Waszczykowski w wehikule kłamstw
Nasza dyplomacja nie ma za wiele do roboty, została wypchnięta z salonów decyzyjnych Unii Europejskiej, a Witold Waszczykowski proszony o głos w mediach zachodnich przebija się ze swoją wrogością do wegetarianizmu, jazdy na rowerze tudzież poprawności politycznej. Ostatnio jest szczególnie zajęty szperaniem w wewnętrznych dokumentach ministerstwa, aby mieć „papiery” na Donalda Tuska i Radosława Sikorskiego, którzy wedle jego zwierzchnika – prezesa Jarosława Kaczyńskiego – dopuścili się zdrady dyplomatycznej.
Nie za bardzo przesadzam w tym opisie, dyplomacja polska (powinno być: pisowska) jest pochodną stosunku Komisji Europejskiej i Komisji Weneckiej do praworządności w Polsce, a jest ona wielce krytyczna, co nawet jest eufemizmem. Dlatego nie zdziwiłem się, że przy MSZ powstała Rada Dyplomacji Historycznej. Tak, tak! Szybko spieszę zapewnić, iż Waszczykowski nie będzie wsiadał do wehikułu czasu i naprawiał błędy historyczne, np. antysemityzm w Polsce.
Waszczykowski może jest podobny do doktora Emmetta Lathropa Browna z filmu „Powrót do przyszłości”, ale będzie podróżował w innym wehikule, w bolidzie zaprzeczeń. Mianowicie wg jego formacji politycznej w Polsce nie było jakiegoś szczególnego antysemityzmu, a w Jedwabnem… zbrodni dopuścili się antysemici, ale nie Polacy. To nie tylko słowa minister edukacji narodowej, ale publicystów prawicowych, w których władaniu są media narodowe, dawniej: media publiczne.
Ostatni przykład. Prezydent Andrzej Duda po spotkaniu ze środowiskami żydowskimi w Nowym Jorku powiedział, że obydwa narody polski i żydowski żyły w zgodzie przez blisko tysiąc lat. Dał poza tym do zrozumienia, iż nie było polskiego udziału w Holocauście. Duda to ledwie intelektualna ofiara polskiej tradycji nacjonalistycznej, wg której nie było pogromów na ziemiach polskich w XIX i XX wieku. Ale to antysemityzm był fundamentem przedwojennej Narodowej Demokracji i ONR (ten ostatni nawet wówczas został zdelegalizowany). W czterech powieściach Romana Dmowskiego synonimem Żyda jest parch – i odwrotnie.
W Polsce międzywojennej ostoją nacjonalizmu był niestety Kościół katolicki i to on winien czuć się odpowiedzialnym za swoje owieczki, które podpaliły stodołę z zapędzonymi do niej Żydami w Jedwabnem. Zarówno Duda, jak i jego formacja polityczna, boją się prawdy, otwartości wobec wiedzy o swoich antenatach, o samych sobie. Niezłomność jest w mitach, ale nie jest prawdą o narodzie i o sobie samym. Jest kiczem.
W resorcie podległym Waszczykowskiemu powstało gremium, które będzie wsiadało w wehikuł kłamstwa i zaprzeczało wiedzy. Nie ma czegoś takiego, jak dyplomacja historyczna, jest wiedza o dyplomacji w historii. I taka wiedza nie jest potrzebna do żadnej celebry w sferze politycznej, lecz winna być ujęta w podręcznikach pisanych przez profesorów. Waszczykowski powinien więc oddać na złom ten wehikuł kłamstwa, bo mogą do niego wsiąść wszelacy Misiewicze od historii. Dyplomacja nie jest od historii, jest od współczesności. Formacja polityczna Waszczykowskiego ma problem z historią. Na takich kłamstwach bądź krętactwach (jak minister edukacji narodowej) nie zajedziemy za daleko, najwyżej do jakiegoś marnego kabaretu.
Waldemar Mystkowski
Czarny poniedziałek. „Bez kobiet nie uda się skompletować załogi? Zamykamy”
„Nie spodziewałam się takiego odzewu. Nikt się nie spodziewał. Utonęliśmy w postach publikowanych na naszym wydarzeniu” – opisuje na Facebooku Marta Lempart. Jest jedną z osób, które wezwały kobiety, by 3 października zorganizować „Czarny poniedziałek” – masowy protest przeciw zaostrzeniu przepisów aborcyjnych.
W ubiegłym tygodniu projekt liberalizujący prawo aborcyjne został odrzucony w Sejmie. Posłowie do dalszych prac skierowali za to projekt całkowicie zakazujący aborcji. „Nie godzimy się na odbieranie praw kobietom. Ten Sejm nie pójdzie dalej. Robimy jednodniowy protest ostrzegawczy przeciwko ustawie procedowanej w polskim parlamencie” – opisują autorki wydarzenia. Udział w Ogólnopolskim strajku kobiet zadeklarowało na Facebooku już 33 tys. ludzi. Cały czas przybywa kolejnych.
3 października nie idziemy do pracy ani na uczelnię
Polki wzorują się na mieszkankach Islandii, które sparaliżowały swój kraj 41 lat temu. 24 października 1975 r. na jeden dzień Islandki wzięły wolne. Pracę przerwało wtedy 90 proc. kobiet. Te, które były gospodyniami domowymi, przestały gotować, sprzątać i zajmować się dziećmi. Przez Reykjavik przemaszerowało ponad 20 tys. kobiet. Domagały się równości i sprawiedliwych płac. W efekcie wiele zakładów zostało sparaliżowanych. W pracy pojawili się niemal wyłącznie mężczyźni – objuczeni gotowymi daniami i dziećmi.
Jak kobiety zniknęły na jeden dzień i wywalczyły sobie prezydentkę
„3 października nie idziemy do pracy i na uczelnię. Bierzemy urlop na żądanie, dzień wolny na opiekę nad dzieckiem, urlop bezpłatny, korzystamy z jakiejkolwiek innej legalnej możliwości” – instruują autorki polskiego wydarzenia. „Co robimy w tym czasie? Organizujemy protesty i happeningi w swoich miastach albo w nich uczestniczymy. Spotykamy się w gronie kobiecym. Wybieramy się na spacer, zapełniamy miejsca publiczne ubrane na czarno. Robimy coś pożytecznego – oddajemy krew, jedziemy wyprowadzić psy w schronisku, robimy zbiórkę rzeczową” – dodają.
Jestem studentką, ale jestem też kobietą
Pomysł zorganizowania „Czarnego poniedziałku” podrzuciła kobietom Krystyna Janda. Na swoim profilu na FB przypomniała, jak o swoje prawa walczyły mieszkanki Islandii. „To tylko taka propozycja. Niestety wśród polskich kobiet nie ma solidarności za grosz” – pisała w sobotę.
W poniedziałek na liście miejscowości, gdzie przygotowywane są protesty, było już blisko 50 miast. Najwięcej osób deklarowało udział w Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu, Krakowie czy Gdańsku, ale też w mniejszych miejscowościach lub na konkretnych uczelniach.
„Nie zmuszę nikogo, by nie przyszedł na zajęcia. Jestem studentką, ale jestem też kobietą, która ma prawo decydować o swoim życiu. Zjednoczmy się, pokażmy, że bez nas Politechnika byłaby nic nie warta” – pisze Aleksandra, która organizuje protest na Politechnice Śląskiej.
„Drogie studentki, informuję, że nie wyciągnę żadnych konsekwencji z powodu nieobecności na zajęciach dnia 3 października” – pisze na Facebooku dr Małgorzata Michel z Uniwersytetu Jagiellońskiego. „Proponuje natomiast jakiś mały wspólny projekt np. warsztaty dla dziewczyn w zakładzie poprawczym, wizytę w hospicjum dla dzieci z terapią śmiechu, oddanie krwi lub zapisanie się jako dawczynie szpiku. Co Wy na to?” – pyta studentów i dodaje: „Hej naukowczynie i koleżanki akademiczki, włączacie się?”
Zachęcam was, pracodawczynie i pracodawcy
Do akcji włączają się już niektórzy pracodawcy, w tym Agnieszka Łabuszewska z warszawskiej Cafe Kulturalna.
„Kulturalna jest kobietą, więc 3 października wszystkie kobiety z nią pracujące mają wolne. Jeśli nie uda się skompletować w tym dniu męskiej obsługi – zamykamy” – opisuje na Facebooku.
„Zachęcam was, pracodawczynie i pracodawcy byście także poczuli powagę sytuacji i pomogli kobietom wziąć udział w najważniejszym dla nas strajku” – dodaje. „Strajkowe wolne” 3 października wzorem Kulturalnej dostały także dziennikarki i redaktorki stołecznego dodatku „Gazety Wyborczej”.
Rodzina na swoim. Żona europosła Czarneckiego i ojciec Piotra Nisztora są w radzie nadzorczej spółki z grupy PZU
Era „złotych chłopców” w PiS ma dobiec końca. Ale „złoci chłopcy” to nie wszystko. Są jeszcze „złote żony” czy „złoci ojcowie”. W Radzie Nadzorczej jednej ze spółek kontrolowanych przez PZU zasiadają żona europosła Ryszarda Czarneckiego i tata Piotra Nisztora, dziennikarza „Gazety Polskiej”.
O „dobrej zmianie” pisze „Newsweek”. Według informacji tygodnika Emilia Hermaszewska, żona europosła Ryszarda Czarneckiego, i Zdzisław Nisztor, tata dziennikarza „Gazety Polskiej”, trafili do rady nadzorczej spółki Armatura Kraków. To firma z grupy PZU.
Europoseł PiS nie widzi w tym nic niestosownego. Z pytaniami odsyła do żony, a ona wyjaśnia w mailu tylko tyle, że jest radcą prawnym i w przeszłości świadczyła usługi dla spółek z branży wyposażenia wnętrz. Redaktor Nisztor też z wszelkimi pytaniami odsyła do ojca, a ten nie odpowiada.
Era niewytłumaczalnych karier trwa. Mieliśmy sprawę „Misiewiczów”,mieliśmy historię działacza PiS, który prowadził budkę z kebabem, a teraz jest wicedyrektorem w PGNiG. Pozostaje jedynie za słownikiem PWN przytoczyć definicję słowa nepotyzm: „faworyzowanie krewnych i przyjaciół przy obsadzaniu wysokich stanowisk i rozdawaniu godności przez osoby wpływowe”.
źródło: „Newsweek”
Konkurs na szefa TVP może być unieważniony? Kurski się spóźnił
Jacek Kurski (Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta)
O tym spóźnieniu Kurskiego pisaliśmy w zeszłym tygodniu. Chodzi o rozpisany przez Radę Mediów Narodowych (większość ma w niej trójka posłów PiS – Czabański, Joanna Lichocka i Elżbieta Kruk) konkurs na prezesa zarządu telewizji publicznej. Faworytem jest obecny prezes TVP Jacek Kurski. Faworytem prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego – bo to on dyktuje Radzie, co ma robić.
Tak właśnie było, gdy Rada 2 sierpnia na swoim pierwszym posiedzeniu odwołała (głosami posłów PiS) Kurskiego. Gdy Kaczyński się o tym dowiedział (od Kurskiego zresztą), kazał Radzie się ze swojej decyzji wycofać. I się wycofała – uchwaliła, że Kurski stoi na czele TVP do czasu zakończenia konkursu.
Ale składając dokumenty konkursowe, Jacek Kurski spóźnił się 20 minut. Jeden ze świadków tej sytuacji (imię i nazwisko znane redakcji) przesłał nam oświadczenie.
Pisze w nim tak: „Oświadczam, że byłem jednym ze świadków tego, że J. Kurski złożył swoją ofertę konkursową, ok. godz. 16:20, w czwartek dn. 15. 09. 2016 r. W świetle ogłoszenia o konkursie oraz faktów, oferta J. Kurskiego jest nieważna. Te okoliczności bez wątpienia potwierdzą nagrania z kamer monitoringu, w Wydziale Podawczym Kancelarii Sejmu, w którym należało składać oferty. J. Kurski przyjechał do Wydziału Podawczego (wraz z asystentami) kilka minut przed godziną 16:00. Przez ok. pół godziny – wraz ze swoimi współpracownikami – kompletował swoją ofertę, przy czym asystenci dowozili mu brakujące dokumenty. Oferty należało złożyć – w zaklejonej kopercie (zgodnie z wymaganiem, zapisanym w ogłoszeniu o konkursie) – do godz. 16:00, dn. 15. 09. 2016 r . Jeżeli na datowniku, potwierdzającym złożenie oferty konkursowej, został wpisany czas złożenia oferty sprzed godz. 16:00, wówczas można stwierdzić, że doszło do popełnienia przestępstwa poświadczenia nieprawdy”.
Rzeczywiście, w paragrafie 4 pkt. 2 ogłoszenia Rady Mediów Narodowych o konkursie czytamy: „Zgłoszenia będą przyjmowane w terminie do dnia 15 września 2016 r. do godziny 16:00 na adres: Kancelaria Sejmu RP, Wydział Podawczy, Rada Mediów Narodowych, 00-902 Warszawa, ul. Wiejska 4/6/8. Zgłoszenie uważa się za dostarczone, jeżeli wpłynęło na adres oraz w terminie określonym w zdaniu poprzedzającym”.
Poseł PO Krzysztof Brejza złożył przed tygodniem wniosek do prokuratury, by szybko wystąpiła do marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego o zabezpieczenie nagrań z monitoringu w biurze podawczym.
Poseł Furgo pisze dalej do Czabańskiego: „Gdyby ten fakt okazał się prawdziwy, jego skutkiem musiałoby być wyłączenie tego kandydata z konkursu lub unieważnienie konkursu”. I prosi o podanie dokładnej daty wpłynięcia dokumentów Kurskiego.
Rada w zeszłym tygodniu do ostatniego etapu dopuściła czterech kandydatów. Oprócz Kurskiego, Krzysztofa Skowrońskiego, Agnieszkę Romaszewską-Guzy i Bogdana Czajkowskiego. Na swoje odrzucenie zażaliła się Małgorzata Raczyńska. RMN ma podjąć decyzję w jej sprawie 6 października, wtedy zaczną się przesłuchania kandydatów.
HISTORIA WEDŁUG DUDY. POLACY I ŻYDZI ŻYLI ZGODNIE, WSZYSTKO ZEPSUŁ NAZIZM
ADAM LESZCZYŃSKI, 26 WRZEŚNIA 2016
Prezydent Duda pisze na nowo historię stosunków polsko-żydowskich. Po spotkaniu ze środowiskami żydowskimi w Nowym Jorku powiedział dziennikarzom, że oba narody żyły w zgodzie. I dał do zrozumienia, że nie było polskiego udziału w Holocauście
Aby zobaczyć, że nasze narody żyły na tej ziemi razem zgodnie przez blisko tysiąc lat i że to niemiecki nazizm doprowadził do Zagłady Żydów.
PÓŁPRAWDA. ŻYŁY RAZEM, ALE DUŻO BYŁO POLSKIEJ WROGOŚCI
Podczas briefingu dla mediów prezydent opowiadał o spotkaniach z przedstawicielami środowisk amerykańskich Żydów. Miał ich przekonywać ich, żeby młodzi Izraelczycy, którzy przyjeżdżają do Polski, nie odwiedzali tylko obozów zagłady, ale także na przykład muzeum POLIN.
Przy okazji powiedział, że takie wizyty są potrzebne, by zobaczyć, że “nasze narody żyły zgodnie przez blisko tysiąc lat” oraz że “niemiecki nazizm doprowadził do Zagłady Żydów”.
Nie jest zadaniem “Oka” streszczanie bogatej historii relacji polsko-żydowskich. Obie te wypowiedzi prezydenta zaciemniają jednak w istotny sposób ich historię. O ile rzeczywiście w Rzeczypospolitej przed zaborami Żydzi cieszyli się różnymi przywilejami i znaczącą autonomią, to w XIX i XX w. na ziemiach polskich nierzadko dochodziło do pogromów. Przykłady: w Warszawie w 1881 r., we Lwowie w 1918 r., wPrzytyku w 1936 r., w Warszawie w 1940 r. (już podczas okupacji niemieckiej), w Jedwabnem (i innych miejscowościach okolicznych) w 1941 r., w Kielcach w 1946 r. To tylko niektóre z wielu przykładów.
Antysemityzm był także fundamentem ideologii obozu narodowego – zaczynając od Narodowej Demokracji po nacjonalistów z ONR w dwudziestoleciu międzywojennym.
“Od czego by nie zaczynali, kończyli na Żydach. Ich program dla Polski da się streścić do jednego: wszystko będzie dobrze, jak się pozbędziemy Żydów” – pisał o przedwojennych narodowcach historyk, prof. Szymon Rudnicki.
Polacy wobec Holocaustu
Nadal badany jest zakres współudziału Polaków w Zagładzie. Wiadomo, że jej głównymi inspiratorami i wykonawcami byli Niemcy, ale Polacy nie byli tylko milczącym tłem tej historii.
Gunnar S. Paulsson w książce „Utajone miasto” przeprowadził skomplikowane obliczenia, z których wynikło, że w wojennej Warszawie – po utworzeniu getta – po aryjskiej stronie ukrywało się 28 tysięcy Żydów. Paulsson wyliczył, że pomocy udzielało im 70-90 tysięcy Polaków. Było też „kilka tysięcy Polaków, którzy na nich polowali”.
Inne badania sugerują, że te proporcje mogły wyglądać gorzej, zwłaszcza poza Warszawą, gdzie poziom asymilacji Żydów był największy. „Bezinteresowane” donosy, szmalcownictwo, czy wręcz współdziałanie Polaków w zbrodniach na Żydach dokumentują prace takich badaczy i badaczek, jak Anna Bikont, Dariusz Libionka, Jan Grabowski, Alina Skibińska czy Joanna Tokarska-Bakir, a także słynne książki Jana Tomasza Grossa.
Nadużyciem ze strony prezydenta jest pomijanie milczeniem tego gorzkiego wątku polskiej historii. Zarówno naukowcy amerykańscy czy izraelscy, jak i środowiska żydowskie na całym świecie wiedzą przecież o tym doskonale.
Powołano Radę Dyplomacji Historycznej przy MSZ. Dziedziczak: Będziemy walczyć o prawdę
Jak mówił na konferencji prasowej po inauguracyjnym posiedzeniu Rady Dyplomacji Historycznej, wiceminister spraw zagranicznych Jan Dziedziczak:
„Każdy poważny kraj na świecie realizuje politykę dyplomacji historycznej długofalowo. My jako kraj poważny powinniśmy już od dawna realizować skuteczną dyplomację historyczną, opartą na prawdzie, żebyśmy walczyli o prawdziwe informacje. Polska historia sama się broni. Nie musimy niczego ubarwiać, niczego się wstydzić. Po prostu wymiar polskiej dyplomacji historycznej będzie miał wymiar walki o prawdę”
W skład rady weszli: Jan Dziedziczak, Jarosław Szarek, Robert Kostro, Jan Ołdakowski, Krzysztof Mikulski, Maciej Świrski, Filip Musiał i dyrektorzy departamentów ministerstwa.
PONIEDZIAŁEK, 26 WRZEŚNIA 2016
STAN GRY: Kondzińska: Odejdzie tylko Szałamacha, Sawka: Państwo PiS krojone na miarę Schetyny, Domosławski potępia Betlejewskiego
— W KRAKOWIE STARTUJE CYBERSEC – Dziś rozpoczyna się II Europejskie Forum Cyberbezpieczeństwa – CYBERSEC. W krakowskiej konferencji udział wezmą m.in.: Jarosław Gowin, Anna Streżyńska, Bogdan Święczkowski, Krzysztof Szczerski.
— CYBERSEC – Więcej szczegółów na: http://cybersecforum.eu/
— RELACJA Z CYBERSEC NA TWITTERZE: @CYBERSECEU #CSEU16
— 300POLITYKA JEST PATRONEM MEDIALNYM CYBERSEC.
— LIVEBLOG 300POLITYKI:
Petru do Mazurka: Widzę, że pana strasznie podnieca to, co mam, a czego nie mam
Petru: Rekonstrukcja rządu powinna być dawno. Szczególnie wymieniłbym panią premier
Petru: To, co dotychczas robiliśmy, było robione bez pieniędzy. Zawsze jest przyjemniej, ale łatwe pieniądze rozleniwiają
Magierowski: Rzepliński oskarża obóz rządzący o łamanie konstytucji, a sam proponuje działania na granicy prawa
Kijowski: PO boi się współpracy. Zapewne jej notowania słabną
Kijowski: Wczoraj dostaliśmy SMS-a, że organizowanie demonstracji w czasie meczu Barcelony to niezbyt dobry pomysł
Kijowski o manifestacji: To, co podaje KGP, jest podzielone przez 5. Było 45-50 tys.
Kijowski: Czekałbym na to, żeby ten, kto rzeczywiście podejmuje decyzje, wziął odpowiedzialność
Polityczny plan poniedziałku: Spekulacje nt. rekonstrukcji rządu, wiceprezydent Warszawy o reprywatyzacji
http://300polityka.pl/live/2016/09/26/
— ROSJANIE ZRZUCILI CHMURĘ ZAKŁÓCACZY NAD MIERZEJĄ WIŚLANĄ – pisze pomorska GW: ”Rosyjskie myśliwce w trakcie ćwiczeń na granicy przy Obwodzie Kaliningradzkim wypuściły „chaffy”, czyli tzw. zakłócacze sygnałów radarowych. Chmura dipoli opadła na terytorium Polski m.in. na terenie Mierzei Wiślanej. Eksperci alarmują, że może być groźna dla zdrowia. 15 września grupa pasjonatów meteorologii zaobserwowała na mapach meteorologicznych zakłócenia radarowe na polskich wodach Bałtyku. Anomalia w odczycie sygnału zdarzają się często i nie są dla badaczy pogody niczym szczególnym, ale te zaobserwowane wyróżniały się regularnością kształtu”.
http://trojmiasto.wyborcza.pl/trojmiasto/1,35636,20735119,chmura-rosyjskich-zaklocaczy-nad-mierzeja-wislana-mon-nie.html
— ZWIĘKSZONA CZUJNOŚĆ NA POLSKIM MORZU – pisze GPC: “Do polskiej ambasady w Moskwie zadzwoniła kobieta i powiedziała, że dojdzie do zamachu wymierzonego w obywateli polskich. Miałby on być przeprowadzony na morzu, przy użyciu statku. Placówka dyplomatyczna poinformowała o wszystkim polskie Ministerstwo Obrony Narodowej, to z kolei nakazało wdrożenie specjalnych procedur”.
— ODEJDZIE TYLKO MINISTER FINANSÓW – pisze Agata Kondzińska w GW: “Premier Beata Szydło zapowiedziała zmiany w rządzie w tym tygodniu. Mają być personalne i strukturalne. Według naszych informacji odwołany zostanie minister finansów. Ale premier nie powoła jego następcy. Finanse przejdą pod nadzór wicepremiera i ministra rozwoju Mateusza Morawieckiego. Wzmocnieniem jego pozycji będzie powołanie Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów. Morawiecki, obejmując w nim kierownictwo, dostanie uprawnienia do nadzorowania wszystkich resortów gospodarczych rządu. – Będą mu podlegać ministerstwa Skarbu, Finansów, Energetyki, Gospodarki Morskiej i chyba Cyfryzacji – wylicza polityk PiS z otoczenia Jarosława Kaczyńskiego”.
— SPEKULACJE O ODEJŚCIU WICEMINISTRÓW I WOJEWODÓW – dalej Kondzińska: “Inny spekuluje, że z rządu może odejść jeszcze kilku wiceministrów. Ale nie potrafi wskazać kto. Na pewno przy okazji zmian w rządzie Szydło wymieni kilku wojewodów. Na wyjazdowym posiedzeniu klubu PiS w Jachrance miała mówić o dwóch, nie wskazała, z których województw. Na pewno wszystkich wezwie w tym tygodniu do Warszawy – jak zapowiedział wczoraj w Radiu ZET minister z kancelarii premiera Paweł Szefernaker”.
— O PODPORZĄDKOWANIU MORAWIECKIEMU MF JAKO IDEĘ REKONSTRUKCJI PISALIŚMY NA 300 JAKO PIERWSI, W PIĄTEK: W nowej konstrukcji rządu Morawiecki z kontrolą nad Ministerstwem Finansów – analiza. http://300polityka.pl/news/2016/09/23/w-nowej-konstrukcji-rzadu-morawiecki-z-kontrola-nad-ministerstwem-finansow/
— ZMIANY W RZĄDZIE NIE BĘDĄ BARDZO GŁĘBOKIE – pisze w RZ Michał Szułdrzyński: “W piątek Beata Szydło zapowiedziała nowe porządki w spółkach Skarbu Państwa i zmiany personalne i organizacyjne w rządzie. Jednak jak wynika z naszych informacji, zmiany nie będą bardzo głębokie. Szydło pozostanie premierem, gdyż Jarosław Kaczyński uznał – jak miał powiedzieć współpracownikom – że “byłoby to nie fair wobec Beaty”. W dodatku Szydło jest dość lubiana w społeczeństwie i ma jeszcze spory potencjał. Jak to mówi się w polityce, jeszcze się nie zużyła”.
— UCIECZKA DO PRZODU MOŻE OKAZAĆ SIĘ NIEWYPAŁEM – pisze dalej Szułdrzyński: “Na prawicy wciąż dominuje przekonanie, że lider partii prędzej niż później przesiądzie się na fotel premiera, by osobiście pilnować “dobrej zmiany”. Wiele więc wskazuje na to, że ucieczka do przodu może się okazać niewypałem. Opinia publiczna nie dała się tak łatwo wywieść w pole. Za jakiś czas może się więc okazać, że Szydło – by użyć języka piłkarskiego – zamiast przejąć polityczną inicjatywę, znajdzie się na spalonym”.
— SCHETYNA IDEALNIE PASUJE DO PAŃSTWA PIS – pisze w GW Jerzy Sawka: “W przeciwieństwie do Jarosława Kaczyńskiego nie niesie go żadna misja. Jego celem jest władza. Czysta władza. Takie państwo, jakie konstruuje Kaczyński, jest krojone na miarę Schetyny. Tak więc idealnie się niedługo w nie wpasuje i nie będzie przy nim majstrował. Zresztą wielki koalicjant mu nie pozwoli”.
— SCHETYNA NIE BĘDZIE MIAŁ NAJMNIEJSZYCH SKRUPUŁÓW BY ZAWRZEĆ KOALICJĘ Z PIS – dalej Sawka: “Schetyna, dobierając się do swoich wrogów z PO w dolnośląskim sejmiku, nie zawahał się wejść w układ z PiS. Nie będzie miał żadnych skrupułów, by zawrzeć koalicję z prezesem PiS na szczeblu krajowym. Wszak zrobi do dla Polski”.
— DZIAŁACZE PO NIE MAJĄ ŻYCIA POZA POLITYKĄ – dalej Sawka: “Platforma Schetyny to doświadczeni legioniści. Pójdą za nim jak w dym, bo nie mają alternatywy. Ich życie, dobrobyt ich rodzin zależą tylko od polityki. Z powodu wieloletniego zaangażowania politycznego i wieku – w większości powyżej średniego – skazani są na swoją partię. Na pozapolitycznym rynku pracy nie ma dla nich ofert”.
— GPC O ODWOŁANIU RACZYŃSKIEJ: “Małgorzata Raczyńska-Weinsberg złożyła wczoraj odwołanie od decyzji Rady Mediów Narodowych, która nie dopuściła jej do nału konkursu na prezesa TVP. O fakcie poinformował podczas specjalnej konferencji prasowej Krzysztof Czabański, przewodniczący Rady Mediów Narodowych”.
— KOD JAK CIERŃ, KTÓRY UWIERA W ZADEK WŁADZĘ – pisze w GW Paweł Wroński: “N a pytanie, jaką rolę ma dziś w społeczeństwie odgrywać Komitet Obrony Demokracji, odpowiedziała sobotnia demonstracja. KOD staje się cierniem, który uwiera w zadek „dobrą zmianę”. Cierń ma to do siebie, że tym bardziej uwiera, im wygodniej władza mości się w fotelu”.
— NA SOBOTNIM MARSZU KOD BYŁO OK. 45-50 TYS. OSÓB – mówi Mateusz Kijowski w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem w RZ: “ – Ile osób było na sobotnim marszu KOD?
– Myślę, że było nas ok. 45–50 tysięcy.
– Policja podaje, że było was 12 tysięcy. Podana frekwencja satysfakcjonuje KOD?
– Nie ścigamy się na rekordy. To była demonstracja podobna jak w czerwcu, marcu i grudniu zeszłego roku. Nie był to nasz największy marsz, ale nie mamy powodu, żeby narzekać na frekwencję. Nie ona jest kluczowa. Najważniejsze, że na marszu była wspaniała atmosfera i przyszli ludzie dlatego, że chcieli przyjść, a nie dlatego, że ktoś ich do tego zmusił, lub dlatego, że im zapłacił. Polacy przychodzą na marsze KOD, bo uważają, że sprawa jest ważna i trzeba się angażować. Dzisiaj sytuacja w Polsce wymaga takich postaw”.
— KOD JAK KOR WALCZY O NAJWIĘKSZE WARTOŚCI – mówi dalej Kijowski: “ – Celem KOD jest odsunięcie PiS od władzy?
– Tak nie jest. Celem KOD nie jest odsunięcie nikogo od władzy, tak jak celem KOR nie było odsunięcie od władzy rządzących.
– Są analogie między KOR a KOD?
– Jeśli Adam Michnik widzi takie analogie, to ja tym bardziej je widzę. KOD jak KOR walczy o największe wartości, bronimy ludzi, stajemy w obronie tych, którzy sami boją się bronić swoich praw. KOD jak KOR walczy o to, żeby wolność, równość i demokracja stały się obowiązującym elementem naszego krajobrazu”.
— TUSK MÓGŁBY LICZYĆ NA POPARCIE KOD – jeszcze Kijowski: “ – Czy Donald Tusk mógłby być przyszłym liderem zjednoczonej opozycji?
– Musiałby chcieć. Na pewno miałby szansę zostać kandydatem bloku demokratycznego w wyborach prezydenckich.
– KOD poparłby Donalda Tuska w przyszłych wyborach prezydenckich, gdyby zechciał być kandydatem zjednoczonej opozycji?
– Jeśli Donald Tusk zechciałby kandydować w wyborach prezydenckich z poparciem wszystkich sił prodemokratycznych, to również mógłby liczyć na poparcie KOD”.
— WOLNE MIASTO POZNAŃ – komentarz GW: “Gdy polska rzeczywistość brunatnieje, a ulice przejmują ogoleni na łyso chłopcy z flagami ONR, prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak pozwala, by na ulicach po raz pierwszy w historii zawisły tęczowe flagi środowisk LGBTQ, i sam idzie w Marszu Równości, porywając za sobą setki ludzi”.
— SENATOR PO ODCINA SIĘ OD JAŚKOWIAKA – jak pisze lokalna GW: “- Nie podoba mi się ostentacyjne zaangażowanie prezydenta Jacka Jaśkowiaka w sprawie Marszu Równości. Dlatego gdybym był zameldowany w Poznaniu, nie zagłosowałbym na niego, choć jest moim kolegą partyjnym – mówi senator Jan Filip Libicki z PO”.
— POLACY CHCĄ DYMISJI MACIEREWICZA – tytuł na jedynce RZ: “Najwięcej Polaków uważa, że to Antoni Macierewicz powinien zostać odwołany przy najbliższych zmianach w rządzie. W sondażu przeprowadzonym na zlecenie “Rzeczpospolitej” ankietowani mogli wskazywać wielu kandydatów do ustąpienia z rządu. Najwięcej wskazań otrzymał szef resortu obrony. Jego odejścia chce 43 proc. badanych. Na drugim miejscu znalazł się minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, jego dymisji chce 24 proc. ankietowanych. Trzecim ministrem, który powinien odejść, jest Anna Zalewska. Ustąpienia szefowej resortu edukacji chce 17 proc. badanych”.
— POLSKA LECHA KACZYŃSKIEGO MIAŁA BYĆ INNA, ALE NIE PLEBEJSKA I DZIKA – pisze w GW Jacek Żakowski: “Polska rządzona przez PiS Lecha Kaczyńskiego miała być inna, ale nie miała być plebejska ani dzika. Teraz to się skończyło. Rewolta plebejska tym różni się od rewolucji ludowej, że zwalnia zwycięzców z szanowania historycznie utrwalonych zasad kultury i kompetencji. Prezes TVP z łaski partii koryguje bez żenady werdykt festiwalowego jury, socjolog mianowany ministrem kultury uważa, że najlepiej wie, jaki film powinien być w konkursie i co pokazać w muzeum, niewydarzony aplikant mianowany ministrem sprawiedliwości uczy prawa polskie i międzynarodowe trybunały i sądy, student bez licencjatu chce kontrolować koncern zbrojeniowy, prokurator stanu wojennego poucza o demokracji. Wstyd znikł. Politycy dobrej zmiany bezwstydnie klepią, co im każą; dziennikarze robią partyjną propagandę bez zakłopotania”.
— GW O KOMPROMITACJI BETLEJEWSKIEGO: “Rafał Betlejewski przeprowadził „eksperyment”, który miał pokazać, jak daleko mogą posunąć się ludzie desperacko szukający pracy. Dziennikarz zorganizował w Radomiu fałszywą rekrutację, podczas której aktorzy upokarzali bezrobotnych i namawiali ich do przestępstw. Teraz Betlejewski tłumaczy, że… działał jako performer”.
— ARTUR DOMOSŁAWSKI O BETLEJEWSKIM: “Betlejewskiego skrytykował także dziennikarz i pisarz Artur Domosławski. „Człowieku, czy ty nie rozumiesz, że wkręcanie biednych i słabych przez gościa wygodnie osadzonego w życiu – czyli Ciebie – to zwyczajne okrucieństwo? Jeśli chcesz robić prowokacje czy eksperymenty społeczne, to przeczytaj najpierw cokolwiek. Np. książkę Barbary Ehrenreich i powtórz jej eksperyment w Polsce – żyj jak ona w jakimś polskim odpowiedniku trailer parku przez pół roku, potem w następnym i następnym. I to opisz. Albo zrób coś jak Guenter Wallraff, gdzie coś zaryzykujesz sam, zamiast robić biednego i bezbronnego w balona. Wkręć pracodawcę, którego ochroniarze mogą połamać Ci nogi – wtedy powalczysz z dzikim kapitalizmem. I może dzięki temu ktoś zmieni prawo w Polsce. Albo tego nie rób, bo to niebezpieczne i może nie warto – nikt nie będzie miał do Ciebie o to pretensji” – napisał na Facebooku”.
— EWA SIEDLECKA O SĘDZIACH I PIS – pisze w GW: “Politycy PiS piętnujący sędziów PRL-u za dyspozycyjność wobec władzy sami dążą do uzależnienia sędziów od władzy politycznej przez zwiększenie kontroli ministra sprawiedliwości nad sądami i sędziami, oddanie kontroli nad awansami sędziów władzy wykonawczej i odebranie im sądownictwa dyscyplinarnego”.
— PAWEŁ RABIEJ TŁUMACZY PETRU ZE SŁÓW O OBNOSZENIU – mówi w SE: “Ryszard nie miał złych intencji, to wypowiedź wyrwana z kontekstu. Chodziło mu o to, że mój coming out był normalny i z klasą (…) jestem dumny z Ryszarda. Ma olbrzymi potencjał przywódczy. Jest człowiekiem bardzo empatycznym, profesjonalnym, świetnie zarządza grupą, ma intuicję, działa zespołowo. Nie jest egoistą i rozwija się jako lider”.
— RABIEJ O SPRAWIE WSPÓŁPRACOWNIKA TUSKA: “Donald Tusk próbował połączyć tolerancję z wyrachowaniem. Wyrachowanie często występuje w polityce i przesłania ludzkie cechy. Jednak nie stawiałbym pod znakiem zapytania jego kompetencji do kierowania Radą Europejską czy potencjalnego kandydowania na prezydenta Polski. Owszem, wyrzucenie współpracownika ze względu na orientację nie powinno się zdarzyć. Jego umiejętności polityczne są jednak bardzo duże. Jest błyskotliwy, potrafi osiągać kompromisy.
– Z tym gejem, którego zwolnił, jakoś nie osiągnął.
– Nie chcę go bronić, ale to sytuacja z przeszłości. Politycy się uczą i wyciągają wnioski ze swoich czynów. Tuskowi jednak zarzuciłbym lenistwo i brak wizji przez ostatnie 4 lata rządów PO. To doprowadziło do rządów PiS”.
— GW O PRAKTYCE UBERA DALEKIEJ OD JEGO WIZERUNKU: “- Idea Ubera jest wypaczana. Zarabia Uber, zarabiają pośrednicy, kierowca zarabia najmniej – mówi Karol, kierowca Ubera na własnej działalności gospodarczej. Chciałby odejść, ale jest po sześćdziesiątce, a na dodatek spłaca kupione specjalnie pod Ubera auto”.
— ZAGROŻONA UMOWA CETA – tytuł na jedynce RZ: “Ważą się losy porozumienia o wolnym handlu z Kanadą. Jeśli padnie, to dla TTIP nie będzie szans”.
„Ostatnie spotkanie z prezesem”. Później się zaczęło… „Newsweek” o „polowaniu” na Adama Hoffmana
„PiS rozpoczęło polowanie na Adama Hofmana, byłego rzecznika PiS. A przecież jeszcze niedawno ustawiał z ministrem skarbu zarządy spółek i chodził do Jarosława Kaczyńskiego” – pisze „Newsweek” w najnowszym numerze. Zdaniem tygodnika, wraz z dymisją ministra skarbu Dawida Jackiewicza, partia odcięła się również od Adama Hofmana. Miałby on stać się osobą odpowiedzialną w aferze tzw. „Misiewiczów”, czyli niekompetentnych ludzi wsadzonych do spółek skarbu państwa.
Ostatnie spotkanie z prezesem
„Newsweek” powołuje się na anonimowych informatorów i nieoficjalne relacje. Opisuje, że na początku września, tuż przed Forum Ekonomicznym w Krynicy, Adam Hoffman po raz ostatni spotykał się z Jarosławem Kaczyńskim, a po tej rozmowie miał mówić, że wokół niego i Jackiewicza dzieje się „coś złego”.
Na podsłuchu?
Zaczęła się nagonka na Hoffmana i Jackiewicza, krążyły plotki o nagraniach CBA, mających obciążyć Hoffmana – czytamy. Z kolei anonimowy informator „Newsweeka” twierdzi, że służby mają na Hoffmana „niewiele” i że w rozmowach telefonicznych powoływał się na „prezesa”.
Gdy CBA i zaczyna kontrolę umów podpisywanych w spółkach skarbu państwa, Adam Hofman komentuje to w portalu Onet.pl : „Wszystkie decyzje personalne odnośnie do obsadzania spółek zapadały na najwyższym szczeblu na Nowogrodzkiej. Innej możliwości nie było”. „Newsweek” podaje, że w kierownictwie PiS odebrano to jako zawoalowaną groźba w stosunku do Jarosława Kaczyńskiego.
Kim jest Adam Hofman?
Adam Hofman był posłem trzech kadencji rzecznikiem PiS. w listopadzie 2014 r. przestał pełnić tę funkcję i został zawieszony w prawach członka partii za udział w „aferze madryckiej”. Okazało się, że polityk pobrał zaliczkę na wyjazd prywatnym samochodem, a odbył ją tanimi liniami lotniczymi. Zaraz potem wykluczono go z partii. Od tego czasu prowadził własną agencję PR. W maju 2016 r. został wiceprezesem Związku Piłki Ręcznej w Polsce.
Zobacz też WIDEO: TVP to telewizja publiczna? Sprawdziliśmy, kogo zapraszają do studia
Kijowski: PO boi się współpracy. Zapewne jej notowania słabną
– Każde kolejne ugrupowanie, które dołącza do koalicji, daje pewne wzmocnienie. Niezwykle smutne, że zdarzają się podziały w tej chwili, kiedy opozycja czy wszystkie siły prodemokratyczne powinny się łączyć – mówił Mateusz Kijowski w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24. Jak dodał:
„Jeżeli PO miałaby nie być w stanie współpracować z ludźmi, którzy tę Platformę przez wiele lat tworzyli, to jak można oczekiwać, że mogłaby współpracować z innymi partiami opozycyjnymi? Żeby stworzyć silny, prodemokratyczny blok, potrzebna jest współpraca wszystkich sił. Trudno, jeżeli Platforma się boi, to nie będzie współpracowała. Pytanie, jaki to będzie miało wpływ na jej pozycję. Moim zdaniem słaby, jeżeli nie będzie uczestniczyła w tym, co się będzie działo ważnego. Zapewne [jej notowania spadną]”
Kijowski: Wczoraj dostaliśmy SMS-a, że organizowanie demonstracji w czasie meczu Barcelony to niezbyt dobry pomysł
– Dajemy radę doskonale. Nie bardzo rozumiem. To była wspaniała demonstracja, kilkadziesiąt tysięcy ludzi. To, czy danego dnia jest o 10 tys. więcej, czy 10 tys. mniej… Wczoraj dostaliśmy takiego SMS-a: pomysł, żeby urządzić w demonstrację w czasie meczu Barcelony był niezbyt dobry, dzisiaj przejdę całą trasę, wznosząc hasła, ale wtedy nie mogłem być. Jest wiele różnych uwarunkowań, które wpływają na to, ile ludzi przyjdzie – mówił Mateusz Kijowski w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24.
Kijowski o manifestacji: To, co podaje KGP, jest podzielone przez 5. Było 45-50 tys.
– Musimy pamiętać o tym, że to mówi Komendant Główny Policji [o 12 tys. protestujących]. Już dawno odkryliśmy ten kod: minister chyba zalecił stosowania przelicznika, że na jednego prawdziwego Polaka przypada pięciu gorszego sortu. Tak to się układa, że to, co podaje KGP, we współpracy z ministerstwem, to jest podzielone przez 5. Mieliśmy kilka osób, które liczyły, analizowały się, z doświadczeniem. Mówią, że gdzieś w okolicach 45-50 tys. – mówił Mateusz Kijowski w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24.
Kijowski: Czekałbym na to, żeby ten, kto rzeczywiście podejmuje decyzje, wziął odpowiedzialność
Jak mówił Mateusz Kijowski w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Jeden na jeden” TVN24:
„Czekałbym na to, żeby ten, kto rzeczywiście podejmuje decyzje, wziął odpowiedzialność. Dopóki to są takie trochę fasadowe zmiany, osoba, która będzie udawała, że podejmuje decyzje, to nie jest to chyba aż tak istotne. No chyba nikt nie ma wątpliwości, że to nie ona podejmuje decyzje. Życzeniem KOD-u jest to, żeby ludzie, którzy podejmują decyzje, odpowiadali za te decyzje. Szydło odpowiada przez Sejmem, ale nie ona podejmuje decyzje”
– Zasadnicza zmiana byłaby, gdyby pani premier wykonała wyroki TK, gdyby prezydent przyjął ślubowania 3 sędziów. To byłaby zmiana. Wrócilibyśmy na ścieżkę praworządności – dodał lider KOD.
Ekspresowa decyzja prokuratury: Kamiński nie złamał przepisów w sprawie Kwaśniewskich
Mariusz Kamiński w budynku Sądu Najwyższego w 2013 r. podczas procesu dotyczącego nadużyć CBA w trakcie „afery gruntowej” (ADAM STĘPIEŃ)
29 sierpnia 2016 r. Mariusz Matys z Prokuratury Rejonowej Warszawa Praga postanowił ponownie wszcząć śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień przez Kamińskiego w czasach, gdy był on szefem CBA i zajmował się m.in. ściganiem Jolanty Kwaśniewskiej oraz przeciwników politycznych PiS (lata 2007-09). Tego samego dnia podjęte śledztwo prokurator umorzył, stwierdzając, że Kamiński działał zgodnie z prawem i nie złamał w sprawie Kwaśniewskich żadnych przepisów.
Dzięki tej decyzji nad koordynatorem nie wisi już zagrożenie, że np. po utracie władzy przez PiS prokuratura wróci do ścigania go za przestępstwa z czasów, gdy był szefem CBA.
Rok wcześniej, w dniu objęcia teki ministra ds. służb, Kamiński został ułaskawiony przez prezydenta Andrzeja Dudę w sprawie nadużyć przy aferze gruntowej, za którą miał już wyrok trzech lat więzienia, wydany przez sąd pierwszej instancji.
32 wyłudzenia podsłuchów
Decyzja prokuratora Matysa w zasadniczy sposób zmienia stanowisko prokuratury. Dwa lata temu (29 lipca 2014 r.) śledztwo zostało umorzone po raz pierwszy. Wtedy jednak przyczyna była inna: poprzedni Sejm nie zgodził się na uchylenie Kamińskiemu immunitetu poselskiego i prowadząca postępowanie prok. Iwona Zielińska musiała je umorzyć, bo nie mogła postawić Kamińskiemu zarzutów.
W postanowieniu o umorzeniu prok. Zielińska wyliczyła 32 przypadki wyłudzenia (lub próby wyłudzenia) zgody sądu na podsłuch bez właściwych podstaw i z naruszeniem praw obywatelskich Jolanty Kwaśniewskiej, jej znajomych oraz b. prezydenta RP.
Kamiński był tak zawzięty, że gdy latem 2009 r. sąd nie zgodził się na jego kolejny wniosek o kontrolę rozmów Kwaśniewskiej, wykorzystał swoje stanowisko i jako szef CBA wydał zarządzenie, by podsłuchiwać ją w „trybie niecierpiącym zwłoki”.
Pod częścią wniosków o podsłuchy był podpisany Maciej Wąsik, zastępca Kamińskiego w CBA, potem szef klubu radnych PiS w Warszawie. Dzisiaj w urzędzie koordynatora służb jest zastępcą Kamińskiego.
Na szkodę interesu publicznego
Prok. Zielińska chciała postawić Kamińskiemu dwa zarzuty – oba dotyczyły nadużycia prawa i „wykorzystania pełnionego stanowiska”. Według jej oceny Kamiński mimo „braku prawnych i faktycznych podstaw” zlecał agentom inwigilację otoczenia b. pary prezydenckiej.
Kamiński miał też naruszyć przepisy ustawy o CBA, która pozwala szefowi tej służby na zakładanie podsłuchów bez zgody sądu w „sytuacjach niecierpiących zwłoki”.
W drugim zarzucie, który chciała Kamińskiemu postawić prokuratura, czytamy, że jako szef CBA rozpoczął operację, chociaż nie miał „wiarygodnych informacji o przestępstwie”, i że przeprowadził „kontrolowany zakup” willi, nie mając do tego podstaw, bo dom nie pochodził z przestępstwa ani nie mógł być zaliczony do przedmiotów zabronionych w polskim prawie.
Śledczy uznali, że akcja naruszyła też prawa rzeczywistych właścicieli domu.
Powrót sprawy „Krystyna”?
Po najnowszej decyzji prokuratury Kamińskiemu nie grozi już żadna odpowiedzialność. Paweł Wojtunik, szef CBA, który przyszedł po Kamińskim i w sprawie operacji „Krystyna” złożył zawiadomienie o przestępstwie, został przez PiS usunięty ze stanowiska. Dziś doradza w sprawach antykorupcyjnych rządowi Mołdawii. Z CBA wyrzucono niemal wszystkich funkcyjnych, którzy przyszli tam razem z Wojtunikiem.
Prok. Zielińska, która chciała stawiać Kamińskiemu zarzuty, zaraz po objęciu władzy przez PiS została przeniesiona do pracy w podrzędnym wydziale.
Prok. Matys, który zmienił jej postanowienie, do pracy w Prokuraturze Okręgowej został delegowany z Żyrardowa. Jego awans na pełnego prokuratora okręgówki zależy od decyzji nowych szefów.
Jolanta Kwaśniewska i jej mąż nadal mają status pokrzywdzonych w operacji CBA. Jednak akta sprawy przeciwko nim zabrała powołana przez rząd PiS Prokuratura Krajowa. Według naszych źródeł analizowane są możliwości powrotu do tego śledztwa.
O co chodziło w operacji „Krystyna”?
Taki kryptonim miała operacja przeciwko Kwaśniewskim. Jej szczegóły jako pierwsza ujawniła „Wyborcza”, zaraz po kompromitującym zakończeniu działań CBA.
Chcąc udowodnić, że żona b. prezydenta jest faktyczną właścicielką zabytkowej willi w Kazimierzu, CBA zaangażowało Tomasza Kaczmarka. Jako „agent pod przykryciem”, udając biznesmena, kupił dom od przyjaciół b. prezydenta.
CBA liczyło, że walizka z pieniędzmi trafi do Jolanty Kwaśniewskiej, którą chcieli zatrzymać „na gorącym uczynku”. W walizce agenci ukryli nadajnik, ale gdy po wizycie u notariusza pieniądze zostały przepakowane, wpadli w panikę. Przerwali operację i zatrzymali osoby biorące udział w transakcji.
Andrzej Czuma, który w tym czasie był ministrem sprawiedliwości, ujawnił, że rozgorączkowany Kamiński domagał się od niego zgody na zatrzymanie Kwaśniewskiej. Czuma go wyśmiał. Jeszcze przez wiele miesięcy po zdymisjonowaniu Kamińskiego przez ówczesnego premiera Tuska (poleciał jesienią 2009 r. za nieudolne i prowokacyjne działania przy aferze hazardowej) CBA nie mogło pozbyć się willi i odzyskać 1,5 mln zł, które za nią zapłaciło.
Jak to sędziowie się samooczyszczali
Rys. Hanna Pyrzyńska
Środowisko sędziowskie częściowo zbojkotowało możliwość samooczyszczenia się z sędziów dyspozycyjnych wobec władz PRL-u. PiS wykorzystuje to, by zmusić sędziów do uległości wobec siebie.
***
PiS przygotowuje propagandowy grunt pod ograniczenie niezależności sądów i spacyfikowanie sędziowskiego samorządu. Najpierw mówił o niesprawiedliwych wyrokach. Teraz: że w sądach siedzą nierozliczeni za komunizm „zbrodniarze w togach”. O takich właśnie zbrodniarzy nagabywała (bo tak chyba należy nazwać ten sposób przeprowadzania wywiadu) Ewa Stankiewicz, dziennikarka m.in. TV Republika, prof. Adama Strzembosza na niedawnym Nadzwyczajnym Kongresie Sędziów Polskich. Wypomniała mu, że na początku transformacji jako minister sprawiedliwości sprzeciwiał się weryfikacji sędziów na wzór – przeprowadzonej – weryfikacji pracowników MSW, milicji i prokuratorów. Prof. Strzembosz mówił wtedy, że sędziowie oczyszczą się sami. Trudno się dziwić, sam został poddany weryfikacji w 1981 r. i wydalony z zawodu sędziego przez rząd (Radę Państwa) PRL.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński, komentując Kongres Sędziów, mówił niedawno: „Sąd Najwyższy odegrał rolę obrońcy starych układów i to tam zapadały takie decyzje, że nie można karać zbrodniarzy w togach sędziowskich, że nie można im wytaczać procesów, a wielu z nich zasłużyło na najwyższy wymiar kary”.
Nie jest prawdą, że do dziś sądzą „zbrodniarze w togach”, czyli osoby, które sądząc, dopuściły się celowego łamania prawa pod dyktando władz. Prawdą jest natomiast to, że sędziowie nie oczyścili się tak, jak tego oczekiwało społeczeństwo. I że Sąd Najwyższy udaremnił starania IPN-u o postawienie przed sądem sędziów i prokuratorów za zbrodnie sądowe z czasów PRL-u.
Weryfikacja sędziów po 1989 r. odbywała się kilkoma ścieżkami. Uruchomienie każdej zależało od samego środowiska sędziowskiego.
ŚCIEŻKA PIERWSZA. Dobrowolne odejście z zawodu z obawy przed weryfikacją. Nikt nie wie, ilu odeszło, ale z całą pewnością ci najoczywiściej skompromitowani odeszli sami, do innych zawodów prawniczych.
ŚCIEŻKA DRUGA. W 1990 r. rozwiązano cały skład Sądu Najwyższego i powołano nowy. Według informacji rzecznika SN, sędziego Dariusza Świeckiego, powołana wtedy Krajowa Rada Sądownictwa wybrała ponownie do SN tylko 19 proc. sędziów, którzy orzekali tam wcześniej. Do dziś orzeka jeden z nich.
ŚCIEŻKA TRZECIA. Krajowa Rada Sądownictwa odrzucała wnioski sędziów, do których były jakieś zastrzeżenia, o zgodę na orzekanie po osiągnięciu wieku emerytalnego (65 lat). Tylko w latach 1990-2000 odmówiła 511 sędziom.
ŚCIEŻKA CZWARTA. Dotyczyła sędziów, który już nie orzekali: nowelizacja ustawy o ustroju sądów powszechnych z 1998 r., która zobowiązywała KRS do odbierania stanu spoczynku sędziom orzekającym w czasach stalinowskich w konkretnych sądach i wydziałach uznanych przez tę nowelizację za organy represji. Nie trzeba było nikomu udowadniać, że łamał prawa człowieka – wystarczyło miejsce zatrudnienia. Do 2009 r., do kiedy KRS się tym zajmowała, pozbawiono prawa do uposażenia w stanie spoczynku 63 osoby, w tym 42 sędziów i 21 członków rodzin zmarłych sędziów.
ŚCIEŻKA PIĄTA. Świadczenia lustracyjne, które sędziowie składają od początku istnienia ustawy lustracyjnej, czyli od 1998 r.
ŚCIEŻKA SZÓSTA. Wydalenie z zawodu przez sąd dyscyplinarny: to przepisy działające w latach 1998-2002 o odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów, którzy w latach 1945-89, „orzekając w procesach będących formą represji za działalność niepodległościową, polityczną, obronę praw człowieka lub korzystanie z podstawowych praw człowieka, sprzeniewierzyli się niezawisłości sędziowskiej lub z innych powodów wydawali oczywiście niesprawiedliwe orzeczenia, ograniczali prawa stron, bezzasadnie wyłączali jawność”. Wniosek przeciw nim do sądu dyscyplinarnego mogły składać osoby pokrzywdzone, minister sprawiedliwości i KRS. Karą było wydalenie z zawodu.
Złożono kilkaset wniosków. Przez sito Krajowej Rady Sądownictwa, ministra sprawiedliwości, rzeczników dyscyplinarnych sądów, prezesów i kolegiów sądów do sądu dyscyplinarnego przy Sądzie Najwyższym trafiło 30 spraw obejmujących 55 sędziów (jeden wniosek skierował prezes sądu apelacyjnego, dwa – KRS, 27 – ministerstwo, w tym 26 za czasów Hanny Suchockiej i tylko jeden za czasów Lecha Kaczyńskiego).
Doszło do rozpraw czterech sędziów. Wszystkich sąd dyscyplinarny uniewinnił. Oprócz jednego, który już nie był sędzią. A więc na podstawie tej ustawy z zawodu nie został wydalony żaden sędzia.
Dlaczego? Konkretnie nie wiadomo, bo rozprawy dyscyplinarne sędziów były wtedy jeszcze niejawne. Ogólnie tłumaczenie: nie można ukarać sędziego za to, że stosował obowiązujące prawo, jeśli go nie złamał. Jeśli skazywał na surowe wyroki za działalność opozycyjną polegającą na łamaniu PRL-owskiego prawa, to jeszcze nie znaczy, że robił to na zamówienie władzy. Mógł przecież mieć poglądy zgodne z jej poglądami i uważać np. złamanie dekretu o stanie wojennym za czyn o wysokiej społecznej szkodliwości. Podobnie dziś zachowują się choćby sędziowie orzekający w Trybunale Konstytucyjnym z nominacji PiS-u, np. uznając – jak PiS – wyrok Trybunału z 9 marca o ustawie „naprawczej” za bezprawny, i to wbrew opinii przygniatającej większości prawników, Komisji Europejskiej, Komisji Weneckiej czy Komisarza Praw Człowieka Rady Europy.
Rzeczywiście, nie można sądzić sędziowskiego sumienia. Ale bywają sumienia, których posiadacze nie powinni być sędziami. I taką ocenę sumienia sądy dyscyplinarne mogły brać pod uwagę. Ale nie brały. Mogły też brać pod uwagę nie tylko akta spraw. Tam nie było dowodów na łamanie praw oskarżonych, bo protokolant notował tylko to, co sam sędzia mu podyktował. Sądy dyscyplinarne nie brały pod uwagę świadectw pokrzywdzonych, uznając je – ze względu na upływ czasu – za zbyt mało wiarygodne.
ŚCIEŻKA SIÓDMA. Odpowiedzialność karna za zbrodnie sądowe, czyli świadome, wbrew prawu ściganie i karanie. O tej właśnie ścieżce mówił Jarosław Kaczyński.
Oskarżać sędziów i prokuratorów chciał IPN. Głównie chodziło o tych, którzy stosowali dekret o stanie wojennym do czynów – np. udziału w strajkach – sprzed daty ogłoszenia dekretu w dzienniku urzędowym – 18 grudnia 1981 r., a więc zanim wszedł w życie. Sam dekret stanowił, że działa z mocą wsteczną – od 13 grudnia. Łamał tym kardynalną zasadę prawa karnego: że nie można karać za czyn, który w dniu popełnienia nie był przestępstwem (zakaz retroaktywności). Sąd Najwyższy przez lata odrzucał wnioski IPN-u o uchylanie immunitetu sędziom i prokuratorom (najczęściej byli już w stanie spoczynku), którzy stosowali dekret do czynów sprzed 18 grudnia. Uzasadniał to tym, że dekret zniósł zakaz retroaktywności prawa karnego w stosunku do przestępstw w nim wymienionych, a konstytucja takiego zakazu nie zawierała. PRL przystąpiła wprawdzie do zawierającego taki zakaz Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych ONZ, ale zdaniem SN w PRL-u nie było zwyczaju stosowania się do ratyfikowanych konwencji międzynarodowych.
Jednocześnie SN unieważniał wyroki za czyny dokonane przed opublikowaniem dekretu, uznając, że wydano je bez podstawy prawnej.
Aby nie zajmować się odrzucaniem kolejnych wniosków IPN-u o uchylenie immunitetów, w roku 2007 SN w siedmioosobowym składzie i z inicjatywy ówczesnego pierwszego prezesa SN Lecha Gardockiego podjął uchwałę, że „oczywiste jest”, iż sędziowie nie byli obowiązani do szanowania zakazu działania prawa karnego wstecz. Dzięki niej wnioski IPN-u można taśmowo odrzucać jako „oczywiście bezzasadne”.
SN całkowicie pominął tzw. formułę Radbrucha, którą np. sądy RFN stosowały do unieważniania skutków nazistowskiego prawa, mówiącą, iż „istnieją takie zasady prawne, które silniejsze są od każdego przepisu. Ustawa, która jest z nimi sprzeczna, pozbawiona jest mocy obowiązującej. Zasady te określa się jako prawo natury lub prawo rozumu”. Z tej formuły wynika, że sędzia ma moralny obowiązek sprzeciwić się bezprawnemu prawu.
Siedmioosobowy skład Sądu Najwyższego uznał widać, że obowiązek moralny nie oznacza obowiązku prawnego. A za brak moralnej wrażliwości nie można karać.
„Nota bene na wniosek RPO Janusza Kochanowskiego Trybunał, w 2010r. uznał, że nie można interpretować przepisu dotyczącego odpowiedzialności dyscyplinarnej tak, jak zrobił to SN, czyli relatywizując zakaz retroaktywności. Wyrok poparł m.in. sędzia Andrzej Rzepliński (kilku sędziów zgłosiło zdania odrębne, ale chodziło im o to, że Trybunał nie ma prawa oceniać uchwał SN). Ale Trybunał nie był w mocy uchylić uchwały SN, i sąd dyscyplinarny przy SN nadal się do niej stosuje.
Przygnębiającą i pouczającą analizę impotencji w sprawie rozliczania przez polski wymiar sprawiedliwości zbrodni sądowych okresu PRL-u przedstawił w książce „Crimen laese iustitiae. Odpowiedzialność sędziów i prokuratorów za zbrodnie sądowe według prawa” prof. Witold Kulesza, b. szef Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko narodowi polskiemu działającej w ramach IPN.
***
Czego nie zrobiło samo środowisko sędziowskie, zrobił czas: „zbrodniarzy w togach” w sądach nie ma. Choć niewykorzystanie w pełni możliwości samooczyszczenia środowisku sędziowskiemu chluby nie przynosi.
Tymczasem politycy PiS piętnujący sędziów PRL-u za dyspozycyjność wobec władzy sami dążą do uzależnienia sędziów od władzy politycznej przez zwiększenie kontroli ministra sprawiedliwości nad sądami i sędziami (zapowiadana reforma sądownictwa), oddanie kontroli nad awansami sędziów władzy wykonawczej (odmowa prezydenta nominacji sędziów, plany ograniczenia kompetencji KRS) i odebranie im sądownictwa dyscyplinarnego. PiS-owska władza robi też coś, czego nie robiły nawet władze PRL-u: publicznie piętnuje sędziów za wydawane wyroki. I grozi im konsekwencjami dyscyplinarnymi – vide niedawne zachowanie wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego w sądzie.
Skoro sędziowie, którzy sądzili w zgodzie z oczekiwaniami władz PRL-u, są „zbrodniarzami w togach”, to jak PiS oceni sędziów, którzy wydawać będą wyroki w zgodzie z jego oczekiwaniami?
Dla sędziów nadszedł kolejny czas próby.