Posłowi Kaczyńskiemu zdarzało się czatować przed powstaniem KOD. Np. w 2007 roku premier Jarosław Kaczyński czatował z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Posłowi Kaczyńskiemu zdarzało się czatować przed powstaniem KOD. Np. w 2007 roku premier Jarosław Kaczyński czatował z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. fot. Wojciech Olkuśnik / Agencja Gazeta

„Dziel i rządź” brzmi starożytna rzymska zasada sprawowania władzy, która nie straciła na aktualności. Prawo i Sprawiedliwość z zapałem dzieli, czyli sortuje społeczeństwo, by wzmocnić swoje rządy. Ale to nie jedyna maksyma kształtująca politykę PiS. Kolejną, mniej szlachetnie brzmiącą, ale kluczową dla polityki Jarosława Kaczyńskiego, byłoby „przykrywaj i bagatelizuj”.

Teczki

23 lutego 2016 r. przypadało 100 dni rządu premier Szydło, lub – bardziej precyzyjnie – rządu PiS. Pewnie nikt nie zwróciłby uwagę na tę datę, gdyby nie to, że w swoim expose premier Beata Szydło zapowiedziała legislacyjny blitzkrieg. Plan rządu na pierwszych 100 dni – udostępniajcie!

Tak rząd zachęcał internautów do udostępniania swojej grafiki, na której obiecywał program 500 złotych na dziecko, obniżenie wieku emerytalnego, podniesienie do 8 tys. złotych kwoty wolnej od podatku, bezpłatne leki dla osób od 75 roku życia i podwyższenie stawki minimalnej do 12 złotych za godzinę.

Tymczasem rząd PiS wyrobił się tylko z 500 złotych na dziecko i to nie na każde, lecz drugie i kolejne. Bardzo dobrze więc złożyło się dla rządu, że właśnie wtedy rozpętała się afera z teczkami Kiszczaka. Jej apogeum przypadało na czas rozliczania władzy Prawa i Sprawiedliwości z obietnic złożonych w expose. Usłużna TVP przejęta przez partię Jarosława Kaczyńskiego poświęciła wiele uwagi technice badań grafologicznych, zapominając o deklaracjach rządu. Anteny rozgrzewały się do czerwoności od publicystycznych kłótni. A rząd PiS miał spokój.

Czat posła Kaczyńskiego

Oględnie rzecz ujmując, poseł Jarosław Kaczyński nie należy do aktywnych użytkowników internetu. W 2008 roku zdradził, co myśli o internautach. Przy okazji pytania o możliwość głosowania w wyborach przez internet, nie szczędził im krytycznych słów.

JAROSŁAW KACZYŃSKI

wypowiedź z 2008 r.

Nie jestem entuzjastą tego, żeby sobie młody człowiek siedział przed komputerem, oglądał filmiki, pornografię, pociągał z butelki z piwem i zagłosował, gdy mu przyjdzie na to ochota.

Zwolennicy głosowania przez Internet chcą tę powagę odebrać. Dlaczego? Wiadomo, kto ma przewagę w Internecie i kto się nim posługuje. Tą grupą najłatwiej manipulować, sugerować na kogo ma zagłosować.

Zaskoczeniem więc była niedawna informacja, że Jarosław Kaczyński planuje czat z internautami – czyżby w ciągu 8 lat przestali spożywać piwo i konsumować pornografię, stąd zasłużyli na uwagę prezesa? Wszystko stało się jasne, gdy okazało się, że czat posła Kaczyńskiego rozpocznie się 7 maja o 13:00 – dokładnie w tym samym dniu i o tej samej godzinie, co Marsz 7 maja KOD-u i opozycji.

Przypadek? Zdecydowanie nie. O tym, że była to celowa próba odciągnięcia uwagi od wielkiej manifestacji przeciwko polityce rządu PiS, mówił wprost sam minister Waszczykowski, bardzo zadowolony z faktu, że TVP Info, zamiast zajmować się jakimś tam marszem, transmitowała Jarosława Kaczyńskiego siedzącego obok komputera, dyktującego odpowiedzi sekretarzowi.

Wielkie liczenie

Marsz 7 maja przeszedł tłumnie ulicami Warszawy. Uczestnicy i uczestniczki protestowali przeciwko łamaniu Konstytucji przez PiS, sabotowaniu Trybunału Konstytucyjnego i podpisywaniu się pod polityką partyjnego przez prezydenta Dudę, który wraz ze złożeniem legitymacji PiS powinien stanąć na straży ustawy zasadniczej. Jednak cel, który zjednoczył tysiące ludzi zszedł na dalszy plan – okazało się, że najważniejszą sprawą jest liczba uczestników marszu.

Zaczęło się od ogromnej rozbieżności w szacunkach kontrolowanej przez PiS policji i PO ratusza (40 tys. kontra 200 tys.). Z każdą godziną od zakończenia marszu coraz mniej mówiło się o jego postulatach, a coraz więcej o technikach liczenia. Członkowie PiS chętnie zwekslowali wielki ruch protestu przeciwko swojej polityce kierując dyskusję na matematyczną publicystykę. Po kilkunastu godzinach tego wytrwale powtarzanego przekazu wielotysięczny marsz KOD-u i opozycji zaczął był przez członków PiS nazywany klęską.

Audyt

Rzekoma klęska marszu KOD i opozycji okazała się tak wielka, że PiS musiał ją przykryć zarządzonym naprędce audytem ośmioletnich rządów koalicji PO-PSL. Akurat dobrze się złożyło, bo można było upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – kilka dni później, 13 maja, PiS spodziewał się obniżki ratingu Polski przez agencję Moody’s. Decyzja o przeprowadzeniu audytu rządów poprzedników miała zapaść w niedzielę wieczorem – podjął ją nie kto inny niż poseł Jarosław Kaczyński. Czy to z powodu braku czasu szumnie zapowiadany audyt, a precyzyjnie informacja rządu, okazał się partyjną publicystyką, tak słabą, że nie została nawet sformułowana na piśmie?

Widzowie kontrolowanej przez PiS telewizji publicznej mogli oglądać wielogodzinne występy ministrów rządu Beaty Szydło. Trzeba przyznać, że politycy PiS zrobili prawdziwe show. Tymczasem wbrew poważnym oskarżeniom i wielkim słowom, którymi rzucali z sejmowej trybuny, okazało się, że była to burza w szklance wody. Rzeczniczka prokuratury nic nie wie o zawiadomieniach PiS na działalność poprzedników, a sami ministrowie mogą, ale nie muszą ujawnić faktów w ustnym audycie.

Mówiąc krótko „wiem, ale nie powiem” level audyt. Cel został jednak osiągnięty. Media, zamiast marszem, czy spodziewaną obniżką ratingu Polski, zajmują się prostowaniem słów ministrów, których wystąpień nie powstydziłoby się Radio Erewań.

Słuchacze pytają: Czy to prawda, że na Placu Czerwonym rozdają samochody?

Radio Erewań odpowiada: tak, to prawda, ale nie samochody, tylko rowery, nie na Placu Czerwonym, tylko w okolicach dworca warszawskiego i nie rozdają, tylko kradną.

Sobota pracująca

Oszołomieni klęską marszu 7 maja politycy PiS postanowili oszczędzić KOD-owi i opozycji dalszej kompromitacji. Właśnie dlatego minister Beata Kempa zdecydowała, że urzędnicy nie wezmą udziału w następnym marszu KOD w stolicy. Osiągnęła to finezyjnym podstępem – zdecydowała, że urzędnicy będą musieli odrobić dzień wolny 4 czerwca, czyli akurat wtedy, będzie demonstrować Komitet Obrony Demokracji.

Nic to, że urzędnicy, jak słusznie zauważył czytelnik naTemat, będą się wtedy zajmować liczeniem spinaczy, bo nie będzie interesantów. Grunt, że będą przywiązani do biurka w dniu, w którym chcieliby skorzystać ze swoich demokratycznych praw.