Liberte!, 10.02.2017

 

Z latarką, ostrzem i wykonane z aluminium lotniczego. Wg takiej specyfikacji MON zamawia długopisy

past, 10.02.2017

MON zamawia długopisy taktyczne (zdjęcie ilustracyjne)

MON zamawia długopisy taktyczne (zdjęcie ilustracyjne) (Fot. Adam Stępień/Agencja Gazeta | LLORD/CC BY-SA 4.0)

Ok. 80 zł za sztukę – tyle mają kosztować długopisy, które chce kupić resort obrony. Skąd taka cena? MON chce, by były to „długopisy taktyczne”, mających wiele dodatkowych (poza pisaniem) funkcji.

 

W nowym roku MON zamawia nowe gadżety promocyjne. Będą wśród nich standardowe długopisy, smycze i przypinki z flagami.

W zamówieniu na stronie MON-u znalazło się też 1000 „długopisów taktycznych”. Jak pierwsze informację o tym podało Radio RMF.

„Długopis taktyczny” to gadżet, który można znaleźć w sklepach z militariami. Ceny wahają się od kilkunastu do nawet kilkuset złotych. Na długopisy MON chce przeznaczyć 83 tys. zł.

Większość takich długopisów od zwykłych różni się konstrukcją – są wykonane z odpornego metalu (najczęściej aluminium lotniczego), dzięki czemu mogą służyć jako narzędzie samoobrony. Niektóre mają specjalną końcówkę, która służy jako wybijak do szyb oraz wkłady, umożliwiające pisanie pod każdym kątem, na mrozie i w upale.

MON od swoich długopisów wymaga tego wszystkiego – i więcej. Mają być wyposażone też w nożyk i latarkę. Do tego elementy estetyczne: czarny kolor, wygrawerowane logo MON oraz metalowe pudełko.

ZamówienieFot. mon.gov.pl

maja

gazeta.pl

Tomasz Piątek

Czym jest zatem gospodarka pisocjalistyczna? Szwedzka nie jest. PRL-owska – jeszcze nie

10 lutego 2017

TYDZIEŃ KOŃCZY PIĄTEK

TYDZIEŃ KOŃCZY PIĄTEK (10.02.2017)

TYDZIEŃ KOŃCZY PIĄTEK. Wicepremier Morawiecki wystąpił w toruńskiej szkole ojca Rydzyka. Wygłosił mowę o polskiej gospodarce, którą zakończył: „Niech Matka Boża Nieustającej Pomocy czuwa nad nami”. Angela Merkel pewnie ucieszy się z komplementu. Ale czy dalej będzie nieustająco czuwać?

Również spółka skarbu państwa Energa oparła swój rozwój na bodźcach mistycznych. Zawierzyła się Opatrzności Bożejpoprzez zamówienie specjalnej mszy świętej (i tzw. obrandowanie kościoła logiem Energi za pomocą flag oraz rzutników). Na mszy wystąpił wiceprezes Grzegorz Ksepko, który jest też działaczem PiS i wokalistą metalowym. Przez lata śpiewał: „Tylko diabeł i zło / Chciałbym, żebyś cierpiał /Tylko diabeł i zło”. Miło, że czyjeś marzenia się spełniają (nie wiem, jak Państwo, ale ja cierpię). Aczkolwiek wiceprezes jako działacz PiS twierdzi, że to była taka ironia.

Wiceprezes Ksepko, co ironię ma krzepką. Jak również swojską: Bogu świeczkę, diabłu ogarek, sobie dukatów worek. Nie używa imienia Pana Boga nadaremno – a w każdym razie nie za darmo.

Morawiecki swych bóstw też nie przywołuje daremnie. Wciąż słychać o gospodarczym zwycięstwie rządu, jakim jest wzrost wpływów z podatków. Ten sukces nagłaśnia nawet „Puls Biznesu”, pismo znane z niewielkiej sympatii dla fiskusa. Jednak wielu ekspertów twierdzi, że to sukces wątły, niebaczny, rozdwojony w sobie. Rząd po prostu wstrzymał zwrot VAT-u dla ogromnej liczby firm. Według bardzo ostrożnych wyliczeń między końcem 2015 r. a październikiem 2016 r. zablokowano ok. 600 mln zł. Z informacji portalu Money.pl wynika, że pod koniec ww. okresu wstrzymywanie to silnie wzrosło.

Załóżmy więc, że w całym 2016 roku zablokowano firmom ok. 900 mln zł. I pobawmy się trochę liczbami:

  • w Polsce 1 mln 643 tys. 595 podatników płaci VAT (stan z końca stycznia br.);
  • znikoma mniejszość z nich to osoby fizyczne, reszta to firmy;
  • według Centralnego Ośrodka Informacji Gospodarczej w Polsce jest ponad 2 mln 300 tys. działających firm;
  • wynikałoby z tego, że niemal dwie trzecie z nich płaci VAT;
  • załóżmy optymistycznie, że jedynie co dwudziestemu płatnikowi VAT-u (co trzydziestej aktywnej firmie) wstrzymano zwrot tego podatku – to daje ok. 82 tys. firm;
  • 900 mln podzielone przez 82 tys. daje ponad 10 tys. 975 zł;
  • efekt: co trzydziesta aktywna firma polska mogła się nagle dowiedzieć, że jest do tyłu o jakieś 11 tys. zł.

Co się dzieje w takiej sytuacji? Mała firma zadłuża się lub po prostu upada. Średnia firma odbija sobie na pracownikach, duża firma odbija sobie na kontrahentach. A kontrahenci – zależnie od swojej wielkości – padają, zadłużają się albo odbijają sobie na pracownikach lub kolejnych kontrahentach. Dymał kot kanarka, kanarek niedźwiedzia, niedźwiedź salamandrę, salamandra śledzia (jak o gospodarce pisał kiedyś Kisiel).

Zatem sukcesy wicepremiera Morawieckiego to lawina zadłużeń i bankructw małych firm. Czekam, aż „Puls Biznesu” zacznie nad nimi płakać. Choć właściwie nigdy nie zrozumiałem, czemu liberałowie-darwiniści potępiają wysokie podatki. Większa presja fiskalna to ostrzejsza darwinowska selekcja, przetrwają tylko najsprawniejsi! Liberałowie powinni się cieszyć.

I ja cieszyłbym się razem z nimi – gdybyśmy mieli system skandynawski. W Skandynawii z powodu bankructwa przedsiębiorcy cierpi przedsiębiorca. Nie cierpią ani prości ludzie (pracownik idzie na bezrobocie, ale dostaje dobry socjal), ani popyt (jak wyżej). Tam na darwinowskim ringu w walce o przetrwanie doskonalą się tylko ci, co chcą: bokserzy-biznesmeni. U nas obrywają także kibice, bileterzy i przechodnie.

Czym jest zatem gospodarka pisocjalistyczna? Szwedzka nie jest. PRL-owska – jeszcze nie. Jej podstawowy impuls to Nieustająca Pomoc Matki Bożej. Ale chyba miałbym pomysł, jak ją uratować. Gospodarkę, rzecz jasna, nie Matkę Bożą. Choć mój pomysł jest katolicki.

Proszę Państwa, po Sejmie wciąż krąży projekt całkowitego zakazu aborcji z antykoncepcją. Jednak po co karać, gdy można zarobić? Niech każdy, kto używa antykoncepcji, płaci co miesiąc 500+ na rzecz jakiegoś dziecka z katolickiej, wielodzietnej rodziny! Dzieci możesz nie mieć, ale wydatki – musisz! Tak, to genialny pomysł. W ten sposób ciężar wspierania dzietności można przenieść z pleców podatników na plecy podatników – ale gorszego sortu.

Czytam też, że minister Ziobro tworzy listy par homoseksualnych. Na wypadek gdyby wzięły ślub za granicą i zamierzały go chyłkiem zalegalizować w Polsce. Bo urzędnik stanu cywilnego to gapcio. Nie zauważyłby, że zagraniczny akt ślubu przynosi mu dwóch facetów. Zresztą jeden z gejów mógłby się przebrać za kobietę, he, he.

Jednak nie z Ziobrą te numery! Gapcio zajrzy w listę i zobaczy, czy ci goście nie wzięli przypadkiem ślubu gejowskiego w którymś z milionów europejskich kościołów i urzędów stanu cywilnego. A jeśli wzięli, to gapcio położy się Rejtanem lub nawet gejtanem. Bo Polska gejowskich ślubów nie daje i nie uznaje.

Bardzo słusznie. Gdy homoseksualiści biorą ślub, to Matka Boża płacze (gdy zawierają związek partnerski, płacze jednym okiem). Ale z drugiej strony, starą katolicką tradycją jest przyjemność mieć, a cnotę zachować. Niech katolicka Polska uzna ich europejski stan cywilny – pod warunkiem że wezmą na utrzymanie jakąś nieszczęsną sierotę! Oczywiście na odległość, bez adopcji. I oczywiście sierotę polską, nie syryjską. Np. ministra Morawieckiego. Albo przysłowiowego Misiewicza. Niech czuwają nad nimi Geje Nieustającej Pomocy!

Skoro już mowa o Misiewiczu, to wziął go w obronę bloger Aleksander Ścios (przez słowackiego dziennikarza Tomasa Forro zidentyfikowany jako Mariusz Marasek, bliski współpracownik Macierewicza). Ścios oskarża Kaczyńskiego o złośliwe tolerowanie, a nawet wspieranie ataków na Misiewicza.

Obaj panowie (Misiewicz i Marasek) uczestniczyli w najbardziej niepokojących operacjach Macierewicza. Misiewicz wtargnął w nocy do Centrum Ekspertów Kontrwywiadu NATO – a zaraz potem Marasek został tam szefem.

Więc skóra cierpnie, gdy Ścios wymierza taki cios. To poważne ostrzeżenie. Niczym paczka z nieżywą rybą w kręgach bliskich senatorowi D’Amato.

Czuję, że ktoś tu będzie potrzebował Nieustającej Pomocy.

Macierewicz? Czy jednak Kaczyński?

morawiecki

wyborcza.pl

PIĄTEK, 10 LUTEGO 2017, 08:54

Morawiecki: W dzieciństwie najbardziej podobały mi się Robin Hood i Janosik, ale chcemy być jak Sherlock Holmes

Jak mówił Mateusz Morawiecki w „Sygnałach dnia” PR1:

„Muszę powiedzieć, że zawsze w dzieciństwie najbardziej podobały mi się Robin Hood i Janosik, ale rzeczywiście raczej chcemy być jak Sherlock Holmes. To oznacza, że szukamy wszystkich możliwych danych. Nie wykluczamy żadnych wariantów, jak tytułowy Sherlock Holmes i odnosimy pierwsze sukcesy. Niedawno robicie mafii VAT-owskiej w Białymstoku. Zresztą widać, jak ci przestępcy pławią się w tym dobrobycie, luksusie. Nie wiem, czy słuchacze to widzieli, ale to coś nieprzyzwoitego w najwyższym stopniu. Jakieś baseny, luksusowe rezydencje i to wszystkie są ukradzione nam pieniądze. Te sankcje i kary dla tych przestępców VAT-owskich powinny być jak najwyższe”

08:47

Morawiecki: Rząd po raz pierwszy troszczy się o zjadaczy chleba, a nie o jeżdżących Bentleyami, Porsche i Maserati

Mamy rząd, który po raz pierwszy troszczy się przede wszystkim o tzw. zwykłych zjadaczy chleba, a nie o tych, którzy jeżdżą Bentleyami i Porsche, czy jakimiś Maserati. Taki właśnie mamy rząd. Po drugie, mamy rząd, który skonstruował budżet nadziei. To budżet, którego nie da się zdelegitymizować. To budżet, który jest niezwykle ważny dla ogromnej większości polskiego społeczeństwa. Dla mnie najważniejsze jest, że przeciętna polska rodzina będzie mogła spiąć koniec z końcem bez kredytu na wyprawkę dla dzieci. Będzie mogła pojechać na wyprawkę nad morze za te m.in. 500+ i to dla nas niezwykła, ogromna wartość – mówił Mateusz Morawiecki w „Sygnałach dnia” PR1.

08:36

Morawiecki o frankowiczach: To nie tak, że o czymkolwiek zapominamy

Jak mówił Mateusz Morawiecki w „Sygnałach dnia” PR1:

„Zostało zidentyfikowanych wiele tzw. klauzul abuzywnych, czyli sposobów zapisów umów dla frankowiczów, które są niedozwolone i w takich przypadkach sądy powinny bezwzględnie egzekwować realizację tych zapisów umów wobec banków. To pierwsza rzecz. Druga – prezydent zaproponował ustawę, która jest procedowana w Sejmie, która ma znacząco ulżyć frankowiczom, jak rozumiem, poprzez przede wszystkim spready. KNF pracuje również nad podniesieniem wymogów kapitałowych na kredyty we frankach, co dodatkowo też powinno skłonić banki i to bardzo zdecydowanie do pomocy frankowiczom”

To nie tak, że tutaj o czymkolwiek zapominamy. To bardzo ważna sprawa i jestem jak najbardziej nastawiony na wsparcie dla tych kredytobiorców – dodał wicepremier.

300polityka.pl

 

Waldemar Mystkowski

Genialność Kaczyńskiego jest nieobliczalna

Genialność Jarosława Kaczyńskiego jest nieobliczalna. Coś powie – bo nie zrobi, Kaczyński jeszcze niczego nie zrobił, nawet nie wstał w porę na stan wojenny – efekty jakieś są. Istny Kopernik, który ogłaszając „O obrotach sfer niebieskich”, zachwiał wiarę w wiarę.

Ale tak geniusze mają, czego ich umysł nie dotknie, przewracają. Właśnie Kaczyński ogłosił swoją kopernikańską teorię o frankowiczach: „Radźcie sobie sami”. Weźcie sprawy w swojej ręce, rząd nie podejmie żadnych działań w sprawie kredytów we frankach, bowiem uderzą w polski system bankowy.

Czy Kaczynski zachwieje wiarę w Andrzeja Dudę i Beatę Szydło? Duda w trakcie kampanii prezydenckiej ze swoją nonszalancją wobec realności, ogłosił, że „jak to nie można, kiedy można”: „Kredyty mogłyby być przewalutowane według kursu, po jakim były brane”.

A Beata Szydło stojąc na tle ruin fabryki nici w Nowej Soli – acz nie jestem pewien, czy akurat tam to było – przyklaskiwała Dudzie. Gdyby stanęła przy nowej fabryce nici w tym samym mieście, może by nie przyklaskiwała, a Duda poszedłby po rozum do głowy i ogłosił, iż nie można, bo nie zgadza się z rozumem.

A tak elektorat uwierzył we wiarę PiS, w niemożliwość i mamy w kraju to, co mamy. Coraz większe bezprawie i zbliżający się upadek.

Mateusz Morawiecki może tylko pluć sobie w brodę, że nie pozostał prezesem Banku Zachodniego WBK do czasu ogłoszenia teorii o frankach Kaczyńskiego, iż „rząd nie podejmie żadnych działań w sprawie kredytów we frankach”, albowiem akcje banków wystrzeliły w górę.

Właściciel Banku ZachodniegoWBK  hiszpańska grupa finansowa Santander mogłaby Morawieckiemu podnieść uposażenie z dwóch milionów na trzy (acz zaznaczam, że nie wiem, ile milionów zarabiał jako prezes banku).

Istnieje jeszcze możliwość – ale to przypuszczenie godne Macierewicza – że w ten sposób Kaczyńskiego geniusz zadziałał na rzecz banksterów. Jest z nimi w zmowie.

Ryszard Petru zdaje się nie rozumie genialności Kaczyńskiego: „Okłamywali w kampanii wyborczej zarówno Duda jak i Szydło , obiecywali że to jest możliwe, mówili że na to są pieniądze, a dzisiaj Kaczyński rakiem się wycofuje. Ta propozycja nigdy nie była realna, albo kłamali wiedząc o tym, albo zupełnie nie mieli wiedzy”.

Ależ liderze partii Nowoczesna, tak jest z geniuszami, nie znają się, a przewracają. Kopernik miał w papierach zawód wykonywany kanonik, a zachwiał wiarę w Kościół, bo stanął po stronie prawdy. Tak samo Kaczyński, zachwiał wiarę w Szydło i Dudę, i stanął po stronie prawdy politycznej, bo prezydent i premier to w jego rękach marionetki.

Co to wróży? Śmiem twierdzić, że Kaczyński nie oglosi się prezydentem, bo na drodze stanie prawo (ale z Kaczyńskim nic nie wiadomo), może jednak ogłosić się premierem. I o taki przewrót chodzi, a może nawet o wewnętrzny pucz pisowski. Kaczyński ma siłę sprawczą, banki kulały, nagle dobrze prosperują. Polska gospodarka ma się źle, prezes ogłosi teorię gospodarczą i w kraju zapanuje dobrobyt.

Kleofas Wieniawa

Waszczykowski, podwykonawca woli prezesa

Nie jest winą Witolda Waszczykowskiego, iż nie ma żadnej wizji Polski w Unii Europejskiej i w świecie zachodnim. Jest tylko podwykonawcą woli Jarosława Kaczynskiego, którego zainteresowanie Europą ogranicza się do zreformowania UE w ten sposób, aby nikt nie wtrącał mu się w rozmontowywanie demokracji w Polsce.

Waszczykowski przedstawił naręcze frazesów, których wartość polityczna i intelektualna jest żadna. Widać, iż polityka zagraniczna odbija się od jednej bandy do drugiej. Tracimy sojuszników w Europie, choć Niemcy deklarują bliską współpracę, lecz rozbije się to zawsze z powodu niszczenia jakości życia publicznego w Polsce.

Dyplomacja nasza nie wypracowała żadnej koncepcji, aby pomieścić się między krytykowaną przez Donalda Trumpa Unią Europejską a nowym podziałem strefy wpływów, do czego może dojść.

Waszczykowski co prawda nie popełnił gaf w rodzaju kulturowego kanibalizmu – ten biedny człowiek nie rozumie niczego z nowoczesności- ale dostał typowej dla PiS histerii, iż opozycja dlatego krytykuje, bo nie pogodziła się z porażką wyborczą.

Typowa niezdolność do dialogu, a to dlatego, że nie chce się dialogu. Ludzie pokroju Waszczykowskiego wychodzą, gdy mówi się o nich krytycznie, albo w ogóle nie przychodzą, jak Kaczyński.

Polska miałaby większą siłę przekonywania w Europie niż na to zasługuje, gdyby potrafiła wykorzystać stanowisko Donalda Tuska (który zaszedł najwyżej w historii). Tracić taką okazję mogą tylko najwięksi nieudacznicy, a niestety do takich Korybnutów Wisniowieckich należy Kaczyński

Za tę nieudolność PiS zapłacimy dużą cenę. Oby nie była to katastrofa smoleńska w skali ogolnopolskiej.

Więcej >>>

PIĄTEK, 10 LUTEGO 2017

Petru: Kaczyński okazał się pierwszym banksterem RP

12:27

Petru: Kaczyński okazał się pierwszym banksterem RP

Kaczyński okazał się pierwszym banksterem RP, bo po jego wypowiedzi wystrzeliły akcje banków. Okłamywali w kampanii wyborczej zarówno Duda jak i Szydło , obiecywali że to jest [pomoc frankowiczom] możliwe, mówili że na to są pieniądze a dzisiaj Kaczyński rakiem się wycofuje. Ta propozycja nigdy nie była realna, albo kłamali wiedząc o tym albo zupełnie nie mieli wiedzy. Co to za tekst „niech sami dochodzą swoich praw” naobiecywali tym ludziom, stworzyli iluzję a teraz ich wyrzucają tak po prostu na bruk, to bezczelność i cynizm, obiecają wszystko żeby zdobyć władzę – powiedział w Sejmie lider Nowoczesnej Ryszard Petru.

Petru: Nie nabierajmy się na to co obiecują bo to jest jedno wielkie kłamstwo

Nie nabierajmy się na to co obiecują bo to jest jedno wielkie kłamstwo. Jak była debata po expose Szydło to wskazywałem, że nie dadzą rady bo nie mają na to pieniędzy, co mówił Duda? Że to nieprawda, że są pieniądze. Nigdy nie było tych pieniędzy, nigdy nie byli w stanie tego zrealizować i kłamali, okłamywali nas po to żeby przejąć władzę

300polityka.pl

Kaczyński trzęsie giełdą. Po jego słowach akcje banków wystrzeliły w górę

Mikołaj Fidziński, 10.02.2017

Jarosław Kaczyński

Jarosław Kaczyński (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Rząd nie podejmie żadnych działań w sprawie kredytów we frankach, które uderzą w polski system bankowy – zapowiedział prezes PiS w piątkowych „Sygnałach Dnia” w radiowej Jedynce. To zmiana o 180 stopni w porównaniu do butnych zapowiedzi m.in. Andrzeja Dudy przed wyborami. Akcje banków na giełdzie wystrzeliły w górę.

Kaczyński, zapytany o to, czy frankowicze powinni zaufać prezydentowi i rządowi i czekać na ustawowe rozwiązanie ich problemów, nie pozostawić kredytobiorcom żadnych wątpliwości.

– Myślę, że powinni wziąć sprawy we własne ręce i zacząć walczyć w sądach. Nie dlatego, żeby nie ufać prezydentowi czy rządowi, tylko dlatego, że prezydent i rząd są w sytuacji, która jest zdeterminowana w wielkiej mierze uwarunkowaniami ekonomicznymi – mówi lider PiS.

Jak dodaje, działania, które mogłyby doprowadzić do zachwiania systemu bankowego byłyby „strasznym ciosem we wszystkich obywateli”. – Tego w żadnym wypadku odpowiedzialny rząd nie może zrobić – komentuje Kaczyński.

Po słowach Jarosława Kaczyńskiego akcje banków na giełdzie ostro ruszyły w górę.

pap

Akcje banków na GPWStooq.pl

Złamane obietnice

Warto przypomnieć, że w czasie kampanii wyborczych – prezydenckiej i parlamentarnej – PiS nie miał skrupułów do dawania frankowiczom wielkich obietnic. Wtedy stabilność finansowa państwa nie miała znaczenia.

– Uważam, że te kredyty mogłyby być przewalutowane według kursu, po jakim były brane – grzmiał przed wyborami prezydenckimi Andrzej Duda. Przyklaskiwała mu w tych planach Beata Szydło.

Rząd też już nie chce drastycznych metod

Już jako prezydent, Andrzej Duda zaproponował ustawę zakładającą nie „odfrankowanie” kredytów po kursie ich zaciągnięcia, ale po tzw. „kursie sprawiedliwym” tworzonym na podstawie skomplikowanego algorytmu. Pomysł został bezlitośnie zdeptany m.in. przez Komisję Nadzoru Finansowego, która jej koszty dla banków wyliczyła na niewyobrażalne 67 mld zł.

Drugie podejście do kwestii frankowej Duda miał w sierpniu ub.r. – wówczas jednak nie było już mowy o żadnym przewalutowaniu, ale wyłącznie o zwrocie części rat naliczanych po zawyżonym kursie franka. To m.in. tym projektem zajmuje się teraz specjalna podkomisja przy sejmowej Komisji Finansów Publicznych. Choć na stole leżą też inne propozycje – autorstwa Kukiz’15 i PO (obie zakładają różne modele przewalutowania) – to z Ministerstwa Finansów poszedł jasny sygnał – resort życzy sobie, żeby procedowany był tylko projekt prezydencki.

Także Komitet Stabilności Finansowej, w którym zasiada Minister Finansów (obok szefów Narodowego Banku Polskiego, Komisji Nadzoru Finansowego i Bankowego Funduszu Gwarancyjnego) zaapelował w styczniu – „ewentualne inwazyjne rozwiązania prawne skutkujące powszechnym przewalutowaniem walutowych kredytów mieszkaniowych, niezależnie od ich ewentualnego kształtu, nie są właściwe”. KSF uznał też, że „ustawowe przewalutowanie kredytów mieszkaniowych mogłoby prowadzić do bardzo istotnych strat w niektórych bankach, w skrajnym przypadku zagrażając stabilności krajowego systemu finansowego”.

Zamiast „drastycznych” metod, nadzór bankowy próbuje na razie przymuszać banki do negocjacji z klientami w sprawie przewalutowywania ich frankowych umów na złote m.in. podwyższając wymogi kapitałowe czy wagi ryzyka dla aktywów frankowych.

Jarosław Kaczyński radzi frankowiczom iść do sądów. – W procesach będzie można odzyskać różnego rodzaju rekompensaty – mówi lider PiS.

Warto pamiętać, że mija (lub już minęło) 10 lat, od kiedy większość z frankowiczów zaciągnęła swoje kredyty. W grę zaczyna wchodzić kwestia przedawnienia roszczeń. 

O przywódcy PiS-u przeczytasz też w książce „Jarosław. Tajemnice Kaczyńskiego. Portret niepolityczny” >>

Zobacz także WIDEO: Dlaczego Polacy brali w ogóle kredyty we frankach? Odpowiedź jest prosta

slowa

gazeta.pl

Rosja bombarduje świat nieprawdziwymi wiadomościami. Europa się broni, a w Polsce… Misiewicz

Bartosz T. Wieliński, 10 lutego 2017

Rząd Czech chce walczyć z rosyjską propagandą i

Rząd Czech chce walczyć z rosyjską propagandą i „wojną informacyjną” – w social media i przestrzeni publicznej (123RF)

Za pomocą fałszywych informacji Rosja może wpływać na wyniki wyborów i zdestabilizować kraje Unii Europejskiej. Na froncie propagandy robi się coraz goręcej.

W Malmö, trzecim co do wielkości mieście Szwecji, rodzice boją się wypuszczać dzieci na ulice, bo w każdej chwili mogą zginąć. Wszystko z powodu muzułmańskich imigrantów, którzy zamienili miasto w strefę wojny – to jedna z najczęściej powtarzanych fałszywych wiadomości (ang. fake news) krążących po świecie. Opatrzona zdjęciami płonących samochodów i leżących we krwi ludzi dotarła także do Polski.

Np. na portalu Nacjonalista.pl czytam, że „multikulturowe Malmö to piekło dla Szwedów”. I dalej: „Już czas powrócić do normalności – Europa dla Europejczyków!”. Obok zdjęcie z tłumem czarnoskórych. Szybko sprawdzam, że wcale nie przedstawia imigrantów w Malmö – to kadr z teledysku nakręconego w Birmingham.

Jaka jest prawda o Malmö? Miasto boryka się z przestępczością od dziesięcioleci, jej sprawcami nie są jednak muzułmańscy uchodźcy, którzy uciekali np. z pogrążonej w wojnie Syrii – to potomkowie imigrantów z lat 70. Strefy wojny w Malmö nie ma. Jednak globalny internet twierdzi coś innego.

Fałszywkami w NATO

A ślady prowadzą do Rosji. O Malmö nieustannie donosi telewizja Russia Today, prowadzony w wielu językach portal Sputnik i mniejsze witryny.

Według prof. Martina Kragha ze Szwedzkiego Instytutu Spraw Międzynarodowych w ciągu ostatnich dwóch lat rosyjskie portale wpuściły w Szwecji w obieg 26 nieprawdziwych informacji, które podchwycono i rozdmuchano. W lutym 2015 r. pojawił się w internecie fałszywy list ministra obrony o możliwości dozbrojenia Ukrainy, we wrześniu – takiż dokument prokuratury, iż Sztokholm nie będzie karać własnych obywateli walczących w Donbasie po stronie Ukrainy.

– Rosja wraca do stosowanych niegdyś przez KGB „aktywnych metod” wpływania na opinię publiczną – twierdzi prof. Kragh. Zmyślone informacje o wojnie na Ukrainie i o naruszaniu szwedzkich granic przez samoloty i okręty podwodne NATO mają zatrzymać zbliżenie Szwecji z Sojuszem; a te o Malmö – wywołać niechęć do UE, która jest za przyjmowaniem uchodźców. W ten sposób Rosja realizuje swoje strategiczne cele.

Podobnie było podczas amerykańskiej kampanii wyborczej: zalew fałszywych informacji działał na korzyść Donalda Trumpa. Zdaniem prof. Kragha teraz przyjdzie kolej na Francję, gdzie pod koniec kwietnia odbędą się wybory prezydenckie, i na Niemcy, gdzie we wrześniu odbędą się wybory do Bundestagu.

Rosyjska propaganda już wcześniej zbierała spore żniwo w Europie r. W 2015 r. 53 proc. Francuzów i 58 proc. Niemców było zdania, że ich kraje nie powinny ruszyć z pomocą, gdyby Rosja zaatakowała państwo NATO.

Zobacz też: „Studio pod parasolką”: Jak odróżnić fałszywą informację od prawdziwej?

Kłam i dziel

– Znaliśmy to zjawisko, zanim ochrzczono je mianem fake news. Rosja od początku próbuje siać u nas zamęt za pomocą plotek i półprawd. Internet tylko jej w tym pomaga – mówi Inga Springe, łotewska dziennikarka z centrum dziennikarstwa śledczego Re:Baltica.

Jedno z jej zadań to prostowanie zalewających Łotwę fałszywych informacji. Ot, choćby takich, że w Norwegii pedofilia jest w zasadzie legalna, bo to część narodowej tradycji. Poinformował o tym ostatnio rosyjski portal.

Na Łotwie żyje wielu Rosjan, stanowią ponad połowę mieszkańców Rygi. Zmyślone historie trafiają na podatny grunt.

– Dobierają tematy tak, by dzielić ludzi. Na Łotwie nie dyskutowano o homoseksualizmie, aż z Rosji napłynęły informacje o rzekomym wspieraniu go na Zachodzie, o zagrażającej nam moralnej zgniliźnie. Naród zaczął się w tej sprawie dzielić. Temu samemu służą fałszywki na temat pedofilii – mówi Springe.

Springe dokumentuje owe zmyślone informacje i obala.

W kilku krajach UE dziennikarze bądź rządy tworzą komórki odpowiedzialne za monitorowanie i zwalczanie takich wiadomości. BBC rozbudowuje dział zajmujący się demaskowaniem fałszywek; redakcja francuskiego „Le Monde” uruchomiła serwis Decodex; w Niemczech działa zespół dziennikarzy śledczych Correctiv…

W Polsce za „analizę dezinformacji medialnych grożących bezpieczeństwu państwa” odpowiada… Bartłomiej Misiewicz, słynny już szef gabinetu politycznego i zarazem rzecznik prasowy szefa MON Antoniego Macierewicza.

Jednak na razie Misiewicz (obecnie na urlopie) walczy z autorami krytycznych publikacji o Macierewiczu. Tydzień temu wysłaliśmy do MON pytanie o polskie pomysły na walkę z dezinformacją. Odpowiedź wciąż nie nadeszła.

Eksperci są tą sytuacją zdziwieni, bo polskie służby specjalne mają bardzo duże kompetencje. ABW oprócz analizy danych może prowadzić śledztwa, aresztować podejrzanych. To zwiększa skuteczność w walce z fałszywkami.

Alert w Europie

UE powołała komórkę o nazwie East Strat Com. Kilkanaście osób zajmuje się tam głównie walką z antyunijną propagandą w krajach Partnerstwa Wschodniego. Dwie z nich analizują fałszywe informacje na całym kontynencie, szukają ich źródeł, piszą raporty. Uświadamiają politykom i urzędnikom, że mamy do czynienia z nowym poważnym zagrożeniem.

– Politycy zdali sobie z tego sprawę dopiero wówczas, gdy wybory wygrał Donald Trump. A przecież sianie dezinformacji na terytorium przeciwnika to metoda stara jak świat – mówi Jakub Janda z think tanku Evropské Hodnoty (Europejskie Wartości).

W Czechach nikogo do tego przekonywać nie trzeba. Przy MSW od stycznia działa Centrum ds. walki z Terroryzmem i Zagrożeniami Hybrydowymi. Nie może prowadzić śledztw, aresztować, odcinać od internetu, ale jego ludzie przeczesują sieć, czytają tysiące artykułów, tropiąc fałszywki. Kilka razy w miesiącu publikują ostrzeżenie.

Niedawno jedna z rosyjskich niszowych stron podała, że czeskie wybory prezydenckie w 2013 r. sfałszowali hakerzy. Informacja natychmiast przeniknęła do Czech, zajęli się nią poważni dziennikarze. Centrum przecięło spekulacje: informacja była absurdalna; hakerzy nie mogą sfałszować wyborów, u nas głosuje się za pomocą kart wyborczych, a nie internetu.

Dobrze, że centrum zareagowało tak szybko, bo sprowokowana przez Rosjan dyskusja podważająca uczciwość wyborów szkodziłaby państwu. Problem w tym, że Czesi są na fałszywki wrażliwi. Wymyślone informacje uznaje za prawdziwe aż jedna czwarta obywateli.

Powyższy przykład pokazuje, jak działa mechanizm fałszerstw. Mały, nieznany portal podaje nieprawdziwą informację; natychmiast zaczynają ją cytować inne, aż wreszcie ląduje w poważnych mediach. W 2014 r. tak było z Malmö. Szwedzka policja podała wtedy raport o 55 obszarach z problemami, gdzie przestępcy „mają negatywny wpływ na lokalną wspólnotę”. Było tam też Malmö. Szwedzki dziennikarz związany ze skrajną prawicą zmanipulował tę informację i puścił w świat wiadomość o 55 strefach no-go, czyli miejscach, do których nie należy się zapuszczać. Inni dziennikarze i blogerzy dopisywali kolejne historie, kreując Malmö na szwedzką stolicę strachu…

Skandynawowie zagrożenia związane z dezinformacją traktują bardzo poważnie. Informacje analizuje obrona cywilna, rząd współpracuje tu z UE i NATO. W Finlandii działa Centrum Eksperckie ds. Zagrożeń Hybrydowych, w państwach bałtyckich zadanie to wzięły na siebie służby specjalne. W Wielkiej Brytanii spoczywa ono na barkach parlamentarnej komisji ds. kultury i mediów.

Wszyscy starają się wykazać, co napędza twórców fałszywek, i czy internetowe potęgi, jak Google czy Facebook, mogą temu przeciwdziałać. Facebook wdraża już pierwsze mechanizmy – użytkownicy mają mieć możliwość oznaczania fałszywek.

Piętnować kłamców

Rosyjskie media już rozsiały informację, że Wikileaks, demaskatorski serwis, który ujawnił maile wykradzione Partii Demokratycznej, ma też kompromitujące materiały na Emmanuela Macrona, faworyta prezydenckiego wyścigu we Francji, który ma szansę pokonać w drugiej turze Marine Le Pen, szefową skrajnie prawicowego Frontu Narodowego, która uznaje aneksję Krymu przez Rosję, a pieniędzy na kampanię szukała w rosyjskich bankach.

Jednak wedle amerykańskiego portalu Buzzfeed (ujawnił m.in. niepotwierdzone informacje o kompromitujących powiązaniach Trumpa w Rosji) żaden światowy polityk nie jest tak mocno narażony na fałszywki jak Angela Merkel, atakowana za decyzję o przyjęciu setek tysięcy uchodźców we wrześniu 2015 r. Przykład: wyssana z palca historia, że syryjski uchodźca, który w 2015 r. zrobił sobie z nią selfie, dokonał zamachu w Brukseli; albo że Merkel uważa, iż roboty powinny mieć takie same prawa jak ludzie, i chce je wcielić do armii.

Efekt? W ostatnich latach w Niemczech dramatycznie spadło zaufanie do tradycyjnych mediów. Wykorzystuje to Russia Today, która uruchomiła kanał po niemiecku wybielający politykę Kremla.

– Europa musi zainwestować w walkę ze zmyślonymi informacjami – mówi Edward Lucas, ekspert od bezpieczeństwa, publicysta „The Economist” i wiceszef amerykańskiego think tanku CEPA. – Trzeba to robić z taką samą determinacją, z jaką tropi się pranie pieniędzy rosyjskiej mafii. Trzeba piętnować ludzi, którzy za tym stoją i na fałszywkach zarabiają. Koncerny internetowe nie mogą być obojętne. Dlaczego wyszukiwarki ostrzegają przed stronami, które mogą infekować wirusami komputerowymi, a przed fałszywymi informacjami już nie?

Problemem jest też Donald Trump, który oskarża nieprzychylne mu media o rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji, gdy sam ma wiele grzechów na sumieniu. Ostatnio Biały Dom opublikował listę miast, w których doszło do ataków terrorystycznych, a władze to zatuszowały. Było na niej Malmö. To, co administracja Trumpa uznała za terroryzm, było nieudaną próbą podpalenia irackiego centrum kulturalnego.

rosja

wyborcza.pl

Leszek Jażdżewski

Odmrożę uszy sobie i Polsce na złość Tuskowi

09 lutego 2017

Jarosław Kaczyński i Donald Tusk, 4 czerwca 1992

Jarosław Kaczyński i Donald Tusk, 4 czerwca 1992 (Fot. Tomasz Wierzejski / AG)

PiS, z gębą pełną frazesów o narodowej lojalności, robi wszystko, żeby utrącić Polaka? To zdrada własnej ideologii

„Niezbędne, bardzo pilne, ciepłe gratulacje od naszych najwyższych władz” – tak dyplomaci PRL doradzali Warszawie tuż po wyborze Karola Wojtyły na papieża, licząc, że można ten fakt wyzyskać dla własnych celów.

Komunistów zainstalowano w Polsce radzieckimi bagnetami. Byli ideologicznie wrodzy Kościołowi katolickiemu, przed „Solidarnością” jedynej niezależnej instytucji, która miała realny wpływ w kraju. Wybór Polaka na Stolicę Piotrową był dla nich szokiem; rozumieli, jakie to może mieć konsekwencje. Ale też rozumieli, że w pewnych sytuacjach trzeba robić dobrą minę do złej gry, że nie można dyskredytować rodaka, nawet jeśli zostaje głową najważniejszej nieprzyjaznej instytucji.

Obecnych demokratycznie wybranych władz, które odmawiają poparcia Polakowi kandydującemu na szefa Rady Europejskiej, nie stać nawet na taką deklaratywną i nieszczerą lojalność.

PiS, które ma manię sprawdzania, kto jest lojalny wobec Polski, właśnie przekracza granicę nielojalności wobec własnego państwa, kiedy jako jedyny rząd Unii nie udziela poparcia Polakowi na jedno z trzech najważniejszych stanowisk w Europie. Więcej – robi wszystko, żeby Polaka na tym stanowisku utrącić.

Zobacz: Tusk musi się zgłosić do polskiego rządu po poparcie – Ryszard Czarnecki w 3×3

Miałoby to jeszcze sens, gdyby zamiast Tuska można było ulokować innego kandydata, który równie twardo przeciwstawiałby się Unii różnych prędkości, reprezentowałby niewrażliwość Europy Środkowej na problem uchodźców. Ale to nie wchodzi w grę. W takiej sytuacji sprzeciw wobec kandydatury oznacza skrajną nielojalność wobec ponadpartyjnych interesów i racji stanu, która nakazuje utrzymać Polskę przynajmniej na obrzeżach głównego nurtu polityki europejskiej. Szczególnie w tak niebezpiecznych czasach.

Próba zablokowania Tuska wbrew stanowisku innych europejskich stolic tylko ze względu na fobię Jarosława Kaczyńskiego jest – po pierwsze – sprzeczna z polskim interesem narodowym, a po drugie – stoi na antypodach doktryny popierania i promowania polskości bez względu na okoliczności.

Można sobie wyobrazić, że okoniem staje lewica przedkładająca uniwersalne wartości nad narodową przynależność. Można sobie wyobrazić, że to polscy zwolennicy eurofederalizmu wspierają kandydata, który obieca im Stany Zjednoczone Europy, niezależnie od jego pochodzenia. Ale że to PiS, stawiający naród na piedestale, z gębą pełną frazesów o narodowej lojalności, nie udziela Polakowi jednoznacznego poparcia, tylko robi wszystko, żeby go utrącić? To zdrada własnej ideologii czy raczej dowód na to, jak przedmiotowo Jarosław Kaczyński traktuje lojalność wobec wspólnoty.

Ma ją tylko wobec siebie i partyjnych kolegów.

Leszek Jażdżewski – publicysta, redaktor naczelny „Liberté!”

pis

wyborcza.pl

Disco polo wkracza w TVP. Czy Jacek Kurski liczy na „efekt Zenka”?

Milena Rachid Chehab, 10 lutego 2017

Jacek Kurski i Zenek Martyniuk

Jacek Kurski i Zenek Martyniuk (gazeta.pl)

Najpierw sylwester, wkrótce wielka gala i seriale. Disco polo wchodzi do TVP i raczej szybko z niej nie zniknie. Kto bardziej zyska na tym przymierzu – pogardzana dotychczas muzyka czy media narodowe?

Zakopane, 31 grudnia, próby przed koncertem sylwestrowym TVP 2 i Radia ZET. Maryla Rodowicz i Zenek Martyniuk po raz kolejny próbują piosenkę „Przez twe oczy zielone”. Dla niezorientowanych: to hit grupy Akcent, klasyków sceny disco polo, której frontmanem jest Martyniuk. A on sam to dziś król disco polo.

Operatorzy, oświetleniowcy i reszta ekipy telewizyjnej po paru minutach znają już piosenkę na pamięć. Podłapują jednak nie rzewny refren, ale wers: „jak do tego doszło, nie wiem”. Nucą go za każdym razem, gdy coś idzie nie tak – od złego ustawienia światła po wyczerpanie się zapasów alkoholu na after party. Wers okazał się zresztą na tyle przydatny, że już w nowym roku wszedł do języka potocznego ludzi z telewizji.

Niejeden znawca branży medialnej powtarzał „jak do tego doszło, nie wiem”, gdy zobaczył owoce „efektu Zenka”. W szczytowym momencie sylwestra w TVP w rytm jego utworów przed telewizorami podrygiwało 5 mln Polaków.

Władze telewizji publicznej poszły za ciosem. Na Woronicza zamierzają szeroko otworzyć drzwi dla disco polo. – Dosyć z tą hipokryzją, z tym udawaniem, że to jest jakiś gorszy gatunek. Absolutnie! Ludzie to kochają i pan zawsze ma miejsce w TVP, dopóki ja jestem prezesem – komplementował Martyniuka Kurski. Zdradził, że dla niego „nie ma piękniejszej piosenki o miłości” niż utwór Akcentu „Taką cię wyśniłem”.

Disco polo na stadionie…

Martyniuka na pewno nie zabraknie na gali „25 lat disco polo w Polsce”, którą pokaże na żywo TVP 2. Impreza odbędzie się 25 czerwca na stadionie Polonii Warszawa i ma być biletowana. To nawiązanie do pamiętnej Gali Piosenki Popularnej i Chodnikowej w Sali Kongresowej z 1992 r. Dzięki TVP 1 już wtedy cała Polska mogła poznać się na talencie Martyniuka, który wykonał z grupą Crazy Boys balladę „Dla mamy blues”. Główną gwiazdą była jednak grupa Top One oraz Marlena Drozdowska, która zaśpiewała pastiszowe w zamyśle „Mydełko Fa” (współwykonawcę oryginału Marka Kondrata zastąpił na scenie inny aktor, Mariusz Czajka).

Galę na stadionie Polonii TVP organizuje wspólnie z grupą ZPR Media, do której należy m.in. najpopularniejsza dziś w Polsce stacja muzyczna Polo TV oraz „Super Express”. Jak dowiedział się branżowy portal Wirtualne Media, na scenie mają się pojawić nie tylko największe gwiazdy disco polo, ale też artyści niezwiązani z tym gatunkiem muzyki. Konkretów brak – na wszystkie nasze pytania biuro rzecznika TVP odpowiada: „Co do dalszych projektów dotyczących disco polo, nie odnosimy się do pojawiających się w mediach informacji w tej sprawie”.

…i w Opolu?

Bardziej konkretny jest inny tuz disco polo Sławomir Świerzyński. Lider Bayer Full sam jest współtwórcą telewizyjnych imprez i programów muzycznych, m.in. „Biesiady na cztery pory roku” w TV Puls. Miesiąc temu zachęcał w mediach organizatorów festiwalu w Opolu, by jeden dzień przeznaczyli na disco polo. Dziś zdradza, że rozmowy poszły dalej. – Cały czas pracujemy nad Opolem, tamci menedżerowie mają pomysł, żebym ja zaśpiewał „Majteczki w kropeczki” z Dodą, Marcin Miller z Boys – „Wolność” z Maciejem Maleńczukiem, a Maryla Rodowicz znowu wystąpiła z Zenkiem – twierdzi.

Menedżerowie wszystkich tych gwiazd mówią nam jednak, że o niczym jeszcze nie wiedzą (menedżer Maleńczuka sugeruje, że piosenkarz nie zgodziłby się na taką współpracę).

Na pewno jednak TVP pracuje nad programem „Discopoland”. Ekipa telewizyjna, jak pisały Wirtualne Media, miałaby pojawiać się w klubach i na koncertach, by obserwować np., jak młodzi ludzie bawią się w rytmach disco polo. Nie ma to być jednak muzyczny show, ale „socjologiczno-dokumentalny format z elementami rozrywki”. Ponoć ma się w nim znaleźć nawet element misyjny: „Discopoland” ma promować polską wieś i małe miejscowości „w podobny sposób jak emitowany przez Jedynkę reality show »Rolnik szuka żony«”.

Zobacz także: Chcemy odwołania prezesa TVP za skrajnie brudną, goebbelsowską propagandę – K. Lubnauer w 3×3

Burza mózgu

W ostatnich dniach z Woronicza wyciekają kolejne informacje o pomysłach na zagospodarowanie disco polo. „Wyborcza” dowiedziała się m.in. o talent show, w którym mają się pojawić discopolowe akcenty (nie wiadomo, na ile mocne). Usłyszeliśmy też, że do innych programów częściej mają być zapraszani pomijani dotąd muzycy. Np. jedna z discopolowych gwiazd ma zaadoptować psa przed kamerami programu „Przygarnij mnie”.

Wojciech Krzyżaniak pisał w „Newsweeku” o planach (niepotwierdzonych przez TVP) serialu zamówionego przez telewizję i realizowanego w niewiarygodnym tempie („zamówiony poza wszelkimi procedurami, bezpośrednio po »burzy mózgów«, czy raczej mózgu”). Producentem serialu ma być Paweł Zaits, kiedyś reżyser „Randki w ciemno”, a jedną z głównych ról miałaby zagrać aktorka Katarzyna Glinka. Nie wiadomo, jaki rodzaj serialu planuje TVP, ale na pewno nie będzie to pierwszy scenariusz disco polo w Polsce.

Palmę pierwszeństwa od trzech sezonów dzierży „Miłość w rytmie disco” w Polo TV o „sercowych perypetiach głównych bohaterów, a także życiowych wyzwaniach współczesnych młodych ludzi”. Przede wszystkim – Nikoli, Pawła i Dara (w drugim sezonie dołącza do nich Klaudia i Robson), którzy pracują w warszawskiej dyskotece Explosion. „W kolejnych odcinkach nie brakuje humoru i znanych utworów disco polo” – w końcu „w serialowej dyskotece wszystko zaczyna się i kończy w rytmie disco” (opisy nadawcy).

Polo TV wśród stacji muzycznych jest potęgą, ale wciąż ma tylko 1 proc. rynku telewizyjnego, co oznacza, że średnio ogląda ją kilkadziesiąt tysięcy osób. Wygląda więc na to, że TVP może odegrać rolę misyjną, chociażby w ubogacaniu gatunku. „Serial disco polo” w telewizji publicznej to zielone światło dla producentów, którzy – jak wynika z naszych informacji – w ostatnim czasie masowo zarzucają decydentów w najrozmaitszych stacjach telewizyjnych propozycjami kolejnych produkcji z disco polo w tle.

Prztyczek dla elit

„Jak do tego doszło, nie wiem” na pewno nie nuci prof. Wojciech Burszta, antropolog z Uniwersytetu SWPS w Warszawie. Wcale nie jest zaskoczony wybuchem uczucia władz TVP do disco polo. – To świetnie wpisuje się w poetykę rządzenia obecnej ekipy, a także w projekt budowania kultury narodowej takiej „dla ludzi”, na co dzień – uważa. – W PRL tę funkcję spełniał folklor. Dziś biesiadna forma kultury, czyli disco polo to coś, o czym mniema się, że podoba się ludziom. I że należy im umożliwić niewstydzenie się tego – analizuje prof. Burszta.

Według niego „rehabilitacja kiczu, biesiadności i czegoś, co było do tej pory nazywane niższą formą kultury”, jest w istocie walką z pewnym wyobrażeniem kultury, które jest wytworem kilkudziesięciu lat demokracji liberalnej. – Promocja disco polo w medium publicznym jest prztyczkiem dla elit, wiadomo, że one będą zniesmaczone. Elity bowiem przyzwyczajone są do kultury, która wytworzyła hierarchię – wszyscy wiemy tu, co ma jaki poziom.

Według prof. Burszty disco polo „gra na nucie patriotycznej”, co może być „korozyjne dla kultury” i budowanej przez ostatnich 27 lat tożsamości narodowej. – W ostatnim czasie następuje nachalne promowanie polityki historycznej, czego efektem jest wzmożenie patriotyczno-nacjonalistyczne. Disco polo w TVP jeszcze dodatkowo to wzmacnia, bo nacjonalizm ma sympatyczniejszą twarz. Nie walczymy z wrogiem, ale bawimy się – analizuje.

Nie panikujmy

W promowaniu disco polo Burszta widzi również swoistą polską odpowiedź na… punkowe hasło „No future”: – W obu przypadkach przekaz jest podobny: nie komplikujmy sobie świata. Niech wygląda tak, jak chcemy. Niech będzie oparty na prostym byciu ze sobą, na bezrefleksyjności. A my po prostu bawmy się po swojemu.

Antropolog zaznacza jednak, że gdyby władze telewizji zwróciły się do niego z prośbą o radę, wcale nie odradzałby wpuszczania na antenę disco polo, bo byłoby to przejawem zjawiska tzw. paniki moralnej, czyli budowania powszechnych lęków przez wskazywanie na pewne grupy jako zagrażające społecznej stabilizacji. – Czytam na coraz poważniejszych łamach, że disco polo to zagrożenie dla wartości, które są nam bliskie. Tymczasem TVP ma możliwości, by to zainteresowanie wykorzystać edukacyjnie, np. zorganizować szerszą dyskusję na ten temat – zauważa prof. Burszta. – Tylko że obecne władze TVP myślą w ten sam sposób co ich poprzednicy o paśmie kabaretowym. Im wydaje się, że lud tego potrzebuje. I nieważne, że to jest coraz bardziej beznadziejne, odwołuje się do coraz niższych gustów i podoba się coraz mniejszej liczbie ludzi.

Co z tym abonamentem

Takiego scenariusza obawia się Krzysztof Czabański. Szef Rady Mediów Narodowych uważa, że disco polo może wpędzić TVP w jeszcze większe tarapaty finansowe. – Disco polo staje się ulubionym programem w TVP, przynajmniej z zapowiedzi. Trudno potem na tym tle namawiać ludzi do płacenia abonamentu – mówił w radiowej Trójce.

Ale to raczej chęć poprawienia finansów była głównym powodem, dla którego Jacek Kurski, od strony muzycznej dotychczas kojarzony raczej z publicznym śpiewaniem piosenek Jacka Kaczmarskiego, sięgnął po discopolowe działa. – Telewizja zarabia pieniądze przede wszystkim na reklamach, a te są wtedy, gdy ma się dobrą oglądalność. Po statystkach oglądalności sylwestra widać wyraźnie, co robi wynik – mówi osoba pracująca w branży telewizyjnej. – TVP zorientowała się, że Polska kocha tę muzykę i przez długi czas z niej nie zrezygnuje. Już zaczyna się jęczenie, że to szczyt obciachu i żenada, choć przecież nawet ci o najbardziej wyrafinowanych gustach potrafią zanucić „Ona tańczy dla mnie” i „Jesteś szalona”.

Jak na discopolowe podrygi TVP reagują weterani branży? – My zajmujemy się tym na co dzień, od kilku lat i traktujemy to bardzo poważnie – oświadcza Małgorzata Golińska, dyrektor Polo TV. – Inne media próbują coś uszczknąć dla siebie na fali popularności gatunku, ale to dla nich temat na chwilę. My żyjemy disco polo od sześciu lat 24 godziny na dobę.

Chamstwo, nagość i ogólna żenada

Jeśli TVP zdecyduje, że to disco polo ma ją uratować, może się okazać, że sama również uratuje disco polo – od strony estetycznej. Sławomir Świerzyński z Bayer Full zwraca uwagę, że publiczny nadawca oczekuje wyższych standardów od tych panujących obecnie w branży. Twórcy disco polo będą musieli się do nich dostosować. – Reżyser telewizyjnego widowiska wymaga, by artyści umieli poruszać się po scenie, nawiązywali bardziej wyrafinowany kontakt z publicznością niż przeklęte „rączki w górę!” i nie wyrażali palety swoich emocji jedynie odmianą wulgarnego przymiotnika „zajebisty” – wykłada Świerzyński. – No i może wreszcie sytuacja wymusi wyższy poziom tekstów piosenek. W każdym razie ci, którzy będą chcieli zaistnieć w poważnej, publicznej telewizji, nie będą mieli wyjścia, jak tylko mocno się podszkolić – dodaje autor „Majteczek w kropeczki”.

Lider Bayer Full liczy też na to, że poprawi się jakość wideoklipów. – Mam gigantyczny problem z doborem teledysków do programu „Biesiada na cztery pory roku”. Na 1,1 tys. obejrzanych znalazłem tylko 30 takich, w których nie ma chamstwa, nagości, wulgarności i ogólnej żenady – mówi Świerzyński.

I śmieje się, że efektem ubocznym może się okazać spadek stawek za nagie lub półnagie występy w teledyskach, bo na takie widoki nie będzie już wielkiego popytu. Teraz, w zależności od stopnia roznegliżowania, stawka wynosi 300-400 zł za godzinę.

Mądre teksty, profesjonalni reżyserzy, ciekawe teledyski… Czy do tego dojdzie? Tego niestety nie wiemy.

kurski

wyborcza.pl