Morawiecki jak Falenta, tylko mu się udało

Trzy teksty Waldemara Mystkowskiego.

Taśmy z podsłuchu w „Sowie & Przyjaciołach” mają niecodzienną siłę kreowania polskiej polityki i wcale to dobrze nie świadczy o polskim państwie. Poniewczasie trzeba zgodzić się z jednym z inteligentniejszych podsłuchanych Bartłomiejem Sienkiewiczem, iż mamy „państwo teoretyczne” – zresztą taki tytuł nosi jego najnowsza książka.

Główny pomysłodawca podsłuchów Marek Falenta był w ścisłym kontakcie z kierownictwem PiS. Nawet się chwalił, że ma dobre dojścia do Jarosława Kaczyńskiego. Falenta liczył na tekę ministra, gdy PiS dojdzie do władzy. Tak zeznawał jeden z kelnerów Łukasz N., który na polecenia Falenty zakładał podsłuchy: – „Falenta twierdził też, że jest blisko z PiS-em i że może łatwo zorganizować spotkanie z Jarosławem Kaczyńskim. Że jak się zmieni władza u nas, jak PiS przejmie władzę, to mogę dostać nawet jakąś tekę, jakieś stanowisko w rządzie PiS”.

Co zatem się stało, że Falenta dostał wyrok do odsiadki i skończy w więzieniu? Ciąg szpiclowskiej fabuły może wiele wytłumaczyć, dalej mówi ów kelner: – „Miałem zapewnienie od Falenty, że będą z tego duże pieniądze, że on może na tym zarobić miliard złotych. Ja wynegocjowałem dla siebie 10 tys. zł miesięcznie. Mówił mi, że będę bardzo bogaty”. „Duże pieniądze” miały przyjść od obcych służb.

Jakich służb? Tylko od rosyjskich, bo Falenta był na miliony zadłużony u mafii sołncewskiej, która jest krwawymi rękami Kremla. A więc mamy w tle Władimira Putina, któremu zależy na destabilizacji Polski i przede wszystkim na rozchwianiu Unii Europejskiej.

Dlaczego zatem PiS podjął współpracę z Falentą, wszak nietrudno było sprawdzić, gdzie kręci swoje szemrane biznesy? Odpowiedzi są dwie. Kaczyński chciał za wszelką cenę odsunąć Platformę od władzy i przymykał oko na rosyjskie ślady. Albo prezesowi PiS wszystko jedno i godzi się być Targowicą. Wszak w dalszym ciągu mało wiemy o bliskim współpracowniku Kaczyńskiego Antonim Macierewiczu: jakie dokładnie ma powiązania z Kremlem. Starał się to rozwikłać Tomasz Piątek w swojej bestsellerowej książce „Macierewicz i jego tajemnice”.

Czy można zatem rzec, iż PiS doszedł do władzy z możliwą kontrasygnatą rosyjskich służb? Gdy Onet dotarł do 40 tomowych akt, dotyczących afery podsłuchowej, opublikowano wreszcie zapis jednej taśmy – na razie tylko ona jest dostępna – na której zanotowano głos Mateusza Morawieckiego, kompromitujący go jako polityka, a nawet człowieka.

Przez dwa dni PiS nie wiedział, co z tym fantem zrobić. Morawiecki nawet dał nogę do Nowego Jorku, aby dziennikarze go nie nagabywali. Wreszcie prezes Kaczyński zgodził się na występ w podległej sobie telewizji TVP i usprawiedliwił Morawieckiego. W swoim stylu stwierdził, że – w największym skrócie – Morawiecki to Konrad Wallenrod.

Wywiad z Kaczyńskim jest niewiele warty, bo prezes też może być zakładnikiem – zarówno wiadomych służb, jak i zakładnikiem tego, który ma w posiadaniu następne taśmy z Morawieckim. Podobno jeszcze jedna na pewno jest na rynku szantażu – tak twierdził „Newsweek” 2,5 roku temu.

Morawiecki wrócił z ucieczki i dał głos u najbardziej pisowskich dziennikarzy Karnowskich – konkretnie Jacka K. – w telewizji internetowej wPolsce.pl. I co mówi? Określił „swoją” taśmę jako odgrzewany kotlet: – „Te taśmy wszystkie były pokazane w „Newsweeku” 2,5 roku temu”. To jest kolejne kłamstwo Morawieckiego. Taśma owszem była opisana, ale bardzo ogólnie. Onet cytuje duże passusy o korupcji i kumoterstwie oraz powołuje się – to może jest nawet najważniejsze – na 40 tomów akt śledztwa.

Morawiecki zatem prezentuje dobre samopoczucie po zapewnieniu Kaczyńskiego o jego wallenrodyzmie i mówi: – „Ja z drogi naprawy Rzeczpospolitej, którą mam ogromny honor czynić pod rządami PiS, w tym obozie politycznym, naszym obozie, ja z tej drogi nie zejdę” (cytuję in extenso). Czyli dalej będzie demolowane sądownictwo, nasze relacje z Unią Europejską, które są zagrożone Polexitem.

Na Kremlu zacierają ręce z takiej „naprawy Rzeczpospolitej” i destrukcji UE. Tym się różni Morawiecki od Falenty, że jemu się udało, a Falenta zaliczy pryczę za kratami. Taśmy podsłuchowe będą dalej rozstrzygać o polskiej polityce, najprawdopodobniej zaciążą na bycie Polski i niestety pod władzą PiS możemy oczekiwać najgorszego. Oczekuję, że za ten temat zabiorą się najlepsi dziennikarze śledczy, acz będą narażeni, bo tak to jest z wolnym słowem i wolnymi mediami w autorytaryzmach.

Cofamy się do czasów opisanych przez Bolesława Prusa w „Antku”, gdy leczono szturchańcami, wódką z piołunem, a wreszcie wzywano znachorki.

Ciekawie się rozwija fabuła z Mateuszem Morawieckim. Taśma z podsłuchu w „Sowie & Przyjaciołach” ma kolejne odcinki. Zawiązuje się akcja godna Hitchcocka. Poznajemy inne wątki, a nawet dochodzi do takich suspensów, jakie mógłby wymyślić słynny scenarzysta hollywoodzki Dalton Trumbo.

Ryszard Czarnecki nie był w „Sowie”, a dał się nagrać. Toż to szczyt frajerstwa. Akurat Morawiecki dał telefon na tryb głośnomówiący i Czarnecki zapisał się na taśmie ku pamięci. Europoseł PiS wciska, gdzie może swoją facjatę. Ostatnio sfotografował się z pucharem mistrzów świata wywalczonym przez siatkarzy.  Takiej dostał nadętości, że Bartosz Kurek i Michał Kubiak zrobili zdziwioną minę.

Czarnecki załatwiał u Morawieckiego posadę dla syna. Morawiecki ma pecha, bo ze wszystkich nagranych polityków najbardziej właśnie jego obciążają te taśmy. Dał się złapać na korupcji, oferując pomoc byłemu ministrowi skarbu Aleksandrowi Gradowi: – „Pięć dych czy siedem, czy stówkę mu damy na jakieś badania, czy na coś”.

Morawieckiemu grunt solidnie pali się pod nogami. Uciekł na Wall Street do Nowego Jorku, gdzie nie chciał komentować sprawy taśm, gdy poprosiła go o komentarz Magda Sakowska. O losie Morawieckiego zadecydują następne taśmy albo prezes Kaczyński, który choć nie chodzi od kilku miesięcy do pracy w Sejmie, udziela się na konwencjach wyborczych PiS i w mediach, w tym w TVP.

PiS wspiera takie ruchy społeczne, jak antyszczepionkowców, którzy dostarczyli do Sejmu projekt ustawy o dowolności szczepienia dzieci przeciw chorobom zakaźnym. Dzięki wsparciu posłów PiS i Kukiz ’15 projekt przeszedł do dalszych prac w komisjach sejmowych. Cofamy się do czasów przed wynalezieniem antybiotyków, a nawet głębiej. Może dojść do takich sytuacji, jak opisana przez Bolesława Prusa w „Antku”, gdy leczono szturchańcami, wódką z piołunem, a wreszcie wzywano szeptuchy, znachorki.

Można nazwać to syndromem matki Rozalki. Gdy już wymienione domowe sposoby zawiodły, znachorka poradziła matce, aby chorą Rozalkę dla wypocenia umieścić w rozpalonym piecu chlebowym. Niestety po wyjęciu dziecko było martwe, upieczone. Taka też jest ta próba „wolności” od szczepień, która grozi nawrotami epidemii chorób, o których świat już zapomniał.

Do Sejmu przyjechały głodujące od miesiąca pielęgniarki z Przemyśla, ale nie zostały wpuszczone przez Marka Kuchcińskiego. Po czym udały się do Ministerstwa Zdrowia, skąd musiały przejść aż do Centrum Partnerstwa Społecznego „Dialog”. Tam w końcu przyjął je minister Łukasz Szumowski. To ten facet od deklaracji wiary – mentalnie matka Rozalki.

Nie można wykluczyć, że w walce z Morawieckim o prezydenturę mógł Duda zawrzeć przymierze ze Zbigniewem Ziobrą i Mariuszem Kamińskim.

Andrzej Duda w wywiadzie dla „Sieci” chwali się, że za jego sprawą Polska zyskuje moc, taki zresztą jest tytuł wywiadu, wybity na okładce. Tę moc zyskuje dzięki wizycie w Białym Domu, bo prezydent powołuje się głównie na Trumpa, który zaliczył go (jako reprezentanta Polski) do „kluczowych partnerów strategicznych USA”.

Z tej mocy Duda nawet nie mógł znaleźć krzesła w Gabinecie Owalnym, aby się posadowić obok „strategicznego partnera”. Bracia Karnowscy stawiają głowie państwa bardzo obłe, owalne pytania, które czynią wywiad nieinteresujący, niewart czasu na czytanie.

Ale jedno pytanie jest najważniejsze, cały wywiad poprzez nie nabiera kolorów, tym interesownym bliźniakom bodaj o to chodzi. Pytanie dotyczy reelekcji. I ono ma moc, zdradza sympatie Karnowskich, gdzie lokują swoje nadzieje: – „Nie czytał pan prezydent tych plotek o ewentualnym starcie premiera Morawieckiego w wyborach prezydenckich?”. Duda się wije jak piskorz: – „Media co chwila o to pytają, spekulują, taka jest wasza rola”. Po czym z tej mocy prezydent błaga: – „Błagam, zatrzymajmy się w tych publicystycznych dywagacjach”. Bracia Karnowscy, jak Trump, zostawiają Dudę w „strategicznej” pozycji i wywiad toczy się dalej gładko.

Ale na innej kolumnie tygodnika „Sygnalista nadaje” przyłbica jest podniesiona i bez owijania w bawełnę zostało napisane: – „Zdaniem „Faktu” obecny premier Mateusz Morawiecki może być kandydatem PiS na prezydenta. W takim scenariuszu Andrzej Duda nie dostałby poparcia macierzystej partii. Rzeczywiście taka plotka od dość dawna krąży po Warszawie. Ale to scenariusz bardzo ryzykowny. Bo w Pałacu Prezydenckim stawiają sprawę jasno: jeśli PiS nie wystawi Dudy, to on i tak wystartuje”.

Duda może się pocieszać, że on z tej mocy stoi, bo Morawiecki wygląda, jakby leżał. Cios, jaki zadała Morawieckiemu taśma z afery podsłuchowej, raczej nie wyszedł z Kancelarii Prezydenta. Nie można jednak tego wykluczyć, bo w walce o stołek mógł Duda zawrzeć przymierze ze Zbigniewem Ziobrą i Mariuszem Kamińskim. Wszak tego ostatniego ułaskawił z wyroku trzech lat więzienia.

Morawiecki dostaje następne ciosy. Leżący premier dostaje po raz drugi od Sądu Najwyższego, który wydawało się, że został ograny. Za wcześnie trąbiły te wszystkie fanfary w PiS, gdy ZUS w Jaśle wycofał skargę do Sądu Najwyższego, a ten sformułował na tej podstawie pytania prejudycjalne do Trybunału Sprawiedliwości UE. Sąd Najwyższy obchodzi sztuczkę ZUS i zadaje TSUE te same pytania, ale w oparciu o inną sprawę, już bez ZUS-u. Prosi o połączenie tych spraw i zastosowanie trybu przyspieszonego, który tryb ta pierwsza sprawa już ma.

Jakby tego było mało Morawiecki dostaje plombę od Junckera i Timmermansa, którzy w imieniu Komisji Europejskiej składają do TSUE skargę w sprawie Sądu Najwyższego, a tak naprawdę w sprawie niepraworządności. W tym ostatnim wypadku mamy do czynienia zdecydowanie z czymś groźniejszym, z możliwościami sankcji finansowych, które mogą zostać nałożone na Polskę. Morawiecki leży, wcale nie na ringu, ale w klatce sportów walki i okłada go bynajmniej nie Duda.

Dodaj komentarz