Paradowska, 29.06.2016

 

top29.06.2016

 

„Wkrótce przedstawimy rekonstrukcję wydarzeń w sprawie smoleńskiej”

az, dmilo publikacja: 29.06.2016

(fot. TVP Info)

– Myślę, że już niedługo zostaną przedstawione nowe informacje. Istotna rekonstrukcja wydarzeń oparta o rewelacyjne prace, jakie teraz są kończone przez komisję smoleńską – poinformował szef MON Antoni Macierewicz w programie „Minęła dwudziesta”. – Prace, które pokazują, jak z jednej strony byliśmy potwornie okłamywani przez ostatnie lata, a z drugiej strony jak wyglądały ostatnie sekundy tego lotu. Zobaczymy to, ale też usłyszymy – powiedział.

Szef resortu obrony w TVP Info odniósł się do ujawnionych propozycji Niemiec i Francji, dotyczących przyszłości UE po Brexicie.

– Ten dokument rzeczywiście robi wrażenie jakiegoś nerwowego działania ze strony kierownictw ministerstw spraw zagranicznych zarówno Niemiec, jak i Francji. Połowa tego dokumentu jest poświęcona sprawom związanym z wojskiem i obronnością. Bardzo charakterystyczne, że nie pada tam ani razu słowo NATO – powiedział min. Macierewicz.

– Cały nacisk w decyzjach konkretnych jest położony na walkę na flance południowej. Flanka wschodnia prawie tam nie istnieje. Za to jeśli chodzi o rozwiązania wojskowe, są one analogiczne jak realizowane w ramach sojuszu natowskiego – podsumował.

Państwo islamskie to terroryści

Szef MON mówił też o zagrożeniach ze strony terrorystów islamskich.

– Przede wszystkim jestem zrewoltowany, gdy słyszę o państwie islamskim. To nie jest żadne państwo islamskie, to jest grupa terrorystyczna. To pewna efemeryda, których kreowano bardzo wiele w ciągu ostatnich kilkunastu lat, o bardzo różnych funkcjach wobec wolnego świata, zwykle w celu zwalczania Zachodu – tłumaczył minister obrony narodowej.

 

Co innego mówi PiS Polakom, a co innego na szczycie UE

Tomasz Bielecki, Bruksela, 29.06.2016

Premier Beata Szydło na szczycie Unii

Premier Beata Szydło na szczycie Unii (FRANCOIS LENOIR / REUTERS / REUTERS)

27 krajów Unii zgadza się, że nie potrzeba zmian traktatowych. PiS mówi o „nowym traktacie UE”, ale tylko w Polsce. Na szczycie Unii premier Beata Szydło nie zająknęła się o tym.

Bitwa o Brexit

Żądania nowego traktatu UE były odpowiedzią PiS-u (prezesa Jarosława Kaczyńskiego, ministra Witolda Waszczykowskiego, premier Beaty Szydło) na wygraną Brexitu w referendum sprzed tygodnia. Nowy traktat miałby „naprawić” Unię (czyli rozluźnić eurointegrację), by odebrać paliwo euroscepetykom w innych krajach UE. Jednak premier Szydło nie zgłosiła tego pomysłu podczas środowych obrad przywódców 27 krajów UE (bez Wlk. Brytanii). Przeciwnie Szydło – jak mówią dyplomaci zaznajomieni z przebiegiem obrad – „miała dać wyraźnie do zrozumienia”, że również Polska nie chce teraz szeroko zakrojonych zmian w UE.

– Ku mojemu miłemu zaskoczeniu – bo ja nie jestem entuzjastą zmian traktatowych – nie padł ani jeden głos na rzecz zmiany traktatowej. A zatem czasami co innego mówi się w swoich krajach, ale tutaj w Brukseli ludzie nabierają może dystansu do własnych emocji – powiedział Donald Tusk po zakończeniu obrad, którym przewodniczył. Szydło już po szczycie tłumaczyła dziennikarzom, że zmiana traktatu UE „być może okaże się konieczna” na końcu długiej refleksji o zmianach w Unii.

W Brukseli nie było też szukania winnych Brexitu wśród szefów euroinstytucji. Nikt nie atakował Donalda Tuska czy przewodniczącego Komisji Europejskiej Jeana-Claude’a Junckera. Dyplomaci z Węgier, Czech i Słowacji czynili spore wysiłki dla wyjaśnienia, że uderzanie w Tuska nie ma nic wspólnego z Grupą Wyszehradzką, a jest czysto wewnątrzpolskim porachunkiem, od którego trzymają się z daleka. – Jean-Claude Juncker to ostatnia osoba, którą czyniłbym odpowiedzialną za Brexit – zadeklarował natomiast Tusk podczas konferencji prasowej po szczycie.

David Cameron przekonywał jeszcze we wtorek wieczorem, podczas swych ostatnich obrad szczytu UE, że rozpisanie referendum nie było błędem. – Wcześniej czy później zarządziłby je inny premier Wlk. Brytanii – miał powiedzieć Brytyjczyk. Główną winę za wygraną Brexitu zrzucił na unijną swobodę przemieszczania się, czyli nieskrępowane prawo do przeprowadzania się i legalnej pracy m.in. Polaków na Wyspach. Szydło relacjonowała, że Cameron miał ją zapewniać o zachowaniu przez Polaków w Wlk. Brytanii obecnych praw aż do momentu Brexitu. Ale to oczywiste w świetle unijnego prawa. Cameron miał też mówić o prawach nabytych Polaków także po Brexicie, ale – jak przyznała sama Szydło – on wkrótce przestanie być premierem i nie wiadomo, jakie będą decyzje kolejnych rządów w Londynie.

Ostatnie obrady z Cameronem upłynęły – jak mówią unijni dyplomaci – w uprzejmej, a „może nawet nazbyt uprzejmej atmosferze”. W Brukseli dominuje przekonanie, że jeśli jego następcą zostanie – co jest dość prawdopodobne – były burmistrz Londynu Boris Johnson, to Wlk. Brytania może okazać się trudnym, bo niezbyt przewidywalnym partnerem do brexitowych rozmów. Przywódcy 27 krajów UE potwierdzili, że rokowania o Brexicie mogą zacząć się dopiero po uruchomieniu rozwodowego artykułu 50. z traktatu UE, który daje dwa lata na wynegocjowanie umowy o Brexicie. A to nastąpi zapewne nie wcześniej, niż jesienią.

Johnson chciałby zachować pełny dostęp Wlk. Brytanii do rynku wewnętrznego UE. Ale wczoraj m.in. Angela Merkel i François Hollande podkreślali, że to niemożliwe bez zachowania pełnej swobody przemieszczania się i pracy dla obywateli UE. – W tej kwestii nie będzie żadnego niuansowania – podkreślał Juncker. – Nie mamy pełnej jasności, dlaczego naprawdę Brytyjczycy odwlekają aktywowanie artykułu 50. I dlaczego Cameron zostania to swemu następcy na fotelu premiera. Oczywiście, może chodzić o grę na czas, by rozmiękczyć wspólny front reszty Unii w kwestii zasady „rynek wewnętrzny tylko za swobodę przemieszczania się – tłumaczy wysoki urzędnik UE. Ustępstwa wobec Londynu byłyby jednak groźnym precedensem, bo swoboda podejmowania pracy jest mało popularna w kilku innych krajach Unii (m.in. w Holandii, Francji, Danii). Byłoby trudno ją obronić przed poważnymi ograniczeniami np. w razie negocjowania nowego traktatu UE postulowanego m.in. przez Kaczyńskiego.

Przyszłość Unii ma być tematem szczytu 27 krajów Unii bez Wlk. Brytanii w połowie września w Bratysławie (Słowacja będzie wtedy sprawować unijna prezydencję) i kolejnych narad w Brukseli. Dyskusje powinny być podsumowane w marcu 2017 r. w Rzymie podczas obchodów rocznicy traktatów rzymskich z 1957 r. ustanawiających Europejską Wspólnotę Gospodarczą, która rozwinęła się potem w Unię Europejską. Jednak w Brukseli nikt nie spodziewa się, że padną jakieś rewolucyjne propozycje. – Najbliższe miesiące to musi być przede wszystkim stabilizowanie sytuacji w Europie po wygranej Brexitu – tłumaczy urzędnik UE.

Do Brukseli przyjechała wczoraj szefowa rządu Szkocji Nicola Sturgeon, która chce utrzymania unijnego członkostwa Szkocji, i to bez negocjacji akcesyjnych i bez wychodzenia Szkocji z Wlk. Brytanii. Na razie to prawnie trudne do wyobrażenia. – Hiszpania jest przeciwna jakimkolwiek negocjacjom UE ze Szkocją. Jeśli Wlk. Brytania wyjdzie z UE, to Szkocja też ją opuści – ostrzegał wczoraj premier Hiszpanii Mariano Rajoy. Madryt jest od dawna bardzo ostry dla Szkotów, bo boi się ich secesja dodałaby skrzydeł zwolennikom niepodległości Katalonii. Ze Sturgeon spotkał się Juncker i szef Parlamentu Europejskiego Martin Schulz.

Zobacz także

co

wyborcza.pl

Tusk ostro gra z Londynem. Wielka Brytania zachowa przywileje, gdy wpuści do siebie imigrantów

OK, 29.06.2016

Szczyt w Brukseli

Szczyt w Brukseli (FRANCOIS LENOIR / REUTERS / REUTERS)

1. UE, przygotowując się do Brexitu, stawia Londynowi warunki
2. Tusk: „Dostęp do wspólnego rynku tylko przy swobodnym przepływie osób”
3. Następny szczyt odbędzie się we wrześniu w Bratysławie

Wielka Brytania po Brexicie nadal będzie musiała przestrzegać niektórych unijnych zasad – jeżeli tego nie zrobi straci dostęp do wspólnego rynku Unii Europejskiej. Poinformował dziś o tym Donald Tusk.

Szef Rady Europejskiej po zakończeniu nieformalnego spotkania przywódców 27 państw Unii powiedział, że dostęp do wspólnego rynku będzie możliwy tylko przy poszanowaniu przez Wielką Brytanię czterech unijnych swobód, w tym przepływu osób.

– To ważna informacja m.in. dla Polaków – zauważa nasz korespondent z Brukseli Michał Gostkiewicz. – Jeżeli Londyn chce mieć dostęp do wspólnego rynku, nie będzie mógł zakazać Polakom wjazdu do Wielkiej Brytanii i podejmowania tam pracy – dodaje.

Donald Tusk warns the UK: „There will be no single market a la carte.”

Przywileje dla Londynu po zaakceptowaniu warunków

Wielu brytyjskich polityków liczy na to, że po wystąpieniu z Unii ich kraj zachowa dostęp do jednolitego rynku – domagają się jednak ograniczenia swobody przepływu osób.

Szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker potwierdził słowa Tuska i przyznał, że każdy kraj, który chce czerpać korzyści ze wspólnego rynku, musi szanować cztery unijne wolności: przepływu dóbr, usług, kapitału i osób. – Swobody te muszą być respektowane bez wyjątku i bez niuansów – powiedział Juncker.

Traktat o UE bez zmian

Jean-Calude Juncker przyznał, że na razie nie będzie żadnych zmian w traktacie o UE. Liderzy unijnych państw w tej sprawie byli zgodni.

Następny nieformalny szczyt 27 państw UE bez Wielkiej Brytanii odbędzie się we wrześniu w Bratysławie – poinformowała o tym niemiecka kanclerz Angela Merkel.

gazeta.pl

 

Uzależnić sędziów

Ewa Siedlecka, 29.06.2016,

Prezydent Andrzej Duda odmówił awansu dziewięciu sędziom

Prezydent Andrzej Duda odmówił awansu dziewięciu sędziom (Fot. Marcin Onufryjuk / Agencja Gazeta)

Prezydent Andrzej Duda odmówił awansu dziewięciu sędziom. Przyznał sobie takie prawo wbrew konstytucji i ustawie o ustroju sądów powszechnych.

Konstytucja mówi, że sędziów do awansu wybiera Krajowa Rada Sądownictwa. Mówi też, że władza sądownicza jest niezależna, a sędziowie – niezawiśli. Dlatego o nominacjach sędziowskich decyduje właśnie KRS. Bynajmniej nie jest to ciało korporacyjne. Jedną trzecią w Radzie stanowią parlamentarzyści i przedstawiciele władzy wykonawczej. Jeśli władza wykonawcza, jaką jest prezydent (który zresztą ma przedstawiciela w KRS), miałaby samodzielnie podejmować decyzje o sędziowskich awansach, to dla sędziów znaczyłoby to jedno: aby awansować, trzeba wydawać wyroki, które się tej władzy spodobają.

I takie przesłanie właśnie dostali od prezydenta.

PiS chce mieć sędziów posłusznych. Minister sprawiedliwości groził postępowaniami dyscyplinarnymi wobec sędziów, którzy deklarują, że będą się stosować do wyroków Trybunału Konstytucyjnego nawet wtedy, gdy te nie będą publikowane. PiS zamierza zlikwidować jeden szczebel sądownictwa, dzięki czemu będzie można wszystkich sędziów powołać od nowa. Doskonała okazja do powszechnej weryfikacji – kryteria ustali PiS.

KRS wnioskuje o awanse sędziów po sprawdzeniu i zaopiniowaniu kandydatów w wielostopniowej i wielomiesięcznej procedurze konkursowej, gdzie o jedno stanowisko ubiega się nawet po kilkudziesięciu sędziów. Procedura i kryteria oceny są ściśle opisane. Tymczasem „postanowienie”, którym prezydent odmówił powołania sędziów, jest całkowicie arbitralne. Ot, kaprys władzy.

Czy mamy się domyślać, że pracownikom Kancelarii Prezydenta, którzy „sprawdzali” sędziów wskazanych przez KRS, dopomógł „pan Google”? Zatem kariera sędziego miałaby zależeć od tego, czy narazi się podsądnym. A komuś się narazi nieuchronnie, bo zawsze jedna strona procesu przegrywa. Czy teraz to internetowe wpisy sfrustrowanych będą decydować o sędziowskich awansach? Lud wskazuje: kciuk w górę lub w dół. Kolejny pomysł PiS na pacyfikację władzy sądowniczej: odebrać sędziom autorytet i poczucie bezpieczeństwa – a razem z nimi niezawisłość.

„Ciemny lud to kupi” – z radością! Do czasu, aż nie spróbuje szukać sprawiedliwości w sądzie w sporze z władzą. Albo ze znajomkami tej władzy.

Zobacz także

duda

wyborcza.pl

Tusk odpowiada Kaczyńskiemu: Na razie nie będzie zmian w traktatach

mw ,pap, 29.06.2016

Donald Tusk

Donald Tusk (FRANCOIS LENOIR / REUTERS / REUTERS)

Wielka Brytania może po wyjściu z UE mieć dostęp do wspólnego unijnego rynku, jeśli będzie przestrzegać swobody przepływu osób – taki warunek postawili przywódcy 27 pozostałych państw Wspólnoty. Uzgodnili, że na razie nie będzie zmian w traktacie UE.

Bitwa o Brexit

– Nie będzie wspólnego rynku „a la carte” – powiedział w środę w Brukseli szef Rady Europejskiej Donald Tusk po zakończeniu pierwszego nieformalnego szczytu z udziałem przywódców 27 państw unijnych, bez Wielkiej Brytanii.

Szczyt poświęcony był konsekwencjom brytyjskiego referendum, w którym większość opowiedziała się za wyjściem z UE, oraz dyskusji o przyszłości Wspólnoty pomniejszonej o Zjednoczone Królestwo.

We wspólnej deklaracji ze spotkania podkreślono, że proces występowania Wielkiej Brytanii z Unii powinien być uporządkowany, brytyjski rząd powinien go możliwie szybko zainicjować, a dopóki to nie nastąpi, nie będzie żadnych nieformalnych negocjacji z Londynem o przyszłych relacjach. Z kolei w formalnych negocjacjach centralną rolę ma odgrywać Komisja Europejska.

– Mamy nadzieję, że w przyszłości Wielka Brytania będzie bliskim partnerem UE i czekamy na przedstawienie przez Wielką Brytanię jej intencji w tym względzie – oświadczyli przywódcy dwudziestkisiódemki. I zastrzegli: – Dostęp do jednolitego rynku wymaga zaakceptowania wszystkich czterech wolności UE. Te cztery wolności dotyczą swobodnego przepływu dóbr, usług, kapitału i osób.

Wielu brytyjskich polityków liczy na to, że po wystąpieniu z Unii ich kraj zachowa dostęp do jednolitego rynku; domagają się jednak prawa do ograniczenia swobody przepływu osób i imigracji z innych państw unijnych. Ze swobody przepływu osób korzysta m.in. ponad 800 tysięcy obywateli Polski, którzy obecnie pracują na Wyspach.

– Od początku po ogłoszeniu wyniku referendum było jasne, że Europa musi bardzo wyraźnie pokazać, iż wyjście z UE nie jest sposobem na polepszenie swojej sytuacji. To nie może być atrakcyjny model dla wszystkich. Bycie poza UE jest kosztowne, jeśli konsekwentnie będziemy bronili swoich reguł – powiedział Tusk polskim dziennikarzom.

Jak dodał, deklaracja dwudziestkisiódemki jest jasna: – Nie ma mowy o tym, by ktoś uzyskał dostęp do wolnego rynku, nie dając w zamian za to tej pełnej akceptacji dla podstawowych wolności, w tym przepływu osób. (…) To dotyczy nie tylko Wielkiej Brytanii, ale wszystkich. Nie będziemy chcieli ze względu na Brexit ograniczyć tej podstawowej swobody Europejczyków, jaką jest swoboda przemieszczania się wewnątrz UE – powiedział.

Także szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker podkreślił, że każdy kraj, który chce czerpać korzyści ze wspólnego rynku, musi szanować cztery unijne wolności. – Swobody te muszą być respektowane bez wyjątku i bez niuansów – powiedział Juncker.

We wspólnej deklaracji dwudziestkasiódemka podkreśliła też, że chce zachować jedność i wspólnie w UE stawić czoło wyzwaniom XXI wieku. Przyznała jednak, że wielu Europejczyków „daje wyraz niezadowoleniu z obecnego stanu spraw, czy to na szczeblu unijnym, czy to narodowym”. – Europejczycy oczekują od nas, że lepiej będziemy radzić sobie, jeśli chodzi o zapewnienie bezpieczeństwa, miejsc pracy i wzrostu, a także nadziei na lepszą przyszłość. Musimy się tym zająć w sposób, który nas zjednoczy, a zwłaszcza w interesie młodzieży – oświadczyli przywódcy w deklaracji.

Dyskusja na temat strategii na przyszłość ma być kontynuowana na nieformalnym szczycie dwudziestkisiódemki w Bratysławie, planowanym na 16 września. W minionych dniach, tuż po brytyjskim referendum, w niektórych krajach pojawiały się postulaty reform UE, w tym zmiany w przyszłości unijnego traktatu. Jako pierwszy wspomniał o tym Jarosław Kaczyński. Mówili o tym także przedstawiciele polskich władz.

W środę jednak żaden z uczestników szczytu nie postulował zmiany unijnych traktatów. – Ku mojemu miłemu zaskoczeniu, bo ja nie jestem entuzjastą zmian traktatowych, nie padł ani jeden głos na rzecz zmiany traktatowej. Czyli czasami co innego mówi się w swoich krajach, ale tutaj, w Brukseli, ludzie nabierają może dystansu do własnych emocji – powiedział Tusk polskim dziennikarzom.

Jego zdaniem w UE nie ma obecnie „żadnej ochoty na przeprowadzenie traktatowej rewolucji w Europie. (…) Myślimy o zmianach, ale raczej ewolucyjnych i spokojnych” – ocenił.

Jak dodał, wydaje się, że w gronie przywódców unijnych nie ma dziś też nikogo, kto uważałby, aby receptą na sytuację wywołaną Brexitem było hasło „więcej Europy”, czyli pogłębienie integracji. Jednak – ocenił – rozwiązaniem nie jest też hasło „mniej Europy”. – Powoli przebija się hasło „lepsza Europa”. To slogan, ale pokazuje, że odchodzi się od tych dwóch radykalnych wersji myślenia – dodał Tusk.

Niemiecka kanclerz Angela Merkel oceniła z kolei, że UE musi się zastanowić, w jakich dziedzinach powinna działać szybciej i bardziej intensywnie, aby lepiej osiągać swe cele.

Także w ocenie Merkel prace nad strategią na przyszłość powinny się toczyć na podstawie obecnych traktatów Unii. – Dziś nie było dyskusji o tym, że potrzebujemy nowego konwentu, który opracuje nowy traktat europejski. Musimy pracować lepiej na podstawie tego, co mamy – dodała Merkel.

Donald Tusk odrzucił też oskarżenia, jakoby odegrał „ponurą rolę” w negocjacjach z Wielką Brytanią przed referendum w sprawie Brexitu i ponosi bezpośrednią odpowiedzialność za jego wynik.

Szef PiS Jarosław Kaczyński w poniedziałek ocenił, że wyjście Wielkiej Brytanii ze Wspólnoty jest klęską polityki prowadzonej w Unii i powinny być z tego wyciągnięte wnioski personalne w obecnym kierownictwie

UE.

– Tutaj szczególnie ponurą rolę odegrał Donald Tusk, który prowadził rokowania z Brytyjczykami i w gruncie rzeczy doprowadził do tego, że niczego nie otrzymali, czyli ponosi bezpośrednią odpowiedzialność za Brexit i powinien zniknąć z europejskiej polityki, ale to dotyczy całej Komisji Europejskiej w jej obecnym składzie – mówił Kaczyński.

Odnosząc się do tej wypowiedzi szefa PiS, Tusk powiedział, że są to „jedne z najdziwniejszych słów, jakie w polskiej polityce się pojawiły”. -Świadczą albo o radykalnym niezrozumieniu tego, co się działo, albo o radykalnie złej woli. Stanowisko, jakie przyjęliśmy w czasie negocjacji z Wielką Brytanią było stanowiskiem nie Tuska, tylko 27 państw członkowskich, ze zgodą Wielkiej Brytanii – powiedział Tusk polskim dziennikarzom w Brukseli.

Zobacz także

kaczyńskiMówił

wyborcza.pl

29.06.2016, 15:16

Tusk: Nie padł ani jeden głos na rzecz zmiany traktatowej

Jak mówił przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk w Brukseli, na konferencji dla polskich dziennikarzy:

„Ku mojemu miłemu zdziwieniu – bo nie jestem entuzjastą zmian traktatowych – nie padł ani jeden głos na rzecz zmiany traktatowej. Czasami co innego mówi się w swoich krajach, ale w Brukseli ludzie nabierają takiego dystansu do własnych emocji i nikt z 27 nie zgłosił takiej potrzeby, aby dyskutować zmiany traktatowe”

„Powoli przebije się hasło „better Europe””

„Fatalna byłaby debata, która polegałaby tylko na dwóch radykalnych stanowiskach. Albo więcej Europy, albo mniej. Jedno i drugie dla Polski byłoby bardzo ryzykowne, gdyby wygrała jedna lub druga teza. Między jednym a drugim jest przestrzeń do mądrych zachowań. Powoli przebije się hasło nie „less Europe”, nie „more Europe”, tylko „better Europe”. To tylko slogan, ale pokazuje, że odchodzi się od dwóch radykalnych wersji myślenia. To też bardzo ważne dla Polski”

 

ŚRODA, 29 CZERWCA 2016

Tusk: Jeśli według Kaczyńskiego odegrałem ponurą rolę w negocjacjach, to ta sama definicja dotyczy rządu Szydło

15:05

Tusk: Jeśli według Kaczyńskiego odegrałem ponurą rolę w negocjacjach, to ta sama definicja dotyczy rządu Szydło

Jak mówił przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk w Brukseli, na konferencji dla polskich dziennikarzy:

„Wszystkie insynuacje, że Wielka Brytania opuszcza UE ponieważ dostała złą ofertę są w tym sensie nieprawdziwe, że każda lepsza oferta dla Brytyjczyków musiała – po pierwsze – oznaczać złamanie europejskiej reguł, ale – co być może ważniejsze – złamanie życia czy naruszanie wielu interesów milionów Europejczyków, w tym przede wszystkim Polaków. Dlatego proponowałbym tym wszystkim – szczególnie w naszym kraju – którzy nie rozumieją tego, co się stało, żeby się nie wypowiadali, nawet jeżeli są liderami partii politycznych”

Przewodniczący Rady Europejskiej był też pytany o słowa Jarosława Kaczyńskiego, który stwierdził, że to Tusk ponosi bezpośrednią odpowiedzialność za Brexit:

„Chciałem delikatnie w pierwszych słowach wyjaśnić. Słyszałem, to jedne z najdziwniejszych słów, jakie pojawiły się w polskiej polityce i świadczą albo o radykalnym niezrozumieniu tego, co się działo, albo o radykalnie złej woli. Stanowisko, jakie przyjęliśmy w czasie negocjacji z Wielką Brytanią, było nie stanowiskiem Tuska, tylko 27 państw członkowskich ze zgodą Wielkiej Brytanii. Najtwardsze stanowisko wobec Wielkiej Brytanii ws. przepływu osób zajmował polski rząd. Jeśli zatem, według pana Kaczyńskiego, odegrałem ponurą rolę w negocjacjach, to ta sama definicja dotyczy rządu pani Szydło. Ja bym tego tak nie nazwał. Z pełnym przekonaniem broniłem tego europejskiego, polskiego stanowiska. Jeśli prezes Kaczyński uważa, że to ponure działanie, to bardzo chciałbym wiedzieć, co w jego ocenie jest pozytywnym działaniem w tej konkretnej kwestii”

14:55
Screenshot 2016-06-29 at 14.39.10

Szydło w Brukseli: Wszystkie państwa UE są przekonane: chcemy być razem. Jest wola, żeby szukać jedności

– Państwa obecne na dzisiejszym spotkaniu powiedziało: chcemy być razem. Powinniśmy zrobić wszystko, by się dziś nie dzielić, by nie następowały podziały. Jest wola, żeby szukać jedności. Konkluzje przyjęte na szczycie Rady Europejskiej wypełniają polskie oczekiwania, np. jeśli chodzi o politykę migracyjną. Rozmawialiśmy też o rolnictwie, temacie ważnym dla Polski. Minister Jurgiel od dłuższego czasu prowadzi rozmowy, co można uczynić w tym zakresie – mówiła dziś na konferencji prasowej po szczycie Rady Europejskiej w Brukseli premier Szydło.

Głównym tematem na szczycie RE oczywiście był Brexit. Jak przyznała szefowa rządu:

„Powiedziałam, że przyjmujemy z żalem tę decyzję, choć ją szanujemy, bo to suwerenna decyzja narodu brytyjskiego. Rozmawialiśmy o tym, co czeka nas w dalszej perspektywie, co zrobić, by Unia nie dzieliła się dalej. Wszyscy zdają sobie sprawę z powagi sytuacji. Atmosfera na szczycie RE była oddającą powagę sytuację. Padały stwierdzenia, że jesteśmy w najpoważniejszym kryzysie. Ale była wola wszystkich państw, by Unia była razem. Że musimy przygotować się do wyciągnięcia wniosków z tego, co się stało w UK (…) To będzie dyskusja i niełatwa (…) Unia nie może funkcjonować tak, jak do tej pory”

Szydło podkreślała, iż nie należy zamiatać problemy pod dywan, ale szukać rozwiązań: – Jest tego świadomość w UE – przyznała premier.

14:33
pawlowicz1

Pawłowicz: Cała procedura powoływania sędziów TK należy do Sejmu. Budka: Niech to pani przekaże prezydentowi

Jak mówiła o jednej z poprawek zgłoszonych przez PO posłanka Krystyna Pawłowicz w trakcie rozpatrywania nowego projektu ustawy o TK:

„Konstytucja mówi, że cała procedura powoływania sędziów należy do Sejmu. Nie przewiduje tutaj żadnych odstępstw. Te środowiska mogą zgłaszać kandydatów przez partie. Chciałbym poinformować, że wydziały prawa też są upolitycznione, wydają kolejne uchwały polityczne. Proszę nie mówić, że to będzie obiektywne. Lobby w wydziałach jest wyjątkowo polityczne. Cała procedura jest przypisana Sejmowi”

Jak powiedział Borys Budka:

„W tej poprawce nie ma nic o wydziałach prawa. Druga rzecz: bardzo się ciesze, w momencie gdy mówi pani o tym że tylko i wyłącznie Sejm powołuje sędziów TK. Proszę to przekazywać prezydentowi, niech przyjmie ślubowanie”

Poprawka zakładała, że sędziów TK mogłyby zgłaszać np. ZO Sędziów Sąd Najwyższego lub NSA czy KRS.

14:29

Tusk: Dostęp do jednolitego rynku wymaga przyjęcia wszystkich czterech swobód. Nie będzie jednolitego rynku a la carte

Jak mówił przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk na konferencji w Brukseli:

„Jedna kwestia jest jasna, wynikająca z naszej debaty. Przywódcy są absolutnie zdeterminowani, aby pozostać zjednoczeni i działać wspólnie jako 27. Potwierdziliśmy ponownie, że wycofanie się Wielkiej Brytanii z UE musi odbyć się w sposób uporządkowany i nie mogą się toczyć żadne negocjacje aż do momentu formalnej notyfikacji przez Wielką Brytanię jej zamiaru wycofania się z UE. Wielka Brytania musi być naszym bliskim partnerem w przyszłości. To zależy od rządu brytyjskiego, aby poinformować KE o zamiarze wyjścia z UE. Dostęp do jednolitego rynku wymaga przyjęcia wszystkich czterech swobód, w tym swobód przemieszczania się. Nie będzie żadnego jednolitego rynku a la carte. Dyskutowaliśmy również o fakcie, że jest zbyt wiele nieszczęśliwych osób w Europie z obecnego stanu rzeczy. Wielu przypomina, że Europa miała prowadzić nadzieje i musimy do tego wrócić. Było to pierwsza wymiana opinii pomiędzy 27 przywódcami po referendum, więc za wcześnie, aby wyciągać takie wnioski. Dlatego też rozpoczęliśmy proces politycznej refleksji wśród 27 premierów i prezydentów. 16 września w Bratysławie podczas posiedzenia będziemy kontynuować nasze rozmowy”

13:14

Przedstawiciel KOD do PiS: Dlaczego tak kłamiecie? Obiecywaliście, że obywatele będą słuchani

Jak mówił na posiedzeniu komisji sprawiedliwości przedstawiciel KOD, Jarosław Marciniak:

„Dlaczego kłamiecie prosto w w twarz? Ten projekt to tak naprawdę to Wasza ustawa, której niekonstytucyjność w wielu aspektach jest po prostu ewidentnie niekonstytucyjna. Z trzech projektów skierowanych do podkomisji wyszedł jeden. Państwo po raz kolejny skłamali. Obiecywaliście, że obywatele będa słuchani. Że obywatelskie projekty będą traktowane priorytetowe. Żaden przepis z naszego projektu nie został przyjęty”

13:05

W sobotę V kongres PiS. O 10:00 wystąpienie Kaczyńskiego

V Kongres Prawa i Sprawiedliwości odbędzie się w sobotę, w warszawskim centrum Expo XXI. Jak informuje biuro prasowe PiS, wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego zaplanowano na 10:00. Na kongresie partia wybierze nowe władze partii, w tym także radę polityczną.

Także w sobotę, we Wrocławiu odbędzie się Konwencja Programowa i Rada Krajowa Platformy Obywatelskiej. Szczegóły nie są jeszcze znane.

300polityka.pl

Szef MSZ zrobił konkurencyjny szczyt ws. Brexitu. „Unijni politycy odebrali to z uśmiechem. Politowania”

Michał Gostkiewicz, Bruksela/ AB, 29.06.2016

Witold Waszczykowski

Witold Waszczykowski (Sławomir Kamiński)

1. Witold Waszczykowski zorganizował w Warszawie spotkanie ws. Brexitu
2. Wśród gości byli politycy, których nie zaproszono na rozmowy do Berlina
3. „Unijni politycy uśmiechają się z politowaniem” – ocenia europoseł Liberadzki

W poniedziałek szefowie dyplomacji sześciu założycielskich państw UE spotkali się, by rozmawiać o przyszłości Wspólnoty po brytyjskim referendum. Wśród zaproszonych polityków nie było Witolda Waszczykowskiego. W odpowiedzi szef polskiego MSZ zorganizował w Warszawie szczyt dla przedstawicieli państw niezaproszonych przez „szóstkę” do rozmów po-Brexitowych.Jak odebrali to unijni politycy? – Z uśmiechem. Politowania. Polska jest postrzegana jako kraj, który może i powinien pomóc w sprzątaniu bałaganu po wyjściu Wielkiej Brytanii. Ale tego nie robi – komentuje europoseł Bogusław Liberadzki w rozmowie z dziennikarzem portalu Gazeta.pl.

Dowiedz się więcej:

Kto przyjechał do Warszawy na zaproszenie Waszczykowskiego?

27 czerwca w Warszawie spotkali się przedstawiciele resortów spraw zagranicznych: Polski, Rumunii, Bułgarii, Grecji, Węgier, Wielkiej Brytanii, Słowacji, Słowenii, Hiszpanii i Austrii. Głównym tematem rozmów była przyszłość UE po ogłoszeniu wyników referendum w Wielkiej Brytanii. Spotkanie odbyło się z inicjatywy Witolda Waszczykowskiego. Wcześniej w Berlinie o Brexicie rozmawiali szefowie dyplomacji Niemiec, Francji, Włoch, Holandii, Belgii i Luksemburga.

Co to jest Brexit?

Brexit to popularne określenie wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Referendum, w którym Brytyjczycy zdecydowali o przyszłości swego kraju w UE, obiecał premier David Cameron, a odbyło się 23 czerwca. Za wyjściem z Unii zagłosowało 51,89% spośród tych, którzy wzięli udział w referendum. Za pozostaniem w Unii – 48,11%. Frekwencja wyniosła 72,2%.

Czy Wielka Brytania może wyjść z UE od razu?

Nie. Do wyjścia z Unii Europejskiej droga jest długa. Brytyjczycy będą musieli na nowo uregulować nie tylko sprawę imigracji, ale i cały model swojej współpracy z Unią i – co za tym idzie – wiele szczegółowych kwestii. Negocjacje potrwają minimum dwa lata.CZYTAJ WIĘCEJ >>>

Jakie mogą być skutki Brexitu?

Brexit wywoła lawinę skutków dla Wlk. Brytanii. Straci ona głos w UE. Przewidywane są też straty gospodarcze. Wg analityków Brexit wzmocni napięcia między władzami centralnymi a Szkocją, Irlandią Północną i Irlandią. Szkoci mogliby powtórzyć referendum ws. niepodległości, by po nim dołączyć do UE. Reszta Europy odczuje decyzję Brytyjczyków, m.in. poprzez negatywną reakcję inwestorów i zmiany kursów walut, a także przez spadek importu na Wyspy. Wpłynęłoby to też na posiadaczy kredytów w euro czy we franku. Wg think thanku American Enterprise Institute skutki Brexitu przypominałyby kryzys gospodarczy 2008 roku.

Czy Szkocja i Irlandia Płn. mogą blokować Brexit?

Według jednego z prawniczych autorytetów, zgodnie z ustawą określającą status Szkocji w ramach Wielkiej Brytanii, kraj ten „stosuje prawo unijne”. Po Brexicie zapis ten musiałby zostać usunięty, a na to musi się już zgodzić… szkocki parlament. Podobnie wygląda sytuacja Irlandii Północnej. Jeśli lokalne parlamenty nie zgodzą się na zmiany zapisów, Szkocja i Irlandia Północna mogłyby faktycznie zablokować albo przynajmniej skomplikować wyjście Wielkiej Brytanii z UE.

szefMSZ

gazeta.pl

Piketty

http://piketty.blog.lemonde.fr/2016/06/28/reconstruire-leurope-apres-le-brexit/?utm_campaign=Echobox&utm_medium=Social&utm_source=Twitter&link_time=1467185731#xtor=RSS-32280322

ŚRODA, 29 CZERWCA 2016

Terlecki o wpisie Tarczyńskiego: To być może zaburzenia umysłowe

12:43

Terlecki o wpisie Tarczyńskiego: To być może zaburzenia umysłowe

Jak mówił szef klubu PiS Ryszard Terlecki na briefingu w Sejmie, pytany o twitterowy wpis posła Dominika Tarczyńskiego:

„To skandaliczna wypowiedź. My nie akceptujemy takiego języka, takich form reagowania nawet na ostre wypowiedzi innych polityków. Skierowaliśmy tę sprawę do naszej wewnętrznej klubowej komisji, która się takimi sprawami zajmuje i mam nadzieję, że poseł zostanie przywołany do porządku. To trzeba pytać komisję dyscyplinarną, która podejmie prace. Trudno w tej chwili ocenić stan pana posła, czy to była wypowiedź, która świadczy o jego nieodpowiedzialności, czy też o jakimś chwilowym zaburzeniu emocjonalnym czy umysłowym”

300polityka.pl

SIERAKOWSKI W „NEWSWEEKU”: PREZES MOŻE ZABETONOWAĆ POLSKĘ

Decyduje się, czy będziemy mieć Kaczyńskiego przez 2 lata, czy lat 20.

Aleksandra Pawlicka, Newsweek: Na czym polega siła Kaczyńskiego?

Sławomir Sierakowski: W polityce kluczowa jest odpowiedź na pytanie, co to znaczy być ludowym. Najlepiej odpowiadał na nie Tusk, ale także dlatego, że nie ma go już w krajowej polityce, najskuteczniej odpowiada dziś Kaczyński.

 

Co znaczy być ludowym?

Umieć komunikować się z ludem takim, jaki on jest, co niekoniecznie oznacza pisanie programów dla jego dobra. Kuroń mówił: ludzie życia codziennego. Lud potrzebuje partii, która ma prosty przekaz, taki jak hasło „Polska solidarna kontra Polska liberalna” albo „dobra zmiana”. Kaczyński jest najbardziej świadom różnicy między demokracją a liberalizmem. W demokracji chodzi o to, żeby rządził lud. Liberalizm to reguły rządzenia, np. trójpodział władzy, które w gruncie rzeczy są wtórne. Nie przypadkiem mamy demokrację liberalną, a nie liberalizm demokratyczny. Jeśli lud nie ma poczucia wpływu, to żeby go odzyskać, może poświęcić liberalizm. Zyskują na tym populiści, bo odpowiadają – choć zwykle fałszywie – na potrzeby zwykłych ludzi.

 

Co sprawiło, że lud poczuł się pozbawiony wpływu?

Wzorcowym przykładem są ostatnie eurowybory. W Wielkiej Brytanii i Francji, czyli dwóch najstarszych demokracjach Europy, zwycięstwo odniosły partie kontestujące cały system – Front Narodowy i Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa. Stało się tak dlatego, że wszystko w tych wyborach było zdecydowane przed wyborami – kto zostanie komisarzem, jakie będą największe frakcje w europarlamencie. Po co więc iść do urn? To irytujące. Jedynym wyborem, który pozwalał wyborcy obronić poczucie własnej godności i jakiegokolwiek wpływu, był protest.

 

Ten protest okazał się także decydujący w wyborach prezydenckich i parlamentarnych w Polsce.

To się dziś dzieje wszędzie. Według mnie zbliża się ostateczny krach mainstreamu, który staje się niewybieralny. Kto uratował Austrię przed skrajnie prawicowym prezydentem? Polityk spoza mainstreamu, który wygrał o włos. Odczucia ludzi są dziś takie: możemy zmieniać polityków, ale nie jesteśmy w stanie zmienić polityki, dlatego wybierajmy takich, którzy nie pozostawiają cienia wątpliwości, że namieszają. I przy okazji ukarzą tych, na których nie da się już patrzeć.

 

Stąd Kaczyński?

W Polsce – Kaczyński i Kukiz. W USA – Donald Trump. Na jego widok robimy wielkie oczy, bo białoruski prezydent przy nim zachowuje się jak mąż stanu, ale to właśnie Trump odpowiada na realną potrzebę suwerenności ludu. Daje Amerykanom poczucie wpływu. A demokracja tylko na tym polega. Gdy Trump mówi, że odmieni Amerykę, i gdy mówi to Clinton, kto brzmi wiarygodniej? Clinton, która od dekad siedzi w Waszyngtonie i coś obiecuje, a płace realne w USA, jak stały w miejscu, tak stoją? Przecież jakby miała coś zmienić, to już by zmieniła. Jest uosobieniem polityki dynastycznej, skorumpowanej, mainstreamowej.

 

A mainstream staje się – jak mówisz – niewybieralny.

Zniechęca, zanudza, jest zblatowany z biznesem, niewiarygodny.

 

Na czym polega wiarygodność Kaczyńskiego?

Nie można sobie wyobrazić bardziej fałszywego hasła wyborczego niż „Polska w ruinie”. Media społecznościowe natychmiast zapełniły się prześmiewczymi memami ze zdjęciami dróg, stadionów, wieżowców, orlików jako dowodami tej ruiny. Wydawało się, że piłeczka jest po stronie PO, a jednak partia ta nie wyczuła wzrostu aspiracji, które sama wywołała. Paradoksalnie sukces III RP spowodował u ludzi rozczarowanie. Wszyscy politycy i ekonomiści od lat świetnie wiedzieli, że PKB rośnie znacznie szybciej niż pensje. Że wydajność pracy rośnie znacznie szybciej niż pensje. Wszystko w tym kraju rośnie szybciej niż pensje. A na koniec jeszcze podniesiono ludziom wiek emerytalny. Ile taka nierównowaga miała trwać? Na rynku nierównowaga zawsze kończy się kryzysem. A w polityce populizmem. Nic dziwnego, że przekaz Kaczyńskiego ostatecznie wygrał: „Ludzie, nie macie wpływu na swoje życie, bo okradła was III RP”.

 

Okradła z czego?

Jeśli gospodarka uniesie sztandarowe programy socjalne PiS: 500 zł na dziecko i M Plus, czyli program mieszkaniowy, to mamy kompromitację III RP.

 

Bo III RP nie zdecydowała się na takie rozdawnictwo jak PiS?

Nawet nie próbowała. PO kisiła pieniądze, których nie chciała dać obywatelom. Jeśli okaże się, że Kaczyński znalazł w budżecie kilkadziesiąt miliardów złotych i rozdał ludziom na najważniejsze potrzeby społeczne i nie rozwalił przy tym budżetu, to udowodni, że spiskowa teoria dziejów była prawdziwa. „Mieli i mogli wam pomóc, mogli zbudować wam mieszkania, ale tego nie zrobili, tyle warta była III RP”. Bardzo ciężko będzie wtedy dyskutować z argumentami o rozkradaniu majątku narodu, o tym, że Polacy są regularnie okradani przez układ, a na ulicach maszerują komuniści i złodzieje.

 

Kaczyński dostanie fantastyczną legitymizację swoich poczynań. Opowiadając, jak III RP oszukała Polaków, będzie mógł tworzyć państwo autorytarne i zabetonuje Polskę na kolejne 20 lat.

 

A jeśli gospodarka nie uniesie tego rozdawnictwa?

Wtedy władza PiS zbankrutuje w ciągu dwóch lat. Nawet jednak wówczas Kaczyński będzie mógł opowiadać, że to pomyłka, ale na korzyść zwykłych ludzi, a nie banków, które są zbyt mocne, aby upaść. Równość to równe prawo do błędów. Boimy się zdestabilizowania systemu bankowego, a zdestabilizowania systemu społecznego nie? Krótko mówiąc, jesteśmy w newralgicznym momencie, który decyduje, czy będziemy mieć Kaczyńskiego jeszcze dwa lata, czy lat dwadzieścia.

 

Tylko pusty portfel i załamanie gospodarki może powstrzymać Kaczyńskiego?

Do spółki z geopolityką. O losach polskiej niepodległości i demokracji zawsze decydowała geopolityka. Wygrana Trumpa w USA i Brexit oznaczają koniec demokracji w Polsce. Bo Trump będzie miał nasz region kompletnie gdzieś, nie będzie chciał, aby NATO wydawało tu pieniądze. Natomiast Brexit to cios, jakiego UE nie przeżyje. Przynajmniej ta, do której wchodziliśmy. Najsilniejsze państwa będą musiały błyskawicznie się zintegrować, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo ekonomiczne i geopolityczne, zaś cała reszta znajdzie się w szarej strefie między Rosją a globalizacją. Pozostawieni samym sobie jeszcze szybciej podryfujemy w stronę autorytaryzmu, bo nacisk na Kaczyńskiego z zagranicy będzie zerowy.

 

Polityka zagraniczna PiS już dziś zmierza do izolacji Polski.

Obecna polityka zagraniczna jest funkcją polityki historycznej. Nie ma innego wytłumaczenia dla rezygnacji z najsilniejszych sojuszników – Berlina i Brukseli, na rzecz najsłabszych – bojkotowanych wszędzie Węgier i Londynu, który jest na granicy wyjścia z UE.

 

Dlaczego PiS wybiera słabych sojuszników?

Bo nie po to odzyskaliśmy suwerenność po wojnach z Niemcami i Rosją, żeby oddawać ją Brukseli (zresztą bliżej Kaczyńskiemu nieznanej). Polityka historyczna to emocje. Jesteśmy krajem pokrzywdzonym, zdradzonym przez Zachód. Nasza siła ma wynikać z naszej dumy, godności, odwagi i zależeć wyłącznie od nas.

 

To prosty przepis na klęskę!

Ale nasze klęski są moralnymi zwycięstwami. Dowodzą siły i odwagi. Sto dwadzieścia trzy lata nieobecności na mapie i co: daliśmy radę? Potrafiliśmy wystawić w Powstaniu Warszawskim garstkę powstańców i ludność cywilną przeciwko armii nazistowskiej, to będziemy potrafili pójść na wojnę z każdym, a czy wygramy, czy nie, to już ma mniejsze znaczenie. Klęski czci się doskonale. Żołnierze wyklęci czy Smoleńsk integrują lepiej niż wspólna praca czy sukces. Dlatego są tak ważnym instrumentem polityki PiS. Kaczyński nie prowadzi rozważań geopolitycznych. On nie marzy o byciu prezydentem Europy jak Tusk, Sikorski czy Kwaśniewski. On chce być prezesem Polski. Takim mitycznym, odrealnionym, mesjańskim. Król-duch Słowackiego.

 

Tylko ekonomia i geopolityka mogą powstrzymać PiS?

Nie, jednak przede wszystkim sam PiS. To chyba jedyna partia w historii światowej polityki, która codziennie z zadowoleniem i premedytacją robi rzeczy dla siebie szkodliwe. Bo jak inaczej wytłumaczyć te stadniny koni? Słynną na cały świat walkę z kornikiem drukarzem i wycinanie Puszczy Białowieskiej? Komunistycznego prokuratora Piotrowskiego wybranego na oprawcę Trybunału Konstytucyjnego? Panią Mazurek nazywającą kolesiami dostojnych profesorów i sędziów Sądu Najwyższego? Prezydenta Dudę wymieniającego myśli na Twitterze z „Ruchadłem Leśnym” albo kimś, kto się przedstawia jako „Seba, który sra do chleba”? Czy to może pomóc tej władzy? Nie.

 

A zaszkodzi?

Wyborców najbardziej zniesmaczy to, w jak ostentacyjny sposób PiS buduje swoje państwo z patologii III RP podnoszonych do rangi prawa. Żeby zawłaszczyć spółki skarbu państwa, likwiduje konkursy w służbie cywilnej. Żeby walczyć z brakiem pluralizmu w mediach publicznych, tworzy media rządowe i nachalne poza granice śmieszności. To nie jest robienie z nas idiotów. To jest robienie idiotów z siebie.

 

Kaczyński nie zdaje sobie z tego sprawy?

Poczucie apartheidu godnościowego po tamtej stronie wyłączyło instynkt samozachowawczy. Oni naprawdę czuli się przez te wszystkie lata gorsi. To nie jest ruch egzekucyjny, to bardziej przypomina rabację galicyjską. Ma społeczno-ekonomiczne uzasadnienie, ale przeprowadzane jest jak samookupacja Polski. Kiedy firma ubiega się o kontrakt od państwa, słyszy: „Chcesz kontrakt? No to ktoś musi zająć się twoim PR-em”. I wrzutka z partii. To jest dokładanie ta korupcja, to zblatowanie i ten układ, o którym grzmiał PiS po aferze Rywina.

 

TKM do kwadratu?

Do sześcianu. Nieprofesjonalizm, resentyment i nienawiść. Ich oferta to odwet skrzywdzonych i upokorzonych. I taki też jest skład rządu. Macierewicz, Kamiński, Waszczykowski, Gliński… To postacie jak z „Biesów” Dostojewskiego. Oni mogą zaspokoić ambicję tylko tych, którzy pałają zemstą.

 

Młodych ludzi z orłami na koszulkach?

Prawica zawsze ma lepszą ofertę. Patriotyzm w społeczeństwie konsumpcji jest atrakcyjnym i najszybciej dostarczanym towarem. Społeczeństwo się indywidualizuje, umowy śmieciowe odbierają poczucie bezpieczeństwa, rośnie potrzeba wspólnoty. Prawica przebiera w mundurek i już nie jesteś sam. Z miejsca możesz się poczuć jak bohater. Dostajesz misję. Tu są flagi, tu jest Kościół. A co proponuje lewica? Zapieprzaj w NGO-sie, nagród za to nie dają ani mundurków, nawet flag, narobisz się, a na końcu usłyszysz, że nie zapracowałeś, tylko żyjesz z dotacji, więc co to za zasługa?

 

Dziś liczy się krótkoterminowy zysk: finansowy w ekonomii i symboliczny poza nią.

 

A długoterminowy zgarnie PiS, bo młodzi wychowani na narodowej ideologii będą głosować na Kaczyńskiego.

Tego akurat nie jestem do końca pewien, bo chłopcy w koszulach z orłem w końcu zaczynają zakładać rodziny, biorą kredyt i stają się zakładnikami zastanego porządku, wolą, aby jutro wyglądało jak dziś. Zawirowania im niepotrzebne. Najbardziej ideowy wyborca to 50 plus i nie przypadkiem KOD jest raczej starszy niż młodszy.

 

Czy KOD jest groźny dla PiS?

Ulica działa jak lustro powiększające, bardziej niż sondaż. Ludzie widzą protest i zaczynają się z nim identyfikować w miarę kolejnych kontrowersyjnych posunięć władzy. Protesty wyzwalają emocje solidarnościowe u obojętnych, zdezorientowanych i bez stanowiska. Dlatego jeśli PiS pójdzie w otwarty autorytaryzm, to jestem pewien, że KOD będzie mógł sobie dopisać kolejne zera z tyłu liczby uczestników.

 

Nazywanie demonstrujących rebeliantami i gorszym sortem wynika ze strachu?

No jasne. Każdy wie, że najskuteczniejsza broń w sferze publicznej to ignorowanie, przemilczanie. Wejście w spór z KOD wynosi ten ruch do roli głównego przeciwnika Kaczyńskiego. Mobilizuje rozbitą opozycję do zorganizowania się.

 

To dlaczego Kaczyński nie milczy?

Bo nie jest politykiem racjonalnym ani pragmatycznym. Orbán, na którym się wzoruje, jest cynikiem, Kaczyński – fanatykiem. Dla fanatyka pragmatyzm to dowód słabości. Fanatyk nie potrafi utrzymać emocji na wodzy. Orbán nigdy nie zrobiłby czegoś przeciw własnemu interesowi, a Kaczyńskiemu zdarzyło się to wielokrotnie. Wyprodukował wyssaną z palca aferę w Samoobronie, aby zerwać koalicję, ogłosić przedterminowe wybory i je przegrać.

 

Może liczył, że zdobędzie samodzielne rządy.

Nie było na to szans. To jest obsesja. Kaczyński w odróżnieniu od Tuska żyje poza społeczeństwem. Tusk potrafi nawiązywać normalne relacje, nawet to „haratanie w gałę” było dowodem, że potrafi żyć z ludźmi. Kaczyński normalnych relacji z ludźmi nie ma, nocami ogląda samotnie rodeo w telewizorze. Żyje poza, a właściwie ponad społeczeństwem, bo chce być uosobieniem rządów twardej ręki. A w czasach, gdy różne kryzysy – od ekonomicznego przez imigrancki, terrorystyczny, tożsamości europejskiej, ukraiński – wychylają wahadło od potrzeby wolności w stronę bezpieczeństwa, rośnie liczba ludzi oczekujących kogoś nad sobą. Kogoś, kto zatrzyma apokalipsę. Jego nieludzkość i tajemniczość są dowodem jego siły.

 

Czy zjednoczona opozycja może być przeciwwagą dla Kaczyńskiego?

Hungaryzacja polskiej polityki to bardziej hungaryzacja opozycji niż władzy. Rozbita, słaba i pozbawiona charyzmatycznych polityków stała się niewybieralna, jak na Węgrzech. Oczekiwaniem społecznym jest zjednoczenie, jak na marszach KOD. Żarty się bowiem skończyły. Kaczyński walczy z demokracją liberalną, a nie z konkretną partią, więc wszyscy razem powinni mu się przeciwstawić.

 

Będzie chciał walczyć o większość konstytucyjną?

Przecież już ją zdobył, tylko nielegalnie. Po co mu teraz zmiana konstytucji? W kraju bez Trybunału konstytucja jest tyle warta, ile kosztuje papier, na którym została wydrukowana.

 

Niestety, nawet opozycja chce pisać ustawę o Trybunale, a to oznacza, że parlament może regulować konstytucję. A większość parlamentarna to PiS.

 

Kto mógłby stanąć na czele zjednoczonej opozycji? Schetyna? Petru?

Schetyna dłużej czekał na przejęcie PO, niż Kaczyński na przejęcie władzy, więc nie pozwoli rozpuścić partii w jakimś szerszym bycie. Taką koalicję zawsze mógłby mu ktoś zabrać. Na przykład Tusk. Petru z kolei ciągle jest zagadką, w polityce jest w okresie maturalnym, nie zdał egzaminu dojrzałości. Raz mówi, że widzi światełko w tunelu, żeby później grozić Kaczyńskiemu rebelią. Lider jest po to, aby dać ludziom poczucie bezpieczeństwa i przekonanie, że partia wie, co robi.

 

Nie masz kaca z powodu zniknięcia lewicy?

Nie. Postkomunizm blokował jakikolwiek ruch, dziś scena dla lewicy jest więcej niż odblokowana. Uważam, że partia Razem jest skazana na sukces, choć wiele zależy od tego, czy będzie się oglądać na ludzi, czy na program. Dziś główną stawką w polityce jest pokonanie Kaczyńskiego, a to może wymagać ogromnych cesji programowych.

 

Kościół pozostanie siłą Kaczyńskiego?

Jest wiernym koalicjantem PiS. Jego rola ogranicza się do bycia transformatorem frustracji społecznych w poparcie polityczne. Jest jak zwrotnica, która sprawia, że ludzie wykluczeni ekonomicznie trafiają na „właściwy” tor.

 

A milczenie Kościoła w różnych ważnych kwestiach?

To prawda, gdy zaczął rządzić PiS, Kościół dostał afazji. Ci sami hierarchowie, którzy mówili, że Kościół ma prawo komentować życie polityczne, teraz milczą. Spór o aborcję wziął się stąd, że biskupi postanowili znaleźć jakiś sposób, aby zasygnalizować swoją odrębność, bo Polacy naprawdę mogli zapomnieć, że Kościół istnieje. Wcześniej słowem się nie odezwali, gdy zaczęło się niszczenie Trybunału Konstytucyjnego, na którego orzeczenia (choćby w sprawie aborcji) często się w minionych latach powoływali. Milczeli także wtedy, gdy Kaczyński opowiadał o pasożytach roznoszonych przez uchodźców, a papież Franciszek w akcie symbolicznym mył uchodźcom nogi. Ten papież przyjeżdża teraz chyba do Krytyki Politycznej, bo do polskiego Kościoła z jego sposobem bycia, stosunkiem do gejów, rozwodników i uchodźców nie bardzo pasuje. Dla polskich biskupów Franciszek to lider światowej lewicy. Dlatego na światowe Światowe Dni Młodzieży proponuję hasło: „Wasz Kościół, nasz papież”.

 

 

Rozmowa ukazała się na łamach tygodnika „Newsweek” (nr 25/2016).

 

 

 

**Dziennik Opinii nr 179/2016 (1379)

 

Tylko Putin zaciera ręce

Tylko Putin zaciera ręce

Patrząc z perspektywy Europy, obecny polski rząd trochę przeszkadza, a trochę śmieszy. Dla nas, Polaków, to tragedia, ale UE przyjmuje to do wiadomości i mówi: żałujemy, że taki duży kraj i tak dobrze rozwijająca się gospodarka nie chce budować naszej wspólnoty, ale trudno, wasza strata.

Z europosłanką Różą Thun rozmawia Wojciech Maziarski.

– Po brytyjskim referendum słyszymy ostrzeżenia, że może nam grozić efekt domina. Czy to poważna groźba?

– Rzeczywiście możemy oczekiwać daleko idących konsekwencji. Tyle że to domino może się zacząć przewracać w kierunku przeciwnym niż się spodziewamy. Popatrzmy, jak wielkie przerażenie zapanowało w samej Wielkiej Brytanii: do niedzieli wieczór zebrano ponad trzy miliony podpisów pod wnioskiem o powtórzenie referendum, z takim uzasadnieniem, że Brytyjczycy nie byli dostatecznie dobrze poinformowani, nad czym właściwie głosują. Google zauważył, że z brytyjskich adresów IP niezwykle dużo ludzi zaczęło wchodzić na strony z informacjami, czym jest Unia Europejska, jakie są skutki wyjścia z niej, jak działają instytucje europejskie. Nagle całe tłumy zainteresowały się więc, o co właściwie chodzi i czym jest ta Unia, przeciw której dopiero co się wypowiedzieli. Słychać mnóstwo głosów z Wielkiej Brytanii, mówiących: „Myśmy w ogóle nie głosowali nad przynależnością do Unii, a nad tym, co się u nas w kraju dzieje”. Krótko rzecz biorąc, zapanowało powszechne przerażenie…

– W Wielkiej Brytanii owszem, ale ja pytam o inne kraje Unii. Czy przykład brytyjski może okazać się zaraźliwy?

– Zaraźliwe może okazać się to przerażenie, zwłaszcza gdy obywatele innych krajów zobaczą, jakie są skutki Brexitu. Funt poleciał w dół, złoto podrożało, w państwie zaczęły się ruchy odśrodkowe – Szkoci już powiedzieli, że chcą się odłączyć od Wielkiej Brytanii i zostać w Unii, zobaczymy, czy Irlandczycy pójdą ich śladem… Wszystko to razem może być przestrogą i nauczką dla innych, którzy powiedzą sobie: nie idźmy tą drogą.

– Myśli Pani więc, że będziemy mieć odwrócony efekt domina?

– To bardzo prawdopodobne. Bardzo szybko dla wszystkich może się stać jasne, że to się Brytyjczykom zupełnie nie opłaciło. Strzelili sobie w stopę i nie warto ich naśladować. Dodatkowo to brytyjskie zainteresowanie sprawami dotyczącymi Unii, objawiające się w gorączkowym sprawdzaniu w internecie haseł i informacji na temat jej funkcjonowania, może przynieść skutek z mojego punktu widzenia wymarzony – tzn. wreszcie zacznie się jakaś unijna polityka informacyjna i opowieści eurosceptyków obsesyjnie powtarzających idiotyczne mity o Brukseli, regulującej krzywiznę banana, przestaną być jedynym źródłem wiedzy obywateli. Może wreszcie dzięki temu zaczniemy ze sobą poważnie rozmawiać, jak można, a jak nie można funkcjonować w dzisiejszym świecie, czy poszczególne państwa są w stanie poradzić sobie w pojedynkę, jakie zagrożenia niesie ze sobą izolowanie się od innych, jaka była historia Europy, zanim powstała Unia – i tak dalej. W sumie więc brytyjskie głosowanie może podnieść poziom wiedzy społeczeństw i odstraszyć je od takich partii, które też chciałyby robić referenda w sprawie przynależności do Unii, jak francuski Front Narodowy czy Alternatywa dla Niemiec.

– Tymczasem słowaccy narodowcy zapowiadają, że pójdą brytyjską drogą i wzywają do przeprowadzenia referendum u siebie.

– Wzywają, ale zobaczymy, jak zareagują na te wezwania Słowacy, gdy tylko zorientują się, jak bolesne są gospodarcze skutki Brexitu.

– Tyle że te negatywne efekty będą odczuwalne dopiero za jakiś czas. W procesach gospodarczych zawsze jest pewna inercja, która sprawia, że skutki złych decyzji są od nich odsunięte w czasie. Zanim się Słowacy zorientują, mogą się dać zbałamucić nacjonalistom.

– Nie będzie wielkiej inercji. Funt już teraz ostro poleciał w dół. Złoto już podrożało. Za chwilę cudzoziemscy pracownicy zaczną mieć problemy, w Wielkiej Brytanii jest dużo nie tylko Polaków, ale także m.in. Słowaków. Skutki Brexitu odczują błyskawicznie na własnej skórze i będą przekazywać rodakom w kraju relacje o tym, jak „korzystne” okazały się efekty brytyjskiej decyzji.

– Myśli Pani, że brytyjscy obywatele mogliby jeszcze tę decyzję zmienić? Miliony wnioskują o powtórzenie głosowania. To w ogóle jest wyobrażalne?

– Nie wiem, co będzie dalej. Rozmawiamy dwa dni po referendum, trzeba chwilę zaczekać, żeby się zorientować, jaki będzie rozwój wydarzeń.

– Ale dopuszcza Pani możliwość jakiegoś odkręcenia decyzji o Brexicie?

– Rozmawiam ze znajomymi z Wielkiej Brytanii, czytam teksty napisane przez brytyjskich publicystów i widzę, że są załamani tym, co się stało. Sam wynik głosowania nie jest prawnie wiążący, niemniej parlament nie może przecież powiedzieć: zorganizowano referendum, ludzie wypowiedzieli się za wyjściem z UE, a jednak my nie zrealizujemy woli obywateli, tylko będziemy robić to, co sami uważamy za dobre. Tak postąpić nie można.

Z drugiej jednak strony mogą się jeszcze dziać różne rzeczy, każdy wariant jest wyobrażalny. Premier już podał się do dymisji. A co by było, gdyby rozwiązał się też parlament? Jeśli Wielka Brytania zacznie pękać, bo Szkoci postanowią, że zostają w Unii i odłączają się od Anglii, jeśli tak samo zadecydują północni Irlandczycy, to kto właściwie miałby wtedy wychodzić z UE? I czy w takiej sytuacji to referendum jest nadal wiążące? A gdyby parlament się rozwiązał, musiałyby się odbyć nowe wybory i nie sposób wykluczyć, że wygrałaby je partia startująca pod hasłem pozostania w Unii. Czy wówczas ten nowy parlament zrealizowałby decyzję wyborców wyrażoną w referendum? To wszystko oczywiście spekulacje, ale dziś każda możliwość rozwoju wydarzeń jest wyobrażalna.

– Jednak Bruksela nie jest otwarta na różne warianty. Domaga się od Londynu, by złożył wniosek i rozpoczął rozmowy o wyjściu z Unii.

– Sekwencja wydarzeń powinna być taka: brytyjski parlament ratyfikuje decyzję obywateli o wyjściu z UE, a rząd składa do Komisji Europejskiej wniosek o rozpoczęcie procedury wyjścia, po czym rozpoczynają się negocjacje. Bruksela naciska na Londyn, by nie zwlekał, tylko szybko ten wniosek złożył, bo chce mieć jasną sytuację i nie chce, by sprawa się wlokła. Skoro powiedzieliście A, to teraz powiedzcie B. Składajcie wniosek i zacznijmy negocjacje. Zobaczymy, co na to Brytyjczycy. Spotykam ich deputowanych w parlamencie europejskim i myślę, że populiści, którzy agitowali za Brexitem, teraz też nie będą się zachowywać konstruktywnie. Znam Nigela Farage’a – to polityk niezwykle płytki, który wszystko robi dla poklasku. W gruncie rzeczy nie ma żadnych pomysłów ani żadnych konstruktywnych propozycji ani dla Europy, ani dla Wielkiej Brytanii. Już wycofuje się z haseł, które głosił w kampanii. Obiecywał, że zaoszczędzone składki, które nie pójdą do Brukseli, zasilą brytyjską służbę zdrowia. Teraz jednak mówi, że wcale nie, że może to była pomyłka…

A Bruksela stawia sprawę jasno: składajcie wniosek i zacznijmy rozmowy, bo nie chcemy mieć przeciągającego się stanu zawieszenia. Rozmowy jeszcze się nie rozpoczęły, a pozycja Wielkiej Brytanii w Unii już się załamała. Jonathan Hill, brytyjski komisarz ds. usług finansowych i rynków kapitałowych, podał się do dymisji. Europarlamentarzyści z Wielkiej Brytanii formalnie są pełnoprawnymi deputowanymi, ale ich znaczenie spada do zera, znaleźli się na marginesie.

– Co będzie z klubem Konserwatystów i Reformatorów, w którego skład obok ludzi Camerona wchodzą też posłowie PiS?

– Na razie będzie sobie istnieć, ale nikt już nie będzie się z nim liczyć.

– To odbije się też na pozycji eurodeputowanych PiS-u?

– Oczywiście, choć już wcześniej ich wpływy były znikome. Zawdzięczali to samym sobie. PiS nie uczestniczy w budowaniu konstruktywnej polityki europejskiej, więc jest na marginesie życia Unii.

– Teraz Jarosław Kaczyński postuluje wypracowanie nowego traktatu, który rozluźniłby związki między państwami UE. Jak to zostanie odebrane w Brukseli?

– Jak dowcip. Jak Jarosław Kaczyński może cokolwiek proponować Unii Europejskiej, skoro nie przestrzega podstawowych standardów i łamie zasady demokratycznego państwa prawa? W Europie nikt go nie będzie słuchać. Żeby proponować nowy traktat czy w ogóle cokolwiek, trzeba zebrać grupę państw, zbudować lobby, a Polska pod rządami Kaczyńskiego jest osamotniona. A poza tym, po co dziś Unii jakiś nowy traktat?

– Rozumiem, że po to, by osłabić zależność od Brukseli i ograniczyć jej możliwość ingerowania w sprawy krajowe. Żeby się więcej Unia nie wtrącała, kiedy Jarosław Kaczyński będzie niszczyć takie instytucje jak Trybunał Konstytucyjny.

– Ale w takim razie po co nam jakaś Unia Europejska? Potrzeba jest dokładnie odwrotna: musimy zacieśniać, a nie rozluźniać więzi europejskie. I właśnie po to w sobotę spotkali się przywódcy sześciu państw-założycieli UE, żeby rozmawiać o dalszej integracji.

– Czego się po tych rozmowach spodziewać? Jądro Unii, strefa euro będzie się dalej integrować, a Polska zostanie na marginesie?

– Tak. Spodziewam się, że właśnie tak będzie, i widzę, że Donald Tusk desperacko przeciw temu walczy, bo zostanie na marginesie byłoby dla nas katastrofą. Tylko Putin zaciera ręce na taką perspektywę. Trzej przywódcy unijnych instytucji – szef Rady Europejskiej Tusk, szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker i szef Parlamentu Europejskiego Martin Schulz – wydali dokument, w którym nic nie ma na temat zacieśnienia współpracy strefy euro. To zapewne efekt zabiegów Tuska. Jednak widziałam też projekt innego dokumentu, nad którym będziemy we wtorek pracować w Parlamencie Europejskim, i tam już jest wyraźnie mowa o twardym jądrze Unii Europejskiej. Bardzo się boję, że wszystko zmierza właśnie w kierunku Unii dwóch prędkości. Kraje, które chcą się dalej integrować, będą to robić, a te, które nie chcą, zostaną na uboczu.

– Czy gdyby Brexit zdarzył się przed ostatnimi wyborami w Polsce, jeszcze w czasach rządu PO-PSL, Angela Merkel, zwołując sobotnie spotkanie sześciu liderów unijnych, też pominęłaby premiera Polski?

– Ona zaprosiła wyłącznie przywódców państw, które były założycielami Unii, więc niezależnie od tego, kto sprawuje władzę w Warszawie, Polska nie łapie się do tej grupy. To grono zostało wybrane nie po to, by skrzyknąć tych, którzy dziś najlepiej ze sobą współpracują, lecz po to, by przypomnieć sobie i światu, po co powstaliśmy. Po co my, Unia Europejska, istniejemy. Powstaliśmy przede wszystkim po to, by zapewnić naszym obywatelom pokój, demokrację, prawa człowieka i dobrobyt. Ta szóstka nie jest grupą liderów UE i została wybrana arbitralnie. W Unii nie ma podziału na szóstkę założycieli i resztę państw. Możliwe, że Angela Merkel zaprosiła przywódców właśnie z tych sześciu krajów, bo po prostu się spieszyła, żeby po brytyjskim referendum dać światu sygnał, iż nie poddamy się i nie damy zniszczyć tak świetnego projektu, jak Unia Europejska. Tak więc ta szóstka była wybrana ze względów symbolicznych i tak czy inaczej nie byłoby w niej miejsca dla Polski. Jednak gdyby w Warszawie był rząd proeuropejski, nie groziłoby nam zepchnięcie do europejskiej drugiej ligi. Na pewno bylibyśmy w głównym nurcie polityki unijnej, którą byśmy współtworzyli.

Tymczasem dzisiaj już jesteśmy krajem zewnętrznym, którego władze nie chcą się angażować w życie Unii. Patrząc z perspektywy Europy, obecny polski rząd trochę przeszkadza, a trochę śmieszy. Dla nas, Polaków, to tragedia, ale UE przyjmuje to do wiadomości i mówi: żałujemy, że taki duży kraj i tak dobrze rozwijająca się gospodarka nie chce budować naszej wspólnoty, ale trudno, wasza strata.

– Czy Brexit nie sprawi, że UE przestanie się interesować innymi sprawami, takimi jak przestrzeganie norm praworządności w Polsce? Mając na głowie negocjacje z Londynem, Bruksela może już nie mieć na to dość sił ani czasu.

– A może będzie dokładnie odwrotnie? Może przykład Wielkiej Brytanii zostanie odebrany jako argument, by pilnować w UE standardów, bo nie może być tak, że każde państwo, które ma na to ochotę, będzie się wyłamywać i ustalać dla siebie oddzielne reguły. Przestrzeganie zasad demokracji to jeden z najważniejszych standardów w Unii Europejskiej.

Mam wrażenie, że po referendum w sprawie Brexitu szefowie instytucji europejskich są w nastroju do zrobienia w Unii porządku. Niewykluczone więc, że instytucje w Brukseli, które twardo powiedziały Brytyjczykom, by złożyli wniosek o wyjście z Unii, równie twardo powiedzą rządowi polskiemu: albo będziecie przestrzegać standardów, albo się zastanówcie, czy w ogóle chcecie być członkami naszej wspólnoty.


Wojciech Maziarski jest publicystą „Gazety Wyborczej”

Róża Thun (formalnie: Róża Gräfin von Thun und Hohenstein, z domu Woźniakowska) od 2009 r. posłanka do Parlamentu Europejskiego (PO), przedtem szefowa Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Warszawie. W latach 1992 -2005 była dyrektorem, a potem prezesem Polskiej Fundacji im. Roberta Schumana, której celem było wzmacnianie sektora organizacji pozarządowych i przygotowanie społeczeństwa polskiego do referendum oraz członkostwa w Unii Europejskiej. Uprzednio przez kilka lat mieszkała w Niemczech oraz w Nepalu. Podczas studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim była rzecznikiem Studenckiego Komitetu Solidarności i bliskim współpracownikiem KORu. Zamężna, czworo dzieci.

koduj24.pl

 

 

https://raskolnikow2.wordpress.com/1-3/duda-23-05-2016/kijowski-27-06-2016/

CmGkjHuWkAA2q4e

 

CmG2vPZXIAAIsgI

ŚRODA, 29 CZERWCA 2016

Piotrowicz wyprasza kamery z posiedzenia komisji. „Czy nie chcą mieć panowie w przyszłości przepustek do Sejmu”?

11:01

Piotrowicz wyprasza kamery z posiedzenia komisji. „Czy nie chcą mieć panowie w przyszłości przepustek do Sejmu”?

„Czy nie chcą mieć panowie w przyszłości przepustek do Sejmu”? – tak przewodniczący sejmowej komisji sprawiedliwości Stanisław Piotrowicz zwrócił się do operatorów kamer, aby opuścili salę. Następnie ogłosił 30 minut przerwy.

10:31
komisjaTK1

Budka: PiS deklarował pracę nad wszystkimi projektami ustaw. Projekt z podkomisji niemal w 100% jest projektem PiS

Jak mówił na posiedzeniu sejmowej komisji sprawiedliwości Borys Budka:

„Deklarowaliście, ze będziemy pracować nad wszystkimi projektami ustaw, ale projekt który wyszedł z podkomisji jest prawie w 100% projektem PiS. Że zaproponowane rozwiązania w tym sprawozdaniu idą o kilka kroków dali niż do tej pory. Blokujecie TK nie tylko poprzez nieprzyjmowanie ślubowania. Czy planujecie państwo przyjąć te rozwiązania w taki sposób, jak na podkomisji, z uwzględnieniem niekonstytucyjnych zapisów dot. roli prezydenta, PG, 4 sędziów TK, czyli całkowitej blokady TK? Czy też przewidujecie państwo możliwość przyjęcia poprawek, które tę niekonstytucyjność zmienią”

300polityka.pl

W Sejmie o Trybunale. Piotrowicz każe wynieść kamery telewizyjne z sali. Okrzyki: Wstyd, wstyd!

kospa, 29.06.2016

Poseł Piotrowicz podczas posiedzenia Sejmowej Komisji Sprawiedliwościowi i Praw Człowieka .

Poseł Piotrowicz podczas posiedzenia Sejmowej Komisji Sprawiedliwościowi i Praw Człowieka . (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Stanisław Piotrowicz (PiS) poprosił operatorów kamer telewizyjnych o opuszczenie sali obrad. Jak stwierdził, przeszkadzają one w pracach komisji, która zajmuje się ustawą o Trybunale Konstytucyjnym. – Po prostu wstyd pracować nad tą ustawą w świetle kamer! – odpowiedziała Kamila Gasiuk-Pihowicz.

Tuż po godz. 10 rozpoczęło się posiedzenie sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka poświęcone nowej ustawie o Trybunale Konstytucyjnym. W ubiegły piątek jej projekt przyjęła specjalna podkomisja. Choć zostały do niej skierowane cztery projekty – obywatelski oraz autorstwa PiS, PSL i Kukiz’15. To jednak projekt PiS-owski zdominowana przez posłów PiS podkomisja uznała za bazowy i na nim pracowała. Pozostałe miały służyć jako podstawa do zgłaszanych uwag. Ale praktycznie wszystkie poprawki opozycji podkomisja odrzuciła.

Na początku dzisiejszego posiedzenia posłowie opozycji chcieli odroczyć posiedzenie, by zapoznać się z projektem, ale i opiniami do niego. Przypominali, że nie znają ani treści opinii Komisji Europejskiej, ani odpowiedzi polskiego rządu.

Gdy większość odrzuciła wniosek, przewodniczący komisji Stanisław Piotrowicz poprosił operatorów kamer o opuszczenie sali. Stwierdził, że przecież posiedzenie na żywo można śledzić w internecie. Jak podkreślił, „kamery utrudniają” komisji dalszą pracę. Opozycja zwróciła uwagę, że dziennikarze nikomu nie przeszkadzają, bo stoją na końcu sali.

– Decyzja zapadła, proszę dziennikarzy o opuszczeni sali! – nie ustępował Piotrowicz.

– Proszę dać suwerenowi dostęp do informacji – apelował Robert Kropiwnicki (PO).

– Wstyd! wstyd! – wskazywała Kamila Gasiuk-Pihowicz (Nowoczesna). Po prostu wstyd pracować nad tą ustawą w świetle kamer!

Jednak Piotrowicz upierał się, że jeżeli ktoś jest zainteresowany posiedzeniem komisji, może śledzić je w internecie. Nie dał się przekonać, że nie każdy dostęp do internetu ma, a telewizja jest wciąż źródłem informacji dla wielu Polaków.

– Chcecie przepchnąć kolanem ustawą i nie chcecie, żeby społeczeństwo się o tym dowiedziało – odpowiedział Kropiwnicki.

Po kilkunastu minutach przepychanek Piotrowicz w końcu pogroził: – Ci, którzy nie stosują się do poleceń przewodniczącego komisji, mogą się spodziewać tego, że w przyszłości nie dostaną przepustek do Sejmu. Porządek musi zostać zachowany. O porządku decyduje Sejm.

W końcu zarządził półgodzinną przerwę.

Zobacz także

wSejmie

wyborcza.pl

 

 

ŚRODA, 29 CZERWCA 2016

Szymański: Trudno sobie wyobrazić, żeby reforma UE przebiegała metodami kosmetycznymi, bez zmian traktatowych

10:17

Szymański: Trudno sobie wyobrazić, żeby reforma UE przebiegała metodami kosmetycznymi, bez zmian traktatowych

Jak mówił Konrad Szymański na briefingu w Brukseli:

„Powiedziałem to wczoraj w miarę jasno: naszym celem na tym szczycie jest tylko i wyłącznie budowanie przekonania liderów europejskich, żeby Brexit nie stał się przypadkową, że są poważne powody, które musimy przestudiować, dlaczego do tego doszło i to będzie wymagało odpowiedzi również ze strony instytucji europejskich i reformy UE. Na tym etapie to właściwy poziom tej dyskusji nt. przyszłości, wyciągania politycznych konsekwencji na przyszłość. Druga rzecz – nie wykluczamy tego, że na pewnym etapie będzie to wymagało prowadzenia dyskusji o zmianach traktatowych. Trudno sobie wyobrazić, żeby reforma UE przebiegała mechanizmami, metodami kosmetycznymi, bez zmian traktatowych”

Szymański dodał zarazem, że Polska nie składa żadnych propozycji traktatowych na obecnym szczycie UE.

09:46
gowin9

Gowin: Tusk staje przed próbą swojego życia. O tym czy polski rząd go poprze, rozstrzygną jego działania w najbliższych tygodniach i miesiącach

Jak mówił w „dziejsienazywo” WP.pl wicepremier Jarosław Gowin:

„Donald Tusk staje przed próbą swojego życia. O tym czy polski rząd poprze przedłużenie kadencji przewodniczącego RE, o tym zapewne rozstrzygną jego działania w najbliższych tygodniach i miesiącach. Chcemy by on i inni liderzy unijni, aby wzięli na siebie odpowiedzialność i zaproponowali jakąs forme wyjscia z kryzysu. Jesli nie będą tego potrafili zrobić, to nie będą nikomu potrzebni”.

Jak dodał wcześniej:

„Jako minister sprawiedliwości [w rządzie Tuska] dwukrotnie spotykałem się z ministrem rządu Camerona odpowiedzialnym za deregulacje. David Cameron próbował przekonać [przeze mnie] Donalda Tuska do stworzenia wspólnego wolnościowego frontu w UE, abyśmy wspólnie postulowali odbiurokratyzowanie UE. Donald Tusk nie był tym zainteresowany. Dlaczego – to zrozumiałem dopiero we wrześniu 2014 roku, gdy został szefem RE”

CmGtaW9WEAAxh98

 

CmGm4CNWYAAqsMi

300polityka.pl

Janina Paradowska nie żyje. Dziennikarka polityczna i publicystka miała 74 lata

dżek, 29.06.2016

Janina Paradowska

Janina Paradowska (Fot. Micha Grocholski / Agencja Gazeta)

Zmarła Janina Paradowska, dziennikarka polityczna od lat związana z tygodnikiem „Polityka” i radiem TOK FM.

Pani Janina przez lata była prowadzącą Poranki Radia TOK FM. Ostatni swój Poranek prowadziła w miniony czwartek. Dziś pierwszy raz w historii nie przyszła do redakcji na czas.

Absolwentka wydziału polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, studiowała dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim. Karierę zaczynała od tematów społecznych w”Kurierze Polskim”. Po stanie wojennym pracowała w „Życiu Warszawy”, gdzie kierowała działem politycznym, ale i kulturalno-oświatowym.

 

Jednak to polityka wygrała – relacjonowała m.in. obrady Okrągłego Stołu. W 1991 roku dołączyła do redakcji „Polityki”, z którą była związana przez następne 25 lat. Była komentatorką polityczną, inicjatorką Salonów Polityki i prowadzącą spotkania z tego cyklu z udziałem polityków, przedsiębiorców, przedstawicieli mediów i kultury.

W 2008 roku zaczęła prowadzić program „Puszka Paradowskiej” w Superstacji.

Była wielokrotnie nagradzana za swoją działalność dziennikarską. M.in. najważniejszą nagrodą branżową, czyli Grand Pressem.

W 2011 roku ukazała się jej książka „A chciałam być aktorką”.

Panie redaktor, dziękujemy za wszystko.

janina

TOK FM

Lewicowe połajanki

Janusz A. Majcherek, 29.06.2016

Z gniewnych enuncjacji lewicy wynika, że liberałowie przegrali z PiS, bo nie wycofali się z

Z gniewnych enuncjacji lewicy wynika, że liberałowie przegrali z PiS, bo nie wycofali się z”błędów i wypaczeń” transformacji na pozycje socjalne. (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Narodowo-katolicka prawica nie wymaga niczego od polskiego ludu, lecz afirmuje wszystkie jego słabości i ułomności. Ale lewica także niczego od polskiego ludu nie wymaga, za wszystkie jego niedole i dolegliwości obwiniając system

Choć lewica polska poniosła w ostatnich wyborach parlamentarnych sromotną klęskę, jej sympatycy nie kwapią się do rozliczeń i pouczeń, szafując nimi chętnie wobec jedynej obecnie liczącej się liberalnej opozycji. Z ich gniewnych enuncjacji wynika, że liberałowie przegrali z PiS, bo nie wycofali się z „błędów i wypaczeń” transformacji na pozycje socjalne.

***

Przeciw obwinianiu polskiej transformacji i popełnionych w jej toku błędów o wzrost poparcia dla populistycznej prawicy przemawia jednak kilka kontrargumentów.

Pierwszym jest właśnie owa klęska wyborcza lewicy: skoro to niedostatki polityki socjalnej pod rządami liberałów rozsierdziły Polaków, to czemu nie przerzucili oni swoich głosów na hojnie szafującą socjalnymi obietnicami lewicę?

Drugi kontrargument z tym się wiąże: lewica wszędzie w Europie słabnie, a rośnie w siłę skrajna, populistyczna prawica.

Przypadek Austrii

W Austrii nie było szokowej transformacji, likwidacji PGR-ów, upadku państwowych przedsiębiorstw, wysokiego bezrobocia czy umów śmieciowych, a skrajna prawica potężnieje. Obserwatorzy i komentatorzy tamtejszych wyborów prezydenckich dość zgodnie twierdzą, że główną przyczyną wzrostu popularności kandydata skrajnej prawicy, który o mało tych wyborów nie wygrał, był kryzys uchodźczy. Czyli – nazywając rzecz konkretniej – lęk austriackiego społeczeństwa przed falą imigrantów i niechęć do ich przyjmowania u siebie (przy czym Hofera poparło 81 proc. głosujących robotników).

Tymczasem reprezentanci polskiej lewicy wyrzucają obecnej opozycji, że jest niechętnie nastawiona do uchodźców, i domagają się od niej otwarcia na bliskowschodnią imigrację. Czyli – ujmując to realistycznie – przeciwstawienia się antyimigranckiemu nastawieniu polskiego społeczeństwa, a więc wpychania go w opiekuńcze ramiona prawicy podzielającej te lęki i tę niechęć.

Populizm dotarł za Atlantyk

Problem z ekspansją populistycznej prawicy ma nie tylko Polska i nawet nie tylko Europa, bo dotarła ona także za Atlantyk. Korespondent „Gazety Wyborczej” w Waszyngtonie Mariusz Zawadzki przedstawił dwie rozpatrywane tam interpretacje źródeł popularności Donalda Trumpa.

Jedna wykładnia – bliska naszej młodej lewicy – głosi, że dotychczas było za mało demokracji i lud upomniał się donośnie o swój pomijany lub lekceważony wcześniej głos, powierzając go antyestablishmentowemu populiście, bo inni nie chcieli go wysłuchać.

Druga koncepcja skłania się ku opinii poniekąd przeciwnej: dotychczas działały w demokracji jakieś czytelne hierarchie, szczeble awansu, ośrodki opiniotwórcze, kryteria selekcji elit oraz reguły wzbudzania i okazywania szacunku, ale to wszystko upadło, głównie w wyniku upowszechnienia się internetu, w którym głupkowaty wpis jakiegoś niedouczonego blogera lub nawiedzonego hejtera ma tę samą rangę (i większą liczbę „lajków”), co poważna analiza solidnego komentatora.

Lud przemówił swoim głosem i zostaliśmy zalani prymitywną demagogią. Co więcej, manifestowaną z ostentacją, na co wskazał w „Dużym Formacie” prof. Przemysław Czapliński (DF, 25 maja). To, co niegdyś było powodem wstydu i żenady, teraz stało się źródłem przewrotnej i wyzywającej satysfakcji. Chamstwo („ten największy wróg szacunku”, jak pisze prof. Piotr Sztompka) i prostactwo obnosi się butnie. Jak stwierdziła prof. Jadwiga Staniszkis, „uwolnione zostało lumpiarstwo”. Prof. Zbigniew Mikołejko ujął to bardziej literacko jako „sojusz zawarty z Edkiem” (od bohatera Mrożkowego „Tanga”). Jacek Żakowski nazwał to jeszcze oględniej, ale sugestywnie „demokracją ludową”.

Wyrozumiali: lewicowiec i prawicowiec

Lewicowiec nie może o ludzie mówić niepochlebnie, musi co najmniej wyrozumiale, nawet gdy ów lud skrzykuje się w ONR-owskie bojówki, bandy kibolskich zadymiarzy czy grupy sfanatyzowanych dewotów. Bo jeśli lud niekiedy błądzi, to winne są elity, które nim pogardzały i się o niego nie zatroszczyły. Zgodnie z tą wykładnią ekscesom kibolstwa winien jest. Donald Tusk, bo wypowiedział kibicom wojnę i tym samym ich rozsierdził (to np. interpretacja Rafała Wosia w TOK FM, który w trosce o lud nawet nie pozwala używać określenia „kibole”, uznając je za przejaw mowy nienawiści i pogardy, choć to oni sami się nim posługują wobec siebie).

Trafne uwagi na ten temat sformułował Artur Żmijewski w wywiadzie dla „Krytyki Politycznej”. Otóż narodowo-katolicka prawica nie wymaga niczego od polskiego ludu, lecz afirmuje wszystkie jego słabości i ułomności, czyniąc z nich wręcz cnoty (zacofanie to szacunek dla tradycji, ksenofobia to umiłowanie ojczyzny, antyintelektualizm to zdrowy rozsądek, dewocja to szczera wiara itd.). Ale lewica także niczego od polskiego ludu nie wymaga, za wszystkie jego niedole i dolegliwości obwiniając system, w którym ów lud żyje i cierpi.

Na tym tle liberałowie, proponujący branie własnych spraw w swoje ręce, wymagający indywidualnej odpowiedzialności, osobistego zaangażowania i pracy na swój sukces, wydają się wręcz nieludzcy i jako tacy są przedstawiani pospołu przez lewicę i prawicę.

Wszystko przez złe elity

Jarosław Kaczyński i jego polityczne otoczenie nie kryją, że dążą do wyeliminowania dotychczasowych elit. Część młodej lewicy im w tym dziele sekunduje, łając, potępiając i urągając elitom III RP („skompromitowanemu establishmentowi”, jak peroruje Adrian Zandberg), a przymilając się do elektoratu PiS („PiS-owskiego ludu”, według określenia Ludwika Dorna). A ponieważ nie udaje się jej pozyskać jego łask, więc namawia do tego główne siły opozycyjne.

Te kalkulacje i enuncjacje lewicowych komentatorów i publicystów wyglądają na wymądrzania z tylnych rzędów. Pomińmy już to, że dawanie jakichś rad jedynej liczącej się dziś liberalnej opozycji przez rzeczników całkowicie zmarginalizowanej lewicy może się wydawać żałosne.

Te rady są jednak chybione. Tam, gdzie lewica (jeszcze) rządzi, prowadzi politykę zupełnie inną, a nawet przeciwną socjalnym postulatom polskich lewicowców. We Francji Partia Socjalistyczna uelastycznia zatrudnienie, wydłuża czas pracy, rozmontowuje układy zbiorowe, redukuje rolę związków zawodowych, dereguluje rynek.

W Grecji SYRIZA raz za razem obcina płace i emerytury, eliminuje przywileje pracownicze, ogranicza wydatki socjalne, zaostrza dyscyplinę finansową. Może po prostu życzenia i marzenia socjalnej lewicy są nierealistyczne. Zamiast wabić nimi lud, uczciwiej jest mu ich nierealność uświadamiać, aby nie trzeba było perswadować mu za kilka lat konieczności ich porzucenia, jak we Francji, Grecji, nie mówiąc już o Wenezueli (jeszcze całkiem niedawno przedstawianej przez niektórych lewicowych kibiców jako obiecujący model „socjalizmu XXI wieku”).

Zastąpienie prawicowego populizmu lewicowym populizmem to nie byłaby dobra zmiana.

Janusz A. Majcherek jest profesorem w Instytucie Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie

Zobacz także

poniosła

wyborcza.pl

 

Prezydencki minister: Gdyby słuchano premier Szydło, nie doszłoby do Brexitu

AB, 29.06.2016

Beata Szydło

Beata Szydło (Sławomir Kamiński)

1. Brexitu można było uniknąć? Tak uważa prezydencki minister Andrzej Dera
2. „Gdyby słuchano głosu premier Szydło, nie doszłoby do niego” – mówił
3. Jak dodał, „elity UE są głuche i ślepe na te głosy”

– Gdyby słuchano głosu premier Beaty Szydło to do Brexitu by nie doszło, ale elity UE są głuche i ślepe na te głosy – mówił w programie #RZECZoPOLITYCE sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Andrzej Dera. Jak dodał, prezydent Duda ze smutkiem przyjął decyzję Brytyjczyków o wyjściu z Unii Europejskiej, ale „uszanował ten demokratyczny wybór”. Dlaczego do Brexitu w ogóle doszło? Zdaniem Dery Brytyjczycy zobaczyli, że UE wtrąca się w sprawy narodowe, w które nie powinna ingerować.

Dowiedz się więcej:

Co to jest Brexit?

Brexit to popularne określenie wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Referendum, w którym Brytyjczycy zdecydowali o przyszłości swego kraju w UE, obiecał premier David Cameron, a odbyło się 23 czerwca. Za wyjściem z Unii zagłosowało 51,89% spośród tych, którzy wzięli udział w referendum. Za pozostaniem w Unii – 48,11%. Frekwencja wyniosła 72,2%.

Czy Wielka Brytania może wyjść z UE od razu?

Nie. Do wyjścia z Unii Europejskiej droga jest długa. Brytyjczycy będą musieli na nowo uregulować nie tylko sprawę imigracji, ale i cały model swojej współpracy z Unią i – co za tym idzie – wiele szczegółowych kwestii. Negocjacje potrwają minimum dwa lata.CZYTAJ WIĘCEJ >>>

Jakie mogą być skutki Brexitu?

Brexit wywoła lawinę skutków dla Wlk. Brytanii. Straci ona głos w UE. Przewidywane są też straty gospodarcze. Wg analityków Brexit wzmocni napięcia między władzami centralnymi a Szkocją, Irlandią Północną i Irlandią. Szkoci mogliby powtórzyć referendum ws. niepodległości, by po nim dołączyć do UE. Reszta Europy odczuje decyzję Brytyjczyków, m.in. poprzez negatywną reakcję inwestorów i zmiany kursów walut, a także przez spadek importu na Wyspy. Wpłynęłoby to też na posiadaczy kredytów w euro czy we franku. Wg think thanku American Enterprise Institute skutki Brexitu przypominałyby kryzys gospodarczy 2008 roku. CZYTAJ WIĘCEJ >>>

Czy Szkocja i Irlandia Płn. mogą blokować Brexit?

Według jednego z prawniczych autorytetów, zgodnie z ustawą określającą status Szkocji w ramach Wielkiej Brytanii, kraj ten „stosuje prawo unijne”. Po Brexicie zapis ten musiałby zostać usunięty, a na to musi się już zgodzić… szkocki parlament. Podobnie wygląda sytuacja Irlandii Północnej. Jeśli lokalne parlamenty nie zgodzą się na zmiany zapisów, Szkocja i Irlandia Północna mogłyby faktycznie zablokować albo przynajmniej skomplikować wyjście Wielkiej Brytanii z UE.

 prezydencki

gazeta.pl

 

Prezydent sądzi sędziów

Ewa Siedlecka, 29.06.2016

Prezydent Andrzej Duda odmówił awansu dziewięciu sędziom. Przyznał sobie takie prawo wbrew konstytucji i ustawie o ustroju sądów powszechnych

Prezydent Andrzej Duda odmówił awansu dziewięciu sędziom. Przyznał sobie takie prawo wbrew konstytucji i ustawie o ustroju sądów powszechnych (Fot. Lukasz Cynalewski / Agencja Gazeta)

Prezydent odmówił – bez uzasadnienia – nominacji dziesięciu sędziom sądów powszechnych. – Władza wykonawcza chce podporządkować sobie władzę sądowniczą – ocenia rzecznik Krajowej Rady Sądownictwa Waldemar Żurek

To sygnał dla sędziów, że nie będą awansować, jeśli ich orzecznictwo nie spodoba się partii rządzącej.

Krajowa Rada Sądownictwa (KRS) kilka miesięcy temu złożyła prezydentowi wnioski o nominacje sędziowskie dla 13 osób. Kancelaria Prezydenta właśnie odmówiła dziesięciu osobom. Dziewięć z nich starało się o awans do sądu wyższej instancji. Jedna – o urząd sędziego sądu rejonowego. Odmowa w żaden sposób nie została uzasadniona.

Cechą wspólną dziewięciu sędziów starających się o awans, którym prezydent odmówił nominacji, jest to, że wrzuciwszy ich nazwiska w wyszukiwarkę internetową, można znaleźć krytyczne wpisy. Jeden sędzia jest na przykład krytykowany za to, że odrzucił skargę na komornika. Inny oskarżany o to – przez znanego skądinąd Zbigniewa Stonogę – że miał przyjąć samochód od gangstera. Są też skojarzenia bardziej polityczne: np. lubelski sędzia Piotr Jakubiec sądził w sprawie wytoczonej Januszowi Palikotowi przez Jarosława Kaczyńskiego. Co prawda przyznał rację prezesowi PiS, lecz nie we wszystkim: kazał Palikotowi przeprosić za stwierdzenie o psychopatycznych skłonnościach Kaczyńskiego oraz porównanie go do Hitlera i Stalina. Ale już wypowiedź Palikota w programie „Szymon Majewski Show”, w której polityk nawiązał do bajki o Czerwonym Kapturku: „Zastrzelimy Jarosława Kaczyńskiego, wypatroszymy i skórę wystawimy na sprzedaż w Europie”, uznał za wyrażoną w konwencji bajkowej opinię.

Jest także sędzia, który wydał tymczasową decyzję o odebraniu dzieci państwu Bajkowskim z powodu mocno kontrowersyjnych metod wychowawczych stosowanych przez ojca rodziny, powodujących m.in., że chłopcy w wieku szkolnym się moczyli. Tę sprawę walki z odbieraniem dzieci przez sądy kilka lat temu wzięła na sztandary prawica (ostatecznie ojciec rodziny zgodził się na poddanie się terapii i dzieci wróciły do rodziców). Jest sędzia z Gdańska, która oddaliła pozew zbiorowy w sprawie Amber Gold, bo był skierowany przeciwko zarządowi spółki, a nie samej spółce. I sędzia, który naraził się działaczowi KPN Adamowi Słomce, ponieważ kazał go aresztować, by doprowadzić na rozprawę, na którą notorycznie się nie stawiał. Jest również warszawska sędzia, która przedłużała areszt tymczasowy kibicowi Legii Maciejowi Dobrowolskiemu (w sumie siedział dwa lata bez wyroku i, jak się okazało, niewinnie; protestowali m.in. rzecznik praw obywatelskich i Helsińska Fundacja).

Jest też jeden sędzia, na którego nic nie ma w internecie – oprócz tego, że działa w Stowarzyszeniu Sędziów Polskich „Iustitia”.

Nie wiemy, czym prezydent się kierował, odmawiając awansów sędziom, bo swojej decyzji nie uzasadnił.

– Powinien uzasadnić, bo to nie są ordery przyznawane uznaniowo. Poza tym prezydent nie ma podstaw prawnych do ponownej weryfikacji kandydatów. Weryfikuje ich KRS w wielostopniowej, konkursowej procedurze zaczynającej się na poziomie sądu, w którym jest wakat. A od negatywnej decyzji KRS można się odwołać do Sądu Najwyższego – stwierdza sędzia Żurek.

Konstytucja (art. 179) mówi, że „sędziowie są powoływani przez prezydenta RP na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa”. Odmowa nominacji sędziowskich w III RP zdarzyła się tylko raz: w 2007 r. prezydent Lech Kaczyński nie podpisał nominacji dziewięciu osobom. Nie podał powodów.

W rządowym projekcie zmiany ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa przewidziano, że KRS ma proponować prezydentowi po dwóch kandydatów na każde wolne stanowisko. KRS, pierwszy prezes Sądu Najwyższego i rzecznik praw obywatelskich oraz stowarzyszenie Iustitia uznali, że narusza to konstytucję, w tym zasady niezależności sądów, niezawisłości sędziów i równorzędności władz.

Zobacz także

prezydentDuda

wyborcza.pl

 

KOD-owcy wzburzyli swoim zachowaniem w Poznaniu. Gwizdano nawet w czasie hymnu

Burzliwe obchody Czerwca '56 w Poznaniu. Czerwona kartka dla obecnej władzy od Wielkopolan.
Burzliwe obchody Czerwca ’56 w Poznaniu. Czerwona kartka dla obecnej władzy od Wielkopolan. Fot. twitter.com/R_Zybura

Przemówienia oficjalnych gości obchodów Czerwca ’56 przerwały okrzyki i gwizdanie. Uroczystości przeradzały się momentami w manifestację polityczną. KOD-owcy wzburzyli nawet bardziej przychylnych im Poznaniaków.

Wielkopolanie są czuli na punkcie swojej tradycji. O kilku tygodni narastało napięcie wokół obchodów uroczystości. Władze miasta nie chciały ulec ministrowi obrony, który domagał się wspomnienia ofiar katastrofy smoleńskiej. Podczas powitań i przemówień prezydenta i członków rządu odzywały się więc krzyki niezadowolenia. Organizatorzy musieli uciszać zgromadzonych i prosili o uszanowanie choćby hymnu.

Podczas przemówień prezydenta Andrzeja Dudy słychać było okrzyki: „Konstytucja! Konstytucja! Były jednak też głosy poparcia.

Wyraźnie negatywne reakcje zebrany było słychać, gdy wicepremier Piotr Gliński odczytał list premier Beaty Szydło.

 

politycyPiS

naTemat.pl

Macierewicz, Luśnia i spotkanie w kościele

Tomasz Piątek, 29.06.2016

Antoni Macierewicz

Antoni Macierewicz (Dawid Zuchowicz / Agencja Gazeta)

Wbrew temu, co twierdzi rzecznik MON, Antoni Macierewicz nie zerwał całkowicie kontaktów z Robertem Luśnią, płatnym współpracownikiem SB. Do „Wyborczej” zgłosił się świadek, który widział ich spotkanie w 2014 r.

Przez lata Antoni Macierewicz – wbrew swojemu publicznemu wizerunkowi – blisko współpracował z Robertem Luśnią, uznanym w 2005 r. przez sąd za płatnego informatora SB o pseudonimie „Nonparel”. Formalnie rzecz biorąc, Macierewicz współpracuje z nim i dzisiaj, gdy jest ministrem obrony narodowej. Sam wciąż zasiada w radzie fundacji Głos, co własnoręcznie wpisuje do oświadczeń majątkowych. A w niej prezesem zarządu jest Luśnia, co potwierdzają akta w Krajowym Rejestrze Sądowym.

Stali w grupie, przywitali się

Po opublikowaniu 18 czerwca naszego artykułu „Antoni Macierewicz, jego firma i jego TW” rzecznik ministra Bartłomiej Misiewicz oznajmił, że obecny szef MON zerwał wszelkie kontakty z Luśnią po ujawnieniu współpracy tego ostatniego z SB.

Zgłosił się jednak do nas Maciej Wrześniowski, działacz i drukarz antykomunistycznego podziemia w latach 1982-85. Zatrzymywano go i aresztowano. Siedział m.in. w więzieniu na warszawskiej Białołęce, w areszcie przy Rakowieckiej prowadził strajk głodowy.

– Poznałem Roberta Luśnię około 1983, 1984 r. Był kolegą Marty Umińskiej, matki mojego pierwszego dziecka – mówi nam Wrześniowski. I dodaje, że o współpracy Luśni z SB dowiedział się dopiero po roku 2001. – Wydarzyło się to przy okazji tamtych wyborów do Sejmu, w których Luśnia został wybrany. I musiał złożyć oświadczenie lustracyjne, które zostało potem zweryfikowane negatywnie. Nie widziałem go przez wiele lat, bo chodzimy innymi drogami. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu spotkałem go na pogrzebie matki Marty Umińskiej.

To był rok 2014. – Poszedłem wtedy na mszę żałobną na Mokotowie, do kościoła zaraz przy Spartańskiej, gdzie nieboszczka mieszkała. Tam zobaczyłem Luśnię w towarzystwie Antka Macierewicza oraz innych ludzi, których znałem z czasów, gdy wydawali oni w latach 80. magazyn podziemny „Wiadomości”. Wywodzili się z drużyny harcerskiej „Czarna Jedynka” i określali siebie jako prawicę KOR-owską – opowiada Wrześniowski. – Bardzo mnie zdziwiło, że udokumentowany kłamca lustracyjny, czyli po prostu współpracownik SB, pojawił się na takim spotkaniu. W towarzystwie ludzi, którzy byli bardzo radykalni w ocenie moralnej tego rodzaju współpracy…

– Może tylko szli w kondukcie pogrzebowym, a Luśnia sam się do nich przyłączył „na doczepkę”? – pytam.

– Nie. Oni stali razem w kościele, obok siebie. Nie rozmawiali, bo nie była to okoliczność sprzyjająca dyskusjom. Ale ewidentnie stanowili grupę, byli razem. Przywitali się.

– Podali sobie ręce?

– Tak.

O spotkaniu w kościele Wrześniowski przypomniał sobie w 2015 r., gdy Ludwik Dorn – przez lata kolega Macierewicza z opozycji antykomunistycznej, potem ze środowiska PiS – wystartował w wyborach do Sejmu z listy PO. Zapytany o decyzję Dorna obecny szef MON odpowiedział: „Dorn? Kto to jest Dorn?”. Wrześniowski mówi, że wtedy znowu stanęło mu przed oczyma to, co widział podczas nabożeństwa: uścisk dłoni z Luśnią.

Już po naszej rozmowie Maciej Wrześniowski przysłał nam krótkie oświadczenie. Odniósł się w nim również do tego, że w latach 80. Luśnia wydał esbekom sprzęt drukarski podziemia. Cytujemy w całości: „Moi koledzy i ja w 82 czy 83 roku nie mieliśmy praktycznie żadnego sprzętu poligraficznego. Próbowaliśmy robić farbę z sadzy i jakiegoś oleju, używaliśmy matryc woskówkowych i pociętych płatów flaneli. Prawdziwy powielacz był prawdziwym marzeniem, o offsecie nawet nam się wtedy nie śniło. I z tego punktu widzenia wydawanie sprzętu w ręce SB, lub co gorsza sprzedawanie go milicji, było podłością najwyższego kalibru. Dlatego tak zadziwia mnie Macierewicz. Z jednej strony utrzymuje kontakty z konfidentem wyjątkowo paskudnym. A z drugiej strony zagadnięty przez dziennikarza o Ludwika Dorna, który tylko wystartował do sejmu z listy PO, pyta: » Dorn? Kto to jest Dorn? «- traktując go jak persona non grata”.

Esbecy przy ministrze

Do naszej publikacji o związkach Macierewicza i Luśni odniósł się także Maciej Gawlikowski, czołowy działacz podziemnej Konfederacji Polski Niepodległej, a zarazem filmowiec dokumentalista. Na Facebooku zamieścił oświadczenie, którego fragmenty cytujemy:

„W filmie » Pod prąd «(2009) zasygnalizowałem sprawę obecności w najbliższym otoczeniu Macierewicza, podczas kierowania przez niego MSW w rządzie Olszewskiego ważnego funkcjonariusza tajnej policji politycznej PRL – Andrzeja Anklewicza. Anklewicz przez ostatnie 10 lat pracy w bezpiece kierował rozpracowaniem KPN-u. Odpowiada za inwigilację, represje, za zamykanie do więzień ludzi za działalność niepodległościową. W wypowiedzi, która nie weszła do filmu, były rzecznik Macierewicza powiedział, że Anklewicz był jedną z nielicznych osób, mających wolny wstęp do ministra o każdej porze, z pominięciem sekretariatu. Już po emisji filmu zdobyłem informację, że Anklewicz był za czasów Macierewicza członkiem (…) Gabinetu Ministra Spraw Wewnętrznych. Dziś takie ciało nazywa się Gabinetem Politycznym. Oczywiście każdy minister decyduje o jego składzie (…). Poszedłem tym tropem i okazało się, że to nie był jedyny esbek pracujący w tym gabinecie, choć najwyższy rangą – był w bezpiece majorem!”.

Gawlikowski wymienia jeszcze 11 funkcjonariuszy SB pracujących w gabinecie Macierewicza do czerwca 1992 r. Rozpoznaje wśród nich ludzi z Biura Studiów MSW – elitarnej struktury zwalczającej antykomunistyczną opozycję.

Informacje z IPN dostępne w Biuletynie Informacji Publicznej częściowo to potwierdzają. Anklewicz faktycznie był prominentnym esbekiem. Sprawdziliśmy też pozostałych funkcjonariuszy, którzy według Gawlikowskiego pracowali w MSW z Macierewiczem. Przeważnie są to kobiety pełniące w SB mniej istotne funkcje pomocnicze. Ale niektóre z nich były specjalistkami od technik operacyjnych. Jedna była wywiadowcą.

TVP zdejmuje program

W ostatni piątek o godz. 19.10 miałem być gościem Marcina Celińskiego w programie TVP Info „Cztery strony”. Kilka godzin wcześniej Celiński umieścił następujące oświadczenie na Twitterze: „Zaprosiłem do #4stronyTVP INFO autora tekstów GW o min. Macierewiczu – T. Piątka. Otrzymałem właśnie info, że programu dziś nie będzie”.

I programu nie było.

 

 

Zobacz także

macierewiczNie

wyborcza.pl

 

„Dawać kasę i nic nie chcieć. Kaczyński cały czas uważa, że nie skończyło się wyjadanie wisienek z tortu”

opr. dżek, 29.06.2016

Jarosław Kaczyński

Jarosław Kaczyński (SŁAWOMIR KAMIŃSKI)

Prezes Jarosław Kaczyński na Brexit zareagował inaczej niż większość europejskich liderów.

– Dla Jarosława Kaczyńskiego polityka zagraniczna, której nigdy nie lubił, nie umiał, nie poważał, była i jest częścią polityki wewnętrznej – pisze w najnowszej „Polityce” Jerzy Baczyński.

Z czym prezesowi kojarzy się Unia?

Jego zdaniem pomysły prezesa na to, jak zareagować na Brexit (większa rola państw narodowych czy wzmocnienie „mechanizmu konsensualnego”), to „wypisz wymaluj” kopia „ustawy naprawczej” w sprawie TK, zmierzająca do zablokowania instytucji mogącej w jakikolwiek sposób ograniczyć władzę suwerena, czyli w praktyce Jarosława K.

 

– Widać, że Unia prezesowi kojarzy się z „wtrącaniem w wewnętrzne sprawy”. I jeśli przestanie się „czepiać” polskiej demokracji, „która ma się znakomicie”, to może „w dalszym ciągu prowadzić” na przykład politykę rolną, politykę spójności, skąd dostajemy fundusze, a nawet zbudować armię unijną, która by nas broniła. Ta refleksja prezesa (dawać kasę i niczego nie chcieć) niestety jest wyraźnie sprzeczna z dominującym dziś wśród polityków europejskich, że wraz z angielskim „nie” skończyło się wyjadanie wisienek z tortu, pobieranie korzyści bez zobowiązań o odpowiedzialności za wspólne kłopoty, nieuchronnie produkowane przez procesy globalizacji, zmiany cywilizacyjne, demograficzne i społeczne – pisze redaktor naczelny „Polityki”.

„Źle, że teraz rządzi nami PiS”

Baczyński podkreśla, że wszystkie europejskie kraje muszą na nowe zdefiniować swoje narodowe interesy i określić, jakie są teraz możliwości ich realizacji. – Mamy pecha, że obecny rząd rządzi nami w takim czasie. Że zaplątany w swoje urazy i fantasmagorie nawet nie dopuści do poważnej refleksji i debaty, choćby nad wejściem do strefy euro, relacjami z Niemcami czy nowymi relacjami z Brytanią – ubolewa Baczyński.

Cały komentarz w najnowszej „Polityce”.

Zobacz także
dawaćKasę
TOK FM