Radziwiłł, 24.07.2016

 

W najnowszym „Newsweeku”: Jak PiS chce przejąć władzę nad Warszawą?

24-07-2016

W warszawskim ratuszu panika. Po korytarzach od tygodni krążą plotki, że na jesieni wkroczy do urzędu komisarz i zastąpi prezydent Gronkiewicz-Waltz oraz radę miasta.

arszawa, modny lokal na Powiślu. – Grillowanie – mówi znany działacz samorządowy – to przypiekanie na ruszcie, podsmażanie, żeby zmiękczyć. A ścinanie – dłoń działacza opada w powietrzu jak gilotyna – to krótkie zakończenie tematu przed podaniem na talerz. Nie wiem, którą opcję wybierze PiS. Ale ten kucharz, cha, cha, lubi ostre narzędzia.

Rada Warszawy, jesień 2015 r., jedna z ostatnich sesji przed wyborami. Już wiadomo, że PiS idzie po władzę. Do prezydialnego stołu podchodzi radny Maciej Wąsik, były wiceszef CBA (dziś sekretarz stanu w kancelarii premiera). – Wyciągał palec i do ludzi z PO za stołem mówił: „Wkrótce po pana przyjdziemy. Po pana też. Nad panem pomyślimy. Pan może spać spokojnie. Taki żarcik, bardzo w jego stylu – opowiada jeden z naszych rozmówców.

– Maciej Wąsik prowadził batalię, żeby ujawnić wyciągi ze służbowych kart kredytowych urzędników ratusza. Zdziwił się, bo okazało się, że służbową kartą kredytową płaciliśmy wyłącznie za hotele. Nie znalazł ośmiorniczek, restauracji, Sowy i Przyjaciół – dodaje Jarosław Jóźwiak, wiceprezydent Warszawy.

Czytaj też: CBA w Warszawskim Ratuszu. Powód? Reprywatyzacja nieruchomości, ale i… „kontroli dawno tu nie było”

Teraz ratusz od miesięcy żyje plotką, że na jesieni wkroczy do urzędu komisarz i zastąpi prezydent Gronkiewicz-Waltz oraz radę miasta. Że PiS tylko czeka, żeby skończył się szczyt NATO i z Polski wyjechał papież. Że jesienią przyjdzie CBA i kogoś zabierze. Że za częścią urzędników już chodzi CBA.

– Kontrole były zawsze, ale nigdy tak intensywne w jednym czasie i tak bardzo nagłaśniane medialnie. Kiedyś były merytoryczne, a dzisiaj raczej chodzi o wywołanie wrażenia, że w ratuszu dochodzi do nieprawidłowości. Spodziewać się można wszystkiego, bo skoro złe są Trybunał Konstytucyjny, Komisja Europejska, Komisja Wenecka, zły jest Barack Obama i cały świat, to dlaczego prezydent Warszawy ma być dobry? Trudno przewidzieć przyszłość, jeśli dziś ustawy można zmieniać w jedną noc – mówi Jacek Wojciechowicz, pierwszy zastępca prezydenta Warszawy.

jakPiS

newsweek.pl

 

Niemcy. Mężczyzna uzbrojony w maczetę zabił kobietę na ulicy. „Bild”: To Polka

TS, PAP, 24.07.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,114881,20447143,video.html?embed=0&autoplay=1
• Napastnik uzbrojony w maczetę zabił kobietę w miejscowości Reutlingen
• „Bild”: Ofiara była Polką, pracowała w lokalu gastronomicznym, była w ciąży
• Z informacji dziennika wynika, że napastnik ranił też dwie inne osoby

 

Do ataku doszło przed wejściem do jednego z lokali gastronomicznych. Według dziennikarzy „Bilda” kobieta, która zginęła z rąk syryjskiego uchodźcy, była Polką. Pracowała w lokalu. Była w ciąży.

Niemiecka policja nie potwierdza tych doniesień. Polski MSZ jest w stałym kontakcie z niemieckimi służbami.

Reutlingen, NiemcyGoogle Maps

Napastnika z Reutlingen zatrzymano. To 21-letni uchodźca syryjski – poinformował rzecznik policji w tym mieście. Ujawnił, że Syryjczyk wystąpił w Niemczech o azyl. Powiedział też, nie podając szczegółów, że w przeszłości mężczyzna był zamieszany w incydenty, w których inni ludzie odnieśli obrażenia.

„Bild” cytuje naocznego świadka, który powiedział, że „sprawca był całkiem oszalały” i że „nawet gonił z maczetą policyjny radiowóz”. Ten sam świadek powiedział, że przejeżdżający tamtędy kierowca „przyspieszył i potrącił napastnika”.

bild

gazeta.pl

Nikt nic nie wie – ale to na pewno islam

Bartosz T. Wieliński, 24.07.2016Monachium. Nastolatek zastrzelił i ranił kilkanaście osób

Monachium. Nastolatek zastrzelił i ranił kilkanaście osób (Jens Meyer (AP Photo/Jens Meyer))

Przeglądam wypowiedzi zwolenników polskiej prawicy o zamachu w Monachium i mam dziwne wrażenie, że są rozczarowani.

W piątek wieczór nikt ze śledzących w internecie dramat w bawarskiej stolicy nie wiedział, co się dzieje. Media i Twitter, zamiast informować, siały panikę i chaos. Alarmowały o wielu zabitych, wielu sprawcach strzelających z karabinów maszynowych lub broni długiej, nie tylko w centrum handlowym Olympia, ale też w innych rejonach Monachium. Telewizja CNN twierdziła, że napastnik krzyczał „Allahu Akbar!”. Były nawet rzekome filmy z wnętrza Olympii, na których widać było leżące na ziemi ofiary. Monachijska policja błagała internautów, by nie rozpowszechniali plotek. Nadaremnie.

– Oczywiście, że [to] radykalny islam. Ktoś, kto twierdzi inaczej, kłamie – łajał sceptyków na Twitterze Bartłomiej Graczak, reporter dziennika telewizyjnego TVP zwanego „Wiadomościami”. Ktoś mu zwrócił uwagę, że wie więcej niż niemiecka policja. Gwiazdor go wyśmiał. Przecież niemiecka policja tuszowała popełniane przez muzułmanów przestępstwa – stwierdził kategorycznie.

– Dla Niemców szok. Zawsze to oni mordowali wcześniej, odwrotnej sytuacji nie mają przećwiczonej – popisał się przed swoją publiką Rafał Ziemkiewicz, twórca stowarzyszenia Endecja, które chce wyprowadzić Polskę z Unii Europejskiej.

Wszystko układa się w jedną całość: kanclerz Angela Merkel sprowadziła do Niemiec milion muzułmanów, a oni urządzili w Monachium krwawą łaźnię. Na szczęście rząd PiS nie wpuścił do kraju żadnego wyznawcy islamu i wprowadził ustawę antyterrorystyczną.

Materiał do dziennika telewizyjnego TVP był już w zasadzie gotowy, gdy się okazało, że jedynym napastnikiem w Monachium był psychicznie chory nastolatek, który pistolet i amunicję kupił przez internet. Propagandowo trudno to wykorzystać. Ale próbują.

Nadzorca publicystyki w TVP Info Samuel Pereira (przedtem „Gazeta Polska”, Niezależna.pl, „Fronda”) idzie tropem podwójnego niemiecko-irańskiego obywatelstwa napastnika. Pyta, jak będzie po niemiecku: „Nic się nie stało,Niemcy, nic się nie stało”. Dziwi go, że miasto po nocy strachu wróciło do życia i nikt nikogo nie rozlicza, a psychicznie chorego sprawcę, mimo że miał irańskie korzenie, traktują nie jak przybysza ze świata islamu, tylko jak swojego. „Lewica wie, że jej ideologia jest dla Europy samobójcza” – pisze Pereira.

– Niezależnie od motywów zamachu to efekt fiaska dotychczasowego modelu społecznego Europy – dodaje jego kolega z pracy i podobno nawet z gabinetu Dawid Wildstein. Czyżby chodziło mu o to, że sprawca tak łatwo zdobył broń? (uwaga: ironizuję).

Do tego rzecznik prezydenta Marek Magierowski przypomniał, że gdy w marcu zeszłego roku psychicznie chory pilot linii Germanwings rozbił samolot w Alpach, to media się domagały, by określać go mianem terrorysty, a nie psychicznie chorego.

Skoro w Monachium nie było zamachu islamskiego, to niech chociaż będzie terroryzm. Takie to prawicowe rozczarowanie. Po niemiecku to będzie „Schadenfreude”.

Zobacz także

wiadomości

wyborcza.pl

„Pieniądze dla ‚krewnych i znajomych’ płyną z budżetu szeroką rzeką”. Tak „Newsweek” opisuje politykę kadrową rządu PiS

"Newsweek" opisuje, jak podwyżkami i nowymi miejscami pracy PiS kupuje lojalność administracji i służb, oraz zaspokaja głód wielkich pieniędzy wśród działaczy partii rządzącej.
„Newsweek” opisuje, jak podwyżkami i nowymi miejscami pracy PiS kupuje lojalność administracji i służb, oraz zaspokaja głód wielkich pieniędzy wśród działaczy partii rządzącej. Fot. „Newsweek” 31/2016

„Pomysł ogromnych podwyżek dla rządu i parlamentarzystów spalił na panewce, ale pieniądze dla ‚krewnych i znajomych’ PiS i tak płyną z budżetu szeroką rzeką” – czytamy w najnowszym wydaniu „Newsweeka”. Tygodnik kierowany przez Tomasza Lisa opisuje, jak podwyżkami władza kupuje sobie lojalność administracji i służb, a tworzeniem nowych państwowych etatów zaspokaja głód wielkich pieniędzy wśród partyjnych działaczy.

Okładkowy temat najnowszego „Newsweeka” to oczywiście pokłosie skandalu, który Prawo i Sprawiedliwość rozpętało proponując bardzo wysokie podwyżki dla ludzi władzy. Owszem, z większości tych planów partia rządząca już się wycofała. Jednak tygodnik przypomina, że podwyżki dla prezydenta, premiera, ministrów i posłów to nie jedyny sposób na drenowanie budżetu państwa w celu zaspokojenia potrzeb partii, która przez 8 lat zmuszona była żyć w opozycji, gdzie dostęp do wielkich pieniędzy miała utrudniony.

Pieniądze potrzebne są też do zapewnienia sobie lojalności podwładnych. Takie podłoże mają prawdopodobnie podwyżki, których już dokonano lub które planuje się w kluczowych resortach. „Newsweek” podkreśla, że dużo więcej zarobią pracownicy sądownictwa, a podwyżki szykują się też w prokuraturze. Podobnie jest z żołnierzami i cywilnymi pracownikami wojska, oraz funkcjonariuszami służb specjalnych, których objęły lub wkrótce mają objąć hojne podwyżki. Nie inaczej jest z tymi, którzy podlegają MSWiA.

Przede wszystkim „Newsweek” zwraca jednak uwagę na to, jak zatrudnia się w najbliższym otoczeniu premier Beaty Szydło. Jej rząd pobił bowiem rekord i powołał aż 95 wiceministrów, a kolejna rzesza całkiem nieźle opłacanych urzędników to wszelkiej maści pełnomocnicy. Poza tym, samych ministrów w obecnym rządzie też jest sporo.

Tygodnik Tomasz Lisa zwraca również uwagę, iż dla tych ludzi partii rządzącej, którzy nie załapali się na posady w administracji państwowej, atrakcyjne miejsca pracy organizowane są w licznych nowych agencjach i fundacjach rządowych. Za przykłady podane zostały Państwowe Gospodarstwo Wodne „Wody Polskie”, czy Polska Fundacja Narodowa, oraz państwowe fundacje wspierające biznes, których stworzenie zapowiedział wicepremier Mateusz Morawiecki.

naTemat.pl

 

Gliński w TVP Kultura – cd. Ministerstwo wyjaśnia, co minister miał na myśli. Pawłowski odpowiada

Roman Pawłowski, 24.07.2016

Piotr Gliński

Piotr Gliński (ŁUKASZ KRAJEWSKI)

Wicepremier Piotr Gliński jest kolejnym politykiem PiS, który posługuje się insynuacją, aby później zlecić innym prostowanie i wyjaśnianie, co właściwie miał na myśli.

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego opublikowało oświadczenie w sprawie mojej relacji z rozmowy ministra Piotra Glińskiego w TVP Kultura.

Ministerstwo zaprzecza w nim, jakoby Gliński zarzucał Obywatelom Kultury, że dostają publiczne środki lub finansują z nich organizowane przez siebie przedsięwzięcia. W rzeczywistości – jak głosi oświadczenie – pan minister chciał powiedzieć, że w ruchu biorą udział osoby, które „w ramach działalności społecznej i kulturalnej otrzymywały lub otrzymują środki z programów ministra lub instytucji podległych MKiDN”, a także „dyrektorzy kilku narodowych instytucji podległych MKiDN, których wynagrodzenia również pochodzą z tego źródła”.

W świetle przytoczonych informacji, w tym o roli, jaką w przedsięwzięciach ruchu deklarującego się jako opozycyjny wobec ministra kultury i dziedzictwa narodowego odgrywają dyrektorzy narodowych instytucji kultury oraz beneficjenci ich programów, nie można stwierdzić, że w wypowiedzi ministra Piotra Glińskiego wystąpił jakikolwiek błąd czy błędna interpretacja faktów

– wyjaśnia ministerstwo.

Niestety, internet pamięta. Nagranie rozmowy nie pozostawia wątpliwości: wicepremier mówił o finansowaniu ze środków publicznych osób z ruchu Obywateli Kultury w kontekście przygotowywanego przez nie Kongresu Kultury. Insynuacja polega tu na sugerowaniu, że poprzednia władza opłaciła zawczasu krytyków władzy obecnej, i to „po przegranych wyborach”.

Oto fragment rozmowy, dotyczący tej kwestii:

„Dziennikarz: Chciałbym zapytać o dwa kongresy kultury, jeden był zapowiedziany w połowie roku przez Obywateli Kultury chyba na październik, jeśli dobrze pamiętam, ministerstwo także zapowiedziało w krótkim komunikacie drugi kongres, ministerialny. Proszę zdradzić, czym ten kongres ma być i czy kultura ma być przestrzenią współpracy, czy raczej dwóch kongresów i dwóch kultur.

Piotr Gliński: Zawsze należy współpracować, należy starać się rozumieć adwersarzy czy różne strony.

Dziennikarz: Dwa kongresy kultury?

Piotr Gliński: Wie pan, ja słyszałem coś o jakimś kongresie, który środowisko Obywateli Kultury, które kojarzy mi się z kilkoma nazwiskami, przygotowuje czy chce przygotować. Zauważyłem też, że ta inicjatywa była przedstawiona w kontekście ewidentnie politycznym, to miał być wyraz jakiejś niezgody na coś, zaniepokojenia, ten manifest, jak go czytałem, trudno było to komentować. Słowa czy diagnoza, która była tam zawarta, moim zdaniem jest być może bardziej emocjonalna niż racjonalna. Ze zdziwieniem czy w zasadzie też z rozbawieniem dowiedziałem się, chyba w ciągu ostatniego miesiąca, że te osoby są finansowane ze środków publicznych, przyznanych im przez poprzednią panią minister, tuż przed odejściem z tego gabinetu, a już po przegranych wyborach. To też tym bardziej urocze, że zostali ci ludzie wyposażeni w jakieś środki publiczne do działania – dobrze, że krytycznego wobec władzy, bo władza zawsze powinna podlegać krytyce. Nie zauważyłem za bardzo, żeby równie intensywnie była recenzowana władza poprzednia przez te środowiska, które niby protestowały, niby żądały tego jednego procenta, ale nie widziałem, aby z tego powodu ktoś na ulicę wychodził, krzyczał. Ja o tym mówię, dlatego, że ta inicjatywa była, ona się zaczęła politycznie i jest pełna cisza, ja nie wiem, co się dzieje z tym kongresem”.

Oświadczenie MKiDN nie zamyka sprawy, przeciwnie, otwiera nowe pole do wyjaśnień. Chciałbym wiedzieć:

  • czy według ministra Piotra Glińskiego ten, kto dostaje publiczne środki na działalność kulturalną, nie powinien brać udziału w „przedsięwzięciach ruchu deklarującego się jako opozycyjny wobec ministra kultury i dziedzictwa narodowego”?
  • czy oświadczenie MKiDN to zawoalowana próba zastraszenia środowiska kultury przed jesiennym Kongresem Kultury, na którym z pewnością padnie wiele cierpkich słów pod adresem resortu?
  • czy minister Piotr Gliński podziela pogląd, że – to abecadło demokracji – korzystanie ze środków publicznych nie może pozbawiać nikogo prawa do krytyki władzy?

coMiał

wyborcza.pl

Archaiczny polski Kościół

Zbigniew P. Szczęsny*, 23.07.2016

Święto Dziękczynienia

Święto Dziękczynienia (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Jeśli w Polsce sakralizacja sfery publicznej będzie nadal postępować w takim tempie, jak ma to miejsce obecnie, to w nieodległej przyszłości grozić nam będzie narodowa katastrofa.

Kościelna lekcja polityki: hołd i omerta [BARTOŚ]

***

„Wiara okazuje się zawsze krewniaczką ducha dziejów, którym chciałaby rządzić, a w czasach nowożytnych staje się jego ulubionym środkiem, szczególnym przejawem jego chytrości”
Max Horkheimer, Theodor W. Adorno, „Dialektyka oświecenia. Fragmenty filozoficzne” (przekład Małgorzaty Łukasiewicz)

***

„Dla zachowania dobrego stanu politycznego i intelektualnego życia narodu konieczne jest przyjęcie zasady, zgodnie z którą religijne uzasadnienia stanowisk politycznych, a zatem również sam dyskurs religijny, powinny stać się takimi samymi przedmiotami debaty i w takim samym stopniu podlegać krytyce jak inne dyskursy i systemy przekonań”
Jonathan Culler, „Literaturoznawstwo porównawcze a pobożność”

Mamy w Polsce problem z Kościołem katolickim i problem ten stał się ostatnio na tyle widoczny, że piszą o nim już nawet sami księża – przynajmniej tak widzę kolejną próbę otwarcia debaty nad misją Kościoła w Polsce podjętą niedawno ważnymi tekstami dwóch dominikanów: Ludwika Wiśniewskiego w „Tygodniku Powszechnym” oraz Tomasza Dostatniego w „Gazecie Wyborczej”. Odnoszę jednak wrażenie, że obaj zakonnicy opisują problem w kategoriach choroby dręczącej Kościół, lecz nie widzą, jak poważnie z jej powodu chore jest państwo.

O. Wiśniewski pisze o dręczącej polski katolicyzm skazie manicheizmu, o. Dostatni o jego skażeniu pogańskim nacjonalizmem. Obaj ubolewają, że tak usposobiony Kościół staje się anachroniczny, że rwie się więź z wiernymi, zwłaszcza z młodzieżą…

Przyznam, że nawet będąc osobą niereligijną, potrafię zrozumieć zatroskanie obu duchownych odchodzeniem ich Kościoła od wizji chrześcijaństwa zakreślonej przez Sobór Watykański II, jednak dla mnie od polskiego Kościoła ważniejsze jest polskie państwo, zatem w niniejszej analizie postaram się opisać, w jaki – moim zdaniem – sposób Kościół taki, jaki jest, oddziałuje na bieżącą dynamikę polskiego procesu politycznego.

Poparcie udzielone przez Kościół Prawu i Sprawiedliwości okazało się kluczowe w procesie dekonstrukcji konsensualnych podstaw obowiązującego w Polsce systemu politycznego i jego przesunięcia w stronę modelu westminsterskiego. Zwrot ten odbywa się przy ostentacyjnym lekceważeniu opinii opozycji, a towarzyszy temu próba wypchnięcia niekonfesyjnych światopoglądów poza nawias debaty publicznej jako pozbawionych moralnej legitymacji do jakiejkolwiek poważnej reprezentacji. Zmiana ma charakter głębokiego naruszenia ładu konstytucyjnego i wynikającego z niego trójpodziału władzy.

Zblatowana z Kościołem populistyczna prawica nie ukrywa, że jednym z jej najważniejszych celów jest doprowadzenie do zmiany konstytucji państwowej w sposób trwale uprzywilejowujący pozycję Kościoła, a utrudniający możliwości oddziaływania niekonfesyjnych światopoglądów na sferę prawa i polityki. Pozwoli to jej na długotrwałe uzyskanie przewagi narracyjnej i tym samym utrzymanie stosunków społecznych w stanie gwarantującym utrzymanie władzy.

Mamy do czynienia z podręcznikową sytuacją sojuszu tronu i ołtarza, sytuacją niemieszczącą się w standardach nowoczesnego państwa prawa, lecz równocześnie obie strony konsekwentnie temu zaprzeczają, a katoliccy publicyści dworują sobie z krytyki, czego przykładem może być chociażby publikacja Jacka Borkowicza w „Przewodniku Katolickim” z 10 lipca br., gdzie czytamy:

„A przecież, jeżeli już przyjmiemy za prawdę, że większości polskich biskupów prywatnie bliżej do Jarosława Kaczyńskiego niż np. Ryszarda Petru, tym bardziej należałoby docenić ich wstrzemięźliwość w zabieraniu głosu na temat obecnych wydarzeń. Stoją bowiem przed wielką pokusą, by zająć wobec nich stanowisko, już jako gremium Episkopatu, z pozycji sojusznika tronu. Podjęcie takiego ruchu zdaje się sugerować im chociażby jasnogórskie wystąpienie prezesa. A jednak biskupi tego kroku dotąd nie uczynili”.

Wymowa tego tekstu aż razi! Konferencja Episkopatu jest wyłącznie ciałem koordynującym pracę biskupów i służącym usprawnieniu ich współpracy w rozwiązywaniu złożonych problemów. Nie ma natomiast funkcji nadrzędnej nad biskupami, którzy sprawują swoje urzędy suwerennie z nadania pontyfikalnego, reprezentując najwyższy stopień sakramentu kapłaństwa i będąc upoważnionymi do nauczania w imieniu Kościoła. Kościół naucza głosem biskupów, a nie episkopatów, zatem ton publikacji Jacka Borkowicza, który zdaje się nam sugerować ich mądrą wstrzemięźliwość, jest wobec tonu ich licznych wypowiedzi wręcz kuriozalny. Jest czymś oczywistym, że prawica uzyskała od Kościoła ogromne wsparcie, a środowiska liberalno-lewicowe, pomimo licznych prób ułożenia sobie relacji z Kościołem, zostały przezeń de facto wyklęte.

Na to, że Kościół katolicki w Polsce systematycznie narusza zapisy konkordatowe i zachowuje się jak aktor, którego działania nijak nie mieszczą się w przynależnej mu ocenie moralnej procesu politycznego, lecz który aktywnie stara się wpływać na kształt polskiej sceny politycznej, zwracał po wielekroć uwagę dr Paweł Borecki z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego w obszernych opracowaniach przygotowanych dla Instytutu Spraw Publicznych – nie ma tu żadnej tajemnicy! A jednak polskiej racji stanu jakoś bardzo trudno bezstronnie odnieść się do roli, jaką odgrywa Kościół w naszej polityce i jakie są (lub mogą być) jego pozaewangeliczne cele – zachodzi tutaj naiwne przekonanie, że polska i kościelna racja stanu mają „z natury” zbieżne, wręcz tożsame interesy.

Nadszedł zatem czas, aby wykazać, że może być zupełnie inaczej.

***

O ile sama kwestia zmiany charakteru polskiej demokracji na bliższy modelowi anglosaskiemu zdaje się mieć pewne racjonalne przesłanki (większa koncentracja władzy pozwala – choć nie bez ryzyka popełnienia poważnego błędu – na łatwiejsze niż w modelu konsensualnym „spływanie” kluczowych decyzji politycznego centrum na pozostałe części organizmu państwowego), a sama w sobie mieści się w domenie ustrojowych technikaliów, to już styl, w jakim jest wprowadzana, oraz zapowiedź wykorzystania chwilowej przewagi politycznej do konstytucyjnego narzucenia określonych ram światopoglądowych na całość życia politycznego bez oglądania się na racje i wrażliwość mniejszości, powinno budzić daleko posunięte obawy.

**Po pierwsze, nie można wykluczyć ryzyka stoczenia się Polski w stronę jakiegoś protofaszystowskiego autorytaryzmu. Silny potencjał ku temu wykazuje tzw. lud smoleński, stanowiący najsilniejsze, najbardziej żarliwe zaplecze PiS-u, ale zarazem noszący w sobie zarzewie pogromu, będący masą pozostającą w stanie wysokiego nasycenia dokładnie tą energią, o jakiej w „Koźle ofiarnym” pisał René Girard. Uosobieniem tego nurtu jest dziennikarka i prawicowa aktywistka Ewa Stankiewicz, lecz właściwym dysponentem owego destrukcyjnego potencjału jest Antoni Macierewicz. Jest on osobą, która – jeśli doszłoby do przejęcia przez niego władzy po Jarosławie Kaczyńskim – miałaby wszystkie możliwości „salazaryzacji” Polski i jej przekształcenia w quasi-wyznaniowy reżim autorytarny. Jego nadzwyczajne wysiłki zmierzające do dokonania zbrodni sądowej na Donaldzie Tusku są wyraźnym dowodem istnienia takiego niebezpieczeństwa.

Kościół katolicki nie tylko nie moderuje tych niebezpiecznych emocji, lecz je dodatkowo uzbraja i wzmacnia. Kościelne media, w szczególności Radio Maryja i Telewizja Trwam, oraz inni eksponenci nieustannie podtrzymują zamachowe teorie o katastrofie smoleńskiej, a biskup świdnicki Ignacy Dec bezpośrednio patronuje imprezie Przystanek Niepodległość w Lewinie Kłodzkim, której organizatorem jest stowarzyszenie Solidarni 2010 Ewy Stankiewicz.

**Po drugie, od czasu upadku I Rzeczypospolitej nasza narodowa mitologia wciąż obraca się wokół toposu cierpienia narodu polskiego w imieniu i w sprawie całej cywilizacji łacińskiej. Symbolicznym wyrażeniem tego rytu (rozumianego jako tradycja przekazu) są objawienia św. Faustyny Kowalskiej wzmocnione wizjami bł. Rozalii Celakówny.

Metonimiczna figura Chrystusa Króla, która domaga się zrytualizowanego „objęcia Polski panowaniem”, wyraża stale obecny w polskiej zbiorowej nieświadomości lęk przed innością, wobec której rytuał katolicki stanowi tożsamościowe spoiwo. W Polsce nie tyle wiara katolicka, ile właśnie rytuał katolicki (w sensie teorii Rappaporta) stanowił narodowy talizman służący wyganianiu „kłamstwa, które chce tu zagościć” – sama możliwość odprawiania mszy katolickich na ziemiach polskich odkłamywała zniewoloną rzeczywistość, rugowała komunikat władz zaborczych, że żadnej Polski już tu nie ma. Treść katolickiego credo była dla zachowania polskiej tożsamości nieistotna – ważna była jedynie odróżniająca nas od okupantów forma celebrowania codzienności.

Pojawienie się zatem w narracji tradycyjnie zakorzenionych polskich katolików kompulsywnego żądania intronizacji Chrystusa na króla Polski komunikuje nam dramatyczny poziom społecznego lęku przed utratą dotychczasowego kodu kulturowego, jego „rozpuszczeniem się” w otwartej Europie różnych kultur i tradycji. Im bardziej oczywista w ich oczach staje się anachroniczność tak rozumianego dziedzictwa, tym silniejsza kompulsja towarzyszy żądaniu jego zabezpieczenia, impregnacji przed tym, co przynosi współczesność.

Kościół katolicki zarządza tym potencjałem społecznego lęku i używa go instrumentalnie jako narzędzia wzmocnienia własnej pozycji. Wszystkie realne i wydumane zagrożenia płynące ze strony jednoczącej się Europy Kościół powiększa i demonizuje w duchu dominującego toposu: zasadniczo jako zagrażające chrześcijaństwu, ale przede wszystkim – polskiej egzystencji narodowej. Siłą owego starożytnego talizmanu, który wciąż dzierży, napędza zbiorową nieświadomość w stronę bliską społecznej histerii.

To właśnie na tej kanwie powstał osobliwy sojusz polskiego Kościoła z Ruchem Narodowym i Młodzieżą Wszechpolską. Sojusz nieformalny, przysłonięty maską rzekomej konieczności obrony łacińskiej Europy przed „islamską nawałą”, która dokonuje się za sprawą intryg „Żydów, masonów, pedalstwa i lewactwa”. Chociaż języka tego nie słychać za wiele w oficjalnych komunikatach dostojników Kościoła, to przesycony nim jest cały prawicowy internet. Jest to wspólny kod komunikacyjny łączący wszystkie nurty polskiej prawicy i wspierających ją ludzi Kościoła.

Namacalnym niebezpieczeństwem stojącym obecnie przed Polską jest ryzyko jej wypadnięcia ze struktur politycznych Zachodu. Od śmierci Jana Pawła II, który rozumiał zapewne dość dobrze wagę i wartość europejskiego zakorzenienia, Kościół nieustannie sączy w uszy wiernych przekonanie, że Zachód znalazł się w stanie moralnej dekadencji, wręcz upadku, i że nasze uczestnictwo w jego strukturach niczego dobrego już nam nie przyniesie, że powinniśmy szukać dla siebie własnej „suwerennej i katolickiej” drogi.

Kryzys migracyjny w Europie posłużył jedynie do spotęgowania tych nastrojów, przy których oficjalne stanowisko Konferencji Episkopatu Polski na temat konieczności pomocy uchodźcom lub zachowania spójności europejskiej wobec Brexitu brzmi dziwnie sztucznie i słabo, nie stanowiąc przeciwwagi dla wznieconego wcześniej głębokiego resentymentu.

Prawica z nieukrywaną Schadenfreude wyczekuje dziś upadku „Eurokołchozu” i żyje rzekomo przyszłościowymi projektami „Międzymorza”, strategicznego partnerstwa z Chinami, Turcją, odległą, lecz kuszącą wizją polskiej „potęgi regionalnej”, której bezpieczeństwo gwarantowane będzie przez Stany Zjednoczone i boską opatrzność w oderwaniu, a może nawet wbrew interesom politycznym państw Europy Zachodniej.

Na styku polskiego katolicyzmu i konserwatyzmu w zastraszającym tempie narastają tendencje odśrodkowe, umacniają się środowiska, których optyka geopolityczna nieuchronnie prowadzić musi do międzynarodowej izolacji naszego kraju. W ich narracji, o ile Rosja jest bezpośrednim zagrożeniem fizycznym polskiej państwowości, to Zachód jest jej zagrożeniem duchowym, źródłem rozkładu, utraty narodowej witalności, jest kolejnym wcieleniem chytrego Żyda, który pasożytował na pobożnych Polakach, okradając ich z ostatniego, ciężko zarobionego grosza, a z polskiej mąki i krwi polskich dzieci robił macę. Takoż i dziś – grzmi katolicko-narodowy internet – zachodnie koncerny farmaceutyczne o niejasnej proweniencji z krwi niewinnych (abortowanych) polskich dzieci w sposób zbrodniczy wytwarzają potworne szczepionki.

**Po trzecie, w dłuższej perspektywie, największym problemem, jaki Polska ma z Kościołem katolickim, jest dokonywana przez niego inwazja na krajowy system edukacyjny. Można by rzec, że Kościół polski nauczył się używać polityków do tego, aby z ich pomocą w sposób uporczywy trzymać się tutaj augustyńskiej zasady „Cum veritatem qua liberetur ignoret, expedit quo fallatur” („De Civitate Dei” IV, 27: „Gdy nie zna prawdy, która by go wyzwoliła, wystarczy mu to, co by go oszukało”, przekład Tadeusza Boya-Żeleńskiego) i wykorzystywać słabość państwa do szerzenia najgłębszego obskurantyzmu i kołtuństwa w rodzaju afrykańskich egzorcyzmów księdza Bashobory, cudów eucharystycznych, „blizny Longchampsa”, obraźliwych dyrdymałów opowiadanych przez księdza Oko o gejach i ateistach, pseudonaukowych opowiastek ojca Chaberka na temat „Inteligentnego Projektu” czy szarlatanerii franciszkańskiego zakonnika uzdrawiacza Teodora Knapczyka. Biskupi oraz związane z Kościołem media propagują też niemającą żadnego naukowego uzasadnienia naprotechnologię jako równouprawnioną wobec uznanych przez akademicką medycynę praktykę leczenia niepłodności.

Proszę zwrócić uwagę, że świadomie pomijam te obszary kontrowersji, w których postawa Kościoła wynika z przynależnej mu afirmacji moralnej, a wskazałem jedynie te elementy konfesyjnej narracji, które z całą pewnością nie mieszczą się w ramach tego, co określilibyśmy współczesną racjonalnością.

Charakterystyczny jest tutaj bardzo powrót do zapomnianego już dawno nauczania o codziennym zagrożeniu ze strony osobowego zła (ks. Michał Olszewski, ks. Janusz Czenczek), wiary w złe duchy, upiory i demony, co w realiach polskich nie spotyka się z najmniejszym chociażby odporem ze strony państwowych instytucji naukowych czy edukacyjnych, które zachowują się tak, jakby problemu w ogóle nie dostrzegały.

Wprowadzenie nauczania religii do szkół oraz szerokie rozpowszechnienie wydziałów teologicznych przy uczelniach świeckich spowodowało naruszenie zasady rozdziału kształcenia świeckiego i religijnego. Polska kształci dziś prawie 2 tys. doktorantów teologii rocznie – a więc więcej niż doktorów biologii, chemii czy fizyki, a tytuły te przyznawane są przez renomowane uczelnie państwowe w sposób taki, jakby teologia była taką samą dziedziną poznania jak historia czy antropologia. W ostatnich latach udział samodzielnych nauczycieli akademickich związanych z wydziałami teologicznymi w ogóle nauczycieli akademickich na uczelniach publicznych wzrósł na tyle, że stał się dominujący.

Powoli można zacząć mówić, że w Polsce mamy do czynienia z narastającym rozdźwiękiem między paradygmatem nowożytnej racjonalności a codzienną praktyką edukacyjną. W szczególności wciąż mamy do czynienia z niezrealizowaną przez państwo obietnicą powszechnego wprowadzenia nauczania świeckiej etyki w szkołach. W Polsce mamy prawie 13 tys. szkół podstawowych, 6,5 tys. gimnazjów, prawie 2 tys. liceów ogólnokształcących i ponad 1,5 tysiąca techników. Na te 23 tys. jednostek edukacyjnych – program etyki realizowany jest obecnie jedynie w ok. 4 tys. placówek. To mniej niż 20 proc.!

Dodatkowo niepokoi pojawiająca się tendencja umocowywania katechetów w charakterze nauczycieli świeckiej etyki. Tymczasem wymiar godzinowy lekcji religii jest większy niż zajęć z przedmiotów przyrodniczych, których i tak bardzo ograniczony program jest dodatkowo przerywany przez wymuszone przez Kościół trzydniowe uczestnictwo uczniów w rekolekcjach wielkopostnych.

O ile katecheci mają komfortowo zapewniony czas zarówno na formację religijną, jak i dyskusję światopoglądową z uczniami, podczas której mogą ich swobodnie przekonywać, że poza religią katolicką nie znajdą spójnego systemu objaśniającego miejsce człowieka w świecie, że poza prawem tzw. naturalnym wyprowadzonym z Dekalogu nie ma aksjologii, która nie prowadziłaby do zbrodni i wynaturzenia, to nauczyciele świeccy takiej możliwości w Polsce nie mają. Polska edukacja w ogóle ucieka od pozakonfesyjnej możliwości swobodnej, nieskrępowanej dyskusji z dziećmi i młodzieżą.

Pomimo licznych apeli intelektualistów i praktyków nauczania nie udało się wciąż upowszechnienie nauczania filozofii w szkołach. Badanie z roku 2014 pokazało, że w ramach zajęć dodatkowych filozofii nauczano jedynie w 196 szkołach w Polsce, z czego jedynie w 18 placówkach w programie rozszerzonym. Z tych niecałych 200 szkół, w których filozofia jest nauczana, 120 znajduje się w miastach wojewódzkich, a tylko osiem w gminach wiejskich.

Przyjęty w kraju model kształcenia nie sprawdza się. Z roku na rok pogarszają się wszystkie bez mała wskaźniki edukacyjne a uczniowie nie radzą sobie z integracją zdobytej wiedzy. W szczególności niepokoją wyniki tegorocznej matury – egzaminu nie zdała jedna piąta uczniów – z czego większość nie poradziła sobie z egzaminami z wiedzy o społeczeństwie oraz biologii. Tymczasem mówi się o bliskim wprowadzeniu religii na maturze (chociaż jeszcze nie w charakterze przedmiotu obowiązkowego).

Intuicja podpowiada mi, że spowoduje to radykalne poprawienie statystyk maturalnych. Tylko czy właśnie na tak rozumianej edukacji powinno Polakom najbardziej zależeć? Wszak luki edukacyjnej spowodowanej przez wpojony od najmłodszych lat skrajny irracjonalizm przygotowujący umysły do natychmiastowej akceptacji nawet najbardziej fantastycznych teorii nie da się odrobić przez pokolenia!

***

Specyficzne umocowanie Kościoła katolickiego w Polsce prowadzi do szeregu niekorzystnych procesów, za sprawą których Kościół uzyskuje od państwa głębokie wsparcie tylko po to, aby uzyskanych tak sił, środków i przywilejów używać w sposób niezwykle trudny do utożsamienia z polską racją stanu. Na skutek lat zaniedbań powstała ogromna asymetria między stopniem dostępu do środków publicznych strony kościelnej a środowisk niekonfesyjnych, które pozostawiono bez umocowanego materialnego zaplecza.

Wypowiedzenie zajmowanej siedziby otrzymała właśnie kultowa świetlica „Krytyki Politycznej” w Cieszynie – jedyny bodajże niekonfesyjny ośrodek swobodnej debaty światopoglądowej w całym regionie cieszyńskim. To symptomatyczne! Z wielkimi trudnościami lokalowymi i finansowymi borykają się właściwie wszystkie tego typu przedsięwzięcia. Wprowadzony w Polsce model społeczeństwa obywatelskiego nastawiony jest na samofinansowanie, co powoduje, że większość inicjatyw siłą rzeczy przybiera mocno komercyjny charakter, często przysłaniający główną misję działalności. System grantów i dotacji skierowany w stronę organizacji pozarządowych nie jest duży, a przydzielane środki w przeważającej mierze rozchodzą się w inicjatywach wielkomiejskich, podczas gdy prowincja pozostaje skazana nieomal wyłącznie na inicjatywy kościelne.

Utrwala się rozbijający wspólnotę narodową podział kraju na dwie wrogie sobie formacje światopoglądowe. Osoby o poglądach liberalnych, akceptujące bardziej otwartą, heterogeniczną strukturę społeczną koncentrują się w wielkich miastach, podczas gdy małomiejskie i wiejskie zaplecze kraju wyznaje poglądy przeważnie konserwatywne, z konfesyjną dominantą i niechętne wszelkiej ożywczej multikulturowości. Podział ten w znacznej mierze pokrywa się z nierównościami ekonomicznymi, co dodatkowo pogłębia i komplikuje sytuację. Trzeba tu wyraźnie podkreślić, że Platforma Obywatelska, będąc tak długo u władzy, wykazała się zaiste ogromną dezynwolturą w zakresie niwelowania napięć wynikających z tych strukturalnych odmienności.

Przed polską inteligencją oraz przedstawicielami oświeconego biznesu stoi wielkie wyzwanie przywrócenia w kraju równowagi między konfesyjnymi i niekonfesyjnymi źródłami wpływu na świadomość społeczną. Polacy oczekują od państwa aktywności w zakresie zabezpieczania narodowej tożsamości, lecz dalsze wzmacnianie jej zależności od religii i Kościoła jest drogą ku zatraceniu.

Jeśli w Polsce sakralizacja sfery publicznej będzie nadal postępować w takim tempie, jak ma to miejsce obecnie, to w nieodległej przyszłości grozić nam będzie narodowa katastrofa. Jednak liczenie na to, że polski Kościół sam się opamięta lub że opamiętanie przyjdzie za sprawą papieża Franciszka, jest naiwne. Realia bowiem są takie, że to właśnie manichejski, sekciarski i archaiczny polski Kościół przynosi kurii rzymskiej konkretny, nie do pogardzenia dochód w postaci świętopietrza oraz opłat diecezjalnych na Stolicę Piotrową. A nie zabija się kury, która znosi złote jajka!

*Zbigniew P. Szczęsny – publicysta, Stowarzyszenie Koalicja Ateistyczna.

Z informacji Stowarzyszenia o własnej działalności: „Upowszechniamy niekonfesyjną wersję historii Polski, organizujemy wydarzenia prezentujące świecki światopogląd, przeciwdziałamy dyskryminacji światopoglądowej oraz propagujemy wiedzę o słynnych ateistach, w szczególności o Kazimierzu Łyszczyńskim, którego kaźń na warszawskim Rynku Starego Miasta rekonstruujemy co roku ku przestrodze, czym może stać się autorytarne państwo pozostające na usługach biskupów”.

Wideo „Magazynu Świątecznego” to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.

W Magazynie Świątecznym:

Pokój z kuchnią Roberta Biedronia
Będziemy wolnym społeczeństwem, jeżeli będziemy się wspierać, rozumieć, rozmawiać. Inaczej zawsze się znajdzie ktoś, kto nas zniewoli. Dorota Wodecka rozmawia z Robertem Biedroniem

Niech papież zobaczy naszą głupotę. Rozmowa z dominikaninem o. Józefem Puciłowskim
Co będzie z nami, jak wyjedzie papież? Edukować, nie wierzyć w propagandę. I nie przyzwyczajać się do tego co dookoła Z O. Józefem Puciłowskim rozmawiają Małgorzata Skowrońska i Michał Olszewski

Turcja. Allahu Akbar, Erdogan Akbar
Ludzie klaskali na widok czołgów. Ale z okien na ulicę nie wyszli, bo czołgów było mało, a rozjuszonych zwolenników prezydenta bardzo dużo. Rozmowa z Garethem Jenkinsem

USA. Tylko pieniądze i krew
Epidemia przemocy w USA będzie trwać, bo Amerykanie nie dokonują rozrachunku z własną morderczą historią

Unia Europejska – siedem kroków jak ją ratować
Unia Europejska – siedem kroków jak ją ratować

Ostatni Homo sapiens: narodziny hybrydy
Pokolenie dzisiejszych czterdziestolatków jest ostatnim wcieleniem Homo sapiens

Colin Firth o filmie „Geniusz”: Dżentelmen to nie ja, czyli pod prysznicem w kapeluszu
– Nie chcę wyjść na zgreda, ale kiedy młodzi ludzie mówią, że w internecie można znaleźć wszystko, odpowiadam: „Tak, ale zarazem nie można znaleźć niczego” – mówi aktor, który w „Geniuszu” zagrał Maxwella Perkinsa, słynnego redaktora m.in. Hemingwaya

Trump. Człowiek Putina w Białym Domu
Hollywood straszyło, straszyło, aż wykrakało. Putin właśnie instaluje za oceanem swojego prezydenta

archaiczny

wyborcza.pl

Wałęsa bez ogródek o tym, co sądzi o zmianach PiS w IPN. I bardzo mocna zapowiedź

TS, 24.07.2016

Lech Wałęsa w Europejskim Centrum 'Solidarności'

Lech Wałęsa w Europejskim Centrum ‚Solidarności’ (Fot. Jan Rusek / Agencja Gazeta)

• Wałęsa: „Odmawiam udziału w rozmowach i wszelkich kontaktach”
• „IPN nie daje szans na uczciwe i sprawiedliwe dochodzenie do prawdy” – dodał
• Chodzi o zmiany, których rząd PiS dokonał w Instytucie Pamięci Narodowej

 

„IPN tak ukształtowany strukturalnie i personalnie nie daje szans na uczciwe i sprawiedliwe dochodzenie do prawdy” – napisał na swoim Facebooku Lech Wałęsa. Były prezydent dodał, że „w związku z powyższym” odmawia „udziału w rozmowach i wszelkich kontaktach z tą instytucją i osobami tam pracującymi”. Pod koniec czerwca do kolegium IPN prezydent Duda powołał m.in. historyk prof. Andrzeja Nowaka oraz publicystę Bronisława Wildsteina. Nowym szefem Instytutu został natomiast Jarosław Szarek.

lech

Dowiedz się więcej:

Kogo Sejm i Senat powołał na członków Kolegium IPN?

Sejm na członków Kolegium IPN wybrał historyków: dra hab. Sławomira Cenckiewicza, prof. Jana Drausa, prof. Piotra Franaszka, prof. Józefa Mareckiego oraz opozycjonistę z czasów PRL Krzysztofa Wyszkowskiego. Z wyboru Senatu w Kolegium zasiądą historycy: prof. Wojciech Polak i prof. Tadeusz Wolsza. CZYTAJ WIĘCEJ >>>

Kim jest nowy szef IPN, Jarosław Szarek?

Jest absolwentem Wydziału Historycznego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Po 13 grudnia 1981 r. uczestniczył w pomocy internowanym i więzionym, kolportował i drukował podziemną prasę. W latach 2009-2012 był członkiem Rady Programowej Radia Kraków – wraz z trzema innym członkami opuścił ją w proteście przeciwko nieprzyznaniu miejsca na multipleksie dla TV Trwam. Publikował m.in. w „Gazecie Polskiej”, „Nowym Państwie”, „Gościu Niedzielnym”, „Dzienniku Polskim”, „Gazecie Polskiej Codziennie” czy „Naszym Dzienniku”.

Kim jest prof. Andrzej Nowak?

Prof. Andrzej Nowak (ur. w 1960 r. w Krakowie) – historyk, publicysta, kierownik Zakładu Historii Europy Wschodniej na Uniwersytecie Jagiellońskim, profesor zwyczajny w Instytucie Historii PAN. Zajmuje się głównie historią polityczną i myślą polityczną Europy Wschodniej XIX-XX w. Znawca historii stosunków polsko-rosyjskich. Uczestniczył w organizowanych przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego seminariach w Lucieniu. W wyborach prezydenckich w 2010 r. poparł Jarosława Kaczyńskiego. Został członkiem Narodowej Rady Rozwoju, powołanej przez prezydenta A. Dudę.

Kim jest Bronisław Wildstein?

Bronisław Wildstein (ur. w 1952 r. w Olsztynie) – dziennikarz i publicysta, b. działacz podziemia w PRL. Współpracował z tygodnikiem „Wprost”, miesięcznikiem „Nowe Państwo” i „Rzeczpospolitą”. W latach 2006-2007 prezes zarządu TVP, w latach 2012-14 był redaktorem naczelnym Telewizji Republika. W październiku 2015 r. został członkiem Narodowej Rady Rozwoju powołanej przez prezydenta Andrzeja Dudę. W maju tego roku został odznaczony Orderem Orła Białego.

wałęsa

gazeta.pl

Obama skrytykował słowa Trumpa ws. NATO: Nie zna się na polityce zagranicznej

luna, 24.07.2016

Barack Obama

Barack Obama (Pablo Martinez Monsivais (AP Photo/Pablo Martinez Monsivais))

Prezydent Barack Obama skrytykował wypowiedź kandydata na prezydenta USA Donalda Trumpa o tym, że będąc prezydentem, zastanowi się, czy w przypadku ataku Rosji udzielić pomocy krajom bałtyckim. Zdaniem Obamy słowa te pokazują, że Trump nie ma przygotowania ws. polityki zagranicznej.

Jeśli Rosja zaatakuje kraje bałtyckie, najpierw sprawdzimy, czy spełniają swoje obowiązki wobec Ameryki. Jeśli spełniają, to wtedy udzielimy im pomocy – stwierdził kilka dni temu miliarder w wywiadzie dla „New York Timesa”.

Już wcześniej mówił, że Ameryka za dużo pieniędzy wydaje na zabezpieczanie sojuszników i zbyt długo to robi oraz że to musi się zmienić, tzn. europejskie kraje NATO „muszą zacząć płacić uczciwą dolę”. Według standardów przyjętych przez NATO na szczycie w Walii w 2014 r. każdy członek Sojuszu powinien wydawać 2 proc. produktu narodowego na obronność, ale jak dotąd warunek ten spełnia tylko pięć krajów (w tym Polska i oczywiście USA, które wydają prawie 4 proc.).

Zdaniem Obamy wypowiedź Trumpa po raz kolejny pokazała, że brak mu przygotowania ws. polityki zagranicznej. Według obecnego prezydenta wypowiedź Trumpa jest równoznaczna z przyznaniem, że Stany Zjednoczone „mogą nie dotrzymać najważniejszej zasady NATO” – podaje agencja AP.

Wcześniej na słowa Trumpa zareagował sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg. Zapewnił, że „solidarność między sojusznikami jest kluczową wartością dla NATO”. – To jest ważne dla bezpieczeństwa europejskiego i ważne dla bezpieczeństwa USA. Bronimy siebie nawzajem – powiedział Stoltenberg w rozmowie z BuzzFeed News. Przypomniał też art. 5 Paktu Północnoatlantyckiego, który mówi, że jeśli jeden z krajów NATO zostanie zaatakowany, to pozostałe automatycznie staną w jego obronie.

Zobacz także

nato

wyborcza.pl

Zamieszanie wokół informacji Watykanu i rzecznika Episkopatu o polskich politykach i uchodźcach

Michał Wilgocki, 24.07.2016

Rzecznik Konferencji Episkopatu Polski, ks.Paweł Rytel-Andrianik

Rzecznik Konferencji Episkopatu Polski, ks.Paweł Rytel-Andrianik (Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta)

„Watykan upomniał polskich polityków za nienawistne słowa pod adresem polskich uchodźców” – ogłosiły włoskie media. Rzecznik polskiego Episkopatu twierdzi jednak, że cytowane na zachodzie słowa nie są oficjalnym stanowiskiem Kościoła, a jedynie relacją z tego, co o uchodźcach i politykach piszą polskie media.

Włoskie media wczoraj wieczorem opublikowały teksty z cytatami rzecznika Konferencji Episkopatu Polski, ks. Pawła Rytela-Andrianika, dotyczącymi sytuacji uchodźców w Polsce.

„La Stampa” skupiła się na kluczowym jej zdaniem cytacie, dotyczącym odpowiedzialności polskich polityków za szerzenie lęków.

„Niestety, te strachy są podsycane przez niektóre partie polityczne i niepotrzebne wypowiedzi polityków. Strach przed muzułmanami jest sztucznie tworzony. Choć oczywiście w pewnych przypadkach zrozumiały – ataki terrorystyczne czy granica z Niemcami, gdzie muzułmańska populacja jest liczna” – pisze ks. Rytel-Andrianik.

Te słowa pochodzą z informacji prasowej, którą do włoskich mediów wysłało biuro prasowe Stolicy Apostolskiej. Zostały odebrane jako ostrzeżenie Watykanu skierowane pod adresem polskich władz. Zwłaszcza w kontekście rozpoczynających się we wtorek Światowych Dni Młodzieży, na które przyjeżdża do Polski Franciszek.

A ponieważ w tekście pada nazwisko ks. Rytela-Andrianika – także jako próba zdystansowania się Kościoła w Polsce od ksenofobicznych wypowiedzi polityków PiS przed przyjazdem papieża Franciszka.

Rzecznik: To nie stanowisko, to relacja z tego, co piszą media

Rzecznik KEP twierdzi jednak w rozmowie z „Wyborczą”, że to błędna interpretacja, a cytowane słowa nie są ani oficjalnym stanowiskiem polskiego Episkopatu, ani tym bardziej Watykanu.

– To, co przesłałem, nie jest stanowiskiem rzecznika KEP, ale jest relacją z publikacji głównych mediów w Polsce na temat kwestii uchodźców. Dlatego w tekście znajduje się sformułowanie „cura di” tzn. przygotował/zebrał – mówi „Wyborczej” ks. Rytel-Andrianik.

Omówienie relacji polskiego rzecznika opublikował też w swoim codziennym biuletynie prasowym Watykan. Nie ma tam już jednak wzmianki o odpowiedzialności polityków. Dlaczego Stolica Apostolska pominęła tak mocny akapit – nie wiadomo.

Co jeszcze otrzymali włoscy dziennikarze?

W dokumencie rozesłanym do włoskich mediów czytamy również, że Polska nie leży na trasie głównych szlaków migracyjnych, a zatem naszych problemów nie można porównywać do tych, z którymi borykają się inne kraje europejskie. Rzecznik przypomina, że w Polsce złożono w 2015 roku ponad 12 tysięcy wniosków o azyl – prosili o niego w większości Czeczeni i Ukraińcy, a także Gruzini czy Ormianie. Wniosków od Syryjczyków było 295.

„Polska jest krajem jednorodnym etnicznie, a zjawisko migracji dla jej mieszkańców jest nowe i dziwne” – czytamy w informacji rozesłanej przez Watykan.

Jest w niej również wzmianka o atakach na ludzi o ciemnej karnacji, które miały miejsce w ostatnich miesiącach – m.in. w Suwałkach, Łomży, Białymstoku czy Zgorzelcu.

W swojej relacji rzecznik KEP wymienia również działania polskiego Kościoła na rzecz pomocy uchodźcom. Przypomina, że dzień przed apelem papieża, by każda parafia przyjęła jedną rodzinę uchodźców, podobną prośbę sformułował abp Stanisław Gądecki. Opisuje działania Caritasu, a także kolejne wypowiedzi polskich hierarchów zachęcające do przyjmowania uchodźców. Jak również konkretne działania, m.in. zbiórki pieniędzy na pomoc uchodźcom z Sudanu, Nigerii, Egiptu, Libii, Syrii czy Iraku.

Zobacz także

czy Watykan

wyborcza.pl

 

PAPIEŻ JEST PRZYWÓDCĄ LEWICY

FELIETON: SŁAWOMIR SIERAKOWSKI, 22.07.2016

Nie Slavoj Żiżek, nie Yanis Varoufakis, nie Thomas Piketty, ani żaden polityk czy intelektualista, ale papież Franciszek jest przywódcą globalnej lewicy. Nie piszę tego wcale z przekory, ani po to, żeby zirytować ludzi Kościoła. Wystarczająco irytuje ich już sam Franciszek. Naprawdę uważam, że jeśli lewica światowa ma dziś jakiegoś przywódcę inspirującego cały świat, to jest nim Franciszek

 

Nie przypadkiem ten pogląd wyda się co najmniej kontrowersyjny raczej lewicowcom niż prawicowcom. Tak, wiem, że Franciszek ani nic jeszcze specjalnie nie zmienił w doktrynie Kościoła, ani nie przestał wyznawać zamordystycznych poglądów pro-life, których wciąż trzyma się Kościół Katolicki, a polski się wręcz w nich wyspecjalizował. A jednak to papież jest dziś najważniejszym światowym przywódcą, który walczy z dyskryminacją ludzi i wykluczeniem. I nie jest to wybiórcza walka jedynie z nierównościami ekonomicznymi, ale właściwie z każdymi.

 

Papież stał się krytykiem Kościoła w obecnym jego kształcie wraz z przybraniem imienia Franciszek, co sam tłumaczył jako świadectwo oznaczające, że Kościół znajduje się w głębokim kryzysie i wymaga zreformowania. Zaczynając od przeżartej korupcją biurokracji watykańskiej, aż po ogólną postawę ludzi Kościoła odbiegającą od tego, co Franciszek nazwał „Kościołem ubogich”. Franciszek zaczął już pierwszego dnia i od samego siebie.

 

Nie sposób wyliczyć wszystkich przykładów rozmaitych dóbr i zaszczytów, z których zrezygnował, odchodząc od tradycji. Wyliczmy najważniejsze. Franciszek nie zamieszkał tak, jak jego poprzednicy, w Pałacu Apostolskim, ale w mieszkaniu w Domus Sanctae Marthae. Przyjmuje tam mniejsze delegacje oraz organizuje audiencje prywatne. Na co dzień odprawia mszę w jednej z pięciu niewielkich kaplic wydzielonych w tym budynku. Po Watykanie porusza się pieszo albo samochodem marki Volkswagen, należącym do Żandarmerii Watykańskiej. Nie jeździ tak, jak jego poprzednicy, luksusowymi autami, lecz zwykłym, mniejszym samochodem. Jego Pierścień Rybaka przyjęty na inauguracji nie jest złoty, tylko pozłacany. Zdecydował, że nie będzie podróżował po krajach jako obywatel Watykanu, lecz jako obywatel swojego rodzinnego kraju – Argentyny. Zrezygnował z wyjazdu do letniej rezydencji w Castel Gandolfo na letnie wakacje, tak jak czynili jego poprzednicy, m.in: Jan Paweł II i Benedykt XVI. Krótko mówiąc, polski biskup to przy nim panisko. Złote pierścienie, bryki najlepszych marek, pałace najlepsze z dostępnych.

 

Styl Franciszka zrobił wielkie wrażenie i zaczęło się mówić o „efekcie Franciszka”. Ku zaskoczeniu wszystkich, papież wykorzystał to zainteresowanie do głoszenia poglądów dotąd bardzo niepopularnych albo niespotykanych w Kościele.

 

W kolejnych swoich wystąpieniach Franciszek wzywał do otwarcia się na rozwodników, kobiety, gejów, ateistów, wyznawców innych wiar. Organizacje pro-life zbulwersowało wezwanie Franciszka do tego, żeby „księża rozgrzeszali z aborcji osoby ekskomunikowane za jej dokonanie”. Nie bez powodu uznano to za pośrednie przyzwolenie na aborcje, albo przynajmniej za otwarcie się na środowiska pro-choice.

 

Papież ogłosił, że chrześcijanie powinni szukać wybaczenia u ludzi homoseksualnych za to, jak do tej pory ich traktowano. „Homoseksualiści nie powinni być dyskryminowani. Powinni być traktowani z szacunkiem” – mówił i dodawał: „Przeprosiny należą się także osobom biednym, ale także kobietom i dzieciom zmuszanym do pracy”. Tradycyjnych katolików szczególnie oburzyła skierowana do nich wypowiedź: „Kim jesteśmy, by gejów oceniać?”. W ten sposób przywódca Kościoła odbierał katolikom prawo do odnoszenia się z nienawiścią, pogardą, poczuciem moralnej wyższości, z jaką w stosunku do osób LGTBQ odnoszą się partie polityczne, media, środowiska i organizacje uważające się za katolickie. W Polsce to standard na całej katolickiej prawicy. Nic dziwnego, że Franciszek jest tam otwarcie lub milcząco nienawidzony nie mniej niż LGTBQ. Ale pozostaje przywódcą Kościoła i to wsteczni katolicy mają dziś problem.

 

Poza sprzeciwem wobec dyskryminacji kulturowej, papież bardzo stanowczo opowiedział się przeciwko neoliberalizmowi. Franciszek uderzył w samo serce tej ideologii, czyli w obietnicę trickle-down, mówiącą o tym, że jak poprawi się tym na górze, to musi też skapnąć tym na dole. Tak się jakoś jednak dzieje, że nierówności się powiększają, a na olbrzymich połaciach Zachodu, płace realne stoją od dekad. „Ta opinia, która nigdy nie została potwierdzona faktami, wyraża niedojrzałą i naiwną wiarę w dobroć tych, którzy sprawują władzę ekonomiczną i w zsakralizowane działanie panującego systemu. Tymczasem wykluczeni w dalszym ciągu czekają”. Papież kategorycznie odrzucił obecny stan kapitalizmu, mówiąc, że bieżąca „ekonomia wykluczenia i nierówności” jest „ekonomią, która zabija”.

 

Franciszek równie stanowczo promuje ekologię i zwalcza wszystkie bzdurne teorie kwestionujące globalne ocieplenie.

 

Jeszcze bardziej zaangażowany jest w trzeciej, najważniejszej dziś dla lewicy sprawie, czyli sytuacji uchodźców i imigrantów. Im świat jest mniej aktywny, tym bardziej aktywnie o los uchodźców zabiega przywódca Kościoła. W Wielki Czwartek papież w tradycyjnym geście postanowił obmyć stopy 11 imigrantom we włoskim ośrodku dla uchodźców. Prawicowy i katolicki internet w Polsce zawył. Zacytujmy komentarze o geście Franciszka pod tekstami w prawicowych portalach: „papież (jeśli można go tak nazwać) zbezcześcił Wielki Czwartek”, „Franciszku! Przykro mówić, ale tracisz szacunek wiernych przy każdym pojawieniu się”, „ten dziwny człowiek spowodował, że odchodzę od Kościoła”, „gest poddaństwa, słabości i głupoty”, „szkoda, że nie umył tym, którym islam nogi oderwał za pomocą bomb”, „jestem ciekaw, czy jak wysadzą Watykan, też będzie miłosierny”. Od tej pory nie jest już tajemnicą dla nikogo, że papież, delikatnie mówiąc, nie jest ani w polskim Kościele, ani na polskiej prawicy szczególnie lubiany.

 

Ale nie dlatego powinien być co najmniej doceniony przez lewicę. Walka z dyskryminacją za płeć, rasę, narodowość, wyznanie, orientację seksualną, a także walki z nierównościami, dzikim kapitalizmem, niszczeniem środowiska naturalnego i obroną uchodźców to dziś niemal komplet poglądów, które Franciszka sytuują właśnie po lewej stronie. Globalny zasięg jego działalności, a przede wszystkim to, że w odróżnieniu od polityków, a także wielu intelektualnych gwiazd lewicy, Franciszek po prostu nie gwiazdorzy, jest szczery, prostolinijny i niecyniczny – to wszystko czyni z niego postać, która może w świecie zmienić być może więcej niż ktokolwiek.

 

W wywiadzie dla „Newsweeka” na opisanie sytuacji papieża i polskiego episkopatu przyszło mi tylko jedno określenie do głowy: „Wasz Kościół, nasz papież”. Episkopat dopisał do tej konstatacji piękne uzasadnienie. Przyjazd Franciszka na Światowe Dni Młodzieży biskupi powitali zaproszeniem skierowanym do wiernych, w którym… nie wspomnieli nawet słowem o papieżu Franciszku, czyli najważniejszym gościu spotkania. Nie chcecie go? Nie ma sprawy, chętnie przyjmiemy tego gościa do siebie. Jest fantastyczny!

 

Felieton ukazał się na stronie Wirtualnej Polski

 

**Dziennik Opinii nr 204/2016 (1404)

 

Mocne przesłanie z Watykanu przed ŚDM. „Politycy w Polsce podsycają lęk do muzułmanów”

Milena Zawiślińska, 24.07.2016

Papież Franciszek niedługo będzie w Polsce

Papież Franciszek niedługo będzie w Polsce (TONY GENTILE / REUTERS / REUTERS)

Komunikat Watykanu przed Światowymi Dniami Młodzieży nie pozostawia wątpliwości: papież Franciszek dobrze wie o ksenofobicznych nastrojach w Polsce. I – jak pisze opiniotwórczy włoski dziennik – zapewne nie przejdzie nad tym do porządku dziennego.

Tuż przed Światowymi Dniami Młodzieży Watykan wydał komunikat prasowy. Jak zaznacza włoska opiniotwórcza gazeta „La Stampa”, jest on wydany przez Stolicę Apostolską, ale zawiera doniesienia rzecznika Konferencji Episkopatu Polski, Pawła Rytela-Andrianika.

Niechlubna rola polityków

„La Stampa” obszernie omawia watykański komunikat, cytując zawarte w nim słowa Rytela-Andrianika. Polski ksiądz mówi, że imigracja to dla Polaków zjawisko nowe, a brak publicznej debaty, skomplikowane procedury migracyjne, niewystarczające zaangażowanie rządu i organizacji pozarządowych, a także brak edukacji na temat różnorodności etnicznej, kulturowej czy religijnej, nie pomagają w zmniejszeniu lęku przed obcymi. Zaznacza też, że lęk przed muzułmanami, „w pewien sposób zrozumiały po atakach terrorystycznych”, jest „sztucznie podsycany” przez część polityków.

Rasizm w polskich miastach

Rzecznik Episkopatu informuje też o rasistowskich incydentach w polskich miastach: w Białymstoku, Suwałkach, Łomży, Zgorzelcu, o prześladowaniu studentów, którzy przyjechali do polski w ramach programu Erasmus. Czytelnik dowie się też o nacjonalistycznych grupach, które są silne w Warszawie czy Wrocławiu.

Są też pozytywne przykłady

Z drugiej strony wspomina zjawiska dobre – jak akcje charytatywne polskich katolików, ich pomoc dla Sudanu, Nigerii, Syrii czy Iraku i zaznacza, że polski kościół niesie pomoc nie tylko katolikom, lecz także uchodźcom innych wyznań. „La Stampa” pisze, że polscy biskupi, podobnie jak papież Franciszek, wzywali do pomocy uchodźcom.

Co Franciszek szykuje na ŚDM?

Gazeta zdradza, że ojciec święty zapewne nawiąże do kwestii uchodźców podczas wizyty na Światowych Dniach Młodzieży. W czasie czuwania 30 lipca w Krakowie ma wystąpić Syryjka.

„La Stampa” zaznacza, że między Franciszkiem a polskim Kościołem są różnice. Przywołuje przykład komunii dla osób rozwiedzionych, żyjących w nowych związkach. Taką możliwość dopuszcza nowy papież, podczas gdy część polskich hierarchów kościelnych jest wierna stanowisku Jana Pawła II, który był takiej zmianie przeciwny.

Celna uwaga Zandberga

Informacje z Watykanu skomentował Adrian Zandberg z partii Razem. Zwrócił uwagę na ważną rolę polskiego episkopatu. – Do tego, że zdaniem polskiej prawicy papież Franciszek jest lewakiem i tajnym członkiem partii Razem, zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Tym razem prawica będzie miała większy kłopot: stanowisko podpisał rzecznik polskiego episkopatu – napisał na swoim Facebooku.

Adrian Zandberg

ZOBACZ TEŻ: „Jako chrześcijanin zgadzam się z papieżem. Ale imigrantom trzeba pomagać poza UE”

 

W najnowszym „Newsweeku”: Kulisy podwyżek dla władzy

24-07-2016

Beata Szydło Prawo i Sprawiedliwość polityka PiS

Kto za rządów PiS może liczyć na państwowe pieniądze?  /  fot. Newsweek Polska

Będą czy ich nie będzie i co na to prezes Kaczyński – o kulisach podwyżek dla władzy piszemy w najnowszym numerze „Newsweeka”.

Dwie ustawy, seria mętnych tłumaczeń, w końcu szlaban od prezesa Kaczyńskiego.

Jednak podwyżki będą. Mamy zaplanowane i realizowane duże podwyżki dla służb mundurowych, zwłaszcza dla służb specjalnych, w CBA i w kontrwywiadzie. 1, 4 miliarda wyda MSWiA w ciągu trzech lat na podwyżki dla mundurowych.

Podwyżki dotyczą też pracowników służby cywilnej. Co ciekawe najwyższe pieniądze dostaną nie ludzie, którzy w tych służbach pracowali, ale ci, którzy właśnie do nich dołączyli, już nie jako pracownicy służby cywilnej, bo wymogi służby PiS zniósł.

Jednak najwyższymi podwyżkami PiS nagradza swoich ludzi w spółkach skarbu państwa, gdzie pieniądze są dużo wyższe niż w Sejmie czy Senacie:

 

newsweek.pl

Hillary? Rozstrzelać!

Timothy Garton Ash*, 23.07.2016

Hillary Clinton

Hillary Clinton (WILLIAM PHILPOTT / REUTERS / REUTERS)

Przez najbliższe miesiące Ameryka będzie widownią obrzydliwej kampanii, przy której referendum w sprawie Brexitu wyglądać będzie jak herbatka u wikarego.

Z amknąć ją! Zamknąć! – skandują republikanie na konwencji w Cleveland w Ohio. „Ona” to Hillary Clinton. Były szef agencji wywiadu Departamentu Obrony gen. Mike Flynn niczym trener piłkarski rozkłada ramiona, by podsycić gniew. Nazajutrz gubernator New Jersey Chris Christie, przedstawiwszy się jako były prokurator federalny, ciska gromy, wytaczając oskarżenia o to, że jako sekretarz stanu spartaczyła robotę w Libii, Nigerii, Chinach, Syrii, Rosji i na Kubie („hołubiła bezwzględnych braci Castro”), żądając od delegatów, by po każdym zarzucie wydali werdykt. – Winna! Winna! – krzyczeli delegaci. To był polityczny proces pokazowy, autodafe, polowanie na czarownice z Hillary w roli demokratycznej wiedźmy.

Wcześniej matka jednego z Amerykanów, którzy zginęli podczas ataku na konsulat USA w Bengazi, obarczyła Clinton osobistą odpowiedzialnością za śmierć syna. Jestem całym sercem z nią, ale nie z tymi, którzy wyprowadzili ją na scenę – partyjnymi reżyserami seansu nienawiści do kandydatki Demokratów na prezydenta USA. W kolejnych przemówieniach Donald Trump wbija do głowy swoje przesłanie: Hillary jest zdeprawowaną kłamczuchą. Jego doradca ds. kombatantów Alfred Baldasaro poszedł na całość, stwierdzając w radiowym show, że „Hillary Clinton musi stanąć przed plutonem egzekucyjnym, trzeba ją rozstrzelać za zdradę”.

Jad i nienawiść do Clinton z jednej strony, a do Trumpa z drugiej są tak silne, że w atmosferze ogromnego napięcia po tym, gdy padły ofiary z rąk policji i po stronie policji, należy poważnie obawiać się ataku ze strony jakiejś zaburzonej osoby z pistoletem, o który jakże w USA łatwo. Ostatecznie to w tym kraju zamordowano dwóch Kennedych i próbowano zamordować Reagana. Co zdumiewające, do strefy bezpieczeństwa wokół centrum, w którym odbywała się konwencja, nie wolno było wnosić dużych plecaków, a nawet parasoli z metalowym trzonkiem, ale wolno było mieć przy sobie broń. W Ohio prawo pozwala na noszenie broni w miejscu publicznym, a gubernator tłumaczy, że nie może go łamać.

Nikt nie wie, czy Trump zostanie prezydentem. Większość ekspertów zapewnia, że nie zdobędzie dość głosów kobiet, lepiej wykształconych wyborców, Latynosów i Afroamerykanów; brak mu pieniędzy na kampanię i wprawy w jej prowadzeniu; nie ma struktur terenowych umożliwiających zwracanie się do określonych wyborców itp. Ale większość ekspertów zapewniała też, że Trump nigdy nie zdobędzie nominacji Republikanów. Niemal pewne jest zaś to, że przez najbliższe cztery miesiące Ameryka będzie widownią bezpardonowej, obrzydliwej, negatywnej kampanii, przy której brytyjskie referendum w sprawie Brexitu wyglądać będzie jak herbatka u wikarego. W strategii Trumpa mniej chodzi o strach, bardziej o gniew.

David Brady, zajmujący się w Stanfordzie polityką amerykańską, tłumaczy mi, że Trump musi pozyskać nowe, duże grupy wyborców. Jego twardy elektorat to średnio wykształceni biali, ale co z innymi, np. zamężnymi kobietami? Trump pokazał na konwencji żonę i dzieci, a także kandydata na wiceprezydenta konserwatystę Mike’a Pence’a, mimo to niełatwo mu będzie zyskać nowych stronników. Może za to sprawić, że będą jeszcze bardziej nie lubić kandydatki, którą wszyscy nazywają krótko „Hillary”.

Wiadomo powszechnie, że nie jest ona kandydatką atrakcyjną. Straciłem już rachubę, ilu znajomych mówi mi, że „zacisną zęby” i zagłosują na Hillary. Być może Trump jest jedynym kandydatem Republikanów, z którym ma ona szansę wygrać. Ale niewykluczone, że jedynym kandydatem Demokratów, którego może pokonać Trump, jest właśnie Hillary.

Dramatyczna polaryzacja ma generalnie dwojakie przyczyny – pierwsze są wspólne dla wielu rozwiniętych zachodnich demokracji, drugie specyficzne dla Ameryki. Współczesny populizm karmi się niezadowoleniem uboższych, słabiej wykształconych, głównie białych ludzi, którzy czują się ekonomicznie, społecznie i kulturowo zapomniani i zmarginalizowani wskutek globalizacji. Popierający Trumpa pracownicy fizyczni ze zdominowanego przez przemysł ciężki północnego wschodu zdają się myśleć podobnie jak zwolennicy Brexitu z najbiedniejszych postindustrialnych miast północnej Anglii. Za swoje krzywdy winią zwłaszcza imigrantów, choć kiedyś pewne zatrudnienie wywędrowało raczej do Chin lub zautomatyzowanych składów Amazona.

Winę za swe krzywdy składają też na odległe, wielkomiejskie elity. Sondaże American National Election Study wskazują, że o ile w 2002 r. tylko jedna trzecia respondentów uważała, że Ameryką rządzą „nieliczni”, na początku tego roku ten pogląd podzielało już trzy czwarte Amerykanów, a 58 proc. było zdania, że wielu rządzących to oszuści. Z sondaży YouGov wynika, że wiara w zakłamanie elit dominuje wśród republikanów zarabiających poniżej 50 tys. dolarów rocznie z najwyżej średnim wykształceniem. To są właśnie żołnierze Trumpa. W tym sensie jest on amerykańską wersją Brexitu, a Brexit jego brytyjską wersją.

Specyfiką USA jest to, że większość amerykańskich wyborców, podobnie jak europejskich, ciąży ku centrum, jednak tamtejszy system polityczny sprzyja maksymalnej polaryzacji, a polityka europejska (przynajmniej do niedawna) ciążyła zawsze ku centrum, gdzie są wyborcy. Pisałem rok w rok o tym zjawisku i jego dobrze znanych przyczynach – o prawyborach zapewniających nadmierne wpływy wrogim sobie partyjnym działaczom, o manipulowaniu granicami okręgów wyborczych, o ogromnej roli czynnika finansowego, o barierach, które napotykają kandydaci niezależni, i o skrajnej stronniczości większości mediów. Prawie wszyscy przyznają, że zmiana jest konieczna.

Patrzę zza oceanu zafascynowany szybkością, z jaką brytyjska polityka powraca do normalnych, zdrowych manier i do praktycznej rządowej roboty, w której zaprzysięgli referendalni wrogowie pracują teraz ramię w ramię. Nawet jeśli Trump przegra, obawiam się, że rany zadane podczas kampanii prezydenckiej będą się długo goić, a to zła wiadomość dla nas wszystkich. Świat potrzebuje Ameryki szukającej jedności, a nie dramatycznie rozdartej.
przeł. Sergiusz Kowalski

*prof. Timothy Garton Ash wykłada europeistykę na Uniwersytecie Oksfordzkim, jest też senior fellow w Hoover Institution na Uniwersytecie Stanforda

Wideo „Magazynu Świątecznego” to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.

W Magazynie Świątecznym:

Pokój z kuchnią Roberta Biedronia
Będziemy wolnym społeczeństwem, jeżeli będziemy się wspierać, rozumieć, rozmawiać. Inaczej zawsze się znajdzie ktoś, kto nas zniewoli. Dorota Wodecka rozmawia z Robertem Biedroniem

Niech papież zobaczy naszą głupotę. Rozmowa z dominikaninem o. Józefem Puciłowskim
Co będzie z nami, jak wyjedzie papież? Edukować, nie wierzyć w propagandę. I nie przyzwyczajać się do tego co dookoła Z O. Józefem Puciłowskim rozmawiają Małgorzata Skowrońska i Michał Olszewski

Turcja. Allahu Akbar, Erdogan Akbar
Ludzie klaskali na widok czołgów. Ale z okien na ulicę nie wyszli, bo czołgów było mało, a rozjuszonych zwolenników prezydenta bardzo dużo. Rozmowa z Garethem Jenkinsem

USA. Tylko pieniądze i krew
Epidemia przemocy w USA będzie trwać, bo Amerykanie nie dokonują rozrachunku z własną morderczą historią

Unia Europejska – siedem kroków jak ją ratować
Unia Europejska – siedem kroków jak ją ratować

Ostatni Homo sapiens: narodziny hybrydy
Pokolenie dzisiejszych czterdziestolatków jest ostatnim wcieleniem Homo sapiens

Colin Firth o filmie „Geniusz”: Dżentelmen to nie ja, czyli pod prysznicem w kapeluszu
– Nie chcę wyjść na zgreda, ale kiedy młodzi ludzie mówią, że w internecie można znaleźć wszystko, odpowiadam: „Tak, ale zarazem nie można znaleźć niczego” – mówi aktor, który w „Geniuszu” zagrał Maxwella Perkinsa, słynnego redaktora m.in. Hemingwaya

Trump. Człowiek Putina w Białym Domu
Hollywood straszyło, straszyło, aż wykrakało. Putin właśnie instaluje za oceanem swojego prezydenta

timothy

wyborcza.pl

CoHwkP_WcAAPOqU

Taki cytat od ze świątecznej GW

„Bóg w czasach Big Data”: zło może zostać zwalczone modlitwą

Marzena Suchan Redaktor Naczelna Serwisów Informacyjnych

– To będzie wielki znak pokoju i pojednania dla świata – ocenił zbliżające się Światowe Dni Młodzieży Marcin Przeciszewski. W opinii ekspetów debaty Onetu „Bóg w czasach Big Data”, struktury zła obecne w dzisiejszym świecie mogą zostać zwalczone modlitwą.

W opinii red. naczelnego KAI świat nie potrzebuje niczego tak bardzo jak poznania miłosierdzia. – Jubileusz ŚDM ma miejsce w stolicy miłosierdzia. Wszelkie objawienia w historii kościoła służą temu,by przypomnieć kościołowi to, o czym nie pamięta – dodaje.

– Jeżeli w jednym miejscu będzie tak dużo modlitwy, to mam nadzieję, że narodzi się tu iskra, która zmieni sytuację na świecie – mówi Ewa K.Czaczkowska.

 

onet.pl

„Powstanie Warszawskie to nie prostytutka z pigalaka”. Warszawiacy protestują przeciwko upartyjnieniu rocznicy

Warszawiak z dziada pradziada, Jan Młynarski, protestuje w ostrych słowach przeciwko pomysłowi odczytywania apelu smoleńskiego na rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego.
Warszawiak z dziada pradziada, Jan Młynarski, protestuje w ostrych słowach przeciwko pomysłowi odczytywania apelu smoleńskiego na rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. youtube / Jan Młynarski

Jan Młynarski jako Polak i warszawiak kategorycznie zaprotestował przeciwko upartyjnieniu obchodów Powstania Warszawskiego. Te słowa mężczyzny, którego rodzina walczyła w Powstaniu, powinny być z uwagą wysłuchane przez PiS – w końcu to „głos suwerena”. Jan Młynarski w filmie opublikowanym na YouTube powiedział coś, co spodobało się wielu internautom.

Przeciwko pomysłowi ministra Macierewicza, który upiera się przy tym, by na rocznicy Powstania Warszawskiego odczytać apel „poległych w katastrofie smoleńskiej”, protestują powstańcy. Ostro wypowiadał się na ten temat m.in. prezes Związku Powstańców Warszawy, Zbigniew Gauperyn. Ten żołnierz AK, jeden z najmłodszych udekorowanych Krzyżem Walecznych powiedział, że czuje obrzydzenie, jak słyszy, gdy politycy PiS próbują zrównywać heroizm powstańców z katastrofą lotniczą.

O tym, że ktoś próbuje ukraść warszawiakom i Polakom ważną dla nich rocznicę pisał też Tomasz Staśkiewicz. Teraz w podobnym tonie wypowiedział się Jan Młynarski.

– Powstanie Warszawskie i Warszawa to nie prostytutki z pigalaka, które można używać jak komu wygodnie bez względu na konsekwencje. To święta i tragiczna historia mojej i setek tysięcy innych rodzin rozproszonych po całym świecie oraz wszystkich Polaków – mówi Młynarski.

Minister Macierewicz idzie jednak w zaparte. Na poniedziałek zaprosił do siebie sędziwych kombatantów – będzie ich przekonywał do pomysłu uhonorowania ofiar katastrofy lotniczej przy okazji 72. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Na razie powstańcy mówią stanowcze „nie”.

naTemat.pl

NIEDZIELA, 24 LIPCA 2016

Szydło: Ruszamy z wielką reformą służby zdrowia

10:54

Szydło: Ruszamy z wielką reformą służby zdrowia

W jutrzejszym „wSieci” wywiad z premier Szydło.

10:48

Zybertowicz o wieku emerytalnym: Może się okazać, że nie wszystkie założenia koncepcji prezydeckiej będą mogły być zrealizowane

Jak mówił Andrzej Zybertowicz w „Woronicza 17” TVP Info:

„Cieszę się, że koncepcja prezydenta [dot. obniżenia wieku emerytalnego] nie została istotnie skorygowana, ale jako analityk rozumiem, że we wszystkich sprawach finansowych trzeba godzić polityczne obietnice z pewnym czasem realizacji pewnych działań. Nie wykluczam, że w procesie legislacyjnym może się okazać, że nie wszystkie założenia koncepcji prezydeckiej będą mogły być zrealizowane, bo proszę zwrócić uwagę, jak niestabilna sytuacja otoczenia zewnętrznego Polski może przełożyć się na możliwość finansowania. Wystarczy, że Rosja zachowa się nieodpowiedzialnie, uzna, że kryzys w UE daje jej szanse ugrania czegoś więcej, może spowodować zwrot w polityce krajów NATO-owskich w stronę większego finansowania obronności. Może się okazać, że założenia budżetowe będą musiały być korygowane”

300polityka.pl

Ogórek na weekend. Wezwać fachowca

Michał Ogórek, 23.07.2016

Michał Ogórek

Michał Ogórek (Fot. Wojciech Surdziel /AG)

Ponieważ opozycji nie udaje się odwołać nikogo z rządu, zaczęła odwoływać samą siebie.

Idzie jej o niebo lepiej. Ale aby odnieść pełen sukces, odwołanie to musiałoby być totalne – jak zapowiadała – i objąć całą opozycję.

Dopiero całkowity brak opozycji – odwołanej przez siebie – postawiłby Jarosława Kaczyńskiego pod ścianą. Jak wiadomo, taki brak jest oznaką systemu całkowicie niedemokratycznego i z tego by się już Jarosław Kaczyński przed Komisją Europejską i opinią światową nie wytłumaczył. Likwidację Trybunału Konstytucyjnego można było uzasadniać wrednością prezesa Rzeplińskiego, ale braku opozycji w kraju nie da się przypisać winie Tuska, choć to akurat jest prawda, odkąd wyjechał.

W sytuacji ostatecznej i dla ratowania pozorów demokracji prezes Kaczyński byłby zmuszony sam utworzyć przeciwko sobie opozycję. Przyszłoby mu to z łatwością, a utworzywszy ją, zacząłby pewnie przeszkadzać obozowi rządowemu z pełnym przekonaniem i dotychczasową w tym względzie maestrią i szybko wszystkich by obalił.

Warto mu dać tę szansę, bo swym życiem dowiódł, że opozycja jest jego żywiołem i celem. Potwierdza to jego – wydana właśnie – autobiografia, która ma tytuł i kredo: „Przeciw monowładzy”. No to chyba wiadomo, co teraz ktoś taki ma zrobić.

Zobacz także

warto

wyborcza.pl

Ostatnia rada dla Nerona

Maciej Nowak, 23.07.2016

Pożar Rzymu francuskiego malarza Huberta Roberta (1733-1808)

Pożar Rzymu francuskiego malarza Huberta Roberta (1733-1808) (Fot. Wikipedia)

Dostojny Cezarze, psuj, niszcz i przepychaj nocą, nawet podpal ten Rzym, ale nie udawaj arbitra wiedzy i smaku.

Maciej Nowak – radca prawny, historyk, ekonomista

Była godzina 19.30. Petroniusz włączył „Wiadomości”. Po pięciu minutach mocno się skrzywił. Pamiętał, że czekało go spotkanie z groźnym Neronem. Do tej pory, trochę z koniunkturalizmu, trochę z lenistwa, doradzał mu i towarzyszył w jego eskapadach. Ale po uchwaleniu kolejnej ustawy w sprawie Trybunału Konstytucyjnego coś się w nim złamało. Odczekał tylko, aż Winicjusz z Ligią uciekną z Warszawy. Teraz mógł zacząć pisać:

„Dostojny Cezarze. Wiem, że z niecierpliwością wyczekujesz mego przybycia, obsypałbyś mnie darami, a swym współpracownikom pozwalasz być tymi, do czego stworzyli ich bogowie.

Wybacz mi, życie jest wielkim skarbem, ale jednocześnie są w nim takie rzeczy, których już znieść nie potrafię. Och, nie myśl, proszę, że zraziło mnie to, iżeś zniszczył Trybunał Konstytucyjny, obsadził swoimi wszystkie państwowe urzędy i wysłał do Erebu wszystkich kompetentnych ludzi w tym państwie. Nie, po Tobie innych postępków nie można było się spodziewać.

Ale kaleczyć sobie uszy jeszcze przez lata całe wypowiedziami Twoich ministrów, ich posłów, słuchać ich – prostych jak cep, bez żadnego wdzięku ani finezji – argumentów, obserwować hejterskie wzmożenie Twoich popleczników – oto co przewyższyło moje siły.

Ojczyzna zatyka uszy, słuchając Waszej retoryki, świat Cię wyśmiewa, ja zaś dłużej już płonić się za Ciebie nie chcę i nie mogę. Wycie Cerbera, choćby do wieców wyborczych podobne, będzie dla mnie mniej dotkliwe niż tłumaczenia minister Kempy czy też posłów Sasina i Jakiego, dlaczego elita prawnicza jest od nich mniej mądra i mniej uczciwa. Wolę spojrzeć w oczy Charona niż kolejny raz obejrzeć Wiadomości.

Bądź zdrów, Cezarze, ale pamiętaj: łam konstytucję, ale nie ucz nas teorii prawa, ignoruj prawomocne wyroki, ale ich sam nie komentuj, przepychaj nocą dziesiątki napisanych na kolanie ustaw, ale nie udawaj wyroczni w sprawach inteligencji i dobrego smaku. Niszcz, ale nie pozuj na znawcę i obrońcę prawa. Tę ostatnią przyjacielską radę posyła Ci arbiter elegantiae„.

Osuszywszy pióro, jeszcze raz zwrócił swoją uwagę w stronę „Wiadomości”. Właśnie jakiś publicysta, magister bodajże polonistyki lub filozofii, tłumaczył, dlaczego to profesorowie prawa nie mają racji w sporze z Neronem. Petroniusz nie wytrzymał. Co prawda, samobójstwo miał popełniać dopiero nazajutrz, w czasie uczty, ale to było zbyt wiele.

Wideo „Magazynu Świątecznego” to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.

W Magazynie Świątecznym:

Pokój z kuchnią Roberta Biedronia
Będziemy wolnym społeczeństwem, jeżeli będziemy się wspierać, rozumieć, rozmawiać. Inaczej zawsze się znajdzie ktoś, kto nas zniewoli. Dorota Wodecka rozmawia z Robertem Biedroniem

Niech papież zobaczy naszą głupotę. Rozmowa z dominikaninem o. Józefem Puciłowskim
Co będzie z nami, jak wyjedzie papież? Edukować, nie wierzyć w propagandę. I nie przyzwyczajać się do tego co dookoła Z O. Józefem Puciłowskim rozmawiają Małgorzata Skowrońska i Michał Olszewski

Turcja. Allahu Akbar, Erdogan Akbar
Ludzie klaskali na widok czołgów. Ale z okien na ulicę nie wyszli, bo czołgów było mało, a rozjuszonych zwolenników prezydenta bardzo dużo. Rozmowa z Garethem Jenkinsem

USA. Tylko pieniądze i krew
Epidemia przemocy w USA będzie trwać, bo Amerykanie nie dokonują rozrachunku z własną morderczą historią

Unia Europejska – siedem kroków jak ją ratować
Unia Europejska – siedem kroków jak ją ratować

Ostatni Homo sapiens: narodziny hybrydy
Pokolenie dzisiejszych czterdziestolatków jest ostatnim wcieleniem Homo sapiens

Colin Firth o filmie „Geniusz”: Dżentelmen to nie ja, czyli pod prysznicem w kapeluszu
– Nie chcę wyjść na zgreda, ale kiedy młodzi ludzie mówią, że w internecie można znaleźć wszystko, odpowiadam: „Tak, ale zarazem nie można znaleźć niczego” – mówi aktor, który w „Geniuszu” zagrał Maxwella Perkinsa, słynnego redaktora m.in. Hemingwaya

Trump. Człowiek Putina w Białym Domu
Hollywood straszyło, straszyło, aż wykrakało. Putin właśnie instaluje za oceanem swojego prezydenta

była

wyborcza.pl

Reforma zdrowia Radziwiłła. PiS chce poprawek

Judyta Watoła, 23.07.2016

Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł nie przedstawił dotąd żadnej wizji zmian w systemie opieki zdrowotnej

Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł nie przedstawił dotąd żadnej wizji zmian w systemie opieki zdrowotnej (Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta)

Minister zdrowia spóźnia się z przedstawieniem planów reformy opieki zdrowotnej, bo partia kazała je poprawiać.

– Trochę się kolumna rozciągnęła i trzeba tabory podciągnąć – mówił 2 lipca na kongresie PiS Jarosław Kaczyński, wśród „taborów” wymieniając m.in. zdrowie. To była jawna reprymenda dla ministra Konstantego Radziwiłła, który – choć powołał do naprawy systemu opieki zdrowotnej ponad 30 zespołów – dotąd poza mglistymi zapowiedziami nie przedstawił żadnej wizji zmian w systemie opieki zdrowotnej.

Wiadomo tylko, że NFZ ma być zlikwidowany, a system ubezpieczeniowy, w którym opłacamy składki zdrowotne, ma być zamieniony na system budżetowy.

Po reprymendzie prezesa PiS zapowiadano, że plan reformy zostanie przedstawiony jeszcze w pierwszym tygodniu lipca, a jak nie wtedy, to już na pewno po szczycie NATO w Warszawie. Od szczytu mijają jednak dwa tygodnie, a Radziwiłł planu dalej nie przedstawia. Jego zapowiedzi nadal są mało konkretne. – Sądzę, że w ciągu tygodnia albo dwóch sytuacja, jeśli chodzi o kierunek zmian, będzie znana i jednym z elementów powinno być jakieś zobowiązanie do tego, aby nakłady na ochronę zdrowia rosły – mówił kilka dni temu w rozmowie z Polskim Radiem.

Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, ogólny zarys reformy jednak powstał. Radziwiłł przedstawił go na „koleżeńskim” spotkaniu z członkami PiS, ale szkic się nie spodobał.

Co minister ma w planach? Likwidacja NFZ i powrót do finansowania zdrowia z budżetu państwa są już przesądzone. Pieniądze na leczenie miałyby być gromadzone w funduszu celowym. Radziwiłł nie wie jednak, ani jak zagwarantować, żeby po pieniądze z funduszu nie sięgał w razie kryzysu minister finansów, ani jak zapewnić znaczący wzrost nakładów na zdrowie, co także PiS obiecywał w kampanii wyborczej. W systemie ubezpieczeniowym przynajmniej kilkuprocentowy wzrost jest gwarantowany, bo wraz z podwyżkami wynagrodzeń zwiększają się też wpływy ze składek zdrowotnych.

Zamiast oddziałów wojewódzkich NFZ pieniądze na zdrowie dzieliłyby wydziały zdrowia w urzędach wojewódzkich, bardziej zależne jednak od ministra zdrowia niż od wojewody.

Co do reszty, to wygląda na to, że Radziwiłł chce się podpiąć pod przygotowywany od lat program skoordynowanej opieki medycznej, który ma być finansowany ze środków unijnych. Podstawowa opieka zdrowotna, czyli poradnie rodzinne, ma dostać dodatkowe pieniądze na wysyłanie swoich pacjentów do specjalistów i na niektóre badania. W takim układzie im mniej będą zlecali takich wizyt i badań, tym więcej sami zarobią.

W ramach skoordynowanej opieki każdy szpital ma mieć zaplecze w postaci poradni specjalistycznych. To powrót do systemu z czasów PRL, w którym w każdej gminie działał zespół opieki zdrowotnej posiadający i szpital, i poradnię. Kłopot w tym, że poradnie specjalistyczne zostały w większości sprywatyzowane. – Prywatne poradnie mogłyby wprawdzie tworzyć konsorcja ze szpitalami i dzielić się między sobą pieniędzmi, jakie dostaną na leczenie, ale w takim układzie szpital będzie miał zawsze o wiele silniejszą pozycję. Dla prywatnych poradni specjalistycznych nadejdą ciężkie czasy – przewiduje jeden z posłów PiS.

W planach jest też wskrzeszenie pomysłu prof. Zbigniewa Religi i utworzenie sieci szpitali, które miałyby gwarantowane pieniądze na leczenie. Do sieci miałyby wejść głównie szpitale publiczne. Szpitale miejskie i powiatowe, nie będą już musiały tak ostro jak dotąd walczyć między sobą w konkursach na leczenie, bo 70 proc. pieniędzy będą miały zagwarantowane w formie dotacji z budżetu.

Według naszych rozmówców Radziwiłł nie umiał odpowiedzieć na pytanie o ryzyko związane z tak daleko idącymi zmianami.

– A żadna reforma w zdrowiu nie jest przecież bezbolesna – tłumaczą. Od ministra zażądano więc lepszego przygotowania projektu reform.

Plan reform oceniał m.in. Bolesław Piecha, wiceminister zdrowia w poprzednim rządzie PiS, teraz europoseł. Nie skrytykował go jednak ostro. – Gdyby to zrobił, jeszcze by mu zaproponowano tekę ministra, a on nie chce wracać z Brukseli – twierdzą koledzy Piechy.

Zobacz także

jużJasne

wyborcza.pl