Jethon, 14.06.2016

 

top14.06.2016

 

Ck7_vaQVAAA6ndR

Tomasz Lis: Jak długo Kaczyński będzie jeszcze rządził Polską?

13-06-2016
Tomasz Lis. Felieton

Zwolennicy państwa prawa i racjonalnej Polski mają dwóch przeciwników. Pierwszym jest obecna władza. Drugim, dużo groźniejszym, są apatia i rezygnacja, które ta władza chce zafundować swoim oponentom.

Od miesięcy w różnych miejscach w Polsce ludzie zadają mi to samo pytanie – jak długo to potrwa? Odpowiadam, zgodnie z prawdą, budząc niezmiennie zawód pytających, że nie mam pojęcia. O wiele ważniejsze wydają mi się inne pytania, ale w tym najczęściej zadawanym kluczowe wydaje mi się sformułowanie „jak długo”. Już nie „ile”, ale właśnie „jak długo”, bo że długo, nie ma wątpliwości.

Sławomir Sierakowski mówi w wywiadzie w tym numerze „Newsweeka”, że albo Kaczyński będzie rządził tylko dwa lata, albo tak zabetonuje Polskę i reguły gry, że skończy się na dwóch dekadach. Cóż, Jarosław Kaczyński prawie ćwierć wieku temu mówił mi, że marzy o karierze Adenauera, co biorąc pod uwagę wiek prezesa i finisz urzędowania kanclerza Niemiec, dawałoby nam rzeczywiście jakiś 20-letni wyrok. Nawiasem mówiąc, trochę mnie bawi natręctwo powtarzanego u nas w nieskończoność hasła o potrzebie młodych liderów. Troje najpoważniejszych (w każdym razie troje do niedawna) kandydatów do amerykańskiej prezydentury, państwo Clinton, Trump i Sanders, mają odpowiednio – 68, 69 i 75 lat. Kanclerz Merkel też zdaje się nie oferować młodego przywództwa, choć od ponad dekady radzi sobie nieźle. Demokratyczne potęgi są więc całkiem odporne na powiewy młodości. Polska wkrótce wstanie z kolan i potęgą zostanie, co wpisze ją w trend światowy, dając prezesowi Kaczyńskiemu realną perspektywę rządów do roku 2035. Uprzejmie proszę o odnotowanie, że czarne proroctwo opakowałem w czarny humor.

Ważniejsze niż desperackie pytanie, jak długo to potrwa, wydaje mi się pytanie, co zrobić, by się bronić, a przede wszystkim, co zrobić, by nie przegrywać ponownie.

Istotą tezy Sierakowskiego nie są jednak liczby, lecz sugestia – biorąc pod uwagę inklinacje PiS, akurat ta władza nie musi ulegać naturalnej w demokracjach erozji. Kolejne lata nie osłabiają ani Erdogana, ani Orbána. Z całą pewnością PiS będzie chciało polską politykę zamrozić, a każdy rok sprawowania władzy przez tę ekipę będzie wyrządzał Polsce wielkie szkody, czyniąc dzieło sprzątania po niej wybitnie trudnym.

Ważniejsze niż desperackie pytanie, jak długo to potrwa, wydaje mi się pytanie, co zrobić, by się bronić, a przede wszystkim, co zrobić, by nie przegrywać ponownie. Odpowiedź na to pierwsze: nie poddać się beznadziei wynikającej z poczucia, że bezwzględnego walca nie można powstrzymać. Używając właściwej w tych dniach metafory piłkarskiej, należy pielęgnować w sobie wolę walki niezależnie od wyniku i sytuacji na boisku. A to z kolei znaczy walczyć o każdy centymetr kwadratowy boiska w przekonaniu, że okazje do strzelenia goli prędzej czy później się pojawią.

Odpowiedź na drugie pytanie jest bardziej skomplikowana. Przede wszystkim nie można się ograniczyć do złorzeczenia i obrony. Batalia o Trybunał Konstytucyjny jest szalenie ważna, ale – powiedzmy to sobie szczerze – na tym etapie jest nie do wygrania. Nie może to prowadzić do zaprzestania oporu, musi za to prowadzić do wyznaczenia także innych pól gry. Opozycja siłą rzeczy będzie jeszcze przez lata przegłosowywana, ale jedynym jej refrenem nie może być: zaprzysiąc trzech sędziów i opublikować wyrok. Bo sprawia to wrażenie, że opozycja jest nie tylko pozbawiona zębów, lecz także pomysłów.

Jarosław Kaczyński ma swoją opowieść o Polsce. Może poronioną, ale wystarczająco skuteczną, by uwieść prawie sześć milionów Polaków. Druga strona żadnej opowieści nie ma, bo nie jest nią ani wezwanie „precz z Kaczyńskim”, ani hasło „każdy, byle nie PiS”, ani tym bardziej całkowicie niepoważne w tym momencie wzywanie do przyspieszonych wyborów. To nie jest żaden polityczny pomysł. To radykalizm skrywający polityczną impotencję.

Czytaj też: „Wesołość znika, gdy na stole pojawiają się sondaże”. Co się dzieje w PO?

Zwolennicy obecnej władzy zarzucają swoim oponentom i władzy poprzedniej pogardę dla ludzi. Sami ją jednak wykazują, twierdząc, że „ludzie mają gdzieś trybunał, bo mają 500 plus”. Moje badania terenowe wskazują, że obecna władza ma przeciwników i wśród ludzi gorzej wykształconych, i wśród profesorów. Estetyka jest ponadklasowa. Ale ów sprzeciw nigdy nie zamieni się w potencjał wyborczego zwycięstwa, jeśli ludzie nie usłyszą nie tylko, przeciw komu mają głosować, ale przede wszystkim – za czym.

Jarosław Kaczyński jest jak Homer. Dlaczego? Zobacz wideo

Jeśli opozycja swojej opowieści nie znajdzie, to zniszczy siebie w większym stopniu, niż jest to w stanie uczynić Kaczyński. Na końcu zaś zostanie wyeliminowana nie przez Kaczyńskiego, ale przez tych, którzy taką opowieść przedstawią. Nie wiem, jak długo będzie rządził Kaczyński. Wiem, że rządzi już osiem miesięcy, a opozycja jeszcze nie zabrała się do odrabiania pracy domowej. Im dłużej będzie w letargu, tym dłużej Kaczyński porządzi. Kaczyński ma potężnego przeciwnika – Kaczyńskiego, ale temu przeciwnikowi naprawdę trzeba pomóc.

Wstępniak Tomasza Lisa, a także teksty o tym ile mogą jeszcze potrwać rządy PiS i jakie będą ich koszty dla Polski znajdziecie w najnowszym wydaniu „Newsweeka” – już w kioskach i na Newsweek Plus.

tomaszLis

Newsweek.pl

 

Po masakrze w Orlando. Gorszy islamista czy homoseksualista, czyli dylematy polskiej prawicy

Paweł Kośmiński, 14.06.2016

Ludzie ze świecami upamiętniającymi osoby zastrzelone w nocnym klubie w Orlando

Ludzie ze świecami upamiętniającymi osoby zastrzelone w nocnym klubie w Orlando (JIM YOUNG / REUTERS / REUTERS)

Jeszcze w sobotę homoseksualiści byli dla prawicowych publicystów „kulturowymi barbarzyńcami”, którzy „idą na naszą cywilizację”. Ale po masakrze w Orlando, gdzie w klubie gejowskim morderca zabił 50 osób, a kolejne 53 ranił, stali się już „przedstawicielami cywilizacji zachodniej”.

W sobotę ulicami Warszawy przeszła Parada Równości. „Przypadkiem” natrafił na ten „zjazd ekstremistów lewicowych i homoseksualnych” Michał Karnowski (wPolityce.pl, „wSieci”). A to pozwoliło mu „z bliska ocenić, kim są i jak sobie wyobrażają przyszłość Polski i Polaków” uczestnicy parady. Otóż redaktor „zobaczył ludzi, którzy wyglądem i strojem uciekają od wszelkiej normalności”, którzy „wyglądali jak kulturowi barbarzyńcy idący w rytmie bębnów na naszą cywilizację”.

„Zobaczyłem grupę oderwanych od wszelkich ról społecznych wiążących się z obowiązkami wobec wspólnoty. Są tylko oni i ich pożądliwości. Żadnych innych norm. Żadnych trwałych tożsamości. Żadnej więzi z poprzednimi pokoleniami” – relacjonował. W jaki sposób na podstawie tej krótkiej obserwacji wprawne oko redaktorskie zdołało przejrzeć uczestników marszu kilka pokoleń wstecz, niestety nie wiadomo.

„Kulturowi barbarzyńcy” stają się chrześcijanami

To w sumie bez znaczenia, bo dzień później wszystko wyglądało już inaczej. W Orlando na Florydzie 29-letni Omar Mateen zastrzelił 50 osób bawiących się w klubie dla gejów, a kolejne 53 ranił. Morderca sympatyzował z Państwem Islamskim, ale zdaniem jego ojca możliwy był po prostu homofobiczny motyw działania, bo gejów nie trawił.

Jednak tęgie prawicowe głowy z Polski bez problemu wykorzystały tę tragedię, by działa wymierzyć przeciw uchodźcom. Choć zaledwie kilka dni wcześniej osoby LGBT były dla Karnowskiego „kulturowymi barbarzyńcami idącymi w rytmie bębnów na naszą cywilizację”, we wtorek inny tuz prawicowej publicystyki Tomasz Terlikowski ofiary masakry zaliczył już do „przedstawicieli cywilizacji zachodniej”, którzy ze względu na tę właśnie przynależność ponieśli śmierć z rąk „islamistów”.

Bo dla nich przecież „prawdziwym przeciwnikiem nie jest nihilizm czy liberalizm, ale fundament, czyli chrześcijaństwo”. „Jeśli nie atakują prawdziwych świątyń, to dlatego że mają świadomość, że śmierć chrześcijan nie przyniosłaby im takiego medialnego rozgłosu” – przekonuje Terlikowski.

A więc wniosek prosty – szaleniec zabijał w klubie dla gejów po prostu „jakichś przedstawicieli kultury zachodniej”, a homoseksualistom nikt celowo krzywdy nie robi. Homofobia to mit.

Nienawiść z Koranu, zakaz pedałowania z Biblii

Na łamach „Frondy” Jan Wójcik pyta więc, „czy można twierdzić, że nienawiść do homoseksualizmu nie ma nic wspólnego z islamem, po lekturze Koranu?”. Problem w tym, że wszystkim znawcom Koranu lekcję Biblii zrobiła ostatnio Młodzież Wszechpolska, przypominając po masakrze fragment Księgi Kapłańskiej: „Ktokolwiek obcuje cieleśnie z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą, popełnia obrzydliwość. Obaj będą ukarani śmiercią, sami tę śmierć na siebie ściągnęli”.

Żeby nikt nie miał wątpliwości, czego dotyczy wpis, Młodzież Wszechpolska, która od lata domaga się „zakazu pedałowania”, opatrzyła go zdjęciem sprzed klubu, w którym zamordowano 50 osób. W swojej deklaracji organizacja pisze: „Pan Bóg najwyższym dobrem, źródłem i celem życia, ostateczną sankcją moralną naszych czynów, treścią naszej wiary”.

Przerzucanie się tym, kto wierniej stosuje się do zapisów Starego Testamentu, zostawiam tym, którym w tym konkursie chce się startować. Przykre jednak, że ci, którzy obrażają osoby LGBT na co dzień, coś na kształt człowieczeństwa zdecydowali się przyznać im tylko dla potrzeb dyskursu przeciw uchodźcom.

Nie przypominam sobie oburzenia, kiedy polski raper wprost nawoływał w swoim utworze do zabijania homoseksualistów, a prokuratura stwierdziła, że nie wykazuje to znamion przestępstwa.

Od znieważania przez rękoczyny do strzałów

Pamiętam za to, gdy ci spośród publicystów i polityków, którzy cynicznie powtarzają, że nie istnieje coś takiego jak homofobia, cieszyli się, gdy w Ugandzie uchwalano prawo przewidujące więzienie dla homoseksualistów czy gdy palono „pedalską tęczę” w Warszawie. Osoby LGBT nazywali „niepożytecznymi”, a blokując legalne marsze, krzyczeli: „Zróbcie porządek z tymi pedałami, a nie z nami!”. Te ostatnie słowa należą do radnej PiS, a ostatnio gwiazdy prawicowych portali Anny Kołakowskiej.

„Nie zasługujecie na życie, nie zasługujecie, by tu być – taką wiadomość niesie ze sobą ten akt terroru (…). To uprzedzenia zabijają, nie wyznanie (…). Przerwijmy krąg nienawiści, uprzedzeń i lęku przed tymi, których nie znamy. Bo to one skłoniły młodego mężczyznę w Orlando do sięgnięcia po broń” – napisała w specjalnym oświadczeniu KPH, która od lat walczy o prawa osób LGBT, a której warszawska siedziba tylko w tym roku już kilkakrotnie była atakowana. Jej działacze mieli usłyszeć od policjantów, że przecież mogą przenieść swoją siedzibę gdzieś indziej.

Fanatyzm jest fanatyzmem niezależnie od tego, jakie ma podłoże. Nie ma znaczenia, jaka religia bądź chora ideologia stoi najpierw za lżeniem czy werbalnym odbieraniem człowieczeństwa, potem za rękoczynami, a wreszcie – za strzałami. Tylko tyle i aż tyle.

Zobacz także

prawicowi

wyborcza.pl

 

 

Przed meczem Polska – Niemcy. Czekając na audiotele: „Komu wręczyć dwa nagie miecze?”

Waldemar Kumór, 14.06.2016

Adam Nawałka podczas meczu Polska-Irlandia Płn.

Adam Nawałka podczas meczu Polska-Irlandia Płn. (Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta)

Mecz Polska – Niemcy dopiero w czwartek, ale polskie media już dziś taplają się w stereotypach.

„Nawałka, nie podawaj ręki Niemcowi!” – krzyczy tytuł na czołówce „Super Expressu”. Nieoceniona posłanka Krystyna Pawłowicz (PiS) kpi na Twitterze, że mecz Polska – Niemcy to tak naprawdę mecz Tusk – Merkel.

A szef TVP 2 Maciej Chmiel – dumny z tego, jaki to jest dowcipny – w czwartek, gdy będzie mecz, pokaże film „Krzyżacy” o zwycięstwie Polaków pod Grunwaldem.

Wyrafinowany dowcip, prawda?

Dobrze, że nie był tak dowcipny, by pokazać film „Miasto 44” o tym, jak Niemcy okrutnie i krwawo zamordowali powstanie warszawskie.

jak

https://www.facebook.com >>>

A to wszystko – takie taplanie się w stereotypach – w przeddzień obchodów 25-lecia podpisania traktatu o dobrym sąsiedztwie Polski i Niemiec.

Czy w prasie niemieckiej powinny być kreskówki o Polakach złodziejach aut?

Dobrze przynajmniej, że TVP nie zafundowało telekonkursu z pytaniem, komu z reprezentacji Niemiec prezydent Andrzej Duda powinien wręczyć dwa nagie miecze (sms plus VAT 3,99 zł).

Zobacz także

nawałka

wyborcza.pl

 

Ck6eix_WsAEqM1f

 

Nagonka na KOD pod dyktando TVPiS czy niekartezjańska logika?

Czy dziennikarz powinien powtarzać plotki, rozpowszechniać niesprawdzone informacje i propagować niepotwierdzone opinie? Niestety, bardzo często dziennikarze nie szukają informacji u źródła, nie weryfikują ich, polegają na zasłyszanych półsłówkach i niedopowiedzeniach.

Pan Kamil Sikora opublikował dzisiaj na naTemat tekst:
Grzech pierworodny KOD. Zgoda na zmielenie 100 tysięcy podpisów będzie im szkodziła już zawsze

Jaka szkoda, że nie pokusił się o zbadanie tego, co opisuje. Oparł się chyba na doniesieniach TVPiS i jej dyżurnych „reporterów”. Sensacja przede wszystkim. I mimo, że kluczowe dla zrozumienia całej sprawy stwierdzenie znajdują się w jego tekście, i tak buduje zupełnie absurdalne tezy.

A jakie to jest to kluczowe stwierdzenie? „przeciw włączeniu projektu KOD do porządku obrad byli posłowie Nowoczesnej i PO”. To tak jasne, że tłumaczenie wydaje się zbędne. A jednak pan redaktor w jakiś sposób z tego wywnioskował, że posłowie Nowoczesnej i PO głosowali przeciwko projektowi ustawy przedstawionemu przez KOD.

Wielokrotnie tłumaczyliśmy, dlaczego prace nad ustawą o Trybunale Konstytucyjnym powinny być poprzedzone przyjęciem ślubowania od trzech sędziów Trybunału prawomocnie wybranych w październiku 2015 roku. Zarówno w środę w Sejmie (na co się pan redaktor powołuje, a czego nigdy nie odwołaliśmy), jak i w czwartek w Sejmie. Zarówno przed kamerami w kuluarach jak i na sali Sejmowej w samym wystąpieniu Jarka Marciniaka. Warto posłuchać.

Jarosław Marciniak – wystąpienie z 9 czerwca 2016 r.

Wyjaśnialiśmy również później na koduj24.pl
PiS nie jest w stanie zmanipulować KOD-u!

Ile razy można tłumaczyć? I po co? Ja rozumiem potrzebę wyrażenia kontrowersyjnych sądów, wybicia się ponad tłum, rzucenia śmiałej tezy. Ale jednak w dziennikarstwie najbardziej cenię rzetelność. Szkoda, że tym razem tak bardzo jej zabrakło. Zwłaszcza, że informacja była na wyciągnięcie ręki.

Pozwolę sobie powtórzyć zatem prosto i jednoznacznie, może ktoś doczyta do końca?

Obywatele, którzy podpisali projekt ustawy, domagają się przywrócenia porządku prawnego w Polsce. To wymaga po kolei – przyjęcia ślubowania od trzech sędziów, opublikowania wyroków Trybunału Konstytucyjnego – zaczynając od tego z 9 marca 2016 – oraz wprowadzić dobrą ustawę, która umożliwi efektywną pracę Trybunału. Kolejność nie jest przypadkowa. Nie ma sensu dyskutować na zmianą prawa, kiedy aktualne nie jest przestrzegane. Trzeba zacząć od szacunku dla prawa.

Projekt obywatelski jest przez Sejm „procedowany”. Jest, bo tak chciała większość parlamentarna. Niestety, to ona postanowiła użyć obywateli jako listka figowego. Wytworzyć z ich projektu zasłonę dymną. Nic dziwnego, że w takiej sytuacji nikt nie chciał do tego dopuścić.

Zarówno KOD jak i politycy Nowoczesnej i PO uważają, że bez przyjęcia ślubowania i bez publikacji wyroków wszelkie dyskusje na temat rozwiązania sprawy wokół TK są jedynie oszustwem. Według Pana Kamila Sikory mówienie o tym to grzech, a próba przesunięcia debaty na czas, kiedy cokolwiek z niej będzie mogło wyniknąć, to mielenie podpisów.

To się nie mieści w klasycznej logice. Ale może jest jakaś inna? Komu ona szkodzi?

nagonka

naTemat.pl

Obóz medialny IV RP to nie zwarta armia

Dominika Wielowieyska Gazeta Wyborcza, 14.06.2016

Media

Media (123RF)

Prawdziwa walka o rząd dusz na prawicy toczy się między „niepodległościowcami” a „narodowcami”. Oczywiście i jedni i drudzy solidarnie krytykują wszystkich tych, którzy nie zgadzają się z polityką PiS.

Idea silnego państwa, silnej władzy centralnej realizuje się w postaci paraliżu Trybunału Konstytucyjnego. Jarosław Kaczyński nie lubi samorządów ani społeczeństwa obywatelskiego, pielęgnuje wśród swoich wyborców obawy przed realnymi i wyimaginowanymi wrogami na zewnątrz.

Prof. Andrzej Nowak, znany historyk, prawicowy guru środowiska prawicy, powiedział cztery lata temu w „Wyborczej”: „Są różne formy patriotyzmu w polskiej tradycji. Republikańska opiera się na dumie z polskiej wolności obywatelskiej i na woli jej obrony przed zbyt silnym państwem, przed panoszeniem się urzędników. Niepodległościowa ceni własne państwo, wskazuje zagrożenia na zewnątrz, pamiętając, że były i są imperia, które pozbawiają niepodległości swoich sąsiadów. Jarosław Kaczyński reprezentuje patriotyzm niepodległościowy i stawia na silne państwo. Zdaje się uznawać, że patriotyzm republikański nieraz niebezpiecznie osłabiał polską zdolność do rywalizacji na arenie międzynarodowej”. Ten podział obowiązuje też w mediach prawicowych IV RP.

„Patriotyzm niepodległościowy”

„Patriotyzm niepodległościowy” najbliższy jest grupie publicystów „wSieci”: przede wszystkim Piotrowi Skwiecińskiemu, Piotrowi Zarembie czy Bronisławowi Wildsteinowi. Widać nieustanne napięcie polemiczne pomiędzy tą grupą a publicystami takimi jak Rafał Ziemkiewicz czy Łukasz Warzecha (obaj chadzali w marszach 11 listopada), którzy mają więcej admiracji dla narodowców i jednocześnie dla republikańskiej idei wolności obywatelskich. Do grupy, która marzy o klasycznej konserwatywno-liberalnej prawicy, można z kolei zaliczyć Pawła Lisickiego, redaktora naczelnego „Do Rzeczy”, czy Tomasza Wróblewskiego, redaktora naczelnego „Wprost”; konserwatystów można też znaleźć w „Rzeczpospolitej”, ale to ideowy margines w tym obozie, tak jak i jest to margines w samym PiS.

Prawdziwa walka o rząd dusz na prawicy toczy się między „niepodległościowcami” a „narodowcami”. Oczywiście i jedni, i drudzy solidarnie krytykują wszystkich tych, którzy nie zgadzają się z polityką PiS. A okładki tygodników IV RP są prorządowe, czasami lizusowskie, pełne uwielbienia dla Jarosława Kaczyńskiego i innych polityków PiS lub też obrażają opozycję oraz zwolenników KOD (przykład: na okładce „Do Rzeczy” krytycy PiS zostali ubrani w kaftany bezpieczeństwa, ciekawe, co obóz PiS by powiedział, gdyby jakiś tygodnik ich wyborców przedstawił jako osoby chore psychiczne).

Wywiady z przedstawicielami rządu też są jednowymiarowe. Ale już w publicystyce widać głębokie pęknięcie i niechęć jednych do drugich na kilku poziomach.

ONR dzieli

Kiedy w majowym „Do Rzeczy” mamy niby to zdystansowaną, ale w rzeczywistością przyjazną analizę dotyczącą Obozu Narodowo-Radykalnego, to w tygodniku „wSieci” pojawia się artykuł Bronisława Wildsteina o groźbie nacjonalizmu, bardzo reklamowany na Twitterze przez innego znanego publicystę „wSieci” Roberta Mazurka.

„Nacjonalizm jako ideologia o skłonnościach totalitarnych jest doprowadzeniem do samozaprzeczenia uzasadnionej i moralnie pięknej idei patriotyzmu. Jest także niszcząca dla polityki jako roztropnego działania dla dobra wspólnego, które zastępuje urazami i prostackimi wyjaśnieniami. Wsobny nacjonalizm to droga do samobójstwa i chociaż nie osiągnie on większości do przejęcia władzy w Polsce, to może skutecznie zepsuć próbę odbudowy naszego państwa” – napisał Wildstein.

A tymczasem o ONR pisze Rafał Ziemkiewicz: „Fałsz dotyczący ONR to efekt stalinowskiego uwikłania środowisk, z których wywodzą się elity III RP”, a tytuł kolejnego tekstu o ONR, tym razem autorstwa Wojciecha Wybranowskiego, brzmi „Nie taki diabeł straszny”. Czytam tam, że to nieprawda, iż ONR-owcy lubią hitlerowskie pozdrowienie „Sieg heil”, bo to, że wznoszą rękę do góry niczym hitlerowcy, jest tylko „rzymskim salutem”. Do hasła: „A na drzewach zamiast liści wisieć będą syjoniści” publicyści „Do Rzeczy” się nie odnoszą.

Nie zauważyli, że symbol falangi, który widać na sztandarach ONR, jest charakterystyczny dla faszyzujących, antysemickich organizacji sprzed II wojny światowej. Za to dwie strony dalej rzecznik prasowy ONR mówi otwartym tekstem, że jak najbardziej podpisuje się pod hasłem: „KOD, Nowoczesna, GW, Lis, Olejnik i inne ladacznice – dla was nie będzie gwizdów, będą szubienice”. Dziennikarz przeprowadzający wywiad lekko się dystansuje, ale w sumie uznaje to za dopuszczalny w debacie publicznej pogląd. Szokujące.

Nie są to różnice nowe. Starcie na tym tle nastąpiło już kilka lat temu między Ziemkiewiczem a Dawidem Wildsteinem, synem Bronisława, ówczesnym publicystą „Gazety Polskiej Codziennie”.

Ziemkiewicz mówił na spotkaniu ze studentami, że w dwudziestoleciu międzywojennym Żydzi tworzyli sitwy, które utrudniały Polakom dostęp do miejsc pracy czy studiów. Dlatego też przejawiali postawy antysemickie, które nie miały żadnego podłoża rasistowskiego, a jedynie ekonomiczne. Wildstein to skrytykował w liście otwartym: „Cóż, wielu rzeczy się z Twojego wykładu dowiedziałem. Nie tylko o historii Polski, ale co gorsza, o części swojej krwi. Dowiedziałem się, że międzywojenni Żydzi, w tym moi przodkowie, na wyższych uczelniach to była skorumpowana sitwa zdegenerowanych karierowiczów. Dowiedziałem się, że cudowna endecja była wolna od wszelkiego zła, a jak już robiła coś źle, to z przymusu społecznego”.

Powstanie warszawskie też dzieli

Inna linia podziału to powstanie warszawskie. „Do Rzeczy” krytykowało przywódców powstania, „wSieci” było tym bardzo oburzone. Te spory historyczne mają praktyczny wymiar polityczny. „Przegląd tygodnia” autorstwa Roberta Mazurka i Igora Zalewskiego to rubryka żartobliwa, ale dobrze poinformowana. I czytamy w niej: „Wydawało się, że szefem IPN zostanie Sławomir Cenckiewicz, który nie dość, że specjalizuje się od lat w gnębieniu Bolka, czyli Lecha Wałęsy, to jeszcze pisze grube książki o Lechu Kaczyńskim. Ale mimo tych wszystkich wysiłków Jarosław Kaczyński go po prostu nie trawi. W dużej mierze to zasługa czy raczej wina Piotra Zaremby, który kiedyś popełnił tekst przedstawiający naczelnego wałęsożercę jako wroga romantycznej wizji historii Powstania Warszawskiego oraz cynicznego realistę, który najchętniej dogadałby się z Niemcami w 1939 r.”. Ten sposób myślenia jest charakterystyczny dla nurtu narodowego.

Rzeczywiście Zaremba napisał bardzo krytyczny tekst o Cenckiewiczu, który z kolei jest ulubieńcem i publicystą tygodnika do „Do Rzeczy”. Cenckiewicz przyjął atak z żalem. A jego obrony w „Do Rzeczy” podjął się Rafał Ziemkiewicz, który ostro zaatakował Zarembę. Obaj publicyści – delikatnie mówiąc – za sobą nie przepadają. Ich relacje dobrze pokazują napięcia między obozem „niepodległościowców” i „narodowców”. Ten teatr został odegrany na użytek jednego widza: Jarosława Kaczyńskiego. A on opowiedział się za tym pierwszym obozem, bo to jego środowisko ideowe, i Cenckiewiczowi nie pomogło nawet to, że jest ulubieńcem Antoniego Macierewicza.

I wreszcie jest fundamentalna różnica w postrzeganiu przyszłości przez obie frakcje: „niepodległościowcy” wierzą w misję Kaczyńskiego, niezależnie od tego, że zdarza im się przywódcę PiS krytykować (za strategię, a nie ideową stronę).

„Narodowcy” sprzymierzyli się dziś z Kaczyńskim, by atakować „lewactwo” i „zgniłych liberałów”, ale w głębi duszy wierzą, że gdy już PiS zużyje się w rządzeniu, to formacja narodowa przejmie sporą część elektoratu obecnej partii rządzącej.

Zobacz także

narodowcy

wyborcza.pl

 

Zanim postawimy pomnik, pomyślmy

Renata Grochal, 14.06.2016

Pomnik Lecha Kaczyńskiego i ofiar katastrofy smoleńskiej w Dębicy

Pomnik Lecha Kaczyńskiego i ofiar katastrofy smoleńskiej w Dębicy (&Fot. Patryk Ogorzaek / Agencja Gazeta)

Prezes PiS Jarosław Kaczyński 10 czerwca – przy okazji kolejnej miesięcznicy katastrofy smoleńskiej – wskazał lokalizację dwóch pomników na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. „Między domem bez kantów a Hotelem Europejskim stanie pomnik Lecha Kaczyńskiego. A tu, zaraz za pałacem, gdzieś obok kościoła seminaryjnego, stanie pomnik ofiar katastrofy smoleńskiej” – ogłosił.

Kaczyński wszedł w rolę władz Warszawy, do której należy grunt na Krakowskim Przedmieściu, oraz stołecznego konserwatora zabytków, który musi wydać zgodę na oba pomniki. Widać uznał, że skoro stoi na czele PiS, to sam może ustawiać pomniki.

W nowej deklaracji Kaczyńskiego jest coś istotnego. Do zgłoszonego w szóstą rocznicę katastrofy pomysłu budowy pomnika ofiar teraz dodał oddzielny pomnik dla prezydenta. To wygląda na plan polityczny. Jarosław Kaczyński pod pretekstem uczczenia ofiar katastrofy smoleńskiej chce budować mit prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Pierwszym elementem tego planu była decyzja o pochówku pary prezydenckiej na Wawelu, wśród królów i narodowych wieszczów. Wystawienie pomnika na Krakowskim Przedmieściu ma być kolejnym akordem tej propagandowej operacji. Za kilkadziesiąt lat, gdy emocje związane z katastrofą opadną, nikt nie będzie wnikał w ocenę prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Większość uzna, że skoro doczekał się upamiętnienia na najważniejszym w Polsce Trakcie Królewskim, tuż obok marszałka Piłsudskiego, to musiał być wybitnym prezydentem.

Jednak ocena tej prezydentury nie jest taka oczywista. W sondażu CBOS z marca 2010 r. aż 58 proc. Polaków źle oceniało prezydenturę Lecha Kaczyńskiego, a w sondażu lutowym – aż 62 proc. U progu kampanii prezydenckiej nawet w PiS było jasne, że ma on małe szanse na reelekcję.

W mojej ocenie Lech Kaczyński był wielkim patriotą, ale prezydentem – przeciętnym. Zamroził relacje polsko-niemieckie w ramach Trójkąta Weimarskiego. Podpisał traktat lizboński, którego długo nie chciał ratyfikować, skazując Polskę na izolację w UE. Promowanie przez niego interesów polskich na Ukrainie i Litwie zakończyło się porażką. Miał jedno mocne wystąpienie, gdy w 2008 r. przewidział kryzys na Ukrainie, mówiąc na wiecu w Gruzji: „Dziś Gruzja, jutro Ukraina, a później może Polska”. Ale to za mało na pomnik.

Gdy Lech Kaczyński był chowany na Wawelu, wiele osób milczało, ulegając moralnemu szantażowi, że w takim momencie, tuż po ogromnej katastrofie, nie wypada rozpętywać dyskusji na temat oceny jego prezydentury. Ale dziś, po sześciu latach od wypadku, decyzja o postawieniu pomnika prezydentowi Kaczyńskiemu powinna być poprzedzona rzetelną debatą na temat jego dorobku. Dla PiS nie będzie ona wygodna, bo już widać, jak bardzo polityka tej ekipy odbiega od tego, co głosił Lech Kaczyński, np. w sprawie Okrągłego Stołu czy Trybunału Konstytucyjnego. Ale bez dyskusji sprawa pomnika jeszcze bardziej podzieli Polaków.

Zobacz także

kaczyński

wyborcza.pl

Macierewicz w potrzasku wyborczych obiecanek

Macierewicz w potrzasku wyborczych obiecanek

Szef Rady Krajowej Sekcji Przemysłu Lotniczego „Solidarność” Roman Jakim, rzeszowski działacz PiS, podpisał list skierowany do ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza oraz premier Beaty Szydło, domagając się w kategorycznym tonie realizacji obietnic wyborczych. Pisze o zobowiązaniu do unieważnienia przetargu na śmigłowiec wielozadaniowy dla polskiej armii.

W liście przypomina, że kiedy poprzedni rząd PO – PSL odrzucił ofertę amerykańskiego koncernu, produkującego w Mielcu śmigłowce Black-Hawk, wybierając francuskiego Caracala, związkowcy podnieśli wrzawę, popartą gorąco przez polityków PiS. Chodziło w końcu o zachowanie miejsc pracy w Mielcu, a kontrakt na Black Hawki opiewał na 50 wielozadaniowych śmigłowców wartości ponad 13 mld zł, co dawało mieleckiej załodze poczucie stabilności.

Po przeprowadzonym audycie, A. Macierewicz jeszcze w listopadzie ubiegłego roku stwierdził, że przetarg trzeba unieważnić i rozpisać go od początku. Tymczasem minęło pół roku i… niestety nic się nie dzieje.

Związkowcy z „Solidarności” upominają się więc w dość ostrym tonie o realizację obietnic wyborczych, zwracając uwagę Macierewiczowi i Szydło, że minęło dość czasu, by „dobra zmiana” mogła objąć także przemysł lotniczy w Polsce. Związkowcy z branży lotniczej bez ogródek przypominają o danym rządzącym z PiS-u kredycie zaufania. Wytykają im pasywność w realizacji Programu Modernizacji Technicznej Polskich Sił Zbrojnych, a w szczególności w zakresie zakupu śmigłowca wielozadaniowego.

Mimo szumnych obietnic, nic się nie dzieje – twierdzą związkowcy. MON nie prowadzi z krajowymi oferentami żadnych rozmów technicznych w tej sprawie”. Czas ucieka, a decyzji wciąż brak. Związkowcy „Solidarności” obawiają się, że nadal obowiązują ustalenia poprzednich władz, a kolejne pisma w tej sprawie nie spotykają się z jakimkolwiek odzewem. Są przy tym głęboko przekonani, że poprzednie decyzje są niekorzystne dla polskiej gospodarki, nie mówiąc o bezpieczeństwie państwa.

W tej sytuacji trudno się dziwić niezadowoleniu załóg firm lotniczych, które w pełni rozumiemy i podzielamy – piszą związkowcy. „Nie żądamy niczego więcej, jak dotrzymania danych nam obietnic” – napisał w liście Roman Jakim, ostrzegając, że „Solidarność” podąży za oczekiwaniami pracowników, jeśli ci „zdecydują się dać wyraz swojemu rozgoryczeniu”.
Źródło: Onet.pl

JotPe

 

http://koduj24.pl/macierewicz-w-potrzasku-wyborczych-obiecanek/

Ck6eix_WsAEqM1f

WTOREK, 14 CZERWCA 2016

Waszczykowski o odpowiedzi na opinię KE: Polska ma nieograniczony czas, aby rozmawiać o swoich problemach

12:48

Waszczykowski o odpowiedzi na opinię KE: Polska ma nieograniczony czas, aby rozmawiać o swoich problemach

Nie wiem. Polska ma czas nieograniczony, aby rozmawiać o swoich problemach, które są rozstrzygane w Polsce – tak Witold Waszczykowski odpowiedział na pytanie, czy została wydana odpowiedź na opinię KE, na wysłanie której Polska ma czas do jutra.

09:58
Screenshot 2016-06-14 at 09.54.36

Kierwiński: Nie chcemy wchodzić w konglomerat partii, w taki „lewicowy konwent św. Katarzyny”

– Nie chcemy wchodzić w konglomerat partii, w taki „lewicowy konwent św. Katarzyny” – mówił dziś w „DziejeSięNaŻywo” wp.pl Marcin Kierwiński, pytany o porozumienie pod auspicjami KOD.

 

300polityka.pl

Grzech pierworodny KOD. Zgoda na zmielenie 100 tysięcy podpisów będzie im szkodziła już zawsze

Zgoda na zmielenie 100 podpisów to grzech pierworodny KOD. Zaszkodzi też Nowoczesnej i PO.
Zgoda na zmielenie 100 podpisów to grzech pierworodny KOD. Zaszkodzi też Nowoczesnej i PO. Fot. S.Kamiński/AG

Ogromnym wysiłkiem Komitet Obrony Demokracji zebrał 100 tysięcy podpisów pod projektem ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. Później ustalił z Nowoczesną, żeby jednak głosować przeciw włączeniu projektu do porządku obrad Sejmu. To poważny błąd, który będzie mścił się w przyszłości.

Przez nieco ponad cztery miesiące Komitet Obrony Demokracji zbierał podpisy pod swoim projektem ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. To ogromne wyzwanie, przede wszystkim logistyczne, wymagające sprawnie działających struktur. A te struktury to ludzie, którzy poświęcają swój wolny czas na wystawanie na ulicach i pieczołowite gromadzenie podpisów.

Akcja: zbiórka
Cała akcja zaczęła się 23 grudnia, tuż po przyjęciu przez PiS tzw. ustawy naprawczej, która całkowicie paraliżowała pracę Trybunału Konstytucyjnego. – Wczoraj Sejm przegłosował ustawę o TK, która zagraża ustrojowi państwa, która spowoduje, że obywatele będą bezbronni wobec władzy, która będzie mogła uchwalić dowolną ustawę zagrażającą naszej wolności – mówił Mateusz Kijowski.

W lutym władze KOD wydały odezwę, napisaną niezwykle podniosłym językiem, odwołującą się do Narodu i prosił o składanie podpisów pod projektem ustawy. I choć sam projekt zniknął już z serwerów, nadal można znaleźć tam artykuły pokazujące jak działacze w różnych częściach kraju zbierają podpisy.

Sukces i porażka
Wreszcie na stronie KOD można znaleźć relację ze złożenia podpisów u marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego. Widać tam kartony z listami i dumnych działaczy KOD. Teraz oni, setki wolontariuszy i sto tysięcy tych, którzy poparli projekt muszą mieć niezłego kaca.

Bo na ostatnim posiedzeniu Sejmu odbyło się głosowanie nad włączeniem tego projektu do porządku obrad. PiS, który teoretycznie powinno być przeciw, zagłosowało za dalszymi pracami nad ustawą. Politycy partii rządzącej mają pełną świadomość, że to tylko zasłona dymna i za chwilę utopią projekt w komisji lub podkomisji. Dotrzymali jednak słowa z kampanii, że nie będą odrzucać projektów obywatelskich w pierwszym czytaniu.

Zmowa
Poza tym może przekonywać Komisję Europejską i Komisję Wenecką, że Sejm pracuje nad rozwiązaniami i zmierza do zakończenia sporu. KOD nie chciał być listkiem figowym dla działań PiS, dlatego rozważał wycofanie projektu. Ale to niemożliwe, podpisy trafiłyby do kosza i nie można byłoby ponownie złożyć projektu.

– Gdybyśmy wycofali, to zmarnowalibyśmy głosy tych wszystkich osób, które projekt podpisały. Nie dalibyśmy możliwości zaprezentowania ich woli. To działanie wydaje się sprzeczne z interesem obywateli – tłumaczył Kijowski w Sejmie jeszcze w środę.

„Władcy marionetek”
Dlatego właśnie przeciw włączeniu projektu KOD do porządku obrad byli posłowie Nowoczesnej i PO. Znowu polityczne gierki wygrały z obywatelską aktywnością. Politycy, którzy próbują wzajemnie się zaszachować, podpisy obywateli traktują jak narzędzie. Ale przecież do tego zdążyliśmy się przyzwyczaić. Przerażająco sugestywnie pokazał to Tomasz Sekielski w swoim świetnym filmie „Władcy marionetek”.

Zaskakująca jest w tym wszystkim postawa Komitetu. Nie tylko nie usłyszeliśmy potępienia polityków PO i Nowoczesnej, wygląda na to, że KOD wspiera ich działania. W poniedziałkowym wywiadzie dla radiowej Trójki tłumaczył, że wszystko było ustalone z Mateuszem Kijowskim. – Powiedział, że procedowanie tej ustawy KOD-u miało być zasłoną dymną dla procedowania złej ustawy PiS-u – tłumaczył lider Nowoczesnej. – Symbolicznie głosujemy przeciw tej ustawie, żeby ona nie była pretekstem dla PiS-u do przyjęcia złej ustawy, antykonstytucyjnej – dodał.

Paliwo dla TVPiS
Jednak to „symboliczne głosowanie przeciw” wydaje się być mało zrozumiałe dla obywateli. Jak zresztą cały spór o Trybunał na obecnym etapie. Jednak dla wyborców jaśniejszym komunikatem jest „KOD, PO i Nowoczesna chciały zmielić 100 tysięcy podpisów”, niż „dzięki nam PiS nie ma zasłony dymnej”.

Poza tym opozycja, i tak codziennie atakowana przez wspierające PiS media, teraz dostarczyła pracownikom „Wiadomości”, wPolityce czy Niezależnej zupełnie nowe zapasy paliwa. Już – z udawaną troską o obywatelski projekt – pochylił się nad tym niezawodny Klaudiusz Pobudzin z „Wiadomości”.

Grzech pierworodny KOD
Co należało więc zrobić? Walczyć. Opozycja powinna była poprzeć projekt obywatelski i lobbować za tym, by jak największa jego część weszła w życie. Przypominać PiS, że obiecywało wsłuchiwać się w głosy obywateli i powinno zaakceptować projekt podpisany przez 100 tysięcy z nich. Jeśli rządzący postąpiliby po swojemu, a tak pewnie by się stało, opozycja powinna to głośno krytykować i przedstawiać siebie jako adwokatów obywatelskiej inicjatywy.

Tymczasem oddała sprawę walkowerem. Sprawę oddał walkowerem także KOD. Politycy przyzwyczaili nas do tego, że w sejmowych przepychankach setki tysięcy podpisów obywateli to tylko narzędzie. Ale KOD usilnie przekonuje nas, że nie jest partią. Powinien więc prezentować wyższe standardy, bardziej szanować głos obywateli. Nie uszanował i będzie się to na nim mściło już do końca jego działalności.

 

grzech

http://natemat.pl/182429,grzech-pierworodny-kod-zgoda-na-zmielenie-100-tysiecy-podpisow-bedzie-im-szkodzila-juz-zawsze

Polska ma mordę chama i rasisty. Znany malarz Rafał Olbiński jest przerażony tym, co dzieje się teraz w kraju

Rafał Olbiński z przerażeniem obserwuje zmiany, jakie w ostatnim czasie zaszły w Polsce.
Rafał Olbiński z przerażeniem obserwuje zmiany, jakie w ostatnim czasie zaszły w Polsce. Fot. Rafał Michałowski / Agencja Gazeta

Malarz i grafik, jeden z najbardziej rozpoznawanych polskich artystów w Nowym Jorku, po 34 latach pobytu w USA wrócił do Polski. Jak twierdzi, niedawno Warszawa zaczęła być fajnym, otwartym i wielokulturowym miastem, jak Berlin czy Nowy Jork. To się zmieniło, a teraz jego zdaniem w całym kraju zaczynają królować chamstwo i ksenofobia.

Rafał Olbiński przez lata nie raz spotykał się w Stanach z żartami na temat Polaków. Przedstawiały nas jako ludzi prostych, prymitywnych i głupich. I choć sam zauważa, że nieliczni rodacy osiągnęli za oceanem sukces, to w większości przypadków „polish jokes” zdaniem malarza dobrze oddają obraz Polaka za granicą. – Wciąż należymy do wschodu, ciągle jesteśmy społeczeństwem postfeudalnym – twierdzi grafik. Według niego zbyt długo byliśmy rządzeni przez dziedzica i księdza i nie dorośliśmy do demokracji.

– Nie potrafimy myśleć demokratycznie. Dziedzic załatwiał nam michę taniej potrawy, a ksiądz wieczne zbawienie. My im oddawaliśmy tanią siłę roboczą – mówi Olbiński i podkreśla, że w jego ocenie nic się od czasów polski szlacheckiej nie zmieniło. Zdaniem malarza problemem w dzisiejszej Polsce jest brak tradycji mieszczańskich. Olbiński zauważa, że największe dzieła były tworzone przez miejskich rzemieślników. – Polska kwitła, póki Europa kupowała nasze zboże. Po odkryciu Ameryki straciliśmy jedyny atut.

Grafik i malarz tworzy smutny obraz Polaka, który niczego nie umie, ale uważa przy tym, że wszystko mu się należy. – A czym się dla Anglika różni emigrant z Pakistanu od emigranta z Polski? Najwyżej tym, że ten pierwszy ma trochę ciemniejszą skórę – żali się Olbiński. – A mimo tego, że Polska nie ma żadnego wkładu w rozwój cywilizacji, to wciąż uważamy się za mesjasza narodów – dodaje.

Gdyby miałby namalować Polskę, to byłby to obraz pijanego Polaka rozciągniętego na krzyżu z flaszką wódki w ręku. Natomiast odmówiłby namalowania plakatu poświęconego Żołnierzom Wyklętym. – Ten temat stał się propagandą pewnej grupy politycznej. A jeśli ktoś zamawia u mnie plakat propagandowy w sprawie, z którą się nie zgadzam, lub nie mam wyrobionej opinii, to nie maluję – mówi Olbiński.

Olbiński ma też wyrobione zdanie na temat programu Rodzina 500+. Malarz zauważa, że program spowoduje powiększenie się marginesu społecznego. Konsekwencją pieniędzy wypłacanych przez państwo będzie problem społeczny związany z wychowywaniem dzieci alkoholików. Zdaniem Olbińskiego nie potrzebujemy więcej ludzi, jest nas i tak dużo. Artysta podkreśla, że nie w ilości tkwi siła, tylko w jakości. Powinniśmy postawić na edukację tych co są, a nie tworzenie mas bezrozumnych niewolników.

źródło: Wirtualna Polska

malarz

naTemat.pl

Brexit. Ile czasu zajęłoby Brytyjczykom wychodzenie z UE?

Tomasz Bielecki, Bruksela, 13.06.2016

Wyniki sondaży w Wlk. Brytanii sprawiają, że o różnych wariantach wyjścia Londynu z Unii mówi się coraz głośniej nawet w Brukseli

Wyniki sondaży w Wlk. Brytanii sprawiają, że o różnych wariantach wyjścia Londynu z Unii mówi się coraz głośniej nawet w Brukseli (Andrew Matthews / AP / AP)

BITWA O BREXIT. Ułożenie na nowo stosunków Wlk. Brytanii z UE potrwałoby siedem lat – uprzedza Donald Tusk przed brytyjskim referendum. Premier David Cameron mówi nawet o dziesięciu latach.

Bitwa o BrexitWyniki sondaży w Wlk. Brytanii sprawiają, że o różnych wariantach wyjścia Londynu z Unii mówi się coraz głośniej nawet w Brukseli, gdzie do niedawna był to temat dyskutowany tylko po cichu, bo nikt nie chciał wywoływać wilka z lasu. Zgodnie z artykułem 50. traktatu o UE negocjacje umowy o wystąpieniu z Unii powinny trwać dwa lata (mogą być przedłużone przy jednomyślnej zgodzie członków UE). Ale wielu ekspertom trudno jest sobie wyobrazić, by w tak krótkim czasie udało się ustalić nowe stosunki Londynu z UE – od relacji handlowych po regulacje finansowe ważne dla City. Stąd scenariusz nakreślony przez Tuska w wywiadzie dla „Bilda” – dwa lata na umowę o wyjściu z UE plus kolejne pięć lat na pełne dopracowanie stosunków Londynu z UE w odrębnym traktacie wymagającym ratyfikacji we wszystkich krajach UE.

Brexit sprawi, że dojdzie do paradoksu

W najłagodniejszej wersji Unię i Brytyjczyków już po Brexicie, a jeszcze przed sfinalizowaniem owego odrębnego traktatu mógłby łączyć Europejski Obszar Gospodarczy – jak obecnie Unię z Norwegią. Zresztą, status podobny do norweskiego jest też jednym z wariantów docelowego modelu stosunków między Unią i Londynem. Norwegia ma dostęp do unijnego rynku wewnętrznego (a wyłączona jest m.in. ze wspólnej polityki rolnej i rybackiej), płacąc w zamian duże składki, które idą m.in. na unijne fundusze dla Polski.

Sęk w tym, że Norwegowie, jeśli chcą być obecni na unijnym rynku, muszą się podporządkować wielu unijnym regulacjom, w których ustalaniu nie uczestniczą. Paradoksalnie zatem, osiągnięty pod hasłami suwerenności Brexit sprawiłby – w wariancie norweskim – że na Wyspach nie tylko dalej obowiązywałoby wiele unijnych przepisów, ale w dodatku – w przeciwieństwie do obecnej sytuacji – Londyn nie miałby wpływu na ich kształt. Wprawdzie można sobie teoretycznie wyobrazić, że Bruksela dogadywałaby się dwustronnie z Londynem w sprawie nowych regulacji, ale politycy Unii nie palą się do tego. – Poza UE to poza UE – powiedział niemiecki minister finansów Wolfgang Schäuble w wywiadzie dla „Der Spiegla”. Ostrzegł, że Londyn nie miałby dostępu do rynku unijnego na obecnych zasadach.

Inny wariant, na który miałaby ochotę część brytyjskich zwolenników Brexitu, to znaczne wydłużenie negocjacji na temat umowy o wyjściu z UE. Do takiego scenariusza nawiązuje m.in. minister sprawiedliwości Michael Gove, którego zdaniem w razie wygranej zwolenników Brexitu w referendum Londyn nie wyszedłby z Unii przed 2020 r. Ten plan zasadza się na przekonaniu, że reszta krajów Unii zgodzi się na wydłużanie okresu dwóch lat z artykułu 50. albo pójdzie na sztuczkę prawną, by Londyn – wbrew wynikom referendum – jeszcze długo nie uruchamiał oficjalnie artykułu 50., lecz nieoficjalnie negocjował warunki wyjścia.

Nauczka za Brexit

Jednak hipoteza Gove’a chyba dość naiwnie zakłada dużo dobrej woli ze strony innych krajów Unii. Tymczasem Londyn powinien się przygotować raczej na brak wyrozumiałości, a nawet na złą wolę wynikającą z chęci dania Brytyjczykom nauczki za Brexit. Dlatego dziś prawdopodobny wydaje się scenariusz bardzo wyboisty – dwa lata na umowę o wyjściu i na doraźne ustalenie (może w odrębnym traktacie) najważniejszych kwestii dotyczących migracji z UE i usług finansowych. A potem kolejne trudne targi w sprawie kolejnych problemów między UE i Wlk. Brytanią. Przy założeniu oczywiście, że po referendum głosu decydującego w Londynie nie będą mieć radykałowie głoszący ku rozpaczy m.in. sektora usług finansowych, że w relacjach z UE wystarczą reguły Światowej Organizacji Handlu i nie trzeba niczego nowego negocjować.

Wielka Brytania to jeden z największych płatników do budżetu UE (w 2014 r. wpłaciła ok. 10 mld euro netto). Ostatnie, w tym polskie, faktury z obecnej budżetowej siedmiolatki 2014-20 będą opłacane w 2023 r. Przy łagodnych brexitowych scenariuszach Londyn zapewne zapłaciłby swe składki wynikające z obecnej siedmiolatki. Ale nie można wykluczyć burzliwszego rozwodu, w którym w unijnym budżecie powstałaby „pobrytyjska” dziura.

Zapraszamy do śledzenia naszego serwisu BITWA O BREXIT

Referendum 23 czerwca

Zwolennicy Brexitu uważają, że druga po niemieckiej gospodarka Europy świetnie sobie poradzi sama, a Wyspy Brytyjskie uwolnią się od europejskich problemów – od kryzysu uchodźczego po terroryzm i widmo bankructwa Grecji. Zwolennicy Europy przeciwnie – tylko Unia podtrzyma wzrost gospodarczy, bezpieczeństwo i znaczenie Wielkiej Brytanii.

Wybór jest ważny dla całej Europy, która bez Wielkiej Brytanii bardzo osłabnie. Londyn to stolica finansów, lider w europejskiej walce z terroryzmem, ważny członek NATO. Jak również dom dla setek tysięcy Polaków. Think tank Chatham House ostrzega, że Brexit rozpocznie dezintegrację Europy i zachęci Rosję do ingerencji w sprawy kontynentu.

W „Wyborczej” zaczynamy cykl dziennikarski „Bitwa o Brexit”. Potrwa do końca czerwca. Na Wyspach porozmawiamy z mieszkańcami, ekspertami, przedsiębiorcami. Odwiedzimy gniazda eurosceptyków i euroentuzjastów. Będziemy śledzić dyskusje polityków i londyńskiej ulicy.

Zachęcamy do śledzenia naszych relacji na Twitterze (hashtag #bitwaobrexit).

Zobacz także

wielka

wyborcza.pl

 

Ciekawostki naukowe. Czy tak będzie wyglądać Polska w 2100 r.?

OLAS, 14.06.2016

Wzrost poziomu mórz wskutek podnoszenia się temperatur na Ziemi może nam nieźle nabruździć.

Wzrost poziomu mórz wskutek podnoszenia się temperatur na Ziemi może nam nieźle nabruździć. (Infografika Wawrzyniec Święcicki, źródło: flood.firetree.net)

Wzrost poziomu mórz wskutek podnoszenia się temperatur na Ziemi może nam nieźle nabruździć.

WIDZISZ MAPKĘ NIEWYRAŹNIE? Kliknij tutaj, aby powiększyć

Skupiamy uwagę na Wenecji, Holandii czy Malediwach, które znajdą się pod wodą wskutek podniesienia się poziomu mórz. Okazuje się jednak, że Polska ma nie mniejszy problem.

Nasilające się globalne ocieplenie już teraz daje się nam we znaki coraz bardziej gwałtownymi suszami czy burzami. Mimo to w powszechnej świadomości Polaków zmiany klimatu rozgrywają się gdzieś daleko od nas. Wystarczy jednak spojrzeć na grafikę prezentującą, jakie tereny zostaną zalane, gdy wzrośnie poziom mórz na świecie, żeby uświadomić sobie, że jesteśmy nie mniej zagrożeni niż Holandia.

Dane o wzroście poziomu mórz NASA nałożyła na mapy Google’a. Okazuje się, że już jeden metr więcej ponad obecny poziom zatopi znaczną część Żuław Wiślanych z Gdańskiem, Gdynią i Redą. Półwysep Helski zamieni się w archipelag wysepek. Pod wodą znajdzie się część Niziny Szczecińskiej wraz z długim odcinkiem doliny Odry aż za Cedynię. Ucierpią liczne obszary nadmorskie na całym Wybrzeżu wraz ze Słowińskim Parkiem Narodowym, Koszalinem i Kołobrzegiem. Przy dwóch metrach wzrostu poziomu mórz ten stan rzeczy pogłębi się, choć nie spektakularnie.

Czy to abstrakcyjna wizja? Niezupełnie. Najnowsze analizy, które ukazały się w marcu na łamach pisma „Nature”, pokazują, że do 2100 r. poziom mórz na świecie podniesie się o blisko dwa metry. To niemal dwukrotnie więcej, niż do tej pory przewidywano. Ta różnica wynika z wcześniejszego niedoszacowania wpływu lodowców Antarktydy na sytuację na świecie – twierdzą autorzy badań. I dodają, że wciąż jeszcze jest czas, by się przed tymi zmianami zabezpieczyć, np. budując wały w kluczowych miejscach.

Oglądaj wideo „Nauki dla Każdego” i odkrywaj największe zagadki otaczającego Cię świata. Daj się wciągnąć, zafascynować, zadziwić. Spójrz na siebie i rzeczywistość z innej, naukowej strony!

W ”Nauce dla Każdego czytaj:

Czy tak będzie wyglądać Polska w 2100 r.?
Wzrost poziomu mórz wskutek podnoszenia się temperatur na Ziemi może nam nieźle nabruździć

7 rzeczy bez sensu, czyli kiedy nauka załamuje ręce
Przyzwyczailiśmy się już do tego, że na wszystko istnieje naukowe wyjaśnienie. A figa! Nie możemy się doliczyć aż 96 proc. Wszechświata. Sądzimy, że mamy wolną wolę, choć badania dowodzą czego innego. Czego jeszcze nie wiemy?

Jak fizycy radzą sobie z… piłką nożną
Bill Shankly, legendarny menedżer i trener zespołu Liverpool, mawiał: „Futbol to nie jest sprawa życia i śmierci. To coś więcej”. Dodajmy: to również fizyka. Lotem piłki rządzą trzy siły – grawitacja, opór powietrza i siła Magnusa

Zamartwianie się bywa pożyteczne
Wyszedłeś z egzaminu. Albo z gabinetu szefa, który wezwał cię na dywanik. Albo ze szpitala, gdzie miałeś robioną biopsję. Teraz nie pozostaje ci nic innego, tylko czekać na wynik. Jak przetrwać ten nerwowy czas?

Bezpieczeństwo w sieci. Jak ja nienawidzę haseł!
Ani kombinacje liter i cyfr, ani odciski palców nie wystarczą. Bezpieczeństwo wymaga, by komputer sam wiedział, z kim ma do czynienia

Dziwactwa snu: lunatykowanie, omamy, seksomnia…
Choć już sam w sobie stan częściowej utraty przytomności i zanurzenia w marzeniach sennych produkowanych przez mózg może się wydawać wystarczająco dziwny, okazuje się, że spanie wyzwala naprawdę zaskakujące zachowania

Cywilizacja harappańska może być najstarszą, jaką znamy. Starszą od sumeryjskiej czy chińskiej
Cywilizacja harappańska może być starsza od sumeryjskiej czy chińskiej. Co ją zabiło? Może Harappańczycy opuścili swoje wielkie miasta, bo doszli do wniosku, że życie w nich jest męczące, niezdrowe i stresujące

tak

wyborcza.pl

 

 

komorowski

http://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/wywiady/kontrwywiad/news-komorowski-gdy-w-pis-skonczy-sie-dzielenie-miejsc-przy-zlobi,nId,2218124

Gościnne występy. We wtorek – Kolenda. Amerykanie nie wierzą „dobrej zmianie”

Katarzyna Kolenda-Zaleska „Fakty” TVN, 14.06.2016

Witold Waszczykowski podczas spotkania z Johnem Kerrym w Waszyngotnie

Witold Waszczykowski podczas spotkania z Johnem Kerrym w Waszyngotnie (Cliff Owen (AP Photo/Cliff Owen))

Czy ostrzeżenia płynące z Ameryki nie otrzeźwią polityków „dobrej zmiany”?

Wygląda na to, że coraz więcej instytucji na świecie nie poznaje się na „dobrej zmianie”. To znaczy oczywiście są niedoinformowane, nie mają pojęcia, co się naprawdę dzieje w Polsce, no ewentualnie są naiwne i głupie, bo słuchają podszeptów wrogów Polski, którzy nadają na własną ojczyznę za granicą, i czytają wrogie gazety, wiadomo, jakie i przez kogo opłacane.

No bo weźmy taki na przykład amerykański Departament Stanu, czyli po prostu ministerstwo spraw zagranicznych. Co za ignorancja, nie ma pojęcia o reformach, nie ma pojęcia, jak się dobrze Polska zmienia, no bo gdyby wiedzieli, to przecież rzecznik Departamentu Stanu nie mówiłby takich głupstw jak ostatnio, że prezydent Barack Obama i sekretarz John Kerry będą pytać w Warszawie o przestrzeganie demokracji w Polsce.

Do tej pory Amerykanie milczeli, nie było oficjalnych sygnałów, raczej delikatne sugestie, że coś szwankuje we wzajemnych relacjach i że nastąpiła zmiana w postrzeganiu Polski. Staliśmy się kłopotem. I nagle Amerykanie przestali milczeć. Tuż przed przyjazdem do Warszawy na szczyt NATO. Tak jakby nie chcieli legitymizować tego, co w Polsce się dzieje, jak traktowany jest Trybunał Konstytucyjny i wydawane przez niego orzeczenia.

Wygląda na to, że nikt nie nabrał się na opowieści o szukaniu kompromisu, bo ten retoryczny już zwrot został wystarczająco ośmieszony. Wiadomo, że żadnego kompromisu nie będzie. PiS chce przeczekać do szczytu i wizyty papieża, a potem będzie czekał do grudnia, by wprowadzić do Trybunału męczennika profesora Karola Zaradkiewicza i zrobić go nowym prezesem. Wygląda to na prosty plan.

Ale czy ostrzeżenia płynące z Ameryki nie otrzeźwią polityków „dobrej zmiany”? Czy prezydent w końcu zrozumie, że nie wystarczy jeździć po świecie, odwiedzać wystawy, spotykać się z prezydentami i wygłaszać gładkie, zgrabne przemówienia. Nikt się na to już nie nabiera. Być może Amerykanie usłyszą w Warszawie znów coś o kompromisie, a gdy wyjadą, PiS przejdzie do realizacji powyższego planu.

I zachodnim demokracjom nie pozostanie już nic innego niż symbolicznie dawać do zrozumienia, co myślą o Polsce. Prawdziwym majstersztykiem było powołanie odwołanej przez rząd PiS Hanny Suchockiej na honorową przewodniczącą Komisji Weneckiej. Symboliczny gest i bardzo znaczący.

Tyle tylko że naszym dotychczasowym zachodnim sojusznikom pozostać mogą jedynie takie gesty, a rząd PiS po wyjeździe papieża zrobi z naszym państwem, co chce.

Zobacz także

coraz

wyborcza.pl

Kto jest naprawdę mały na Euro 2016

Radosław Nawrot, 14.06.2016

Euro 2016. Mecz Belgia-Włochy

Euro 2016. Mecz Belgia-Włochy (Kai Pfaffenbach / REUTERS)

Po poniedziałkowych meczach Euro 2016 pomyślałem, że Belgia to bodaj najwyżej w dziejach futbolu notowana drużyna, która kompletnie niczego w nim nie osiągnęła. A także, że dobrze, gdy na dużą imprezę piłkarską jedzie Irlandia.

Euro 2016 – specjalny serwis

Belgowie zajmują obecnie drugie miejsce w rankingu FIFA, tuż za Argentyną (nawiasem mówiąc… Argentyną – ?!), za to przed Kolumbią, Niemcami, Chile, Hiszpanią, Brazylią, Portugalią i Urugwajem. Za czerwonego diabła nie mam pojęcia, co w tym towarzystwie robi Belgia i czym się zasłużyła, poza wygrywaniem sparingów i eliminacji w bardzo łatwej grupie z Izraelem, Bośnią i Hercegowiną czy Cyprem.

Czerwone Diabły stanowią przedmiot kultu, odkąd gruchnęła wieść, że fantastycznie szkolą swoją młodzież i za pomocą owego szkolenia odbudowali nie tylko piłkę nożną, ale także koszykówkę, siatkówkę (głównie damską), a nawet hokej na trawie. I że należy brać z nich przykład.

Zespół belgijski na mundialu 2014 roku w Brazylii wrócił do światowych rozgrywek po 12 latach tułania się po peryferiach futbolu jak zbity pies, który pamiętał czasy świetności, czyli lata 80. Wtedy Belgia została wicemistrzem Europy (w 1980 roku) i czwartą drużyną świata (w 1986 roku). Po drodze trzema bramkami na mundialu w 1982 roku zdemolował ją Zbigniew Boniek.

Na brazylijskim mundialu Belgowie zdziałali niewiele, no ale teraz, dwa lata później, mieli dojrzeć, dorosnąć, zmężnieć. W starciu z przetrzebionym kontuzjami zespołem włoskim to w nich widziano faworyta, nie za bardzo wiem na jakiej podstawie. Tymczasem Włosi przespacerowali się do Brukseli i z powrotem, pokazując, że choćby nie wiem jaki mieli skład, to na każdej dużej imprezie są zawsze groźni. Są zawsze Włochami.

Nie to co Belgia, która sprawia na razie wrażenie, jakby brakowało jej ze dwóch Janów Ceulemansów i co najmniej jednego Alexa Czernatynskiego. Bez nich wciąż bliżej jej raczej do Against Modern Football, czyli hipsterskiego ruchu uśmiechającego się raczej do tych maluczkich, a nie gigantów i krezusów piłki.

Ruch Against Modern Football ma zresztą na Euro 2016 (z racji powiększenia turnieju) wielu reprezentantów. Jednym z nich są liczne Irlandie.

Na Euro 2016 jesteśmy nimi rozpieszczani, gdyż grają aż dwie, co nigdy dotąd na żadnej dużej imprezie się nie zdarzyło. Zawsze obie się wymieniały – Irlandia Północna zagrała jako pierwsza, na mundialu 1958 roku. Potem pojawiła się na mistrzostwach świata w latach 80. Następnie pojawili się Irlandczycy z południa, począwszy od Euro ’88. Tam interesowało ich tylko jedno – wygrać z Anglią, którą wylosowali w grupie. I wygrali.

Gdy o tym myślę, przypomina mi się moja rozmowa z Kazachami podczas meczu Lecha Poznań w Tałdykorganie. Opowiadali mi, jak krążyli po Europie, by wyjednać w poszczególnych krajach aprobatę dla przyjęcia Kazachstanu do UEFA (13 proc. terytorium tego kraju leży na kontynencie europejskim, a jest to o 13 proc. powierzchni większej niż Francja). Dotarli do Irlandii. Zaczęli przedstawiać argumenty przemawiające za ich przyjęciem, całą listę.

– Nie, nie – odrzekli wtedy Irlandczycy. – To nas nie interesuje. Jakiego zdania są w tej kwestii Anglicy?

– No niestety, oni są przeciw – ze smutkiem przyznali Kazachowie.

– No to my jesteśmy za!

Irlandczyków zapamiętałem z dwóch wizyt w Poznaniu, z czego ta w 2012 roku spowodowała, że Poznań stał się najbardziej zielony od czasów, gdy zaczęto przemalowywać na reklamy jego tramwaje. To były wspaniałe chwile, za które odpowiadają irlandzcy kibice. Kiedy słuchałem po raz kolejny „Fields of Athenry” – smutnej, lirycznej pieśni o głodzie z XIX wieku, jaką odśpiewali podczas meczu ze Szwecją w St. Denis, pomyślałem, że chciałbym kiedyś usłyszeć na polskich stadionach śpiew, a nie wydzieranie się. Ponoć niemal każdy kibic brytyjski czy irlandzki w młodości śpiewał w chórze, dlatego potrafi to robić.

Dlatego apeluję: więcej lekcji śpiewu w szkołach! Przyda się to potem na naszych stadionach.

Gdy Irlandia gra na turnieju, jest sympatycznie także dlatego, że to zespół bezkompromisowy. Może być słaby (najczęściej taki jest), może odpaść (Irlandia jest właściwie chodzącym odpadnięciem), ale walczy zażarcie i jej kibice to doceniają. Mam wrażenie, że Irlandia Północna takiej mocy nie ma, natomiast ta Eire – owszem.

Dzisiaj na Mistrzostwach Europy zobaczymy kolejne dwa zespoły w ramach hipsterskiego Against Modern Football – to Islandia i Węgry. Islandczycy byli rewelacją eliminacji, wyrzucili z turnieju Holandię, co jeszcze niedawno brzmiałoby równie sensacyjnie jak wieść, że Polacy nie przegrają pierwszego meczu na imprezie. Islandia nigdy nie była w takim gronie. Węgry przeciwnie – wracają po 30 latach na salony, gdzie niegdyś należeli do elity. Oba zespoły we wtorek zagrają swoje pierwsze i niezwykle ważne mecze. Niezwykłe także dla tych kibiców, którzy wiedzą, że małe jest piękne.

PS

Gary Lineker ma ponoć cofnąć swój tweet z niedzieli, w którym pochwalił Bartosza Kapustkę w meczu z Irlandią Północną. Jak mówi, nie wiedział, że doprowadzi to do tak ogromnego zamieszania w Polsce. Polacy bowiem nic nie wiedzieli o Kapustce, dopóki im Lineker nie powiedział.

Zobacz także

lineker

wyborcza.pl

 

WTOREK, 14 CZERWCA 2016

Kierwiński o zawieszonych politykach PO i odejściu Jarosa: „To dobry i twórczy spór wewnętrzny”

09:38
kierw

Kierwiński o zawieszonych politykach PO i odejściu Jarosa: „To dobry i twórczy spór wewnętrzny”

– Tego typu transfery zdarzają się bardzo często. W zeszłej kadencji też odeszło od nas dwóch posłów, i to było nic w porównaniu z exodusem, który w zeszłej kadencji zdarzył się PiS-owi. Szkoda odejścia Michała Jarosa, ale widocznie lepiej czuje się w Nowoczesnej, niż w PO – mówił dziś w Radiu Plus o odejściu posła PO Marcin Kierwiński.

Polityk przekonywał, że w PO toczy się „dobry i twórczy spór wewnętrzny”. Stwierdził też, iż Platforma chce wrócić do poziomu 30% poparcia.

09:07
blaszcz

Błaszczak: To my jesteśmy odpowiedzialni za bezpieczeństwo Polaków, Komisja Wenecka może sobie różne rzeczy opowiadać

Jak mówił w „Politycznym Graffiti” Polsat News szef MSWiA Mariusz Błaszczak o krytycznej opinii Komisji Weneckiej o ustawie o policji:

„Polscy policjanci skutecznie zapobiegli tragedii – we Wrocławiu. Te przepisy są niezbędne. To my jesteśmy odpowiedzialni za bezpieczeństwo Polaków, Komisja Wenecka może sobie różne rzeczy opowiadać, bo ona odpowiedzialna za bezpieczeństwo nie jest. Komisja Wenecka nie jest nad rządem. W Radzie Europy jest na przykład Rosja, czy Komisja Wenecka zajmuje się sytuacją w Rosji?”

08:45
2016-06-14

Gowin o Schetynie: Idzie drogą Donalda Tuska, stara się pozbyć jakiejkolwiek opozycji. Ale to się raczej nie sprawdzi

Jak mówił w „Jeden na Jeden” Jarosław Gowin:

„Na pewno objął władzę w partii w trudnym dla niej okresie. Czy sobie radzi? Na razie idzie droga Donalda Tuska, czyli stara się pozbyć jakiejkolwiek opozycji. Ja znam dobrze metody Donalda Tuska. Być może to co sprawdzało się na średnią metę, to w przypadku Schetyny raczej się nie sprawdzi. Za jego działaniami kryje się koncepcja, że PO może mieć mniejsze poparcie, ważne, żeby była podporządkowana jednemu ośrodkowi władzy. Schetyna jest pod bardzo silnym pręgierzem ataków nie ze strony obozu rządowego, tylko ze strony niektórych mediów”

08:32

Komorowski: Nie chciałbym żadnych scenariuszy przekreślać, natomiast nie znaczy to, że cokolwiek planuję

Jak mówił Bronisław Komorowski w rozmowie z Konradem Piaseckim w Kontrwywiadzie RMF:

„Nie mam tego rodzaju planów [startu w wyborach prezydenckich]. Jestem politykiem i człowiekiem spełnionym. Osiągnąłem w życiu bardzo wiele, chciałbym być oczywiście przydatny. Uważam, że to mój obowiązek, żeby i doświadczenie prezydenckie, i pewien poziom akceptacji i życzliwości społecznej, którego potwierdzenie wynika z wyborów prezydenckich, które przegrałem, ale minimalną ilością głosów. To jednak były miliony osób, które mi zaufały. Chętnie bym potencjał wniósł do wspólnego działania”

Były prezydent mówił też: – Nie chciałbym żadnych scenariuszy przekreślać, natomiast nie znaczy to, że cokolwiek planuję. Moim planem politycznym jest wsparcie tego, co jest, aby było silniejsze, jeśli chodzi o opozycję.

08:29
Schet

Schetyna: „Nie zajmuję się wyrzucaniem ludzi z PO”. O „nowej PO”: „Zdecydowanie zakręcimy ciepłą wodę w kranie”

– Trwa audyt [struktur PO] w całym kraju, realizują się teraz jego zapisy. Przechodzimy przez remanent, wewnętrzną inwentaryzację. Po 8 latach rządzenia to konieczne. Jeśli ktoś nie płaci składek, to stawia się poza PO (…) Chcemy budować nową Platformę – mówił dziś w radiowej „Trójce” Grzegorz Schetyna, pytany o doniesienia „Newsweeka”, wedle których z Platformy zostało wyrzuconych 700 działaczy w województwa łódzkiego.

Przewodniczący PO komentował też odejście Michała Jarosa do Nowoczesnej:

„Każdy wybiera swoją drogę polityczną. Ja nie zajmuję się wyrzucaniem ludzi z PO. Nikt się nie zajmuje. Nikt nie został wyrzucony na mój wniosek. Jeśli ktoś ma pomysł na swoją polityczną drogę, to niech idzie swoją drogą. Nie można być trochę tu, trochę tam”

Schetyna odniósł się do ostatnich komentarzy i listu zawieszonego w prawach członka klubu PO Michała Kamińskiego. Jak przyznał szef PO:

„Jeśli moja twarz może koić Michała Kamińskiego i pozwolić mu wyciągnąć wnioski, to jestem za”

Pytany o nowy program Platformy, Schetyna stwierdził:

„Zdecydowanie zakręcimy ciepłą wodę. Musimy mieć dobry, ofensywny program, który pokaże scenariusz na Polskę po PiS-ie”

Polityk zapewniał też, iż PO ma bardzo dobre relacje z KOD-em. Mówił również, że PO nie rozpłynie się w Nowoczesnej czy KOD-zie.

08:23

Komorowski: Liczę, że katalizatorem współpracy PO i Nowoczesnej może być KOD

– Optymalnym byłoby połączenie walorów PO i Nowoczesnej – nowości i świeżości i doświadczenia politycznego. Liczę na to, że takim katalizatorem współpracy środowisk pozytywnym może być KOD, który ma walor i świeżości, autentyczności, ale też walor, że nie jest konkurentem dla partii politycznych, bo jest ruchem obywatelskim – mówił Bronisław Komorowski w rozmowie z Konradem Piaseckim w Kontrwywiadzie RMF.

Jak dodał: – Byłoby dobrze, gdyby w przyszłości w wyborach zaistniała lista wyborcza, na której by się znalazły osoby z rekomendacją KOD-u, ale i osoby reprezentujące poszczególne trzy, a może cztery środowiska polityczne: PO, Nowoczesna, PSL i jakąś formę lewicy.

08:18

Komorowski: Nie należy mówić o wcześniejszych wyborach, należy być na nie gotowym

Jak mówił Bronisław Komorowski w rozmowie z Konradem Piaseckim w Kontrwywiadzie RMF:

„Nie marzą mi się przedwczesne wybory parlamentarne. Dlatego, że widzę, że nie ma takiej presji ze strony opinii publicznej. Politycy powinni w tym zakresie słuchać głosu wyborców. Traktuję to jako cząstkę walki politycznej, hasło o potrzebie zmiany, aby tę złą zmianę zatrzymać. Jeżeli ktoś za bardzo zaznacza chęć przewrócenia stolika politycznego i ustawienia go po swojemu, to jest podejrzewany, że jeszcze sam nie dojrzał, bo ludzie oczekują, że najpierw program się pokaże, zweryfikuje się tych,którzy już rządzili, a na końcu będą wybory. Nie należy mówić o wcześniejszych wyborach, należy być na nie gotowym”

Według byłego prezydenta, PiS w sondażach nie było, ale też nie dostał premii za wygraną. – PiS utrzymuje swoją pozycję, ale licząca się część jego wyborców jednak jest zaniepokojona chaosem w Polsce, brakiem stabilności oraz niektórymi radykalnymi decyzjami. Nie na tyle, żeby ich skreślić, ale na tyle, żeby jednak w innych badaniach dać wyraz swojej niezgodzie na niektóre elementy realnej polityki takiej jak stosunek do TK, do UE i to jest elementem ostrzeżenia dla PiS-u – dodał.

08:05

Rząd zajmie się założeniami budżetu na 2017 i projektem ustawy o podatku od sprzedaży detalicznej

Na dzisiejszym posiedzeniu Rada Ministrów przyjmie założenia projektu budżetu państwa na 2017 rok, propozycję wysokości minimalnego wynagrodzenia za pracę w 2017r. oraz propozycję zwiększenia wskaźnika waloryzacji emerytur i rent w 2017 r.

Ponadto rząd przyjmie propozycję średniorocznych wskaźników wzrostu wynagrodzeń w państwowej sferze budżetowej na rok 2017 oraz informację o prognozowanych wielkościach makroekonomicznych stanowiących podstawę do opracowania projektu ustawy budżetowej na 2017 rok.

Rząd przyjmie także projekt ustawy o podatku od sprzedaży detalicznej, nazywany podatkiem handlowym. Punkt ten wczoraj został dopisany do porządku obrad.

300polityka.pl

Zdaniem Staniszkis polityka PiS to karykatura działań Putina. „Nie docenili reakcji europejskiej”

Lepiej później niż wcale? Jadwiga Staniszkis stała się jednym z krytyków rządów PiS.
Lepiej później niż wcale? Jadwiga Staniszkis stała się jednym z krytyków rządów PiS. Fot. Sławomir Kamiński /Agencja Gazeta

Jadwiga Staniszkis po dokonaniu się „dobrej zmiany” jest jednym z głównych krytyków PiS i rządu Beaty Szydło. Co prawda w PiS zdają się nie przejmować jej słowami, ale trudno będzie politykom tej partii całkiem zignorować jej ostatnie wypowiedzi. A profesor mówi wyraźnie o tym, że PiS przeliczyło się i źle oceniło reakcję amerykańską i europejską na to, co się dzieje w Polsce wokół Trybunału Konstytucyjnego.

Zdaniem Staniszkis politycy w USA z wielkim niepokojem i żalem obserwują gierki uprawiane przez Jarosława Kaczyńskiego i jego partię. Ich niechęć wobec rządów PiS budzić ma szczególnie brak próby rozwiązania problemów, jakie ten rząd i parlament sami stworzyli. Niechęć do osiągnięcia przez PiS kompromisu ma sprawiać, że politycy europejscy i amerykańscy zaczynają zdaniem Staniszkis postrzegać Polskę jako peryferia Wschodu.

Nie tylko konflikt wokół Trybunału Konstytucyjnego oburza amerykańskich i europejskich polityków polityków. Zdaniem Staniszkis na zachodzie z niepokojem przyglądają się także temu, co się dzieje w mediach. Staniszkis zgadza się z opinią Martina Schultza, przewodniczącego Parlamentu europejskiego, który oskarżył polski rząd o uprawianie polityki w stylu putinowskim, gdzie władza skupia się w jednym ręku, a media publiczne ograniczone są do pełnienia roli tuby propagandowej.

Jadwiga Staniszkis jeszcze przed wyborami parlamentarnymi była mocno związana z PiS. Widywano ją w telewizji i na wiecach, gdzie krytykowała rządy PO/PSL i chwaliła Jarosława Kaczyńskiego. Po wyborach, gdy na własne oczy przekonała się, co to znaczy „dobra zmiana” przystała do obozu „Polaków gorszego sortu”.

źródło: TVN24

zdaniemStaniszkis

naTemat.pl

 

 

polskaWruinie

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/56,114883,20204457,dobra-zmiana-gruba-kreska,,1.html#MT

„Smoleńsk” w każdym apelu z asystą wojska. Macierewicz wydał polecenie

OK, 14.06.2016

Szef MON Antoni Macierewicz

Szef MON Antoni Macierewicz (fot. Franciszek Mazur/Agencja Gazeta)

1. W każdym apelu wojskowym znajdą się zawołania na cześć ofiar ze Smoleńska
2. Polecenie szefa MON zostało rozesłane wewnętrzną pocztą
3. Nie ma go w oficjalnych dokumentach

Jak ustaliło RMF FM, w każdym apelu z asystą wojska mają znaleźć się zawołania na cześć ofiar katastrofy smoleńskiej. Pisemne polecenie ministra obrony Antoniego Macierewicza zostało rozesłane wewnętrzną pocztą do wszystkich jednostek wojskowych.

Polecenia nie odnajdziemy w oficjalnych dokumentach. Nie jest to bowiem rozkaz, zarządzenie czy decyzja ministra.

W każdym apelu pamięci z udziałem wojska znajdzie się przywołanie prezydenta Lecha Kaczyńskiego z małżonką, Ryszarda Kaczorowskiego, dowódców sił zbrojnych, duchownych i pozostałych uczestników tragicznego lotu do Smoleńska.

Apel smoleński brzmi tak:

Wzywam wszystkich polskich patriotów – żołnierzy, funkcjonariuszy, urzędników, duchownych, obywateli, którzy swoją służbą i pracą utrwalali wolność, suwerenność i niepodległość Rzeczypospolitej Polskiej, a wypełniając patriotyczny obowiązek, odeszli na wieczną wartę.

STAŃCIE DO APELU!

CZEŚĆ ICH PAMIĘCI!

Przywołuję do nas Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, Zwierzchnika Sił Zbrojnych, Lecha Kaczyńskiego wraz z Małżonką, Marią Kaczyńską oraz ostatniego Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie, Ryszarda Kaczorowskiego.

STAŃCIE DO APELU!

CZEŚĆ ICH PAMIĘCI!

Wzywam szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego generała Franciszka Gągora, dowódcę Sił Powietrznych generała pil. Andrzeja Błasika, dowódcę operacyjnego Sil Zbrojnych generała Bronisława Kwiatkowskiego, dowódcę Marynarki Wojennej admirała floty Andrzeja Korwetę, dowódcę Wojsk Lądowych generała broni Tadeusza Buka, dowódcę Wojsk Specjalnych generała broni Włodzimierza Potasińskiego oraz dowódcę Garnizonu Warszawa generała dywizji Kazimierza Gilarskiego.

STAŃCIE DO APELU!

CZEŚĆ ICH PAMIĘCI!

Przywołuję Biskupa Polowego Wojska Polskiego generała broni Tadeusza Płoskiego, Prawosławnego Ordynariusza Wojska Polskiego abp. generała dywizji Mirona Chodakowskiego oraz pełniącego obowiązki Naczelnego Kapelana Ewangelickiego Wojska Polskiego ks. generała brygady Adama Pilcha.

STAŃCIE DO APELU!

CZEŚĆ ICH PAMIĘCI!

Wołam wszystkich, którzy w tragiczny poranek 10 kwietnia 2010 roku zginęli
w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem, w drodze na obchody rocznicy Zbrodni Katyńskiej. Wiernie pracowaliście dla Polski izginęliście, wypełniając patriotyczny obowiązek. Pamięć o Waszej służbie dla Ojczyzny i tragicznej śmierci pozostanie na zawsze w sercach rodaków!

STAŃCIE DO APELU!

CZEŚĆ ICH PAMIĘCI!

 polecenie

gazeta.pl

 

Po nagrodzie dla Jakuba Kornhausera, szwagra prezydenta Dudy. Prawica sądzi po sobie [PAWŁOWSKI]

Roman Pawłowski, 14.06.2016

Jakub Kornhauser

Jakub Kornhauser (Beata Zawrzel/REPORTER / REPORTER)

Fala prawicowego hejtu wylała się na Jakuba Kornhausera, poetę i literaturoznawcę. Prawicowi publicyści zarzucają mu, że dostał Nagrodę im. Wisławy Szymborskiej nie za swój najnowszy tom poetycki „Drożdżownia”, ale za to, że śmiał w wywiadzie dla „Dużego Formatu” skrytykować prezydenta Andrzej Dudę, który jest jego szwagrem.

„Dziś każdy może sobie odpowiedzieć na pytanie: Czy też za nagrodę im. Szymborskiej zaatakowałby swoją rodzinę w GW?” – napisał na Twitterze Samuel Pereira. „Pierwsza nagroda poetycka za wywiad. Ależ to wszystko do urzygu słabe i przewidywalne” – to R. Ziemkiewicz. A niezawodny w wylewaniu pomyj Stanisław Janecki porównał nagrodę dla Kornhausera z doktoratem honoris causa, który przyznał prezesowi Trybunału Konstytucyjnego Andrzejowi Rzeplińskiemu Uniwersytet w Osnabrücku: „Wystarczy słusznie poszczekać. Żenada totalna”.

CZYTAJ TEŻ: Jakub Kornhauser: Surrealista na rowerze

Z reakcji prawilnych komentatorów przebija szczególne rozumienie idei nagród literackich. Hejterom nie mieści się w głowie, że poeta w naszym kraju może dostać nagrodę po prostu za ciekawą książkę, docenioną przez kompetentnych, obdarzonych autorytetem jurorów. Że jego poglądy i sympatie polityczne, to, jakie portale czyta, na kogo głosuje, jakie święta obchodzi, jakiego jest wyznania i co sądzi o prezydencie RP, nie jest brane pod uwagę przez jury literackiego konkursu. Nie, w prawilnym świecie nagród nie dostaje się, ot tak sobie, za dobre książki. Nagrody są formą docenienia ideologicznej słuszności i wskazania, kto z nami, a kto przeciw nam. I oczywiście, przyznawane są swoim.

Hejt na Kornhausera zbiegł się w czasie z przyznaniem Nagrody im. Lecha Kaczyńskiego, którą w tym roku otrzymał poeta Jarosław Marek Rymkiewicz. Naturalnie w tym przypadku nie ma mowy o politycznym charakterze nagrody. Nikt nie posądził laureata, że wyróżnienie otrzymał nie za literaturę, ale zaangażowanie po stronie PiS-u i słynny wiersz o dwóch Polskach adresowany do prezesa Jarosława Kaczyńskiego (z którego rąk odebrał zresztą laur). Kapituła nagrodziła Rymkiewicza po prostu za wysoką jakość literacką dzieł. Naturalnie nie ma żadnego znaczenia, że w przeszłości nagrodę tę otrzymywali twórcy o prawicowych poglądach, że wręczana jest podczas konferencji Polska Wielki Projekt organizowanej przez Instytut Sobieskiego – think thank wspierający PiS, że w kapitule zasiadają znane autorytety prawicy: Zdzisław Krasnodębski, Andrzej Gwiazda, Jan Olszewski, a nagrodę finansowo wspiera od tego roku PKO PB pod dobrozmianowym kierownictwem. Jest to wyróżnienie ponad podziałami i kropka.

Ideologiczne dzielenie nagród na prawilne i nieprawilne, szczucie laureatów za ich poglądy pogłębia podział w polskiej kulturze. Na naszych oczach powstają dwa równoległe obiegi kulturowe, które nie stykają się ze sobą w żadnym punkcie. Podobna sytuacja miała miejsce w stanie wojennym i tuż po nim, kiedy twórcy związani z opozycją powołali własną Nagrodę Kulturalną „Solidarności” przyznawaną przez Komitet Kultury Niezależnej i będącą alternatywą dla nagród państwowych. Różnica jest taka, że Nagrodę Kulturalną „Solidarności” przyznawano nie tylko pisarzom wydającym w podziemiu, jak Igor Newerly czy Kazimierz Orłoś, ale również twórcom uczestniczącym w obiegu oficjalnym: otrzymali ją np. malarz Zbylut Grzywacz i kompozytor Witold Lutosławski. A w wolnej Polsce? W 2003 r. nagrodę Nike ufundowaną przez Agorę, wydawcę tej strasznej, lewackiej „Wyborczej”, otrzymał ten sam Jarosław Marek Rymkiewicz. Dzisiaj nie do pomyślenia jest, aby Nagrodę Literacką im. Mackiewicza, w której kapitule zasiada m.in. Ziemkiewicz, dostał, dajmy na to, Adam Zagajewski.

„Drożdżownia” Jakuba Kornhausera wygrała konkurs, do którego zgłoszono ponad 200 tytułów, ponieważ to „bardzo dojrzały tom w trudnej poetyce poematu prozą”. Laudację wygłosił prof. Marian Stala z Uniwersytetu Jagiellońskiego, jeden z najlepszych polskich literaturoznawców.

Oskarżanie Kornhausera o zwierzęcą nienawiść do PiS-u i Dudy jest o tyle absurdalne, że w wywiadzie krytyka prezydenta zajmuje jeden akapit, całość poświęcona jest głównie poezji. Poeta zastrzega, że rozumie i szanuje ludzi, którzy mają prawicowe poglądy i głosują na PiS, chwali nawet socjalną politykę PiS, a jego opinia o prezydencie nie jest szczególnie napastliwa w porównaniu do hejtu na prezydenta Komorowskiego, wylewanego na łamach portali, dla których pracują krytycy Kornhausera.

Najwyraźniej zbyt częste pisanie tweetów ogranicza zdolność do rozumienia tekstów u prawicowych publicystów do 140 znaków. Proponowałbym praktykowanie od czasu do czasu czytania dłuższych form.

Zobacz także

hejt

wyborcza.pl

 

Temat Dnia „Gazety Wyborczej”. „Marzę o radiu takim, jak Trójka z najlepszych lat” – Magda Jethon rozmawia z Agnieszką Kublik

MAGDA JETHON, AGNIESZKA KUBLIK; ZDJĘCIA: STUDIO TV, ALEKSANDRA WALASEK, MONTAŻ: KATARZYNA SZCZEPAŃSKA, 13.06.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,20235357,video.html?embed=0&autoplay=1
– Kiedy pani prezes wręczyła mi odwołanie i tłumacząc się właściwie, powiedziała, że przyjęła to stanowisko, bo bardzo zależy jej, żeby radio było rzetelne, uczciwe, wolne od nacisków polityków, po prostu lepsze, lekko zdziwiona zapytałam: Czy to znaczy, że Trójka była nierzetelna, nieuczciwa, naciskana, po prostu była słabym radiem? Powiedziała: ‚Mnie nie interesuje przeszłość, ja myślę tylko o przyszłości’ – wspomina swoje odejście z Polskiego Radia Magda Jethon, była szefowa radiowej Trójki. Czym zajmuje się teraz, co mówi o obecnym kształcie radiowej ‚Trójki’ i czy stworzy własne radio? Obejrzyj rozmowę.

jethon

wyborcza.pl