Kaczyński jest wart tylko butelki octu i to po nim zostanie

6 ostatnich tekstów Waldemara Mystkowskiego.

Przeciw podkopującemu Polskę PiS-owi stanął Wałęsa i wsparł go Jagger.

Lech Wałęsa, postać za życia historyczna, w podręcznikach historii wyląduje obok Mieszka I, Władysława Jagiełły, Tadeusza Kościuszki i Józefa Piłsudskiego. Jakoś innych naszych bohaterów nie widzę obok, aby mogli emanować światłem jak pierwszy szef „Solidarności”.

Jak w każdym przypadku, bohater jest silny dzięki innym. Bohaterstwo narodowe to dyscyplina zespołowa. Wałęsa jest emanacją nas wszystkich, nas Polaków, którzy mieliśmy aspiracje wyzwolić się ze zniewolenia („zniewolenia umysłów”, jak to trafnie zawarł w metaforze Czesław Miłosz).

Bohaterstwo Wałęsy jest naszym udziałem, zdobyliśmy się na nie, bo mieliśmy takiego, a nie innego lidera. Śmiem go nazwać niemal nieskazitelnym, choć miał jakiś tam grzeszek w młodości i ma w sobie dawkę narcyzmu, aby nie bał się poniesienia odpowiedzialności. Więc wśród innych bohaterów Wałęsa jest niemal krystaliczny i jak to zawsze bywa w podobnych sytuacjach – ma śmiertelnych wrogów.

Mówiąc o Lechu Wałęsie, można ocenić wartość siebie, nas Polaków, a też jego samego. Nie będą to liczby bezwględne, lecz przybliżone, które trzeba mnożyć – jak to bywa w takich wypadkach.

Wałęsa napisał list do Rolling Stonesów i do Micka Jaggera, aby wsparli nas w obronie niezależności sądów. I w tym momencie wartość Wałęsy eksplodowała. Jagger na koncercie powiedział tylko: – „Polska, co za piękny kraj, jestem za stary, by być sędzią, ale jestem dość młody, by śpiewać”.

Tyle. Eksplozja. To może być nawet Big Bang naszego wyzwolenia się spod PiS, wewnętrznego najeźdźcy. Słowa Jaggera cytują największe dzienniki globu i portale, publikują artykuły, które relacjonują, na jakim wrednym zakręcie historii się znaleźliśmy.

Jaką wartość przedstawia owa promocja naszej walki o demokrację w Polsce? Ogromną. Czy Polska Fundacja Narodowa (której nazwa ma zapaszek brunatności) byłaby w stanie za wszystkie setki milionów złotych przebić się z komunikatem o podobnej sile rażenia na globalnym rynku informacji? Oczywiście, że nie.

Albo inny przykład. Rząd PiS wpadł na genialny pomysł, aby opublikować w mediach światowych treść umowy dotyczącej noweli ustawy o IPN, którą tajemnie zawarły pisowska Polska i Izrael. Nie dość, że się ośmieszyli, nie dość, iż Izrael jako strona gwałtownie zaprotestował, to miliony z naszych kieszeni zostały wydatkowane na naszą hańbę.

Lech Wałęsa jest darem, na który zasłużyliśmy, bo jest emanacją tego najlepszego, co Polska posiada i co ceni w nas świat, a obecna władza PiS – czego by się nie dotknęła – zamienia wszystko w zawartość szamba i niestety – strawestuję słowa Mateusza Morawieckiego – tym rynsztokiem podkopuje Polskę. Przeciw temu podkopującemu Polskę rynsztokowi stanął Wałęsa i wsparł go Jagger.

Mam złe wiadomości dla płynącego Morawieckiego w głównym nurcie rynsztoku podkopującym Polskę. W sierpniu na dwa koncerty przyjedzie do Polski Roger Waters, były lider Pink Floyd. On nie chrzani się w komunikatach politycznych – tak mają Brytole. Więc najlepiej dla PiS byłoby odwołać jego koncerty – np. przy wspomożeniu wszelkich stowarzyszeń Matki Boskiej, w opiekę której oddał premier naszą ojczyznę – bo… wartość Wałęsy znowu wzrośnie i to wielokrotnie.

Jarosław Kaczyński jest w takim stanie fizycznym, jakim jest. Po wyjściu ze szpitalu stać go było tylko na najkrótsze w karierze wystąpienie i to po ciężkiej pracy wizażystki (te ostatnie i kierowcy limuzyn zdają się być najbliższymi osobami wielu polityków PiS).

Kaczyński na swój koniec kariery politycznej jest zdeterminowany, aby Polskę pogrążyć, bo cóż innego mu pozostaje. Nie potrafił niczego zbudować, jedynie przez całą polityczną karierę destruował, burzył, niszczył. Takie ma negatywne talenty i w tym może być nazwany geniuszem – geniuszem zniszczenia.

Czasami uciekam się do porównania go z Breżniewem, bądź Gierkiem, ale to błąd. Breżniew był podtrzymywany przy życiu, ale coś po nim zostało, tak samo jak Gierek, który zapożyczył kraj, zrujnował kasę państwa, ale pozostały po nim socjalistyczne budowy, oprócz octu.

Co pozostanie po Kaczyńskim? W ciągu trzech lat budżet – mimo koniunktury na świecie i odziedziczenia po poprzednikach dobrze (a może nawet świetnie) prosperującej gospodarki – ma największe zadłużenie w historii, które – dane na koniec marca – wynosi bilion zł, dokładnie 989 miliardów 179,3 miliona zł.

Po Kaczyńskim zostanie więc jedynie ocet. O tym mówi w wywiadzie dla „Sieci”. Prezes PiS zdecydował się na zderzenie z Komisją Europejską, żadnego kompromisu z KE nie będzie: „Komisja Europejska nie złamie polskiej woli dokończenia reformy, bo to jest albo-albo. Jeśli nie zreformuje się sądownictwa, inne reformy mają mały sens, gdyż prędzej czy później zostaną przez takie sądy, jakie mamy, zanegowane, cofnięte”.

Taka postawa musi skończyć się Polexitem, bo Unii Europejskiej nie stać na to, aby jej członkiem było państwo autorytarne – czyli kraj o obcej dla Zachodu kulturze politycznej. W reformie sądów wszak chodzi o to, aby je upartyjnić, a tym samym pod fasadą demokracji nie pozwolić PiS-owi na przegranie wyborów.

Już jesteśmy na marginesie Unii Europejskiej, grozi nam nowa Jałta, gdy Trump dogada się z Putinem, co do strefy wpływów. A gdy zostaniemy wykluczeni z UE, Polskę spotka taka sama geopolityczna samotność, jak sanację w latach 30-tych ubiegłego stulecia.

Na taki autorytaryzm liczy Kaczyński i podobną grę prowadzi jego prawdopodobny następca – Morawiecki. Polska anachroniczna, bez przyjaciół, wracająca do tradycji kołtunów.

W głowie XXI-wiecznego Polaka nie mieści się, że premier i jego niemal cały gabinet jedzie na Jasną Górę, aby złożyć hołd Rydzykowi i klerowi. Akt hołdowniczy w formie listu od prezesa został odczytany przez ministra obrony Błaszczaka: „Jestem święcie przekonany, że jesteście jednym z filarów, na których wznosi się gmach wiary, polskości i patriotyzmu”.

Kaczyński ponadto wyraził nadzieję, iż „by jak najwięcej polskich serc kochało Pana Boga i Polskę, aby ta miłość rosła i tężała z pokolenia na pokolenie”. Mało mu octu, który po sobie pozostawia i jedynie go tworzy, to jeszcze chce octu stężałego. O, w mordę!

Mogę tylko mniemać, że syn wysłał tatusia, aby wyprosił u Władimira Putina gest życzliwości. Kornel Morawiecki, poseł i ojciec premiera, w wywiadzie dla rosyjskiej agencji RIA Nowosti: „Chciałbym prosić prezydenta Putina, że jeśli dzieją się u nas jakieś zmiany, wybory, by zrobił gest otwartości w stosunku do Polaków”.

Jaka była geneza Targowicy? Bardzo podobna jak dzisiaj, jeżeli uwzględni się uwarunkowania historyczne: rozejście z Zachodem, sobiepaństwo władzy, łamanie umów społecznych, opozycja dokonała ostatniego rzutu na taśmę, jaką była Konstytucja 3 Maja, ale to już było za późno.

Wówczas armię na ostatnią chwilę musiał powoływać Tadeusz Kościuszko, dzisiaj armia jest rozbrajana. Antoni Macierewicz na początku urzędowania zdemolował plan zakupów nowoczesnego uzbrojenia, powołując do życia anachroniczne Wojska Obrony Terytorialnej, które w istocie winny zwać się Mięso Armatnie do Wojny Hybrydowej.

Następca Macierewicza Błaszczak tak robi w portki, że poprzednikowi ustąpił gabinet ministra. Mało tego, unowocześnianie armii wg niego polega na tym, że restaurowane są zabytkowe czołgi, samoloty, a z kałasznikowów wycierana jest rdza. MiG-29 właśnie spadł z nieba, bo procedury po katastrofie smoleńskiej zostały zaniechane.

Bylejakość znamienna dla PiS. Partia Kaczyńskiego szykuje nam Polskę z kartonu, zaprzepaszczają – twierdze, że świadomie – trud poprzednich lat, jesteśmy degradowani, wyprowadzani z cywilizowanego świata, do którego z takimi wyrzeczeniami udało się nam awansować.

Premier Morawiecki jedzie do Brukseli z ogromną świtą – największą w historii – doradców i wszelkiego zbędnego urzędniczego balastu, aby polityków unijnych rżnąć w oczy. W tej świcie nie ma tak naprawdę żadnych fachowców, nawet od pijaru – lewusy, które nas ośmieszają.

Ta szarańcza zżera osiągnięcia poprzedników. Morawiecki bez żadnej żenady o klęsce mówi sukces. O obecnym premierze niczego sensownego nie można napisać, to postać z operetki, z groteski szytej grubymi nićmi. Zero subtelności.

Tej władzy wszystko gnije, psuje się od głowy, zalatuje smrodem kłamstw. I to dosłownie. Projekt Mieszkanie+ wymagał większego polotu i zaangażowania niż rozdawnictwo 500+ na drugie i następne dzieci, które wszak polegało, iż czerpało się z wypracowanych środków przez poprzedników.

Kilka tygodni temu oddano do użytku pierwsze osiedle programu Mieszkanie+ w Siedleminie w Wielkopolsce. A już na obecny stan mieszkańcy tego pisowskiego plusa narzekają, że mieszkania są zalane od strony kukurydzy, trawa w postaci darni na pokaz zniknęła, ściany mieszkań przeszły grzybem: „Nikt nas nie ostrzegł, że zamieszkamy w szczerym polu, w zawilgoconych norach, metr pod ziemią”.

Taki ma PiS program dla Polski – Domek z Kart+, Polska z kartonu zamieszkana przez posłusznych wyborców tej partii – kołtunów, którzy edukowani są w reformowanej szkole m.in. z przedmiotem nauki o niebycie na świadectwie, czyli religią.

„Ucho prezesa” zostało przechwycone przez Jana Pietrzaka. I nie dziwota, twórca „Kabaretu pod Egidą” w klocki, jak układać się z władzą jest mistrzem. W PRL-u miał glejt koncesjonowanej opozycji kabaretowej, pod władzą PiS został pupilkiem. Wyżej w tej materii się nie podskoczy. Jego „Towarzystwo Patriotyczne” dostało od Fundacji PZU 600 tys. zł (plus 400 tys. wcześniej) na realizację „Stu żartów na stulecie”.

Producent oryginalnego „Ucha prezesa” Showmax od nikogo szmalu nie dostał, a musiał przecież płacić honorarium Robertowi Górskiemu i Kabaretowi Moralnego Niepokoju. Przyglądając się Górskiemu, można wątpić co do jego wizerunkowych możliwości. Marny z niego prezes PiS en face i z profilu, a Pietrzak w tej chwili bez charakteryzacji może jeszcze długo odgrywać Kaczyńskiego po chorobie kolana, a nawet po cięższych przypadłościach.

W „Uchu prezesa” produkcji Pietrzaka widzę rolę dla ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, który jest autorem złotej myśli, której nie powstydziłby się twórca „Zielonego Balonika” Tadeusz Boy-Żeleński. Ba, Szumowski to Stańczyk PiS, Szumowski stwierdził, że in vitro i antykoncepcja to pogwałcenie Dekalogu.

Szumowski był łaskaw podpisać swego czasu deklarację wiary, której symbolem jest właśnie Dekalog. I teraz ten minister od boskich boleści ma problem do rozwiązania – jego ministerstwo i rząd PiS zerwali porozumienie z lekarzami rezydentami. Chodzi o „Ustawę 6%”, która nie uwzględnia poprawek lekarzy, a które były clou porozumienia kończącego protest. Lekarze rezydenci nie mają innego wyjścia, jak wznowić presję protestacyjną, piszą: – „Czeka nas w najbliższym czasie fala protestów i strajków w ochronie zdrowia. Przepraszamy pacjentów za to, co nastąpi. Wszystkie inne sposoby zawiodły. Nie możemy już inaczej walczyć o normalność w systemie opieki zdrowia w Polsce”.

Lekarzy rezydentów rząd PiS wydymał, jak i niepełnosprawnych – i z tego gwałtu, jak zwykle w tej partii – owocem są zwyrodnienia. Takie zwyrodnienie mamy szansę dojrzeć w owocu „światłej” myśli tatusia premiera Kornela Morawieckiego, który chciałby „prosić prezydenta Putina, że jeśli dzieją się u nas jakieś zmiany, wybory, by zrobił gest otwartości w stosunku do Polaków”.

Ta prośba do Putina to owoc zwyrodniałej przyjaźni z Viktorem Orbanem, który jest bliskim przyjacielem Putina. PiS jest więc na drodze, iż prędzej czy później musi dojść do otwartej zależności od Kremla, jeżeli jest się na wojnie z Zachodem, z Unią Europejską. Jasne, iż tatuś Mateusza Morawieckiego to czystej wody targowiczanin, w grobie przewracają się Józef Piłsudski i Jerzy Giedroyc. Na naszych oczach rodzą się targowiczanie – odpowiednicy Szczęsnego Potockiego i Ksawerego Branickiego.

A swoją drogą ciekawy byłby odcinek „Ucha prezesa”, w którym odgrywający Kaczyńskiego Pietrzak leży na łóżku szpitalnym, chore kolano ma podwieszone na wyciągu i śpiewa czastuszkę na nutę „Żeby Polska”.
„Odrodzenie państwa w drodze!
Już nie grozi nam agonia!
(…)
Oj ra! Oj ra! Rodina Sowieckaja!
Oj ra! Oj ra! Rodina Sowieckaja!”
(tekst Jacka Kaczmarskiego)

Kabaret Pietrzaka będzie wszak transmitował Jacek Kurski na falach TVP. Braki publiczności – jak w Opolu – wypełnią z naboru pisowscy pacjenci. A czy to będzie przy Szaserów, czy w Tworkach, jest drugorzędne. Za milion złotych można podrzucić nie takie kukułcze jaja.

W tej chwili Polska przechodzi test, czyli wszyscy zdajemy egzamin z historii.

Doradca premiera Izraela o niedawno wynegocjowanej noweli do ustawy o IPN Yaakov Nagel w „The Times of Israel” mówi: – „Polski rząd wycofał się z zapisów ustawy IPN z podkulonym ogonem. Zmieliliśmy prawo, nie dając im (polskiemu rządowi) nic w zamian”.

W tym samym czasie w 15 najważniejszych dziennikach świata, w tym trzech izraelskich, publikowana jest płatnie na stronach reklamowych deklaracja premierów Polski i Izraela za pieniądze fundacji PKO BP. Te szpalty mogą być w redakcjach zsyłane do księgowości i podpisane mazakami: „podkulony ogon Morawieckiego”.

Polski rząd nie wstydzi się tego, jak został ograny i chwali się przed światem. Mało tego, dowiadujemy się, iż negocjacje nad podkulonym ogonem Morawieckiego prowadzone były w siedzibie Mosadu – jakby ktoś nie wiedział, izraelski wywiad jest jednym z najlepszych na świecie – w Wiedniu przez dwóch europosłów PiS Ryszarda Legutkę i Tomasza Porębę. Powstaje pytanie, jakie mieli uprawnienia do prowadzenia rozmów, wszak to leży w gestii Ministerstwa Spraw Zagranicznych odpowiedzialnego za politykę zagraniczną.

Więc nie jesteśmy zdziwieni, że tak zostali ograni, a Morawiecki ośmieszony. Zdaje się, że premier w te klocki jest lepszy od Beaty Szydło. Tyle kłamstw, ile zaserwował w Parlamencie Europejskim jest godne odnotowania w Księdze Guinnessa. Mateusz do tego dostaje wsparcie od tatusia Kornela, który równolegle z wystąpieniem syna wychwalał putinowską Rosję. Tak niedaleko pada jabłko od jabłoni. Jakiś czas temu rodzic premiera dał krótki wykład o wyznawanym nacjonalizmie – a w zasadzie faszyzmie – czyli o wyższości narodu nad prawem.

Inny absztyfikant PiS prezydent Duda chyba zaczął się bać, trząść portkami. Wysłał zawiadomienie do 11 sędziów Sądu Najwyższego, informując, że przeszli w stan spoczynku z dniem 4 lipca. Wśród tych osób jest profesor Małgorzata Gersdorf. Listy, panie Duda, możesz sobie słać do prezesa Kaczyńskiego, albowiem zgodnie z art. 142 ust. 2 Konstytucji prezydent wydaje postanowienia.

Duda przygotowuje się na czas po zdaniu urzędu i nie chce produkować dokumentów konstytucyjnych, które go pogrążą. Ale i tak Trybunał Stanu go czeka, jak amen w pacierzu. Boję się, że po przejściu na emeryturę – były wówczas prezydent – nie będzie miał spokoju i zazna przyjemności pociągnięcia do odpowiedzialności za łamanie Konstytucji. Ale może zaczął ją czytać, skoro nie wydaje sprzecznych z Konstytucją postanowień, tylko listy pisze.

Prof. Marcin Matczak uważa, że w tej chwili Polska przechodzi test, czyli wszyscy zdajemy egzamin z historii. Jak pisze wybitna poetka Ewa Lipska w wierszu (śpiewanym przez Marka Grechutę): „Był już taki egzamin z historii / kiedy naraz wszyscy uczniowie oblali. / I został po nich uroczysty cmentarz”.

Obyśmy tych „uroczystości” jako naród kolejny raz nie zaznali. Aby nie dać się PiS-owi, który dąży do tego cmentarza, musimy reagować, nauczyć się nazywać to, co oni robią. Nie możemy godzić się na tę codzienną dawkę… arszeniku.

Tak oni nas przyzwyczajają codziennie do swoich toksyn, trucizn. Jeden z portali wiadomość o dosłownej chęci zatrucia narodu opatrzył zdjęciem z „twarzami PiS” Krzysztofa Jurgiela i Jacka Sasina, których oglądanie jest trujące estetycznie. Zawsze mam na podorędziu czarny humor, delektuję się braćmi Coen i Woody Allenem, ale to nie znaczy, że dam sobie dawkować pisowski arszenik.

Ten, jak wiemy, codziennie dawkowany w minimalnej ilości powoduje, że organizm się uodparnia. I na to liczy PiS, iż podając nam truciznę, nie będziemy na nią reagowali. Dosłownie chciano praktykować to na całym narodzie, aby został po nas „uroczysty cmentarz”. Minister rolnictwa Jurgiel nie poradził sobie z Afrykańskim Pomorem Świń (ASF), więc zlecił skup zarażonych świń i zawarł umowy z 16 największymi zakładami przetwórstwa mięsa, aby po pewnych procedurach produkować z nich konserwy.

Wszak nie każdy jest wegetarianinem, Jurgiel zamierzał – także ze mnie – zrobić „uroczysty cmentarz”. Ale zakłady się kapnęły i odmówiły Jurgielowi wspólnoty w mordzie na narodzie. Wówczas ten osiłek mentalny wydał rozporządzenie „w sprawie określenia sposobu postępowania z surowcami, które nie mogą być wykorzystywane do produkcji produktów mięsnych”. Czyli wziął na klatę, że to on zlecił dawkowanie tego „arszeniku” poprzez konserwy. Utajniono, które zakłady podjęły współpracę z Jurgielem, ale na tajne/poufne nie nabrały się supermarkety, które odmówiły zakupu pisowskiego arszeniku. Lecz resort rolnictwa nie poddał się i konserwy są w tej chwili składowane w wojskowej Agencji Rezerw Materiałowych.

Arszenik pisowski czeka na lepsze czasy. Gdy wybuchnie wojna – wcale nie jest to tylko mój czarny humor – nie będzie ważne, czy żołnierz poległ w hybrydowej wojnie na froncie z Rosjanami, czy od pisowskiej konserwy.

„Uroczysty cmentarz”? Tak! To nam szykuje PiS. Ja na to nie idę, niech oni – Morawiecki, Duda, Macierewicz, Błaszczak, prezes Kaczyński wybiorą się na ten cmentarz, bo przegrywają na każdym froncie, który utworzyli na wojnie ze światem, Europą i nami, społeczeństwem obywatelskim.

A wydawało się, że 1:27 Beaty Szydło nikt nie prześcignie.

Miarą sukcesu wystąpienia Mateusza Morawieckiego w Parlamencie Europejskim o przyszłości Unii Europejskiej może być entuzjazm brytyjskiego europosła Gerarda Battena, który wsparł premiera rządu pisowskiego i wezwał go, aby Polska wzorem swoim z II wojny światowej teraz pomogła w Brexicie.

Morawiecki nie jest wszak lotnikiem Dywizjonu 303, a bardziej kamikaze Jarosława Kaczyńskiego. Wygląda na to, że „dzielnie” walczy o Polexit. Przecież patriotyzmy mają swoje granice, niech Batten walczy o jak najlepszy Brexit, bo Morawiecki zaangażował się w Polexit.

Morawiecki w Parlamencie Europejskim odniósł niejaki sukces. Liczba wygłoszonych przez niego bredni jest godna odnotowania w Księdze Guinnessa, pogłębił „sukces” Beaty Szydło 1:27, co wydawało się niemożliwe. Tylko dlatego, że Jarosław Kaczyński zachorzał na kolano, nie był witany entuzjastycznie na Okęciu.

Gdybym był złośliwy, zaproponowałbym Morawieckiemu, aby trochę poczekał na powrót do zdrowia prezesa – byłby witany na lotnisku w samym Baranowie, gdzie rząd PiS zamierza wybudować lądowisko godne ich wizji. Moja względna niezłośliwość wszak zasadza się na tym, że napisałem Baranów, a powinien – Pacanów.

Polska w wydaniu Morawieckiego zaprezentowała się jako Pacanów, a on sam jako ta koza, która jest kuta na cztery łapy. Premier poszerza zasób porównań, do tej pory powszechnym było nazywać go Matołusz, teraz przechyliło się na stronę nomenklatury Pinokiusz.

Problem z Morawieckim jest jeszcze inny, nie dość że nie jest samodzielny i do imentu krętacz, to przede wszystkim posiada średnią wiedzę o naszej tradycji. Był łaskaw stwierdzić, iż należał do „Solidarności”, co mija się z prawdą, bo „Solidarność Walcząca” jego tatusia Kornela walczyła ze związkiem zawodowym, którego pierwszym przewodniczącym był Lech Wałęsa. To jest podszywanie się pod krętactwa tamtych czasów. Aby zwodzić Polaków, komuchy wszystkie inne związki zawodowe nazwali, jak Solidarność – NSZZ, czyli Niezależnymi Samorządnymi Związkami Zawodowymi.

I tego nie powiedział Matołusz vel Pinokiusz, iż podszył się pod Solidarność. Chciał się przedstawić bardziej papieski niż sam papież (bardziej solidarnościowy niż ikona Lecha Wałęsy), czym przypomina komucha też tamtych czasów Mieczysława Moczara. Kimś takim jest Morawiecki – vel Moczar naszej demokracji. Czy Matołusz vel Pionokiusz zarumieni się z powodu, iż kompromituje Polskę, w której jak w Pacanowie podstawia cynicznie swoje ambicje do podkucia (a przecież brak mu intelektualnych kompetencji)?

Chciałem naszemu Pinokiuszowi przypomnieć, jak wyglądał schemat naczelnych organów państwowych w konstytucji PRL z 1952 roku, w której „odrzuca się powszechną dla demokracji burżuazyjnej zasadę podziału władz na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą”.

Morawiecki zatem nie wywodzi się z „Ducha praw” Monteskiusza, ale z „Krótkiego kursu WKP(b)”. I tę jego różnicę odnotowano w Parlamencie Europejskim. To jest pogłębiony sukces 1:27. I proszę, wydawało się, że Beaty Szydło nikt nie prześcignie. Matołuszowi vel Pinokiuszowi się udało.

Dodaj komentarz