Beylin, 21.12.2016

 

Codziennie budzimy się z ręką w nocniku PiS

Codziennie budzimy się z ręką w nocniku PiS

Komisja Europejska wysłała Polsce kolejną serię rekomendacji wiążących się z Trybunałem Konstytucyjnym, nie są one rozumiane tak, jak życzyłby sobie rząd. Dotyczą niepublikowania wyroków TK, fali nowelizacji ustawy o TK, curiosum p.o. prezesa TK Julii Przyłębskiej.

Rząd dostał kolejne 2 miesiące na odpowiedź. Rzecznik rządu Rafał Bochenek od razu odpowiedział, że problem Trybunału jest rozwiązany: „Nie widzimy podstaw podstaw do tego, aby Komisja Europejska zajmowała się w tym momencie Trybunałem Konstytucyjnym”.

Wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans zapowiedział, że Polsce nie odpuści. Ktokolwiek byłby na jego miejscu, powiedziałby to samo, bo Trybunał Konstytucyjny to z definicji główny standard Unii Europejskiej. Dotyczący trójpodziału władzy demokratycznej.

Rząd PiS i większość parlamentarna łamie tę zasadę, a przede wszystkim łamie Konstytucję RP. W obecnej sytuacji TK nie jest władny podjąć wiążącego prawnie wyroku. Niezależne jeszcze są sądy, najprawdopodobniej Sąd Najwyższy wyda wyrok w sprawie kolejnych nowelizacji o TK i wyborze Przyłębskiej.

Nie wdając się w subtelności – w lutym Komisja Europejska może nałożyć sankcje na Polskę, gdy PiS będzie się upierać (a będzie), iż wszystko jest O.K. A przecież nie jest. Jarosław Kaczyński nie zrobi w tej sprawie konferencji prasowej, mając po lewej swojej ręce Beatę Szydło, a po prawej Andrzeja Dudę i nie postraszy Timmermansa, jak straszy opozycję, iż zostaną wyciągnięte wobec niego konsekwencje prawne.

Acz znając Kaczyńskiego wcale nie zdziwiłbym się, gdyby sklasyfikował Timmermansa jako gorszy sort, a nawet „posądził” go o przynależność do UB, SB, czy gestapo. Prezes PiS sam jest politycznym absurdem i nie wstydzi się tego.

Aby nałożyć sankcje na Polskę, Komisja Europejska musi uzyskać jednomyślność krajów Unii Europejskiej, PiS liczy na Viktora Orbana, ale ten jest wytrawniejszym graczem niż Szydło skrzyżowana z Dudą i naddanym im Kaczyńskim, jak kapeluszem.

Więc możemy orzec, iż PiS stał się zakładnikiem Orbana, a ten jest – wszak to tajemnica poliszynela – zakładnikiem Władimira Putina. W ten oto sposób wpadliśmy w sidła Kremla. Nie należy też wykluczyć, iż Orban „zdradzi” PiS.

Któregoś pięknego dnia, jeszcze zanim nastanie wiosna, obudzimy się w kraju w którym Bruksela nałożyła sankcje gospodarcze (wstrzymując finansowanie z unijnej kasy) i polityczne, poprzez odebranie głosu w instytucjach unijnych. Przypominam, że sankcje nałożone zostały także na Rosję.

Jak wówczas zachowa się Kaczyński, mając po lewej i prawej swoje marionetki premiera i prezydenta? Boję się, że Timmermans potraktowany zostanie jak Michał Szczerba, prezes nasz kraj przeniesie do sali kolumnowej, gdzie bez Brukseli podejmie decyzję wyjścia z UE. Nierealne? Ależ rok temu wiele rzeczy wydawało się nierealnych, dzisiaj są realne.

Codziennie budzimy się z ręką w nowym nocniku. Któregoś dnia zabraknie nocników i usłyszymy, jak po 1795 roku i po 1945, iż „nie lzia”, a Kaczyński odpowie: „spasiba”.

Waldemar Mystkowski

 

codziennie

koduj24.pl

Bochenek: problem TK jest rozwiązany, nie widzimy podstawy, by KE zajmowała się TK

21.12.2016

– Polska nie ma już problemu z Trybunałem Konstytucyjnym, ten problem jest już rozwiązany; nie widzimy podstaw do tego, aby Komisja Europejska zajmowała się w tym momencie Trybunałem Konstytucyjnym – powiedział dziś rzecznik rządu Rafał Bochenek.

Onet.pl

Timmermans nie odpuści PiS w sprawie łamania demokracji. Sięgnie nawet po „atomowe” rozwiązanie
PiS zwykł przedstawiać sytuację wokół Trybunału jako „kryzys” lub „spór”.

 

Powołanie sędzi Julii Przyłębskiej na nowego prezesa wcale nie kończy sprawy Trybunału Konstytucyjnego.

Komisja Europejska wysyła Polsce kolejną serię rekomendacji dotyczących rzeczy ciągnących się od roku, w tym niepublikowanych orzeczeń oraz kwestii ostatnich dni, choćby wymyślenia instytucji p.o. prezesa i najnowszych nowelizacji ustawy o Trybunale. Polska ma dwa miesiące na odpowiedź.

PiS niespecjalnie przejmuje się listami z Brukseli

Można bezpiecznie założyć, że PiS, który nie ma w zwyczaju się cofać, specjalnie się nie przejmie listami z Brukseli. Nie przyzna w lutym, że jego funkcjonariusze, zwłaszcza prezydent i premier, złamali konstytucję. Wtedy Komisja może sięgnąć po „atomowe” rozwiązanie.

Zwróci się do wszystkich państw Unii, by na tak ostentacyjny gwałt na praworządności zastosować wobec Polski odpowiedzialność zbiorową i za przewiny partii rządzącej nałożyć na nas sankcje, przekładające się na słabszą pozycję w Unii i straty finansowe. Co się pewnie nie uda. Trzeba proces przeprowadzić przez szczyt europejski, tam wymagana byłaby jednomyślność, a skądinąd wiadomo, że PiS wybroni Viktor Orbán.

PiS jak zwykł przedstawiać sytuację wokół Trybunału jako „kryzys” lub „spór” (choć sprawa jest jasna, wiadomo, kto łamie zasady i jest uzurpatorem), tak swoją korespondencję z Komisją Europejską sprowadza – i dalej tak będzie robił – do obrony suwerenności przed chciwością instytucji unijnych. Sankcje zareklamuje jako brutalny atak na Polskę, robotę określonych kół, w tym przypadku reprezentowanych przez Fransa Timmermansa, wiceprzewodniczącego KE, który pilnuje praworządności w Unii.

Timmermans w obronie polskich wartości

Timmermans mówi, że chce rozwiązać problem, nie zależy mu na eskalowaniu emocji. Tym bardziej, że Trybunał i rozwój wypadków w Sejmie nie są przedmiotem tylko polskiego zainteresowania. Kondycja praworządności w Polsce wpływa na formę całej Unii. Europa jest tak wygodnym i bezpiecznym miejscem do życia, bo ma solidne fundamenty: demokrację i poszanowanie dla prawa, zwłaszcza praw mniejszości. A ich burzenie w jednym państwie członkowskim, np. przez zamach na niezależność sędziów, chwieje całym europejskim gmachem.

Wiceprzewodniczący Komisji, który często przypomina, że życie zawdzięcza polskim żołnierzom, którzy wyzwalając Holandię spod niemieckiej okupacji, oswobodzili jego ojca, deklaruje, że jest także polskim komisarzem. Zapewnia, że każdy polski obywatel ma prawo, by władze nadal były trójdzielne, by nikt, żadna partia lub pojedynczy polityk, nie miał wolnej ręki i dyktatorskich uprawnień. Obywatelom Europy taka pewność po prostu się należy.

I z tego powodu Timmermans PiS, łamiącemu europejskie zasady, nie odpuści. Jeśli odpowiedź polskiego rządu będzie niezadowalająca, Komisja sięgnie po każde dostępne narzędzie. Także te skazane na porażkę.

polityka.pl

Konstytucjonalista: Pani Przyłębska nie jest żadnym prezesem Trybunału Konstytucyjnego

 dżek, 21.12.2016

Sędzia Julia Przyłębska i prezydent Andrzej Duda

Sędzia Julia Przyłębska i prezydent Andrzej Duda (Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta)

– Powołanie pani Przyłębskiej na funkcję prezesa TK jest działaniem nieprawowitym. Pani Przyłębska nie jest żadnym prezesem Trybunału Konstytucyjnego – mówił w TOK FM prof. Wojciech Sadurski, konstytucjonalista.

Prezydent Andrzej Duda powołał sędzię Julię Przyłębską na prezesa Trybunału Konstytucyjnego, Do nominacji doszło dzień po wygaśnięciu kadencji prof. Andrzeja Rzeplińskiego. Duda apelował o odbudowanie wizerunku Trybunału Konstytucyjnego. – Chciałbym, aby w TK zakończyły się gorszące spory. Aby Trybunał zabrał się do dynamicznej pracy; liczę, że TK wróci na należną mu pozycję – mówił Duda.

– Słowa prezydenta Dudy odbieram jako przejaw cynizmu i fałszu – komentował w TOK prof. Wojciech Sadurski, konstytucjonalista z Uniwersytetu w Sydney. – On sam jest przecież winny kolejnych działań łamiących krok po kroku konstytucji. Powołanie pani Przyłębskiej na funkcję prezesa TK jest działaniem, które jest logiczną konsekwencją całego cyklu działań łamiących konstytucję – komentował ekspert.

– Ostatnia decyzja prezydenta nie jest prawowita i pani Przyłębska nie jest żadnym prezesem Trybunału Konstytucyjnego. Jest co najwyżej prezesem w cudzysłowie, podobnie jak trzech sędziów powołanych na stanowiska już obsadzone – komentował prof. Sadurski.

Przyłębska jest ósmym prezesem w historii TK i pierwszą kobietą na tym stanowisku. Od zakończenia kadencji Andrzeja Rzeplińskiego była p.o. prezesa TK.

 

TOK FM

Wojna i pokój władzy

Renata Grochal, Agata Kondzińska, 21 grudnia 2016

Konferencja prasowa PiS: Beata Szydło, Jarosław Kaczyński i marszałek Marek Kuchciński

Konferencja prasowa PiS: Beata Szydło, Jarosław Kaczyński i marszałek Marek Kuchciński (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Mamy do czynienia z akceptacją przestępczych działań – twierdzi prezes PiS Jarosław Kaczyński i winą za kryzys polityczny obarcza opozycję. Ale nawet osoby w kierownictwie partii mają wątpliwości, czy to skuteczna taktyka.

Kaczyński zebrał wczoraj premier Beatę Szydło, marszałków Sejmu i Senatu Marka Kuchcińskiego i Stanisława Karczewskiego oraz szefa Klubu Parlamentarnego PiS Ryszarda Terleckiego na specjalnej konferencji. Bez pytań od dziennikarzy, tylko oświadczenia władzy.

Prezes PiS zaproponował, by opozycja w Polsce miała podobne umocowania jak opozycja w Wielkiej Brytanii, bo demokracja to „starcie poglądów, to także oczywiście prawa mniejszości”. I szybko przeszedł do ataku, bo „posłowie opozycji podlegają prawu ogólnemu, także karnemu, a przepisy prawa karnego są tutaj łamane”.

Zobacz: Czy grozi nami nieustający kryzys polityczny?

Kilka godzin po konferencji prokuratura oświadczyła, że wszczyna śledztwo w sprawie blokowania Sejmu w nocy z piątku na sobotę. Jak poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Michał Dziekański, chodzi o stosowanie „przemocy wobec posłów oraz innych osób, w celu uniemożliwienia im swobodnego przemieszczania się po terenie Sejmu, a także jego opuszczenia oraz wywierania w ten sposób wpływu na czynności urzędowe Sejmu”. Grozi za to do trzech lat więzienia.

PiS nadal twierdzi, że obrady w Sali Kolumnowej Sejmu i sposób przegłosowania m.in. budżetu były zgodne z prawem. Konstytucjonaliści mają jednak wątpliwości, a opozycja uważa, że głosowanie było nielegalne i domaga się jego powtórzenia na najbliższym posiedzeniu Sejmu 11 stycznia 2017 r. I w tej sprawie nie ustępuje. PO i Nowoczesna zamierzają okupować salę plenarną Sejmu do stycznia.

Nie wszyscy w PiS są zadowoleni z taktyki przyjętej przez Kaczyńskiego. – Prezes nie chce się cofnąć, bo uważa, że wtedy opozycja wejdzie mu na głowę – mówi osoba z kierownictwa partii. Tłumaczy, że manifestacje w Warszawie nie robią na liderach PiS wrażenia, ale z niepokojem patrzą na to, co się dzieje w mniejszych miejscowościach – tam gdzie jest tradycyjny elektorat partii. – Z jednej strony ludzie też zaczynają tam wychodzić na ulice i protestować, a z drugiej – wielu naszych wyborców jest przerażonych sytuacją w kraju. Mówią, że trwa już bezkrwawa wojna domowa, a oni chcą spokoju – tłumaczy nasz rozmówca.

Poseł Kaczyński potwierdza: Polska na drodze do autorytaryzmu

Dlatego w poniedziałek parlamentarzyści PiS dostali rozkaz z centrali, by we wtorek zorganizować w swoich okręgach konferencje wyborcze pod hasłem „Wydarzenia piątkowe: szantaż, prowokacja czy nowe standardy”.

W środę w instrukcjach rozesłanych do posłów PiS napisano m.in., że „nie wolno Polaków stawiać przeciwko sobie” (a stawia opozycja) i że „nie wolno Polaków skłócać, zniechęcać wzajemnie”. „Pomimo barier i uprzedzeń można i warto rozmawiać. Nigdy nie jest za późno, by zejść ze złej drogi” – podkreślono w partyjnym przekazie dnia.

Instrukcja wspomina też o krytycznych wobec działań PiS wypowiedziach europosła Kazimierza Michała Ujazdowskiego i posła Krzysztofa Łapińskiego. Pierwszy z nich winą za kryzys obwinił wprost prezesa Jarosława Kaczyńskiego, a Łapiński stwierdził, że „wojna była niepotrzebna” i „trudno zrozumieć działania mojej partii”. Instrukcja z centrali nakazuje mówić: to „ich prywatne poglądy”.

prezes-pis

wyborcza.pl

Dwie niekoronowane głowy wjechały do tej pory na Wawel Bramą Herbową: Jarosław Kaczyński i…Hans Frank

c0jrfewxeaatbed

FELIETON

PIERWSZA PRÓBA SAMOBÓJCZA KACZYŃSKIEGO

Politycy opozycji w trakcie obrad nad ustawą budżetową zaczynają protest, wnosząc na mównicę kartkę z napisem „Wolność Mediów!”. Nagle i niespodziewanie jeden z nich zostaje bez powodu wykluczony z obrad. I tu żarty się kończą, bo jeśli można sobie, ot tak, wykluczać posłów, to demokracja zamienia się w wybieraną co cztery lata dyktaturę. Opozycja zaczyna więc gremialnie blokować mównicę. Impas. Ale władza może łatwo uspokoić sytuację, wystarczy przywrócić wykluczonego posła. Zresztą nawet tego można uniknąć, przenosząc po prostu obrady na inny dzień.

Kaczyński idzie jednak w zaparte, wbrew własnemu interesowi. Dalej nie widać korzyści, jakie mógłby osiągnąć. Prawo i Sprawiedliwość przechodzi do sali obok, gdzie nie ma możliwości zagwarantowania uczciwości głosowania. Posłowie opozycji nie są dopuszczani do zgłaszania wniosków formalnych. Nie wiadomo, czy było kworum i czy głosowanie (nad ustawą budżetową!) jest legalne. Opozycja twierdzi, że nie. Władza, że tak. I znowu: zamiast iść na niepotrzebną konfrontację, władza może przenieść głosowanie na inny dzień. Ma większość, to sobie przegłosuje, co chce.

Tymczasem ludzie zbierają się pod parlamentem i uniemożliwiają politykom PiS opuszczenie budynku. Zaczynają się przepychanki. Kaczyński swoim uporem doprowadza do sytuacji, gdy media w Polsce i na świecie obiegają dawno niewidziane sceny: ludzi siłą zabieranych przez policję, wychodzących polityków z Sejmu, którym ludzie krzyczą w twarz, co o nich myślą, w tym: „Pójdziecie siedzieć!”. Mocne wrażenie robi też nagranie, jak w asyście ochrony powoli wyjeżdża czarna limuzyna ze śmiejącym się ludziom w twarz Jarosławem Kaczyńskim. Trudno sobie wyobrazić, żeby to się miało podobać wyborcom.

Kaczyński przeniósł sytuację na nowy poziom: ludzie czują się wobec działań rządu całkowicie bezradni, a ta bezradność wywołuje wybuch gniewu i nieznaną dotąd determinację. Ludzie czują, że nie ma sposobu na powstrzymanie coraz bardziej bulwersujących posunięć PiS. Władza jest głucha na wszystko. Zachód uważa za „źle poinformowany”. Krytykę środowisk eksperckich za „tendencyjną”. Krytyczne media za „antypolskie”. Ludzie coraz bardziej czują, że pozostaje im tylko ulica i coraz ostrzejsze formy protestu. To dlatego po raz pierwszy decydują się na oblężenie Sejmu i słowne ataki na posłów. Mocni w gębie przed kamerą posłowie partii władzy, w konfrontacji z zirytowanym społeczeństwem spuszczają z tonu. Po raz pierwszy widzimy ich przestraszonych.

Kaczyński przeniósł sytuację na nowy poziom: ludzie czują się wobec działań rządu całkowicie bezradni, a ta bezradność wywołuje wybuch gniewu i nieznaną dotąd determinację.

Komitet Obrony Demokracji, który – wydawało się – już ledwo dyszy, dostaje wiatru w żagle. Opozycja po raz pierwszy się naprawdę jednoczy. Posłowie okupują parlament. Władza po raz kolejny okazuje przeciwskuteczny upór: wyłącza w Sejmie światło i ogrzewanie. Media obiegają nadawane przez komórkę wywiady z politykami. Protesty nie ustają. Wciąż nie wiadomo, po co to wszystko Kaczyńskiemu. Co zyskał? Dlaczego nie kazał się wycofać?

Opozycja trwa przy swojej czytelnej agendzie: wycofać się z ograniczeń dla dziennikarzy i powtórzyć głosowanie na temat budżetu. Prezydent Andrzej Duda, dotąd całkowicie marionetkowy, wygłasza dość koncyliacyjne przemówienie i zaprasza polityków opozycji na rozmowy. Marszałek Senatu zaprasza redakcje mediów na spotkanie. Ale premier Beata Szydło z kolei wygłasza orędzie bezpardonowo atakujące opozycję i przypominające o szczodrych transferach socjalnych, które wprowadził PiS. Jakby chciała pogrozić palcem: „przypomnijcie sobie, kto wam dał pieniądze zanim poprzecie protesty”. Chaos. Nie wiadomo, czego władza chce.

http://krytykapolityczna.pl/kraj/demokracja-i-polityka-w-czasach-przelomu/embed/#?secret=5n5VpqNlJG

Ale co z powtórzeniem głosowania? Reasumpcja oznaczałaby, że PiS przyznaje się do trzech rzeczy: złamania prawa, arogancji i porażki w starciu z opozycją. Kaczyński, żeby się na to zgodzić, musiałby przestać być Kaczyńskim. To co będzie? Skoro opozycja okupuje parlament, to jak PiS będzie sprawować władzę? W związku z całkowicie antypragmatycznym działaniem władzy, dynamika tego konfliktu jest nieprzewidywalna, a emocje tak rozgrzane, że teraz w Polsce może się zdarzyć wszystko. Jarosław Kaczyński może uznać, że konflikt, który według niego jest nierozwiązywalny, zakończyć trzeba siłową konfrontacją, za którą winę zrzuci się metodami propagandowymi na opozycję. A jeśli jeszcze nie ten konflikt, to któryś kolejny. To scenariusz bardzo niebezpieczny dla Polski, ale jeszcze bardziej niebezpieczny dla Kaczyńskiego. Taką polityką do niczego nieprzydatnych konfliktów już raz Kaczyński sam odebrał sobie władzę. Rok 2016 kończy pierwszą próbą samobójczą.

pierwsza

**Dziennik Opinii nr 355/2016 (1555)

 

 

c0ol80mwqaaitwh

ŚRODA, 21 GRUDNIA 2016, 19:44

Schetyna o propozycji Kaczyńskiego: Ona służy temu, żeby odwrócić uwagę mediów od smutnej rzeczywistości

Nie uważam, żeby to była poważna propozycja. Ona służy temu, żeby odwrócić uwagę mediów od smutnej rzeczywistości. Brak mediów w Sejmie, sala plenarna, która nie funkcjonuje i wadliwe głosowanie, które przyjęło najważniejszą ustawę niezgodnie z prawem. To dzisiejsza rzeczywistość, końca 2016 roku – mówił Grzegorz Schetyna w „Gościu Wydarzeń” Polsat News, pytany przez Jarosława Gugałę o propozycję Jarosława Kaczyńskiego ws. wzmocnienia roli lidera opozycji.

19:31

Schetyna: Będziemy na sali sejmowej do 11 stycznia. Jutro posiedzenie klubu PO, gdzie będziemy potwierdzać tę decyzję

Jesteśmy obecni, ponieważ została ogłoszona przerwa w posiedzeniu Sejmu, ono nie zostało zakończone, więc jesteśmy obecni na sali sejmowej i będziemy tam do 11 stycznia, czyli do następnego posiedzenia. Jutro mamy posiedzenie klubu parlamentarnego, gdzie będziemy tę decyzję potwierdzać. Na razie nic się nie zmienia, jesteśmy do nowego roku i dłużej. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że będziemy tam także w czasie świąt i nowego roku – mówił Grzegorz Schetyna w rozmowie z Jarosławem Gugałą w „Gościu wydarzeń” Polsat News.

300polityka.pl

Rafał Zakrzewski Gazeta Wyborcza

Prezes PiS nie jest w stanie przyznać się do błędu

21 grudnia 2016

Poseł Kaczyński, prezes PiS

Poseł Kaczyński, prezes PiS (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Łącząc propozycję ułożenia normalnych relacji między rządzącymi a opozycją ze zgodą na powtórne przegłosowanie budżetu, Jarosław Kaczyński mógł wiele osiągnąć. Ale wybrał ściemę.

Jarosław Kaczyński popełnił we wtorek polityczny błąd.

„Zwykły poseł” wzmocniony premierem, marszałkami Sejmu i Senatu oraz szefem klubu PiS przedstawił suwerenowi, co powinien myśleć o ostatnim kryzysie w parlamencie.

Zaczął dobrze – deklaracją o potrzebie spokoju i o ważnej roli opozycji. Zaproponował przeciwnikom politycznym coś na kształt pakietu demokratycznego. Za wabik posłużyły mu specjalne uprawnienia dla lidera opozycji sejmowej oraz możliwość kierowania co piątym posiedzeniem Sejmu. Konkretów więcej nie było, była tylko zachęta, by o tym porozmawiać.

Zobacz też: Mocne groźby Jarosława Kaczyńskiego – komentarz Romana Imielskiego

Prezes nazwał to wyciągniętą ręką do opozycji. I już można byłoby się nabrać, że Jarosław Kaczyński naprawdę chce rozładować napięcia polityczne (które sam tworzy) i naprawdę położyć nam pod choinką świąteczny prezent – spokój społeczny. Jednak po chwili zobaczyliśmy, co trzyma w drugiej ręce – schowanej za plecami.

A tam same groźby. Pod adresem posłów opozycji oblegających salę sejmową, żeby nie myśleli, że to tylko występek przeciw regulaminowi Sejmu, bo jeśli się nie cofną, grożą im zarzuty karne. Również zarzutami karnymi postraszył tych, którzy blokowali politykom PiS wyjazd z Sejmu, i tych, którzy blokowali wizytę prezesa na Wawelu.

Po tym wszystkim wyraził nadzieję, że jego wyciągnięta ręka nie zostanie odtrącona. Nawet jeśli przymknąć oko na pohukiwania pod adresem posłów opozycji i obywateli manifestujących przed parlamentem, to nie da się go przymknąć w kluczowej dla rozwiązania tego kryzysu kwestii – głosowania nad budżetem państwa.

Aby scenariusz zgody narodowej mógł zostać wzięty pod uwagę, potrzebne było jedno jedyne zdanie wypowiedziane przez prezesa: przegłosujmy budżet raz jeszcze – z odpowiednią powagą, w odpowiednich warunkach, by nikt w kraju i za granicą nie miał wątpliwości, że dochowano wszystkich demokratycznych procedur. To zdanie nie padło.

Gorzej, padła jasna sugestia, że by opozycja godna była siąść do rozmów z prezesem, musi uszanować zasady demokracji parlamentarnej. A to – twierdzi Kaczyński – jest równoznaczne z uznaniem przez nią wyników głosowania nad budżetem w Sali Kolumnowej (brali w nim udział tylko posłowie PiS i dwóch posłów Kukiz’15.) To oczywiście warunek nie do przyjęcia dla opozycji, która zgodnie uważa, że w tej sprawie nie można ustąpić.

Kaczyński jakby zupełnie tego nie rozumiał. A przecież łącząc propozycję ułożenia normalnych relacji między rządzącymi a opozycją ze zgodą na powtórne przegłosowanie budżetu, mógł wiele osiągnąć.

Po pierwsze – natychmiastowe rozwiązanie kryzysu. Za to zawsze zdobywa się punkty i idzie w zapomnienie to, kto kryzys wywołał.

Po drugie – możliwość umocnienia się w tej części swego elektoratu, który ma już dosyć tego trwającego ponad rok kołysania państwem.

Po trzecie – mógł zyskać opinię polityka rozważnego, który naprawdę dba o stan państwa i dla jego dobra jest w stanie przyznać się do błędu.

Ale to już Kaczyńskiego przerosło, nie pierwszy raz. Wybrał ściemę i eskalację konfliktu.

kaczynski

wyborcza.pl

Jest jeszcze tylko jeden autorytet, któremu mógłby ulec Jarosław Kaczyński

Agnieszka Kublik, 21 grudnia 2016

Prof. Ireneusz Krzemiński

Prof. Ireneusz Krzemiński (Fot. Filip Klimaszewski / Agencja Gazeta)

Nie widzę nikogo innego poza biskupami, kto mógłby przekonać prezesa Kaczyńskiego, by porzucił wojenną retorykę, zrobił krok do tylu. Nie ma żadnego innego autorytetu, wobec któremu mógłby ulec Jarosław Kaczyński – mówi prof. Ireneusz Krzemiński z UW.

Agnieszka Kublik: Dziwna to była konferencja. Była pani premier, prezes Kaczyński, marszałkowie Sejmu i Senatu, szef klubu PiS, a prowadził ją rzecznik rządu. Jako pierwszego powitał i pożegnał Kaczyńskiego. Nie swoją szefową i nie marszałka Sejmu, drugą po prezydencie osobę w państwie. Co to za przekaz?

Prof. Ireneusz Krzemiński, socjolog Uniwersytet Warszawski:  A panią to dziwi? Od dawna wiemy, że tym, który rządzi rządem, całym państwem i w ogóle Polską, jest Jarosław Kaczyński. Jest posłem i szefem PiS, a pełni funkcje prezydenta, premiera, większości parlamentarnej. To jest kuriozum.

Czy nasza demokracja jest tak źle skonstruowana, że jest to możliwe? Mamy przecież konstytucję. Każdy obywatel, nawet ten, co popiera PiS, powinien sobie uświadomić, że to konstytucja decyduje o naszych prawach i to ona opisuje działanie wszystkich instytucji demokratycznych. Konstytucja przyznaje nam prawa jako obywatelom i chroni nasze obywatelskie prawa.

Zobacz też: Czy grozi nami nieustający kryzys polityczny?

Ta konstytucja jest notorycznie łamana przez władzę. Dziś po raz kolejny. Prezydent Andrzej Duda złamał konstytucję, nie uznając, że po odejściu prezesa Trybunału prof. Andrzeja Rzeplińskiego zastępuje go wiceprezes sędzia Biernat. Nie trzeba znać prawa, żeby rozumieć, że to jakiś absurd prawniczy. I to nawet wtedy, kiedy sędzia Biernat potulnie godzi się na bezprawnie mianowaną „tymczasową prezes” TK.

Środowa konferencja Kaczyńskiego i jego ludzi to był klarowny przekaz: my konstytucji nie łamiemy, głosowanie nad budżetem w piątek było zgodne z konstytucją i regulaminem Sejmu, to opozycja popełnia przestępstwa. Kaczyński mówił: „Mamy pełne podstawy, by powiedzieć, że opozycja uznała, że jej prawo nie obowiązuje. (…) Posłowie opozycji podlegają prawu, jak wszyscy obywatele, podlegają prawu, które obowiązuje w pracy Sejmu, ale też prawu ogólnemu i prawu karnemu, a przepisy prawa karnego są tutaj łamane. Mamy do czynienia z akceptacją działań, które mają charakter przestępczy”.

– To jest nieprawda. Niech każdy kupi sobie konstytucję, to się przekona, że władza kłamie, mówiąc, że nie łamie konstytucji. Konstytucja powiada np., że orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego „mają moc powszechnie obowiązującą i są ostateczne”, że obywatele mają prawo do rzetelnej informacji, że posłowie mają prawo uczestniczyć w posiedzeniu Sejmu.

Obrady Konferencji Episkopatu Polski w GnieźnieFot. Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta

Więc to już nie jest sprawa partyjna. Jeszcze nigdy nie było tak w III RP, by państwem rządził człowiek niepełniący żadnych państwowych funkcji. I żeby jego wola, jak kiedyś I sekretarza PZPR, decydowała o państwie, ba, o jego prawie!

A Marian Krzaklewski, kiedyś szef „Solidarności”? Mówiło się, że rządził premierem Jerzym Buzkiem z tylnego siedzenia.

– I wszyscy to potępili, to raz. Dwa – prezydentem był wtedy Aleksander Kwaśniewski, więc wpływ Krzaklewskiego na państwo, jeśli jakiś był, to nieporównywalny z tym, jaki ma dziś prezes PiS. Poza tym premier Buzek na pewno nie był takim figurantem jak obecne władze. Więc chodzi nie o jedną partię, ale o wartości demokratyczne, o etos.

Jan Paweł II mówił, że każdy ma prawo zabierać głos w sprawach publicznych, ma prawo do protestu, do organizowania się. To są kwestie fundamentalne. Jan Paweł II uznał, że prawa człowieka i obywatela są nam dane od Boga, a nie od żadnej większości, mniejszości czy prezesa. Warto to przypomnieć!

Mówi pan, że władza kłamie, gdy twierdzi, że przestrzega konstytucji. Ale to władza ma wszystkie instrumenty – policję, służby specjalne, Trybunał Konstytucyjny, prokuraturę i media publiczne. To kto może stwierdzić, że władza nie ma racji?

– Jedyną siłą, która może powiedzieć władzy nie, są obywatele. Np. w Ameryce jest znane „nieposłuszeństwo obywatelskie”. Jeżeli mamy legalnie wybraną władzę, która przekracza swoje uprawnienia, to wtedy to społeczeństwo obywatelskie może powiedzieć tej władzy, że łamie konstytucję, i wypowiedzieć jej posłuszeństwo.

Mówi nie na ulicach od ponad roku. I…?

– Ja zadaję sobie takie pytanie: jak sprawić, żeby obywatele i obywatelki np. w Siedlcach, Puławach czy Gorzowie dostrzegli, że to, co robi władza, jest naruszeniem konstytucji i naruszeniem naszych obywatelskich praw – moich, pani, mieszkańców Siedlec, Puław czy Mławy. Konkretnych ludzi. Jesteśmy zdani na łaskę i niełaskę władzy, dokładnie tak, jak było w PRL-u.

Polacy w większości to osoby wierzące. To ja się pytam: gdzie w sytuacji tak głębokiego konfliktu moralnego są biskupi? Odegrali ogromne znacznie w PRL-u, podczas Okrągłego Stołu. Dziś popierają PiS i dlatego milczą. Kościół to jest wspólnota wszystkich wiernych, nie tylko księży. Czy zatem wszyscy wierzący Polacy godzą się na to, by Kościół stał się przystawką PiS-u? Mam taki świąteczny apel do rodaków, by to przemyśleli.

Trwa wojna o to, kto zdominuje przekaz medialny do obywateli. Kaczyński mówił na konferencji: „Niewielu obywateli da się przekonać, że posłanka wychodząca z Sejmu, zaatakowana, obrzucona przedmiotami, to agresorka. Bohaterem tego rodzaju wydarzenia są ci, którzy to robią. Oni dopuszczają się przestępstwa. Media mają święty obowiązek o tym mówić. Mają obowiązek tego rodzaju rzeczy przedstawiać. Jeśli dochodzimy do sytuacji, w której jest inaczej, to mamy do czynienia ze stanem niebezpiecznym dla wszystkich. Dla całego społeczeństwa, całego narodu, także dla dziennikarzy”. Postraszył dziennikarzy, którzy nie podporządkują się narracji władzy?

– Tak było przed 1989 r. Wtedy władza patrzyła dziennikarzom na ręce i mówiła, co mają mówić. Niepokornych karała. Apeluję do wyborców PiS – przejrzyjcie na oczy, zobaczcie, co ta władza naprawdę robi, nie sugerujcie się propagandą Jacka Kurskiego.

Pod polskim parlamentem po 1989 r. nie było tyle policji. Jakie są możliwe scenariusze?

– Albo eskalacja przemocy albo władza się powstrzyma. Od roku mówię, że ta władza buduje monopartyjną dyktaturę. Logika takiej władzy na ogół prowadzi do użycia przemocy wobec obywateli, którzy tej władzy mówią nie.

Czy Kaczyński się zatrzyma? Wydaje mi się to mało prawdopodobne. Eskalacja konfliktu, buta prezesa Kaczyńskiego, jego niezłomna chęć pozostania dyktatorem jest tak wielka, że przemoc może się pojawić jako konsekwencja właśnie tej jego postawy.

Jarosław Kaczyński Fot. Marcin Onufryjuk / Agencja Gazeta

Mam ciągle nadzieję, że polscy biskupi pójdą po rozum do głowy, że Duch Święty zstąpi na tę ziemię i zmusi ich do tego, by nie odgrywali zwolenników tej łamiącej demokrację władzy, tylko by tonowali ten konflikt.

Oczekuje pan cudu od biskupów.

– Nie widzę nikogo innego, kto mógłby przekonać prezesa Kaczyńskiego, by porzucił wojenną retorykę, zrobił krok do tylu. Bo kto inny? Prezydent Duda? Nie. Byli prezydenci? Nie. Komisja Europejska? Nie. Parlament Europejski? Nie. Nie mamy polskiego papieża.

Nie ma żadnego innego autorytetu, któremu mógłby ulec Jarosław Kaczyński.

Według danych Kantar Public (dawniej TNS Polska) z początku grudnia 54 proc. ankietowanych uważa, że sprawy w kraju zmierzają w złym kierunku (to o 5 pkt proc. więcej niż w listopadzie), a 29 proc.  jest przeciwnego zdania (to o 5 pkt proc. mniej niż w listopadzie).

– Nic dziwnego. To będzie w moim życiu drugi, po stanie wojennym, taki bardzo nieprzyjemny okres świąteczny. Jest mi bardzo przykro. Jarosław Kaczyński jest moim rówieśnikiem, mamy podobne historyczne doświadczenia. A w nim dostrzegam taką diabelską pokusę podporządkowania sobie całego państwa i wszystkich Polaków.

jest-jeszcze

wyborcza.pl

 

ŚRODA, 21 GRUDNIA 2016, 16:22

Bochenek dla 300: Polska nie ma już problemu z TK

Polska nie ma już problemu z Trybunalem Konstytucyjnym, gdyz zostały przyjęte te ustawy, które porządkują sytuację. Warto, aby KE rzetelnie zapoznała się z przepisami, które obowiązują w tym zakresie, bo uwzględniają one sugestie zgłaszane przez różne instytucje i środowiska. Jest również powołana nowa prezes TK Julia Przyłębska i to daje wielkie nadzieje, że Trybunal wreszcie stanie się prawdziwą ostoją demokracji – stwierdził rzecznik rządu Rafał Bochenek w rozmowie z 300POLITYKĄ.

300polityka.pl

 

plot-hanby

„Precz z Kaczorem”. Barierki przed Sejmem zamieniły się w „Płot Hańby”. Ludzie piszą na nim, co myślą o rządzie

Tomasz Golonko, Anita Kucharczyk, 21.12.2016
Barierki, które miały odgradzać protestujących od gmachu parlamentu, nieoczekiwanie zmieniły swój charakter. Protestujący w nocy z wtorku na środę zaczęli pisać na barierkach to, co myślą o rządzie. – Szczerze utożsamiam się z hasłem ”Precz z Kaczorem”. Są jednak i tacy, którzy uważają tę formę protestu za skandal.

precz

gazeta.pl

 

waldemar-kuczynski

 

c0m2sxbwqaaglop

Prezydent mianował zastępcę Rzeplińskiego. Julia Przyłębska nowym prezesem TK

mako, 21.12.2016

Sędzia Julia Przyłębska

Sędzia Julia Przyłębska (Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta)

• Prezydent RP mianował Julię Przyłębską na nowego prezesa TK
• Drugim kandydatem wybranym przez sędziów TK był Mariusz Muszyński
• Dzień wcześniej skończyła się kadencja prezesa Andrzeja Rzeplińskiego

 

Prezydent RP Andrzej Duda mianował Julię Przyłębską na nową prezes Trybunału Konstytucyjnego. Dzień wcześniej została mianowana p.o. prezesa, dzięki czemu mogła zwołać Zgromadzenie Ogólne i przeprowadzić głosowanie, w którym wyłoniono dwóch kandydatów na nowego szefa TK. Zostali nimi właśnie Julia Przyłębska oraz Mariusz Muszyński. – Chciałbym, aby pani prezes uporządkowała sprawy Trybunału – powiedział prezydent w czasie mianowania. Kadencja poprzedniego prezesa Andrzeja Rzeplińskiego skończyła się w poniedziałek o północy.

Dowiedz się więcej:

Ilu sędziów głosowało nad wyborem kandydatów?

W głosowaniu ostatecznie wzięło udział sześcioro sędziów. Wiceprezes TK Stanisław Biernat twierdzi, że w takiej sytuacji głosowanie było nieważne – jak tłumaczy, by uchwała Zgromadzenia Ogólnego Sędziów TK była ważna, w głosowaniu musi wziąć udział co najmniej połowa z piętnastoosobowego składu TK określonego w konstytucji. Innego zdania jest dyrektor biura prasowego Kancelarii Prezydenta. – Z przykrością stwierdzam, że wiceprezes Biernat nie zna obowiązującego prawa dotyczącego TK – przekonuje Marek Magierowski. – Wybór kandydatów na stanowisko prezesa odbył się zgodnie z przepisami – ocenił.

Jak Magierowski tłumaczy legalność głosowania?

– Wybór odbył się zgodnie z ustawą Przepisy wprowadzające ustawę o organizacji i trybie postępowania przed TK oraz ustawą o statusie sędziów TK – wyjaśniał dyrektor biura prasowego Kancelarii Prezydenta. Ustawy autorstwa posłów PiS, które całościowo regulują postępowanie w TK i status jego sędziów, weszły w życie we wtorek tuż po północy.

Kto dołączył do składu orzekającego TK?

W Zgromadzeniu Ogólnym Sędziów TK udział mogli wziąć sędziowie Henryk Cioch, Mariusz Muszyński i Lech Morawski, których p.o. prezes Przyłębska włączyła we wtorek do składu orzekającego TK. Przez ostatni rok nie zrobił tego prezes TK Andrzej Rzepliński, którego kadencja dobiegła końca o północy z poniedziałku na wtorek. Według zapisów prezydent powołuje p.o. prezesa TK „spośród sędziów Trybunału o najdłuższym stażu pracy w sądownictwie powszechnym lub administracji państwowej szczebla centralnego na stanowiskach związanych ze stosowaniem prawa”. We wtorek Andrzej Duda powierzył te obowiązki sędzi Julii Przyłębskiej.

andrzej-duda

 

gazeta.pl

Ta konferencja pokazała, kto naprawdę rządzi w Polsce. Zdradziło to te pięć szczegółów

Patryk Strzałkowski, 21.12.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,114884,21153505,video.html?embed=0&autoplay=1
Na konferencji prasowej PiS-u były trzy z czterech najważniejszych osób w państwie. Jednak to Jarosław Kaczyński, poseł i prezes partii, miał pierwsze i ostatnie słowo.

Politycy PiS modlili się wczoraj na Jasnej Górze w intencji „sytuacji politycznej w Polsce”. Dziś – by uspokoić spór polityczny – politycy partii rządzącej zabrali głos na konferencji prasowej. Przemawiali na niej marszałek Sejmu Marek Kuchciński, marszałek Senatu Stanisław Karczewski i premier Beata Szydło – czyli kolejno druga, trzecia i czwarta najważniejsza osoba w kraju. Pierwszą jest prezydent Duda. Poza nimi pojawili się także szef klubu PiS i wicemarszałek Ryszard Terlecki oraz prezes partii Jarosław Kaczyński.

1. Kaczyński powitany i pożegnany jako pierwszy

Formalnie z tych pięciu osób Kaczyński zajmuje najmniej ważne stanowisko – jest jedynie posłem, a nie marszałkiem czy premierem. Jednak to on został powitany jako pierwszy.

Najważniejszy przekaz dnia:rzecznik rządu przywitał i pożegnał jako pierwszego Kaczyńskiego.Nie premier Szydło,nie marszałków Sejmu i Senatu

2. Prezes w centrum

Jarosław Kaczyński nie tylko został przywitany w pierwszej kolejności, ale też zasiadł w najważniejszym miejscu. Prezes zajął krzesło na środku stołu, z premierem po swojej prawej stronie i marszałkiem Sejmu – po lewej.

3. Wystąpienie pierwsze i najważniejsze

To Kaczyński wystąpił jako pierwszy – i z najważniejszymi informacjami. Podsumował sytuację w kraju i zapowiedział, jak widzi rozwiązanie kryzysu. Prezes PiS krytykował też opozycję, a nawet jej zagroził (powiedział m.in., że niektóre działania miały jego zdaniem „charakter przestępczy”). Zapowiedział również, że chce podjęcia działań, mających „wzmocnić pozycję opozycji” i zaproponował pomysły rozwiązań.

4. Szydło powtarza słowa Kaczyńskiego

Premier Szydło nie tylko mówiła po Kaczyńskim, ale też… w zasadzie ponowiła jego słowa i nazwała „premierem”. – Ja oczywiście chciałabym przede wszystkim podkreślić to, o czym mówił premier Jarosław Kaczyński – zaczęła szefowa rządu i powtórzyła apele o spokój. Dalej Szydło przypominała o wprowadzeniu programu 500+, marszałek Kuchciński przedstawił swoją wersję wydarzeń z 16 grudnia, a marszałek Karczewski zrelacjonował pokrótce posiedzenie Senatu. Po słowach wicemarszałka Terleckiego, wzywających do współpracy konferencja już miała się zakończyć, ale…

5. Pierwsze i ostatnie słowo prezesa

Na sam koniec głos ponownie zabrał Kaczyński. – Chcę powiedzieć jeszcze jedno – powiedział, gdy zebrani już wstawali. Później prezes złożył życzenia „wszystkim Polakom, niezależnie od poglądów politycznych” . – Jesteśmy przekonani, że to co dzisiaj się dzieje i co zakłóca spokój wielu polaków, to tylko przejściowy incydent. Że pójdziemy dalej i że to będzie droga ku sukcesom, ku lepszej Polsce – zakończył Kaczyński.

„Ciężko zrozumieć, co powstrzymuje Kaczyńskiego…”

Komentujący konferencję zwracali uwagę na tę hierarchię wystąpień – i to, jak odwzorowuje ona hierarchię władzy.

Premier Szydło: „Chcialabym podkreslic to, co mowil prezes Jarosław Kaczyński”
Hierarchia zarysowana dosc jasno

Po co oni osłabiają wizerunkowo tak Panią Premier?

„Ciężko zrozumieć, co powstrzymuje Kaczyńskiego przed sformalizowaniem swojej pozycji jako premier po tym, jak udało się spacyfikować Trybunał Konstytucyjny. Czy możliwe, że chce uniknąć formalnie odpowiedzialności za swoje decyzje?” – zastanawiał się politolog SWPS dr Benjamin Stanley.

Now he’s neutralised the Constitutional Tribunal, I don’t understand what is stopping Jarosław Kaczyński formalising the position of PM.

Could it be that he’s reluctant to take on legal responsibility for the decisions he’s making?

ta

gazeta.pl

Sędzia Przyłębska wyrzuca wiceprezesa Trybunału Konstytucyjnego z gabinetu

Ewa Siedlecka, 21 grudnia 2016

Sędziowie TK Julia Przyłębska, Stanisław Biernat

Sędziowie TK Julia Przyłębska, Stanisław Biernat (fot. SŁAWOMIR KAMIŃSKI, SŁAWOMIR KAMIŃSKI)

Julia Przyłębska chce pozbawić wiceprezesa TK Stanisława Biernata jego dotychczasowego gabinetu, który tradycyjnie w Trybunale zajmowali wiceprezesi – dowiedzieliśmy się nieoficjalnie

Sędzia Biernat nie odbiera telefonu.

Julia Przyłębska została mianowana właśnie przez prezydenta Andrzeja Dudę na prezesa TK. Przyłębska, oprócz funkcji p.o. prezesa, pełni też funkcję szefa Biura Trybunału. Ustawa „wprowadzająca” dwie inne ustawy o TK, która weszła wczoraj w życie, usunęła z urzędu dotychczasowego szefa Biura Macieja Granieckiego – i do czasu likwidacji Biura kierowanie nim powierzyła prezesowi Trybunału.

Nie wiadomo, dla kogo ma być przeznaczony dotychczasowy gabinet wiceprezesa, bo sędzia Biernat pozostaje wiceprezesem do końca kadencji sędziowskiej w Trybunale, czyli do czerwca 2017 r. W Trybunale panuje opinia, że jest to po prostu pokaz siły i próba upokorzenia sędziego.

Gdyby nie wprowadzona przez PiS nowa ustawa, to sędzia Biernat jako wiceprezes powinien pełnić obowiązki prezesa TK po zakończeniu w poniedziałek kadencji przez Andrzeja Rzeplińskiego  do czasu wyboru nowego szefa TK.

Zobacz też: Koniec kadencji Rzeplińskiego. KOD manifestował pod Trybunałem

sedzia

wyborcza.pl

 

Renata Grochal

Poseł Kaczyński potwierdza: Polska jest na drodze do autorytaryzmu

21 grudnia 2016

Konferencja prasowa liderów PiS, 21 grudnia 2016 r. Prezes Jarosław Kaczyński i premier Beata Szydło wchodzą na salę w Centrum Multimedialnym Foksal

Konferencja prasowa liderów PiS, 21 grudnia 2016 r. Prezes Jarosław Kaczyński i premier Beata Szydło wchodzą na salę w Centrum Multimedialnym Foksal (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

To nie władza ma się cofnąć, a opozycja. Jeśli tego nie zrobi, grożą jej zarzuty karne – postraszył prezes PiS Jarosław Kaczyński na czwartkowej konferencji prasowej w sprawie kryzysu parlamentarnego.

Kaczyński porównał opozycję do Samoobrony, co było kontynuacją narracji premier Beaty Szydło i Joachima Brudzińskiego o „warchołach oraz wichrzycielach”, którzy przeszkadzają w „dobrej zmianie”. Ale to nie opozycja odpowiada za to, co dzieje się w państwie, tylko PiS, który rządzi.

To był teatr jednego aktora. Marszałkowie Sejmu Marek Kuchciński i Senatu Stanisław Karczewski, premier Szydło i szef klubu PiS Ryszard Terlecki byli jedynie statystami. Prezes Kaczyński ogłosił, że nie będzie ponownego głosowania nad budżetem, bo – jak zapewnił Kuchciński, głosowanie w Sali Kolumnowej było legalne, mimo że konstytucjonaliści mają wątpliwości.

Żaden z liderów PiS nie odniósł się do zarzutu, że skoro posłowie opozycji nie byli wpuszczani na Salę Kolumnową, to w ogóle nie może być mowy o posiedzeniu Sejmu, tylko o spotkaniu klubu PiS. Ani do tego, że w jednym bloku przegłosowano kilkaset poprawek, chociaż posłowie mogli być za jednymi zmianami, a przeciwko innym. PiS nie przejął się obawami konstytucjonalistów, że najważniejszy akt prawny przyjmowany przez Sejm może być podważany.

Jest stenogram z 33. posiedzenia Sejmu. Zobacz, jak głosowano nad ustawą budżetową

Ten sposób uchwalania prawa to kolejny – po paraliżu Trybunału Konstytucyjnego – sygnał dla inwestorów, że Polska przestaje być państwem przewidywalnym i pogrąża się w chaosie. Zamiast odpowiedzi na te wątpliwości dostaliśmy propagandowy spektakl w wykonaniu premier Szydło o tym, jak gospodarka świetnie się rozwija, chociaż wzrost PKB jest niższy, niż przewidywano, a poziom inwestycji spada.

Prezes Kaczyński zapowiedział, że w ramach wprowadzania pakietu demokratycznego w Sejmie porządek co piątego posiedzenia może ustalać opozycja, a jej lider powinien mieć specjalne uprawnienia. Choć nie wskazał który: Schetyna czy Petru. To jest próba wbicia klina w opozycję, która właśnie się jednoczy.

W rzeczywistości obietnice Kaczyńskiego są tylko zasłoną dymną, bo jak ów „pakiet demokratyczny” – obiecany zresztą przez PiS w trakcie kampanii wyborczej – działa w rzeczywistości, widzieliśmy w piątek, gdy marszałek Sejmu wykluczył posła PO Michała Szczerbę za słowa „panie marszałku kochany, muzyka łagodzi obyczaje…”.

Od roku prawa opozycji w Sejmie są łamane. PSL, z którym PiS wojuje na wsi, jako jedyny klub nie dostał stanowiska wicemarszałka Sejmu, a opozycja została pozbawiona możliwości kierowania komisją ds. specsłużb, co od lat było parlamentarnym obyczajem. Wyłączanie mikrofonu posłom opozycji stało się smutnym symbolem parlamentaryzmu a la PiS.

Jeśli ktoś liczył, że na dwa dni przed wigilią Bożego Narodzenia prezes Kaczyński pokaże, że potrafi się cofnąć, srogo się pomylił. Trudno się dziwić opozycji, która na znak protestu przeciwko działaniom PiS zamierza okupować salę plenarną do 11 stycznia.

Konferencja potwierdziła za to rzeczywistą hierarchię władzy w Polsce – poseł Kaczyński przemawiający przed marszałkami Sejmu i Senatu, a także premierem to wymowny sygnał, że Polska jest na drodze do autorytaryzmu i prezes nie zamierza z niej zawrócić.

Zobacz: Zamiast mediować, prezydent polewa pożar benzyną – posłanka Nowoczesnej w „3×3”

 

jaroslaw-kaczynski

wyborcza.pl

Mocne groźby Jarosława Kaczyńskiego. Rządząca partia przestraszyła się buntu suwerena

Roman Imielski, Zdjęcia: Anna Czuba, 21.12.2016

http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,21152492,video.html?embed=0&autoplay=1

Dzisiejsze wystąpienie liderów Prawa i Sprawiedliwości pokazuje, że partia rządząca naprawdę przestraszyła się tego, co dzieje się na ulicach polskich miast – komentuje Roman Imielski.

mocne

wyborcza.pl

 

Michał Wybieralski

Pierwszy postulat z Sierpnia ’80 znów jest aktualny

21 grudnia 2016

Piotr Duda

Piotr Duda (Fot. Bartosz Bańka / Agencja Gazeta / TU)

Kilka lat temu zakładałem w redakcji związek zawodowy. Wybraliśmy „Solidarność”, spadkobierczynię ruchu, który dla środowiska „Wyborczej” jest niezwykle ważny. Wtedy stery w związku, po zblatowanym z PiS Januszu Śniadku, objął Piotr Duda.

Wydawało się, że skupi się na sprawach pracowniczych i nie będzie jak Śniadek robił ze związku partyjnej przybudówki. Ale w poniedziałek Duda stał się Śniadkiem. Jest mi wstyd, że stoi na czele związku, którego jestem członkiem.

Rozumiem poparcie „S” dla części polityki rządu Beaty Szydło, zwłaszcza dla podwyżki płacy minimalnej i stawki godzinowej. Też popieram te zmiany.

Nie zgadzam się z obniżką wieku emerytalnego forsowaną przez „S”, a przyjętą przez PiS i podpisaną w poniedziałek przez prezydenta w towarzystwie Piotra Dudy. Ta zmiana nie uwzględnia sytuacji demograficznej w Polsce, a w debacie o emeryturach zapomniano o rzeszach prekariuszy zatrudnionych na umowach czasowych, którzy nawet po kilkunastu latach pracy nie mają etatów i widoków na emeryturę. Zresztą „S” prekariuszami się nie przejmuje, nie wchodzi do „uśmieciowionych” branż, gdzie roboty związkowej jest więcej, a perspektywa stałych składek od członków związku marna. Tam działają Inicjatywa Pracownicza i OPZZ.

W poniedziałek stało się coś haniebnego. Duda ogłosił bez konsultacji ze związkowymi strukturami, że „S” może się stać pałkarzem PiS. Protesty opozycji przeciw łamaniu demokracji w Sejmie nazwał „wielką hucpą”. Powiedział: – Jeśli druga strona myśli, że będziemy się temu biernie przyglądać, to się myli. Przygotowujemy się do wyjścia na ulice. Jeżeli druga strona chce się policzyć, to się policzymy. Czapkami ich przykryjemy. Jeżeli mówi pan Kijowski [lider KOD], że będą chodzić po biurach poselskich, to my też wiemy, gdzie są biura Platformy i Nowoczesnej, i może też tam zawitamy.

To zastraszanie opozycji. Przewodniczącemu Dudzie przypominam pierwszy z 21 postulatów Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Stoczni Gdańskiej. Strajkujący z 1980r. domagali się „niezależnych od partii” wolnych związków zawodowych.

jest

wyborcza.pl

Ministerstwo kultury szykuje się do przejęcia Muzeum II Wojny Światowej

Adam Leszczyński, 20 grudnia 2016

Wicepremier Piotr Gliński od wiosny wojuje z dyrekcją Muzeum II Wojny Światowe

Wicepremier Piotr Gliński od wiosny wojuje z dyrekcją Muzeum II Wojny Światowe (Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta)

Ciąg dalszy bitwy o Muzeum II Wojny Światowej. Resort kultury chce zignorować orzeczenie sądu i przejąć muzeum bez oglądania się na prawo

Wicepremier Piotr Gliński od wiosny wojuje z dyrekcją Muzeum II Wojny Światowej. Było już kilka odsłon. Najpierw zamówił krytyczne recenzje projektu wystawy u prawicowych historyków i publicystów (m.in. prof. Jana Żaryna, senatora PiS, oraz Piotra Semki); nie chciał ujawnić nazwisk autorów ani treści recenzji. Okazało się, że zarzucali wystawie (której nawet nie widzieli) głównie „zbyt uniwersalistyczny” punkt widzenia.

Minister nie może po prostu odwołać dyrekcji Muzeum II Wojny Światowej, zależy to od Rady Powierniczej, a nie od decyzji polityka. A Rada – składająca się m.in. z wybitnych uczonych – stała murem za dyrekcją.

Zobacz też: Andrzej Duda musiałby stanąć na głowie, by rozwiązać parlament – Włodzimierz Cimoszewicz

Kolejnym pomysłem Glińskiego było połączenie muzeum II Wojny Światowej – wielkiej instytucji za 450 mln złotych – z istniejącym głównie na papierze Muzeum Westerplatte. Procedura oznaczałaby likwidację obu muzeów i umożliwiała odwołanie dyrekcji. – Jeszcze w marcu 2015 r. było zero pracowników muzeum Westerplatte, nie było adresu. Połączenie placówek było działaniem dla pozoru – przekonywał dyrektor Muzeum II Wojny prof. Paweł Machcewicz na posiedzeniu senackiej komisji kultury w październiku.

Dyrekcja muzeum zaskarżyła decyzję o połączeniu placówek do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. Podobny wniosek złożył RPO. 16 listopada WSA orzekł o wstrzymaniu – do czasu zakończenia procesu sądowego – wykonania decyzji ministra.

– Ale minister zapowiedział zlikwidowanie naszego muzeum na dzień 1 lutego 2017 r., a jest rzeczą oczywistą, że proces do tego dnia nie zostanie zakończony. Jeśli nie uszanują tymczasowej decyzji sądu, to cały proces straci sens, bo nas już nie będzie. 1 lutego znikniemy nieodwracalnie – tłumaczy mecenas Jacek Taylor, znany obrońca w procesach politycznych w czasach PRL, członek Rady Powierniczej muzeum.

Ministerstwo zaskarżyło decyzję o wstrzymaniu połączenia placówek do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Trik polega na tym, że NSA wyda decyzję za kilka lub kilkanaście tygodni, a do tego czasu resort może próbować ignorować orzeczenie WSA jako nieprawomocne.

Taylor: – Pełnomocnik ministra powiadomił nas, że postępowanie likwidacyjne nie zostanie przerwane, bo orzeczenie sądu I instancji nie jest prawomocne. Złożona została zapowiedź zlekceważenia orzeczenia sądowego i przepisów proceduralnych.

To nie koniec. Od wiosny ministerstwo przysyłało kolejne kontrole do Muzeum. Jeszcze przed przygotowaniem oficjalnego protokołu pokontrolnego wicepremier zarzucał dyrekcji niegospodarność – w sumie na 90 mln złotych. – Kontrola w muzeum stwierdziła niewłaściwie przygotowanie inwestycji. Rezultatem były rosnące koszty inwestycji obciążające polskiego podatnika – mówił Gliński w Senacie.

16 grudnia Rada Powiernicza odrzuciła zarzuty ministra. „Dziwi nas także, że „wystąpienie pokontrolne” całkowicie ignoruje pozytywne wyniki wielu wcześniejszych kontroli ministerialnych i zewnętrznych audytów, w tym zwłaszcza dokonanego przez NIK w 2015 r.” – napisała.

Jest szansa, że kierownictwo muzeum zdoła dokończyć inwestycję i otworzyć muzeum, zanim Gliński zdoła je odwołać – legalnie czy nie. Wówczas władzy będzie znacznie trudniej wprowadzić do ekspozycji zmiany, bo każda taka operacja będzie doskonale widoczna i podniesie koszty. Trwa więc walka na czas.

co-planuje

wyborcza.pl

 

Marek Beylin

Moja czarna wizja

21 grudnia 2016

Manifestacja w Krakowie (20.12.2016)

Manifestacja w Krakowie (20.12.2016) (fot. Kuba Ociepa / Agencja Gazeta)

Co myśli władca, który ma ambicje dyktatora, gdy jego rządy przynoszą chaos, a sprzeciw nie ustaje? Że to wina wrogów. Wszak bez nich panowałby porządek.

A zatem dopóki wrogowie zachowują siłę, będą podważać jego władzę i pogłębiać chaos. Jakiekolwiek kompromisy jedynie pogorszą sytuację: musiałby władca przyznać część racji swoim wrogom i uznać ich prawo do działania. A to niemożliwe, bo całą rację i wszystkie prawa ma mieć Jarosław Kaczyński.

Kluczowa staje się więc kwestia, jak się pozbyć coraz butniejszej opozycji. Przyspieszone wybory? Nie, ich rezultat jest niepewny. O większości konstytucyjnej Kaczyński może dziś tylko pomarzyć. Ryzykuje natomiast przegraną albo utratę samodzielnej większości, a tym samym utratę instrumentów przemocy, za pomocą których PiS chce zaprowadzić porządek.

Kaczyński właśnie obezwładnił Trybunał Konstytucyjny. Nie chce, by jego rządy krępowało prawo. Prezydent Duda, podpisując ustawy niszczące TK, wiernie wspiera prezesa.

Zobacz też: Manifestacje pod Sejmem

Pozostaje Kaczyńskiemu zmasowana akcja oczerniania opozycji i zastraszania jej. „Będą prowokacje, mogą strzelać snajperzy” – donosi bliski PiS portal wPolityce.pl. „To próba zamachu stanu” – krzyczą w PiS o protestach opozycji. We wtorek „zmilitaryzowany” Sejm, otoczony barierami i wypełniony policją, przypominał koszary. To sygnał dla nieposłusznych posłów, że tylko od niego – Kaczyńskiego – zależy ich mandat i bezpieczeństwo. To mój Sejm – mówi szef PiS parlamentarzystom i całemu narodowi.

Podobnie robili komuniści przed wprowadzeniem stanu wojennego. Oskarżali „Solidarność”, że chce robić lincze i wywołać wojnę domową, a władza musi temu zapobiec.

Propaganda PiS działa podobnie. I zapewne Kaczyński zastanawia się nad scenariuszem siłowym, czymś w rodzaju stanu nadzwyczajnego. Niekoniecznie po to, by go dziś użyć, ale by mieć tę możliwość pod ręką. Tyle że może się ona okazać dla PiS samobójcza, bo nie jest pewne, czy policja i wojsko zechcą zwrócić się przeciw współobywatelom, a posłowie PiS zachowają posłuszeństwo.

Będziemy więc żyć w sytuacji pośredniej: wzmagającej się propagandy i wybiórczych represji. Nie zdziwiłbym się, gdyby PiS postanowił ścigać karnie posłów opozycji okupujących salę sejmową czy ludzi protestujących na ulicach. Możliwe jest też tolerowanie lub inspirowanie akcji antyopozycyjnych bojówek. Wszystko w nadziei, że da się opanować społeczeństwo.

PiS będzie więc robił to co teraz, tylko bardziej. Chce przede wszystkim wygrać wybory samorządowe w 2018 r. Ale radykalizując się, idąc na kolejne wojny, raczej zniechęci do siebie społeczeństwo. Bo coraz więcej ludzi uzna władzę za winną chaosu, bezprawia i nieznośnych napięć.

Co więc będzie, jeśli PiS przerżnie wybory samorządowe, co jest prawdopodobne, gdy opozycja się zjednoczy? Wtedy strach przed utratą władzy i odpowiedzialnością może ich skłonić do szaleńczych poczynań. Łącznie z próbami unieważnienia wyborów lokalnych i niedopuszczenia do parlamentarnych.

strach

wyborcza.pl