Opole, 06.06.2016

 

top06.06.2016

Macierewicz: Rosja żądała, by rząd „rozwiązał problem” dziennikarzy piszących o Smoleńsku

olg, 06.06.2016

Szef MON Antoni Macierewicz

Szef MON Antoni Macierewicz (Fot. MICHAŁ GROCHOLSKI/ Agencja Gazeta)

1. Szef MON: Rosjanie nie chcieli, by mówiono o „zamachu” w Smoleńsku
2. „Domagali się, by rząd uciszył zespół parlamentarny i niektórych publicystów”
3. Schetyna: „To kolejny absurd Macierewicza”

– Rosjanie chcieli, żeby rozwiązać problem zespołu parlamentarnego i publicystów, którzy wskazują i chcą wskazywać na to, że do tragedii smoleńskiej doszło w wyniku zamachu, bo to burzy stosunki polsko-rosyjskie – mówił Antoni Macierewicz na spotkaniu z klubami „Gazety Polskiej”.

– Z depesz i raportów służb oraz ambasadorów wynika ewidentnie, że strona rosyjska domagała się od polskich władz, aby zrobić wreszcie porządek – opowiadał.

Schetyna: Macierewicz wszystko zmyślił

Do słów szefa MON odniósł się Grzegorz Schetyna – To jest kolejny absurd wymyślony przez niego. To jest absolutnie niemożliwe – powiedział w rozmowie z Monikką Olejnik w Radiu ZET. – To jest wszystko zmyślone? – dopytywała Olejnik. – Tak. Byłem ministrem spraw zagranicznych i nikt nie informował o takiej aktywności strony rosyjskiej. To jest coś absolutnie coś skandalicznego, gdyby coś takiego było, to by zostało ujawnione dużo wcześniej – podkreślał Schetyna.

Dodał, że komisja do spraw zagranicznych będzie się domagać się od Antoniego Macierewicza wyjaśnień w tej sprawie.

macierewicz

gazeta.pl

 

 

PONIEDZIAŁEK, 6 CZERWCA 2016, 10:47

Schetyna: Tusk i tak wróci. Będzie brał pod uwagę kandydowanie na prezydenta

Wszystkie znaki na niebie i ziemi pokazują, że kadencja Donalda Tuska będzie przedłużona o 2,5 roku. To ważne dla Polski i dla niego – mówił Grzegorz Schetyna w rozmowie z Moniką Olejnik w Radiu Zet.

Przewodniczący PO mówił też o ew. starcie Donalda Tuska w wyborach prezydenckich: – Tusk wtedy i tak wróci, bo to 2019 rok. To za 4 lata. Wydaje mi się, że w sposób naturalny jego kandydatura, on ją będzie brał pod uwagę, ale także Polacy będą zastanawiać się, czy będą mogli na niego głosować.

10:29
Siemo

Siemoniak: PO i opozycja mają większe problemy niż wątpliwości poszczególnych osób, które zastanawiają się nad swoja drogą

Jak mówił dziś w rozmowie z Jackiem Prusinowskim w Radiu Plus Tomasz Siemoniak o relacjach wewnątrz PO:

„To trudna kwestia ułożenia dobrych relacji byłej przewodniczącej i wybranego w styczniu nowego przewodniczącego. Zawsze tak jest, kiedy są tak silne osobowości, trzeba trochę pracy, żeby to dobrze ułożyć. PO i opozycja maja większe problemy niż wątpliwości poszczególnych osób, które zastanawiają się nad swoja drogą”

08:21
schetyna10000ac

Schetyna: Nie ma żadnej walki między mną a Kopacz, to byłoby kosmiczne

– Nie ma żadnej walki między mną a Ewą Kopacz, to byłoby absurdalne i kosmiczne. Zaczynamy od początku, dziwne byłoby, gdybyśmy spierali się na poziomie ludzi, którzy tworzyli tę partię. Absurdalne byłoby dzielenie się na poziomie liderów, przywództwo w PO jest zespołowe – stwierdził dziś w Radiu Zet Grzegorz Schetyna.

08:19

Waszczykowski: Nie interesuje mnie opinia KE. Zapoznałem się z nią pobieżnie

Jak mówił Witold Waszczykowski w rozmowie z Konradem Piaseckim w Kontrwywiadzie RMF:

„Zapoznałem się pobieżnie [z opinią KE]. To nie są moje kompetencje, żeby wypowiadać się na ten temat tej opinii. Jest jednostronna i nie jest to moja kompetencja, aby się wypowiadać na ten temat opinii. Wysłałem pani premier, panu prezydentowi, zdecydują komu to przekazać. Myślę, że przekazali to do parlamentu i będzie to tam procedowane. Opinia nie uwzględnia polskiej narracji. Niczym się nie przejmuje, w ogóle nie interesuje mnie opinia, bo to nie dotyczy mojego resortu”

Szef MSZ, dopytywany o refleksję po przeczytaniu opinii, stwierdził, że chętnie porozmawiałby o sprawach międzynarodowych, w których czuje się kompetentny. – To opinia, to nie jest dokument, decyzja, osąd. To opinia, którą parlament pewnie weźmie pod uwagę – dodał.

Według Waszczykowskiego analiza piątkowej „Rzeczpospolitej” – według której nałożenie sankcji na Polskę nie musi wymagać jednomyślności – nie jest prawdziwa, a ponadto wiele krajów nas poprze i nie pozwoli na nałożenie sankcji. Chwilę potem ponowił apel o zmianę tematu na politykę zagraniczną.

08:18
petru7

Petru: Rozmawiałem z Ewą Kopacz na marszu. Pytałem gdzie jest Schetyna

Jak mówił w „Jeden na jeden” Ryszard Petru:

„Ja nie do końca rozumiem postawy Grzegorza Schetyny. To jest marsz ponad podziałami 4 czerwca, wspomnienie obalenia komunizmu za pomocą kartki wyborczej. Nie rozumiem tej dyskusji w PO, czy iść czy nie iść na marsz. Przykro mi to, że tak się stało, to sugeruje, że opozycja nie jest się w stanie dogadać. Rozmawiałem z Ewą Kopacz na marszu. Po pierwsze, o tym – że to wielkie święto wolności. Po drugie rozmawialiśmy też o tym, że dobrze [że jest] i że maszerujemy. Pytałem gdzie jest Schetyna. To była prywatna rozmowa, rozmawialiśmy o sytuacji bieżącej, włącznie z tym co się dzieje w trakcie marszu”

Jak dodał:

„To czy PO walczy z KOD to już nie wiem. KOD jest płaszczyzną porozumienia. KOD nie zajmuje stanowiska w konkretnych sprawach. Tak długo jak nie będzie partią, to będzie fantastyczną płaszczyzną do tego typu działań, gdzie jest potrzebna jedność. Ambicje [w KOD] niektórzy mogą mieć. Kijowski wielokrotnie mnie zapewniał, że nie ma. Jeśli KOD stanie się partią polityczną, to przestanie być atrakcyjny. Nie rozumiem postawy niektórych osób z PO, które chcą z KOD walczyć, to jest absurdalne”.

petru100

08:16
schetyna8

Schetyna o Kamińskim: Kojarzony jest jako antyplatformiany, dziś zajmuje się PO w złym stylu

Grzegorz Schetyna, pytany dziś o zawieszenie Michała Kamińskiego w prawach członka klubu PO, mówił dziś w Radiu Zet:

„Zostało upomnianych kilkanaście osób, najróżniejszych, którzy nie gwarantują dyscypliny i zapominają o obowiązkach poselskich w klubie. Ja zawsze informuję o swoich występach, nie ma wyjątków, trzeba skoordynować te obecności (…) Michał Kamiński kojarzony jest jako antyplatformiany przez lata obecności w PiS-ie (…), dziś zajmuje się Platformą w złym stylu, zupełnie niepotrzebnie. Powinien pamiętać, w jakim jest dziś środowisku, rodzina jest najważniejsza”

08:14
schetyna1

Schetyna: Jeśli KOD przekształci się w partię, to będzie zagrożeniem przede wszystkim dla siebie

– Jeśli KOD będzie się przekształcał w partię polityczną, to przede wszystkim będzie zagrożeniem dla siebie, stanie się jedną z wielu partii – stwierdził dziś Grzegorz Schetyna w Radiu Zet, odpowiadając na pytanie, czy KOD jest zagrożeniem dla PO.

Odnosząc się także do tekstu „Wprost”, szef PO powiedział, iż nie mówił na żadnym spotkaniu Platformy o podziale jedynek między PO, a KOD-em, gdyby KOD zdecydował się startować w wyborach. Jak stwierdził, gdyby dziś się nad tym zastanawiał, to nie miał by wiarygodności jako przewodniczący partii.

08:04

Petru: PO nie jest w stanie ustalić kto będzie chodzić do telewizji, nie jest też w stanie ustalić list wyborczych

Bogdan Rymanowski zapytał w „Jeden na jeden” Ryszarda Petru o sprzeciw Grzegorza Schetyny wobec wcześniejszych wyborów. Jak odpowiedział lider Nowoczesnej:

„Ja rozumiem, że PO ma wewnętrzne problemy, nie jest w stanie ustalić kto będzie chodzić do telewizji, to nie jest też w stanie ustalić list wyborczych. Jak można powiedzieć, że 3,5 roku trzeba czekać? To co się dzieje w Polsce, to są zmiany nieodwracalne – w rodzinach, wśród ludzi oni doprowadzaj do głębokiego zwarcia. Już nie ma pieniędzy na 500+. Mówię jak ekonomista: PiS nie maa z czego wziąć tych pieniędzy. Protest pielęgniarek? Poprzedni rząd tego problemu nie rozwiązał, ten też nie rozwiązuje”

Jak dodał:

„Jeżeli chodzi o mieszkania – to nie może być tak, że zgłasza się program, który ma dać pierwsze mieszkania tuż przed wyborami. To jest miało wiarygodne. PiS kiedyś proponował 3 mln mieszkań. Nie ma tego programu nawet na poziomie ustawy. Idea może być na poziomie kierunkowym, ale jest cała masa szczegółów, które są mało realne. To nie chodzi o to, by idea była dobra, tylko o to, by była implenetowalna”.

300polityka.pl

CkQyVKmW0AAb9z9

Rozmowy i sankcje

06.06.2016

Szymon Karsz

Zła władza nie próżnuje, opanowując całą naszą jaźń zbiorową. W opozycji do niej pozostają krajowe partie, zagraniczne instytucje i coraz większa rzesza naszych obywateli. Pozostaje pytanie, jak długo powinniśmy tolerować niszczycielską działalność obozu rządzącego i czy mamy jakiekolwiek inne wyjście. Innymi słowy, czy potem będzie jeszcze co zbierać, czy też zastaniemy zgliszcza.

Marian Waldemar Kuczyński pisze na Facebooku: „Mamy sytuację wyjątkową, gdy władza działa przeciw Polsce, gdy zdegenerowany woreczek żółciowy atakuje resztę organizmu. Jedynym winnym obecnej degradacji Polski w UE jest J. Kaczyński, nawet nie PiS tylko On personalnie! To jest oczywista oczywistość! Opozycja nie ponosi żadnej, dosłownie żadnej winy za dramatyczne załamanie wizerunku Polski na zewnątrz. W interesie Polski i Polaków jest jak najsurowsze napiętnowanie władzy PiS, czyli Kaczyńskiego przez cały świat Zachodu, UE i USA.”

Komisja Europejska wie, że w Polsce PiS-u brak praworządności. To fatalnie, ponieważ w wypadku, jeśliby ten stan był chroniczny z winy rządzących, praktycznie wyklucza on nasz kraj ze wspólnoty. Aby się utwierdzić w przekonaniu, że jest chroniczny, trzeba jednak poczekać. Przyjdzie czas na wstrzymanie dotacji, na sankcje, na wszczęcie procedury zawieszenia Polski w prawach członkowskich. To wszystko przed nami, w perspektywie roku, dwóch lat.

Mateusz Kijowski peregrynuje po świecie, do miejsc świętych dla demokracji. Jego podróże mają różne cele, ale najważniejszym z nich jest – jak się zdaje – pokazanie Europie i Stanom, że polscy obywatele w swoim kraju kochają demokrację i za wszelką cenę nie chcą się z nią rozstać. Pomimo że na to się być może zanosi. Z tym, że spotykając się ze swoimi zagranicznymi rozmówcami, Kijowski utwierdza się w przekonaniu, że są oni doskonale zorientowani w naszej dramatycznej sytuacji. Po co więc podróżować, skoro dzięki internetowi i depeszom agencji prasowych z Polski świat na bieżąco jest informowany o polskich kłopotach?

Cóż, zła władza prowadzi własną politykę zagraniczną, która jest niewydolna. Partnerzy i sojusznicy są obrażani i odstręczani, jak gdyby władza chciała zerwać dotychczasowe sojusze i traktaty. Szef polskiej dyplomacji zapewnia i deklaruje, że polski rząd nie dąży do tego, by znaleźć się poza strukturami unijnymi.
PiS nie będzie dążyć do wyjścia Polski ze wspólnoty: „Rząd nie podejmie żadnych działań w kierunku wystąpienia Polski z UE.” I możemy uwierzyć w te szczere deklaracje, chociaż z drugiej strony pisowski rząd podejmuje wszelkie starania, by zostać zawieszonym w prawach członkowskich i by Polskę objęły unijne sankcje za nieprzestrzeganie prawa. Wystarczy przypomnieć niedawne skandaliczne wystąpienie pani Szydło w sejmie. Wprawdzie potem uśmiechała się do pana Fransa Timmermansa podczas jego pobytu (już kolejnym) w naszym kraju, ale można tu mówić najwyżej o jej ambiwalencji, czy też postawie dwubiegunowej, a nie o jakiejkolwiek trwałej tendencji. Uśmiecha się, kiedy jest, a gdy go nie ma, staje się wroga. Analitycy i publicyści zatem coraz częściej stawiają tezę, że pisowska polityka zagraniczna nie należy do domeny tego rządu, nie jest przemyślana i autonomiczna, lecz jedynie stanowi jakiś odprysk i echo polityki krajowej, na której PiS się skupia.

I właśnie dlatego potrzebna jest obywatelska polityka zagraniczna, która to fatalne wrażenie za granicą chociaż trochę zatrze. Jadąc niedawno do USA Mateusz Kijowski deklarował: „Jedziemy do USA bronić dobrego imienia Polski”. Kryła się jednak za tą wizytą jeszcze jedna intencja: „Celem wizyty jest przekonywanie amerykańskich partnerów, że wszelkie restrykcje czy sankcje wobec Polski będą nie tylko nieskuteczne, ale nawet szkodliwe dla naszych relacji”. Można zatem powiedzieć, że zadaniem kontrpolityki zagranicznej, którą proponuje KOD, wobec tej pisowskiej, jest obrona naszego kraju i jego obywateli przed dramatycznymi skutkami słów i gestów reżimu Kaczyńskiego. „Chcemy bronić Polskę przed możliwymi negatywnymi skutkami nieodpowiedzialnych działań polskiego rządu – żeby nasi zagraniczni partnerzy wywierali nacisk na polski rząd, a nie karali nas wszystkich za łamanie standardów demokracji przez obecną władzę.”

Ostatnio Mateusz Kijowski był z delegacją KOD-u w Brukseli, potem w Niemczech. Jeździ w te miejsca, w których podejmowane są decyzje dotyczące Unii, gospodarcze i polityczne, a które jednocześnie najgorliwiej opluwane są przez pisowski rząd. Niemcy, jak się wydaje, stanowią głównego wroga obok Rosji w jednej z licznych doktryn pisowskich, implantowanych z lamusa dwudziestolecia międzywojennego. Kaczyński jest osobiście wrogo usposobiony do Angeli Merkel.
W ewentualne sankcje Unii nałożone na Polskę PiS nie wierzy, bo nie będzie wymaganej jednomyślności. „Nie ma szans, żeby w takim głosowaniu nałożyć sankcje na Polskę, bo do tego trzeba jednomyślności, a już wiadomo, że takiej większości nie będzie”. A zatem wydaje się, że PiS zdaje się triumfować: hulaj dusza, piekła nie ma! Sankcji nie będzie, można bezkarnie Unię obrażać! Można niszczyć praworządność, bo UE nie zdobędzie się na sankcje!

Mało tego, Jarosław Kaczyński jest na tyle bezczelny, że zaczyna grozić samej Unii pozwem! „Silny człowiek w Warszawie, szef partii Jarosław Kaczyński, odmawia KE prawa do zajmowania się praworządnością w Polsce. Na ironię zakrawa to, że grozi on KE właśnie środkami prawnymi, skierowaniem sprawy do Trybunału UE”.  Tymczasem w sprawie sankcji, blokowania dotacji i kredytów jest też drugie dno. Owszem, takie narzędzia wywierania wpływu na rządy nie przestrzegające prawa, jak w przypadku rządu pisowskiego, odbiją się zawsze i nieuchronnie na nas, obywatelach. Nie na rządzie, bo – jak mawiał klasyk reżimu, Jerzy Urban – „rząd się sam wyżywi„. Otóż, dopiero gospodarka Polski i ekonomiczne wskaźniki zweryfikują ten rząd pod względem efektywności i przyniosą mu poparcie lub w razie kłopotów gospodarczych – poparcie to odbiorą. Rząd pani Szydło cieszy się poparciem, bo rozdaje pieniądze na dzieci, 500 złotych miesięcznie. Musi ów rząd szybko podnieść podatki, opłaty (np. za prąd) i ceny, by znaleźć fundusze na to rozdawnictwo. Szybko okaże się, że obywatele sami płacą za program rządowy, i że więcej dopłacają, niż mają zeń korzyści. Obietnice wyborcze wiodą nieuchronnie do załamania budżetu i gospodarczego kryzysu. Z drugiej strony, instytucje międzynarodowe również postawione są w sytuacji dwuznacznej. Wiedzą, że dopłatami wspierałyby władzę nie przestrzegającą praworządności, ale wiedzą też, że wstrzymanie dopłat odbiłoby się na Bogu ducha winnych obywatelach. Z drugiej strony, paradoksalnie, dopóki gospodarka i finanse nie będą kuleć, dopóty rząd cieszyć się będzie poparciem społecznym. Będzie mieć legitymację społeczną do sprawowania władzy, choćby złej i niszczycielskiej na dłuższą metę.

Na razie zatem Komisja Europejska i cała europejska wspólnota chcą rozmawiać i w drodze perswazji nakłaniać polski rząd do zmiany kursu. Na pewno nie popełnią po raz wtóry tego błędu, jaki się zdarzył wobec węgierskiego reżimu – tamten został zignorowany i w efekcie nie był niepokojony. Jeśli jednak rozmowy, bo na to się przecież zanosi, nic nie dadzą, istnieją odpowiednie procedury nacisku prawnego i politycznego, które będą sukcesywnie wdrażane wobec rządu PiS-u. Upór Kaczyńskiego spowoduje, że jego statek powoli zacznie nabierać wody i tonąć. Trzeba jednak sobie zdawać też sprawę, że jesteśmy na tym statku, którego on jest sternikiem i kapitanem, pasażerami. Czy starczy szalup i kół ratunkowych jedynie dla załogi statku?

Jak już wspomniałem, polityka zagraniczna PiS-u jest dla tego rządu o tyle ważna, o ile ma wpływ na sprawy kraju. Pisał o tym Przemysław Wiszniewski w artykule „PiS obraża świat„, cytując Piotra Burasa: „Rząd PiS – jak żaden inny rząd po 1989 roku – kieruje się prymatem polityki wewnętrznej nad zagraniczną. To niewątpliwie konsekwencja radykalizmu w polityce wewnętrznej. Dlatego też rząd PiS nie jest skłonny do uwzględniania opinii zagranicznych partnerów”.
O co więc naprawdę chodzi w tej ułomnej i niezdarnej polityce?

Ani w polityce zagranicznej PiS-u, ani w wewnętrznej, nie chodzi prawdopodobnie o ideologię. Nacjonalizm czy ultra-katolicyzm są tylko sztafażem, zasłoną dymną, mającą odwrócić uwagę od gospodarki, od ekonomii, finansów państwa i skierować ją ku problemom zastępczym. Władza podnosi kwestie etyczne, bo wie, że one najbardziej dzielą, że są mocno kontrowersyjne, więc z rozmysłem rozpętuje takie awantury, jak choćby w kwestii aborcji czy pomnika smoleńskiego, ufając, że cała energia społeczna publicznej debaty zogniskuje się wokół. I wypali.
Należy zatem traktować warstwę ideologiczną złej władzy jako pozorowanie społecznego zaangażowania i przykrywkę dla skrajnej nieudolności rządu w zakresie decyzji praktycznych. A ta nieudolność bierze się z populistycznego charakteru władzy Kaczyńskiego – dużo naobiecywał, a teraz musi wymyślić źródło finansowania obiecanek.

Ja chcę być dumny ze swojego kraju, a nie wstydzić się za rządzących. (…) Nie ma czegoś takiego, że ryzyko polityczne, które jest i które śledzą wszyscy inwestorzy, przekłada się momentalnie na koszty gospodarcze, ale się przekłada. Ja tego Polsce nie życzę, bo to się przekłada z kolei na materialne możliwości polskich rodzin. Koszty obsługi zadłużenia wzrosły drastycznie.”

Szkoda, że musimy najpierw zbiednieć, by móc zmądrzeć.

CkQmMNhWEAAvAlH

ruchkod.pl

Petru odpowiada prezesowi PiS: Kaczyński mnie oszukał. Potrzebna jest rewolucja

OK, wideo: TVN24/x-news, 06.06.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,114871,20193386,video.html?embed=0&autoplay=1
1. W weekend ulicami polskich miast przeszły marsze KOD
2. Jarosław Kaczyński stwierdził, że w Polsce doszło do rebelii
3. Rządy „dobrej zmiany” trzeba będzie obalić – odpowiada Petru

Ryszard Petru, lider Nowoczesnej, był gościem programu „Jeden na jeden” w TVN24.Komentował tam ostrą reakcję Jarosława Kaczyńskiego na marsze organizowane przez KOD. Prezes PiS stwierdził bowiem, że przeciwnicy obecnej władzy doprowadzili w Polsce do rebelii. Petru nie zostawił tego bez odpowiedzi: – Być może potrzebna będzie (…) rewolucja, by obalić rządy „dobrej zmiany”, które prowadzą nas do katastrofy” – mówił.Lider Nowoczesnej przyznał też, że kiedyś zaufał Kaczyńskiemu, ale on go „oszukał” i teraz „nawołuje do dyktatury, łamie konstytucję i doprowadza gospodarkę do zapaści”.Jarosław Kaczyński powiedział, że się nie cofnie, ja też się nie cofnę. To idziemy na starcie, na zwarcie, na zderzenie – zapowiedział.

Ostre słowa także dla Platformy

Ryszard Petru skrytykował również Grzegorza Schetynę, który nie wziął udziału w marszach KOD – To jest marsz ponad podziałami (…), który wspomina wielkie święto wolności. Nie rozumiem tej dyskusji w Platformie, czy iść, czy nie iść na marsz – mówił lider Nowoczesnej. – KOD jest płaszczyzną porozumienia (…).

Polityk ocenił też wystąpienie Schetyny, który podczas spotkania klubu Platformy Obywatelskiej miał straszyć innych utratą miejsc na listach. Jak donosi tygodnik „Wprost”, Schetyna mówił: „Chcecie koalicji z KOD? To połowy z was nie będzie. Bo połowę jedynek na listach oddamy Kijowskiemu i jego ludziom”.

My stworzyliśmy nasze listy w kontrze do podejścia Platformy , że to jest partyjniactwo, że dostają się na listy te osoby, które są zasłużone. U nas są osoby, które takiego sposobu uprawiania polityki nie akceptują – skomentował Petru.

petru

gazeta.pl

 

Lis ostro o Kaczyńskim: Właściciel państwa uznaje ludzi za kretynów

jsx, 06.06.2016

Tomasz Lis

Tomasz Lis (FOT . WOJCIECH NEKANDA TREPKA)

„Głęboka pogarda pana suwerena dla poddanych nie dziwi” – pisze Tomasz Lis w nowym „Newsweeku”. „Jakże ona podobna do tego, jak swój lud traktuje każdy dyktator czy zamordysta”.

We wstępniaku do nowego „Newsweeka” Tomasz Lis nie przebiera w słowach, opisując m.in. niedawny wywiad Jarosława Kaczyńskiego dla „Do Rzeczy”.

„Właściciel Polski jednych uważa za kretynów, bo go nie popierają. Innych uważa za kretynów, mimo że go popierają, a może właśnie dlatego” – pisze o prezesie PiS Lis. „Żaden przywódca żadnego demokratycznego państwa nie poczęstował części społeczeństwa takim stekiem obelg” – dodaje.

 

„Tak tępej, topornej i głupawej propagandy jak ta serwowana widzom przez ‚Wiadomości’ od czasów PRL i ‚Dziennika Telewizyjnego’ nie było” – pisze publicysta. Tymczasem, jak przypomina, Kaczyński w wywiadzie mówi, że telewizja „zmieniła się na lepsze, to zasługa Jacka Kurskiego”.

Lisa nie dziwi „głęboka pogarda pana suwerena dla poddanych”. „Jakże ona podobna do tego, jak swój lud traktuje każdy dyktator czy zamordysta” – zaznacza. Dodaje, że „Kaczyński nie potrzebuje poparcia wszystkich Polaków. Wystarczy mu poparcie 37 procent”.

„Właściciel państwa uznaje ludzi za kretynów. Tylko od ludzi zależy, czy pokażą mu, jak bardzo się myli” – kwituje redaktor naczelny „Newsweeka”.

Więcej w „Newsweeku”.

Zobacz także

lis

TOK FM

 

PONIEDZIAŁEK, 6 CZERWCA 2016, 07:52
petru9

Petru: Kaczyński się nie cofnie. To co się dzieje na marszach KOD, to już jest swego rodzaju pokojowa rewolucja

Jak mówił w „Jeden na Jeden” Ryszard Petru:

„Kaczyński mówi, że się nie cofnie. Ja też się nie cofnę. Być może będzie potrzebna taka – w pozytywnym tego słowa znaczeniu – rewolucja, by obalić rządy dobrej zmiany, które nas prowadzą do katastrofy. I zewnętrznej, i wewnętrznej. Bo gospodarka będzie się miał coraz gorzej. To już bardzo widać. Polskie firmy już przestały inwestować, są przerażone dobrą zmianą. Wydaje mi się, że to co dzieje się na ulicach miast, na marszach KOD jest już swego rodzaju rewolucją, to rewolucja pokojowa”.

Jak dodał:

„Gdy mamy po drugiej stronie człowieka, który łamie prawo, który nawołuje do dyktatury, który mówi, że TK stał się suwerenem, to trudno nie używać mocniejszych słów”

300polityka.pl

Zagadkowa śmierć. Policjant popełnił samobójstwo, po czym sam siebie okradł?

Piotr Żytnicki, 06.06.2016

Grzegorz Sadowski

Grzegorz Sadowski (Fot. Archiwum rodzinne)

Przy szosie znanej z aktywności tirówek znaleziono zwłoki policjanta z raną postrzałową głowy. Wersja śledcza: samobójstwo. Ale nic się tu nie zgadza.

– Jeśli Grzegorz popełnił samobójstwo, co stało się z jego policyjną odznaką, telefonami i zegarkiem? Kto zerwał mu z ręki bransoletkę? Dlaczego silnik w radiowozie był włączony, a ostatni zapis w służbowym notatniku dotyczy kontroli podejrzanego auta bez tablic rejestracyjnych? – wylicza Katarzyna, siostra starszego aspiranta Grzegorza Sadowskiego, dzielnicowego z posterunku w wielkopolskim Lwówku.

Od dwóch lat prokuratura i policja nie potrafią znaleźć odpowiedzi na te pytania. Bo gdyby to było samobójstwo – w co Katarzyna nie wierzy – śledztwo już by zamknięto, a nie przenoszono do prokuratury wyższego szczebla.

Silnik pracuje, policjant nie żyje

– Oceniany jako bardzo dobry policjant, wielokrotnie nagradzany i wyróżniany – tak brata Katarzyny opisuje Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.

W poniedziałek 11 sierpnia 2014 r. 38-letni Grzegorz Sadowski wyjeżdża na ostatni patrol. Jest doświadczonym policjantem, jedzie w pojedynkę.

Wcześniej rozstał się z żoną i prawie dorosłym synem, teraz ma nową partnerkę, niedawno urodziło im się dziecko, dwa dni przed ostatnim patrolem były jego chrzciny.

Lwówek to trzytysięczne miasteczko pod Nowym Tomyślem, obok drogi łączącej zachodnią granicę z Poznaniem. Wśród zadań, jakie na ten dzień wyznaczyli Sadowskiemu szefowie, jest kontrola szosy „pod kątem przydrożnej prostytucji”. Skąpo ubrane panie są latem stałym elementem krajobrazu. Sadowski, który wśród kolegów ma opinię służbisty, często je legitymuje. Nie są zadowolone – radiowóz na poboczu odstrasza klientów. Ale Sadowski jest nieustępliwy. Trzy lata wcześniej zatrzymał jadącego po pijaku 20-letniego Bułgara, który zaproponował mu 500 euro łapówki. Policjant odmówił, dostał za to dyplom i skromną nagrodę.

Podczas ostatniego patrolu ma przy sobie dwa telefony. O godz. 10.15 na prywatną komórkę dzwoni jego partnerka. Sadowski nie odbiera. Po kwadransie – przy kolejnej próbie połączenia – telefon jest już wyłączony. Milczy też komórka służbowa.

Oficer dyżurny z komendy w Nowym Tomyślu wszczyna alarm dopiero trzy godziny później, gdy chce wysłać dzielnicowego na interwencję, a nie ma z nim kontaktu. Policjanci jadą do mieszkania, lecz partnerka też nie ma pojęcia, gdzie jest Sadowski.

Do poszukiwań rusza kilka patroli. Po godz. 16 jeden z nich dostrzega radiowóz na leśnej polanie, za drzewami, kilkadziesiąt metrów od drogi krajowej. Boczne drzwi i bagażnik są otwarte, lusterko uszkodzone, silnik pracuje, choć w środku nie ma kierowcy. Policjant leży martwy obok radiowozu – ma ranę postrzałową głowy.

Wątpliwości się mnożą

Rzecznicy policji, powołując się na wstępne ustalenia, przekazują dziennikarzom, że to prawdopodobnie samobójstwo, więc informacja nie przebija się na pierwsze strony gazet. Co roku w Polsce życie odbiera sobie kilkunastu policjantów – to żadna sensacja. Sadowski pasuje zresztą do profilu statystycznego policyjnego samobójcy: ma 30-40 lat i ponaddziesięcioletni staż pracy, głównie w prewencji. Być może z tego powodu psycholog, poproszony o ocenę, czy dzielnicowy mógł się zabić, napisze: owszem, było to możliwe. Tyle że wersja o samobójstwie ma poważne luki. W sprawie przybywa pytań i śledztwo zostaje zabrane z powiatowej prokuratury do Poznania.

Akta dostaje Magdalena Jarecka, doświadczona prokuratorka, która teraz próbuje rozwikłać także zagadkę zaginięcia poznanianki Ewy Tylman. Pewne jest, że Grzegorz zginął od postrzału, a w jego pistolecie brakuje jednego naboju. Znaleziono łuskę, lecz nie pocisk. Ślady prochu są na obu dłoniach policjanta, więc musiałby trzymać pistolet oburącz, przykładając go sobie do głowy. Przy martwym nie było ani telefonów komórkowych, ani legitymacji z odznaką, ani kart płatniczych, ani dowodu osobistego.

– Z ręki Grzegorza zniknął też zegarek, z którym nigdy się nie rozstawał, bo była to pamiątka po naszej matce – opowiada siostra policjanta. – Bransoletka, którą miał na nadgarstku, leżała rozerwana obok ciała. I jeszcze ten zagadkowy wpis w jego notatniku…

Ofiara gangu alfonsów?

Sadowski zanotował, że o godz. 10.20 przystępuje do kontroli audi bez tablic rejestracyjnych. Nie ma jednak informacji, czym kontrola się zakończyła. Oficer wielkopolskiej policji: – Jeśli to było samobójstwo, Sadowski z jakiegoś powodu postanowił upozorować je na napad. Ale co zrobił z telefonami, dokumentami? Wyrzucił w lesie? Nic nie znaleźliśmy. Mało prawdopodobne, by ktoś przypadkowy spacerował po okolicy i okradł zwłoki policjanta. Więc chyba to jednak zabójstwo. Dla nas sprawa prestiżowa.

Jesienią 2014 r. Michał Fajbusiewicz, autor magazynu „997” o nierozwiązanych zagadkach kryminalnych, nagrywa odcinek poświęcony śmierci dzielnicowego w lesie. Audycję emituje kanał Polsat Play. Fajbusiewicz przed kamerą stawia tezę, że policjant padł ofiarą gangu alfonsów żerujących na tirówkach: – Przeganiał je, był najbardziej uciążliwym dla nich funkcjonariuszem.

– To była jedna z wersji przyjętych także przez nas – potwierdza mój rozmówca z policji.

Ważniejsza Ewa Tylman?

Śledczy przepytują prostytutki i ich opiekunów, wśród których jest wielu Bułgarów. Pobierają próbki DNA, by skonfrontować je ze śladami zabezpieczonymi na miejscu zdarzenia. Wynik za każdym razem jest negatywny, a przesłuchiwani sutenerzy twierdzą, że nic o sprawie nie wiedzą.

Ostatnią szansą na przełom są zaginione telefony Sadowskiego. Śledczy wiedzą, że pracujące przy drodze dziewczyny i ich „opiekunowie” krążą między Polską, Niemcami, Bułgarią i Grecją. Prokurator Jarecka prosi tamtejsze służby o sprawdzenie, czy zaginione telefony nie logowały się w tych krajach. Z Niemiec i Bułgarii przychodzą zaprzeczenia. Grecy jeszcze nie odpowiedzieli.

Katarzyna, siostra Grzegorza, kontaktuje się ze mną, gdy czyta relację z konferencji nowego szefa wielkopolskiej policji. Tomasz Trawiński mówi, że jego priorytetem będzie wyjaśnienie sprawy zaginięcia Ewy Tylman. Nie wspomina o Grzegorzu. – A przecież to powinien być priorytet – mówi Katarzyna. – W niejasnych okolicznościach stracił życie policjant. Wszyscy wiemy z kina, co amerykańscy gliniarze robią, gdy zginie jeden z nich. Rzucają inne sprawy i tropią sprawców do końca, wszelkimi metodami.

Co jest w aktach?

Rodzina dzielnicowego – nie mogąc się doczekać efektów śledztwa – próbuje prowadzić dochodzenie na własną rękę. Rozmawia ze znajomymi Grzegorza z pracy. – Miałam kilka razy wrażenie, że oni wiedzą, co się stało, ale z jakiegoś powodu nie chcą o tym mówić – twierdzi siostra.

Na razie prokurator Jarecka zawiesiła śledztwo – bo czeka na odpowiedź z Grecji. Jeśli będzie negatywna, prawdopodobnie umorzy postępowanie. Dopiero wtedy rodzina zabitego zyska dostęp do całości akt i wtedy dziennikarze dowiedzą się może, jakie wątki sprawdzano, dokąd zaprowadziły i dlaczego nie postawiono nikomu zarzutów. Siostra Sadowskiego mówi, że jest gotowa na najtrudniejszą prawdę.

Wiele odcinków szos w Polsce to leśne domy publiczneFot. Maciej Zienkiewicz / AG

Kto ich zabił?

W 2009 r. przy szosie Bydgoszcz – Toruń znaleziono zwłoki prostytutki Jowity i klienta. Tam też – jak w sprawie Sadowskiego – w tle pojawia się samochód Audi i bułgarscy sutenerzy. Dzień po zbrodni znikła inna tirówka, Natalia, być może świadek krwawego zdarzenia. Sprawca lub sprawcy wciąż są nieuchwytni.

Zobacz także

zagadkowa

wyborcza.pl

Opole 2016. Parada odgrzewanych hitów, kiepskie żarty i wygwizdany Jacek Kurski

Robert Sankowski, 06.06.2016

Opole 2016. Michał Szpak

Opole 2016. Michał Szpak (JAGODA GOROL)

Absurdalne widowisko muzyczne z Waldemarem Malickim i jego Filharmonią Dowcipu w rolach głównych, publiczność kontestująca odgrzewane po raz setny hity w koncercie „Złote Opole” oraz wygwizdany szef TVP Jacek Kurski – finał 53. Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej na długo zapisze się w historii imprezy.

Rzeczy tak oderwanej od konwencji tego festiwalu jak wspomniana już Filharmonia Dowcipu opolska scena nie widziała chyba od dawna. Oto na festiwalu, który ma w nazwie polską piosenkę, zameldowało się widowisko muzyczno-kabaretowe, w którym rozbrzmiewała głównie instrumentalna muzyka zagraniczna. A gdy pojawiały się jakieś wtręty wokalne, okazywało się, że to albo arie z opery Mozarta, albo przerobione na rockowo-symfoniczną modłę „Highway To Hell” australijskiej grupy AC/DC. Taki żart. Niejedyny zresztą tego wieczoru.

Podczas trwającego ponad godzinę programu usłyszeliśmy także anegdoty o altówkach, zobaczyliśmy sopranistkę odzianą w skąpy strój metalowej wokalistki oraz dowiedzieliśmy się, jak brzmią poczciwe „Prząśniczki” Moniuszki zaaranżowane na siermiężne techno.

Po co to wszystko akurat w Opolu, trudno zrozumieć. No chyba że chodziło o zapowiadany przez profesora Glińskiego mariaż popkultury z kulturą wysoką, o jaką ma zadbać nowa władza. Gdy parę dni temu zapowiadaliśmy tegoroczną edycję festiwalu, przywołaliśmy tę wizję nowego ministra kultury, jaką nakreślił podczas jednego z pierwszych swoich spotkań z mediami. Wtedy zastanawialiśmy się, czy te plany znajdą jakieś odzwierciedlenie w programie tegorocznej edycji festiwalu. No i proszę bardzo. Na rozpoczęcie niedzielnego wieczoru w TVP 1 zgromadzeni przed telewizorami widzowie mogli posłuchać na przykład o tym, czym jest synkopa, a po chwili jeszcze zobaczyć, jak działa ona w praktyce. Jest misja? Jest. Jest kultura wysoka? Jak najbardziej. A na dodatek wszystko podane na luzie i z humorem, i to takim, który Polak lubi najbardziej, bo dużo żartów krążyło wokół pieniędzy i kobiecych wdzięków, więc naród przed odbiornikami powinien być zadowolony. Ten w opolskim amfiteatrze w każdym razie był i bawił się świetnie.

Jest też jeszcze inne wytłumaczenie tego absurdalnego widowiska. Stałym punktem opolskiego festiwalu od wielu dekad jest przecież kabareton. W tym roku go zabrakło. Być może władze TVP przezornie postanowiły zaasekurować się i zabezpieczyć przed zbyt politycznymi tekstami, jakie mogłyby polecieć z festiwalowej sceny. I pewnie słusznie – co tym artystom potrafi strzelić do głowypokazał już pierwszego dnia imprezy lider Elektrycznych Gitar Kuba Sienkiewicz uaktualniając tekst piosenki „Kiler”. Z drugiej strony jednak opolski widz przyzwyczajony jest do tego, że na festiwalu musi być też jeden koncert, na którym będzie można się pośmiać. No to proszę bardzo – była Filharmonia Dowcipu. Ktoś powie że to już przesada, aby w decyzjach programowych dotyczących festiwalu piosenki doszukiwać się takich politycznych motywacji? Cóż, najwyraźniej niespodziewanie dożyliśmy czasów, gdy znów w tym co widzimy w telewizji publicznej warto doszukiwać się jakiegoś drugiego, albo i trzeciego dna. A że ewentualne obawy rządzących TVP nie były bezpodstawne, przekonaliśmy się pod sam koniec wieczoru. Gdy na scenę wyszedł szef stacji Jacek Kurski, aby wręczyć główną nagrodę koncertu „Złote Opole”, przywitały go potężne gwizdy sporej części publiczności.

Poza tym druga część niedzielnego wieczoru serwowała raczej już tylko muzyczne kontrowersje. Na finał Opole od lat realizuje ten sam patent, który najkrócej można określić hasłem „Znacie? To posłuchajcie”. To parada dawnych hitów, w ten czy inny sposób odgrzanych i umotywowanych jakąś rocznicą czy mniej lub bardziej naciąganym pomysłem w scenariuszu. Tym razem były to 53 przeboje na 53. festiwal, z których zawczasu w internetowym głosowaniu wybrana została finałowa stawka walcząca o tytuł „Grand Prix Publiczności”. Znów usłyszeliśmy Ryszarda Rynkowskiego pijącego za błędy czy Wilki zapewniające o fajności biustu Baśki. Była też Maryla Rodowicz z „Niech żyje bal”, Justyna Steczkowska z „Dziewczyną szamana”, Tadeusz Woźniak z „Zegarmistrzem światła” oraz Doda z „Nie daj się”. Gdzieś mimochodem przypomnieliśmy sobie również, że Janusz Radek ma tak dobry głos, że świetnie czuje się nawet w Niemenowym „Dziwny jest ten świat”, zaś złożona między innymi z muzyków Budki Suflera i Perfectu supergrupa Wieko to ekipa, która śmiało może walczyć o miano kuriozum dekady.

Ile jeszcze razy publiczność da się naciągnąć na te same piosenki? Być może ma tego dość już teraz, o czym może świadczyć wynik głosowania – z całego tego zalewu starszych i młodszych hitów postawiła na Michała Szpaka i piosenkę „Jesteś bohaterem”, z którą wygrał Opole w roku ubiegłym. Wyborem zaskoczony był nawet sam wykonawca. Nieważne czy to efekt sprawnego działania fanklubu Szpaka, czy też jakiś drobny bunt znudzonych odgrzewanymi co rok kotletami widzów – byłoby dobrze, gdyby ten werdykt dał do myślenia osobom odpowiedzialnym za przyszłoroczne Opole.

Zobacz także

opole2016

wyborcza.pl

 

Aleksander Hall: Słowa Kaczyńskiego o „rebelii” są groźne, można traktować je jako dyrektywę dla służb, prokuratury

Wah, 06.06.2016

Aleksander Hall

Aleksander Hall

Słowa Kaczyńskiego o „rebelii” zupełnie nie odpowiadają rzeczywistości. Ale jeśli wypowiada je lider partii, która rządzi Polską, to są to słowa groźne, bo można je traktować jako dyrektywę dla służb specjalnych, czy prokuratury – mówił w TVN24 Aleksander Hall, historyk i polityk, były Przewodniczący Partii Konserwatywnej.

Hall stwierdził, że patrząc na rządy PiS, „znowu jest opozycjonistą”. – Nikt nie kwestionuje zwycięstwa PiS w wyborach. Ale to, co dzieje się po wyborach, to próba zmiany ustroju państwa, na taki, gdzie władza będzie skupiona w jednym ośrodku, w rękach Jarosława Kaczyńskiego. To jest zmiana de facto porządku prawnego i konstytucji z 1997 roku.

Hall odniósł się też do słów Jarosława Kaczyńskiego, że „w Polsce trwa rebelia przeciwko rządom PiS”. – To są słowa absurdalne i kuriozalne. Rebelia to jest nic innego niż wystąpienie zbrojne przeciwko legalnej władzy. Synonimami są tutaj bunt albo rokosz. Więc ci polscy rebelianci to bardzo nietypowi rebelianci, bo tam jest nastrój pogodny, tam są rodziny z dziećmi, tam nie ma broni i przemocy, a w trakcie demonstracji najostrzejsze sformułowania to „precz z kaczorem – dyktatorem”.

– To są pokojowe demonstracje, do których obywatele mają prawo, a nawet obowiązek. Słowa Kaczyńskiego zupełnie nie odpowiadają rzeczywistości. Ale jeśli wypowiada je lider partii, która rządzi Polską, to są to słowa groźne, bo można je traktować jako dyrektywę dla służb specjalnych czy prokuratury – stwierdził.

Skrytykował także brak obecności Lecha Wałęsy na sobotnim marszu KOD. – Wolałbym, by Lech Wałęsa był w Warszawie, zwłaszcza że sam zapraszał na marsz.

Dodał też, że na marsze KOD przychodzi wciąż za mało ludzi. – Na marszach KOD nie ma większości Polaków. Te kilkadziesiąt, a może 200 tys. osób to wciąż za mało – stwierdził.

Zobacz także

hall

wyborcza.pl

 

Frasyniuk: Krzyknąłem: „Jarek! Zwyciężymy!”. On musi zrozumieć, że jeśli się nie cofnie, przegra i zostanie odsunięty

Rozmawiał: Jacek Harłukowicz, 05.06.2016

Władysław Frasyniuk

Władysław Frasyniuk (Fot. Kornelia Głowacka-Wolf / Agencja Gazeta)

– Tym, którzy starają się dezawuować datę i znaczenie wyborów z 4 czerwca 1989 roku, pokazaliśmy, że nie ma na to naszej zgody – mówi „Wyborczej” Władysław Frasyniuk. – Chciałem Kaczyńskiemu uświadomić, że ciągle ma szansę, żeby się zmienić. Że może porzucić obecną drogę i być z nami. Ale oczywiście musi też mieć świadomość, że jeśli tego nie zrobi, zostanie w końcu sam. Zostanie odsunięty.

Jacek Harłukowicz: W sobotę spełniło się chyba w końcu pańskie wielkie marzenie – rocznicę 4 czerwca świętowały, w sposób radosny, dziesiątki tysięcy Polaków. Postulował pan o to od lat.

Władysław Frasyniuk: Tak. Chyba po raz pierwszy po 1989 roku udało nam się tego dnia poruszyć wszystkich tych, dla których to ważna data. Nareszcie. Okazało się przy okazji, że ludzie nie tylko nauczyli się wreszcie doceniać wydarzenia sprzed 27 lat, ale mają dodatkowo potrzebę, by być tego dnia razem: spotkać się, cieszyć, piknikować. Mają poczucie wspólnoty. Jestem z tego powodu ogromnie szczęśliwy. Bo tym wszystkim, którzy od lat starają się dezawuować tę datę, pokazaliśmy, że nie ma na to naszej zgody.

Czy to nie paradoks, że udało się dopiero teraz, gdy obecny rząd łamie demokratyczne reguły i dezawuuje znaczenie tej daty? Gdy rozmontowywany jest Trybunał Konstytucyjny, służba cywilna?

– Wręcz przeciwnie! Mam wrażenie, że udało się to właśnie z powodów, które pan wymienił. Przez ostatnie 27 lat po 1989 roku byliśmy przekonani, że zakorzenienie Polski w Unii Europejskiej i NATO da nam mechanizmy, które na lata bronić będą demokratycznych przemian. I że teraz będziemy już bezpieczni. To nas uśpiło. Bo okazało się, że demokracja nie jest czymś danym nam raz na zawsze. Że trzeba o nią dbać, podlewać, bo inaczej będzie więdnąć. I tu widzę jedyną zasługę obecnej polityki Jarosława Kaczyńskiego: unaocznił nam wszystkim, że nie ma nic za darmo. Że tym pociągiem o nazwie „wolność” nie da się jechać na gapę.

To zresztą nie jest wyłącznie polski problem. Wszystkim demokracjom na świecie grożą takie choroby jak populizm czy nacjonalizm. Dlatego tak ważne jest, byśmy byli aktywni, by społeczeństwo było prawdziwie obywatelskie. By w obronie swoich wolności i wartości potrafiło się zorganizować i powiedzieć źle rządzącym gromkie „nie”. A daty dla siebie ważne potrafiło odpowiednio obchodzić. To po prostu takie działanie, by mając już poważny kaszel, nie dopuścić do zapalenia płuc.

W swoim wystąpieniu przywoływał pan słowa Lecha Wałęsy. Szkoda, że nie było go w Warszawie obok Bronisława Komorowskiego i Aleksandra Kwaśniewskiego.

– Szkoda nawet nie dlatego, że nie przemawiał do tych zgromadzonych tłumów ze sceny. Szkoda przede wszystkim dlatego, że tam były dziesiątki tysięcy osób mu życzliwych. Ludzi, którzy zdają sobie powoli sprawę, że tak naprawdę Wałęsie zawdzięczają wszystko. Że bez niego nie byłoby dzisiejszej Polski. A Lechu, nie mogę tego zrozumieć, woli w tym czasie koncentrować się na tych wszystkich małych ludziach, którzy nieudolnie wciąż starają się go podgryzać, oskarżać i umniejszać jego rolę w tamtych czasach [w czasie manifestacji pod domem Wałęsy odbył się wiec przeciwników, b. prezydent próbował dyskutować z jego uczestnikami]. Powinien być w Warszawie razem z nami przede wszystkim dla siebie samego. Żeby zobaczyć, że Polacy go cenią, wiedzą, kim był i co robił wtedy, gdy odwaga nie była taka tania.

Zwrócił się pan też bezpośrednio do Jarosława Kaczyńskiego z zawołaniem „Jarek! Zwyciężymy!”. Usłyszał?

– Na pewno, bo takich tłumów idących ulicami stolicy nie da się zignorować. Moje przesłanie miało jednak charakter otwarty. Chciałem Kaczyńskiemu uświadomić, że ciągle ma szansę, żeby się zmienić. Że może porzucić obecną drogę i być z nami. O to chodziło. Ale oczywiście musi też mieć świadomość, że jeśli tego nie zrobi, zostanie w końcu sam. I w końcu przegra, zostanie odsunięty.

Przed sobotą sporo było wypowiedzi polityków, którzy udawali, że nie wiedzą, o co chodzi z datą 4 czerwca. Udawał Marek Jakubiak od Kukiza, Antoni Macierewicz stwierdził, że kojarzy mu się ona z wyborami samorządowymi w 1938 roku. Były takie wypowiedzi urzędników prezydenta Andrzeja Dudy.

– Nie ma się co nad tym znęcać, bo sami sobie dali tymi wypowiedziami świadectwo. Dla mnie symboliczna jest postawa właśnie prezydenta Andrzeja Dudy, który tego dnia uciekł do Rzymu. W takich sytuacjach, jak mówi stare przysłowie, należy się modlić o zdrowie pana prezydenta. Bo na rozum już chyba za późno.

Władysław Frasyniuk – działacz opozycji demokratycznej, przywódca pierwszej dolnośląskiej „Solidarności”, potem poseł na Sejm, związany z Unią Demokratyczną, Unią Wolności i Partią Demokratyczną, szef think tanku tworzonego przez Komitet Obrony Demokracji.

Zobacz także

frasyniuk1

wyborcza.pl