TK, 20.06.2016

 

top20.06.2016

ISIS już zauważyło, że Macierewicz wysyła wojsko do Syrii. Dlaczego Polska miałaby być na celowniku?

Wielu internautów boi się, że decyzja o wysłaniu wojsk na Bliski Wschód sprowokuje odwet ze strony islamistów.
Wielu internautów boi się, że decyzja o wysłaniu wojsk na Bliski Wschód sprowokuje odwet ze strony islamistów. Twitter / Wojciech Szewko

Decyzja o wysłaniu wojsk na Bliski Wschód podzieliła opinię publiczną. Tymczasem eksperci od spraw terroryzmu zgodnie oceniają, że przez podanie informacji informacji o wysłaniu naszych samolotów i żołnierzy na Bliski Wschód, zagrożenie zamachami wcale tak bardzo nie wzrosło.

Polska wyśle na Bliski Wschód między innymi cztery myśliwce F-16, które stacjonować będą w Kuwejcie, a nad Syrią będą przeprowadzać misje rozpoznawcze. Wojskowi zapewniają, że samoloty nie będą używane bojowo. Problem w tym, że latając nad terenami, na których trwa regularna wojna, nasi piloci nie będą tak zupełnie bezpieczni. Wystarczy awaria samolotu, żeby pilot wpadł w ręce islamistów. Wojskowi jednak podkreślają, że samoloty bojowe muszą być sprawdzane w warunkach bojowych, a w zawód żołnierza wkalkulowane jest ryzyko.

Politycy opozycji zarzucają ministrowi Macierewiczowi i prezydentowi Dudzie, że narażają Polaków na odwet ze strony ISIS. Również w sieci można znaleźć liczne komentarze internautów, którzy boją się odwetu ze strony islamistów. Tym bardziej, że dosłownie na dniach zaczyna się szczyt NATO w Warszawie, a w połowie lipca w Polsce będziemy świętować Światowe Dni Młodzieży.

Zobacz obraz na TwitterzeZobacz obraz na Twitterze

Jeśli ktoś myśli, że IS nie odnotowało info o wysłaniu PL F16 do Kuwejtu , to się grubo myli. Taka próbka..

Wielu krytyków decyzji Macierewicza twierdzi, że pomysł z wysłaniem wojsk w rejon konfliktu nie przejdzie bez echa. Wojciech Szewko już tydzień temu opublikował na Twitterze dowód na to, że ISIS zauważyła nasze zaangażowania po jednej ze stron konfliktu i zapowiada odwet.

Terroryści nas nie ominą?
– Prędzej czy później terroryści i tak by nas wzięli na celownik – twierdzi profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego Hubert Królikowski, specjalista do spraw terroryzmu. – W tej sytuacji bardziej bym się obawiał o bezpieczeństwo naszych żołnierzy. Nasz udział nie jest duży, a niebezpieczeństwo odwetu po ogłoszeniu decyzji dramatycznie się nie zwiększyło.

Andrzej podpisał postanowienia o wysłaniu do Kuwejtu i Iraku kontyngentów wojskowych dla wsparcia koalicji do walki z IS.

Podobnego zdania jest Robert Borkowski, ekspert od spraw związanych ze współczesnym terroryzmem. – Jeśli bojownicy z ISIS planowali wysłanie jakichś zamachowców do Polski, to oni są tu już od dawna – podkreśla Borkowski.Dodaje przy tym, że agenci ISIS mogą sobie wędrować po świecie bez większych problemów. Tylko od naszych służb zależy, czy uda się kontrolować ich ruchy i zapobiegać ewentualnym zagrożeniom.

Gdyby Polska chciała zapewnić na Bl. Wschodzie kompleksową pomoc dla 7000 uchodźców to koszt byłby równy 7,5% kwoty za wysłanie 4 F-16

@WilkWojtekWAW wysłanie 4 F16 w żaden sposób nie zmieni sytuacji w wojnie z islamistami.Jest to gest symboliczny,a nie realne zaangażowanie

Specjaliści do spraw światowego terroryzmu uważają, że decyzja miała niewątpliwie podłoże polityczne. Nie kryje tego także szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Paweł Soloch. W wywiadzie dla TVN24 mówił, że jeśli chcemy liczyć na to, że NATO będzie broniło naszej wschodniej granicy, to nie możemy uciekać od solidarności wobec sojuszników tam, gdzie NATO jest zaangażowane w konflikt.

To nic innego jak próba zdobycia kilku punktów u naszych sojuszników. Wiadomo, że Polska nie ma ostatnio najlepszej prasy na zachodzie, każda decyzja pokazująca, że na Polskę można liczyć jest wprost na wagę złota. Niezależnie jednak od tego, jak bardzo PiS musi walczyć o poprawę wizerunku Polski za granicą, zdaniem Borkowskiego rząd SLD czy PO podjąłby identyczną decyzję.

Wojna w Syrii nam się opłaci?
– Niewysłanie wojsk do walki z ISIS byłoby głęboko niemoralne, a poza tym w dłuższej perspektywie mogłoby nam się zupełnie nie opłacać. Jeśli dziś nie będziemy aktywni w rejonie, to po zakończeniu konfliktu nie mielibyśmy w tym rejonie nic do powiedzenia. Za 10 lat wielcy tego świata stwierdzą, że zupełnie się nie liczymy w polityce bliskowschodniej – mówi Robert Borkowski.

– Wojskowi z NATO i tak będą nam wdzięczni. Nie musimy zaraz z krzykiem oznajmiać, że już za chwile będziemy strzelać do wszystkiego co się rusza – uważa prof. Daniel Boćkowski, ekspert do spraw bezpieczeństwa. Jego zdaniem można było po cichu wysłać polskich żołnierzy, bez tego szumu w mediach. Innego zdania są Borkowski i Królikowski.

Andrzej podpisał postanowienia o wysłaniu do Kuwejtu i Iraku kontyngentów wojskowych dla wsparcia koalicji do walki z IS.

– ISIS jest tak głupie, że nie miałoby swojego wywiadu? Absurd. I tak cały świat wiedziałby że polskie F-16 zmieniło miejsce swojego pobytu. Wtedy dopiero padłoby pytanie o intencje państwa polskiego, które zataja informacje o wysłaniu swoich wojsk w rejon konfliktu – twierdzi dr Robert Borkowski. – Polska i tak już była na celowniku ISIS, choćby z uwagi na zaangażowanie naszych wojsk w Iraku, Afganistanie czy północnej Afryce – dodaje prof. Królikowski.

Właściwie pomysł z wysłaniem wojsk nie jest nowy. Miesiąc temu pisaliśmy w naTemat o tym, że minister Macierewicz zapowiedział, że polska korweta już płynie do Syrii. Śmiechu było z tego dużo w sieci, gdy okazało się, że ORP Kościuszko wciąż stoi w porcie w Gdyni i nikt nie wie nic o misji na Bliski Wschód.

Jeśli ktoś myśli, że IS nie odnotowało info o wysłaniu PL F16 do Kuwejtu , to się grubo myli. Taka próbka..pic.twitter.com/7Rsj1E55Zk

@wszewko A nie mogliśmy z tym F-16 zaczekać choć do po Światowych Dniach Młodzieży?

Był problem, Szczerski i Macierewicz przez jakiś czas nie mogli dopracować swoich stanowisk. – Ale moment ogłoszenia decyzji o wysłaniu wojsk jest dobry. Kiedy można by lepiej pokazać solidarność z pozostałymi państwami NATO, jak nie chwilę przed szczytem w Warszawie? – zastanawia się Borkowski.

Symboliczne wsparcie
Związku z wysłaniem F-16 do Kuwejtu, a zwiększeniem zagrożenia ze strony islamskich terrorystów nie widzi także minister Mariusz Błaszczak. W wywiadzie udzielonym dziennikarzowi TVN24 przekonywał, że robiąc taki krok umacniamy swoją pozycję w Sojuszu. – Przestajemy być członkami NATO drugiej kategorii – tłumaczył minister.

Tymczasem ta obecność będzie symboliczna i właściwie niepotrzebna. Wysłanie 4 samolotów do prowadzenia działań rozpoznawczych w sytuacji, gdy Amerykanie mają nad Syrią dziesiątki specjalistycznych dronów szpiegowskich, przyniesie raczej niewiele wymiernych korzyści. Misje zwiadowcze prowadzą nad Syrią także Brytyjczycy, Niemcy i Francuzi. Z tym że piloci z tych krajów wykonują także naloty na pozycje bojowników ISIS.

isis

naTemat.pl

Nieoczekiwana decyzja Dudy ws. walki z ISIS – na chwilę przed szczytem NATO. „To zwraca na nas uwagę terrorystów”

mk, PAP, 20.06.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,114883,20273920,video.html?embed=0&autoplay=1
– Wysłanie żołnierzy do Iraku i Kuwejtu przed szczytem NATO i Światowymi Dnami Młodzieży zwraca na nas niepotrzebnie uwagę terrorystów. Może to teoretycznie spowodować wzrost zagrożenia – zauważa Jerzy Maria Nowak, były ambasador przy NATO

Dwa polskie kontyngenty wojskowe zostaną wysłane do Kuwejtu i Iraku. Mają wesprzeć koalicję walczącą przeciwko tzw. Państwu Islamskiemu – poinformowało Biuro Bezpieczeństwa Narodowego. Decyzję o wysłaniu polskich żołnierzy podpisał prezydent Duda.

W operacji Inherent Resolve w dniach 20 czerwca – 30 grudnia weźmie udział łącznie ponad 200 osób. Polscy żołnierze w Kuwejcie będą zajmować się rozpoznaniem lotniczym, a w Iraku – doradztwem i szkoleniem tamtejszych sił zbrojnych.

Koalicja przeciwko ISIS, licząca obecnie 66 państw, została powołana przez Stany Zjednoczone we wrześniu 2014 r.

– Jedność NATO i bezpieczeństwo NATO jest całościowe. Nie można wyrywać i skupiać się wyłącznie na bezpieczeństwie flanki południowej czy na bezpieczeństwie flanki wschodniej – przekonywał w poniedziałek szef MON Antoni Macierewicz.

Minister zaznaczył, że misja nie będzie mieć charakteru bojowego, a jedynie szkoleniowy.

Ekspert: wojska wysłane zbyt późno

Pojawiają się jednak krytyczne głosy mówiące o tym, że prezydent Andrzej Duda podjął decyzję w nieodpowiednim czasie. – Wzięcie udziału we wspólnym wysiłku jest w pełni uzasadnione. Ta decyzja jest jednak opóźniona i niezręczna. Podjęto ją tuż przed szczytem NATO. Wygląda to tak, jakbyśmy chcieli koniecznie pokazać nasze zaangażowanie w działania koalicji  – twierdzi w rozmowie z Gazeta.pl Jerzy Maria Nowak, były ambasador przy NATO i ekspert uczelni Vistula.

– Poza tym, wypadło to marnie w kwestii polityki wewnętrznej. Można było oczekiwać, że prezydent zwoła w tej sprawie Radę Bezpieczeństwa Narodowego, porozumie się z parlamentem – dodaje dyplomata.

Polska na celowniku terrorystów?

– Wysłanie żołnierzy do Iraku i Kuwejtu przed samym szczytem NATO i Światowymi Dniami Młodzieży zwraca na nas niepotrzebnie uwagę ośrodków terrorystycznych w ramach Państwa Islamskiego. Może to teoretycznie spowodować wzrost zagrożenia – zauważa Jerzy Maria Nowak.

Ekspert ds. terroryzmu Andrzej Mroczek zwraca jednak uwagę, że wysłanie kontyngentów przeciwko Państwu Islamskiemu nie powinno mieć wpływu na najbliższe dwa duże wydarzenia organizowane w Polsce.

– Tego typu informacje szybko obiegają świat i nie ulega wątpliwości, że będzie to generowało zagrożenia. Nie sądzę jednak, by odbiło się to na bezpieczeństwie podczas szczytu NATO i ŚDM, bo to zbyt krótki okres, by przygotować i przeprowadzić działania terrorystyczne – ocenia Andrzej Mroczek z Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas. – Na chwilę obecną nie ma żadnych informacji, które potwierdzałyby planowanie ataków na terenie Polski – zaznacza.

Opozycja przeciwna

W piątek b. szef MON Tomasz Siemoniak z Platformy Obywatelskiej zwrócił się do premier Beaty Szydło o informację na temat zaangażowania polskich żołnierzy w wojnę z tzw. Państwem Islamskim. – W tak poważnych kwestiach jak wysłanie polskich żołnierzy w strefę działań wojennych informacja dla posłów, a przede wszystkim dla opinii publicznej powinna być pełna i rzetelna – mówił Siemoniak.

Zaznaczył, że walka z ISIS nie jest misją NATO i ma inny charakter, niż misje stabilizacyjne, co niesie ze sobą większe ryzyko.

gazeta.pl

 

No Polexit!

Jacek Żakowski, „Polityka”, Collegium Civitas, 20.06.2016

Autobus zwolenników Brexitu przed Pałacem Westminsterskim

Autobus zwolenników Brexitu przed Pałacem Westminsterskim (Philip Toscano / AP)

Kilka dni temu wyglądało na to, że Brytania wybierze Brexit. Po śmierci Joe Cox wzrosła szansa Bremainu, czyli pozostania Wielkiej Brytanii w Unii. Uff? Żadne uff!

Jeśli Bremain wygra, zmaleje ryzyko, że Unia się szybko rozpadnie, a wzrośnie to, że wewnętrznie osłabnie. Będzie to znak, że można mieć Unię dużo mniej europejską. A zwłaszcza że części Unii wolno mieć taką Unię. W tym Polsce. Orbán wie, co robi, wydając pieniądze na popierające Bremain ogłoszenia w brytyjskich gazetach. Bo jak PiS liczy, że można odrzucić europejskie wartości, a jednocześnie doić z europejskiego trzonu bogactwo i bezpieczeństwo będące ich efektem.

To jest tragiczna iluzja. Bez względu na to, czy wygra Brexit czy Bremain, po referendum perspektywa geopolityczna Polski będzie dużo gorsza niż pół roku temu. Unijny trzon na skutek decyzji podejmowanych przez PiS będzie się szybciej integrował bez nas, a my będziemy coraz głębiej wpadali w dziurę między oddalającym się od nas Zachodem i agresywnie zbliżającym się Wschodem.

W tej sytuacji rewelacje na temat Antoniego Macierewicza opisane przez Tomasza Piątka w sobotnim „Magazynie Świątecznym Gazety Wyborczej” nabierają całkiem nowego sensu. Takie sygnały dopóty można było przez lata lekceważyć, a obawy, jakie one tworzą, można było łatwo dezawuować jako paranoję, dopóki sytuacja Polski zdawała się dość stabilna.

Dziś – w dużym stopniu na skutek działań Macierewicza i jego kolegów – stabilna już nie jest. Polityczne owoce służące Putinowi potwierdzają niestety niepokój tworzony przez udokumentowane w tekście Piątka poszlaki. Takie wcześniej lekceważone sygnały trzeba traktować poważnie, dlatego że teraz stały się śmiertelnie ważne.

Nie chcę, żeby zabrzmiało to histerycznie, ale ci, których „dobra zmiana” nie uwiodła mimo lub z powodu socjalnych posunięć, muszą sobie zdać sprawę z powagi sytuacji. Nie apeluję o zacieranie różnic. Ale apeluję, żeby opozycja przestała pleść trzy po trzy.

Nowoczesna musi rozwiązać problem Ryszarda Petru, który żadnej okazji nie traci, żeby coś niemądrego powiedzieć. Jak ostatnio w Poznaniu, gdzie zaatakował wybranego półtora roku temu dobrego prezydenta, zarzucając mu, że pod rządami poprzedniego złego prezydenta Poznań rozwijał się wolniej niż Wrocław. Szkoda, by dorobek tylu cennych polityczek marnował taki lider. Dla wspólnego dobra Nowoczesna musi coś z Petru zrobić.

A Platforma musi coś zrobić ze swoją spuścizną. Jeśli nawet w obliczu rosnącej fali płacowych protestów służby zdrowia PO będzie powtarzała, że bodaj najniższa w Europie składka zdrowotna nie może być zwiększona, bo nie wolno podnosić podatków, to PiS będzie rządził tak długo, że już się nie odkleimy od Wschodu.

Im gorsze są władza i sytuacja, tym lepsza musi być opozycja. Bo stawka porażki rośnie. A niestety, opozycja jest wciąż słaba. To jest groźne. Bo bez względu na to, czy będzie Brexit czy Bremain, wisi nad nami Polexit. Jeśli nie formalny, to z pewnością faktyczny. Każdy powinien zrobić wszystko, by do niego nie doszło. A wciąż, niestety, wielu – specjalnie lub nie – robi wiele, by doszło.

Zobacz także

naSkutek

wyborcza.pl

20.06.2016, 19:33
Mazur

Mazurek: Insynuacje na temat beatyfikacji Lecha Kaczyńskiego mają na celu próbę skompromitowania planów budowy pomników

Jak napisała w oświadczeniu rzecznik klubu PiS Beata Mazurek:

„W związku z serią nieprawdziwych i oszczerczych publikacji prasowych oraz wypowiedzi polityków opozycji na temat rzekomych działań podejmowanych w celu sondowania możliwości rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego Śp. Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego oświadczam:

Ani dziś ani w przeszłości nikt nie podejmował wyżej wskazanych działań, nie ma też jakichkolwiek planów podejmowania ich w przyszłości. Insynuacje na ich temat są, jak wszystko na to wskazuje, już nie pierwszy raz rozpowszechniane przez osoby wrogo nastawione do wszystkiego, co wiąże się z pamięcią Śp. Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. Jest oczywiste, że dziś ich celem jest skompromitowanie planów budowy pomnika Ofiar Katastrofy Smoleńskiej i pomnika Śp. Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego.

Całe przedsięwzięcie kompromituje jego autorów i jeszcze raz potwierdza, że kampanie skierowane przeciwko Lechowi Kaczyńskiemu, zarówno w czasie, gdy pełnił funkcję Prezydenta RP, jak i po Jego tragicznej śmierci, prowadziły osoby gotowe sięgnąć po nawet najbardziej haniebne metody działania. Zaangażowanie niektórych mediów w kampanię, traktujemy jako świadome wprowadzenie opinii publicznej w błąd. Wyrażamy nadzieję, że odpowiednie organy związków dziennikarzy ocenią właściwie inspiratorów i
realizatorów kampanii”

300polityka.pl

„Haroszyje dieło”

Jaki był sposób w latach 90-tych wpływania Rosjan na politykę polską? – Używanie informacji z akt SB zebranych w czasie PRL i z pewnością skopiowanych w czasach współpracy KGB i SB.

Informacje te od spraw obyczajowych, aż po kryminalne stanowiły doskonały sposób na wpływanie na wszystkie aspekty życia polityczno-gospodarczego w latach 90-tych.

Już sam fakt współpracy z SB eliminował z życia politycznego. Normalną losów koleją powinno być więc upublicznienie wszystkich materiałów o osobach publicznych dla historyków i dziennikarzy, aby oczyścić atmosferę i przerwać nici pomiędzy potencjalnie szantażowanymi, a szantażystami. To np. oczywiście zrobili Niemcy, których obecny Prezydent szefował specjalnemu instytutowi. Oczywiście opublikowaniu akt o osobach publicznych nie mogłoby towarzyszyć zrównanie wszystkich zapisanych w rejestrach SB bez rozróżnienia konkretnych sytuacji.

Dlaczego w Polsce tego nie zrobiono? Gdyż Antoni Macierewicz przedstawił listę tajnych współpracowników bez żadnej weryfikacji jakości materiałów i bez rozróżnienia pomiędzy osobami, które zostały zakwalifikowane jako współpracownicy, a którzy byli bohaterami, a tymi którzy byli ewidentnymi zdrajcami i płatnymi agentami. I tak na liście tej znalazł się Lech Wałęsa, Wiesław Chrzanowski, Leszek Moczulski. Historia każdego z nich była inna, ale pierwszy jako prosty robotnik nawet jeżeli się w coś zaplatał, to po tysiąckroć odkupił swoje winy. Bez Lecha Wałęsy nie byłoby zwycięstwa Solidarności i niepodległości Polski. Drugi reprezentujący środowiska narodowe był postacią bez skazy, który nigdy nikogo nie skrzywdził, a który przesiedział w więzieniu wiele lat za działalność polityczną. Użycie przeciw niemu zobowiązań podpisanych pod wpływem stalinowskiego więzienia, z których nigdy nic nie wynikało, było krzyczącym aktem podłości. Wspominał o tym draństwie na pogrzebie marszałka Chrzanowskiego Kazimierz kardynał Nycz. Podobna historia dotyczyła wieloletniego więźnia komunistycznego Leszka Moczulskiego, który był szefem obozu niepodległościowego.

Tym sposobem Macierewicz uderzył w trzy obozy polityczne stanowiące filary polskiej niepodległości: obóz solidarnościowy, niepodległościowy i narodowo-demokratyczny. Pamiętam jak Macierewicz z dumą mi opowiadał, że po opublikowaniu swojej listy wysłał swego najbliższego współpracownika, który położył Chrzanowskiemu na biurku rewolwer z komentarzem: jeżeli jest pan człowiekiem honoru to wie Pan co ma Pan zrobić. Wiecie Państwo kim był ten współpracownik Macierewicza? Nazywał się Robert Luśnia.

Skutkiem działań Macierewicza było na długie lata całkowite sparaliżowanie idei lustracji. Kojarzyła się ona z utożsamianiem zapisów SB jako podstawy do wyroków ostracyzmu, bez względu na poszczególną winę i kontekst każdej osoby. Czym innym jest przecież podpisanie jakiejś współpracy, z której nic nie wynikało, a czym innym jest donoszenie na kolegów za pieniądze, co robił np. Robert Luśnia. Dopiero utworzenie IPN i oddanie rozstrzygnięć pod ocenę sądów ostatecznie przywróciło jakąś prawdę historyczną. Ale na 10 lat materiały SB nadal były użytecznym narzędziem szantażu.

Drugim „dokonaniem” Macierewicza było wykończenie polskiego wywiadu wojskowego i skompromitowanie wszystkich służb specjalnych poprzez ujawnienie polskiej agentury. Za cios ten miały Macierewiczowi być postawione zarzuty, ale nie zgodził się na nie mianowany przez Lecha Kaczyńskiego Andrzej Seremet. Straty z tej działalności było niebotyczne. Utraciliśmy zaufanie naszej agentury na świecie dopuszczając do ujawnienia nazwisk osób, którym z tego powodu groziła śmierć. Pamiętam jak Jarosław Kaczyński obiecał mi, że do września 2006 odwoła Macierewicza z funkcji zastępcy ministra ON. Nie dotrzymał danego słowa, co zresztą było jednym z punktów zapalnych, które doprowadziły do naszego rozejścia się.

Trzecim „dokonaniem” Antoniego było praktyczne uwolnienie Rosjan od odpowiedzialności za katastrofę smoleńską. Budowanie mitycznej wersji zamachu od początku było oparte na kłamstwie i nie miało żadnych dowodów poza bredzeniami pseudonaukowców. Natomiast zmuszenie Rosji do współodpowiedzialności za katastrofę nie było niemożliwe, gdyż w rzeczywistości wypadek ten był spowodowany zarówno przez błędy pilotów, jak i błędy kontrolerów. W grę wchodziły również poważne pieniądze. Tymczasem budowanie wersji zamachu ośmieszało realne postawienie sprawy na forum międzynarodowym odpowiedzialności strony rosyjskiej za śmierć polskiego prezydenta i 95 innych ofiar.

I na koniec. Ostatnie 7 miesięcy to zajmowanie się przez MON kwestiami ideologicznymi oraz używaniem wojska do budowania relacji Macierewicza z Kościołem. Nie zakupiono żadnego sprzętu, wstrzymano już przygotowane przetargi. I wreszcie przystąpiono do wojny z ISIS na kilka tygodni przed największym zgromadzeniem ludzi w Europie w tej dekadzie jakim będą ŚDM, które odbywają się na ziemiach polskich. Nie uważam, aby wojna z ISIS była czymś złym, ale dlaczego nie można było jej ogłosić 1 sierpnia? Wszystko to razem pozwala postawić tezę z tytułu. Żaden prawdziwy agent rosyjski nie wyrządziłby tylu szkód Polsce ile złego zrobił Antoni Macierewicz.

Wpis pochodzi ze strony Roman Giertych – strona oficjalna

haroszyje

naTemat.pl

Historyczny kompromis Macierewicza

Adam Leszczyński, 20.06.2016

19 marca, Mińsk Mazowiecki, Centrum Szkolenia Żandarmerii Wojskowej

19 marca, Mińsk Mazowiecki, Centrum Szkolenia Żandarmerii Wojskowej (Fot. Rafał Szczepankowski)

Antoni Macierewicz mówi dziś, że przy Okrągłym Stole doszło do zdrady. Tymczasem jeszcze w 1983 r., kiedy opozycja siedziała w więzieniu, wydawany przez Macierewicza podziemny „Głos” proponował władzy pakt: sojusz wojska, Kościoła i okrojonej „Solidarności”

Taki program polityczny znalazł się w obszernym, liczącym kilkanaście stron memoriale podpisanym „zespół >>Głosu<<„. Artykuł datowany był na 3 maja – 16 czerwca 1983 r.

Warto najpierw znać kontekst. Kiedy „Głos” wysunął propozycję paktu z wojskiem PRL, trwał stan wojenny (choć już od grudnia 1982 r. zawieszony). Wielu najważniejszych działaczy podziemia siedziało w więzieniu. Dopiero później, 22 lipca 1983 r., ogłoszono amnestię, która objęła więźniów politycznych stanu wojennego – ale tylko tych, którzy zostali skazani na kary pozbawienia wolności do trzech lat (pozostałych wypuszczono rok później, 21 lipca 1984 r., przy kolejnej amnestii).

14 maja 1983 r. milicjanci zamordowali w komisariacie w Warszawie licealistę Grzegorza Przemyka. Jego pogrzeb 19 maja stał się wielką manifestacją patriotyczną i aktem sprzeciwu wobec władzy. Tego samego dnia dziewięć osób z podziemnego Międzyzakładowego Robotniczego Komitetu „Solidarności” zostało skazanych na kary od półtora do trzech i pół roku więzienia (dwoje działaczy dostało wyroki w zawieszeniu).

W takich okolicznościach Macierewicz złożył władzy PRL polityczną ofertę.

Plusy kolaboracji z zaborcą – lekcja historyczna

Zatytułowany „Program bieżący” artykuł zaczynał się od dłuższych rozważań historycznych. Autorzy pisali o tym, że kolaboracja z zaborcą często budowała podstawy niezależności. Na przykład powstanie listopadowe w latach 1830-31 mogło odnosić sukcesy, dlatego że istniała armia „z polską kadrą oficerską i podoficerską, odrębnym od rosyjskiego systemem dowodzenia, mobilizacji, intendentury”.

Przypominali także działalność Tymczasowej Rady Stanu podczas I wojny światowej – namiastki polskiego rządu powołanej do życia przez Niemców i Austriaków po zajęciu ziem zaboru rosyjskiego w 1915 r. Budowano wtedy polskie oświatę i administrację. Powstawała ona co prawda w służbie zaborcy, ale przydała się bardzo po 11 listopada 1918 r., kiedy Polska zaczęła odzyskiwać prawdziwą niepodległość. Elementy państwowości zaborczej można było wykorzystać we właściwym momencie – taki wniosek wysnuwała redakcja „Głosu”.

Po tych wywodach redaktorzy „Głosu” przechodzili do sprawy zasadniczej: stosunku opozycji demokratycznej do PRL. „Czy PRL można wykorzystać dla Polski?” – pytali.

PRL przypominał im najbardziej Królestwo Kongresowe utworzone na części ziem polskich po kongresie wiedeńskim 1815 r. Królestwo istniało do klęski powstania listopadowego w 1831 r. Miało polską administrację, Sejm, wojsko, policję oraz „ograniczone możliwości rozwoju gospodarczego”.

„Ba, po 1956 roku na wewnątrzpolskiej scenie obecność radzieckich doradców ma charakter o wiele bardziej dyskretny niż podobna działalność Nowosilcowa i księcia Konstantego” – pisał „Głos” Macierewicza. W Królestwie można było być „państwowcem” – pracować dla Polski, nie buntując się jawnie przeciw zaborcy.

Wojsko zdominowało PZPR i trzeba je pozyskać – lekcja taktyczna

Według „Głosu” przed wybuchem „Solidarności” nie można było jednak być państwowcem, bo państwo było związane z partią komunistyczną. „Solidarność” doprowadziła jednak do tego, że PZPR w praktyce się rozpadła i przestała odgrywać rolę polityczną. Zdominowało ją wojsko. „Proces ten rozpoczął się z chwilą nominacji gen. Jaruzelskiego na premiera” – sądzili autorzy „Głosu”.

„W czasie gdy rozgrywa się w Polsce walka o sprawę dla partii komunistycznej zawsze najważniejszą i podstawową, czyli o władzę i sposób jej sprawowania, plena KC PZPR obradują nad sprawami młodzieży, gospodarki rolnej lub przerzucane są – co staje się publiczne wiadome – o miesiąc lub dwa” – dowodził „Głos”.

Sprawującą rządy w czasie stanu wojennego w PRL Wojskową Radę Ocalenia Narodowego (WRON) publicyści Macierewicza nazwali „prowizorycznym zarządem komisarycznym masy upadłościowej, jaką jest PRL jako państwo partyjne”. WRON jest ciałem chwiejnym i niestałym, w dużej mierze złożonym z figurantów takich jak płk Mirosław Hermaszewski, nazwany w „Głosie” pogardliwie „Łajką” (tak wabił się pies wysłany przez ZSRR w kosmos w 1957 r.).

Zespół „Głosu” wskazywał na dwie instytucje, na których Polacy mogą polegać, próbując „twórczej pracy”, a nie tylko opierając się władzy. Pierwszą jest Kościół, „najtrwalsza polska instytucja”, ostoja narodowej tożsamości, dzięki której Polacy przetrwali zabory i okupacje. Drugą jest „Solidarność”, rozbita w stanie wojennym, ale ważna jako symbol.

Z instytucji PRL „dla prac narodowych” można pozyskać wojsko. „Czy wojsko polskie może się stać polskie?” – pytał „Głos”. Jego publicyści widzieli nadzieję w tej samej armii, która 13 grudnia 1981 r. wyszła na ulice i rozbiła „Solidarność”. Liczyli na to, że wojsko wystąpi jako „samodzielna siła polityczna”. Wojskowa elita nie będzie chciała iść na wojnę z własnym narodem, a bez tego nie sposób odbudować zniszczonego w czasie karnawału „S” partyjnego państwa.

„Porozumienie narodowe, jeśli się w Polsce dokona, to niezależnie od Kremla i przeciw niemu, choć nie musi prowadzić do bezpośredniej walki zbrojnej. Ale warunkiem powodzenia takiej operacji jest udział w niej armii. Dlatego z porozumienia narodowego nikt, kto nie staje na pozycji targowicy, nie może być wyłączony. Nawet ludzie, których dziś nienawidzimy. Może ktoś zapytać, czy tak się godzi. Godzi się!”.

Rząd Kościoła, „Solidarności” i wojska

Jak miała wyglądać nowa Polska? Publicyści „Głosu” wyobrażali sobie obalenie komunizmu jako porozumienie trzech instytucji – Kościoła, „Solidarności” i wojska. Przewidywali „wysoce uprzywilejowaną” rolę wojska w nowym rządzie oraz „uznania decydującej dla życia duchowego i ideowego Polaków znaczenia Kościoła katolickiego”.

– To ja byłem autorem tego tekstu, chociaż oczywiście był on dyskutowany i zaakceptowany przez całą redakcję – mówi Ludwik Dorn, wówczas jeden z najbliższych współpracowników Macierewicza, później m.in. wicepremier w rządzie PiS (2005-07).

Dorn przestrzega jednak przed „anachronicznym odczytaniem” tekstu – które nie bierze pod uwagę okoliczności historycznych. – To była realistyczna koncepcja polityczna. Uważaliśmy PZPR za obudowę twardego jądra systemu, którym była wojsko i bezpieka. To z nimi należało negocjować. Ta koncepcja została zrealizowana przy Okrągłym Stole przez kogoś innego – mówi. – Wiem, że można to odczytywać jako propozycję sojuszu ołtarza z tronem. Nie taka jednak wtedy była intencja.

– Kiedy „Głos” składał władzy tę propozycję, siedziałem w kryminale – wspomina Władysław Frasyniuk, wówczas jeden z przywódców podziemnej „S”. – W opozycji wywołała duże oburzenie. Ja zrozumiałem to jako próbę gry z władzą: zróbmy kompromis, niech się dogada prymas z generałem, zróbmy chrześcijańską partię i związki zawodowe. Wydawała mi się wtedy bardzo naiwna – wspomina. – Komuniści po prostu ocenili, że oferta nie była poważna, i nie podjęli rozmów.

– Pamiętam to, naturalnie. Propozycja została źle odebrana w środowisku opozycyjnym. W 1983 r. Aleksander Hall poprosił mnie o spotkanie z Macierewiczem. Myślałem, że to może być coś oryginalnego. Spotkanie odbyło się w Gdyni w konspiracyjnym mieszkaniu. Macierewicz zaproponował mi ujawnienie. Mówił, że „S” jest skończona, że powinniśmy pokochać szczerze ZSRR, bo wtedy dadzą nam więcej swobody. Pomyślałem, że to wariat albo ktoś przysłany tu w jakimś określonym celu, i szybko wyszedłem – mówi Bogdan Lis, wówczas jeden z przywódców podziemnej „S”.

Podobne spotkanie pamięta Bogdan Borusewicz, wówczas opozycjonista, dziś wicemarszałek Senatu (PO).

– Pod koniec 1983 r. dostałem informację od Aleksandra Halla, że Antek Macierewicz chce się z nami spotkać. Hall zorganizował je w Gdyni-Orłowie. Macierewicz powiedział, że proponuje sojusz wojska, Kościoła i związku zawodowego. Jaruzelski, Glemp i Wałęsa – taki triumwirat. Myślałem, że to dowcip, i zacząłem się śmiać. Kiedy zrozumiałem, że to na poważnie, wyszedłem. Przychodzenie z taką propozycją, kiedy jesteśmy w silnej walce z Jaruzelskim, było absurdalne. Myślę, że inspirował się przykładami z Ameryki Łacińskiej, którą bardzo się wtedy interesował.

Dorn: – Wiem, że wiele osób się oburzało. Była jedna polemika w prasie podziemnej. Odebrałem to jednak jako moralistyczną reakcję na tekst polityczny.

Opozycjonista z tamtej epoki: – Spotkałem wtedy na ulicy satyryka Janusza Szpotańskiego [więzień polityczny w PRL]. Powiedział mi, że autor tego pomysłu chyba nie zauważył, że negocjacje pomiędzy „S” i wojskiem już miały miejsce: w grudniu 1981 r.

Zobacz także

opozycja

wyborcza.pl

 

 

Borusewicz: Trzeba rozmawiać o koalicji. Bo PiS może zarządzić przyspieszone wybory

Rozmawiała Renata Grochal, 20.06.2016

BOGDAN BORUSEWICZ wicemarszałek Senatu (PO)

BOGDAN BORUSEWICZ wicemarszałek Senatu (PO) (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Jestem za wspólnymi listami opozycji. Ale spotkanie kilku partii, które się górnolotnie nazwały Wolność, Równość, Demokracja, nie zakończyło się takimi propozycjami – mówi Bogdan Borusewicz, wicemarszałek Senatu z PO

RENATA GROCHAL: Kamiński zawieszony, Wałęsa sam się zawiesił, poseł Jaros odszedł do Nowoczesnej. PO się sypie?

BOGDAN BORUSEWICZ: Oczywiście, że nie. PO jest nadal największą partią opozycyjną w Sejmie i Senacie, z największym przedstawicielstwem w europarlamencie. Kwestie personalne nie są zasadnicze.

Czy Grzegorz Schetyna sprawdził się na stanowisku przewodniczącego?

– Oczywiście, że chciałbym, żeby Platforma już przeskoczyła PiS w sondażach. A skoro nie przeskoczyła, to są głosy krytyczne wobec przewodniczącego. PO jest w trudnej sytuacji. Przegrała wybory prezydenckie i parlamentarne. A kolejne mamy za trzy i pół roku. PO musi się jednoczyć wokół przywódcy. Nie może być dwóch ani trzech przywódców. Schetyna wygrał wybory na przewodniczącego. Nie sprawdzi się, to będą nowe wybory. Ale póki jest przywódcą, to nie zamierzam tego kwestionować i go wspieram. Jednak w wielu sprawach mam inne zdanie. PO jest na tyle demokratyczną partią, że nie mam problemu, by to zdanie prezentować.

Po której jest pan stronie – Ewy Kopacz, która chce wchodzić w koalicję Wolność, Równość, Demokracja, czy Schetyny, który nie chce?

– Wszyscy w PO wiedzą, że trzeba z KOD współpracować. Dyskusja dotyczy tylko porozumienia KOD z partiami. Nie bardzo wiadomo, o co w tym porozumieniu by chodziło.

O wspólne listy wyborcze.

– A skąd! Ja byłbym za wspólnymi listami. Problem w tym, że spotkanie kilku partii, które się górnolotnie nazwały Wolność, Równość, Demokracja, nie zakończyło się takimi propozycjami.

Trzeba rozmawiać, i to poważnie, o współpracy koalicyjnej. Jeżeli PiS zrobi przyspieszone wybory, a ja uważam, że może zrobić, bo Jarosław Kaczyński jest zdolny do decyzji ryzykownych, to możemy nie zdążyć. Wtedy PiS ustali najkrótszy termin wyborczy, czyli trzy miesiące.

Sądzi pan, że Kaczyński nie wyciągnął lekcji z 2007 r., gdy zrobił wcześniejsze wybory i przegrał?

– Kaczyński może chcieć zdobyć większość konstytucyjną. Poza tym gdyby ogłosił wcześniejsze wybory i je wygrał, to zyskałby akceptację wyborców dla polityki, którą dziś prowadzi, a o której nie mówił w kampanii, czyli demontażu systemu demokratycznego.

Kaczyński jest coraz bardziej przy ścianie. Opór społeczny nie słabnie, na co liczył PiS. Aktywność opozycji w Sejmie i Senacie jest wysoka. Nacisk Komisji Europejskiej będzie się zwiększał. Nie chodzi o to, że będą sankcje, bo do tego trzeba jednomyślności w Radzie Europejskiej, a jej nie ma. Ale gdy Komisja Europejska będzie podejmować decyzje i będzie mogła pójść na rękę Polsce albo nie, to nie pójdzie. Np. do początku czerwca dopłaty bezpośrednie dla rolników zostały wypłacone w 87,82 proc. Jeżeli nie zostaną wypłacone do końca miesiąca, trzeba będzie zwrócić pieniądze do kasy UE. Unia może okres wypłat przedłużyć albo nie.

Jeżeli nastąpi Brexit, to UE będzie musiała renegocjować cały budżet.

– Brexit uderzy w naszą gospodarkę i w złotego. Brytyjczycy dają do naszego budżetu 1,5 mld euro. Unia będzie musiała przebudować cały budżet, także to, co otrzymaliśmy.

Schetyna mówi, że dzisiaj jest za wcześnie, by rozmawiać o szerokiej koalicji całej opozycji, bo teraz powinniście pracować na własną markę.

– Jedyną możliwością, żeby odsunąć PiS od władzy, jest jak najszersza koalicja. Trzeba rozmawiać o koalicji i jednocześnie odbudowywać pozycję PO. Przecież pozycja Platformy w tej koalicji będzie zależała od jej siły, poparcia społecznego, ale także tego, czy będzie w stanie zaproponować takie zmiany, które pokażą, że warto na nią głosować. Bo nie da się powrócić do poprzedniego stanu. Musimy pokazać, jakiej Polski chcemy.

Co zrobić, by nadużycia, których dopuszcza się PiS, się nie powtórzyły?

– Trzeba wprowadzić cały system zabezpieczeń, np. żeby to prezes Trybunału Konstytucyjnego decydował o wydrukowaniu wyroku. Poza tym prokuratura nie może być od ściany do ściany. Teraz jest podporządkowana ministrowi sprawiedliwości. Wcześniej była podporządkowana niezależnemu prokuratorowi generalnemu. Proponuję wprowadzić instytucję sędziego śledczego, odejść od dzisiejszego systemu.

Prokuratura będzie wykorzystywana przeciwko opozycji?

– Oczywiście. Dochodzą do mnie informacje, że miesiąc temu było polecenie wznowienia śledztw, które dotykają polityków opozycji. Nieważne, czy ktoś zostanie skazany, czy nie, ale PiS może mieć z tego uzysk polityczny. Będzie się mówiło: wznowili śledztwo, to znaczy, że są jakieś nowe dokumenty. A to może być na podstawie anonimu, który sam sobie ktoś napisze.

Właśnie CBA weszło do wszystkich urzędów marszałkowskich, czyli nie ma jakiejś konkretnej informacji. Weszli po prostu do wszystkich urzędów, w których rządzi opozycja.

Co ona może zrobić, gdy PiS daje 500 zł, obiecuje tanie mieszkania, pensję minimalną 2 tys. zł?

– To są ostatnie obietnice socjalne, na które ten rząd może sobie pozwolić. Następne załamią gospodarkę i PiS straci władzę. PiS ani nie podwyższy kwoty wolnej od podatku, ani nie zrobi nic z frankowiczami. Bo jak z frankowiczami, to dlaczego nie ze złotówkowiczami? Patriotom polskiej waluty nie pomoże?

My nie możemy ścigać się z PiS na rozdawnictwo. Możemy się ścigać na prawa obywatelskie, zabezpieczenie Polski w regionie. Musimy zaproponować dalszą decentralizację państwa. Trzeba przekazać kolejne kompetencje samorządom, bo PiS będzie je zabierał. To musi być państwo przyjazne obywatelom, gdzie prokuratura nie jest narzędziem, a służby są pod kontrolą, także opozycji.

A PiS powie: oni chcą wam odebrać 500 zł. To na kogo zagłosują Polacy?

– Pewnie, że tak powiedzą. Po to te 500 zł dali, żeby straszyć przed następnymi wyborami, że opozycja wam te pieniądze zabierze. Ale 1,7 mln rodzin nie otrzymało tych pieniędzy. Nie dali matkom samotnie wychowującym jedno dziecko, które mają najcięższą sytuację. I my do tych ludzi musimy dotrzeć.

Za chwilę obchody 40. rocznicy wydarzeń radomskich. PiS narzuca narrację, że to Macierewicz z Naimskim założyli KOR, a później przyszli Kuroń z Michnikiem i im go zabrali.

– Komitet Obrony Robotników to nie byli tylko członkowie KOR. Bardzo dużo ludzi, którzy byli współpracownikami, odgrywało rolę nawet większą od członków. Określenie członkowie powstało, bo trzeba było zamknąć pewną grupę w okolicach 30 osób, ponieważ nie można było się nigdzie pomieścić. Cały KOR mógł się pomieścić tylko w olbrzymim mieszkaniu prof. Edwarda Lipińskiego. U Kuronia trzeba było już siedzieć jeden na drugim. Bardzo wiele osób w związku z tym nie zdobyło tego tytułu. Jednak to była sprawa wyłącznie formalna. Ja znalazłem się w tym środowisku dlatego, że wspólnie z kolegami z Gdańska, którzy potem stworzyli Ruch Młodej Polski, zbieraliśmy pieniądze dla robotników z Radomia i z tymi pieniędzmi jeździłem do Radomia. Tam spotkałem grupę z Warszawy. I tak trafiłem do KOR.

W pewnym momencie grupa Macierewicza, która była zawsze osobna w KOR, zdecydowała się o nim zapomnieć. Macierewicz jakby się wstydził, że to było za bardzo lewicowe. W tej chwili sobie przypomniał i stworzył kategorię członków założycieli, żeby pokazać, że on był najwcześniej. Nie ma takiej kategorii i nigdy nie było. To był ruch spontaniczny, na początku niesformalizowany. Ale jestem zadowolony, że Antek sobie przypomniał, że był w tym środowisku. Zawsze go zapraszałem na wszystkie rocznice, które organizowałem. Przychodził Romaszewski z żoną, ale Macierewicz z Naimskim nie.

Zobacz także

borusewicz
wyborcza.pl

 

Wielowieyska: Wg ofensywy propagandowej PiS i mediów sympatyzujących ludzie nie myślą albo mają pamięć rybki akwariowej

jsx, 20.06.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,103454,20270568,video.html?embed=0&autoplay=1
– Strasznie jest to urocze – mówiła Dominika Wielowieyska. Komentowała oceny prawicowych mediów, wedle których dobre wyniki piłkarzy czy powstanie gazoportu są zasługą obecnego rządu. – Jestem pod wrażeniem tej konsekwencji w chwaleniu dobrej zmiany – dodała dziennikarka.

– Najbardziej mnie wzruszył tekst w „Gazecie Polskiej Codziennie” „Gazoport imienia Lecha Kaczyńskiego wreszcie gotowy” – powiedziała Dominika Wielowieyska w Poranku Radia TOK FM.

– Jest to bardzo długi tekst, jak to PiS doprowadziło do tego, że powstał gazoport – tłumaczyła. – Tekst informacyjny, w którym nie wspomniano ani razu, kto zbudował gazoport. Joanna Lichocka pisze, że „przez ćwierćwiecze nie przeprowadzono żadnego projektu konkurencyjnego dla dostaw gazu z Rosji. Na serio temat podjął dopiero Lech Kaczyński. I to właśnie jemu się udało”.

– To jest tak zabawne – oceniła publicystka. – Ofensywa propagandowa PiS i mediów sympatyzujących z tą partią jest nastawiona na to, że ludzie generalnie nie myślą albo nie posiadają żadnej wiedzy na temat faktów, albo też mają pamięć rybki akwariowej i wyjdą z założenia, że wszystko to jest zasługa rządu PiS, że ten gazoport został otworzony – mówiła. – Nieustająco mnie to bawi – dodała Wielowieyska.

Wielka feta w Świnoujściu

Koncepcja budowy gazoportu została przedstawiona 22 maja 2006 r. przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego podczas obrad Rady Bezpieczeństwa Narodowego. W piątek do terminala wpłynął pierwszy statek z komercyjnym ładunkiem gazu skroplonego, którego dostawcą jest Qatargas Operating Company Limited. Kolejna dostawa gazu z Kataru nastąpi w połowie lipca 2016 r. Następnie gazowce mają cumować w Świnoujściu regularnie, raz w miesiącu. Podczas oficjalnego otwarcia przemawiali m.in. prezydent, premier i Jarosław Kaczyński.

„Dobrze sobie radzimy na Euro” – zasługa PiS?

– W ramach przypodobania się rządowi też bardzo uroczy wywiad z premier Beatą Szydło tylko na temat Euro – mówiła dziennikarka. – Premier, na pytanie, kto zostanie mistrzem Europy mówi, że dla niej faworytami sa oczywiście biało-czerwoni – powiedziała.

– Zresztą w tygodniku „wSieci” także mamy taką sugestię we wstępniaku Michała Karnowskiego, że to, że sobie dobrze radzimy na Euro, to zasługa PiS – dodała Wielowieyska. – Bo w Polsce zmieniła się atmosfera i teraz mamy ambitną Polskę, jesteśmy ambitni, stawiamy sobie ambitne cele i dlatego wygrywamy na Euro – mówiła publicystka.

– Strasznie jest to urocze, jestem pod wrażeniem tej konsekwencji w chwaleniu dobrej zmiany – stwierdziła Wielowieyska.

http://audycje.tokfm.pl/widget/38468

Zobacz także

wielowieyskaWg

TOK FM

Efekt motyla w Trybunale

Ewa Siedlecka, 20.06.2016

Dzisiaj TK ma rozpatrzyć sprawę ze skargi konstytucyjnej, a przewodniczącą składu będzie wybrana przez PiS sędzia: Julia Przyłębska.

Dzisiaj TK ma rozpatrzyć sprawę ze skargi konstytucyjnej, a przewodniczącą składu będzie wybrana przez PiS sędzia: Julia Przyłębska. (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Swoją rozgrywką z Trybunałem Konstytucyjnym PiS wywołał efekt motyla: konsekwencje mogą przerosnąć wyobraźnię

W ubiegły wtorek sędzia TK Piotr Pszczółkowski, wybrany przez PiS, ściągnął na siebie PiS-owski hejt. Ośmielił się stwierdzić, że pięcioosobowy skład Trybunału pod jego przewodnictwem wydał „WYROK”. A potem pytany przez dziennikarzy, czy ów wyrok powinien zostać opublikowany, stwierdził: „To pytanie do innej władzy. Zgodnie z przepisem konstytucji orzeczenia TK podlegają publikacji”.

Szef Klubu Parlamentarnego PiS Ryszard Terlecki uznał, że sędzia został w Trybunale przekabacony: „Ta wypowiedź wpisuje się w godną pożałowania polityczną działalność prezesa Trybunału Konstytucyjnego” – stwierdził.

Jutro sytuacja się powtórzy: Trybunał ma rozpatrzyć sprawę ze skargi konstytucyjnej, a przewodniczącą składu będzie inna wybrana przez PiS sędzia: Julia Przyłębska. Chyba że się rozchoruje. Już raz oboje z sędzią Pszczółkowskim się rozchorowali, gdy przyszło im zasiąść wraz z innymi sędziami TK podczas jubileuszowego – bo 30. w historii – Zgromadzenia Ogólnego Sędziów TK.

Właściwie trudno zrozumieć, dlaczego oburzenie PiS wywołała wypowiedź sędziego Pszczółkowskiego, a nie sam fakt, że zgodził się przewodniczyć pięcioosobowemu składowi sędziowskiemu niezgodnemu z „naprawczą” nowelizacją, którą w marcu obalił Trybunał, a którą PiS uznaje za obowiązującą.

I że skład ten wydał, pod jego przewodnictwem, wyrok. Mało tego: jako przewodniczący owego „bezprawnego” składu prowadził korespondencję ze stronami, zwoływał i prowadził narady sędziów i zdecydował o ogłoszeniu wyroku. Wszystko to robił, mimo że – jak potem ogłosił w zdaniu odrębnym – jest zdania, że Trybunał nie miał prawa procedować w tym składzie.

W ten wtorek w tej samej sytuacji znajdzie się sędzia Przyłębska, która też zgodziła się stanąć na czele pięcioosobowego składu.

Czy to znaczy, że „zerwali się ze smyczy PiS”? Że poczuli wagę i odpowiedzialność sędziowskiego urzędu?

Myślę raczej, że to konsekwencja sytuacji, w którą wpakował ich PiS, wybierając ich do Trybunału i jednocześnie blokując Trybunałowi możliwość orzekania. Jeśli stanęliby konsekwentnie na tych pozycjach, co PiS – że TK nie może orzekać z pominięciem obalonej ustawy „naprawczej” – musieliby odmawiać udziału w posiedzeniach i przyjmowania spraw. Oznaczałoby to, że odmawiają świadczenia pracy. Sędziowie nie są zatrudniani, ale powoływani, a w dodatku są nieusuwalni. Odmowa orzekania byłaby jednak deliktem dyscyplinarnym, za który Zgromadzenie Ogólne Sędziów TK mogłoby ich ukarać usunięciem z urzędu. W tę sytuację PiS wpakował już troje sędziów, a będą następni.

Wracając do sędziego Pszczółkowskiego: ciekawe, że jego wypowiedź krytykowało to samo środowisko, które domagało się wolności słowa dla dyrektora Biura Studiów i Orzecznictwa TK prof. Kamila Zaradkiewicza. Tego, który publicznie głosi pogląd prawny, że wyroki TK nie powinny być ostateczne.

Tymczasem prokurator generalny Zbigniew Ziobro postanowił uniknąć zarzutu, że uznaje prawo tego Trybunału do orzekania. Jutro TK miał rozpatrzeć także skargę prokuratora generalnego (jeszcze Andrzeja Seremeta) na prawo łowieckie. Ale w dniu, w którym flekowano sędziego Pszczółkowskiego, Ziobro wycofał z TK skargę. Jako powód wskazał wyznaczenie składu orzekającego niezgodnego z ustawą „naprawczą”.

Do tej pory Trybunał wydał 14 wyroków nieuznanych przez PiS. Dwa powinien wykonać prezydent: podpisać ustawy bez zakwestionowanych przez TK przepisów. Niepodpisanie ustaw to delikt konstytucyjny. Kolejny po niezaprzysięganiu sędziów.

A szykuje się następny: 14 czerwca odbyła się rozprawa przed Trybunałem Sprawiedliwości UE w sprawie tzw. pytania prejudycjalnego polskiego TK. Chodzi o sprawę VAT na e-booki. Niedługo będzie wyrok, który zwiąże nasz Trybunał. Jeśli TK orzeknie, a polski rząd wyroku nie wydrukuje i nie wykona – złamie nie tylko konstytucję, ale też traktat o Unii Europejskiej.

Zobacz także

rozgrywką

wyborcza.pl