Ordo Iuris, 21.10.2016

 

cvpqwu8wiaaybih

 

andrzej-saramoniwicz

 

chazan

W listopadzie „intronizacja Chrystusa”. Szostkiewicz: Polska pod rządami PiS staje się katolickim państwem narodu polskiego

opr. dżek, 21.10.2016

Manifestacja Wiary i Nadziei zorganizowana przez Rycerstwo Chrystusa Króla, Warszawa, maj 2016

Manifestacja Wiary i Nadziei zorganizowana przez Rycerstwo Chrystusa Króla, Warszawa, maj 2016 (SŁAWOMIR KAMIŃSKI)

Na 19 listopada zaplanowany jest tzw. akt intronizacyjny. Zdaniem publicysty Adama Szostkiewicza, jeśli na uroczystościach w Krakowie pojawią się przedstawiciele polskich władz, to akt religijny nabierze znaczenia aktu polityczno-państwowego.

 

Na 19 listopada zaplanowany jest tzw. akt intronizacyjny. – W intencji kościelnej chodzi o akt religijny, ale są podstawy, by się obawiać, że intronizacja w Krakowie nabierze znaczenia aktu polityczno-państwowego i przyczyni się do dalszych podziałów w społeczeństwie, które przecież nie składa się z samych katolików, ale na przykład też protestantów. Ruchy urosły w siłę w ostatnich latach, episkopat musi się z nimi liczyć – obawia się Adam Szostkiewicz.

Jak pisze na swoim blogu publicysta są ruchy, które chcą, by ogłosić Chrystusa „Królem Polski”. Ale w Kościele nie wszyscy tego pragną, nie mówiąc o tych, którzy nie są katolikami.

Dodatkowo akt religijny stanie się polityczny, gdy na uroczystości religijnej stawią się prezydent RP, premier, marszałkowie Sejmu i Senatu i inni dygnitarze obecnego obozu władzy. – Będzie to kolejnym przykładem, że Polska pod rządami PiS staje się katolickim państwem narodu polskiego, co jest sprzeczne z konstytucją, w której Polska jest zdefiniowana jako demokratyczne państwo prawne, w której państwo i Kościół są od siebie wzajemnie autonomiczne – pisze Szostkiewicz.

Tekst aktu, który Episkopat ogłosił na swojej stronie internetowej, mówi m.in. o tym, by Chrystus „królował nam w szkołach, uczelniach, środkach społecznej komunikacji, urzędach, miejscach pracy, służby i odpoczynku, w całym Narodzie i Państwie Polskim.

Cały wpis na blogu>>

Zobacz także

polska

TOK FM

Emocje na podkomisji Macierewicza. „Wali się gmach kłamstwa smoleńskiego”

Paweł Wroński, 21 października 2016

OLEG MINEEV

Tak mówił dziś w Sejmie minister obrony Antoni Macierewicz. Dowodził, że czarne skrzynki Tu-154 zostały wcześniej odnalezione przez Rosjan i otworzone przez nich.

Posiedzenie sejmowej komisji obrony zwołano, aby podkomisja smoleńska utworzona przez Antoniego Macierewicza przedstawiła wyniki ośmiu miesięcy swojej pracy. Poseł PO Czesław Mroczek pytał, jakie były podstawy ponownego badania katastrofy Tu-154. I czy są jakieś dowody, które przeczyłyby poprzednim ustaleniom. – Nie widzieliście nawet wraku – mówił.

– To bezczelność – słyszał w odpowiedzi.

Według Mroczka w skład podkomisji Macierewicza powołano np. Franka Taylora, który nigdy nie był w żadnym oficjalnym zespole badającym katastrofy (służył jako ekspert od silników i systemów paliwowych). Posłowie PO podczas całego posiedzenia zarzucali szefowi MON, że wykorzystuje tragedię z 10 kwietnia 2010 r. dla celów politycznych.

– Chciałbym przeprosić pana Franka Taylora, twórcy brytyjskiej szkoły badania wypadków lotniczych za kalumnie, które na niego spadają – mówił szef MON w Sejmie.

Jak można ukryć coś w raporcie

Macierewicz stwierdził, że w ciągu ośmiu miesięcy prac osiągnięto więcej niż udało się zrobić komisji Jerzego Millera w piętnaście miesięcy. Jego zdaniem pierwszy powód, dla którego muszą badać przyczyny katastrofy, to wykrycie części samolotu odnalezionych 60 metrów od brzozy, o którą Tu-154 zaczepił skrzydłem (samolot przed brzozą ciął już inne drzewa). – Ten fragment odnalazł zespół polskich prokuratorów i jego opis został umieszczony w raporcie, a następnie ukryty – twierdził Macierewicz. Posłowie PO dziwili się, jak można coś ukryć w raporcie. Macierewicz zarzucał im, że rzucają tylko inwektywy i są „późnym dzieckiem Urbana”.

Posiedzenie miało emocjonalny przebieg. Wdowa po Rzeczniku Praw Obywatelskich Ewa Kochanowska odczytała oświadczenie, w którym stwierdziła, że wiele rodzin smoleńskich nie jest pewnych, kto pochowany jest w trumnach, ponieważ były zalutowane. – Do tej sytuacji doprowadzili ci, którzy nie zezwolili na przeprowadzenie sekcji zwłok, choć polski kodeks karny zakłada sekcje w przypadku, gdy śmierć może być wynikiem działań przestępczych – argumentowała. Mówiła, że rodziny otrzymywały „dochówki”, czyli fragmenty zwłok swoich bliskich, a następnie część sprasowanych i zmieszanych szczątków, które pochowano już przy pomniku na Powązkach.

Dlaczego wybuchu nie słyszeli świadkowie

Członek podkomisji Macierewicza Marek Dąbrowski twierdził w Sejmie, że rosyjscy kontrolerzy lotu zbyt późno zezwolili na tzw. trzeci zakręt, przez co piloci mieli mieć mniej czasu na decyzję. A założona ścieżka podejścia – dowodził – kończyła się przed pasem i znajdowała się poza jego osią.

Według Dąbrowskiego generała Andrzeja Błasika, dowódcy sił powietrznych, nie było w kabinie, bo żadna z osób bliskich nie rozpoznała jego głosu (rozpoznało go część ekspertów). Stwierdził, że jego zwłoki leżały nie wśród członków załogi, a wśród pasażerów. Sugerował, że bardzo dużo telefonów komórkowych było włączonych podczas lądowania, co mogło mieć wpływ na katastrofę. Poza tym – podkreślał – zapisy czarnych skrzynek były fałszowane, a w ostatniej fazie lotu widoczne były skutki awarii silnika, generatorów i wysokościomierzy.

Stwierdził też, że odnaleziono zwłoki, które nosiły nadpalenia poza strefą, w której na wrakowisku wybuchł pożar. – Wyjaśnienie tylko tej kwestii jest dostatecznym powodem powołania komisji – zaznaczył. Przypomniał, że wedle oświadczeń komisji Millera i prokuratury na zwłokach nie było śladów wybuchu, nadpalenia i pożaru.

Potem twierdził, że „świadkowie wypadku słyszeli wybuch”, więc posłowie dopytywali, dlaczego nie słychać go było na lotnisku i na zapisach z kabiny pilota.

Inny ekspert dowodził, że ślady po złamanym skrzydle pozostawiły w ziemi bruzdę w zupełnie innym miejscu niż powinny, co zmienia podejście do twierdzeń o położeniu samolotu w ostatniej fazie lotu.

Stary film, jakoby ukryty

Najwięcej zamieszania na podkomisji wywołała prezentacja nagłaśnianego ostatnio przez Macierewicza filmu ze spotkania w Smoleńsku ówczesnego premiera Rosji Władimira Putina i premiera Donalda Tuska. Wcześniej szef MON mówił o nim, jakoby był ukryty i odnaleziony w ostatnim czasie. W rzeczywistości jest to „surówka” nagrania TVP, którą obejrzeć można od dawna choćby na YouTube.  Macierewicz upiera się teraz, że prezentuje „fakty dotychczas nieznane”.

– Wbrew dość systematycznie powtarzanym kłamstwom przez różnych urzędników i dziennikarzy, czarna skrzynka, voice recorder, zawierająca głosy pilotów i ich rozmowy z wieżą, była już odczytana o godz. 6 po południu – stwierdził. Jego zdaniem ma o tym świadczyć wypowiedź rosyjskiego ministra Siergieja Szojgu, że znaleziono ją mniej więcej 15 minut po katastrofie. – Czarną skrzynkę Rosjanie znaleźli, otworzyli, a następnie z powrotem położyli na miejsce tragedii – stwierdził minister.

Według Macieja Laska – członka rządowego zespołu badającego katastrofę – skrzynka została otworzona z udziałem polskich prokuratorów 11 kwietnia w Moskwie, a nie na wrakowisku.

wielkie

wyborcza.pl

 

Romana Orlikowska-Wrońska, adwokat*

W imieniu obrony… Po trzydziestu latach

20 października 2016

17 października Adam Michnik kończy 70 lat

17 października Adam Michnik kończy 70 lat (Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta)

Warto przypomnieć kilka faktów: 22 lata działalności opozycyjnej w komunistycznym państwie, wielokrotne zatrzymania, areszty, rewizje, pobicia, 7 lat za kratkami, bezprzykładne szkalowanie, pomawianie, niezliczone kłamstwa przy bezkarnym wykorzystywaniu mediów reżimowych w czasach zniewolenia. I niestety historia zatoczyła koło.

Miałam zaszczyt bronić Adama Michnika w procesie gdańskim w 1985 r., kiedy zasiadał na ławie oskarżonych razem z Władysławem Frasyniukiem i Bogdanem Lisem. To był proces karny, w którym zarzuty były tylko pretekstem do tego, ażeby tych odważnych, niebezpiecznych dla komunistycznej władzy opozycjonistów nie tylko uwięzić, izolując w ten sposób od społeczeństwa, ale też zniesławić i pozbawić dobrego imienia.

Do akt sądowych dołączono wówczas opinię o Adamie sporządzoną przez Służbę Bezpieczeństwa. Była to szeroko rozbudowana charakterystyka oskarżonego, w której z beletrystycznym zacięciem opisano takie wątki, jak narodowość, pochodzenie, wrogą dla państwa wieloletnią działalność antykomunistyczną, szkodnictwo społeczne, a nawet brzydki wygląd i ubiór delikwenta. Miał  to być portret człowieka odrażającego, budzącego pogardę.

28 autorytetów

Szalały komunistyczne media. Reżimowi dziennikarze prześcigali się w pomysłach na zniesławianie Adama. Rzecznik prasowy ówczesnego rządu Jerzy Urban wielokrotnie kreślił na czarno sylwetkę tego klasowego wroga, sugerując zdradę ojczyzny i wysługiwanie się zachodnim imperialistom. Kpił z polityków, pisarzy, publicystów i uznanych na Zachodzie autorytetów  broniących Adama, nazywając ich pogardliwie „zachodnimi niańkami”. A było z kim polemizować.

W obronie Michnika stanęło 28 autorytetów światowych  uhonorowanych Nagrodą Nobla, którzy scharakteryzowali Go, jako cyt.: „Znanego autora i teoretyka demokracji, który swoje życie poświęcił wyzbytemu z przemocy protestowi na rzecz wolności politycznych, kulturalnych i ekonomicznych, który spędził wiele lat w polskim więzieniu”. A w liście otwartym do Generała Jaruzelskiego Waclaw Havel napisał o Michniku, że cyt.: „Jest człowiekiem odważnym, patriotą, który przynosi zaszczyt swemu Narodowi i wyraża prawdziwą wolę społeczeństwa”. Było też wielu innych, sławnych obrońców Adama. A historia opluwania Adama sięga roku 1968, kiedy po raz pierwszy postawił się w opozycji do rządów totalitarnych. Warto przypomnieć kilka faktów: 22 lata działalności opozycyjnej w komunistycznym państwie, wielokrotne zatrzymania, areszty, rewizje, pobicia, 7 lat za kratkami, bezprzykładne szkalowanie, pomawianie, niezliczone kłamstwa przy bezkarnym wykorzystywaniu mediów reżimowych w czasach zniewolenia.

I niestety historia zatoczyła koło. I znowu propagandyści PIS-u, korzystając z komunistycznych archiwów i starych materiałów propagandowych telewizji, posługując się narzędziami kłamstwa i insynuacji, angażując obecną telewizję rządową, chcą pozbawić Adama dobrego imienia, a Gazetę Wyborczą czytelników. W imieniu obrony ogłaszam więc, że nie udało się to wcześniej i nie uda teraz!!!

I na koniec kilka słów do Pana Jarosława Kaczyńskiego i do Adama Michnika.

Do pierwszego z Panów, ażeby zechciał skonfrontować podane w liście fakty z opozycyjnej działalności Adama  z represjami,  jakich sam doświadczył, a które miały polegać na bezczelnym zaniechaniu przez władze komunistyczne internowania, aresztowania, stawiania przed sądem i skazywania Pana za działalność polityczną.

A do Adama taka mała prośba, żeby za wcześnie nie przebaczał, a przynajmniej poczekał z tym do czasu, kiedy odezwą się znowu jego obrońcy.

* Romana Orlikowska-Wrońska – prawnik, adwokat, obrońca w procesach politycznych w okresie PRL, od 2011 do 2015 sędzia Trybunału Stanu

 

wyborcza.pl

Repolonizacja, czyli spisienie prasy regionalnej

Repolonizacja, czyli spisienie prasy regionalnej

W najbliższym czasie Komisja Kultury i Środków Przekazu zajmie się sytuacją własnościową w działających w Polsce mediach.

Repolonizować – jedno z ulubionych słów Jarosława Kaczyńskiego. Synonimem jest ważniejsze, ale propagandowo obciążające – słowo związane z nazwą partii – upisić, spisić, zrobić nasze, posłuszne, służące interesom partyjnym.

Najlepiej „repolonizacja” idzie na już spolonizowanych przedsięwzięciach, którym nadaje się znaczenie jeszcze inne – narodowe. Piszę o mediach, choć Kaczyński chciałby zrepolonizować sferę finansową, banki, ale tam tak lekko nie będzie, trzeba większych macherów niż Mateusz Morawiecki, który zakochał się – bez wzajemności – w budżecie układanym przez jego poprzednika, Pawła Szałamachę.

Na razie PiS-owi udało się zrepolonizowac media publiczne na narodowe, tj. spisione zostały. Repolonizacja na tym polega, że wartość informacji jest tylko jedna – spisiona.

O spisieniu wszak mówił sam prezes: „Trzeba podjąć sprawę repolonizacji mediów. Trzeba być odważnym, nie można się dać sterroryzować ich krzykiem tu i ewentualnie w Unii Europejskiej.”

A jeszcze dokładniej określiła to niedawno pisowska szefowa sejmowej komisji kultury i środków przekazu Elżbieta Kruk: „W najbliższym czasie komisja zajmie się sytuacją własnościową w działających w Polsce mediach. Chcemy się przyjrzeć i zbadać możliwości ich repolonizacji”.

Na czym miałoby polegać repolonizacja, czyli spisienie? Na odkupieniu przez instytucje państwowe, finansowe, tytułów, aby przedstawiały pisowski punkt interesu politycznego, a nie polski punkt widzenia, bo przecież media w Polsce zajmują się Polską, gdyż są redagowane przez Polaków.

„Wyborcza” na to spisienie wpadła idąc tropem słów Kaczyńskiego i Kruk. Zasięgnęła języka i wyszło, że jeżeli pierwsze będą wybory samorządowe, to „repolonizacja” dotyczyć będzie tytułów regionalnych, lokalnych. Informacje takie zostały potwierdzone w kilku niezależnych źródłach. Największym koncernem gazet regionalnych jest Polska Press Grupa, której właścicielem jest niemiecki koncern Verlagsgruppe Passau. Wszak z tego powodu prezes PiS może nie spać po nocach i oglądać walki byków. Po czym zmęczony zasypia, nie budzi się na czas, a Sejm nie może rozpocząć obrad.

Repolonizacja miałaby dotyczyć 20 dzienników i 100 tygodników. Przejąć miałby bank PKO BP, w którym do tej pracy został specjalnie zatrudniony i oddelegowany były poseł PiS Max Kraczkowski, żadnej wiedzy bankowej nie posiada, ale może być dobrym macherem.

To ma być początek spisienia mediów prywatnych. Początek „repolonizacji”. Obraził się na takie opisanie repolonizacji przez „Wyborczą” dyrektor Polska Press Grupy Paweł Fąfara, który stanął w obronie PiS, nie zgodził się, iż dojdzie do repolonizacji, ale wyszło z niego szydło w… języku pisowskim. Jakby słyszał Jarosława Kaczyńskiego, bądź Antoniego Macierewicza: „Gaztea Wyborcza kąsa na ślepo jak przetrącony wściekły pies”.

Fąfara zamiast zająć się meritum sprawy, odpowiedzieć argumentami, zajął się kłopotami Agory, wydawcy „Wyborczej”. Skąd my to znamy? Fąfara może liczyć na posadkę po spisieniu mediów, nawet nie musi wstępować do PiS-u, bo jest już ukształtowanym semantycznie pisowcem. „Repolonizacja” gazet regionalnych PiS-owi pójdzie łatwo, wszak mają opanowany taki ważny przyczółek – umysł dyrektora Fąfary.

repolonizacja

koduj24.pl

To nie był atak, ale ostrzeżenie

REDAKCJA „GAZETY WYBORCZEJ”, 21 października 2016

Siedziba Agory, wydawcy

Siedziba Agory, wydawcy „Gazety Wyborczej” (Wyborcza.biz)

Odpowiedź Pawłowi Fąfarze, redaktorowi naczelnemu Polska Press Grupy

W czwartkowej „Wyborczej” opisaliśmy plany PiS na przejęcie poprzez bank PKO BP koncernu Polska Press, właściciela większości gazet regionalnych w Polsce. Choć bank i wydawnictwo oficjalnie zaprzeczają, zdecydowaliśmy się na publikację, bo nasze informacje potwierdziliśmy w kilku niezależnych źródłach, zarówno w PiS, jak i w Polska Press.

W piątek na łamach swoich gazet odpowiedział nam Paweł Fąfara, redaktor naczelny Polska Press Grupy. Nasz artykuł uznał za atak na podległe mu redakcje. Mieliśmy zupełnie inne intencje – chcieliśmy ostrzec przed próbą przejęcia przez rząd kontroli nad 20 dziennikami regionalnymi i 100 tygodnikami, planowanej przed wyborami samorządowymi w 2018 r.

Uważamy, że kontrola PiS nad tak dużym wydawcą prasowym, przy jednoczesnej kontroli nad mediami publicznymi, stanowi poważne zagrożenie dla wolności słowa, prawa do krytyki i niezależnego dziennikarstwa – a więc zagrożenie dla jednego z fundamentów demokracji w Polsce.

Wypowiedzi polityków PiS potwierdzają nasze informacje. Przewodnicząca sejmowej komisji kultury i środków przekazu Elżbieta Kruk powiedziała, że „w najbliższym czasie komisja zajmie się sytuacją własnościową w działających w Polsce mediach”. I dodała: „Chcemy się przyjrzeć i zbadać możliwości ich repolonizacji”.

Jarosław Kaczyński na spotkaniu z działaczami PiS w Jachrance mówił zaś: – Trzeba podjąć sprawę repolonizacji mediów. Trzeba być odważnym, nie można się dać sterroryzować ich krzykiem tu i ewentualnie w Unii Europejskiej. Powinniśmy krok po kroku (…), wykupując te media, doprowadzić do tego, aby one były polskie w najwyższym możliwie procencie.

Uważamy, że misją „Gazety Wyborczej” jest stać na straży polskiej demokracji, a więc i wolności mediów. Stąd też nasz artykuł o planach PiS wobec grupy Polska Press.

wyborcza

wyborcza.pl

Jak Waszczykowski Waszyngton zbojkotował. A Węgrzy takiej okazji nie przegapili

Bartosz T. Wieliński, 21 października 2016

Fot. Sawomir Kamiski / Agencja Gazeta

Szef MSZ Witold Waszczykowski obraził się na wpływowy amerykański think-tank i polecił dyplomatom go zbojkotować. Okazję wykorzystali Węgrzy, by poprawić swój wizerunek w Waszyngtonie. Polski MSZ uważa, że nic się nie stało.

Chodzi o Center for European Policy Analysis (CEPA), jedyny amerykański think-tank, który zajmuje się wyłącznie Europą Środkową i Wschodnią. Powstał w 2005 roku, kilka lat temu otworzył biuro w Warszawie. Pracuje w nim kilkudziesięciu wybitnych ekspertów z różnych dziedzin. Analizują m.in. perspektywy rozwoju Grupy Wyszehradzkiej, wpływ rosyjskiej propagandy na kraje bałtyckie czy możliwości demokratyzacji Białorusi, Ukrainy, Gruzji.

Wiosną CEPA uratowała wizytę prezydenta Andrzeja Dudy w USA. Mimo zapowiedzi polskiej dyplomacji nie udało się zorganizować rozmowy z prezydentem Obamą ani żadnym ważnym amerykańskim politykiem. CEPA wraz z innym think-tankiem Atlantic Council zorganizowali jednak spotkanie w waszyngtońskim National Press Club. Słów prezydenta o konieczności zachowania jedności w NATO słuchało tam kilkuset wpływowych gości.

Rezerwacje MSZ odwołane

Jesienią CEPA organizuje w Waszyngtonie coroczne forum, na którym w szerokim gronie eksperckim dyskutuje się o problemach środkowej i wschodniej Europy. Gościem honorowym forum zawsze jest kraj, który przewodniczy Grupie Wyszehradzkiej. W tym roku (pod koniec września) miała być to Polska. Tak się jednak nie stało, bo między think-tankiem a polskim MSZ doszło do poważnego zgrzytu.

– Minister Witold Waszczykowski zażądał wglądu w program oraz prawa wyboru tematu paneli dyskusyjnych, a także ich uczestników –  taką informację potwierdziliśmy w dwóch źródłach z kręgów dyplomatycznych. CEPA ministrowi odmówiła. W efekcie minister postanowił forum zbojkotować. Zabronił też polskim dyplomatom brać w nim udział.

W ciągu kilku dni pracownicy MSZ, którzy w internecie zarejestrowali się na  imprezę, również online odwołali swój udział. Z Polski na forum był wiceminister obrony Tomasz Szatkowski, choć organizatorzy spodziewali się jego szefa Antoniego Macierewicza. Ten jednak nie przyjechał, tylko przysłał list, w którym zapowiadał walkę o prawdę o katastrofie smoleńskiej.

Waszczykowski „zwalnia” Applebaum z think-tanku

CEPA odmawia komentarzy. – Źle się stało. Polska straciła możliwość pokazania się w Waszyngtonie. I to za darmo – mówią nasi rozmówcy z kręgów dyplomatycznych.

O co tak naprawdę chodziło? Nasze źródła wskazują na Anne Applebaum, krytyczną wobec rządów PiS publicystkę „Washington Post”, prywatnie żonę Radosława Sikorskiego, m.in. byłego szefa polskiej dyplomacji. Waszczykowski nie chciał, by na forum krytykowała „dobrą zmianę” w Polsce.

Pretensje ma od 2009 r., gdy w atmosferze skandalu Sikorski wyrzucił go z MSZ, oskarżając o nielojalność podczas negocjacji z Amerykanami w sprawie budowy tarczy antyrakietowej. Waszczykowski jako wiceszef MSZ prowadził je wtedy. Teraz zarzuca Applebaum i Sikorskiemu inspirowanie nagonki na rząd PiS w USA.

We wrześniu Applebaum napisała felieton, w którym opisała, jak teorie spiskowe dotyczące katastrofy smoleńskiej stały się w rządzonej przez PiS Polsce państwową ideologią. Na prawicy się zagotowało, a Waszczykowski oświadczył , że „po tym artykule została ona zwolniona ze współpracy” przez CEPA. Think-tank te informacje natychmiast zdementował.

Na wrześniowym forum w Waszyngtonie był też Matthew Tyrmand, sympatyzujący z PiS syn pisarza Leopolda Tyrmanda. Od miesięcy atakuje Applebaum i innych krytykujących „dobrą zmianę” angielskojęzycznych dziennikarzy. To on jako pierwszy na Twitterze podał informacje o rzekomym zwolnieniu Applebaum przez CEPA.

O tym jednak, że Tyrmand jest… przedstawicielem polskiego MSZ, nikt na forum nie wiedział. Dopiero kilka dni po zakończeniu imprezy Henry Foy, korespondent „Financial Times”, ujawnił, że jeszcze w lipcu Tyrmand został specjalnym doradcą Waszczykowskiego. Miał nawiązywać kontakty z amerykańskimi elitami i kreować pozytywny wizerunek Polski w USA.

Węgrzy nie przegapili okazji

Bojkot Waszczykowskiego natychmiast wykorzystali Węgrzy. Na forum przybył szef węgierskiej dyplomacji Peter Szijjarto i był najwyższym przedstawicielem Grupy Wyszehradzkiej. Starał się poprawić relacje Węgier i USA, które od kilku lat są złe.

Amerykanie krytykują autorytarne praktyki Viktora Orbana, jego bliskie związki z Rosją, a także panującą na Węgrzech korupcję. Z tego powodu dwa lata temu grupa powiązanych z władzą węgierskich biznesmenów została wpisana na tzw.  amerykańską czarną listę. Podczas forum to węgierska ambasada zamiast polskiej zorganizowała uroczystą kolację dla uczestników. – Daniel Fried (wysokiej rangi amerykański dyplomata, ekspert od Europy Środkowej, były ambasador w Warszawie) przez kilka lat bojkotował węgierską ambasadę. Teraz nie miał wyjścia, musiał przekroczyć jej próg. Węgrzy pewno zacierali ręce – mówią nasze źródła.

O wyjaśnienia poprosiliśmy MSZ. Z odpowiedzi ministerstwa wynika, że nic się nie stało, bo Polskę reprezentował wiceminister Szatkowski. A polska ambasada nie organizowała podczas Forum CEPA przyjęcia, bo Węgrzy obchodzili 60. rocznicę powstania w Budapeszcie.

jak

wyborcza.pl

Andrzej Friszke

Profesor Andrzej Friszke komentuje dla Krytyki Politycznej fragmenty autobiografii Jarosława Kaczyńskiego „Porozumienie przeciw monowładzy. Z dziejów PC”!

Kaczyński ekspertem regionu Mazowsze…

Zawracanie głowy! To jest wyjątkowo denerwujący fragment książki. Nie, nie był żadnym ekspertem. Tych było pięciu, dwóch powołanych przez Zarząd Regionu: Jacek Kuroń i Adam Michnik oraz trzech ekspertów prawnych – Jan Olszewski, Wiesław Chrzanowski, Andrzej Grabiński. A Jarosław Kaczyński był zwykłym pracownikiem OBS, stworzonego przez Macierewicza z kręgu ludzi Głosu i innych, głównie młodych ludzi, którzy nie należeli do „kuroniady”. Pracowali tam Ludwik Dorn, Urszula Doroszewska, ale też Jacek Kurczewski, Bronisław Komorowski, Jan Skórzyński i trochę zapomniany dziś socjolog Bogdan Ofierski. Jarosław Kaczyński nie był naturalnie członkiem Zarządu ani innych władz Regionu, nie miał więc powodu bywać na ich posiedzeniach, co próbuje jakoś tłumaczyć innymi obowiązkami. Nie był też ani delegatem na zjazd regionu, ani tym bardziej na zjazd krajowy. Był działaczem Solidarności, jakich były wówczas setki.

„Sprawa Narożniaka”

To jest rzecz zdumiewająca, bo w sprawie Narożniaka on pisze tak, jakby odegrał jakąś rolę w jego uwolnieniu. A nie odegrał! Bo nawet po uwolnieniu Narożniaka strajkujący chcieli stawiać dalsze żądania i parli do strajku generalnego. Dopiero przemówienia Kuronia i Chrzanowskiego w Hucie Warszawa w nocy z 27 na 28 listopada to powstrzymały. Kaczyński mógł wtedy co najwyżej siedzieć na sali i słuchać przemówień, bo nie był żadnym partnerem politycznym do rozmów.

Wicepremier Jagielski…

W innym miejscu Kaczyński powołuje się na jakieś spotkania z wicepremierem Jagielskim. Nie wiem, czy go kiedyś spotkał, ale jeśli tak, to mu najwyżej list w kopercie mógł zanieść, bo nie był uprawniony do żadnych rozmów. Owszem, przewidywano rozmowy między przedstawicielami Regionu ds. praworządności a komisją Jagielskiego, ale rozmawiać z Jagielskim mógł Olszewski jako doradca Regionu – ewentualnie Wiktor Kulerski, a potem Bujak jako jego liderzy. Nie Kaczyński – który, ma wyraźny problem z hierarchią, nie wiadomo po co próbuje się sztucznie wywyższać.

polityczek.pl

Kolejna skarga na „Wiadomości” do KRRiT. Tym razem od Nowoczesnej: „Telewizja publiczna szczuje”

Agnieszka Kublik, 21 października 2016

„Wiadomości” 9 maja

– Materiał „Wiadomości” o Adamie Michniku, seksistowskie wypowiedzi Pospieszalskiego o Dorocie Wellman, pejoratywne w brzmieniu odniesienie do twarzy niemieckiej sieci sklepów, manipulowanie wypowiedziami Krystyny Jandy – wymienia przewiny dziennika TVP Grzegorz Furgo, poseł Nowoczesnej. I składa oficjalną skargę do KRRiT.

Skarga dotyczy przede wszystkim poniedziałkowego materiału Marcina Tulickiego przygotowanego na 70. urodziny Adama Michnika, naczelnego „Gazety Wyborczej”. W czwartek skargę na ten materiał złożyłam i ja. W piśmie do KRRiT pisałam, że „materiał Marcina Tulickiego w głównym wydaniu „Wiadomości” TVP z 17 października 2016 r. był nierzetelny, nieuczciwy i nie spełniał standardów dziennikarskich.

Poseł Furgo, członek sejmowej komisji kultury, pisze do szefa KRRiT Witolda Kołodziejskiego (jest w Radzie z rekomendacji PiS), że „całość była zmanipulowana, tendencyjna, wręcz sfałszowana, i miała wyraźnie charakter paszkwilu.

Z całego zapewne bardzo bogatego archiwum wybrano klatki przedstawiające Michnika z kieliszkiem w ręku jako kolaboranta, piewcę PRL-u i admiratora Kiszczaka. Zdania wyjęte z kontekstu, obrazy zmanipulowane pod określoną tezę, dobór rozmówców tendencyjny

Furgo podkreśla, że „autor miał tylko jeden cel: zdyskredytować osobę Adama Michnika, a że nie wiedział, jak to zrobić, i nie potrafił znaleźć nawet jednego argumentu w życiorysie dziennikarza – sam je stworzył. Dobrał klatka po klatce obrazy, przemontował i pod obraz napisał tezę”.

To nie jest pierwsza skarga Furgo. Wcześniej skarżył się na program Jana Pietrzaka z niewybrednymi żartami. „Trudno mi zaakceptować to, że telewizja publiczna, finansowana przez obywateli jednego państwa, wybiera sobie konkretnych obywateli (którzy również płacą abonament, pamiętajmy o tym) i próbuje ich zdyskredytować w oczach społeczeństwa. Również szczuć, nie znajduję innego słowa – czytamy w skardze Furgi. – Robi to poprzez materiał Tulickiego o Michniku, seksistowskie wypowiedzi Pospieszalskiego o Dorocie Wellman, pejoratywne w brzmieniu odniesienie do twarzy niemieckiej sieci sklepów, manipulowanie wypowiedziami Krystyny Jandy. Przykłady można mnożyć”.

Dalej Furgo pisze: „Ponieważ nie jest to moja pierwsza skarga i nie tylko moja, a nic się nie zmienia, co więcej, pseudodziennikarze TVP nabierają coraz więcej pewności siebie i kreatywności, zastanawiająca staje się rola i skuteczność nadzoru KRRiT. Przecież i Tulicki, i wszyscy kolaudujący ten materiał wiedzieli doskonale, że skargi natychmiast się pojawią, jednak nie miało to d|a nich żadnego znaczenia. Zastanawiające – dlaczego?”.

„Bardzo proszę o informację zwrotną, czy KRRiT zajmie się materiałem Marcina Tulickiego o Adamie Michniku i jakie działania podejmie w tej sprawie” – kończy swoją skargę poseł Nowoczesnej.

W Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji zasiada pięć osób. Większość ma w niej PiS.

seksistowskie

wyborcza.pl

jacek-zakowski

http://opinie.wp.pl/jacek-zakowski-pis-maly-spadek-duza-porazka-rosnace-ryzyko-6049605698265729a

Czy Macierewicz, zatrzymując Misiewicza w MON, pokazuje prezesowi PiS gest Kozakiewicza?
Macierewicz upokorzył prezesa. Po raz pierwszy ktoś się na to odważył – mówił Jacek Żakowski w Radiu TOK FM.

„Jeżeli pan minister uznał, że na tym odcinku Bartłomiej Misiewicz spełni się doskonale i ma umiejętności i kwalifikacje ku temu, że sprosta zadaniom odkłamywania rzeczywistości, to ja się z tego cieszę” – mówiła Beata Mazurek, kiedy okazało się, że Bartłomiej Misiewicz po zawieszeniu na stanowisku rzecznika MON, został ponownie zatrudniony w resorcie obrony. Tym razem w gabinecie politycznym, gdzie ma zająć się analizą dezinformacji medialnych wymierzonych bezpieczeństwo państwa.

– Czy to oznacza, że Antoni Macierewicz pokazał figę albo gest Kozakiewicza prezesowi Kaczyńskiemu, który mówił o »nieszczęsnym Misiewiczu«? Kto kim kręci w PiS teraz? I czy prezes kontroluje sytuację w partii? – pytał swoich rozmówców – prof. Wiesława Władykę, Tomasza Lisa i Tomasza Wołka – Jacek Żakowski.

Zdaniem Tomasza Wołka należy sięgnąć do historii Antoniego Macierewicza, który „dokądkolwiek trafiał, to tę strukturę rozwalał albo z hukiem wychodził”. Dotyczyło to zarówno Komitetu Obrony Robotników, wewnętrznych wojen prowadzonych w ZChN czy Towarzystwie Kursów Naukowych.

– Ale czy to znaczy, że Kaczyński podzieli za chwilę los Wiesława Chrzanowskiego [prezesa ZChN – przyp. red.]? Zostanie brutalnie zaatakowany, jako szef? – dopytywał Żakowski. Według dziennikarza POLITYKI Macierewicz upokorzył prezesa – i po raz pierwszy ktoś się na to odważył.

– Nie sądzę, żeby ostatnie wydarzenia były otwartym wypowiedzeniem posłuszeństwa Kaczyńskiego. On ma odrębną, nieporównywalną z nikim pozycję w PiS. Macierewicz jest kapłanem religii smoleńskiej, do której Kaczyński przykłada ogromną wagę, więc cieszy się o wiele większą swobodą niż inni członkowie PiS – sądzi Wołek.

Według Tomasza Lisa mogło być jeszcze inaczej: – Może Kaczyński potępił Misiewicza, bo wszyscy akurat potępiali, może nie ma co dopisywać jakichś niesamowitych uzasadnień, wyjaśnień tego wszystkiego, co się dzieje, tym bardziej, że historia z Misiewiczem wydaje mi się tylko drobiazgiem na tle innych wyczynów pana Macierewicza w ostatnim czasie. I wymienił ostatnie afery z udziałem ministra obrony: Caracale, helikoptery rosyjsko-ukraińsko-polskie, kontakty z Alfonsem D’Amato, lobbującym na rzecz amerykańskich gigantów przemysłu.

Redaktor naczelny „Newsweeka” zwrócił uwagę na ingerencję Władimira Putina w procesy wyborcze na całym świecie, także w USA, o czym mówiła w trzeciej debacie amerykańskiej Hillary Clinton. – Nie ma takiego kraju, w Europie w którym Putin nie obstawia jakieś partii, a kryteria są jasne: obstawia się tych, którzy są przeciw UE, którzy są ksenofobami, sprzeciwiają się imigrantom. Czy Polska jest jedynym krajem, w którym Putin nie ma swojego faworyta? Oraz, czy działania której polskiej partii są najbardziej zbliżone do innych partii, popieranych przez Putina? – pytał Lis.

– Dla mnie niesamowite jest to, że w partii, która jest partią wysoko niosącą sztandar patriotyzmu ten wątek nie jest podjęty – podsumował Jacek Żakowski.

Posłuchaj całej rozmowy w TOK FM:

http://audycje.tokfm.pl/widget/42611

tygodnik-polityka

polityka.pl

Krótki film o „dobrej zmianie”. Jak PiS wpłynął do Portu Gdańskiego

Krzysztof Katka, 21 października 2016

Statek m/v Hong Kong Express w porcie w Gdańsku

Statek m/v Hong Kong Express w porcie w Gdańsku (Materiały portu w Gdańsku)

Działacze PiS-u na kilka dni awansowali do rad nadzorczych spółek portowych w Gdańsku. Powołali do zarządów innych działaczy partii, po czym sami zostali odwołani. Nie mieli uprawnień do zasiadania w radach nadzorczych.

Miejsce akcji: Polska, Port Gdańsk i spółki od niego zależne

Czas akcji. Czerwiec 2016, dokładnie: osiem dni czerwca.

Streszczenie, czyli przychodzi prezes do portu

Zaczyna się tak jak w wielu historiach ostatniego roku. W marcu rząd Beaty Szydło wymienił swoich przedstawicieli w radzie nadzorczej Zarządu Morskiego Portu Gdańsk (ZMPG) i wprowadził do niej działaczy PiS-u. Dwa miesiące później nowa rada powołała na prezesa Łukasza Greinkego, formalnie apolitycznego 40-letniego radcę prawnego, który pracował m.in. w gdańskiej skarbówce, był partnerem w kancelarii prawnej, wspólnikiem i prezesem kilku spółek.

Akcja nabiera tempa 22 czerwca. Zarząd ZMPG pod przywództwem Greinkego zwołał wtedy zgromadzenia wspólników trzech spółek zależnych portu. Bardzo szybko wymienił w nich rady nadzorcze – usunął pracowników ZMPG (a więc swoich podwładnych), którzy mieli doświadczenie w nadzorze nad spółkami, wiedzę o funkcjonowaniu portu i uprawnienia do zasiadania w radach. Ich stanowiska obsadził głównie działaczami PiS-u.

Zwrot nastąpił równie nieoczekiwanie. Okazało się, że nowi nie mają uprawnień do zasiadania w radach nadzorczych. Jak się dowiadujemy, do zarządu portu miało w tej sprawie przyjść nawet pismo z Ministerstwa Gospodarki Morskiej. – Pojawiły się kłopoty i trzeba było zrobić porządek – przypomina sobie Marian Szajna z PiS-u, członek rady nadzorczej ZMPG.

Zdradzamy koniec: Greinke odwołuje w osiem dni

Prezes musiał przyspieszyć. Z dokumentów rejestrowych spółek wynika, że już osiem dni później – 30 czerwca – zwołał ponownie zgromadzenia wspólników spółek. Usunął z rad nadzorczych działaczy, których wskazał kilka dni wcześniej, i przywrócił osoby, które dopiero co odwołał. Efekt? Znów wszyscy członkowie rad mają uprawnienia państwowe bądź z mocy ustawy są z nich zwolnieni (są radcami prawnymi).

Czyli happy end?

Greinke przyznaje, że ośmiu z dziewięciu nowo powołanych członków rad nie miało państwowych uprawnień. – Ale zdaniem prawników ZMPG w wypadku spółki powstałej na podstawie ustawy o portach i przystaniach morskich nie są one konieczne. Dotychczasowa praktyka potwierdzała ten pogląd – tłumaczy się prezes.

Nie odpowiada na pytanie, jakimi kryteriami kierował się, wybierając do rad działaczy związanych z PiS-em, za to bez prawa zasiadania w nich.

Fabuła jest rozwojowa. Wadliwie powołani członkowie rad zdążyli przez osiem dni podjąć decyzje, które być może będzie można podważać. – Decyzje są legalne, gdyż brak zdanego egzaminu nie jest równoznaczny z wygaśnięciem mandatu z mocy prawa, nie ma też rygoru bezskuteczności powołania – przekonuje Greinke.

Jak w szczegółach wyglądała „dobra zmiana” w gdańskim porcie?

Scena 1.: Młodzieżówka w straży portowej

Straż Ochrony Portu Gdańsk to jedna z trzech wspomnianych spółek zależnych. Zajmuje się zabezpieczeniem mienia portu i ochroną przeciwpożarową. 22 czerwca w jej trzyosobowej radzie nadzorczej pozostała tylko prawniczka portu. Odwołani zostali:

* Julian Skelnik, dawny wiceprezes ZMPG, który kierował Organizacją Portów Bałtyckich i jest konsulem honorowym Danii w Gdańsku,

* Karolina Gościniak, doktor zarządzania z bogatym doświadczeniem w nadzorze nad spółkami.

Ich miejsca zajęli:

* Paweł Żytkiewicz, 27 lat, szef młodzieżówki PiS-u w Gdyni,

* Michał Bełbot, radny PiS-u w Gdyni, 31-letni były asystent Marcina Horały, posła partii Jarosława Kaczyńskiego. Ekonomista i historyk, pracował w spółkach należących do grupy SKOK. Kilka miesięcy temu został doradcą zarządu spółki Energa Oświetlenie kontrolowanej przez polityków PiS-u.

Zmieniona rada zdążyła powołać na wiceprezesa spółki Wojciecha Gończa, który przed laty zasiadał w radzie nadzorczej SKOK Eurokredyt, a w ostatnich wyborach kandydował z listy PiS-u na radnego Kościerzyny.

Finał znamy. Po ośmiu dniach Żytkiewicza i Bełbota odwołano z rady nadzorczej, Greinke przywrócił do niej m.in. odwołanego wcześniej Juliana Skelnika.

Scena 2.: Młoda Gdynia w Rezerwie

Kolejna spółka to Przedsiębiorstwo Usług Portowych „Rezerwa” – świadczy usługi przeładunkowe, sprząta, utrzymuje zieleń i jest agencją pracy tymczasowej. Zatrudnia około 50 osób.

Scenariusz ten sam. 22 czerwca Greinke odwołuje z rady trzech swoich pracowników: radcę prawną oraz specjalistów od inwestycji i nieruchomości. Członkami rady zostaje m.in. dwóch działaczy PiS-u z Gdyni:

* Marek Dudziński, 24-letni radny dzielnicowy w Gdyni, student ekonomii i politologii. Znany z tego, że ostatnio złożył doniesienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa przez grupę Behemoth w związku ze znieważeniem publicznym godła narodowego. Teraz stanął na czele rady nadzorczej Rezerwy,

* Roman Dambek, sekretarz zarządu powiatowego PiS-u w Gdyni, asystent Anny Fotygi, współpracownik Janusza Śniadka.

Jak to się stało, że właśnie oni dostali te posady? – Ojej, co to za pytania. Jestem przecież inżynierem, mam doświadczenie w administracji – dziwi się Dambek. Nie chce mówić, kto go rekomendował do rady.

Jak łatwo się domyślić, 30 czerwca Greinke odwołał nową radę nadzorczą Rezerwy i przywrócił poprzednich członków z uprawnieniami do zasiadania w niej. Ale zmiany w spółce już się potoczyły.

W czasie krótkiej kariery w radzie nowi członkowie zdążyli odwołać dotychczasowego prezesa Rezerwy Mirosława Pacana (pięć tygodni przed końcem kadencji), a na jego miejsce powołać 27-letniego Patryka Felmeta, radnego Gdyni i asystenta posła PiS-u Marcina Horały. Wcześniej Felmet był menedżerem w spółce Learning System Poland, prowadzącej m.in. szkoły nauki języka angielskiego. Ukończył dziennikarstwo ze specjalnością marketingu medialnego. Z mediów zrezygnował, choć ma na koncie staże w stacjach telewizyjnych.

Trzyletnia kadencja oznacza dla nowego prezesa comiesięczną pensję w wysokości 3,7 przeciętnego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw (dziś to 15,7 tys. zł brutto miesięcznie).

– Od siedmiu lat pracuję dla prywatnych spółek, także dla tych notowanych na Giełdzie Papierów Wartościowych. Na początku zajmowałem się sprzedażą i obsługą klienta, a następnie byłem menedżerem. Odpowiadałem za stworzenie struktur sprzedażowych, byłem dyrektorem handlowym, pracowałem jako rekruter i szkoleniowiec dla dużego banku. Od podstaw stworzyłem w Gdyni dobrze prosperującą restaurację – wymienia osiągnięcia Felmet.

Wiceprezesem Rezerwy (z pensją ok. 14,8 tys. zł) została Joanna Grykiel-Figielska, ekonomistka, była radna PiS-u w Elblągu. Wcześniej pracowała w marketingu spółki Warmińsko-Mazurskiego Funduszu „Poręczenia Kredytowe” w Działdowie. Przed laty była związana z terminalem przeładunkowym.

To nie koniec akcji w Rezerwie. Nowy prezes sprowadził do spółki Łukasza Kaźmierczaka, z którym działał w stowarzyszeniu Młodzi dla Gdyni (pierwszy był wiceprezesem, a drugi – skarbnikiem). Posadę dostała też żona Artura Dziambora, prezesa Młodych dla Gdyni i wiceprezesa Kongresu Nowej Prawicy. Emilia Dziambor nadzoruje w spółce pracę sprzątaczek, może się pochwalić doświadczeniem w tej dziedzinie zdobytym w jednej z dużych spółek.

Scena 3. Zmiana w Eksploatacji

Największą i najważniejszą ze spółek podległych jest Port Gdański Eksploatacja, trzeci pod względem przeładunków operator w porcie. Zatrudnia blisko pół tysiąca osób, rocznie ma ok. 80 mln zł przychodów.

Scenariusz podobny. 22 czerwca zarząd ZMPG odwołał radę nadzorczą i powołał nową, m.in. z Jackiem Milewskim, prawnikiem, synem wpływowego radnego PiS-u z Gdańska.

Nowa rada nie odwołała dotychczasowej prezes Marii Kowalewskiej-Koski (przed laty była kandydatką w wyborach z listy PO), lecz nie musiała, bo skończyła jej się kadencja. Nowym prezesem został Piotr Karczewski z PiS-u, radny sejmiku i były wicewojewoda pomorski.

W PGE nowa rada funkcjonowała… osiem dni i 30 czerwca Greinke ją odwołał. Była prezes Maria Kowalewska-Koska nabawiła się kontuzji ręki, poszła na zwolnienie lekarskie i pozostaje pracownikiem spółki.

Na drugim planie: prezydent Gdańska nic nie wie

Wymianę rad w spółkach podległych portowi i związane z nią kłopoty prezesowi udało się długo utrzymać w tajemnicy. Nie wiedział o nich prezydent Gdańska Paweł Adamowicz, który z ramienia samorządu jest przewodniczącym rady nadzorczej ZMPG.

– Poproszę prezesa o wyjaśnienia. Nie mam wątpliwości, że członkami rad w spółkach podległych mogą być osoby z państwowymi uprawnieniami. Jeśli powołano ludzi bez uprawnień, to złamane zostały przepisy – ocenia Adamowicz.

przekret

wyborcza.pl

ADAM LESZCZYŃSKI

Skandal z grantami dla kolegów. Minister Gowin nadal nic nie rozumie

21 października 2016

Jarosław Gowin podczas inauguracji roku akademickiego na Politechnice Białostockiej. Minister szkolnictwa wyższego ma kłopot - przez granty, które przyznał kolegom

Jarosław Gowin podczas inauguracji roku akademickiego na Politechnice Białostockiej. Minister szkolnictwa wyższego ma kłopot – przez granty, które przyznał kolegom (&Fot. Marcin Onufryjuk / Agencja Gazeta)

Minister nauki Jarosław Gowin skomentował w końcu skandal, który sam wywołał – przyznając pięć grantów po milion złotych na badanie „pomników polskiej myśli” osobom związanym z PiS.

Przy okazji dowiódł, że w ogóle nie rozumie, na czym problem polega.

Przypomnijmy: dwa z pięciu grantów dostali profesorowie, którzy są bliscy PiS – historyk Jan Żaryn, senator tej partii, oraz prawnik Bogdan Szlachta, nominat PiS do Trybunału Stanu. Trzy z pięciu grantów dotyczą filozofii katolickiej. Jeden dostała literaturoznawczyni, która była doktorantką bliskiego współpracownika Gowina – profesora powołanego przez niego do na szefa Rady Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki.

W piątkowym „Salonie politycznym Trójki” minister nauki mówił o skandalu: – To jest moja decyzja. O tym, komu przyznano te granty, decydowałem ja osobiście, w oparciu o opinie przedstawione przez komisję. Jest tylko jedna kontrowersja dotycząca grantu dotyczącego wielotomowych zapisków pozostawionych przez kard. Stefana Wyszyńskiego. To jedna z najważniejszych postaci XX wieku. To jest wybitny myśliciel religijny.

Wszystko tu jest nie tak. Minister nauki, niestety, nic nie zrozumiał.

Pierwsza kontrowersja nie dotyczy tego, że bada się zapiski kardynała Wyszyńskiego – tylko tego, że robi to prof. Żaryn, senator PiS, a z wykształcenia historyk (a nie filozof czy teolog).

To jednak drobiazg w porównaniu ze sprawą zasadniczą, czyli sprawami procedury. Nauka opiera się na merytokracji. Granty mają wygrywać najlepsi. To, kto złożył najlepszy projekt, ocenia komisja złożona z naukowców oraz recenzenci, którzy są specjalistami.

Według informacji portalu Oko.press minister Gowin rekomendacje komisji i recenzentów zignorował. Nie wiemy tego na pewno, bo ministerstwo odmówiło udostępnienia listy rankingowej projektów.

Minister nauki zamienił w ten sposób cały konkurs w parodię. Naukowcy przygotowują granty – które są wielostronicowymi projektami wymagającymi często tygodni pracy – licząc na to, że zostaną one rzetelnie ocenione, a jeśli przegrają, to w uczciwej rywalizacji.

Podejmując decyzję jednoosobowo, minister wysyła do polskich humanistów jednoznaczny sygnał: nie liczą się wasze kompetencje, liczy się to, jakie macie polityczne plecy. Sądząc z temperatury dyskusji na forach naukowych, ta lekcja została bardzo jasno odebrana – i wcale nie przyjęta dobrze.

Minister Gowin zapowiada „odbiurokratyzowanie nauki”. Teraz już wiemy, na czym ono będzie polegało. Wszystkie komisje, recenzje i procedury będzie można wrzucić z rozmachem do kosza. Nie będą potrzebne, bo wszystkie decyzję będzie podejmowała władza.

Panie ministrze! Niech pan zachowa się przyzwoicie i odtajni listę. Wtedy zobaczymy, czy dał pan granty rzeczywiście tym, którzy na nie – zdaniem recenzentów i komisji – zasługiwali.

skandal

wyborcza.pl

PIĄTEK, 21 PAŹDZIERNIKA 2016

Macierewicz: Do prokuratury przekazane zostaną materiały dot. Klicha, Tuska i Grabarczyka

13:26
kom

Macierewicz: Do prokuratury przekazane zostaną materiały dot. Klicha, Tuska i Grabarczyka

Jak mówił w Sejmie szef MON, Antoni Macierewicz:

„Ta rola polegała między innymi na tym, że sprawił, iż będąc tam na miejscu jako człowiek przekonany, że powierzono mu przewodniczenie komisją badającą, zjawił się człowiek absolutnie do tego nieuprawniony, człowiek, który doprowadził do zamieszania i bałaganu, człowiek, który odpowiada za utrudnienie badania przez polską komisję pierwszych dni i pierwszych okoliczności tej tragedii. To jest pan pułkownik Edmund Klich, choć odpowiedzialność pełną ponosi Donald Tusk. Cezary Grabarczyk odegrał w tej sprawie bardzo istotną rolę. I ten materiał zostanie przekazany prokuraturze

12:56
komisja1a1

Macierewicz o pracach komisji Berczyńskiego: Wali się gmach smoleńskiego kłamstwa

Na posiedzeniu SKON Antoni Macierewicz zaatakował Platformę i skrykował słowa Czesława Mroczka pod adresem Franka Taylora:

„Raz jeszcze postanowiono was zaatakować, nie słuchając jakichkolwiek argumentów. Z góry wydano wyrok. Na was, na komisje, na badanie. Z góry stwierdzono, ze Frank Taylor, twórca brytyjskiej szkoły badania wypadków lotniczych. Dziś zaocznie musiał wysłuchać słów człowieka, który nic nie wie na temat tego, musiał wysłuchać połajanki. I to jest reprezentant byłej partii rządzącej. Wstyd mi za to, że tacy bywają posłowie. Przywykłem do tego, ze deprecjonuje się polskich posłów. Ale atak na przedstawiciela międzynarodowego świata naukowego, tylko dlatego ze ośmielił się mieć inne zdanie niż generał Anodina. Niestety Jerzy Miller i PO to po prostu jest hańba. Taki nie jest polski sejm, jakie słowa tu padły. Chcę, żeby to było jasno powiedziane”

Wcześniej Czesław Mroczek z PO krytykował kompetencje Franka Taylora i komisji Berczyńskiego:

Macierewicz: Wali się gmach smoleńskiego kłamstwa

„To pokazuje jak bardzo boicie się ujawnienia prawdy na temat tego dramatu. Jest kłamstwem, ze komisja została powołana bez podstawy prawnej. Wali się gmach smoleńskiego kłamstwa. Materiał dowodowy pokazujący, że raport Millera i Anodiny jest fałszywy nie ogranicza się do pokazania, że ta tragedia rozczpoczęła się wcześniej [Macierewicz nawiązuje do informacji o szczątkach Tu-154M na 60 m przed miejscem katastrofy]”

Jak dodał: Jerzemu Millerowi 15 miesięcy zajęło przepisanie raportu MAK

300polityka.pl

borys-budka

PO chce komisji śledczej ws. przetargu na caracale

PAP, Maciej Orłowski, 21 października 2016

O co chodzi z Caracalami? Wyjaśnień chce PO

O co chodzi z Caracalami? Wyjaśnień chce PO (Fot. Paweł Małecki / Agencja Gazeta)

– Klub PO składa wniosek o powołanie komisji śledczej do zbadania działań podejmowanych przez organy administracji rządowej, dotyczących zakupu wielozadaniowych śmigłowców dla sił zbrojnych RP – poinformował dziś na konferencji prasowej w Sejmie szef klubu PO Sławomir Neumann.

Neumann podkreślił, że wniosek o powołanie komisji dotyczy całej procedury przetargowej przeprowadzanej przez rząd Platformy Obywatelskiej. – Niczego się nie boimy, chcemy wyłożyć wszystko na stół i o tym wszystkim rozmawiać na komisji śledczej. Jeżeli PiS rzeczywiście chce wyjaśnienia i transparentności w zakupach broni i śmigłowców dla polskiej armii, to mam nadzieję, że ten wniosek poprze – powiedział Neumann.

Przewodniczący PO Grzegorz Schetyna podkreślił, że kwestię przetargu na zakup śmigłowców należy wyjaśnić „od początku, od pierwszych decyzji odnośnie do zakupu tego samolotu, rozpoczęcia procedury przetargowej” za czasów rządów PO, do „ostatniego dnia, czyli do tajemniczych spotkań, które miał minister Macierewicz z lobbystami w Stanach Zjednoczonych”.

Szef PO zaapelował również o poparcie powołania komisji do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, premier Beaty Szydło i ministra sprawiedliwości-prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry.

Siemoniak: Trzeba wyjaśnić wizytę Macierewicza w USA

W konferencji wziął też udział były szef MON, wiceprzewodniczący PO Tomasz Siemoniak. Ocenił, że podczas wczorajszej debaty w Sejmie, w trakcie której minister obrony narodowej Antoni Macierewicz przedstawiał informację ws. przetargu na zakup śmigłowców, szef MON „zamiast się wytłumaczyć z różnych rzeczy, obrażał opozycję”.

Tomasz Siemoniak

Fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta

– Już zapowiadając ten wniosek, mówiliśmy, że naprzeciw kilku lat procedury, przejrzystej, z dokumentacją, z udziałem ekspertów, z osłoną CBA i Służby Kontrwywiadu Wojskowego, po drugiej stronie mamy serię dziwnych działań, chaotycznych wypowiedzi i dziwnych kontaktów – stwierdził Siemoniak.

Według byłego szefa MON wyjaśnienia wymaga kwestia wizyty Antoniego Macierewicza w Stanach Zjednoczonych, gdzie miał się spotkać m.in. z amerykańskim lobbystą, byłym senatorem Alfonse’em D’Amato. – Każda godzina sprawowania funkcji ministra obrony narodowej przez Antoniego Macierewicza pogarsza poczucie bezpieczeństwa Polaków – ocenił.

Francja mści się za caracale

Dwa tygodnie temu polski rząd zerwał negocjacje ws. zakupu francuskich śmigłowców Caracal. Negocjacje ws. zakupu helikopterów (planowano kupno 50 śmigłowców za 13,3 mld zł) podjął jeszcze poprzedni rząd Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Pierwsze egzemplarze armia miała dostać już w 2017 r. Warunkiem było podpisanie umowy offsetowej. Zerwanie rozmów poważnie nadszarpnęło stosunki polsko-francuskie.

Rząd PiS twierdzi, że Airbus nie przedstawił propozycji offsetowej odpowiadającej interesom gospodarki i bezpieczeństwa Polski, choć wystrzega się podania szczegółów. To tłumaczenie budzi rozgoryczenie Francuzów.Francuska prasa pisze, że oferta offsetowa miała mieć wartość ponad 3 mld euro, a więc praktycznie dorównywać wartości samego kontraktu. Miała zawierać m.in. utworzenie ponad trzech tysięcy miejsc pracy w Polsce, zapewnić nam znaczne transfery technologii i własności intelektualnej.

Macierewicz: Jeszcze w tym roku Polska zakupi black hawki

10 października Macierewicz zapowiedział niespodziewanie, że jeszcze w tym roku Polska zakupi amerykańskie śmigłowce Black Hawk. Obiecał to podczas wizyty w Mielcu, w zakładzie produkującym back hawki dla Amerykanów, w asyście premier Beaty Szydło. Nie ujawnił, ile tych maszyn trafi do służby, ale stwierdził, że rozmowy w tej sprawie zaczną się jeszcze w tym tygodniu. Z naszych informacji wynika, że może to być nawet 21 maszyn. Śmigłowce są niezbędne polskiej armii, bo obecne są przestarzałe.

Antoni Macierewicz w Sejmie

Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Na początku października w artykule „Nowojorsko-smoleński łącznik Macierewicza” opisywaliśmy związki między polskim ministrem obrony i amerykańskim lobbystą Alfonse’em D’Amato, byłym senatorem USA. Na stronie internetowej organizacji Friends of Poland Macierewicz i D’Amato figurują jako jej prezesi (aczkolwiek po naszej publikacji strona stała się niedostępna dla internautów). Równocześnie D’Amato razem ze swoją firmą Park Strategies od lat obsługuje koncern United Technologies, który do listopada 2015 r. był właścicielem firmy Sikorsky (produkującej black hawki w Mielcu).

macierewicz

wyborcza.pl

Donald Tusk stracił cierpliwość do Macierewicza. Jego zdaniem nie mówimy o insynuacjach, a o „objawach”

Donald Tusk stracił cierpliwość do Macierewicza. Jego zdaniem nie mówimy o insynuacjach, a o "objawach"
Donald Tusk stracił cierpliwość do Macierewicza. Jego zdaniem nie mówimy o insynuacjach, a o „objawach” Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

– Nie jestem mentalnie przygotowany, żeby komentować działania tego człowieka – powiedział Donald Tusk. To komentarz do nagranej rozmowy byłego premiera z Władimirem Putinem, którym od kilkudziesięciu godzin fascynuje się minister obrony.

Zdaniem szefa Rady Europejskiej, słowa ministra obrony to już nie są insynuacje, ale objawy jakiejś bardzo ciężkiej politycznej patologii. – Komentowanie Antoniego Macierewicza jest ponad moją cierpliwość – mówił.

DONALD TUSK

Szef Rady Europejskiej

Wszyscy wiedzą, że w trakcie tego spotkania były obecne kamery polskie i rosyjskie. Towarzyszyło nam wiele osób. To nie są już insynuacje, to są objawy bardzo ciężkiej politycznej patologii. Szczerze mówiąc nie chce mi się tego komentować. To jest przykre, bo bardzo szkodliwe dla Polski. Czytaj więcej

Przypomnijmy, że „sensacyjne” nagranie, o którym mówi Antoni Macierewicz jest znane od 11 kwietnia 2010 roku, a można je znaleźć nawet na YouTube. I nie ma tam nic „szokującego”.

źródło: Rp.pl

donald-tusk

naTemat.pl

Całe szczęście że mamy sojuszników w PE. Ze nie zostaliśmy sami z fanatykami

cvredkuwcaazmpm

 

Tomasz Krzyżak o powrocie Bartłomieja Misiewicza

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

W ostatnich tygodniach PiS co chwila strzela sobie w kolano, a potem gorączkowo ratuje wizerunek. Elektorat na razie znosi to cierpliwie, ale do czasu.

W twórczości Jacka Kaczmarskiego jest piosenka zatytułowana „Syn marnotrawny”. Jej bohater, opisując otaczający go świat, mówi tak: „Wokół wszyscy na wyścigi się bogacą/ Są i tacy, którym płacą nie wiem za co/ Ale cieszą się szacunkiem i urzędem/ Bo czas możliwości wszelakich ostatnio nam nastał…”.

Te krótkie wersy jak ulał pasują do otaczającej nas politycznej rzeczywistości. Wszak „czas możliwości wszelakich” nastał i głupcem byłby ten, który by z nich nie skorzystał.

W oczywisty sposób piję do sprawy „zawieszonego” rzecznika MON Bartłomieja Misiewicza, choć aby być uczciwym, zaznaczę, że w identyczny sposób działała także poprzednia ekipa rządząca. Okazuje się bowiem, że „zawieszony” rzecznik pracuje w resorcie i wedle oficjalnego komunikatu w gabinecie politycznym ministra zajmuje się „analizą dezinformacji medialnej wymierzonej w bezpieczeństwo państwa”.

A według ministra Macierewicza: „[Misiewicz] analizuje materiały medialne, analizuje sytuację polityczną, ale przede wszystkim analizuje i przygotowuje analizy związane z zagrożeniami, jakie czasami widać w polskich mediach. Czasami zdarza się, że mamy sygnały z różnych stron, że w mediach są takie rezonanse obcych interesów, no i wtedy trzeba być na to przygotowanym”.

Ze słów szefa MON można wnioskować, że Misiewicz jest wyjątkowo zdolnym analitykiem, na którym opiera się cała polityka bezpieczeństwa państwa.

Trudno powiedzieć, ile analiz od połowy września (wtedy został zawieszony) przygotował Bartłomiej Misiewicz, ale zdaje się, że na biurku ministra nie znalazła się taka, w której byłoby napisane, że oszukiwanie społeczeństwa jest szkodliwe dla wizerunku resortu obrony, rządu i całego PiS.

Wydaje się, że nieco lepszych analityków zatrudnia Jarosław Kaczyński, który w wywiadzie dla Onet.pl oceniał m.in. działalność Antoniego Macierwicza jako szefa MON. Generalnie wystawił mu notę bardzo dobrą, ale wytknął sprawę rzecznika: „Oczywiście, były wpadki, takie jak ten nieszczęsny Misiewicz. To się nie powinno było zdarzyć. Choć Misiewicz – mimo braków w wykształceniu – miał naprawdę sporo zasług”.

Nie siedzę w głowie prezesa PiS, ale przypuszczam, że mówiąc o Misiewiczu w czasie przeszłym, był przekonany, że nie pracuje on w resorcie obrony i faktycznie jest zawieszony. Podobne wrażenie miała też opinia publiczna. Tymczasem okazuje się, że minister oszukał nie tylko społeczeństwo, ale i prezesa PiS.

Niewyciąganie wniosków z popełnionych błędów może skończyć się źle. A w ostatnim czasie PiS raz po raz strzela sobie w kolano. Z jedną przestrzeloną nogą można jeszcze chodzić, z dwoma już nie. I nie potrzeba do tego żadnych skomplikowanych analiz.

 

rp.pl

PIĄTEK, 21 PAŹDZIERNIKA 2016, 10:53
mistral1

Posłowie PO pytają Macierewicza o Rosję, Egipt i rzekomą sprzedaż Mistrali

Grupa posłów PO – w tym Agnieszka Pomaska, Rafał Trzaskowski i Sławomir Nitras – pytają w interpelacji ministra Macierewicza o rzekomą sprzedaż Rosji Mistrali przez Egipt za „jednego dolara”. Macierewicz mówił o tym w trakcie czwartkowej debaty w Sejmie. Informacja o takiej transakcji nie została jednak potwierdzona przez wiarygodne źródła.

09:40
po

PO skład wniosek o komisję śledczą ws. śmigłowców. „Sposób procedowania kontraktu kompromituje nas na świecie”

Jak mówił na konferencji prasowej szef PO, Grzegorz Schetyna

„Tak jak zapowiadaliśmy i mówiliśmy o tym, a każdy dzień potwierdza naszą tezę, że wokół przetargu na śmigłowiec wielozadaniowy, zdarzyło się wiele złych rzeczy, które trzeba wyjaśnić. Każdego dnia odkrywamy kolejne rzeczy, które bulwersują. Tylko komisja śledcza otwarta, gdzie będą pracować, obok przedstawicieli rządu, obok koalicji rządzącej, także posłowie opozycji, może wyjaśnić tę kwestię, pokazać mechanizm, który pokazuje aberrację, do której doprowadził minister Macierewicz. My nie mamy nic do ukrycia w tej sprawie”

„Procedowanie kontraktu kompromituje nas w Europie i na świecie”

„Sposób procedowania tego kontraktu kompromituje nas w Europie i na świecie. Pokazuje, że albo mamy do czynienia z działaniami szaleńców, albo ludzi, którzy będą w przyszłości oskarżeni o działania korupcjogenne lub korupcyjne wprost. Musimy tę kwestię wyjaśnić od początku, od pierwszej decyzji, od zakupu samolotu, rozpoczęcia procedury przetargowej, czy za naszych rządów aż do ostatniego dnia, czyli do tajemniczych spotkań ministra Macierewicza z lobbystami w Nowym Jorku i Stanach Zjednoczonych”

300polityka.pl

Ordo Iuris na uniwersytecie? Prof. Kleiber: Rektor powinien powiedzieć „nie”

WYWIAD
Sebastian Klauziński, 20 października 2016

Protest Uniwersytetu Zaangażowanego przeciwko homofobicznej konferencji na UW

Protest Uniwersytetu Zaangażowanego przeciwko homofobicznej konferencji na UW (DAWID ŻUCHOWICZ)

Organizacje o wątpliwym dorobku naukowym organizują wydarzenia i konferencje na uczelniach wyższych. Rektorzy najczęściej zasłaniają się albo wolnością debaty, albo tym, że „tylko wynajmują salę”. Ministerstwo Nauki też nie interweniuje, powołując się na autonomię uczelni. Wobec pseudonauki protestują za to studenci i wykładowcy. Czasami skutecznie.

Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris znany jest przede wszystkim z działalności antyaborcyjnej i antygenderowej. Zwalcza edukację seksualną w szkołach i zapłodnienie in vitro. Ostatnio o OI było głośno, kiedy jego projekt ustawy zakazującej aborcji trafił do Sejmu i wywołał ogólnopolskie protesty.

Z ostatniego miesiąca: Ordo Iuris zorganizował konferencję „Czy okna życia są potrzebne?” na Uniwersytecie Opolskim. Wzięli w niej udział prof. Bogdan Chazan, Tomasz Terlikowski i przedstawiciel OI. Mimo protestów studentów konferencja odbyła się w Studenckim Centrum Kultury, które podlega pod Uniwersytet Opolski. Tak samo bezskutecznie przeciw konferencji OI protestowali studenci Uniwersytetu Warszawskiego.

Konferencję OI „Prawa poczętego pacjenta: aspekty medyczne oraz prawne” udało się za to odwołać studentom Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Ostatnio na Uniwersytecie Opolskim gościł też guru homofobów, pseudonaukowiec Paul Cameron. Na początku roku na kilku uniwersytetach wykłady i seminaria miał Jerzy Zięba, „naturoterapeuta”. Konferencja „Ukryte terapie. Czego ci lekarz nie powie”, była poświęcona temu, jak można wyleczyć się siłą woli.

Czy władze uczelni wyższych powinny pozwalać na takie wydarzenia?

Rozmowa z prof. Michałem Kleiberem, byłym prezesem Polskiej Akademii Nauk

Sebastian Klauziński: Jest pan rektorem uczelni wyższej. Ordo Iuris chce zorganizować w jej murach konferencję naukową. Zgadza się pan?

Michał Kleiber: Nie, nie zgadzam się. Moja odpowiedź nie dotyczy tylko Ordo Iuris. Chodzi w ogóle o organizacje, których działalność ma w danym momencie mocny podtekst polityczny. Moja odpowiedź nie jest tylko hipotetyczna. Jako prezes Polskiej Akademii Nauk pełniłem kierowniczą funkcję podobną do rektora. Nie wyrażałem zgody na organizowanie w PAN imprez tego typu.

Uczelnie powinny być szeroko otwarte na wymianę myśli, także niepopularnych i niepoprawnych politycznie, ale nie wtedy, gdy organizator reprezentuje stronę gorącego politycznego sporu. Niestety, czasami trudno to rozpoznać.

To gdzie postawić granicę?

– Na uczelniach nie powinny organizować debat szczególnie te organizacje pozaakademickie, które mają silnie upolityczniony wizerunek. Problem w tym, że czasami ukrywają się pod płaszczykiem działalności naukowej swoich zwolenników pracujących na danym uniwersytecie. Konferencja jest więc zapowiadana jako naukowa i na pierwszy rzut oka trudno dopatrzyć się w niej politycznych uwikłań. Dopiero tematy wystąpień czy zaproszeni goście wskazują na polityczny charakter debaty.

I co wtedy?

– Wtedy pozostaje twarda rozmowa rektora z organizatorami takiego wydarzenia. Jednak naiwnie byłoby sądzić, że wszystkie sytuacje są jednoznaczne. Problem otwartości uniwersytetów na debaty publiczne nie jest tylko polski. Nasze kłopoty są w istocie niczym w porównaniu z sytuacją np. w Stanach Zjednoczonych. Tam właśnie wydarzeń na uniwersytetach dotyczy jeden z najbardziej zaciekłych publicznych sporów. Ma jednak nieco inny charakter niż u nas i dotyczy raczej prawa do wypowiadania sądów, które można uznać za obraźliwe bądź wysoce szkodliwe społecznie. Kilku prezydentów renomowanych uczelni musiało pod wpływem burzliwej krytyki ustąpić ze stanowisk, bo w sprawie jakiegoś wydarzenia podjęli taką a nie inną decyzję.

Czyli nigdy nie dojdziemy do porozumienia?

– To będzie odwieczny dylemat: na ile wolność wypowiedzi, która jest niezbywalnym elementem kształtowania kreatywności i intelektualnej odwagi, powinna być ograniczana przez najróżniejsze uwarunkowania polityczne i kulturowe. Wyraźnej granicy nie ma.

Moje zdanie jest takie: w przypadku braku przesłanek do podejrzeń o politycznie motywowany, propagandowy charakter imprezy, powinno się pozwalać na dyskusję. W przypadku rozpoznania silnego, jednostronnie akcentowanego politycznego kontekstu – nie.

Wrócę do Ordo Iuris. Gdyby na konferencję doprosili gości z drugiej strony politycznego sporu, wtedy należy się zgodzić na takie wydarzenie w murach uczelni?

– Wszędzie tam, gdzie jest uczciwa równowaga poglądów, sytuacja staje się znacznie łatwiejsza. Ale nawet wtedy organizatorami takiego wydarzenia powinna być jednostka uniwersytecka odpowiedzialna za dobór uczestników.

Władze uczelni, choćby Uniwersytetu Opolskiego, gdzie odbyła się ostatnio konferencja Ordo Iuris, tłumaczyły się tak: „Fakt, że [jakieś wydarzenia] odbywają się w murach uczelni, nie jest jednoznaczny z włączeniem się w ich organizację”.

– Argumenty w rodzaju „my tylko wynajmujemy salę” słyszałem wielokrotnie. To kolejna wielka trudność. Kiedy byłem prezesem PAN, dowiedziałem się kiedyś z mediów, że odbyła się w jednym z naszych budynków konferencja o silnym wydźwięku politycznym. Administrator budynku tłumaczył mi, że po prostu wynajął salę za pieniądze, i nie wnikał w to, co tam się odbędzie. To jest decyzyjna szara strefa. Z jednej strony nie ma powodu, by piękne uczelniane sale nie były wynajmowane po wykładach, z drugiej zaś strony władze uczelni zawsze powinny być informowane, kto i w jakim celu z tych pomieszczeń korzysta. Ze względu na wagę sprawy i jej delikatność, należałoby zapewne uczulić gospodarzy poszczególnych budynków, aby przestrzegali zasady informowania zawczasu władz uczelni we wszystkich przypadkach budzących jakiekolwiek wątpliwości.

Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego powinno zabierać głos w takich sprawach? Resort zapytany o komentarz odpowiedziało, że „absolutnie nie może i nie powinno ingerować w autonomię uczelni”.

– Minister nauki nie powinien oczywiście wyciągać wobec uczelni jakichkolwiek formalnych konsekwencji. Mógłby jednak wyjść z apelem podobnym do mojego, licząc na to, że apolityczność uczelni, będącej przecież ważną instytucją życia publicznego, traktowana jest powszechnie jako niezbywalna wartość i istotna cecha funkcjonowania akademickiej społeczności. Autonomia powinna być ściśle przestrzegana, natomiast opinie na temat organizowania różnych wydarzeń w murach uczelni można i należy wyrażać. Nienaruszalność autonomii uczelni nie może przecież oznaczać zakazu wypowiadania swych poglądów przez licznych skądinąd obserwatorów naszego szkolnictwa wyższego – to dopiero byłoby ograniczenie wolności słowa!

Prof. Michał Kleiber – ur. w 1946 r., b. minister nauki i informatyzacji, w latach 2007-15 prezes PAN. Członek najważniejszych europejskich komitetów naukowych i akademickich, pracował na uniwersytetach w Stuttgarcie, Hanowerze, Darmstadt, na Uniwersytecie Kalifornijskim i Uniwersytecie Tokijskim. Od zeszłego roku jest wiceprezesem Europejskiej Akademii Nauk i Sztuk oraz ambasadorem Komisji Europejskiej ds. nowej narracji europejskiej.

Zobacz też: Kim są ludzie Ordo Iuris?

 

pseudonauka

wyborcza.pl