Tusk, 05.05.2016

 

top05.05.2016b

 

POLSKA KIBOLSKA, CZYLI DO PRZODU BIAŁO-BIALI

FELIETON: SŁAWOMIR SIERAKOWSKI, 04.05.2016

Wiadomość, że Paweł Demirski został pobity przez kiboli wracających z Pucharu Polski, dostałem esemesem. W internecie szybko znalazłem opis zdarzenia na portalu dziennik.pl w dziale „Rozrywka”, gdzie przeczytałem, że Demirski w sklepie na Ochocie stanął w obronie Pakistańczyka i zobaczyłem zdjęcie twarzy w szwach.

 

Paweł Demirski to polski pisarz i członek zespołu Krytyki Politycznej (więc mogę być nieobiektywny, krytykując pobicie człowieka). Niedawno był moim gościem w programie #dziejesienazywo w Wirtualnej Polsce. Rozmawialiśmy o przemocy w Polsce. Demirski powiedział: „Polska zbrunatniała w sposób bardzo poważny”. To było tego dnia, kiedy „Gazeta Wyborcza” wydrukowała Polską mapę nienawiści, pokazującą, że od września pobito co najmniej 22 osoby z powodu ich koloru skóry, narodowości czy wyznania. Wielu innym grożono, wybijano szyby w mieszkaniach, obrażano. We wtorek kibole do mapy dopisali Pakistańczyka. Napadani są Turcy, Chilijczycy, Hindusi, a nawet Ukraińcy, z polskim obywatelstwem i bez, doskonale mówiący po polsku i nie. Napadanych łączy chyba tylko nienawiść ze strony troglodytów nawiedzających stadiony.

 

Demirski dziwił się w programie, jak mogą na marszach Ruchu Narodowego pojawiać się jednocześnie symbole Polski walczącej i krzyże celtyckie zakazane w Niemczech jako symbol neofaszyzmu. Nigdy nie słyszałem o akcji jakiejkolwiek instytucji, przedstawiającej się jako patriotyczna, która by przeciwko temu zaprotestowała. Dlaczego znaku Polski walczącej nie broni przed takim towarzystwem Muzeum Powstania Warszawskiego? Nie słyszałem też o reakcji polskiego rządu, który protestowałby przeciwko spaleniu kukły Żyda we Wrocławiu, ani przeciwko neonazistowskiemu koncertowi w Białymstoku.

 

Doszliśmy do sytuacji, w której ostrzega się studentów, żeby nie przychodzili na kampus, a nie neonazistów, że grozi im więzienie za mowę nienawiści. A wszystko to w Polsce rządzonej przez polskich patriotów.

 

Polska duma narodowa polega na biciu słabszego albo na nie reagowaniu na to. No bo ilu Pakistańczyków kibole mogą spotkać na Ochocie? Ciekawe jak odważni byliby polscy chojracy w Karaczi na przykład. Dopóki prezes nie zdecyduje się wypowiedzieć komuś wojny, polskie losy ich raczej nie przegonią tak daleko, choć przecież zdarzyło się, że i przez Iran szli nasi bohaterowie i to z symbolicznej dla polskich patriotów Armii Andersa, przyjmowani przyjaźnie.

 

Dlaczego rośnie ilość przemocy na tle rasistowskim? My przecież nie jesteśmy Niemcy, żeby przyjmować uchodźców. Tym bardziej, że prezes szybciej nawet niż rosyjski sanepid, wykrył „pasożyty i pierwotniaki w organizmach uchodźców groźne dla Polaków”. Ale tak jak Polacy potrafią rozwijać antysemityzm bez Żydów i antykomunizm bez komunistów, tak kwitnie dziś antyuchodźcza polityka bez uchodźców. Niestety nawet partie opozycji dają się zastraszyć i gdy ostatnio Komisja Europejska zapowiedziała możliwość wprowadzenia finansowych rekompensat od krajów, które odmawiają solidarnościowej polityki z Włochami i Grecją, wszystkie partie parlamentarne odpowiedziały jednym głosem, że tak nie wolno. I żadna oczywiście nie dodaje, jak należy. Powiedzenie dziś, że trzeba przyjąć uchodźców, staje się coraz bardziej ryzykowne w dumnej ojczyźnie Solidarności.

 

Zaraz znowu zobaczymy dostojną twarz superministra i mianowanego przez wszystkie media na przyszłego premiera Morawieckiego. Co pobicie Demirskiego ma wspólnego z „bilionerem” Morawieckim? Otóż ma. Bo to jest pytanie, o model modernizacji, której stadion stał się symbolem. Nota bene, ten sam stadion, z którego wracali kibice.

 

Co bardziej interesuje klasę polityczną? Rury, schody i to, czy się świeci z daleka czy nie, czy też emocje, postawy i relacje międzyludzkie?

 

Pierwsza to modernizacja techniczna, którą symbolizuje dziś „bilion” Morawskiego, a druga to modernizacja społeczna, czyli ludzie, a nie rury i krzesła. Tej nie symbolizuje w Polsce jeszcze nic, mimo że więzi ludzkie też przynoszą zysk (a nawet gdyby przynosiły straty, także należałoby je wspierać, jeśli mamy się czymś różnic od zwierząt).

 

Od pewnego poziomu rozwój gospodarczy jest bez modernizacji społecznej niemożliwy. A zatem bez programów antyprzemocowych w szkołach (prowadzonych na Zachodzie także w ramach edukacji seksualnej), rzeczywistego ścigania mowy nienawiści, piętnowania faszystowskich demonstracji, krzewienia patriotyzmu przyjaznego innym, a nie nacjonalistycznego. Komplet 80 tys. ludzi na meczach Borussii Dortmund, niezależnie od tego, czy jest pierwsza czy ostatnia w tabeli, to co innego niż mizerne parę, średnio paręnaście tysięcy u nas. Dodajmy, że jest to też komplet ras, kolorów i wszystkich możliwych różnic. W Niemczech oczywiście, nie w biało-białej Polsce. W każdym kraju zdarza się przemoc i w każdym kraju znajdą się chorzy z nienawiści kibole, ale poziom przyzwolenia policji, mentalność władz, przyzwolenia społecznego dla kiboli są w Polsce wciąż nieporównywalne z państwami Zachodu.

 

Mieszkałem kilka lat w różnych miejscach na Zachodzie, nigdzie nie widziałem takich hord rozproszonych po ulicach i narzucających prawo pięści. Owszem w zachodnich stolicach, nawet częściej niż u nas, słychać pieśni kibicowskie i wykrzykiwane hasła klubów, tylko że inaczej niż tam, u nas są one zapowiedzią potencjalnej bójki i zwierzęcego zachowania. Tego, czego nie można już robić w Londynie, można we Wrocławiu i Krakowie, które przy okazji polska modernizacja i węgierskie tanie linie lotnicze zamieniły w tani sklep monopolowy i burdel. W tej sprawie zdecydowanie popieram hasło Jarosława Kaczyńskiego, żeby Polska wstała z kolan.

 

 

Tekst ukazał się na łamach Wirtualnej Polski.

 

polskaKibolska

 

**Dziennik Opinii nr 125/2016 (1275)

 

Polskiego Kościoła igranie z nacjonalizmem

Jarosław Makowski, 04-05-2016
Onr i Kościół

 fot. Maciej Kuroń  /  źródło: PAP

To, że dziś oglądamy księży i ONRowców w jednym szeregu, to skutek wieloletnich zabaw Kościoła z nacjonalizmem. Kościół w Polsce, szczególnie od śmierci Jana Pawła II nie kryje się ze swoimi ultraprawicowymi ciągotami

Abp Stanisław Gądecki mówił na Jasnej Górze – cytując zresztą słowa Jana Pawła II – że „charakterystyczne dla nacjonalizmu jest to, iż uznaje dobro tylko własnego narodu i tylko do niego dąży, nie licząc się z prawami innych”, a „autentyczny patriotyzm nie zna nienawiści do nikogo”. Czy to znaczy, że Kościół w końcu dostrzegł zagrożenie, jakim jest szerzący się nacjonalizm i ksenofobia? I czy jedno kazanie załatwia sprawę?

Przywołajmy kilka wydarzeń z ostatnich miesięcy. Oto msza w katedrze w Białymstoku, którą dla ONR celebrowali dwaj księża: ks. Leon Grygorczyk, podlaski kapelan policjantów oraz niesławny ks. Jacek Międlar ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy. Ks. Międlara w czasie kazania wzywał narodowców, by dokonywali „chemioterapii dla ogarniętej nowotworem złośliwym Polski”. Po drugie, gest obmycia nóg uchodźcom przez Franciszka spotkał się z hejtem „pobożnych katolików”: „Papież (jeśli można go tak nazwać) zbezcześcił Wielki Czwartek”; „gest poddaństwa, słabości i głupoty”; „jestem ciekaw, czy jak wysadzą Watykan, też będzie miłosierny.” Po trzecie, wiosną 2015 roku na Jasną Gorę zjechała Młodzież Wszechpolska. Jej lider Robert Winnicki, dziś poseł tak mówił: „Z wrogami religii, z wrogami wiary trzeba spotykać się na otwartym polu”. Wieczorem, po Apelu Jasnogórskim, z pochodniami w dłoni, narodowcy krzyczeli: „Młodość, wiara, nacjonalizm”, „Nie tęczowa, nie czerwona, tylko Polska narodowa”, „Nie ma litości dla wrogów polskości”. Przeor klasztoru o. Poteralski był zachwycony i pozdrawiał ich: „Czołem Wielkiej Polsce”.

Powaga problemu tkwi w tym, że nacjonalizm i ksenofobia biskupów, księży i napuszczonych przez nich części wiernych, nie powstał z dnia na dzień. Ani sama z siebie. To, że dziś oglądamy księży i ONRowców w jednym szeregu, to skutek wieloletnich zabaw Kościoła z nacjonalizmem. Kościół w Polsce, szczególnie od śmierci Jana Pawła II nie kryje się ze swoimi ultraprawicowymi ciągotami. Hierarchowie z premedytacją omijają to nauczanie Jana Pawła II, które nie pasuje im do twardego katolicko-narodowego światopoglądu. A więc nie ma mowy o ekumenizmie, o dialogu między religijnym. To, co biskupi wzięli z nauczania papieża Wojtyły, to teologia narodu i teologia ciała. Interesują ich tylko karta wyborcza oraz spodnie i kobiece macice. Biskupi przez wszystkie przypadki odmieniają takie pojęcia jak: Bóg, honor, ojczyzna, dziecko poczęte. Zazwyczaj jest to przedstawiane jako wartości, których trzeba bronić, gdyż są one atakowane: a to przez Unię Europejską, a to przez liberałów, a to przez lewaków – generalnie Żydów, Niemców i gejów w ukryciu. „Ci, którzy głoszą tolerancję, są często najmniej tolerancyjni – grzmiał abp Stanisław Gądecki. Ci, którzy trąbią o demokracji, bywają najmniej demokratyczni”. Ubrani w narodowe ornaty biskupi swoimi kazaniami i listami duszpasterskimi pokazują zarówno zwykłym księżom, jak i wiernym jasną linię podziału, między zdrowym katolickim ciałem narodu, a chorym europejskim, które w najlepszym przypadku trzeba leczyć, a jak się nie da, to wyciąć. Niczym raka albo tyfus.

 

Ksiądz Międlar jest konsekwencją, a nie źródłem nacjonalizmu. To człowiek zaledwie dwa lub trzy lata po święceniach, co znaczy, że całą edukację odebrał już w wolnej Polsce, państwie, które jest członkiem Unii Europejskiej. Nie przeszkadza mu to w niczym być nacjonalistą, ksenofobem i rasistą. Co więcej, wystarczy rzut oka na Twittera, by się przekonać, że jest cała rzesza młodych księży, którzy zdradzają podobne ciągoty. To znak, że Kościół ma problem z kształceniem i wychowaniem księży. A w zasadzie nie tyle problem, co plon swojej ciasnej i zacofanej edukacji teologicznej.

Chyba nie ulega żadnej wątpliwości, że gdyby ks. Międlar w seminarium głosi pogląd, że jest zwolennikiem tolerancji, co jest czymś oczywistym, iż nowoczesność oznacza pluralizm postaw i poglądów, to była duża szansa, że nie otrzymałby święceń. Ponieważ jednak okazywał się radykalny w zwalczaniu współczesnych herezji, genderyzmu, lewactwa czy relatywizmu, a do tego mówił, że jest prawdziwym polskim nacjonalistą – żadnych problemów ze święceniami nie miał. Brak krytycznej edukacji seminaryjnej oraz uniwersytety katolickie, które przypominają dziś „technika duchowlane”, sprawia, że należy się spodziewać, iż brunatna fala w sutannach się nie tylko nie cofnie, ale dopiero się wyleje.

Jako chrześcijanie mamy prawo oczekiwać nie umizgów do władzy, ale świadectwa Ewangelii

Ponadto do rangi niemal teologicznej urasta dzisiejsze zespolenie państwa i Kościoła. Tu znów szef polskiego episkopatu, abp Gądecki mówi zachwycony: „Nastąpił ogromny przełom. Po wojnie nie było jeszcze takiego zjednoczenia państwa i Kościoła”. Świątynia Opatrzności, kościelne imprezy, Fundusz Kościelny otrzymują dotacje hojniejsze niż kiedykolwiek. Biskup Józef Wysocki nazywa premier Beatę Szydło i prezydenta Andrzeja Dudę „darem od Boga”. Arcybiskup Jędraszewski snuje mętne wywody o zamachu smoleńskim, prawie utożsamiając prawdę Ewangelii z narracją „Dobrej Zmiany”. Czyżbyśmy zapomnieli, do czego prowadzi takie cudowne zespolenie państwa i Kościoła?

Czytaj także: Obrona uczuć religijnych za pomocą paragrafów to absurd

Jako chrześcijanie mamy prawo więc od nich oczekiwać nie umizgów do władzy, ale świadectwa Ewangelii. „Dobra Zmiana” nie jest tożsama z Dobrą Nowiną, a łono które wydało prezydenta Dudę nie da się porównać z tym, które wydało Jezusa Chrystusa. Jeśli polscy biskupi potrzebują teologicznej podstawy, polecamy im ewangelicką (luterańską i kalwińską) Deklarację z Barmen z 1934 roku. W czasach, gdy władze niemieckiego kościoła ewangelickiego (podobnie zresztą, jak katolickiego) piały z zachwytu nad polityką „wstawania z kolan”, „zdrowej siły narodu”, „chemioterapii raka liberalizmu i libertynizmu” zgromadzeni w Barmen duchowni „Kościoła Wyznającego” pod przewodnictwem wybitnego teologa Karola Bartha wydali deklarację, która przypominała im, że Królestwo Boże nie jest z tego świata, a żaden przywódca partii czy narodu nie może sobie rościć prawa do bycia ponad prawem oraz twierdzenia, że w nim jest samo dobro.

Deklaracja z Barmen dobitnie mówi: „Odrzucamy fałszywą naukę, jakoby państwo powinno lub mogło stać się, poza swymi właściwymi zadaniami, jedynym i całkowitym porządkiem ludzkiego życia, i wypełnić cel Kościoła.

Odrzucamy fałszywą naukę, jakoby Kościół powinien lub mógł poza swoim właściwym zadaniem przywłaszczyć sobie państwową postać, państwowe zadania i państwową godność i przez to stać się samemu organem państwa.

Odrzucamy fałszywą naukę, jakoby Kościół mógł w ludzkiej samowoli podporządkować Słowo i Dzieło Pana jakimkolwiek określonym przez siebie zamiarom, celom i planom”.

Moment, kiedy z polskich ambon posłyszymy takie zapewnienia, będzie chwilą, kiedy Kościół znów uznał, że lepiej stracić z „Dobrą Nowiną” niż zyskać (na chwilę) z „Dobrą Zmianą”.

niebepieczne

newsweek.pl

Trudne chwile, czyli spotkanie raczkującego KOD i Platformy Obywatelskiej w nieznanej jej dotychczas roli. Dadzą radę?

tumblr_maejcc4XVN1rt8t3no1_500

Do czego służy konstytucja

Zmiana konstytucji w wydaniu PiS przede wszystkim jest – na szczęście – aktualnie niemożliwa. Postulat Kaczyńskiego ma znaczenie symboliczne i dużą wagę polityczną.

Samo poddanie pod dyskusję sprawy tak fundamentalnej jak ustawa zasadnicza sprawia, że uwaga odbiorców skupia się na historycznym wymiarze polityki. Obóz PiS we własnym odbiorze i w oczach zwolenników miałby stać ponad codziennym znojnym administrowaniem i reagowaniem na bieżące wydarzenia. Wizja głębokiej odnowy, także moralnej, państwa i jego daleko idącej przebudowy, z ustrojową włącznie, to cel, o który warto walczyć, dla którego warto wiele poświęcić. To także okazja, żeby powalczyć o serca i umysły Polaków.

Jarosław Kaczyński wraz z Beatą Szydło i Beatą Kempą roszczą sobie prawo do tego, żeby decydować w Polsce o tym, co jest, a co nie jest zgodne z konstytucją. Konstytucja to nasza gwarancja przed nadużyciami władzy ze strony aktualnie rządzącej mniejszości (bo w warunkach polskich to zawsze jest mniejszość – żadna władza nie uzyskała 50 proc. głosów). Nie uznając wyroków Trybunału Konstytucyjnego, paraliżując mechanizmy jego działania, blokując legalnie wybranych sędziów i wprowadzając ustawy uniemożliwiające działanie organu konstytucyjnego, PiS sprawiło, że „konstytucja istnieje tylko teoretycznie”.

Zapraszając liderów partii do dyskusji o projekcie nowej konstytucji, PiS będzie próbowało odwrócić uwagę od łamania konstytucji wciąż obowiązującej. Na to nie może być zgody. Obowiązkiem każdego obywatela – sędziego, polityka, dziennikarza, każdego z nas – jest stać na straży konstytucji. Ale trwanie w defensywie nie wystarczy. Podniesienie państwa po rządach PiS nie może sprowadzać się do próby restytucji status quo. Pomijając wszystko inne, byłaby ona nieskuteczna.

Po drugie, nauczeni doświadczeniem, musimy zrobić wszystko, żeby ochronić obywateli i ich prawa przed nadużyciami ze strony władzy.

Nowa konstytucja Rzeczpospolitej musi ochronić młodą polską demokrację przed nią samą.

zmianaKonstytucji

jazdzewski.blog.polityka.pl

 

top05.05.2016

 

ChiUrp0W4AEh3R-