Trzy teksty Waldemara Mystkowskiego.
Jarosław Kaczyński niczym tsunami wzbudził falę ojkofobii, która związana jest jednak z jego osobą i winna się nazywać właściwie – kaczofobią.
Ojkofobia rozlała się szerokim nurtem po Polsce i Polakach. Zdaje się, że dotyczy w głównej mierze tego, który ten termin upowszechnia – Jarosława Kaczyńskiego. Otóż prezes Kaczyński zaskarżył Lecha Wałęsę o to, że ten powiedział, iż prezes jest mimowolnym sprawcą katastrofy smoleńskiej, bo telefonicznie ponaglał brata Lecha do lądowania w Smoleńsku, a oprócz tego Wałęsa sugerował niedyspozycję psychiczną prezesa.
Wydawałoby się, że Kaczyński powinien w te pędy lecieć do sądu, gdy już wyznaczono termin rozprawy, lecz nadsyłał usprawiedliwienia, iż jest chory na kolano (acz nie na głowę). Wałęsa upierał się, że Kaczyński kłamie, bo w tym czasie bywał w górach (zdjęcia publikował Joachim Brudziński), a także obwożono go w ruchomym cyrku kampanii wyborczej PiS, aby wygłaszał krótkie przemówienia jako dyrektor pisowskiej menażerii i na dowód, że daleko mu do mauzoleum. Jednak prezes padł, znowu powędrował do szpitala leczyć kolano. Niestety, pojawił się kolejny termin, Kaczyński bohatersko wziął sobie to na klatę i zlecił metodę telekonferencji, stosowaną na świecie w szczególnych wypadkach, gdy przesłuchiwano bossów mafii.
Do zdalnego przesłuchania nie doszło, bo sprzęt też dostał ojkofobii, po prostu zwyczajnie padł, odmówił posłuszeństwa. Ojkofobia zdaje się, że dotknęła też Andrzeja Dudę, który został złapany na dalekim forum ONZ w Nowym Jorku, gdzie gęba mu się śmiała, bo udało mu się przysiąść do Donalda Tuska. Nie dziwię się Dudzie, który spotyka się zewsząd z ostracyzmem, a gdy zobaczył rodaka, to nie mógł powstrzymać się od pozytywnych emocji i dał temu upust z dala od kraju dotkniętego nie tylko ojkofobią.
Radość Dudy może mieć kilka den. Jedno z pytań może brzmieć – ciekawe, z kogo się naśmiewali Tusk i Duda, a jeszcze ciekawsze, czy ten ktoś będzie zadowolony… tym bardziej, że cierpi na kolano. Powyższe pytanie sformułował Roman Giertych.
Marek Migalski zaś postrzega inaczej: Tusk spalił Dudę, bo jeśli ktoś na tych uśmiechach stracił, to przecież Duda, nie Tusk, a zatem prezydent dał się podejść jak dziecko. Ale może być jeszcze inaczej. Duda nie daje już rady w kraju, być prezydentem to nie na jego brzemię. Może przeczytał „Fakt”, w którym piszą, że w wyborach prezydenckich Kaczyński nie wystawi jego, a Mateusza Morawieckiego.
I z kogo się śmiali? Rzecz jasna z prezesa, a Tusk ponadto ze swego byłego doradcy Morawieckiego. Każdy śmiałby się w Nowym Jorku, gdyby uświadomił sobie, jak w kraju męczą się w rynsztoku kłamstw Morawiecki z Kaczyńskim.
Zaś zupełnej ojkofobii dostał Naczelny Sąd Administracyjny, który nakazał wstrzymanie wykonania uchwały Krajowej Rady Sądownictwa z wnioskami o powołanie sędziów Sądu Najwyższego do Izby Karnej SN.
Gdyby ojkofobia miała siłę kołka osikowego, to już mielibyśmy do czynienia z końcem chorych emocji godnych horroru, które wzbudził prezes Kaczyński. Wywołał do tablicy najwyższe gremia władzy sądowniczej, a te postanowiły, iż Zgromadzenia Ogólne sędziów dwóch izb Sądu Najwyższego zgodnie z nową ustawą o Sądzie Najwyższym zebrały się w celu wyboru następców swoich odesłanych w stan spoczynku prezesów Stanisława Zabłockiego i Józefa Iwulskiego. Efekt – sędziowie stwierdzili, że obaj nadal są prezesami izb.
Czyli ta pseudo reforma sądownictwa dokonana przez PiS jest guzik warta, oto legła w gruzach. Władza sądownicza działa zgodnie z zaleceniami Komisji Europejskiej. W kraju prezes Kaczyński niczym tsunami wzbudził fale ojkofobii, która związana jest jednak z jego osobą i winna się nazywać właściwie – kaczofobią. Oj, kaczyzm nie podoba się nam i władzom unijnym, bo to po prostu swojska odmiana autokracji, która jest obca zachodnim wartościom.
Ten pewien stopień dla Wielkiej Brytanii skończył się Brexitem, dla Polski może skończyć się odpowiednio – Polexitem.
Ryszard Czarnecki swego czasu umówił się z dziennikarzem na „w pół do pierwszą”, a Mateuszowi Morawieckiemu do „półtorej roku” rządzenia brakuje jeszcze rok. Obydwaj są z podobnego rozdania, samoocenę mają zawyżoną, co w psychologii jest jednoznaczne, są to faceci z kompleksami. Tacy ludzie nie rozmawiają, nie dyskutują, bo swoje wiedzą. To przypomina mi dawną ustawę z Pensylwanii, która zabraniała plucia pod wiatr. Pół biedy, gdy ślina wracała na twarz plującego, ale kłopot brał się, gdy ślina lądowała na twarzy tego, z kim plujący dyskutował.
Morawiecki na dyskusję musi mieć pozwolenie prezesa. A Kaczyński mu nie pozwala, bo realizuje swój plan zaprowadzenia zamordyzmu. Premier Morawiecki jest tylko narzędziem w jego rękach, który mówi w wyznaczonych ramach.
Komisja Europejska pozwała władzę pisowską do Trybunału Sprawiedliwości UE. Morawiecki to nazywa „krokiem, który dialog do pewnego stopnia urywa”. Komisja Europejska – namiastka rządu unijnego – zaskarża prowincję o sprzeniewierzenie się wartościom, które obowiązują na całym terytorium, a Morawiecki twierdzi, że to urywa więzi – acz „do pewnego stopnia”.
Jeżeli więc prowincja nie podejmie dialogu, to znaczy nie wróci do stosowania norm, które wspólnotę spajają, to albo zostaje wykluczona ze wspólnoty wartości, albo dotyka ją „karna ekspedycja”, przymus. To ostanie nie jest możliwe, więc Morawiecki opowiedział się za wykluczeniem Polski z Unii Europejskiej – „do pewnego stopnia”.
Ten pewien stopień dla Wielkiej Brytanii skończył się Brexitem, dla Polski może skończyć się odpowiednio – Polexitem.
Mateusz Morawiecki, jak jego tatuś Kornel, wyznaje szemrane wartości – opisane w „Boboku” przez Fiodora Dostojewskiego, którego bohater na cmentarzu słyszał głosy zmarłych. Ojciec premiera nawet od tych zmarłych dostał dla swojej partii podpisy poparcia.
I takie wartości rodzinne wyznaje Mateusz Morawiecki. Pluje w imieniu prezesa, poniekąd też swoim, ale ta plwocina leci na wszystkich nas, Polaków, którzy nie podzielamy tych wartości pod wiatr demokracji. Z „półtorej roku” Morawieckiego zostało mu jeszcze rok – do wyborów parlamentarnych i niech on wówczas skończy na politycznym śmietniku jako Bobok.
Podczas 3 lat rządów PiS ta decyzja KE może mieć większą siłę politycznej perswazji niż dotychczasowe protesty uliczne.
Skierowanie pozwu przez Komisję Europejską do Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie Sądu Najwyższego jest jedną z najlepszych wiadomości w ostatnim czasie, z której powinni cieszyć się Polacy. Świadomie pominąłem w poprzednim zdaniu, kto ma być skarżonym, jaki podmiot – otóż nie Polska, ale władze PiS.
Tak musimy to przyjmować, acz z zastrzeżeniem, że na razie. To „na razie” jest warunkowe, bo za nas wolności i demokracji w kraju nie zaprowadzą najmądrzejsze europejskie i światowe instytucje, tylko my sami. Acz mogą być pomocne, mogą nam podać rękę, której w naszych dziejach tak brakowało.
Komisja Europejska złożyła do TSUE dwa ważne wnioski, mianowicie zastosowanie trybu przyspieszonego i przywrócenie sytuacji w Sądzie Najwyższym sprzed 3 lipca 2018, kiedy to niekonstytucyjna ustawa wprowadziła porządek partyjny w tej instytucji, która powinna być niezależna.
Dopiero teraz w oglądzie tych wszystkich aspektów możemy docenić mądrość I Prezes Sądu Najwyższego prof. Małgorzaty Gersdorf, która nie dała się nabrać podchodom prezydenta Andrzeja Dudy ani desperackim aktom manipulacji, jakie wyczyniał w ubiegłym tygodniu przed szczytem unijnym w Salzburgu premier Mateusz Morawiecki.
Z tego ostatniego osobnika wszystkimi szwami wychodzą pakuły, którymi został wypchany. Morawiecki to tylko pijarowski napompowany produkt. Spuszczając z niego nadymane ego, zderzamy się z niemiłymi dla rozumu podejrzeniami, iż z nim jest coś bardzo nie tak.
Podczas 3 lat rządów PiS ta decyzja Komisji Europejskiej może mieć większą siłę politycznej perswazji niż dotychczasowe protesty uliczne społeczeństwa obywatelskiego KOD, Obywateli RP i innych. Poczułem ten wiew nadziei, jaki tchnął po beznadziei końca ubiegłego wieku, gdy niepozorny Polak o nazwisku Adam Małysz w konkurencji wydawałoby się bez znaczenia – skoków narciarskich – przywrócił nam dumę Polaka.
Dzisiaj tym Małyszem, tym Lechem Wałęsą, jest prof. Gersdorf, która nie dała się cwaniaczkom spod ciemnej gwiazdy Dudom, Morawieckim, Kaczyńskim i ratuje kraj przed pogrążeniem w zapaści. Europa podaje nam rękę, musimy z jej pomocy skorzystać. Jeżeli nie teraz, to kiedy?