów Kultury (EUNIC).

Właśnie kończy zbierać podpisy pod listem do polskiego MSZ, pod którym ma się podpisać ponad 30 szefów instytutów kultury urzędujących w Berlinie, takich British Council czy Instytut Cervantesa.

Do polskiej ambasady i szefa MSZ Witolda Waszczykowski został już wysłany list zainicjowany przez Muzeum Żydowskie w Berlinie i podpisany przez przedstawicieli czołowych niemieckich instytucji kulturalnych.

„Pani Katarzyna Wielga-Skolimowska jak nikt inny umiała przybliżyć nam nowoczesną Polskę poprzez wspólne projekty z zakresu historii i kultury.

Jej zaangażowaniu i znakomitej pracy zawdzięczamy obecność kultury polskiej w świadomości współczesnych berlińczyków.

Jesteśmy przekonani, że nie znajdą państwo lepszego rzecznika polskich interesów” – piszą.

„Nie przesadzać z dialogiem polsko-żydowskim”

Sygnatariusze listu nie odnoszą się jednak do sugestii, które pojawiły się w niemieckiej prasie w ostatni weekend, jakoby zwolnienie Wielgi-Skolimowskiej było związane z jej zaangażowaniem w promowanie dialogu polsko-żydowskiego. Pisał o tym m.in. „tageszeitung” oraz „Berliner Zeitung”.

Ten drugi dziennik sugerował, że kroplą, która przelała czara goryczy, była zorganizowana przez Instytut projekcja „Idy”, a skargi pod adresem dyrektorki, która „poświęcała zbyt dużo uwagi tematyce żydowskiej” słał do Warszawy nowy, lojalny wobec PiS ambasador Andrzej Przyłębski.

Skąd te sugestie? Może chodzić o komentarz do planu IP w Berlinie na przyszły rok, który nowy ambasador wysłał do MSZ. „Wyborcza” zna ten dokument. Zwyczajowo ambasadorowie piszą kilka zdawkowych słów, ale Andrzej Przyłębski pokusił się o półtorastronicową listę uwag.

Ambasador za rzecz „godną odnotowania” uznał, by „nie przesadzać z podkreśleniem – zwłaszcza w Niemczech, które nie powinny otrzymywać roli mediatora – znaczenia dialogu polsko-żydowskiego jako głównego przykładu dialogu międzykulturowego, który odbywa się w Polsce”.

W opinii ambasadora inicjatyw z związanych z dialogiem polsko-żydowskim jest już wystarczająco dużo i warto skupić by się na dialogu polsko-ukraińskim i polsko-litewskim.

Z naszych informacji wynika, że decyzja o odwołaniu Katarzyny Wielgi-Skolimowskiej zapadła jednak zanim ambasador wysłał notatkę. Na jej następczynię typowana jest Małgorzata Bochwic-Ivanovska, od września wicedyrektorka IP w Berlinie (jej nominacja wywołała kontrowersje, bo brak jej doświadczenia).

Wielga-Skolimowska odmówiła komentarza w tej sprawie. Rozważa skierowanie sprawy jej zwolnienia do sądu pracy.

Z „Super Expressem” w CV

Listu z wyrazami poparcia doczekała się także Agata Grenda, szefowa IP z Nowego Jorku. Ponad 30 amerykańskich intelektualistów, szefów wpływowych instytucji i dyrektorów festiwali napisało, że są „zszokowani, że ciesząca się międzynarodowym uznaniem szefowa IKP w Nowym Jorku została zwolniona bez podania przyczyn”.

„Zwracamy się o ponowne rozpatrzenie tej niefortunnej decyzji, która mogła być pomyłką”

– piszą sygnatariusze, podkreślając zasługi Grendy, zwłaszcza w promowaniu polskiego teatru w Ameryce.

Dyrektorka IKP po komentarz odsyła do rzecznika MSZ, przyznając jedynie, że do Polski wraca pod koniec stycznia.

Kto przyjdzie na jej miejsce? – Nie komentujemy polityki kadrowej resortu – słyszymy w MSZ.

Z naszych informacji wynika, że nowym dyrektorem prawdopodobnie będzie Paweł Maciąg, były attache prasowy ambasady w Waszyngtonie, były szef nowojorskiej redakcji „Super Expressu”. Tamtejsza Polonia kojarzy go też jako współorganizatora Parady Pułaskiego oraz z Polsko-Słowiańskiej Federalnej Unii Kredytowej.

Wiosną został wybrany do rady dyrektorów Unii – na swojej stronie chwali się, że o głosy Polonusów walczył nawet „o 23.45 pod McDonald’sem na Greenpoincie”.

Z wykształcenia jest prawnikiem po UW, napisał doktorat o Radzie Bezpieczeństwa ONZ.

Komu wadzi „wadliwy kod pamięci”

Wygląda na to, że brak większego doświadczenia w kulturze może Maciągowi na tym stanowisku w ogóle nie przeszkadzać. W najnowszych wytycznych, które w połowie października zostały wysłane do wszystkich polskich placówek zagranicznych, o promocji polskiej kultury nie wspomina się ani razu.

Priorytetem numer 1 jest promowanie polskiej historii i myśli politycznej, czyli m.in.

„dziedzictwa myśli politycznej Lecha Kaczyńskiego”, „eliminacja ‘wadliwych kodów pamięci’ i negatywnych stereotypów dotyczących Polaków i Polski, zwłaszcza w czasie II wojny światowej”, oraz walka z propagandą rosyjską.

Spośród dziewięciu postaci, które zdaniem MSZ zasługują na szczególną pamięć w 2017 r., aż pięć to osoby duchowne: ks. Jerzy Popiełuszko, kard. Stefan Wyszyński, ks. Maksymilian Kolbe, błogosławiony o. Honorat Koźmiński, brat Albert Chmielowski. Pozostali to Józef Piłsudski, Tadeusz Kościuszko, Joseph Conrad i Ludwik Zamenhof.

Instytuty Polskie mają też przygotować świat na obchody stulecia odzyskania niepodległości przez Polskę, w ramach których m.in. fetowany ma być Rok Rzeki Wisły, ustanowiony przez sejm.

Jak by tu przemycić kulturę?

Jak Instytuty Polskie, powołane wszak do promocji polskiej kultury za granicą, zamierzają sobie poradzić z brakiem kultury w priorytetach? Dyrektorzy, z którymi rozmawiam, zdradzają mi ten sam pomysł: zamierzają wykorzystać ostatnią wytyczną: „promowanie Polski kreatywnej i innowacyjnej”.

Co prawda dokument MSZ mówi raczej o innowacyjnych produktach, ściąganiu obcokrajowców na studia do Polski oraz lobbowaniu na rzecz zorganizowania w Polsce Światowego Jamboree Skautowego w 2023 r., ale jest w nim też mowa o „wsparciu kreatywności i potencjału twórczego Polaków”. To może być furtka dla polskiej literatury, teatru, muzyki, filmu i sztuk wizualnych.

Niektórzy z pracowników IP pocieszają się jeszcze, że brak kultury na liście priorytetów to przeoczenie. MSZ, które zapytaliśmy o nową wizję dyplomacji kulturalnej, rozwiewa te nadzieje. Choć niektóre z Instytutów mają jeszcze tradycję przedwojenną, dziś okazuje się, że „nie odpowiadają za wymianę kulturalną z zagranicą”, bo to kompetencje Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a dokładnie Instytutu Adama Mickiewicza (to echa trwającego od ponad roku konfliktu między szefami MSZ i MKiDN, w którym stawką jest nadzór nad Instytutami Polskimi).

Podstawą działania IP ma być teraz „koncentrowanie się na polityce informacyjnej oraz na eliminowaniu negatywnych stereotypów”,

a „celem ich działalności jest zwiększenie obecności Polski w mediach, a przede wszystkim uzyskanie lepszej rozpoznawalności naszego kraju jako ważnego partnera politycznego”.

Na liście obszarów działań wskazanych przez MSZ jest m.in. dyplomacja historyczna, naukowa, edukacyjna. Dyplomacja kulturalna znalazła się na szarym końcu, pomiędzy „dyplomacją diasporową” a „dyplomacją turystyczną i sportową”.

Europa raczej nas nie zechce

Małgorzacie Wierzejskiej, szefowej departamentu dyplomacji publicznej i kulturalnej MSZ, która odpowiada za Instytuty Polskie, nie przeszkadza to jednak w startowaniu na kierownicze stanowisko w centrali wspomnianej Europejskiej Unii Narodowych Instytutów Kulturalnych (EUNIC). Wierzejska w liście motywacyjnym do EUNIC wspomniała o… bogatym programie promocji kultury podległych jej instytutów.

Polski MSZ ma spore ambicje („jesteśmy jedynym państwem współfinansującym organizację, które do tej pory nigdy nie starało się o pozycję w kierownictwie tej instytucji. Obecnie w radzie dyrektorów nie ma żadnego przedstawiciela z Europy Środkowej”), ale z naszych informacji wynika, że niektóre z instytutów narodowych wchodzących w skład EUNIC kandydaturę Polski już teraz zaopiniowały negatywnie.

Wszystko dlatego, że dyplomacja kulturalna pod jej kierownictwem kojarzy się za granicą m.in. z blokowaniem aktywności niektórych pisarzy (m.in. Olgi Tokarczuk), cenzurowaniem programów artystycznych Instytutów Polskich oraz promowaniem kultu jednostki, czyli „dziedzictwa myśli politycznej Lecha Kaczyńskiego”.

miedzynarodowe

wyborcza.pl

PONIEDZIAŁEK, 5 GRUDNIA 2016

Fakt na jedynce: Przez dziadostwo rząd może zginąć

22:40
fakt1

Fakt na jedynce: Przez dziadostwo rząd może zginąć

Wtorkowy „Fakt” nawiązuje w jedynkowym tekście do głośnej w poniedziałek historii startu rządowego embraera z lotniska w Luton po polsko-brytyjskich konsultacjach międzyrządowych.

PONIEDZIAŁEK, 5 GRUDNIA 2016

Sienkiewicz: PiS może się wziąć za ordynację. To jest moment, na który warto sobie zostawić takie narzędzia

20:26
IMG_2268

Sienkiewicz: PiS może się wziąć za ordynację. To jest moment, na który warto sobie zostawić takie narzędzia

– Mam wrażenie, że to jest używanie broni atomowej, wzywanie do obywatelskiego nieposłuszeństwa. To tworzenie wrażenia, że to gra o wszystko, a mogą nas czekać w przyszłości wydarzenia o większej wadze. Ugrupowanie rządzące może się wziąć za ordynację. To jest moment na który warto sobie zostawić takie narzędzia. To nie jest kluczowy moment, decydujący czy Polska odpłynie na Wschód w stronę Putina,  czy pozostanie w rodzinie państw demokratycznych. Nie można w tych sprawach przesadzać. Nie jestem zwolennikiem takiego kategorycznego języka, jak bomba atomowa – mówił Bartłomiej Sienkiewicz Monice Olejnik.

20:17
IMG_2266

Sienkiewicz: Kościół zaczyna mieć takie uprawnienia jak władza państwowa

– Jeżeli miałoby to uporządkować trwający od kilku lat skandal wokół 11 listopada, to można by to jeszcze zrozumieć. Ale nie po to ją uchwalano. Kuriozalne jest przyznanie przywilejów władzy państwowej i Kościołowi katolickiemu, który zaczyna mieć takie same uprawnienia jak państwo. Kościół może stać się narzędziem blokowania manifestacji opozycyjnych. Zobaczymy jaka będzie praktyka – mówił Sienkiewicz w Kropce.

20:09
IMG_2267

Sienkiewicz: Dekomunizację chcą urządzać ci, którzy albo siedzieli u mamusi albo byli za młodzi, żeby walczyć z komuną

Dekomunizację chcą urządzać ci, którzy albo siedzieli u mamusi albo byli za młodzi, żeby walczyć z komuną. Trzeba było wyjść z domu i walczyć – mówił Sienkiewicz Monice Olejnik.

20:04

Sienkiewicz: Kto w przyszłości uwierzy państwu polskiemu? Tym ludziom zawdzięczamy zwycięstwo z mafią

– Ta ustawa tworzy nową niesprawiedliwość. Szkolił mnie w służbach człowiek starszy o 10 lat, który służył w SB. Parę lat potem zginął  w tragicznych okolicznościach jako oficer wolnego państwa na bliskim Wschodzie. Takich ludzi było setki. Mają incydenty za PRL, ale w większości nabywali uprawnienia emerytalne poświęcając się chroniąc życie obywateli wolnej Polski. Uwierzyli państwu, że mogą służyć wspólnemu dobru demokratycznego państwa. Kto w przyszłości uwierzy państwu polskiemu? Tym ludziom zawdzięczamy zwycięstwo z mafią – mowił Barłomiej Sienkiewicz w Kropce nad I TVN24.

19:44
IMG_2263

Kwaśniewski: Ruchy takie jak KOD nie mogą być przyklejone do prezydenta który ma osobiste porachunki z PiS-em a drugiego z traumą przegranych wyborów

KOD nie pozwala na całkowitą bezkarność PiS i pławienie się w kłamstwie. Byli prezydenci mają rolę do spełnienia gdyby sytuacja była jeszcze gorsza, jako arbitrzy których głos mógłby zostać wysłuchany po obu stronach. Obecność byłych prezydentów powinna być dawkowana. Ruchy takie jak KOD nie mogą być przyklejone do prezydenta który ma osobiste porachunki z PiS-em a drugiego z traumą przegranych wyborów – mówił były prezydent w FpF.

300polityka.pl

05.12.2016, poniedziałek, 11:42
-640x427

Ujazdowski: Nie występuję w centralnych programach informacyjnych TVP. Nie miałbym tam swobody wypowiedzi

To było ładne i sprawiedliwe, lecz przeprosić te panie powinien nie Piotr Gliński, tylko Jacek Kurski. To od niego należy domagać się przeprosin. Rzeczywiście to, co zrobiła później TVP z wicepremierem Glińskim przypominało stare czasy. Moja solidarność polega także na tym, że nie występuję w centralnych programach informacyjnych Telewizji Polskiej – mówi Kazimierz Michał Ujazdowski w rozmowie z Onet.pl.

Dopytywany, z jakiego powodu nie występuje w programach TVP, przyznaje: – Nie miałbym tam swobody wypowiedzi.

300polityka.pl

Kazimierz Michał Ujazdowski krytykuje PiS

Kazimierz Michał Ujazdowski krytykuje PiS

Kazimierz Michał Ujazdowski nie po raz pierwszy krytykuje politykę wewnętrzną oraz zagraniczną Prawa i Sprawiedliwości. Uważa, że partii rządzącej przydałaby się spora korekta w rozumowaniu. W wywiadzie dla Onet wskazuje na kardynalne błędy w zakresie polityki europejskiej i mówi, że Polska powinna zdecydowanie zmienić kurs, przechodząc z pozycji krytycznej do pozycji współgospodarza Unii Europejskiej.

Ma za złe partii Kaczyńskiego, wszystko co dotąd zdarzyło się wokół Trybunału Konstytucyjnego, na przyszłość którego patrzy z wielkim pesymizmem. Uważa, że niekorzystne dla Polski konsekwencje braku kompromisu w sprawie Trybunału są ewidentne i nietrudne do przewidzenia. – „Z wielkim pesymizmem patrzę na to, co dzieje się obecnie z Trybunałem – mówi eurodeputowany – bo skutkiem tak prowadzonej polityki jest degradacja jego autorytetu”.

„Mamy wielką niepewność prawa – kontynuuje – niższe gwarancje praw jednostki i wreszcie ryzyko przeciągania konfliktu. Wszystkie strony popełniły w tym sporze błędy, ale moje zastrzeżenia kieruję pod adresem sterników obozu rządzącego. Uważam bowiem, że od rządzących wymaga się po prostu więcej. Nie godzę się z tymi, którzy powiadają, że z chwilą odejścia prezesa Andrzeja Rzeplińskiego 19 grudnia skończy się spór o Trybunał Konstytucyjny. Wiem, że będzie mu niezwykle trudno odzyskać podmiotowość i wiarygodność instytucji niezależnej”.

Kolejny niewybaczalny błąd to – zdaniem Ujazdowskiego – dezawuowanie kandydatury Donalda Tuska do godności szefa Rady Europejskiej na następną kadencję. „Jest to poza logiką polityki państwowej; nie wolno przenosić rywalizacji wewnętrznej na arenę międzynarodową. Trzeba mieć też świadomość, że chodzi nie tylko o stanowisko dla Donalda Tuska, lecz o pozycję Rzeczypospolitej w sferze decyzji personalnych na przyszłość. Taka działalność – jak obecnie – zostanie zapamiętana”.

Pytany, co gotów ze swojego życia politycznego poświęcić dla obrony Trybunału, Kazimierz Ujazdowski powiedział: – „Pogodziłem się z nieobecnością na listach wyborczych w przyszłości; warto zapłacić taką cenę za ochronę niezależności Trybunału”.

kazimierz

koduj24.pl

Sąd Najwyższy ostro o nowym prawie o zgromadzeniach. „Wszelkie cechy prawa stanu wyjątkowego”

EWA SIEDLECKA, 05 grudnia 2016

Protest przeciwko zmianom w prawie o zgromadzeniach

Protest przeciwko zmianom w prawie o zgromadzeniach (MICHAŁ ŁEPECKI)

Nowelizacja ustawy o zgromadzeniach jest projektem antykonstytucyjnym i sprzecznym z zasadami prawa międzynarodowego – to opinia Sądu Najwyższego. PiS uchwalił ustawę w piątek w Sejmie.

Wcześniej ustawę za niekonstytucyjną uznał rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar. Ani opinia RPO, ani opinia SN nie została udostępniona na stronach Sejmu i Senatu.

We wtorek ustawę zaopiniują senackie komisje praw człowieka, praworządności i petycji oraz samorządu terytorialnego i administracji państwowej.

To nie jest prawo leżącego w Europie państwa demokratycznego

„Opiniowany projekt ma wszelkie cechy prawa ‚stanu wyjątkowego’, którego, o ile wiadomo, nikt w Polsce dotąd nie wprowadził (…) oznacza to podjętą świadomie i oczywistą dla każdego prawnika próbę naruszenia ładu konstytucyjnego, w szczególności art. 2 Konstytucji RP, w zakresie wyrażanej w niej zasady państwa ‚prawnego'” – pisze w opinii o ustawie biuro analiz SN.

Zawarcie w projekcie przepisu, że wojewoda wydaje „zgodę” na zgromadzenie „cykliczne” oceniając ich „cel” (dziś wystarczy zgromadzenie zgłosić), Sąd Najwyższy nazywa „drastyczną instrumentalizacją prawa, i to akurat w obszarze wolności kluczowej dla dalszego utrzymania demokratycznego ustroju państwa. Prawo tak stanowione nie może być dłużej nazywane prawem państwa leżącego w Europie, praworządnego ani demokratycznego. Narusza ono nie tylko art. 57 (wolność zgromadzeń) Konstytucji RP, ale obowiązujące Rzeczpospolitą prawo międzynarodowe”.

„Bliższa analiza treści projektu budzi wątpliwości, czy rzeczywistym przedmiotem zamierzonej regulacji nie jest po prostu daleko idące ograniczenie wolności zgromadzeń”.

W trosce o „dobrostan osób sprawujących aktualnie władzę”?

Sąd Najwyższy zauważa, że deklarowany cel ustawy – zwiększenie komfortu demonstrowania przez odsunięcie kontrmanifestacji – jest sprzeczny z zachodnim standardem: „w kulturze demokratycznych państw zachodnich nie dostrzega się niczego złego w tym (…), że idee i światopoglądy ze sobą sprzeczne ścierają się ze sobą w przestrzeni publicznej. (…) Dobrostan osób sprawujących aktualnie władzę oraz ograniczenie obecności kontrprzekazu w przestrzeni publicznej po to, aby dominowały w nim słowa i wartości uważane przez nich za słuszne, niewątpliwie nie stanowią aksjologii porządku konstytucyjnego w demokratycznym państwie prawnym. Charakteryzują one natomiast państwa autorytarne”.

SN ocenia też, że przewidziane w ustawie pierwszeństwo dla imprez organizowanych przez władze publiczne, kościoły, związki wyznaniowe, a także dla zgromadzeń „cyklicznych” przed innymi zgromadzeniami jest nieproporcjonalne, niekonieczne i nieuzasadnione. A więc nie spełnia kryteriów konstytucyjnych (art. 31), które pozwalają prawa i wolności ograniczać tylko w minimalny, niezbędny dla ochrony innych wartości konstytucyjnych sposób. SN zauważa, że władza publiczna będzie miała „w zasadzie monopol na odbycie zgromadzenia w określonym miejscu i czasie – faktycznie spowoduje to, że dowolny taki organ będzie autorytatywnie i arbitralnie decydował o tym, czy dopuścić zorganizowanie innego, niepublicznego zgromadzenia”. „W wariancie skrajnym (chociaż wyobrażalnym) możliwe byłoby nawet nadużycie prawa w postaci organizowania naprędce ‚mikromanifestacji’, np. przez ministrów, a nawet przez wojewodów – jedynie po to, aby zapobiec odbyciu się niewygodnego dla władz zgromadzenia” – czytamy w opinii Sądu Najwyższego.

Kto będzie mógł zablokować demonstrację?

Biuro analiz SN zwraca też uwagę, że określenie „organ władzy publicznej” jest bardzo szerokie. Takim organem jest np. kurator oświaty czy powiatowy lekarz weterynarii. Nie jest precyzyjne także zakazanie dwóch manifestacji w jednym „miejscu”. Bo czy np. takim „miejscem” może być określona miejscowość?

„Naruszenie wolności zagwarantowanej konstytucyjnie i międzynarodowo w omawianym zakresie jest szczególnie jaskrawe w stosunku do tzw. zgromadzeń spontanicznych, stanowiących reakcję opinii publicznej na bieżące wydarzenia” – czytamy w opinii.

Zdaniem SN zgromadzenia i zgromadzenia „cykliczne” nie różnią się między sobą w na tyle istotny sposób, by było konstytucyjnie dopuszczalne faworyzowanie jednych kosztem drugich. W dodatku zgromadzenie cykliczne wojewoda może wyrejestrować, tylko jeśli przestanie się cykliczne odbywać. A nie można, jeśli jego uczestnicy będą łamać prawo.

Protestuje też komisarz praw człowieka Rady Europy

Sąd Najwyższy stawia tezę, że wprowadzenie do prawa zgromadzeń „cyklicznych” ma na celu uprzywilejowanie konkretnych dwóch imprez (mówiło się o Marszu Niepodległości i miesięcznicach smoleńskich). A więc nie ma charakteru ogólnego i abstrakcyjnego, jaki jest wymagany dla ustaw.

Organizacje pozarządowe – które najczęściej są organizatorami zgromadzeń – zbierają podpisy pod apelem do senatorów o odrzucenie ustawy. O jej odrzucenie zaapelował do Senatu w piątek także Nils Muižnieks, komisarz praw człowieka Rady Europy.

Zobacz też: Jarosław Kurski do Jarosława Kaczyńskiego: stajesz się partyjnym kacykiem, zamordystą

 

wszelkie

wyborcza.pl

Dobra zmiana wojaka Szwejka, czyli MON ostrzega, a „szpiedzy” się śmieją

PAWEŁ WROŃSKI, 05 grudnia 2016

Szef MON Antoni Macierewicz

Szef MON Antoni Macierewicz (SŁAWOMIR KAMIŃSKI)

Ministerstwo Obrony Narodowej oficjalnie ostrzega, że uczestnicy konferencji w Collegium Civitas są podejrzani o „przestępczą działalność na rzecz obcych służb”. – Analizujemy możliwość złożenia pozwu – mówią uczestniczący w spotkaniu prominentni oficerowie służb III RP.

Komunikat MON ma formę ostrzeżenia instytucji naukowych przed dezinformacją ze strony byłych funkcjonariuszy tajnych służb, którzy tolerowali „środowiska mafijne wyrosłe z komunistycznej Służby Bezpieczeństwa i prowadzili przestępczą działalność na rzecz obcych służb”. Żadne konkretne nazwisko nie pada, ale komunikat odnosi się do „smutnego przykładu”, jakim była konferencja „Polskie służby specjalne po roku rządów PiS” zorganizowana w Collegium Civitas.

Komunikat podpisała p.o. rzecznika prasowego Katarzyna Jakubowska, ale widać w nim wpływ specjalisty ds. dezinformacji w MON Bartłomieja Misiewicza, który ostatnio wrócił do łask i pojawił się nawet na konferencji prasowej.

Debatę w Collegium Civitas prowadził gen. Krzysztof Bondaryk, w przeszłości szef ABW, a wypowiadali się: Paweł Białek, były zastępcza szefa ABW, Piotr Niemczyk, b. zastępca dyrektora Urzędu Ochrony Państwa, oraz gen. Janusz Nosek, b. dowódca Służby Kontrwywiadu Wojskowego.

– Na początku się roześmiałem. Jeśli do skromnej konferencji odnosi się w oficjalnym komunikacie Ministerstwo Obrony Narodowej, to absurd. A forma tego komunikatu ma już charakter kuriozalny – mówi Paweł Białek. Były szef SKW gen. Nosek porównuje styl komunikatu do komunikatów armii ck w „Dobrym wojaku Szwejku”.

Problem polega na tym, że choć MON sformułował najcięższe zarzuty, nie wiadomo, do kogo one się odnoszą. Piotr Woyciechowski, w przeszłości bliski współpracownik Antoniego Macierewicza, w telewizji Republika sugerował, że ministerstwo ma na myśli Piotra Niemczyka, który wraz z działaczami podziemnego ruchu Wolność i Pokój Konstantym Miodowiczem i Bartłomiejem Sienkiewiczem tworzył służby III RP. Według Woyciechowskiego budowali oni służby na podstawie funkcjonariuszy i współpracowników Służby Bezpieczeństwa. – To oświadczenie jest po prostu podłe, to insynuacja – mówi Piotr Niemczyk „Wyborczej”. – Nie wiem, jakimi materiałami trzeba dysponować, aby tego rodzaju oskarżenia rzucać odpowiedzialnie.

Zobacz także: „Podłe, kuriozalne oświadczenie MON”. Piotr Niemczyk w „3×3”

Ale prawicowe media wskazują raczej, że jest to ostrzeżenie przed gen. Januszem Noskiem, którego, jak twierdzą, prokuratura oskarża o współpracę z rosyjskim FSB. – Jako szef służb współpracowałem z wieloma wywiadami. Tylko że nie przedstawiono mi zarzutu współpracy, ale przekroczenia uprawnień – mówi nam płk. Nosek, zastrzegając, że nie może zdradzać informacji ze śledztwa. Nieoficjalnie wiadomo, że chodzi o podpisanie z Rosjanami porozumień o przerzuceniu naszych wojsk i sprzętu wojskowego z Afganistanu w 2012 roku. Wówczas rozważano dwie drogi: lotniczo-morską przez Karaczi i lądową pociągiem przez Uzbekistan i Rosję. Gen. Nosek nie przyznaje się do winy.

– W poniedziałek spotkaliśmy się w grupie uczestników tej konferencji z prawnikami, aby oni przeanalizowali możliwości wystąpienia przeciwko MON – mówi Nosek. – Zamierzamy wystąpić o ochronę dóbr.

Uczestnicy konferencji podkreślają, że cel MON to ograniczenie dyskusji naukowej i próba zamknięcia ust jej uczestnikom.

Białek: – Przedstawiłem opinię, zgodnie z którą władza PiS prowadzi do osłabienia bezpieczeństwa państwa: wprowadza bałagan w siłach zbrojnych, osłabia instytucje, niszczy zaufanie, czyni społeczeństwo nieodpornym na dezinformacje. Traktuje komunikat MON jako swoiste przyznanie mi racji.

Konferencja na temat stanu bezpieczeństwa państwa odbywała się już czterokrotnie. Do tej pory nie wywoływała zbyt dużego zainteresowania. Jej uczestnicy liczą, że to się zmieni po tak szerokim rozpropagowaniu jej przez MON.

dobra

wyborcza.pl

cy7klttxcaqdp2t

Hartman i jego „życzenia” dla Radia Maryja: Dla katolików ze świata jesteście nędzną podróbką średniowiecznego wykopaliska

jsx, 05.12.2016

25-lecie Radia Maryja

25-lecie Radia Maryja (Krzysztof Sitkowski / KPRP)

„Wasza religia nie jest żadnym chrześcijaństwem” – pisze Jan Hartman na swoim blogu. „To jakaś mała nacjonalistyczna schizma, oparta na poczuciu wspólnoty w pysze i wyższości wobec wszystkich innych oraz zakłamanym, szowinistycznym wizerunku matki Jezusa” – dodaje filozof.

 

Na swoim blogu Jan Hartman składa Radiu Maryja życzenia z okazji 25. urodzin. Filozof życzy rozgłośni Tadeusza Rydzyka m.in. bojaźni Bożej, opamiętania, pokory wobec Żydów czy poznania zasad chrześcijaństwa.

„Dla katolików ze świata jesteście jakąś nędzną podróbką średniowiecznego wykopaliska – wstydem i żenadą” – pisze Hartman. Jego zdaniem Radio Maryja „ryje” pod Kościołem. „Mnie nawet to cieszy, bo nie udaję przyjaciela tej ofiarami słynącej instytucji, ale Was prowadzi do piekła” – dodaje publicysta.

„Wasza religia nie jest żadnym chrześcijaństwem”

Hartman uważa, że nawet „milion ateistów nie jest w stanie tyle zaszkodzić katolicyzmowi, co jeden pseudokatolik Rydzyk i jego klakierzy„. I stwierdza, że gdyby wierzył w szatana, szukałby go właśnie w Toruniu.

„Wasza religia nie jest żadnym chrześcijaństwem” – grzmi filozof. Jego zdaniem, „to jakaś mała nacjonalistyczna schizma, oparta na poczuciu wspólnoty w pysze i wyższości wobec wszystkich innych oraz zakłamanym, szowinistycznym wizerunku matki Jezusa, z której niemalże zrobiliście już Polkę, katoliczkę, i to taką z ‚Waszych'”.

„Bójcie się Boga i piekła, które stworzył dla cynicznych pyszałków bardziej niż dla kogo innego” – kończy swój tekst Hartman.

Zobacz także

TOK FM

 

tupolewizm

Kłopoty? Dać po głowie Piniorem

Ewa Siedlecka, 05 grudnia 2016

Zbigniew Ziobro

Zbigniew Ziobro (AGATA GRZYBOWSKA)

Dlaczego akurat teraz Józef Pinior otrzymał zarzut łapówkarstwa? Zapewne chodziło o to, by odwrócić uwagę opinii od sprawy finansowania Solidarnej Polski, partii Zbigniewa Ziobry

– Jako prokurator generalny mogę powiedzieć, że jeśli dalej będzie trwała nagonka na prokuratorów prowadzących tę sprawę, bezczelne odwracanie kota ogonem i czynienie z ludzi prowadzących śledztwo potworów, krzywdzących niewinnych ludzi, to skorzystam ze swoich uprawnień i ujawnię część materiału dowodowego, w tym podsłuchów i SMS-ów. Część tych rozmów podejrzanych sprowadzała się do – istotnych z punktu prawnokarnej oceny – ustaleń: za ile, za co i dla kogo – powiedział minister sprawiedliwości prokurator generalny Zbigniew Ziobro, komentując w piątek 2 grudnia w TVP Info sprawę zarzutów korupcyjnych wobec byłego senatora PO Józefa Piniora. Nie powiedział, kto i gdzie robi tę nagonkę.

Następnego dnia „Wiadomości” TVP przypomniały słowa Ziobry. Zobrazowały ową nagonkę. cytatem z Józefa Piniora, który po wyjściu z sądu powiedział, że to atak na pokolenie pierwszej „Solidarności”.

Prowadzący sprawę prokurator Baczyński nie był atakowany przez media. Relacjonowały jego konferencją prasową, w trakcie której wchodził i wychodził. Poinformowały też, że następnego dnia złożył wobec przełożonych samokrytykę na piśmie, przepraszając za swoje „nieprofesjonalne zachowanie” i oddając się do ich dyspozycji. Nikt nie wzywał do jego dymisji. Działania prokuratury wobec Józefa Piniora skrytykowali natomiast jego adwokaci, ale to zachowanie standardowe, uzasadnione rolą obrońców.

Redaktor Danuta Holecka w sobotnim materiale „Wiadomości” TVP jako atakujących wymieniła „polityków opozycji”. Jakby prokuratura za czasów PO nie była raz po raz atakowana przez polityków PiS-u, czym rok temu uzasadniali oni zresztą jej ponowne podporządkowanie rządowi.

Skoro nie ma jakieś ekstraordynaryjnej nagonki na prokuraturę w sprawie Piniora – to o co chodzi Ziobrze i rządowej telewizji?

Odpowiedź można znaleźć właśnie w słowach prokuratora generalnego: „jeśli dalej będzie trwała nagonka na prokuratorów (.), to skorzystam ze swoich uprawnień i ujawnię część materiału dowodowego, w tym podsłuchów i SMS-ów” – czyli oskarżenie o nagonkę uzasadnia ujawnienie owego materiału. Zbigniew Ziobro dał sobie do tego prawo w nowej ustawie o prokuraturze. I nie należy się spodziewać, że będą to pełne stenogramy czy nagrania. Raczej „najsmaczniejsze” fragmenty, które będą dowodzić, że Józef Pinior brał pieniądze za załatwianie spraw.

***

Jak się dobiera fragmenty materiału dowodowego, widzieliśmy podczas słynnej multimedialnej konferencji prokuratora Jerzego Engelkinga w 2007 r. Miała ona dowodzić zmowy w sprawie ostrzeżenia Andrzeja Leppera o szykowanej na niego przez CBA prowokacji w Ministerstwie Rolnictwa. Koniec końców nikomu żadnej zmowy ani ostrzeżenia nie udowodniono. Tylko ówczesny szef CBA Mariusz Kamiński został nieprawomocnie skazany za nadużycie władzy podczas prowokacji wobec Leppera.

Po co była w 2007 r. owa multimedialna konferencja prokuratury Ziobry? By przekonać publiczność, że Lepper wziąłby łapówkę, gdyby go nie ostrzeżono (potem sąd stwierdził, że nie było śladu dowodu, że chciałby wziąć).

Po co byłoby ujawnianie podsłuchów w sprawie Piniora? Żeby przekonać publiczność, że jest winien.

Z tego, co mówi sąd, który nie zastosował w sprawie Piniora tymczasowego aresztu, dowody nie uprawdopodabniają przestępstwa „w wysokim stopniu”. A więc może wcale nie ma nagrania, na którym Pinior zgadza się przyjąć pieniądze za załatwienie komuś czegoś? I może dlatego prokuratura Andrzeja Seremeta nie postawiła zarzutów? Może prokuratura Zbigniewa Ziobry opiera zarzut jedynie na tym, że ktoś brał pieniądze „w imieniu” Piniora za „załatwienie”? Może nie ma dowodu, że Pinior się na to godził? Jeśli tak, to ujawnienie wybranych materiałów ze śledztwa przez Ziobrę może pomóc przekonać opinię publiczną, że prokuratura ma dowody mocniejsze, niż ma.

Prokuratura zaś może dowolnie długo prowadzić śledztwo. A gdyby jednak sprawa trafiła do sądu i zanosiło się na wyrok dla prokuratury niekorzystny, prokurator – dzięki uchwalonemu z inicjatywy Zbigniewa Ziobry przepisowi – może „wycofać akta sprawy do uzupełnienia” na sześć miesięcy (nie ma zastrzeżenia, że może „wycofać do uzupełnienia” tylko raz). Wtedy Pinior dalej pozostawałby „pod podejrzeniem”, wzmocnionym ujawnionymi przez Ziobrę fragmentami materiału dowodowego.

Prowokacja w Ministerstwie Rolnictwa prawdopodobnie była po to, by zerwać koalicję z Samoobroną i pozbyć się Andrzeja Leppera z rządu. A dlaczego akurat teraz ujawniono sprawę Józefa Piniora, choć materiał zebrano ponad rok temu, jak podkreśla PiS, za czasów PO?

Przyczyny mogą być różne. Mnie do głowy przychodzi taka, że zarzut łapówkarstwa dla legendarnej postaci podziemnej „Solidarności” skutecznie odwraca uwagę opinii publicznej od opisanej dwa tygodnie wcześniej przez „Newsweek” – za duńskimi mediami – sprawy finansowania kampanii wyborczej partii Zbigniewa Ziobry Solidarna Polska. Chodzi o dotacje, które ta partia dostała od europejskiej partii Ruch na rzecz Europy Wolności i Demokracji (MELD) na działania popularyzatorskie. Zorganizowała konferencję klimatyczną w Krakowie, ale „Newsweek” twierdzi, że niewiele było tam o klimacie, a promowano głównie Solidarną Polskę.

Pieniądze z MELD Solidarna Polska dostała w czasie, gdy we władzach MELD zasiadali Jacek Kurski i Jacek Włosowicz, który łączył tę funkcję z rolą skarbnika SP. Duński dziennik „Ekstra Bladet” napisał, że za 400 tys. duńskich koron (240 tys. polskich złotych) dotacji z MELD partia Ziobry kupiła 60 tys. długopisów. „Newsweek” napisał też, że krewni i znajomi polityków SP wpłacali na kampanię wyborczą partii: rodzina Zbigniewa Ziobry – 437 tys. zł, Tadeusza Cymańskiego – 115 tys. zł, współpracownicy i rodzina Jacka Kurskiego – 230 tys. zł. Zbadał oświadczenie majątkowe jednego z darczyńców – nie wynikało z niego, skąd wziął darowaną sumę.

17 listopada Nowoczesna złożyła do prokuratury doniesienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przy finansowaniu SP. Prokuratura ma miesiąc na decyzję, czy podejmie śledztwo.

Zbigniew Ziobro, który ma wszelkie uprawnienia prokuratora, łącznie z wydawaniem poleceń o wszczęciu czy umorzeniu, zapewne wyłączył się z tej sprawy. Tak samo jak wyłączył się ze sprawy prywatnego aktu oskarżenia w sprawie śmierci swojego ojca. Tej samej, do której po objęciu przez Ziobrę władzy nad prokuraturą przyłączył się podlegający mu prokurator.

Zobacz też: Żaden z prokuratorów nie kwapi się by wszcząć śledztwo w celu wyjaśniania spraw finansowania partii swojego szefa

 

dlaczego

wyborcza.pl

PAWEŁ WROŃSKI

Tupolewizm – oficjalna ideologia rządu. Na końcu winni będą wyimaginowani zamachowcy, „ruscy” lub opozycja

05 grudnia 2016

Rządowy samolot

Rządowy samolot (SŁAWOMIR KAMIŃSKI/AGENCJA GAZETA)

Tupolewizm – tym słowem dziennikarz Dziennika Gazety Prawnej określił sytuację na londyńskim lotnisku, gdy w potwornym zamieszaniu i bałaganie rząd próbował upchnąć w jednym samolocie pasażerów z rządowego embraera i wojskowej CASY.

Wcześniej premier Beata Szydło wraz ze swoimi ministrami brała udział w konsultacjach z gabinetem Teresy May, po których dumnie obwieszczono w Telewizji Polskiej wspólne polsko-brytyjskie strategiczne partnerstwo i działania na rzecz korygowania polityki Uniijnej. Brytyjscy dziennikarze uczynili z tego powód do żartów, ale nie popsuło to dobrego samopoczucia premier Szydło.

W relacji dziennikarza cała wizyta jest koszmarnym bałaganem, a próba „bohaterskiego startu” jej zwieńczeniem. W samolocie siedzieli najważniejsi przedstawiciele rządu i sił zbrojnych. Mimo to przeciążony i niewyważony samolot nie wystartował – pilot wyszedł z kabiny i oświadczył, że nim nie poleci.

To nie jest jedyny przypadek tupolewizmu. Mianem tym można określić pęknięcie zetlałej ze starości opony w samochodzie prezydenta Andrzeja Dudy, pierwotnie tłumaczono to zamachem.

Tupolewizm to oficjalna ideologia rządu. Mieszanina narodowej tromtadracji, propagandy, polityki godnościowej pomieszanej z brakiem poczucia odpowiedzialności i dziadostwem. Ideologia, w której nie ma odpowiedzialnych, bo na końcu winni będą wyimaginowani zamachowcy, „ruscy” lub opozycja.

W szerszym znaczeniu jest to brak odpowiedzialności za przyszłe pokolenia, które będą musiały spłacać długi lub otrzymają niższe emerytury. Dewastacja państwa prawa oraz zamiana mediów publicznych w organ represji – plucia władzy na własnych obywateli.

Dziennikarz DGP lojalnie informuje, że nie on wymyślił określenie tupolewizm. Padło ono w rozmowie dziennikarza i rządowego propagandysty z ministrem spraw zagranicznych Witoldem Waszczykowskim. To dowód, że zarówno minister jak i propagandysta (współautor opowieści o smoleńskim zamachu na Tu-154) wiedzą co było faktyczną przyczyną katastrofy. Teoria zamachu, którą lansują jest tylko cyniczną zagrywką na zwiększenie nakładu i napędzenie PiSowi wyborców.

Idea tuplewizmu kwitnie. Tylko tym samolotem leci cała Polska.

tym-samolotem

 

bulwersujace

wyborcza.pl

Jest coś gorszego niż przeładowany samolot rządu. To tłumaczenia ministrów – nie zrozumieli skali zagrożenia

Politycy PiS ignorują incydent z rządowym samolotem w Londynie.
Politycy PiS ignorują incydent z rządowym samolotem w Londynie. Fot. P. Tracz/KPRM

Niekompetencja i lekkomyślność pracowników Kancelarii Premiera mogły doprowadzić do katastrofy. Chodzi o głośną sprawę powrotu z konsultacji międzyrządowych w Londynie. Ale jest coś jeszcze bardziej szokującego – tłumaczenia przedstawicieli rządu. Bo przekonują, że nic się nie stało, bo nie została złamana żadna instrukcja. A zdrowy rozsądek?

Nasz kraj wciąż nie może sobie poradzić z traumą po katastrofie smoleńskiej, ale nie może też sobie poradzić ze stworzeniem procedur, które zapobiegłyby powtórce. Bo przecież wbrew rewelacjom Antoniego Macierewicza do katastrofy 10 kwietnia 2010 roku doprowadziła seria mniejszych lub większych zaniedbań i błędów.

Wówczas stworzono procedury, które miały temu zapobiec. Ale opisana przez dziennikarza „Dziennika Gazety Prawnej” sytuacja pokazuje, że procedury są funta kłaków warte. Bo ludzi, którzy z Warszawy przylecieli dwoma samolotami chciano odesłać jednym. Gdyby nie postawa pilota, do Warszawy poleciałby przeciążony i źle wyważony samolot z premier Beatą Szydło, wicepremierem Morawieckim i ministrami Błaszczakiem, Waszczykowskim oraz Macierewiczem na pokładzie.

Ale jest coś, co przeraża jeszcze bardziej, niż lekkomyślność urzędników, którzy zgodzili się na taką sytuację. A mianowicie usprawiedliwianie jej już po ujawnieniu przez media. To komentarz rzecznika rządu.

Nieco bardziej rozmowna jest szefowa Kancelarii Premiera Beata Kempa. – „Cywilna” instrukcja HEAD nie została w żaden sposób złamana. Jest to dokument niejawny – powiedziała. Ale internauci zarzucają jej pomyłkę.

– Jeżeli w trakcie wynikają trudności związane z poleceniami czy pilotów, czy zarządzających lotniskiem jest oczywiste i wtedy musimy się do nich dostosowywać. Żadna procedura nie została złamana. Na wszystko mamy dokumenty – mówi Kempa cytowana przez „DGP”.

W jej odpowiedzi te dwa ostatnie zdania są kluczowe i doskonale obrazują sposób myślenia urzędników w Polsce. Nie tylko tych z Prawa i Sprawiedliwości, każdych.

jest

naTemat.pl

Partyzant prawdy, czyli nieudana pielgrzymka [VARGA]

Krzysztof Varga, 05 grudnia 2016

Krzysztof Koehler

Krzysztof Koehler (Fot. Wojciech Surdziel / Agencja Gazeta)

Krzysztof Koehler przekonuje, że Brytyjczycy mają „moralny obowiązek” wydawania polskich książek ze względu na „akty przemocy wobec Polaków w Wielkiej Brytanii, szczególnie po Brexicie”.

Pytanie „Dlaczego Polska?” gnębi nie tylko mnie od lat, obecnie śmiało można powiedzieć, że owo pytanie jest pytaniem podstawowym, „Why Poland?” rozbrzmiewa na całym świecie, a przynajmniej w całej Europie, my sami wszak codziennie zadajemy sobie to fundamentalne pytanie. „Why Poland?”, dramatycznie też zawołali przedstawiciele Instytutu Książki, kluczowej instytucji dla promocji polskiej literatury na świecie, a nawet kluczowej instytucji dla promocji polskiej literatury w Polsce. To pytanie padło w tytule prezentacji przedstawionej w Londynie przez wiceszefa Instytutu Książki Krzysztofa Koehlera, który nastał jakiś czas temu w Instytucie w ramach wiadomo jakiej zmiany.

Ekspertka: Instytut Książki skompromitował się w Londynie przed wielkimi targami książki

Koehler to nie jest zwykły urzędnik, to profesor Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, ale nade wszystko współtwórca legendarnego „brulionu”, były dyrektor TVP Kultura, poeta wreszcie, autor zbiorów wierszy o tak niepokojących tytułach jak „Partyzant prawdy” czy „Nieudana pielgrzymka”. Jako żywo jego pielgrzymka do Londynu – gdzie miał wygłosić exposé dla angielskich wydawców z okazji przyszłorocznych targów książki, na których Polska będzie gościem honorowym – okazała się nieudana. Tak bardzo nieudana była to pielgrzymka, że prezentacja Koehlera stała się prawdziwym przebojem, a treść jej przechodzi właśnie do legendy.

Kompromitacja Instytutu Książki w Londynie? IK: „Przyjęto nas bardzo dobrze”

Co prawda Instytut Książki już zdążył ogłosić, iż prezentacja zupełnie przez przypadek znalazła się w internecie, a w ogóle wszelka jej krytyka nosi znamiona nagonki oraz że wywołała ona wręcz entuzjazm brytyjskich wydawców, ale do oświadczenia tego podchodzić należy z niejaką nieufnością. Widząc te kilka zadziwiających stron, jakie Koehler sprokurował, trudno nie uznać, że było to działanie jak najbardziej partyzanckie, czy była to jednak partyzantka prawdy – tutaj można się spierać. Spodziewam się, że domniemany entuzjazm Brytyjczyków był po prawdzie oszołomieniem, względnie osłupieniem, jako i w Polsce owe Koehlerowe „Why Poland?” spotkało się z niedowierzaniem. Co świadczy, iż mnóstwo ludzi, z zupełnie niepojętych powodów, wciąż wierzy, że zrepolonizowane instytucje, nawet te kulturalne, mogą zachowywać się profesjonalnie. Otóż nie mogą, tego dobitnie dowodzi prezentacja Instytutu Książki.

Otóż Koehler promując polską literaturę zaatakował znienacka, z zasadzki można powiedzieć, mianowicie użył jako broni szantażu moralnego. Koehler przekonuje w swej prezentacji, że Brytyjczycy mają „moralny obowiązek” wydawania polskich książek ze względu na „akty przemocy wobec Polaków w Wielkiej Brytanii, szczególnie po Brexicie”. Jeśli metoda szantażu moralnego okaże się skuteczna i Anglicy rzucą się do kompulsywnego wydawania polskich książek, nabiorę do Koehlera niebywałego szacunku, bo brawura tego argumentu jest niebywała. Można by nawet postulat Koehlera rozszerzyć o dodatkowe argumenty, które brytyjskie wydawnictwa przymuszą do publikowania polskiej literatury. Dziwię się nieco, że Koehler ograniczył się wyłącznie do ataków na naszych po Brexicie, Anglicy mają więcej powodów wydawania polskich książek, jak ten, że nie pomogli nam we wrześniu 1939 roku, że nasi lotnicy bronili Londynu w 1940, że później zdradzili nas w Jałcie.

Pokrewnych argumentów można używać w stosunku do wydawców z innych krajów, szczególnie w stosunku do wydawnictw niemieckich, co oczywiste. Owszem, Niemcy wydają sporo polskich książek, ale mogliby więcej, jeśli im wypomnieć wojnę, okupację, powstanie warszawskie i obozy koncentracyjne. Podobnie Rosjanom wypomnieć można wszystko, co nam uczynili, od rozbiorów, poprzez epokę komunizmu, po katastrofę smoleńską, nie wspominając o Francuzach, którzy zawsze zachowywali się w stosunku do Polski nie w porządku, od ukradzionych nam widelców począwszy, a na mistralach sprzedanych Rosjanom skończywszy. Belgom wypomnieć można prześladowanie Polski przez Unię Europejską, Amerykanom to, że gdyby nie Kościuszko i Pułaski, to by Ameryki nie było. O moralnych długach Izraelczyków wobec Polski nawet nie wspominam, lista narodów, które mają wobec nas zobowiązania moralne, jest wybitnie długa. Jeśli tylko wypomnimy wszystkim nasze krzywdy od nich doznane – nasza literatura podbije świat.

Niemcy. Nienawidzimy i zazdrościmy

Dramatycznie zabrzmiało pytanie Koehlera: „Co przeciętny Anglik wie o Polsce?”. Odpowiedź, którą Koehler sam sobie dał, była równie dramatyczna: „Część zna Kraków jako miasto nigdy niekończącej się imprezy. Część kojarzy Polskę z Holocaustem i II wojną światową. Lepiej wykształceni wiedzą coś o Solidarności , czasach komunizmu etc.”. A co niewdzięczny Angol wiedzieć powinien o Polsce? To kraj wielkich tradycji republikańskich, praw obywatelskich od średniowiecza, wolności słowa, wielokulturowości i wielowyznaniowości oraz ma się rozumieć tolerancji religijnej. To wszystko naturalnie miało miejsce, ale nie wiem, dlaczego nawiązania do zamierzchłej przeszłości miałyby promować współczesną literaturę polską. Dzisiejszą Polskę trudno oskarżyć przecież o wielokulturowość, wielowyznaniowość i tolerancję religijną.

Naturalnie aplauz wśród niewdzięcznych Angoli wywołać musiała lista pisarzy w Polsce publikujących, których Koehler wymienił z radosną dezynwolturą, tworząc przy tym nowe nurty literackie, mianowicie „si-fi i fantazy”. Otóż owego „si-fi i fantazy” (Koehler w dwóch słowach pomylił się tylko dwa razy, powinno być „sci-fi i fantasy”, ale partyzantowi pomieszało się zapewne z dramatem Juliusza Słowackiego „Fantazy”) przedstawicielami mają być „Stanislaw Lem and his followers: Jacek Dukaj, Ela Cherezińska, Lukasz Orbitowski” – i dalibóg nie wiadomo dlaczego Cherezińska jest Elą, a nie Elżbietą, ale ma polski znak diakrytyczny w nazwisku, zaś Orbitowski jest Lukaszem, a nie Łukaszem. Ale to są naturalnie drobiazgi, partyzant prawdy poszedł dalej w swojej nieudanej pielgrzymce, kiedy zabrał się do peregrynacji po polskiej prozie. Otóż jako prozaików godnych uwagi wymienił cztery nazwiska: „Jacek Dehnel, Olga Tokarczuk, T. Czarnyszewicz, W. Mysliwski”. O ile większego problemu nie ma z rozpoznaniem pierwszej dwójki, a „W. Mysliwskiego” da się skojarzyć od biedy z Wiesławem Myśliwskim, to konfuzję wśród czytelników wzbudziło nazwisko „T. Czarnyszewicz”, bo jako żywo nie dało się go z żadnym współczesnym prozaikiem powiązać. Niektórzy powiadają, że chodzi o Floriana Czarnyszewicza, zmarłego w 1964 roku autora kresowych powieści „Nadberezyńcy” czy „Chłopcy z Nowoszyszek”, ale pewności nie ma, bowiem imię Florian nie zaczyna się na „T”. W dodatku mamy do czynienia z pisarzem niezupełnie współczesnym, ale trudno przecież odkryć kręte ścieżki, którymi podążają partyzanci prawdy.

Na tym barwnym tle słynne już wymyślenie autora kryminałów nazwanego przez Koehlera „Miłoszewiczem” uznać należy za zwykłą freudowską pomyłkę, podświadome skontaminowanie nazwisk Czesława Miłosza i Slobodana Miloševicia, bo że chodzić tu musi o Zygmunta Miłoszewskiego, każdy przecież wie. Każdy oprócz Koehlera ma się rozumieć, Koehler nigdy nie słyszał o Miłoszewskim, czy Miłoszewski słyszał o Koehlerze – zupełnie nie wiadomo.

Poszukiwania T. Czarnyszewicza nadal trwają.

 

ta

wyborcza.pl

PO o rządowym locie: wracają błędy ze Smoleńska. „Co teraz powie Macierewicz?”

dafa, 05.12.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,114884,21073563,video.html?embed=0&autoplay=1
– Złamano wszelkie zasady bezpieczeństwa, instrukcję Head. Mogło dojść do kolejnej katastrofy – alarmują politycy PO, którzy komentują kulisy lotu rządowej delegacji z Londynu. Sprawę opisał dziś „Dziennik Gazeta Prawna”.

W ubiegły poniedziałek premier Beata Szydło wraz z kilkoma członkami rządu i delegacją dziennikarzy poleciała do Londynu. Problemy zaczęły się przy powrotnym locie. Początkowo delegacja miała wracać dwoma samolotami. Ostatecznie okazało się, że musi zmieścić się w embraerze. Dla wielu zabrakło miejsca. Rozpoczęło sie gorączkowe kompletowanie listy pasażerów. Zaprotestował pilot, który zagroził odmową wykonania lotu. Jego kulisy opisał dziś Zbigniew Parafianowicz, dziennikarz „Dziennika Gazety Prawnej”.

Kierwiński: Skandaliczne łamanie procedur

Relacja oburzyła polityków Platformy, którzy na zwołanej rano konferencji nie przebierali w słowach. – Wraca to wszystko, co było jedną z głównych przyczyn katastrofy w Smoleńsku. Nieprzestrzeganie procedur, bałagan, chaos, brak podejmowania decyzji albo podejmowanie decyzji nie wiadomo przez kogo – wyliczał Marcin Kierwiński. Jak dodał kolejny raz okazuje się, że PiS łamie procedury bezpieczeństwa.

.@MKierwinski: W samolocie był premier, wicepremier, minister spraw zagr., obrony i spraw wewnętrznych – najważniejsze osoby w państwie. 1/2

2/2 @MKierwinski: Złamano instrukcję HEAD,premier i wicepremier nie mogą lecieć w jednym samolocie. Ale w procedury nie są ważne

– Tym razem te najważniejsze: Złamano instrukcję HEAD,premier i wicepremier nie mogą lecieć w jednym samolocie – stwierdził Kierwiński. I dodał: – Niech Antoni Macierewicz, tropiciel wszelkich spisków wytropi, kto jest odpowiedzialny za ten spisek.

Skandaliczne jest według niego to, że na 24 godziny przez lotem nie było gotowej listy pasażerów. Dopiero w Londynie na pokładzie samolotu wybierano osoby, które razem z premier Szydło mają wrócić do Warszawy.

„Sprawę powinna wyjaśnić komisja”

Według Jana Grabca gdyby nie to, że obsługa lotniska i pilot nie zgodzili się na lot, mielibyśmy do czynienia z narażeniem bezpieczeństwa.- Ten incydent powinna wyjaśnić Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych. Zbyt dużo jest tych przypadków naruszania norm bezpieczeństwa – dodał Jan Grabiec. Przypomniał, że do dziś nie zostały wyjaśnione okoliczności wypadku prezydenckiej limuzyny ze stycznia.

.@JanGrabiec: Ten incydent lotniczy powinien zostać zbadany przez PKBWL. Zbyt dużo jest tych przypadków naruszania norm bezpieczeństwa.

A TERAZ ZOBACZ:Ustawa o zgromadzeniach uchwalona przez Sejm. Na sali okrzyki: „Hańba!”, „Komuna wróciła!”

po

gazeta.pl

Burza wokół lotu polskiej delegacji z Londynu. Rząd: „Instrukcja HEAD nie została złamana”

mk, PAP, 05.12.2016

Samolot rządowy i instrukcja HEAD

Samolot rządowy i instrukcja HEAD (Łukasz Ogrodowczyk / Agencja Gazeta)

Podczas powrotu polskiej delegacji z Londynu złamano instrukcję HEAD – alarmują posłowie PO. Przedstawiciele rządu twierdzą, że do naruszenia przepisów nie doszło. Sprawdziliśmy.

 

Dziennikarz „Dziennika Gazety Prawnej” Zbigniew Parafianowicz opisał chaos, jaki zapanował w trakcie powrotu polskiej rządowej delegacji z Wielkiej Brytanii w ubiegłym tygodniu. Jak twierdzi, wszystkich pasażerów usiłowano ulokować w samolocie embraer, mimo, że początkowo była mowa o powrocie także wojskową casą.

Brakowało miejsc. Doszło do zamieszania i negocjacji, kto poleci embraerem, a kto wojskową maszyną kilka godzin później. CZYTAJ WIĘCEJ>>>

PO: Doszło do złamania instrukcji HEAD

Politycy PO twierdzą, że doszło do złamania instrukcji HEAD. Na pokładzie jednego samolotu znaleźli się m.in. szefowa rządu Beata Szydło, pierwszy wicepremier Mateusz Morawiecki, szef MSZ Witold Waszczykowski i szef MON Antoni Macierewicz. – Po raz kolejny w państwie PiS okazuje się, że procedury nie są ważne. Po raz kolejny okazuje się, że wszystko można robić ad hoc, bez przemyślenia i jakoś to będzie – podkreślił poseł Marcin Kierwiński.

W opublikowanej w 2013 r. przez MON instrukcji organizacji lotów oznaczonych statusem HEAD w lotnictwie sił zbrojnych RP czytamy m.in. „na pokładzie tego samego statku powietrznego nie mogą przebywać w czasie lotu jednocześnie Prezes Rady Ministrów i pierwszy Wiceprezes Rady Ministrów”.

Rząd: Nie doszło do złamania procedur

–  „Cywilna” instrukcja HEAD nie została złamana. Jest to dokument niejawny. W sytuacji braku samolotów mogą zdarzać się sytuacje, kiedy są decyzje, czy lotniska, czy przewoźników, na które trzeba reagować w trakcie – twierdzi szefowa KPRM Beata Kempa.

Podobnego zdania jest rzecznik rządu Rafał Bochenek, który napisał na Twitterze: „Wszystko odbyło się zgodnie z obowiązującą instrukcją HEAD”.

Ekspert: Słowa przedstawicieli rządu to blef

Zdaniem Michała Setlaka, publicysty lotniczego, wbrew słowom przedstawicieli rządu w Londynie mogło dojść do złamania procedur.

– Na stronach Biura Bezpieczeństwa Narodowego można łatwo znaleźć porozumienie ws. wykonywania lotów z najważniejszymi osobami w państwie. Wynika z niego, że także w przypadku lotów czarterowych powinna obowiązywać wojskowa instrukcja HEAD – wyjaśnia.

–  Przepisy, które znajdują się w instrukcji, dotyczą ogólnie bezpieczeństwa osób w państwie. Nie widzę powodu, by w jakiejś tajnej instrukcji, o której wspomina szefowa KPRM, miało tego przepisu nie być – mówi Michał Setlak. – Tłumaczenie przedstawicieli rządu to blef – dodaje.

nie-zlamano

gazeta.pl

Bulwersujące kulisy rządowego lotu z Londynu. Pilot miał powiedzieć, że nie wystartuje

mk, 05.12.2016

Wizyta premier Beaty Szydło w Londynie

Wizyta premier Beaty Szydło w Londynie (Matt Dunham (AP Photo/Matt Dunham, Pool))

Dziennikarz „Dziennika Gazety Prawnej” opisał chaos, jaki zapanował w trakcie powrotu polskiej delegacji z Wielkiej Brytanii w ubiegłym tygodniu. „Pada określenie: to tupolewizm” – relacjonuje.

 

W ubiegły poniedziałek premier Beata Szydło wraz z kilkoma członkami rządu i delegacją dziennikarzy udała się z wizytą do Londynu, gdzie spotkała się z tamtejszą premier Theresą May. Dopiero dziś wychodzą na jaw szczegóły dotyczące powrotu Polaków z Wielkiej Brytanii. Opisał je Zbigniew Parafianowicz, dziennikarz „Dziennika Gazety Prawnej”.

Jak wynika z relacji Parafianowicza, delegacja miała wracać dwoma samolotami, którymi były rządowy embraer i wojskowa casa. Ostatecznie okazało się, że wszyscy mają wejść do embraera.

Negocjacje na pokładzie rządowej maszyny

„Szybko na jaw wychodzi prosta prawda: dwóch samolotów nie da się zapakować do jednego. Brakuje miejsc. Kilka osób stoi. Zaczynają się nerwowe negocjacje: kto leci, kto zostaje na casę, która wystartuje za sześć godzin” – opisuje Parafianowicz w „DGP”. Miało także dojść do złego wyważenia samolotu i trzeba było dodatkowo zwolnić dwa tylne rzędy.

Zirytowana miała być także obsługa i kapitan, który miał poinformować, że „nie poleci, dopóki problem nie zostanie rozwiązany”.

Zdezorientowany rząd

Na pokładzie znaleźli się najważniejsi ludzie w państwie: m.in. premier Beata Szydło, wicepremier Mateusz Morawiecki, szef MON Antoni Macierewicz, szef MSZ Witold Waszczykowski, szef MSW Mariusz Błaszczak. „Przedstawiciele najważniejszych resortów siłowych, premier i jej pierwszy zastępca w źle wyważonym samolocie, który ma zaraz wylecieć” – dziwi się Parafianowicz.

– Mam wrażenie, że członkowie rządu nie wiedzieli, co się dzieje. Nie interpretowałbym tego w ten sposób, że to ich wina i ich decyzja – mówi w rozmowie z Gazeta.pl autor tekstu.

Po kilkudziesięciu minutach samolot opuściła grupa osób, która zgodziła się lecieć casą kilka godzin później. W jednej z rozmów między znajdującymi się na pokładzie pada określenie „to tupolewizm”.

– Nie odnoszę wrażenia, by doszło do złamania prawa. Chodzi o zdrowy rozsądek i wyciąganie wniosków po wypadkach i tragediach, które dotykały przedstawicieli polski władz – komentuje Zbigniew Parafianowicz.

Opozycja o „bałaganie i łamaniu procedur”

Relację dziennikarza „DGP” skomentowała na konferencji prasowej Platforma Obywatelska. Padły słowa o „złamaniu wszelkich zasad i procedur”.

.@MKierwinski: Po raz kolejny w okazuję się, że procedury nie są ważne, że jakoś to będzie, że damy radę. Chociaż jest odwrotnie

– W samolocie był premier, wicepremier, minister spraw zagranicznych, obrony i spraw wewnętrznych: najważniejsze osoby w państwie. Premier i wicepremier nie mogą lecieć w jednym samolocie. Ale w państwie PiS procedury nie są ważne – komentował poseł Marcin Kierwiński.

„Nieprzestrzeganie procedur, bałagan, chaos”. Bulwersujące kulisy rządowego lotu z Londynu

bulwersujacy

gazeta.pl

Kuźniar o Greyu i Morawieckim: To dyzmowie. Stada dyzmów zasiedlają polską administrację państwową

jsx, 05.12.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,103454,21072596,video.html?embed=0&autoplay=1
– Kraj rządzony przez dyzmów i zachowujący się jak republika bananowa nie ma wielkiej przyszłości – ocenił prof. Roman Kuźniar w Poranku Radia TOK FM.

– Minister Waszczykowski działa na szkodę interesów Polski, ponieważ mianując kogoś na to stanowisko [wiceministra spraw zagranicznych – przyp. red.], zaszkodził bardzo Polsce – mówił w Poranku Radia TOK FM Roman Kuźniar.

Robert Grey był od końca września podsekretarzem stanu w ministerstwie spraw zagranicznych odpowiedzialnym za dyplomację ekonomiczną oraz politykę amerykańską i azjatycką. Jak napisała Wyborcza.pl, Grey zataił fakt współpracy ze służbami USA. W zeszłym tygodniu został odwołany.

„Mamy republikę bananową w praktyce”

Zdaniem dyplomaty to „przedziwny przypadek”. – Mianowanie człowieka o bardzo niejasnych powiązaniach i przeszłości, obywatela amerykańskiego przy tym, na stanowisko – to jest republika bananowa – oceniał.

– Mamy z jednej strony język, narrację „dumny naród” – ciągnął Kuźniar. – Premier Szydło, która nie powie zdania bez „dumnego narodu”, bez „polskich interesów”. Jednocześnie mamy republikę bananową w praktyce – podkreślał.

„Dyzmowie zasiedlają polską administrację publiczną”

– Z drugiej strony Grey to jest oczywisty Nikodem Dyzma. Elegancko ubrany, mówi slogany, robi fantastyczną karierę dzięki Waszczykowskiemu i Szydło – mówił politolog.

– Nie tylko w dyplomacji mamy stada dyzmów – zaznaczył. – Zasiedlają polską administrację publiczną, proszę spojrzeć na Mateusza Morawieckiego – radził Kuźniar. – Równie nienaganny garnitur, ozdoby i jednocześnie o gospodarce slogany jak z akademii majowej – mówił.

– Morawiecki Nikodemem Dyzmą polskiej gospodarki – stwierdził Kuźniar. – Kraj rządzony przez dyzmów i zachowujący się jak republika bananowa nie ma wielkiej przyszłości – ocenił.

Zobacz także

stada

TOK FM

DOMINIKA WIELOWIEYSKA

Pinior to KOD, a KOD – wrogi element; PO jest skorumpowana; PiS wypala korupcję ogniem i żelazem

05 grudnia 2016
W sprawie Józefa Piniora PiS wpadł w pułapkę, którą sam na siebie zastawił. Wydarzenia i przekaz medialny wymknęły się spod kontroli partyjnym specom od PR.

Opozycja nie ma wątpliwości – sprawa Józefa Piniora to efekt upolitycznienia prokuratury i służb specjalnych, które polują na ludzi związanych z Platformą Obywatelską albo szerzej z elitami III RP. I rzeczywiście – sekwencja kilku zdarzeń to potwierdza. Powrót do oświadczenia majątkowego prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, kuriozalne zarzuty prokuratorskie dla prezydent Łodzi Hanny Zdanowskiej, próba pozbawienia stanowiska prezydenta Lublina Krzysztofa Żuka, a teraz wznowienie sprawy „willi Kwaśniewskich”, choć nie znaleziono żadnych nowych dowodów.

Zainteresowania podwładnych ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry są ściśle sprofilowane. Jednak w sprawie Piniora PiS wpadł w zastawioną przez siebie pułapkę. Bieg wydarzeń i przekaz medialny wymknęły się spod kontroli partyjnym specom od PR. Gdy zaczęli ratować sytuację, było już za późno.

Ale po kolei.

Służby specjalne zajęły się Piniorem i jego asystentem za kadencji rządu PO i rządów Andrzeja Seremeta w prokuraturze, więc to nie sam Ziobro wpadł na pomysł, by złowić akurat tego polityka. Nie wykluczam, że prokurator prowadzący sprawę jest przekonany, iż należało postawić zarzuty Piniorowi, bo dowody są mocne. Choć już nie raz prokuratorzy się mylili w takich przypadkach, tracili dystans. I bardzo trudno mi uwierzyć, że zarzuty stawiał i wystąpił o areszt bez wiedzy Ziobry, który stara się wszystko kontrolować.

W PiS zapadła decyzja – skoro śledztwo zaczęło się za rządów PO, sprawę można „odpalić”. Wprawdzie to solidarnościowy bohater, ale nie „nasz”. Przy okazji można podłączyć Piniora pod KOD i Platformę. Cezary Gmyz, reporter TVP Info znany z dobrych relacji z PiS-owskimi służbami, pierwszy dostał przeciek o zatrzymaniu Piniora. Kamery TVP przyjechały do jego domu, ale już pod koniec działań CBA.

Do południa przekaz TVP Info był konstruowany zgodnie z planem: Pinior to KOD, a KOD – wrogi element; Platforma jest skorumpowana; PiS wypala korupcję ogniem i żelazem.

Jednak fala oburzenia rosła. O ile ściganie Kwaśniewskich wyborcom PiS się podoba, o tyle atak na bohatera „Solidarności”, który ukrył przed bezpieką 80 mln zł w stanie wojennym, psuje obraz. Żona Piniora zobaczyła kamery TVP przed domem, jej skojarzenia były jednoznaczne.

Wobec tego po południu narracja TVP Info się zmienia. Zamiast jazdy na Piniora nadaje komentarze: jaka szkoda, to jednak bohater, nie można go z góry skazywać.

Najważniejsze jest to, co kluczowego dnia pokazano w „Wiadomościach”. Jak na ich standardy, Pinior został potraktowany delikatnie. News był piąty czy szósty z kolei, a sens – stonowany. Nie mam wątpliwości, że decyzje zapadały z udziałem prezesa TVP Jacka Kurskiego.

Ale było już za późno. Wielkie wrażenie robił widok działaczy opozycji demokratycznej z czasów PRL siedzących pod salą rozpraw, by wspierać Piniora i cieszyć się razem z nim, gdy sąd odrzucił wniosek o areszt. Przypomniały się czasy PRL, kiedy przyszli ludzie KOR chodzili do sądu wesprzeć uczestników protestu w Radomiu w 1976 r. Ten obraz utrwalił się w wyobraźni widzów. Pinior mówił do kamery pewnym głosem: jestem niewinny. A jego atutem jest życiorys.

Nie pomogą już tłumaczenia, że to za PO zaczęło się śledztwo. Po tej sekwencji zdarzeń nie można mieć zaufania do prokuratury ani służb, nawet jeśli są tam ludzie, którzy wykonują swoje obowiązki rzetelnie. I nie ma już znaczenia, że być może ten czy ów prokurator podejmował decyzję z przekonania, a nie dlatego, że Ziobro mu kazał.

Dziś PiS musi wziąć odpowiedzialność za atmosferę, jaką wykreował. Za to, że solidarnościowego bohatera z czasów stanu wojennego usiłuje wsadzić do więzienia, a w Sejmie w imieniu tej partii bryluje Stanisław Piotrowicz – prokurator stanu wojennego, podpisany po aktem oskarżenia jednego z opozycjonistów.

Znak czasu.

Zobacz też: Jarosław Kurski do Jarosława Kaczyńskiego: stajesz się partyjnym kacykiem, zamordystą

 

do-poludnia

wyborcza.pl

radio-tok-fm

cy0hao8weaacsu

 

tomasz-lis

 

stanislaw-karczewski

 

PONIEDZIAŁEK, 5 GRUDNIA 2016

STAN GRY: Lichocka: Pinior jak Sawicka, Fakt: Szydło nabrała górników, SE: Paranoja PiS blokuje inwestycje, GW: Blokują Morawieckiego

— 24 LATA Z POLSATEM.

— BLISKO 60% PRZECIW REFORMIE KONSTYTUCYJNEJ RENZIEGO. http://live.lastampa.it/Event/Referendum_2016

— LIVEBLOG 300POLITYKI:
Neumann: Kiedy wygramy wybory i odsuniemy PiS od władzy, będziemy osądzać wszystkich ludzi, którzy łamią prawo
Neumann: W “Wiadomościach” brakuje mi tylko mundurów. Uprawiają taką samą propagandę
Waszczykowski w odpowiedzi na to, co Tusk musi zrobić do maja: Są trzy elementy “rekompensaty”
Neumann: 13 grudnia wszyscy będziemy protestować przeciwko złej władzy, jaką nam daje PiS
Waszczykowski: Grey będzie zagospodarowany
Waszczykowski: Nie widać dobrej alternatywy dla Merkel
Rostowski: To najniższe bezrobocie od początku transformacji to dzięki naszym działaniom przez 8 lat
Rostowski: Mamy do czynienia z olbrzymim załamaniem się inwestycji publicznych, które wynika z działań PiS
Rostowski: To paradoksalne, że wyhamowanie złych ocen stało się w momencie, kiedy polska gospodarka prawie zupełnie wyhamowała
Polityczny plan poniedziałku: Guział o referendum ws. HGW, Szydło na Śląsku i w Małopolsce, Morawiecki o międzynarodowej inwestycji
http://300polityka.pl/live/2016/12/05/

— SZYDŁO NABRAŁA GÓRNIKÓW – tytuł w Fakcie.

— NAPRAWA PAŃSTWA PRZYPOMINA WIZYTĘ MAJSTRA, WYMIENIAŁ USZCZELKĘ A ZDEMOLOWAŁ PÓŁ ŁAZIENKI – Tomasz Walczak w SE: “”Trwa naprawianie Polski” – przekonuje Andrzej Duda, pytany o ocenę rządu Beaty Szydło. Czyli prezydent jest kontent. Tyle że ta naprawa przypomina wizytę majstra, który przyszedł wymienić uszczelkę w wannie, a przy okazji zdemolował pół łazienki”.

— PARANOJA Z JEDNEJ I NIEFRASOBLIWOŚĆ Z DRUGIEJ ZABLOKOWAŁA INWESTYCJE – dalej Walczak w SE: “Oświata? Minister Zalewska z błogosławieństwem pani premier szykuje nam nieunikniony chaos i zniszczenie, forsując fatalnie pod każdym względem zaplanowaną reformę edukacji. Gospodarka? Swoją paranoją z jednej i niefrasobliwością z drugiej strony rząd sprawił, że środki unijne, które w dużej mierze odpowiadają za inwestycje i rozwój Polski, nie są wydawane, więc zamiast się rozwijać, polska gospodarka wyhamowuje. Co więcej, rząd zgodził się na umowę o wolnym handlu z Kanadą (CETA), która nie tylko zaszkodzi naszym firmom, ale będzie też realnym zagrożeniem dla naszej suwerenności”.

— BŁASZCZAK WYCOFA SIĘ Z ZAPISÓW, BY OBCIĄĆ EMERYTURY NAWET TYM, KTÓRZY NIE ZAJMOWALI SIĘ OPOZYCJĄ W SŁUŻBACH PRL – pisze w Fakcie Magdalena Rubaj – w Senacie ma zostać przyjęta poprawka, by ciąć emerytury tylko esbekom.

— ZABIERAJĄ FORTUNY ESBEKOM, DAJĄ OCHŁAPY BOHATEROM – SE: “Rządząca partia chce wyrównać dziejową krzywdę – ukarze byłych esbeków, a wynagrodzi bohaterów z opozycji antykomunistycznej. Rachunek nie jest jednak równy. Ci pierwsi będą mieć drastycznie zmniejszone emerytury i renty. Dla bohaterów ma być natomiast tylko skromny dodatek do emerytury. – To jałmużna, a nie wyrównanie krzywdy – komentują byli opozycjoniści”.

— BŁASZCZAK LUSTRUJE PO NOWEMU, EMERYTURY STRACĄ M.IN. TWÓRCY BAZY PESEL – Wojciech Czuchnowski w GW: “Z wyliczeń związkowców wynika, że zmiany, które Błaszczak zapowiadał w lipcu, objęłyby 3-3,5 tys. osób i przyniosły budżetowi 120 mln zł oszczędności rocznie. Ustawa w nowej wersji uderzy w 32 tys. osób i da 500 mln zł rocznie”.

— RZĄD SIĘ ZGODZI NA PROPOZYCJĘ SOLIDARNOŚCI, BY OZUSOWAĆ KAŻDY RODZAJ UMOWY – pisze Fakt.

— PINIOR JAK SAWICKA – JOANNA LICHOCKA W GPC: “System III RP znów mówi wyraźnie: są równi i równiejsi, “elita” ma być bezkarna. Niestety Józef Pinior stoczył się do poziomu Beaty Sawickiej – to ta sama filozofia obrony. I tylko żal Solidarności, tego wielkiego mitu – znów ktoś wyciera sobie nim gębę, by kryć własne niegodziwości”.

— PORĘCZYŁBYM ZA PINIORA – mówi Kazimierz Michał Ujazdowski w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem w RZ: “ – Znam i szanuję Józefa Piniora nie tylko za działalność opozycyjną, ale także za kulturę dyskusji, którą prezentował w wolnej Polsce.
– Henryk Wujec, Karol Modzelewski czy żona Jacka Kuronia poręczyli za byłego senatora. Pan również poręczyłby za Piniora?
– Tak, poręczyłbym za niego, by odpowiadał z wolnej stopy, bo tego dotyczy poręczenie”.

— PO 19 GRUDNIA SPÓR O TK WEJDZIE W NOWĄ FAZĘ – mówi dalej Ujazdowski: “ – Czy spór o Trybunał Konstytucyjny skończy się po 19 grudnia wraz z odejściem z funkcji prezesa TK prof. Andrzeja Rzeplińskiego?
– W żadnym razie. Spór wejdzie w nową fazę. Przypuszczam, że TK pokieruje tymczasowo pani sędzia Julia Przyłębska.
– Kto zostanie nowym szefem TK?
– Czy i kogo wybierze Zgromadzenie Ogólne na stanowisko prezesa, nie jestem w stanie przewidzieć. Pozostają jednak dwie wykluczające się koncepcje legalności działań ws. TK i oczywiście obciążenie niedopuszczeniem do stanowisk sędziowskich trzech sędziów wybranych przez Sejm poprzedniej kadencji. Dlatego też napięcie nie ustanie z chwilą odejścia prezesa Rzeplińskiego. W takich warunkach bardzo trudno będzie o odbudowę podmiotowości i prestiżu TK. Autorytet tej instytucji bardzo ucierpiał. Ponadto efektem tego fatalnego konfliktu będzie stan niepewności. Można się spodziewać, że w przyszłości zmiana władzy będzie oznaczać przebudowę TK na nowo”.

— RZĄD NIE POWINIEN DEZAWUOWAĆ KANDYDATURY TUSKA – jeszcze Ujazdowski:” – Tusk ma szanse na reelekcję?
– Nawet gdyby szanse Tuska po rezygnacji Martina Schulza wyraźnie spadły, rząd nie powinien dezawuować jego kandydatury. Chodzi także o skutki w długim terminie. W stosunkach międzynarodowych odkłada się pamięć o państwie. Za kilka lat, gdy będziemy starać się o inne stanowisko dla Polski, możemy spotkać się z reakcją: nie warto ufać Polakom, bo sami siebie dezawuują. Po prostu polityki zagranicznej nie można upartyjniać. I trzeba myśleć, co będzie z nami za dekadę. To jeden z kanonów szkoły polskiego konserwatyzmu, z którą identyfikuję się od lat 80.
– Czy Donald Tusk jest zagrożeniem dla PiS i prezydenta Dudy?
– Wybory prezydenckie to ostatni element następnego cyklu wyborczego. Decyzje o tym, kto wystartuje w 2020 r., zapadną zatem dopiero po wyborach parlamentarnych i będą podyktowane oceną ich wyników”.

— KACZYŃSKI NIE PRZYSZEDŁ DO OJCA RYDZYKA – SE: “Powód nieobecności prezesa PiS został wyjaśniony. – Przepraszał, że nie może z nami być z powodów osobistych, zdrowotnych, ale jest z nami duchowo – tłumaczył go ojciec dyrektor. Z kolei Beatę Szydło reprezentowała Beata Kempa (50 l.). Inni goście nie zawiedli. – Witamy pana prezydenta Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, pana Andrzeja Dudę. Pozdrawiamy też małżonkę, córkę i bardzo szlachetnych rodziców. Nie byłoby takiego człowieka, gdyby nie tacy rodzice – o. Tadeusz Rydzyk (71 l.) witał najważniejszego gościa”.

— RZĄDZĄCY LUBIĄ KLĘKAĆ, ALE NIE PRZED BOGIEM. LUBIĄ KLĘKAĆ NA POKAZ – pisze w RZ Michał Szułdrzyński: “Społeczne nauczanie Kościoła za jeden z celów polityki uważa pokój społeczny. Sęk w tym, że pod rządami PiS jest go w Polsce znacznie mniej niż wcześniej. Łączenie ostentacyjnej religijności z pogardą, wrogością czy polityczną zemstą, grą na społecznych lękach i resentymentach, w najdelikatniejszym ujęciu trąci hipokryzją. W mniej delikatnym – wykorzystywaniem religii w celach politycznych. W kampanii wyborczej PiS obiecywał, że Polska pod jego rządami wstanie z kolan. Rządzący lubią jednak klękać. Ale nie przed Bogiem. Lubią klękać na pokaz. Czy przynosi to chwałę Bogu? Na pewno jest narzędziem, za pomocą którego obóz rządzący próbuje umocnić swoją władzę. Pytanie do przywódców polskiego Kościoła brzmi dziś, czy na dłuższą metę Kościół nie będzie największą ofiarą takiego zachowania”.

— KTO KOPIE DOŁKI POD MORAWIECKIM – RENATA GROCHAL W GW: “ – Na posiedzeniu rządu przed kongresem Morawiecki przedstawił założenia konstytucji dla biznesu, której elementem jest nowelizacja KPA. Ziobro i Kamiński zgłosili do niej zastrzeżenia. Argumentowali, że łagodzenie kar dla przedsiębiorców będzie sprzyjać nadużyciom. Zażądali, by Morawiecki nie prezentował ustawy na kongresie – relacjonuje nasz rozmówca. – Morawiecki się wkurzył, bo co on miał w takim razie pokazać? Kolejne slajdy? Nie pomogło tłumaczenie, że wszystko jest ustalone z prezydentem Andrzejem Dudą, który objął Kongres 590 patronatem. Ani wsparcie wicepremierów Jarosława Gowina, Piotra Glińskiego i minister cyfryzacji Anny Streżyńskiej – nieformalnej koalicji wspierającej Morawieckiego w rządzie”.

— GROCHAL O KOALICJI PRZECIW MORAWIECKIEMU: “ – Szydło, Ziobro i Kamiński są w polityce od lat, a tu nagle pojawił się Morawiecki, który dostał wszystkie zabawki, i wyrasta na pierwszą osobę w rządzie. No to trzeba mu pokazać, gdzie jest jego miejsce w szyku – mówi człowiek wicepremiera”.

— DOMINIKA WIELOWIEYSKA O ZNACZENIU TEMATU UCHODŹCÓW DLA WYGRANEJ PIS: “W Polsce zawsze była grupa około 5 mln wyborców, którzy głosowali na partie radykalne, prawicowe, populistyczne. PiS zwyciężył, bo kupił dodatkową pulę. Tych, którzy mieli dość ośmiu lat PO, tych, których zniesmaczyła afera taśmowa, i tych, którzy bali się uchodźców. A jest ich całkiem sporo. I nie chodzi tylko o członków ONR-u czy bezkrytycznych czytelników internetowych forów. Według różnych sondaży 70 proc. Polaków nie chce uchodźców w naszych granicach. PiS to zrozumiał i wątek obcych mocno eksploatował w kampanii”.

— WIELOWIEYSKA DEFINIUJE NOWE PODEJŚCIE DO TEMATU UCHODŹCÓW: “Nie chodzi o to, aby zanegować sens pomocy uchodźcom. Polska powinna bez szemrania wypełnić zobowiązanie i przyjąć skromne kilka tysięcy potrzebujących, na które zgodził się poprzedni rząd. Chodzi o jasny sygnał do zwykłego Europejczyka: tak, nie dajemy rady, musimy powstrzymać napływ imigrantów. Zrobimy wszystko, żeby im pomóc – w ich krajach. Tym, którzy uciekają z biedy – tam, gdzie mieszkają. Tych, którzy uciekają przed wojną, powinniśmy przyjąć u siebie, a potem zadbać, żeby mieli dokąd bezpiecznie wrócić. Jeśli szybko tego nie powiemy – w jasnych, porywających słowach, bez populizmu i biurokratycznej nowomowy – Marine Le Pen wygra wybory i wyprowadzi Francję z Unii. A nasza bezpieczna i wolna euroatlantycka wspólnota legnie w gruzach”.

— SĘDZIOWIE JAK PIJACZKI W PRL – pisze w GW Witold Gadomski: “Panie i panowie sędziowie TK z ramienia PiS, mogliście po prostu powiedzieć otwarcie: „Nie przyjdziemy na zgromadzenie zwołane przez Andrzeja Rzeplińskiego, bo jesteśmy z nim w sporze”. Zamiast tego skorzystaliście z wybiegu drobnych pijaczków”.

— GADOMSKI O LEWYCH ZWOLNIENIACH: “Trzech sędziów Trybunału Konstytucyjnego, elita prawników, zrobiło to, co codziennie robią tysiące przeciętnych Polaków – skorzystało z lewego zwolnienia. Sędziowie w ten sposób uciekli od odpowiedzialności. Według moich informacji nieuczciwi lekarze biorą za dzień zwolnienia 10 zł. Takie praktyki obciążają podatników kwotą wielu miliardów złotych rocznie”.

— GW PODSUMOWUJE 10 LAT HGW: Świetne dziesięć lat z katastrofą w finale, czyli dekada rządów Hanny Gronkiewicz-Waltz.

— GPC O NATURZE ZARZUTÓW WOBEC GEN. NOSKA – jak pisze Dorota Kania: “Pod lupą śledczych znalazły się m.in. wizyty Rosjan w siedzibie SKW oraz delegacje gen. Janusza Noska oraz Piotra Pytla w Rosji. Według świadków przebywający w Polsce funkcjonariusze FSB mieli możliwość swobodnego poruszania się po siedzibie SKW, a na służbowym parkingu stał ich samochód, którego nie sprawdzono m.in. pod kątem urządzeń szpiegowskich”.

— 2 LATA WIĘZIENIA ZA ZAKUPY W NIEDZIELĘ – SE o propozycjach Solidarności.

— UWAŻAJ WŁADZO – MAREK BEYLIN W GW O ZGROMADZENIACH: “Do tego zmierza PiS, sądząc, że stopniowo nas uciszy. I ostro się na tym przejedzie. Bo społeczeństwo nie jest nieme. Są w nim silne środowiska przywiązane do demokracji i swoich praw. W Polsce dyktator musi się liczyć z wybuchem demokratycznego gniewu, który pozbawi go władzy na rzecz rządów prawa. W takiej konfrontacji nie pomogą mu nawet „policje – tajne, widne i dwupłciowe”. Uważaj, władzo”.

— JACEK ŻAKOWSKI O LUDZIACH ZIOBRY – MISTRZOWIE MONTAŻU: “Ludzie Ziobry są mistrzami montażu. Udowodnili to, polując na wicepremiera Andrzeja Leppera, na minister Barbarę Blidę, na kardiochirurga Mirosława Garlickiego, “doktora G.”. Gdy Ziobro zapowiada powrót do starych praktyk, warto przypomnieć przedstawienia organizowane kiedyś przez jego resort. Z insynuacyjnym językiem i z wykorzystaniem gadżetów – od sprytnie montowanych filmików robionych ukrytą kamerą lub podczas aresztowań, przez podsłuchane rozmowy i SMS-y, po komputerowe mapki, prezentacje w PowerPoincie, laserowe wskaźniki i “wyznania skruszonych””.

— NOWOCZESNA, PO I PSL MUREM ZA UBECJĄ – GPC: “Cała Polska z was się śmieje, komuniści i złodzieje – hasło skandowane pod adresem opozycji 13 grudnia 2015 r. podczas marszu organizowanego przez PiS, wywołało oburzenie polityków PO, Nowoczesnej i PSL-u. Po roku od tamtych wydarzeń partie te są na pierwszej linii walki
o zachowanie przywilejów funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa”.

— PIS TRACI EKSPERTA – tytuł na jedynce RZ: “Autor książki “Jak kraść? Podręcznik złodzieja” nie jest już pracownikiem sejmowej komisji śledczej ds. Amber Gold.
Kazimierz Turaliński był od września jednym z jej 11 stałych doradców zgłoszonych przez PiS. Teraz z doradzania zrezygnował – po tym, gdy jego sprawę opisała “Rzeczpospolita””.

— PARTIA PETRU CHCE NA EUROPEJSKIE SALONY – pisze RZ: “Do Warszawy na kongres ALDE przyjechało około ośmiuset delegatów. Wśród nich znaleźli się m.in. premier Holandii, dwie komisarz Unii Europejskiej, a także były belgijski premier Guy Verhofstadt. Ten ostatni marzy o zastąpieniu Martina Schulza w fotelu przewodniczącego PE. Na kongresie zyskał oficjalne poparcie środowiska liberałów. Wśród delegatów panowało wręcz przekonanie, że Verhofstadt może pokrzyżować szyki chadeków i socjalistów, którzy w ostatnich latach rozdzielali unijne stanowiska między sobą. Jak politycy Nowoczesnej wypadli na tle doświadczonych kolegów? – Odbyliśmy ponad 20 spotkań w wąskim gronie z czołowymi politykami, rozmawialiśmy z przedstawicielami wszystkich delegacji narodowych – wylicza Bartłomiej Nowak, sekretarz ds. międzynarodowych Nowoczesnej”.

300polityka.pl

PONIEDZIAŁEK, 5 GRUDNIA 2016

Szczerski: Rola tradycyjnej lewicy w przetasowaniach w instytucjach unijnych może być mniejsza, niż nam się wydaje

09:59

Szczerski: Rola tradycyjnej lewicy w przetasowaniach w instytucjach unijnych może być mniejsza, niż nam się wydaje

Pamiętajmy, że Renzi nie doszedł do władzy w wyniku zwycięstwa w wyborach, a w wyniku przewrotu wewnątrz partii, partii rządzącej. Także to był jego pierwszy test wybory. Przegrał go. Sam zmienił sens referendum, na referendum wobec siebie. To kolejny sygnał niepewności, niestabilności w Europie. To odbije się na rynkach finansowych. To jest poważna rzecz. To też kolejny element osłabienia tradycyjnej lewicy europejskiej po decyzji Hollande’a. To oznacza też, że przetasowania w instytucjach unijnych w przyszłym roku, personalne, ta rola tradycyjnej lewicy może być mniejsza niż nam się wydaje – mówił o porażce Renzi’ego w referendum Krzysztof Szczerski w „Sygnałach Dnia” PR1.

Szczerski: To nie jest żadne zwycięstwo Europy

To my dziś musimy ratować Europę w krajach, które nas – nowe kraje członkowskie – do niedawna pouczały ja być w Europie. Te kraje dziś same muszą sobie radzić z poważnym kryzysem. Dziś zjednoczone siły w Austrii ratować Europę przed samymi Austriakami. To nie jest żadne zwycięstwo Europy.

08:47

Waszczykowski: Po wyborach retoryka Trumpa jest w głównym nurcie GOP

Widać, że po wyborach retoryka Trumpa jest w głównym nurcie GOP. Dziś retoryka jest w głównym nurcie GOP. Patrząc na nominacje, które wychodzą z nurtu republikańskiego uważamy, że to będzie polityka odpowiadająca Polsce – powiedział w „Salonie politycznym Trójki” Witold Waszczykowski.

08:43

Neumann: Kiedy wygramy wybory i odsuniemy PiS od władzy, będziemy osądzać wszystkich ludzi, którzy łamią prawo

Nie będziemy robić rokoszu. Nie będziemy ścinać głów. Mówimy wprost: będziemy tych wszystkich ludzi, który rządzą i łamią prawo, osądzać 3 lata po wyborach, kiedy wygramy wybory i odsuniemy PiS od władzy, będziemy ich osądzać zgodnie z regułami państwa prawa – mówił Sławomir Neumann w rozmowie z Konradem Piaseckim w Gościu Radia Zet.

08:39

Neumann: W „Wiadomościach” brakuje mi tylko mundurów. Uprawiają taką samą propagandę

Mamy dziś podobną sytuację do tamtych czasów [Jaruzelskiego]. Jeżeli popatrzymy na „Wiadomości” TVP, to mi brakuje tylko mundurów, żeby ci, którzy są, byli w mundurach. Uprawiają mniej więcej taką samą propagandę – mówił Sławomir Neumann w rozmowie z Konradem Piaseckim w Gościu Radia Zet.

08:36
waszcz1

Waszczykowski w odpowiedzi na to, co Tusk musi zrobić do maja: Są trzy elementy „rekompensaty”

Delegując polityka do instytucji międzynarodowych kraj liczy na 3 elementy. Po pierwsze, liczy na to, że pociągnie za sobą ekspertów, którzy wejdą do tej instytucji. Nie pociągnął [Tusk]. Po drugie, każdy kraj liczy na informacje z instytucji. Po trzecie, kraj liczy że polityk będzie lobbował na rzecz kraju. Tego nie widać. Pod terminem rekompensata myślałem o tych trzech elementach: ludzie, informacje i lobbying interesu krajowego. Jeśli nie poprzemy Tuska, to [będzie] tak samo jak dziś – nic nie mamy. Jestem od ponad roku i od 14 miesięcy nie pamiętam, abym otrzymał jakąkolwiek istotą wiadomość z Brukseli od Tusku. On był w Polsce kilka miesięcy temu, byłem na tym spotkaniu i nic się nie dowiedziałem – mówił w „Salonie politycznym Trójki” Witold Waszczykowski.

08:36

Neumann: 13 grudnia wszyscy będziemy protestować przeciwko złej władzy, jaką nam daje PiS

13 grudnia wszyscy będziemy protestować przeciwko tej złej władzy, jaką nam daje PiS. [Wypowiedzenie posłuszeństwa władzy] to taka retoryka. Retoryka, którą opozycja, ale nie tylko, bo też wielu Polaków czuje. Że to nie jest nasza władza, nie są ludzie, którzy dbają o Polskę. To ludzie, którzy dbają tylko o swoją, PiS-owską część i ta reszta ma poczucie i chęć wypowiedzenia posłuszeństwa – mówił Sławomir Neumann w rozmowie z Konradem Piaseckim w Gościu Radia Zet.

„My mówimy, że ta władza, która jest dzisiaj, jest władzą złą. Mówimy o tym, że władza, która uchwala ustawy o zgromadzeniach, które powodują – tak może być – że jedyne manifestacje może robić rząd, co jest absurdalne, jeżeli taka władza mówi, że nie będziesz mógł manifestować, to my mówimy, że takiej władzy wypowiadamy posłuszeństwo”

08:31

Waszczykowski: Grey będzie zagospodarowany

Grey będzie zagospodarowany. To wewnętrzne procedury MSZ. Natura tego ministerstwa jest taka, że ludzie przychodzą i odchodzą. – powiedział w „Salonie politycznym Trójki” Witold Waszczykowski.

08:28

Waszczykowski: Nie widać dobrej alternatywy dla Merkel

Jeśli premier Renzi złoży swój urząd, jeśli nastąpią nowe wybory to jest duże prawdopodobieństwo, że wygra koalicja centroprawicowa. I ta koalicja zapowiada wyjście ze strefy euro. To byłby potężny cios nie tylko dla UE, ale i dla strefy euro. Co przyniesie przyszłość? W przyszłym roku są wybory we Francji i Niemczech. Z tych dwóch, to bardziej stabilna jest polityka w Niemczech. Nie widać dobrej alternatywy dla Merkel. Ona prowadzi politykę stabilną, przewidywalną, dobrą też dla Polski. – mówił w „Salonie politycznym Trójki” Witold Waszczykowski.

Waszczykowski: Wynik w Austrii dla nas obojętny

Austria prowadzi politykę [zagraniczną] bardziej skierowaną na południe, na Bałkany. Z naszego punktu widzenia wynik wyborów jest raczej obojętny – podkreślił Waszczykowski.

07:53

Rostowski: To najniższe bezrobocie od początku transformacji to dzięki naszym działaniom przez 8 lat

To najniższe bezrobocie od początku transformacji to dzięki naszym działaniom przez 8 lat. Ale to, z czym mamy dzisiaj do czynienia, jest kompletne zastopowanie wszelkich inwestycji. Zamiast zajmować się tym, jak polska gospodarka będzie wyglądała w 2030 roku, zamiast snuć absurdalne wizje potęgi i chwały za 15 lat, to Mateusz Morawiecki powinien był się zajmować tym, co dzieje się w gospodarce w 2016 roku – mówił Jacek Rostowski w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24.

07:47

Rostowski: Mamy do czynienia z olbrzymim załamaniem się inwestycji publicznych, które wynika z działań PiS

Mamy do czynienia z olbrzymim załamaniem się inwestycji publicznych, które wynika z działań PiS. Wstrzymania programów unijnych po to, żeby je przepisać na takie, które będą bardziej korzystne dla matecznika politycznego PiS – mówił Jacek Rostowski w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24.

07:46

Rostowski: To paradoksalne, że wyhamowanie złych ocen stało się w momencie, kiedy polska gospodarka prawie zupełnie wyhamowała

Jak mówił Jacek Rostowski w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24:

„Cieszę się [z decyzji S&P ws. polskiego ratingu]. To po prostu tak, że nie wiem, jaka była dokładnie motywacja, ale przypuszczam, że polegało to na tym, że S&P, który słusznie i bardzo ostro ocenił atak PiS-u na praworządność i pastwo prawa w Polsce obawiał się, że jeszcze gorszych, dalszych konsekwencji czy etapów rozdziałów tego ataku i doszedł do wniosku, że tych ataków póki co jeszcze nie ma. To paradoksalne, że dzieje się to w momencie, kiedy widzimy dewastację, którą PiS przeprowadza w gospodarce. Widzimy prawie zupełne wyhamowanie wzrostu gospodarczego”

300polityka.pl

 jozef-moneta

Marlon Brando i Bernardo Bertolucci zaplanowali gwałt na Marii Schneider. Hollywood potępia słynnego reżysera

mg 05-12-2016

Kontrowersyjna scena gwałtu z „Ostatniego tanga w Paryżu” po raz kolejny wywołała skandal. Bernardo Bertolucci przyznał, że wraz z Marlonem Brando zaplanowali scenę gwałtu na Marii Schneider. Nie była udawana.

Jedna z najbardziej kontrowersyjnych scen gwałtu w historii kina została sfilmowana bez zgody grającej główną rolę aktorki. Chodzi o scenę z „Ostatniego tanga w Paryżu”, w której bohater 48-letniego wtedy Marlona Brando gwałci 20-letnią bohaterkę graną przez Marię Schneider.

Magazyn „Entertainment Weekly” przypomina, że Schneider zdobyła uznanie krytyków, którzy chwalili jej kreację. Jak się okazało, zmarła w 2011 roku aktorka nie grała. Po prostu nie wiedziała, co stanie się na planie zdjęciowym. Reżyser filmu, Bernardo Bertolucci  już w 2013 roku przyznał, że kontrowersyjna scena z masłem była pomysłem Brando, który uznał, że lepiej będzie, jeśli nie wtajemniczy Schneider. – Dla Marii było to koszmarem – dodaje Bertolucci w opublikowanym kilka dni temu klipie. – Chciałem, żeby zareagowała jak dziewczyna, a nie jak aktorka. Chciałem, żeby czuła się poniżona. Myślę, że po tym znienawidziła mnie i Marlona. Bo jej nie powiedzieliśmy.

Schneider była w 1973 roku nieznaną aktorką. Premiera „Ostatniego tanga w Paryżu” nie pomogła jej w zbudowaniu kariery w USA. Grała regularnie we Francji, skąd pochodziła. Nigdy już nie wystąpiła w scenie erotycznej. Po traumie jaką zafundowali jej Brando wraz z Bertoluccim, pogrążyła się w depresji, walczyła też z uzależnieniem od narkotyków.

W 2007 roku napisała esej dla „Daily Mail”, w którym przyznała, że „czuła się upokorzona”. I zgwałcona przez Brando i Bertolucciego. – Po tym jak nakręciliśmy scenę Marlon nawet mnie nie przeprosił. Na szczęście obyło się bez dubli – skwitowała.

W niedzielę głos w obronie Schneider zabrało Hollywood. Jessica Chastain, Anna Kendrick i Chris Evans potępiają reżysera i zmarłego w 2004 roku aktora. – Do wszystkich, którzy kochają ten film: oglądacie 48-letniego faceta gwałcącego 19-latkę. Reżyser to zaplanował. Niedobrze mi. – Napisała Chastain na Twitterze. – To ohydne – skomentował Evans.

Bertolucci, który na koncie ma dwa Oscary za „Ostatniego cesarza” utrzymuje, że nie czuje się winny. – Żeby robić filmy, trzeba mieć wolność – tłumaczy.

„Ostatnie tango w Paryżu” opowiada historię mężczyzny, który po samobójstwie żony zaczyna anonimowy romans z młodą dziewczyną.

Dwa tygodnie temu za sprawą programu telewizyjnego „Doctor Phil” wróciła historia Shelley Duvall, którą na planie „Lśnienia” Stanley Kubrick doprowadził do załamania nerwowego. Podobnie jak Maria Schneider, Duvall nigdy się nie pozbierała. Wycofała się z życia publicznego i walczy z chorobą psychiczną.

scena

cojestgrane.pl

 

Paweł Wroński

Niezłomny strażnik władzy PiS

05 grudnia 2016

Andrzej Duda

Andrzej Duda (Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta)

Politycy dzielą się na takich, którzy rozwiązują problemy, i na takich, którzy je tworzą. Prezydent udowadnia, że nie rozwiązuje problemów.

W grudniu 2015 r., łamiąc konstytucję, odmówił zaprzysiężenia prawidłowo wybranych sędziów Trybunału Konstytucyjnego i zaprzysiągł wybranych przez PiS dublerów. Zapowiadał wówczas solennie, że będzie chciał rozwiązać problem Trybunału. Dziś widać, ku czemu zmierza. To pozbawienie TK wszelkiego znaczenia i poważania.

Prezydent we wczorajszej rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w TVN24 oskarżył prezesa TK Andrzeja Rzeplińskiego o złamanie konstytucji poprzez niedopuszczenia sędziów dublerów do orzekania. Usprawiedliwił żenujące oszustwo pisowskich sędziów, którzy zerwali kworum Zgromadzenia Ogólnego TK, przedstawiając zwolnienie L4. Tak prezydent dewastuje standardy moralne Rzeczypospolitej.

Potem tłumaczył posłów PiS produkujących po nocy kolejne kuriozalne ustawy naprawcze do poprzednich ustaw naprawczych TK (które prezydent skwapliwie podpisuje) tym, że zostali do tego zmuszeni niekonstytucyjnymi działaniami… prezesa Rzeplińskiego. Mówi to prezydent Polski, strażnik konstytucji wyłoniony w powszechnych wyborach, a nie jakiś kiepski adwokat. Miał strzec nie tylko litery, ale i ducha demokratycznego państwa prawa. A strzeże władzy PiS.

Prezydent miał działać na rzecz jedności narodu. Sprawuje swój urząd w imieniu nie tylko tych, którzy go wybrali, ale także tych, którzy byli przeciw.

Przez 16 miesięcy prezydentury nie zrobił nic, aby podzielony naród skleić. Wczoraj błysnął oryginalną refleksją, że rząd krytykują ci, którzy zostali oderwani od stanowisk, a jego – osoby sfrustrowane tym, że wybory prezydenckie wygrał on, a nie Bronisław Komorowski. Choć, jak podkreślał, w taki rezultat nie wierzył „były redaktor słynnej gazety” (od czasów Lecha Wałęsy to druga próba zdymisjonowania Adama Michnika).

Od wyborów minęło półtora roku. Andrzej Duda widać uznał, że będzie prezydentem tylko połowy Polski – tej, która go wybrała.

Zobacz też: Temat dnia „Gazety Wyborczej”: Jerzy Stępień: Prezydent Andrzej Duda jest niezłomny w łamaniu konstytucji

 

andrzej-duda

wyborcza.pl

Dziennikarz „DGP” o powrocie polskiej delegacji z Londynu: „Samolot źle wyważony, brakowało miejsc. Tupolewizm”

Ludmiła Anannikova, 05 grudnia 2016

Premier Beata Szydło na lotnisku w Londynie, 28.11.2016

Premier Beata Szydło na lotnisku w Londynie, 28.11.2016 (Matt Dunham (AP Photo/Matt Dunham, Pool))

– Zajmujemy miejsca na pokładzie. Wchodzą przedstawiciele rządu. Szybko na jaw wychodzi prosta prawda: dwóch samolotów nie da się zapakować do jednego, brakuje miejsc. Pozbycie się nadbagażu w postaci osób stojących nie rozwiązuje problemu, samolot nadal jest źle wyważony – tak opisuje swój powrót z Londynu dziennikarz „Dziennika Gazety Prawnej” Zbigniew Parafianowicz.

Polska delegacja z premier Beatą Szydło na czele wracała z Londynu w ub. poniedziałek. Dziennikarze, którzy jej towarzyszyli, przylecieli do stolicy Wielkiej Brytanii wojskową casą. Kiedy mieli wracać, okazało się, że ktoś podjął decyzję, że polecą razem z przedstawicielami rządu embraerem 175 – pisze „DGP”.

Gdy wszyscy wsiedli do samolotu, okazało się, że brakuje miejsc.

„Szybko na jaw wychodzi prosta prawda: dwóch samolotów nie da się zapakować do jednego. (…) Kilka osób stoi. Zaczynają się nerwowe negocjacje: kto leci, kto zostaje na casę, która wystartuje za sześć godzin. Pozbycie się nadbagażu w postaci osób stojących nie rozwiązuje problemu. Po krótkiej analizie okazuje się, że samolot nadal jest źle wyważony (większość siedzi z tyłu, z przodu jest salonka z mniejszą liczbą osób). Trzeba zwolnić jeszcze dwa tylne rzędy. W sumie osiem miejsc” – pisze Parafianowicz.

Na pokładzie źle wyważonego samolotu są: premier Beata Szydło, wicepremier Mateusz Morawiecki, szef MSZ Witold Waszczykowski, minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak, szef MON Antoni Macierewicz i jedna z najważniejszych postaci polskiej armii – generał Marek Tomaszycki.

Dziennikarz podkreśla, że mimo poważnej sytuacji cały czas panowało przekonanie, że „na pewno jakoś to będzie”, nikt nie chciał podjąć decyzji o rozłączeniu dwóch samolotów. Interweniować musiał kapitan embraera. Wyszedł z kabiny i poinformował, że nie poleci, dopóki problem nie zostanie rozwiązany.

„W końcu, po kilkudziesięciu minutach negocjacji, samolot opuszcza grupa ochotników i tych, którzy zostali nakłonieni do wyjścia przez swoich szefów. Jeden z dziennikarzy relacjonuje ministrowi Waszczykowskiemu, o co chodzi w zamieszaniu. Pada określenie: to tupolewizm. Z niemal godzinnym opóźnieniem samolot, w końcu prawidłowo wyważony, odlatuje do Polski. Brytyjska obsługa naziemna oddycha z ulgą” – pisze Parafianowicz.

Podkreśla, że mimo pozytywnego zakończenia całej sprawy pozostaje wiele pytań. M.in. dlaczego w jednym samolocie znaleźli się premier, wicepremier, szefowie trzech ministerstw i dowódca operacyjny sił zbrojnych? Kto podjął decyzję o połączeniu lotów i jak obliczył, że wszyscy się zmieszczą, i czy znał zasady wyważenia rządowego embraera? Dlaczego pasażerowie nie mieli przypisanych miejsc i dlaczego nie było nikogo, kto mógłby sprawnie odkręcić tę sytuację?

Historia lotniskowej kłótni o to kto ma wysiadać z ViP-Embraera i pakowanie do niego połowy rządu kolejny raz pokazuje jak możliwy był 10.04

Parafianowicz przypomina, że to niejedyny tego typu incydent z udziałem VIP-ów w ostatnim czasie. W ub. czwartek na pokładzie embraera, którym leciał prezydent Andrzej Duda, doszło do awarii systemu komputerowego, a w połowie stycznia miał miejsce wypadek z udziałem jego bmw.

rzad

 

dgp

wyborcza.pl

Jak rządzi PiS? Polska leci do Smoleńska

Paweł Wroński, 02 grudnia 2016

Jarosław Kaczyński

Jarosław Kaczyński (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Piloci są niekompetentni, nie znają prognozy i łamią przepisy. Za stery ciągną na rozkaz „dysponenta”, który gotów jest realizować swoje cele bez względu na okoliczności.

Katastrofa Tu-154 jest w literaturze światowej opisana jako klasyczny przypadek błędnej oceny sytuacji połączonej ze zlekceważeniem wszelkich procedur bezpieczeństwa. Sprawowanie władzy przez PiS zaczyna przypominać lot z 10 kwietnia.

I

Istotą systemu demokratycznego jest połączenie władzy z odpowiedzialnością. Rząd Prawa i Sprawiedliwości zdemontował pojęcie odpowiedzialności w polityce. Wszelkie decyzje należą do przywódcy partii – szeregowego posła Jarosława Kaczyńskiego. Podejmuje je bez stosownej wiedzy i poczucia odpowiedzialności. Co gorsza, zdejmuje to poczucie z osób wykonujących jego decyzje.

Rząd i prezydent przypominają pilotów z tak zwanym tunelowym widzeniem, którzy skupiają się na wykonaniu zadań wyznaczonych przez jednego człowieka i odrzucają wszelkie informacje mogące to działanie zakłócić. Minister Anna Zalewska bardziej koncentruje się na wypełnieniu woli prezesa PiS niźli na dobru uczniów, rodziców i nauczycieli. Szef TVP Jacek Kurski mówi, że jego celem jest nie misja publiczna, ale zdobycie 40 proc. poparcia dla PiS, bo to zadowoli dysponenta. Przypomnijmy, że jedyną formą sprzeciwu pilotów Tu-154 były słowa jednego z nich: „Ktoś za to beknie”.

Przepis na „dobrą” informację TVPIS. Jak się robi „Wiadomości” w TVP Jacka Kurskiego?

II

Procedurami bezpieczeństwa państwa jest stosowanie się do prawa i konstytucji. To ma nas chronić przed władzą, która jest szalona lub po prostu się myli. Spór o Trybunał Konstytucyjny dawno przestał być sporem o mianowanie sędziów. Gra idzie o to, czy władza może być pozbawiona kontroli i bezkarna. A taka władza zagraża w pierwszej kolejności nie TK, ale obywatelom – pasażerom samolotu. Atakuje się inne bezpieczniki państwa prawa: niezależność sędziowską, rzecznika praw obywatelskich, organizacje pozarządowe. System zmierza w kierunku miękkiego autorytaryzmu. Łatwiej wtedy sterować państwem, ale trudniej uniknąć niebezpieczeństw.

Jak PiS chce zmienić Trybunał Konstytucyjny? Następny prezes z władzą absolutną

W prezydenckim Tu-154 odpowiedzialnym za przestrzeganie prawa i zasad bezpieczeństwa lotu był pilot, ale za jego plecami siedział dowódca sił powietrznych i nie zrobił nic, by zapobiec oczywistemu narażaniu życia pasażerów. Dlaczego? Najpewniej dlatego, że czuł się w pełni oddany „dysponentowi”. Zachował się tak, jak zapewne zachowa się TK ubezwłasnowolniony przez PiS.

III

Katastrofa smoleńska była przykładem próby osiągnięcia politycznego celu bez względu na okoliczności. W większości działań obecnej władzy też widać prymat krótkowzrocznej polityki. Celem jest nie zapewnienie maksimum szczęścia jak największej grupie obywateli, ale przykrawanie polityki społecznej i gospodarki tak, by obywatel zagłosował na PiS. Zgodnie z zapowiedzią prezydenta w jego słynnym przemówieniu: „Nie wierzcie, że się nie da, że nie ma pieniędzy, to są bzdury”.

Na nic ostrzeżenia, że program 500+ jest na kredyt; że obniżenie wieku emerytalnego skończy się głodowymi emeryturami.

Słabnie wzrost PKB, inwestycje lecą na łeb, obniżają się prognozy wzrostu. Pieniądze na wypełnianie obietnic partii „muszą się znaleźć”, i już.

Rok rządu PiS. Wydawało się, że w gospodarce znów mają szczęście

IV

Tu-154 poleciał do Smoleńska bez znajomości warunków atmosferycznych, stanu lotniska, bez określenia lotnisk zapasowych. W przypadku państwa wiedzę o warunkach zewnętrznych daje obecność w najważniejszych gremiach decyzyjnych. Pod rządami PiS Polska wychodzi z głównego nurtu polityki europejskiej na rzecz niepewnych lokalnych porozumień. Towarzyszy temu konflikt z Niemcami (łagodzony ostatnio przez prezydenta Dudę) i Francją i budowanie sojuszu strategicznego z Wielką Brytanią, która stała się z własnej woli outsiderem.

Marginalizacja w tak niepewnych czasach to mniejsza odporność na ewentualne kryzysy, może mieć też wpływ na wielkość unijnych dotacji.

Co przyniesie polsko-brytyjski traktat obronny? Macierewicz: „To przełom”

V

Podejmowanie decyzji w rządzie i parlamencie coraz bardziej przypomina sytuację w kokpicie Tu-154. Bałagan narasta. W ciągu jednego tygodnia rząd wydaje sprzeczne informacje dotyczące systemu podatkowego. Zaczyna się od jednolitej daniny – kończy propagandową akcją „podniesienia kwoty wolnej od podatku dla najuboższych do 6600 złotych”. Antoni Macierewicz jednego dnia wstrzymuje negocjowany przez trzy lata kontrakt na zakup helikopterów, pięć dni później deklaruje zakup 21 śmigłowców konkurenta, by na końcu stwierdzić, że to nigdy nie było brane na poważnie. Czy w kabinie pilota ktoś jeszcze spogląda na wysokościomierz?

VI

Rządy PiS charakteryzują się pogardą dla kompetencji i standardów, które na ogół reprezentowały poprzednie elity. Posady w spółkach skarbu państwa obsadzono bez konkursów ludźmi tak niekompetentnymi, że w większości spadła giełdowa wycena tych spółek. Żeby tacy ludzie mogli zasiadać w radach nadzorczych, w niektórych spółkach zrezygnowano z wymogu posiadania dyplomu wyższej uczelni. Służbę cywilną zreformowano pod hasłem „większej profesjonalizacji służby cywilnej” – rząd obniżył wymagania merytoryczne, by obsadzić stołki partyjną nomenklaturą. Urzędnicy mają kłopot z wypłatą dopłat dla rolników i z planowaniem inwestycji z pieniędzy UE.

Głównym elementem reformy wojska jest tworzenie partyzantki zamiast inwestowanie w nowoczesną zawodową armię. Obniżono kryteria awansu (minister obrony może awansować o dwa i więcej stopni wojskowych), a do służb przyjmować osoby niespełniające kryteriów sprawności fizycznej. W kokpicie samolotu Tu-154 10 kwietnia 2010 roku siedziała załoga, którą kompletowano w pośpiechu, bez stosownych uprawnień.

VII

Symbolicznym obniżeniem standardów państwa jest „reforma” zaproponowana przez minister Zalewską. Ci, którzy kończyli szkołę podstawową i gimnazjum, spędzali dziewięć lat w obowiązkowej szkole. Teraz obowiązek szkolny będzie kończył się na latach ośmiu. Prezydent Duda zdradził dodatkowy cel reformy. Chodzi o to, by dzieciom mówić, „kto był bohaterem, a kto zdrajcą”. Indoktrynacja poprzez heroizację historii grozi budowaniem pokolenia skłonnego do wykonywania rozkazów. Tak szkoli się żołnierzy, ale nie obywateli. Antoni Macierewicz mówił, że piloci Tu-154 lądowali bohatersko. Gdyby przestrzegali standardów, wylądowaliby bezpiecznie.

VIII

Demokracja ma swoje lampki ostrzegawcze. To wolne media. PiS doszło do władzy, walcząc z wolnymi mediami typową dla populistów metodą – oskarżając je o służenie establishmentowi i zarzucając im kłamstwo. Kłamstwem rzekomo było m.in. to, co media pisały na temat przyczyn katastrofy smoleńskiej. PiS przeciwstawiało im media „po stronie prawdy” zajmujące się głównie propagandowym zwalczaniem głównego nurtu. Jednak w chwili dojścia do władzy zamieniło media publiczne w narzędzie swojej propagandy.

Po katastrofie smoleńskiej „wojna plemion” rozgorzała z nową siłą. Pierwszą ofiarą każdej wojny jest prawda. Nikt już w Polsce nie będzie słuchał ostrzeżeń: pull up, pull up, terrain ahead, terrain ahead. Podobnie jak załoga Tu-154 nad Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 roku.

IX

Rządy PiS pozbawione są autorefleksji i autokorekty. Niepowodzenia zwykle zrzuca się na innych. Jednak tu to prawidłowość posunięta do absurdu. PiS nie jest w stanie przyjąć do wiadomości, że Smoleńsk był katastrofą komunikacyjną. Szuka śladów zamachu i prześladuje tych, którzy myślą inaczej. Spiskiem tłumaczone są jakiekolwiek inne niepowodzenia – od oszustw wyborczych, po sprzysiężenie przedsiębiorców, którzy mając nadzieję na powrót lepszych czasów, nie chcą w Polsce inwestować. Kaczyńskiemu nie przychodzi do głowy, że w państwie, w którym przestaje funkcjonować Trybunał Konstytucyjny i wszystko zaczyna być uzależnione od niekompetentnej władzy, nie warto inwestować.

PiS jest partią niereformowalną. Przypomnijmy, że katastrofa Tu-154 nastąpiła niespełna dwa i pół roku po katastrofie CAS-y, w której zginęli wyżsi dowódcy sił powietrznych. Coraz więcej przesłanek wskazuje na to, że do kolejnej katastrofy gospodarczej lub społecznej może w Polsce dojść. Wtedy dowiemy się, kto był jej winny – i nie będzie to PiS.

X

Stajemy się krajem, w którym nikt nikomu nie ufa. Społeczeństwo – władzy i mediom, media – społeczeństwu. Władza boi się społeczeństwa. Podobnie jak załoga Tu-154, która nie miała zaufania do zwierzchnika, a zwierzchnik nie był pewny decyzji załogi. Nie miała też zaufania do kontrolerów lotu. Prezydent Lech Kaczyński nie miał zaufania do premiera Tuska i rywalizował z nim o to, kto dokona historycznego przełomu w relacjach z Rosją. Obie partie w kwietniu 2010 roku przygotowywały się do politycznej wojny. Ta wojna trwa, i to ze zdwojoną intensywnością. Jak podkreślił wicepremier Gliński, nie bierze się w niej jeńców, za to atakuje żony i dzieci przeciwników.

***

Co oznacza katastrofa państwa? Skutki katastrofy ekonomicznej możemy odczuć wszyscy – zwolennicy i przeciwnicy PiS. Wydatki socjalne spowodują destrukcję finansów publicznych. Może być ona bardziej dotkliwa niż w Grecji, której przyszła na pomoc strefa euro. Katastrofą polityczną może być trwałe zmarginalizowanie Polski i przesunięcie jej ku wschodnim standardom lub wręcz ku wschodniej strefie wpływów. Możliwe jest również, że rządzący PiS, następca Jarosława Kaczyńskiego albo, co gorsza, siły jeszcze bardziej od niego ekstremalne wykorzystają te narzędzia, które obecnie tworzy PiS, do trwałego zduszenia demokracji w Polsce.

 

 

wyborcza.pl

„Ta książka to gigantyczne oskarżenie demokracji”. Wywiad z Vincentem V. Severskim

metro.tv, 04.12.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,155607,21070461,series.html?embed=0&autoplay=1
O gadżetach szpiega, różnicy między agentem a oficerem wywiadu, a także najnowszej powieści ‚Niepokorni’ z Vincentem V. Severskim rozmawia Mikołaj Lizut.
Cały wywiad do zobaczenia w programie ‚P.I.W.O.’ (‚Program Informacyjny, Wesoły i Opiniotwórczy’) w nowej, bezpłatnej Telewizji Metro w poniedziałek o godz. 11.15.

metro.tv