Morawiecki, Kaczyński, Suski – upadła Polska w pisowskiej pigułce

Trzy teksty Waldemara Mystkowskiego.

Paniczne zażegnywanie kryzysu, jaki grozi w związku z podwyżką cen prądu, to doskonały przykład PiS w pigułce. Fundnęli nam ten horror na koniec roku, nie powstydziłby się go sam Alfred Hitchcock. Można było ustawę przeprowadzić już dawno i przesunąć pieniądze z jednej kieszeni budżetu do spółek energetycznych, gdyby rząd pracował nad nią.

To, że dzisiaj do Polaków dotrze wiadomość, że podwyżek prądu nie będzie to guzik prawda, bo szybko ceny dadzą znać o sobie. Nie tylko w samorządach, które obciążone są podwyżkami i dostały już rachunki do zapłaty w przyszłym roku, ale w przedsiębiorstwach, które muszą wpisać cenę elektryczności do kosztów produkcji i usług. Ma być zapis w ustawie o renegocjowaniu cen do kwietnia przyszłego roku. Istny „Miś” Barei na przyszłoroczny Prima Aprilis.

Nagła sesja Sejmu pod koniec roku służy tylko temu, aby przepchać ustawę o cenach prądu. Najpierw nagle spłynął projekt ustawy do Sejmu napisany na kolanie, wielkości dwóch stron, aby tuż przed sesją wpłynęła autopoprawka rządu do własnego projektu, mająca 11 stron.

Ile będzie błędów w tej ustawie, można tylko się spodziewać. Zapowiada się  bubel prawny roku, a może nawet kadencji, dziesięciolecia, stulecia, bo Komisja Europejska może nie wydać zgody na zasilanie spółek skarbu państwa.

Mateusz Morawiecki z trybuny sejmowej uzasadniał podwyżkę cen, że to wina  poprzedniego rządu PO-PSL, konkretnie zaś Donalda Tuska, bo nie zawetował szczytu unijnego w sprawie pakietu klimatycznego. Nie trzeba za bardzo się wysilać, aby na stronach prezydent.pl sprawdzić, iż to Lech Kaczyński w 2008 roku ogłosił to „sukcesem polskim”, nie ma zaś słowa o wecie.

Zresztą ograniczenie emisji CO2 jest w interesie naszego zdrowia, które jest najcenniejsze dla nas, o tym powinien wiedzieć Morawiecki, który chcąc się kiedyś popisać znajomością fraszki Jana Kochanowskiego, spowodował wybuch śmiechu w internecie. Debatę i zadawanie pytań na sali sejmowej ograniczono do 30 sekund, które nawet nie pozwalają na wyrecytowanie „Na zdrowie” Jana Kochanowskiego.

Podwyżka cen prądu jest spowodowana zakupem praw do emisji CO2, a my właśnie go zakupujemy za horrendalne ceny, bo rząd niczego nie robi, aby zmniejszyć zagrożenie dla naszego zdrowia i nie produkować rekordowo CO2.

Dlaczego piszę, że Morawiecki to dubeltowy Marek Suski? Z prostego powodu – „orzeł intelektu” Suski powiedział, że gdyby rząd PO Ewy Kopacz nie zamknął kopalni, które planował, to nie trzeba byłoby importować węgla z Rosji. Otóż rząd PO-PSL nie zamknął żadnej kopalni, a zrobiły to rządy PiS Beaty Szydło i Morawieckiego. Z Suskiego możemy się śmiać, bo to tylko fajtłapa, choć jest szefem gabinetu politycznego Morawieckiego. Ten ostatni jest o wiele groźniejszy, gdyż to Pinokio w każdym wygłaszanym zdaniu.

A za prąd zapłacimy więcej w podatkach i to większych, niż gdybyśmy płacili bezpośrednio. Zapłacimy jednak jeszcze czymś bezcennym, czego uczeń Morawiecki w szkole się nie nauczył – zapłacimy swoim zdrowiem. Nie dość, że dubeltowy Suski, tj. Morawiecki, opróżnia nam kieszenie, to zabiera zdrowie, a niektórym życie – 44 tys. Polaków umiera rocznie z powodu smogu.

Jarosław Kaczyński musiał się w polskiej polityce zdarzyć, tak jak dochodzi do zaistnienia zła, abyśmy mogli docenić dobro. Na szczęście nie doszło do zagarnięcia władzy przez niego na początku transformacji, choć wówczas było gotowe Porozumienie Centrum, którego członkowie skupiali się jednak na budowaniu siły finansowej przyszłej partii Kaczyńskiego. Choćby sprzedanie  najpopularniejszego tytułu gazety codziennej „Expressu Wieczornego” (który przypadł w nowym podziale mediów po 1989 roku właśnie PC), a następnie zainwestowanie pieniędzy z tej transakcji, między innymi przez obecnego prezesa Narodowego Banku Polskiego Adama Glapińskiego, pozwoliło Kaczyńskiemu wyczekiwać dobrego momentu, gdy wreszcie dorwie się do władzy.

Jarosław i Lech Kaczyńscy zawdzięczają niemal wszystko dwóm politykom: Lechowi Wałęsie i Jerzemu Buzkowi. O ile Lech Kaczyński był średnio rozpoznawalny wśród elity solidarnościowej, o tyle Jarosław podczepił się pod brata jako manipulator. I to jest najważniejsza umiejętność prezesa obecnego PiS – manipulacja. Lech Wałęsa szybko braci Kaczyńskich wyrzucił z Kancelarii Prezydenta, Jarosław był głównym autorem jego programu wyborczego, ale to mu nie wystarczało, potrzebował Wałęsy jako narzędzia, aby sięgnąć po władzę dla siebie.

Porozumienie Centrum praktycznie nic nie znaczyło, gdy rządziła pod koniec ubiegłego wieku i na samym początku obecnego Akcja Wyborcza Solidarność – Kaczyńscy byli poza nią, ale w drugiej połowie kadencji po kryzysie w rządzie Jerzego Buzka spowodowanego dziurą budżetową ministra finansów Jarosława Bauca wypromował się Lech Kaczyński. To wówczas powstało Prawo i Sprawiedliwość.

Lech Kaczyński miał praktycznie jeden punkt programu jako minister sprawiedliwości i następnie jako pierwszy prezes PiS: zaostrzyć prawo, włącznie z wpisaniem do niego kary śmierci. To zadziałało. PiS pod sam koniec rządów AWS był jedną z dwóch głównych sił politycznych – obok Platformy Obywatelskiej – które powstały na gruzach ruchów solidarnościowych.

Ten stan układu politycznego jest aktualny do dzisiaj. Wówczas i szczególnie dzisiaj widać talenty manipulatorskie Jarosława Kaczyńskiego. Na początku manipulował bratem Lechem, teraz – prezydentem i premierem. Prezes PiS nie nadaje się na premiera ani prezydenta – do tych dwóch funkcji się przecież przymierzał, krótko był premierem – bo Jarosław Kaczyński potrafi tylko jedno i to najlepiej – zarządzać poprzez manipulację, jest reżyserem i głównym aktorem w swoim teatrze lalek.

Andrzej Duda i Mateusz Morawiecki to jego kukiełki, pacynki, marionetki, nabija sobie je na palec bądź pociąga za sznureczki i grają tak jak on chce, a chce autokracji, więc prezydent i premier podporządkowują się decyzjom prezesa.

Premier rządu AWS Jerzy Buzek w wywiadzie dla tygodnika „Wprost” mówi o pierwszym prezesie PiS Lechu Kaczyńskim, którego sylwetka jest zupełnie inna niż PiS go dzisiaj przedstawia i inna niż brat Jarosław. Wystarczy tylko wspomnieć o roli Trybunału Konstytucyjnego i sądownictwa. – „Lech Kaczyński miał zdrowe poglądy na wymiar sprawiedliwości, przecież to on powtarzał, że Trybunał Konstytucyjny jest nie do ruszenia, że generalnie mamy dobrze skonstruowany system sądownictwa i że trzeba strzec jego niezależności” – powiedział Buzek.

PiS na początku opowiadał się za przestrzeganiem standardów demokratycznych, ale gdy Jarosław Kaczyński odkrył, że nie nadaje się na funkcje prezydenta i premiera wybrał formę autokratyzmu – na razie wersję miękką (republiki bananowej), aby rządzić za pomocą dowolnie wybranych przez siebie polityków. Przecież na miejscu Dudy mógłby być ktoś inny, a zamiast Morawieckiego nadal rządzić Beata Szydło. Oni nie są ważni, ale on – manipulator. Taką mamy formę zarządzania krajem – poprzez manipulacje.

Wierni w coraz mniejszej ilości odnajdują się w kościołach. Nawet tak szczególna okazja jak Pasterka bożonarodzeniowa nie gromadzi w świątyniach tłumów katolików, jak jeszcze kilka lat temu. Z niejakim zdziwieniem odkrył to w swojej parafii Krzysztof Ziemiec, prezenter reżimowej telewizji – dawniej publicznej.

Nawet posunął się dalej, bo oświadczył na Tweeterze, iż „dużo pracy przed nami, aby wizja Kościoła katolickiego, jaką nakreślił przed nami Benedykt XVI, nie wypełniła się na naszych oczach”. Poprzedni papież prorokował o wyludnianiu się kościołów.

Polski Kościół i tak to czeka, choć i w tym jesteśmy zapóźnieni. Z Ziemcem jest ten kłopot, iż nie wie, jaką misję ma wypełniać: być prezenterem, czy apologetą polskiego Kościoła? Gdyby ten prezenter trzymał się przynajmniej przykazania, nie głosić fałszywego świadectwa, to nie miałby kłopotów natury etyczno-zawodowej.

Jak pisał wybitny myśliciel ksiądz Józef Tischner (dla dzisiejszych kapłanów i wszelakich Ziemców: lewak): „Religia jest dla mądrych, a jak ktoś jest głupi i chce być głupi, nie powinien do tego używać religii, nie powinien religią swojej głupoty zasłaniać”.

Nie wymagam od Ziemców mądrości (bo ta właściwość nigdy ich nie dotknie), tylko uczciwości, wszak nawet kler polskiego Kościoła uważa, że kłamstwo jest grzechem, zaś w telewizji reżimowej (dawniej publicznej) króluje kłamstwo i nazwać TVP Świątynią Grzechu nie jest żadna rewelacją socjologiczną, dlatego ta świątynia też się wyludnia (ma coraz gorszą oglądalność).

A czym zasłaniają się książęta polskiego Kościoła? Abp Leszek Sławoj Głódź –  jeden z większych grzeszników na łonie Kościoła – stosuje starą psychologiczną sztuczkę: wyparcie. Świadome to kłamstwo, czy też nie, w każdym razie ten człowiek nie przyjmuje do wiadomości, że ks. Henryk Jankowski był wstrętnym pedofilem i uważa to za manipulację „środowisk wrogich Kościołowi”.

Więc Głódź nie może być zdziwiony, gdy na pasterce oglądał dużo mniejszy tłum wiernych niż kilka lat temu. Głódź nie dorównuje innemu arcybiskupowi, poznańskiemu metropolicie Stanisławowi Gądeckiemu. Ten nie dość, że uważa, aby ofiary pedofilii kleru przyjęły gwałty na sobie za część cierpienia za Kościół, to na pasterce wygłosił kolejne brednie, mianowicie uznał, że „szacunek dla tych, którzy nie są chrześcijanami” jest miękkim totalitaryzmem.

Gądecki ma za złe szkołom, że nie wystawiane są jasełek, a podczas spotkań świątecznych uczniowie i nauczyciele nie dzielą się opłatkiem. Pedofilia jest zbrodnią fizyczną na dzieciach, a indoktrynacja chrześcijańska jest zbrodnią na wnętrzu nieletnich. Muszą to w pierwszym rzędzie zrozumieć polscy politycy, którzy są współodpowiedzialni za to, że kler dopuszcza się zbrodni na młodych Polakach i za to nie odpowiada. Taki oto michałek z podręcznika do katechezy sugerujący uczniom następujący tok postępowania: “postaraj się zaoszczędzić pieniądze, nie kupując sobie ulubionych słodyczy. Złóż je w ofierze na tacę w czasie najbliższej mszy świętej“.

Kler katolicki i tak poniesie odpowiedzialność za swoje niecne czyny, to jeszcze przed nami, prędzej czy później dojdzie do powstania  komisji państwowej, jak w tylu krajach na świecie – i wówczas kościoły zupełnie opustoszeją. Na razie Głódź, Gądecki i ich pomagierzy Ziemcowie zasłaniają się religią, która powinna zapewniać człowiekowi potrzebę metafizyki, ale w Polsce służy materialności.

Każdy człowiek jest religijny, jak pisał najwybitniejszy znawca religii świata Mircea Eliade. Nie jest to jednak tożsame z potrzebą religii sensu instytucjonalnego. Potrzebę metafizyczną może wypełnić medytacja – coraz powszechniejsza – zastępująca intelektualnie przestarzałe i niestrawne instytucje religijne. A chrześcijaństwo – (cytat-Yuval Noah Harari), zdaniem jednego z najbardziej wpływowych intelektualistów – „było najbardziej nietolerancyjną i brutalną religią na świecie”. Islam w tym kontekście to betka.

Przed politykami polskimi dużo pracy, aby osądzić Kościół katolicki i odseparować go od polityki, bo grozi nam zapaść nie tylko moralna i aksjologiczna, z którą demokracje zachodnie jakoś sobie poradziły.

Dodaj komentarz